• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[02/09/1972] Bulioner z przypadku || Cameron & Heather

[02/09/1972] Bulioner z przypadku || Cameron & Heather
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
25.01.2025, 00:08  ✶  

—02/09/1972—
Biura Brygady Uderzeniowej, Ministerstwo Magii
Cameron Lupin & Heather Wood



U podstaw wrażeń wynoszonych ze stażu studenckiego w Szpitalu św. Munga znajdowały się trzy stany aż nader bliskie Cameronowi: strach, stres oraz ulga. Strach odczuwał, ilekroć napotykał na korytarzu mrożące krew w żyłach spojrzenie Florence Bulstrode, które lustrowały go niepokojąco od stóp do głów. Ostatnio nawet mocniej; zapewne przez przymusowy urlop, na jaki został wysłany Lupin po tym, jak doznał urazu ręki na imprezie Brenny Longbottom na wybrzeżu.

A stres... Cóż... Nawet w czasie pokoju żywot stażysty nie należał do spokojnych. Podenerwowani pacjenci, niewspółpracujący współpracownicy, przestarzałe receptury, z których nie sposób było wyczarować odpowiedni medykament. Można by wyliczać w nieskończoność. A plotki i niekończące się domysły na temat nieuchronnego ataku ze strony Śmierciożerców lub kolejnej szalonej kapłanki wcale nie umilały czasu młodym lekarzom. W szczególności Cameronowi, który musiał liczyć się z tym, że w ogniu kolejnego dramatu mogłaby się znaleźć jego własna narzeczona.

Ostatnią emocją była ulga. I och, jakże uwielbiał ten moment, gdy mógł z całą pewnością stwierdzić, że zrobił wszystko, co w jego mocy, aby osiągnąć wymagany wynik i... Wszystkie pomniejsze ryzyka popłaciły! Cóż to były za emocje, gdy kilka dodatkowych kropel śliny ropuchy okazało się zbawienne w nowej terapii leczniczej!

Tylko że... Hmm... Co łączyło te wszystkie stany i dlaczego były w tej chwili tak wazne dla Camerona. Otóż, Pan Lupin przeżywał wszystkie te stany na raz, siedząc roztrzęsiony na stołku w poczekalni tuż obok przejścia do oficjalnych biur Brygady Uderzeniowej Ministerstwa Magii. Miłą pani z recepcji kazała mu poczekać na powrót Wood, z którą po prostu musiał się zobaczyć. Pewnie znowu się gdzieś szlaja z tą całą Longbottom, pomyślał, pocierając nerwowo jedną dłoń o drugą.

Wyglądał teraz jak swój brat Cedric. Nawet nie zdążył się przebrać, toteż zjawił się w robocie swojej narzeczonej w swoim kitlu roboczym z plakietą szpitalną zwisającą smutno z kieszonki. Dostał się tu na piechotę, nie chcąc ryzykować, że z tego wszystkiego się rozszczepi. Na siedzeniu obok leżała błękitna koperta, rozerwana nieporadnie czubkiem magicznej różdżki. Och... Cameron zupełnie nie spodziewał się treści tego listu. Jak i konsekwencji, jakie będzie ze sobą niósł. Przecież to było zupełnie nieprawdopodobne. Nikt w jego rodzinie nie miał takiego szczęścia. Czyżby fart Rudej zaczynał mu się udzielać?

Nie minęło pięć minut, a zza drzwi prowadzących do biura wyściubiła nos recepcjonistka, prowadząc za sobą rudowłosą brygadzistkę. Lupin ledwo ją zobaczył, a od razu poderwał się z miejsca.

— HEATHER! — zawołał, zdecydowanie głośniej niż powinien, biorąc pod uwagę, że dzieliła ich odległość maksymalnie paru metrów i znajdowali się na dosyć wąskim korytarzu. — Heather… To znaczy... Heather. Ja... My!

Ewidentnie zabrakło mu języka w gębie, toteż cofnął się w połowie drogi do swojej narzeczonej i wrócił do siedziska po kopertę, którą zaraz wepchnął Rudej w ręce. Zaczął kiwać nerwowo głową, nie bardzo wiedząc, jak ubrać w słowa ten... Nieprawdopodobny łut szczęścia.

— Ja... Ja... Ja nie sądziłem, że to prawda! Że to tak działa. Wiesz, ludzie różne rzeczy mówią o takich produktach, ale... Nie spodziewałem się aż takich wielkich zmian! — kontynuował, z perspektywy osób trzecich zapewne kompletnie bredząc od rzeczy. — A-ale okazało się, że t-to n-naprawdę działa! Heather ja... To znaczy my… My wygraliśmy! I to tak dużo w chuuuuuuuj!! — Zaczął podrygiwać z emocji, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. — A przecież ja nawet u goblina ledwo co potrafię wygrać, nie mówiąc d-dopiero o czymś t-takim!

Odpowiedź na pozbawioną ładu i składu gadaninę Camerona nadeszła, gdy rudowłosa zajrzała w końcu do koperty. W środku znajdował się wypisany ręcznie list na papierze kredowym o następującej treści:

Szanowny Panie Lupin,

Z wielką radością informujemy, że został Pan zwycięzcą naszego konkursu organizowanego przez producentów szamponu "Magiczne Włosy" we współpracy z londyńską agencją nieruchomości "Zaklęty Dom". Pańska wygrana to wyjątkowe mieszkanie w jednej z najbardziej luksusowych dzielnic w magicznej dzielnicy Londynu na Horyzontalnej 3, które z pewnością spełni wszystkie Pańskie oczekiwania.

Serdecznie zapraszamy na uroczyste przekazanie kluczy do mieszkania, które odbędzie się w pierwszych dniach września 1972 roku w godzinach przedpołudniowych w obecności reprezentantów konkursu oraz przedstawicieli mediów. Prosimy o potwierdzenie swojej obecności w dniu otrzymania tej wiadomości, kontaktując się z naszym biurem pod adresem zawartym w załączonych dokumentach.

(...)

Jeszcze raz gratulujemy wygranej i cieszymy się, że możemy przekazać Panu to wyjątkowe mieszkanie. W razie jakichkolwiek pytań prosimy o kontakt.

Z poważaniem,
(…)
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
27.01.2025, 01:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.01.2025, 01:11 przez Heather Wood.)  

Heather w przeciwieństwie do swojego narzeczonego nie stresowała się zupełnie niczym. Codziennie była gotowa na nowe wyzwania, które gwarantowała jej praca brygadzistki. Okazało się, że odnalazła się w niej wyjątkowo dobrze, miała jakiś ukryty talent, czy coś. To nie tak, że czasami nie brakowało jej tej całej otoczki, którą niósł ze sobą świat sportu, jako gwiazda quidditcha zdecydowanie mogła dużo więcej, niżeli zwyczajna brygadzistka, jednak nie było, aż tak źle jak zakładała. Zresztą nie dawała o sobie zapomnieć, ciągle więc mogła korzystać z profitów jakie niosła ze sobą jej barwna przeszłość. Kiedyś częściej zastanawiała się nad tym, czy nie chciałaby wrócić do gry zawodowo, ostatnio jednak powoli przestawała wracać do tego tematu. Jako funkcjonariuszka magicznej policji była zdecydowanie bliżej problemów zwykłych ludzi i chyba zaczynała to lubić. Zresztą nie omijały jej również wystawne przyjęcia dla gwiazd sportu, nadal była na nie zapraszana, bo przecież jej matka mimo swojego wieku ciągle grała, a ojciec tworzył najwspanialsze miotły w Wielkiej Brytanii, nadal było dla niej miejsce w tym świecie.

Odpowiadało jej to, że dużo się działo. Ostatnio zgłoszeń było coraz więcej, nie była odsyłana jedynie do wystawiania mandatów za źle zaparkowane miotły, czy do ogarniania pijanych jegomości. Chcąc nie chcąc, Ministerstwo musiało nieco zmienić swoje działania, brakowało im przecież rąk do pracy. Dla Rudej było to całkiem przyjemnym rozwiązaniem, mogła angażować się dzięki temu w poważniejsze sprawy. Zresztą miała sporo szczęścia, że trafiła na taką partnerkę, uczyła się od najlepszych, więc wierzyła w to, że kiedyś uda jej się dojść wyżej w zawodowej hierarchii, w sumie to zaczęła marzyć o tym, że kiedyś zostanie aurorką, ale do tego była jeszcze długa droga. Nabywała jednak doświadczenia, może nie oficjalnie, bo przecież nie mogłaby wpisać w swoim życiorysie tego, że walczyła z czarnoksiężnikami jako członkini Zakonu Feniksa, ale miała świadomość, że to doświadczenie może jej się przydać w przyszłości. Na pewno będzie błyszczeć podczas kursu aurorskiego.

Ten dzień się powoli kończył, właściwie to nie kończył, po prostu jej zmiana zmierzała ku końcowi, musiała tylko wrócić do biura, by wypełnić papiery, ziewając przy tym co chwilę, bo była to ta część pracy za którą przepadała najmniej. Niestety i te obowiązki musiała odbębnić.

Zaliczyły z Brenną szybki patrol, ktoś sugerował, że jakiś jegomość zamierzał wysadzić sklepik z eliksirami, jak się okazało, był to jedynie drobny wypadek przy pracy i sytuacja szybko została opanowana, więc nie musiały przeprowadzać tam żadnego śledztwa. Mogły więc wrócić do biura.

Nie wiedzieć czemu, gdy tylko pojawiła się w biurze została poproszona przez recepcjonistką o pójście za nią. Nie spodziewała się, że coś przeskrobała, w pracy raczej starała się być odpowiedzialna i nie zwracać na siebie uwagi, kobieta dosyć szybko oznajmiła jej, że ktoś na nią czeka. To nieco jej ulżyło, chociaż nie do końca, bo rzadko kiedy jej bliscy pojawiali się w tym miejscu.

Gdy wyszła na korytarz usłyszała głos Camerona nim jeszcze zdążyła dostrzec jego sylwetkę. Rozpromieniła się od razu, gdy go zauważyła, a w sumie to kiedy on zobaczył ją.

Nie miała pojęcia czemu powinna zawdzięczać taki entuzjazm, z którym ją przywitał, ale nie brzmiało to tak, jakby wydarzyło się coś złego. Uśmiechnęła się więc szeroko, w dupie miała to, że ktoś mógł stwierdzić, że są zbyt głośno. To był w końcu jej narzeczony! - CAMERON. - Odkrzyknęła do niego, odwróciła się jeszcze do recepcjonistki i kiwnęła jej głową na znak, że już sobie poradzi i tamta może odejść.

Coś większego musiało się wydarzyć, skoro reagował w ten sposób. - Ty i ja, tak to my. - Odpowiedziała jeszcze na jego komentarz, nie przestawała iść w jego stronę, chociaż Lupin na chwilę się po coś wrócił. Ciekawe, nie miała zielonego pojęcia, co się działo.

Wepchnął jej w dłoń kopertę, którą od razu otworzyła, żeby dowiedzieć się o co właściwie chodzi. Bardzo szybko przejechała wzrokiem po tekście, mrugnęła przy tym kilka razy, jakby nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała. Pamiętała o tym szamponie, zresztą sama z niego korzystała przy okazji tego, jak walczyła ze swoimi włosami po tym co stało się podczas Beltane, miała wrażenie, że Cameron stworzył go i dopracowywał specjalnie dla niej, jak widać to okazało się jednak być czymś więcej, bo jego szampon został doceniony. Niesamowite.

- Ja pierdole, wygrałeś mieszkanie?! - Próbowała to ogarnąć, ale to była naprawdę spora nagroda, na Pokątnej? Kurde, niesamowite, musiało kosztować fchuuuuj hajsu. Wiedziała, że te nieruchomości nie należały do tanich.

- Wiedziałam, że mam najzdolniejszego narzeczonego na świecie. - Cmoknęła go w policzek, a później zaczęła podskakiwać w miejscu. - To nie było szczęście, przecież to coś więcej, jesteś po prostu super mądry i umiesz tworzyć niesamowite rzeczy. - Rzuciła w między czasie unosząc nieco ton głosu. Od zawsze wiedziała, że stać go na wiele, był przecież taki mądry i niesamowity. - Mieszkanie na Pokątnej to nie są tanie rzeczy, ten Twój szampon działa cuda, nie dziwię się, że go docenili. - W końcu testowała go na sobie, miała świadomość, w jaki sposób działał.

- Bez tego też byliśmy bogaci, ale teraz jesteśmy bardziej. Zamierzasz tam zamieszkać? - To było chyba istotne pytanie, i czy widział dla niej miejsce w tym mieszkaniu? To też ważne, w końcu ostatnio zmienili status swojej relacji, więc w sumie dobrze by było chyba, gdyby ze sobą zamieszkali, tyle, że jakoś wcześniej o tym nie rozmawiali, a aktualnie nadarzyła się ku temu idealna okazja.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
06.02.2025, 21:53  ✶  
Szeroki uśmiech, który wstąpił na twarz Camerona w chwili, gdy został uznany za ''najzdolniejszego narzeczonego na świecie'' momentalnie przygasł, gdy zdał sobie sprawę, jak nieodpowiednie wnioski wyciągnęła Heather na podstawie treści listu. A może to on znowu coś pomieszał? A może dostał przedwczesnego ataku demencji, nie potrafiąc sobie przypomnieć tego, że wysłał wyniki swoich eksperymentów do producenta szamponu? Chłopak cofnął się o pół kroku, jakby w ten sposób chciał na moment odizolować się od otaczającego go świata i nabrać nieco perspektywy.

Czy faktycznie coś takiego mu się przydarzyło...? Przecież zapamiętałby coś takiego! Bądź co bądź, przekazanie Florence wyników jakichkolwiek badań wiązało się w jego przypadku ze sporą dawkę stresu i niepewności, więc na pewno zapamiętałby wzięcie udziału w konkursie na ulepszoną recepturę szamponu do włosów. Wprawdzie owszem eksperymentował na pewnej mieszance, kiedy Heather przeszła... metamorfozę... po swoim wypadku na Beltane, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, aby cokolwiek gdzieś wysyłać!

— He? — Zamrugał parokrotnie, rozdziawiając przy okazji usta w zdziwieniu. — A-ale to nie jest ż-żaden mój szampon, H-heather.

Cameron zaczął rozglądać się na boki, czerwieniąc się na policzkach. Na Merlina, czyżby kolejną plotką na ich temat miało stać się to, że stał się twórcą jakiegoś nowego szamponu? Aż zbladł nieco, wyobrażając sobie, co by pomyślano na jego temat w przypadku. Wprawdzie do głowy wpadały mu różne głupoty, a kasa za sprzedaż receptury na pewno by nie śmierdziała, ale przecież... Przecież... Przecież on miał odejść na emeryturę za parę lat po wyleczeniu jakiejś nieuleczalnej choroby. Magiczny łupież się nie liczył. Nagła utrata włosów też nie!

— J-ja go tylko kupiłem. Ten konkurs... To z tego szamponu. P-pamiętasz? T-ten los? — Wbił w nią wyczekujące spojrzenie, licząc, że dziewczyna doda w końcu dwa do dwóch. — Ten, przez który narzekałem, ż-że sowy mi obsrają parapet w pokoju, bo zaczną przychodzić u-ulotki z jakichś podejrzanych miejsc? M-myślałem, że to jakieś oszustwo, a-ale najwyraźniej... Najwyraźniej NIE!

Nie świadom do końca własnego podenerwowania Lupin zaczął kiwać się to do tyłu i do przodu, pocierając przy tym niezdarnie jedną dłoń o drugą.

— N-no, ale t-tak! Wygraliśmy. Mieszkanie. Nasze własne. Na Pokątnej. Bez kredytu w Banku Gringotta. Bez pożyczki. Bez sprzedaży nerki!

Wszystko wskazywało na to, że krótkie komunikaty były w tym momencie jedynym komentarzem, jaki potrafił z siebie wydusić młody medyk.

— N-no, no oczywiście! — rzucił, na powrót zbliżając się do Heather i łapiąc ją za rękę. — W s-sumie, t-to liczyłem, że pójdziesz tam ze mną. Na to wręczenie kluczy. I do mieszkanie, to znaczy. Wiesz. Tak... Na stałe, p-pani Lupin?
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
07.02.2025, 00:37  ✶  

Dostrzegła ten gasnący uśmiech na jego twarzy. Czyżby coś powiedziała nie tak? Przecież była miła, naprawdę starała się podejść do sprawy odpowiednio, docenić swojego narzeczonego. Zależało jej na tym, aby wiedział iż doceniała jego starania, chociaż nie znała się na tym wszystkim zupełnie. Wpatrywała się w chłopaka dłuższą chwilę, aż do niej dotarło, że coś pomieszała. Nie było to wcale nic dziwnego, Wood ciągle gdzieś pędziła, nie miała na nic czasu, bardzo prawdopodobne było więc to, iż wyciągnęła pochopne wnioski.

- Jeden grzyb, Twój szampon, czy nie Twój, najważniejsze, że wygrałeś? - Starała się znaleźć odpowiednią perspektywę. Grunt to optymistycznie podejść do sprawy. Cameron wspominał o wygranej, zupełnie nieistotne było to, w jaki sposób ją osiągnął, zresztą wierzyła w to, że gdyby faktycznie miał stworzyć jakiś magiczny szampon to na pewno byłby on najlepszym z możliwych, więc właściwie co to za różnica?

Złapała chłopaka za rękę, gdy zobaczyła, że jego policzki się zaczerwieniły. Oddychaj, Cameron. Nie powiedziała tego jednak w głos, nie chcąc go jeszcze bardziej stresować. Musiał się ogarnąć, na spokojnie. To ona wszystko przekręciła, co wcale nie było żadną nowością, aż jej się przez to zrobiło głupio.

- Tak, teraz mi się wszystko rozjaśniło. - Faktycznie pamiętała, że była taka sytuacja. Lupin okropnie przejmował się tym, że kupił coś, co miało mu przynieść tylko i wyłączne szkody, i właściwie nawet by jej to nie zdziwiło. Spotkała się z podobnymi sprawami podczas śledztw dla BUMu, tyle, że tym razem to wszystko zadziałało. Jeden los na tysiące, a on wygrał. To było niesamowite.

- To niesamowite, nie sądzisz? - Mieszkanie, na Pokątnej? Miała świadomość, jakim to było wydatkiem, mało kogo było stać na takie nieruchomości, nawet wśród tych bogatych czarodziejów, a teraz okazywało się, że Cameron został właścicielem takiego mieszkania. Wspaniale!

Pisnęła trochę zbyt głośno - tak już reagowała na te wszystkie dobre wiadomości. Zupełnie nie spodziewała się tego, że w najbliższym czasie razem zamieszkają, jasne potrzebowali takiego posunięcia, zwłaszcza, że zmienili status swojej relacji, ale jakoś nie spieszyli się ku temu, aby to zrobić, teraz okazja sama się nadarzyła. - Oczywiście, że pójdę tam z Tobą, jakże mogłabym to opuścić? - No nie mogła, taka okazja zdarza się raz w życiu, była tego pewna.

- Czy Ty mnie właśnie pytasz o to, czy ze sobą zamieszkamy? - Tak, wolała o to zapytać wprost, żeby mieć jasność, że zrozumieli wszystko wyraźnie. - TAK, TAK, TAK! - Nie mogła mu tego odmówić, zresztą uważała to za wspaniały krok jeśli chodzi o ich wspólną przyszłość, którą w końcu zdecydowali się już mieć. Nie mogło być lepiej.

- Kiedy to wręczenie kluczy? - Wolała się zapytać, w końcu jej grafik bywał różny.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
20.06.2025, 23:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2025, 23:46 przez Cameron Lupin.)  
— Niespodziewane. I niesamowite — przyznał jej rację. — S-szczerze mówiąc zawsze myślałem, że będziemy się kisić w moim pokoju nad apteką. — Zaśmiał się nerwowo. — Wiesz, żeby nie nadużywać pomocy ze strony twoich rodziców. — Teraz przynajmniej rodzice, Cedric i Cecylka będą mieli więcej miejsca dla siebie. To było... nadzwyczaj fortunne rozwiązanie całej tej sytuacji. — A tutaj taka niespodzianka...

Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie go stać na własne mieszkanie. Wprawdzie po ukończeniu staży i rozpoczęciu prawdziwej kariery w Szpitalu świętego Munga powinien po paru latach zarobić wystarczająco dużo, żeby zacząć jakoś odkładać pieniądze na podobną inwestycję, ale... Nie zakładał, że zacznie wdrażać ten plan w życie przez co najmniej kilka następnych lat. A teraz nie dość, że nie musiał go zaczynać, to dostali praktycznie wszystko jak na tacy. Wszystko się zaczynało układać.

Szczęście zawsze znajdzie drogę, pomyślał przelotnie Lupin. Pomimo tych wszystkich problemów z Charlesem. Pomimo kariery Heather w Brygadzie Uderzeniowej. Pomimo Beltane, Śmierciożerców i życia w ciągłym niepokoju... Dalej zdarzały się momenty, kiedy chwile prawdziwej radości przedzierały się przez te burzowe chmury, które towarzyszyły im od tak długiego już czasu. Pytanie tylko, czy niedługo nie zacznie im się to wszystko ponownie walić na głowę...

— Za parę dni, może za tydzień? B-będę musiał załatwić sobie wolne. Tak myślę. To pewnie nie p-potrwa p-piętnaście minut. — Zmarszczył czoło, jakby właśnie zorientował się, że odebranie kluczy mogłoby przedłużyć się do późnych godzin popołudniowych. Z drugiej strony, czy naprawdę powinien się martwić? Mieć tremę? Niedawno oświadczył się Heather na imprezie na którą teoretycznie nie mieli wstępu. Zdecydowanie nabrał odwagi. — M-myślisz, że powinniśmy p-przygotować jakąś przemowę?

Czy na takich wydarzeniach obdarowywani byli zobowiązani jakoś podziękować? Opowiedzieć jakąś anegdotę? A może powinni przy okazji wykorzystać stale rosnącą popularność Heather i zagrać kartą rozpoznawalnej młodej pary? I jak zareagują na to wszystko rodzice?, pomyślał Cameron, wzdrygając się lekko na tę myśl. Oczywiście- na pewno będą zadowoleni. Nawet dumni. Wprawdzie rodzina Rudej mogłaby spokojnie zasponsorować im podobne mieszkanie, ale na pewno będą się cieszyć szczęściem córki. A Lupinowie? Mama mogłaby się przekręcić z radości. Nie żeby jej tego życzył. To po prostu było... dużo. Dużo szczęścia, które przyszło bardzo niespodziewanie.

— Gdybyś dalej latała w reprezentacji, to zaproponowałbym, żebyś pojawiła się tam w uniformie do quidditcha — zażartował słabo, obejmując mocno rudowłosą dziewczynę. — A teraz... Teraz nie wiem, czy wolałbym zobaczyć cię tam w mundurze czy bez... W sensie: w czymś innym niż mundur. N-nie żebyś źle w-wyglądała w mundurze, ale po c-cywilnemu t-to co innego, c-co n-nie?
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
21.07.2025, 22:10  ✶  

- Coś Ty, nie było na to szans, nie zamieszkałabym w mieszkaniu nad apteką. - Wood była przyzwyczajona do pewnych standardów, i niby próbowała zrozumieć podejście Lupina, tak jednak nigdy w życiu nie pozwoliłaby na to, żeby kisili się w takim małym mieszkanku. Miała pewne standardy... raczej bardziej wysokie niż niskie. Zresztą była bogata, na pewno by im zorganizowała jakieś wspaniałe gniazdko.

Na szczęście jednak Cameron miał farta, dzięki czemu na pewno czuł się lepiej, niż gdyby znowu mieli być zależni od niej. Idealnie się to wszystko potoczyło. Los im sprzyjał, czy coś, skoro coś takiego się wydarzyło, to na pewno był znak od Merlina, że życzy im wszystkiego co najlepsze.

Zdawała sobie sprawę z tego, że Lupin nie ma lekko. Był na stażu, czekało go wiele lat nauki zanim sam będzie mógł zacząć leczyć na poważnie, a przy okazji zarabiać większe pieniądze. Nigdy nie patrzyła na niego przez pryzmat tego, co posiada, zdecydowanie ceniła sobie wszystkie inne cechy, a nie rzeczy materialne, szczególnie, że nie musieli się o nie martwić.

- Wiesz co, nie ma sensu tego przedłużać, przejmiesz klucze, powiesz, że dziękujesz i naraska. - Zdawała sobie sprawę z tego, że Cameron nie lubił takich sytuacji, więc mogła mu pomóc jakoś to ogarnąć, najlepiej tak, żeby poszło to jak najszybciej i szybko mogli zobaczyć to ich wspólne mieszkanie, a później w nim zamieszkać. Część oficjalna nie wydawała się jej być szczególnie istotna.

- Jak coś będę Ci szeptać, co masz mówić. - Wood miała w końcu doświadczenie w wystąpieniach publicznych, jakoś to ogarną.

- Przyjdę normalnie, w sensie ubrana normalnie, nie bez munduru, w sensie nie bez niczego. - Chyba zrozumiała do czego zmierzał Cameron, chociaż nieco się przy tym zakręcił. - Póki co nie ma się, czym przejmować, mamy czas. Idziemy? - Skończyła już zmianę, więc mogli razem opuścić budynek. Tak właściwie to nie czekała na potwierdzenie, tylko ruszyła z Lupinem w stronę wyjścia.



Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (1653), Cameron Lupin (1565)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa