A na zewnątrz panował chaos. Widziała go doskonale jeszcze ze środka, ale przypominało to raczej przyglądanie się spanikowanym rybkom, które goniły się w wodzie, przemykając to w jedną, to w drugą stronę. Ludzie krzyczeli, ktoś płakał, ktoś inny zaciągał inną osobę w najbliższy zaułek, korzystając ze sposobności że nikt nie zwracał na nich uwagi. Cóż, nikt kto by się tym odpowiednio zainteresował. Na Nokturnie wystarczyło niewiele by obudzili się wszelkiej maści oportuniści, dopatrujący się w ludzkiej tragedii korzyści dla samych siebie.
Pocieszającym wydawało się, że Podziemne Ścieżki pozostawały bezpieczne - oczywiście na tyle, na ile w ogóle mogły takimi być. Ważne jednak było, że ogień zdawał się interesować tylko tym, co tkwiło na powierzchni, pozwalając podziemnym lokatorom zająć się, co było dzisiaj dla nich najważniejsze, czyli wykorzystaniem całego zamieszania by uciąć wszelkie wycieczki niechcianych osobników. Wreszcie miał nastąpić koniec ze swobodnymi spacerami Brygady Uderzeniowej czy Aurorów, bo kiedy wszyscy na Nokturnie próbowali ugasić szalejący ogień i przeżyć dławiący dym, znane do tej pory wejścia na niższy poziom zostawały zamykane. Dobrze tylko, że nie opanowali umiejętności przenoszenia całych lokali, bo kto wie kto wylądowałby w jej piwnicy zamiast Głębiny.
Rosie obejrzała się przez ramię, słysząc jakiś podejrzany wrzask zbliżający się w jej stronę. Przebijał się przez trzask pobliskich budynków ledwo bo ledwo, ale samą grupkę pędzących czarodziejów trudno było nie zauważyć, kiedy spojrzało się wreszcie w dół ulicy. McKinnon zrobiła krok, chociaż na dobrą sprawę powinna zwyczajnie wrócić do środka, tam gdzie pozostawała bezpieczna, bo kiedy tylko nieznajomi znaleźli się bliżej, czyjeś ręce uderzyły w nią, zwalając z nóg i sprawiając że uderzyła o bruk.
Jęknęła, czując jak kości pulsują bólem w zetknięciu z kamieniem. Zawsze była słabej budowy, jakby mięśnie wzbraniały się za wszelką cenę, by obudować jej sylwetkę i nadać jej trochę wytrzymałości. Zagryzła zęby, rozważając w głowie czy ten drobny akt agresji nie skończył się właśnie czymś poważniejszym z właściwą dla siebie, odrobiną dramatyzmu. Kiedy jednak przekręciła się i usiadła pokracznie na bruku, jedyne co zostało nadszarpnięte to czystość jej szaty, a na nogach rozlewały się natychmiast pokaźne siniaki.