• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
Jesień 1972, 8 września // Ja te panele sprowadzałam z Finlandii

Jesień 1972, 8 września // Ja te panele sprowadzałam z Finlandii
la mauvaise foi
worlds change where
eyes meet
Piękna młoda kobieta o sięgających ramion, czarnych, falowanych włosach i złotych oczach, które w gniewie rozpalają się czerwienią. Jej twarz jest delikatna, przyjazna, ale poza urodą nieszczególnie zapada w pamięć. W towarzystwie uchodzi za kobiecą, chociaż zadziorną. Dzięki metamorfomagii potrafi zmieniać swój wygląd jednym kaprysem, przybierając postaci od mugolskich profesorów po indyjskiego arystokratę Amritesha. Mierzy 173 centymetry wzrostu.

Primrose Lestrange
#1
19.04.2025, 16:46  ✶  
8 września 1972, późne godziny wieczorne
dom rodziny Lestrange zaczyna płonąć

W Lecznicy Dusz panował typowy dla późnego wieczoru półmrok przeplatany pomarańczowym światłem płonącego nieopodal sadu. Cichym skrzypnięciom podłogi towarzyszyły zaduch, szelest papierów, ciche westchnienia. W Dolinie było źle. Coraz więcej osób przybywało tutaj po pomoc, a Primrose… cóż, udzielała jej (jak ja uzdrowicielkę przystało!) ukrywając kompletne niewzruszenie losem tych, którzy tracili teraz swój dobytek. Lord Voldemort miał nieco bardziej radykalne poglądy niż ona, ale ostatecznie był po jej stronie, tak? Po stronie takich rodzin jak Lestrange właśnie! Pracowała więc w przeświadczeniu, że jej ani nikomu bliskiemu krzywda tej felernej nocy wyrządzona nie zostanie.

Myliła się.

Oh jakże Prim się teraz myliła!

Kończyła właśnie segregować fiolki i spisywać na pożółkłym arkuszu papieru ile medykamentów wciąż znajdowało się w asortymencie Lecznicy (niewiele, zdecydowanie zbyt mało jak na rosnące zapotrzebowanie), kiedy drzwi gabinetu otworzyły się z impetem, a do środka wbiegł uzdrowiciel Woolsey. Był o wiele bledszy niż zwijany przez nią pergamin, z potarganą czupryną i rozszerzonymi od paniki źrenicami przekazał jej coś, w co w pierwszej sekundzie zwyczajnie nie uwierzyła.

– Panno Lestrange… – aż się zachłysnął powietrzem na widok jej zdziwionej miny. – Twój dom… On się… Właśnie pali…

Cisza. Jeszcze głębsza niż wcześniej. Nawet świerszcze nie zadzwoniły jej w uszach, bo pewnie uciekły hen daleko przed łuną gorejącego miasta. Na moment świat zamarł, jej serce również, a potem zaczęło bić z takim impetem, że aż zrobiło jej się niedobrze.

– Co? – Na początku odepchnęła od siebie myśl, że to mogła być prawda. – Że cooo proszęęęęę? – Później pojawiło się wycie. Tak, to był skowyt konającego wilka. Bezwiednie wypuściła tenże arkusz z danymi na kafelki i jeżeli pojawiła się jakaś odpowiedź, to Primrose jej zwyczajnie nie usłyszała. Już biegła – przez drzwi, przez ulicę, z różdżką w dłoni, ale bez żadnego planu. Ludzie coś do niej wołali, ktoś próbował ją zatrzymać, chwycić za rękaw – nic nie docierało. Nic oprócz świadomości tego, że płomienie tańczące na dachu posiadłości nie są wytworem jej wyobraźni, lecz faktem. I prawie wywróciła się o pieprzonego Bertiego Botta!

– MON DIEU!!! AAAAAAAAAA!!!

Po okolicy poniósł się jej głośny, irytujący pisk. Od lat była największą, lokalną histeryczką, ale tym razem świat dał jej prawdziwy, wyraźny, sensowny powód. Powietrze było gęste od dymu, a ogień łapał już gzymsy okien i piął się po ścianie jak te pierdolone czarne róże niszczące jej ukochany ogród. Krzyknęła jeszcze raz, jeszcze głośniej.

– JAPIERDOLE!! KURWA MAĆ!! SALEM. JEBAĆ VOLDEMORTA!!! MÓJ KOT UMRZE. SALEM?! – Z pewnością nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, skoro pierwszą jej myślą był kot, a nie matka. Poza tym – kto normalny wbiega do płonącego budynku? Ale Primrose to zrobiła, zaspana, w kryzysie tożsamości, zupełnie jakby akurat jej te płomienie nie miały zrobić nic.


The truth may be out there, but the lies are inside your head.
— motyw muzyczny —
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#2
19.04.2025, 17:19  ✶  
Bertie dwoił się i troił, żeby uporać się ze wszystkimi problemami, które rzuciły mu się na głowę. Sąd płoną, podwórko płonęło, padoki płonęły, a przecież nie zatrudniał armii pomocników, wyznając zasadę rodzinnej atmosfery, której natomiast sprzyjała próba zapoznania się z każdą osobą która dla niego pracowała. Trochę teraz żałował, gdzieś pomiędzy łapaniem się za głowę, a poganianiem kolejnej mućki.

Bo to zwierzęta mimo wszystko były jego priorytetem. Potem był natomiast sam dom. Że wszystkim jednak jako tako, nawet wyciągnęli do kogoś pomocną dłoń, a potem w Bocie odezwał się zew bohatera. Bo może skoro u niego sytuacja została jako tako opanowana, to mógł pomóc komuś innemu. W końcu miał takie dobre serce i przez nie właśnie został prawie potrącony przez rozhisteryzowaną pannę Lestrange.

Bertie nigdy sam nie był histerykiem, ale nie przeszkadzało mu to w rzucanie emocjami na prawo i lewo, kiedy sytuacja robila się nieco krytyczna. Zatchnął się,  trochę w pierwszym momencie zbity z tropu i chyba na moment zaraził się jej akcentem, albo chciał poczuć się jak w klubie.

- PANNO LESTRĄŻŻŻŻ!! - zawył w jej kierunku, łapiąc ją w objęcia na chwilę, żeby obydwoje nie skończyli na bruku. Albo ona przynajmniej. - Panno Lestrąż, tylko spokojnie!!! - ale spojrzeniem sięgnął w stronę jej rodzinnego domu, z którego wybijały się ku górze płomienie i chmary dymu. Sytuacja była krytyczna.

- ŻADEN KOTEK NIE BĘDZIE UMIERAŁ! - oznajmił odważnie, ale ona była o krok szybsza, w amoku rzucając się do drzwi wejściowych. Ruszył za nią i może powinien, ale ani na moment nie próbował jej zatrzymywać bo 1. wspierał kobiety, 2. potrafił rozpoznać wariatkę, nawet jeśli tylko chwilową.
la mauvaise foi
worlds change where
eyes meet
Piękna młoda kobieta o sięgających ramion, czarnych, falowanych włosach i złotych oczach, które w gniewie rozpalają się czerwienią. Jej twarz jest delikatna, przyjazna, ale poza urodą nieszczególnie zapada w pamięć. W towarzystwie uchodzi za kobiecą, chociaż zadziorną. Dzięki metamorfomagii potrafi zmieniać swój wygląd jednym kaprysem, przybierając postaci od mugolskich profesorów po indyjskiego arystokratę Amritesha. Mierzy 173 centymetry wzrostu.

Primrose Lestrange
#3
25.04.2025, 14:09  ✶  
Płomienie nigdy nie były wrogami sióstr Lestrange, były nimi natomiast irytujący sąsiedzi, którzy swoją popularnością przypominali im o swoim nie do końca czarodziejskim pochodzeniu. Dzisiaj jednak ogień postanowił zadziałać jej na przekór i Primrose nie do końca potrafiła się z tym pogodzić. Owszem, nie sięgały jej jego języki, ale całkiem skutecznie trawiły domostwo rodzinne, a co za tym szło, zginięcie od spopielenia jej nie groziło, ale wciąż mogła zostać uderzona belką lub stopić się od żaru.

No ale przecież nie mogła się poddać, tak?

Choć wszystko wokół syczało i trzaskało z dziką siłą, a powietrze było tak ciężkie, że można je było kroić nożem, Lestrange rzuciła na siebie asekuracyjne Bąblogłowy korzystając z magii kształtowania i postanowiła przedrzeć się kamiennymi (na szczęście!) schodami na piętro.

Rzut O 1d100 - 38
Akcja nieudana

Znała ten dom na pamięć. Biegła przez korytarz, po którym stawiała swoje pierwsze kroczki, próbując nie zważać na zniszczone ramy portretów rodzinnych. Mignęły jej kontury, twarze - uśmiech dziadka, dziecięce rysunki w jaskrawych kolorach. Za moment szkło chroniące je przed kurzem popęka, roztrzaskując te wspomnienia w drobny mak. Serce tego domu łamało się na kawałki i nic nie mogło już tego zatrzymać.

Drobna kobieta, jaką była Primrose, wykonywała swoje ruchy nadmiernie powoli, nawet mimo umykającego czasu. Deski jej pokoju trzasnęły mocno, kiedy przekroczyła jego próg. Przesunęła palcami po framudze, po której niegdyś z Daphne rysowały kredą runy, wierząc w to, że ochronią je przed złymi snami. Ostatnia forma czułości, zanim drewniane elementy pozostaną kupką popiołu. Minęła mahoniową szafę z rzeźbionym frontem, stół z palmą w za ciasnej doniczce, koc przesiąknięty dymem, jeszcze dzisiaj rano pachnący lawendowym płynem do prania.

Wśród tych wszystkich wspomnień, z którymi nie było czasu się pożegnać, nie dało się usłyszeć żadnego miauknięcia. Towarzyszący jej Bertie mógł pomyśleć najgorsze - że kotek w kącie, skulony pod biurkiem, czarny i lśniący w blasku czerwieni, umarł. Ani drgnął, nie oddychał... A kiedy Primrose zauważywszy jego spojrzenie, wreszcie go dostrzegła (bo sama była ślepa jak kret i nie miała na sobie okularów) i pochyliła się nad czymś, co w całym tym dramacie mogło przypominać zwłoki, na jaw wyszła prawda.

Dym już zbierał się pod sufitem, musieli stąd uciekać, zanim ogień sięgnie po to miejsce jak łapska gniewnego bóstwa, a ta dziewczyna... wbiegła tutaj, żeby uratować przytulankę. Żaden to był kot - Salem był wypchanym grochem pluszakiem, którym zapewne bawiła się od lat, bo miał na sobie ślady wielokrotnego zszywania. Ale wciąż... zaryzykowali dla przytulanki.

// Primrose jest odporna na ogień (przewaga po mamie). Ma wadę wzroku I.


The truth may be out there, but the lies are inside your head.
— motyw muzyczny —
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#4
02.06.2025, 02:14  ✶  
Gdyby tylko mogli sobie teraz tak od serca porozmawiać, to Bertie zapewne z radością wyznałby Primrose, że pod względem przyjaźni płomieni, byli sobie niezwykle bliscy. W końcu to nad kuchennym płomieniem tworzyło się wspaniałe dania i wypieki. Oboje więc w jakiś sposób byli z nimi obeznani i nie do końca musieli się ich bać. Znaczy Bott powinien, bo on w przeciwieństwie do panny Lestrange nie był ognioodporny, ale posiadał właściwą dla kucharzy cechę, to jest oparzył sobie ręce już tyle razy, że wyrobił w dłoniach pewnego rodzaju odporność.

Prim ewidentnie miała jakiś plan, nawet jeśli dla jej towarzysza absolutnie niezrozumiały, ale błysk w jej oku sugerował, że jedyne co mu pozostało to iść za nią i upewnić się, że żadna płonąca szafa albo sufit na nią nie spadnie. Zaraz więc po niej zrobił to samo, machając różdżką na zaklęcie Bąblogłowego przy magii kształtowania, żeby nie skończyć w tym dymie omdlałym i na podłodze.

//kształtowanie na bąblogłowego
Rzut N 1d100 - 62
Sukces!


Rozsądek coś tam krzyczał, że powinien ją złapać i wynieść jak najdalej od płomieni, ale zadeklarował już głośno i wyraźnie, że żadne kotki nie będą dzisiejszego dnia umierać. Alek byłby dumny - wcale nie - ale coś w Bocie jak zwykle rwało się do przodu, a jednocześnie darło się niemożebnie że w rezydencji Lestrangów rozsiadała się właśnie śmierć.

Pocił się, ale nie był pewien czy od nieprzyjemnego ścisku serca, czy może od temperatury, która spiekała ich zewsząd. I zaczął się pocić jeszcze bardziej, kiedy zatrzymawszy się za panią domu, napotkał martwe spojrzenie kociaka. Bertie przeklinał... chyba nigdy, ale w tym momencie coś mu w głowie zawrzało. Otworzył usta, raz i drugi, bo mu dosłownie słów zabrakło, co też można było traktować jako kliniczny przypadek. Potem natomiast zrobiło mu się niedobrze, bo nagle był przekonany, że całe to bohaterstwo - dla PLUSZOWEGO kotka - skończy się jego nagrobkiem (chociaż prawdę powiedziawszy - jako kucharz czasem miał sny o tym, że odchodzi z tego świata jako pieczeń i to były te z najprzyjemnych koszmarów).

Primrose musiała działać szybko, bo pana Botta nagle nie do końca interesowało, czy tego kotka faktycznie wydłubała z kąta, czy może nie. Złapał ją, chcąc przerzucić ją sobie przez ramię i zrobić w tył zwrot, żeby ich z tego palącego się budynku ewakuować, raz dwa trzy.

//af na zarzucenie cię na ramię, moja droga damo
Rzut N 1d100 - 1
Krytyczna porazka


//bertie ma zawadę kompleks bohatera i drobny lęk przed własną śmiercią

@Primrose Lestrange
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#5
02.06.2025, 15:25  ✶  
Rozsądek coś tam krzyczał, że powinien ją złapać i wynieść jak najdalej od płomieni, ale zadeklarował już głośno i wyraźnie, że żadne kotki nie będą dzisiejszego dnia umierać.

Rozsądek krzyczał o pomoc dla tej kobiety, a serce wyjątkowo biło w tym samym rytmie. I chociaż rzadko bywało tak, że te dwa organy zgadzały się ze sobą: tak nie mogło być za pięknie, nie dzisiaj, nie tu i nie teraz. W chwili, gdy wyciągałeś w stronę Primrose ręce, gdy dotykałeś jej ciała: pot na twoich skroniach wpadł ci do oczu. Był słony i sprawił, że pod powiekami nieprzyjemnie zapiekło. Owszem, złapałeś dziewczynę uganiającą się za pluszowym kotkiem, lecz nawet taka drobna a ty taki silny - nie dałeś rady bez dodatkowego zmysłu. Podniosłeś Primrose na kilka milimetrów, ale kobieta wyślizgnęła ci się z dłoni w chwili, gdy pot wślizgnął ci się w oczy. Puściłeś pannę Lestrange, która upadła z powrotem na swoje miejsce. W ten ruch włożyłeś sporo siły, a ponieważ nie znalazła ona odpowiedniego ujścia, po prostu upadłeś na zadek tak jak upadają ludzie, którzy myśleli, że podnoszą wielki głaz, który okazał się leciutkim pustakiem.

Plasnąłeś nie tyle na posadzkę, co na zbiór niegdyś przepięknych ubrań Primrose Lestrange. A może to była pościel? Albo dywan. Nie miałeś jednak czasu, żeby zbadać co to, bo poczułeś ogień, który parzył cię w zadek - nie zająłeś się płomieniami, ale zrobiło ci się gorąco, a jeszcze chwila i twoje spodnie zaczną płonąć jak oblane benzyną drwa w ognisku.


Lost in the serenity
Found by the water
la mauvaise foi
worlds change where
eyes meet
Piękna młoda kobieta o sięgających ramion, czarnych, falowanych włosach i złotych oczach, które w gniewie rozpalają się czerwienią. Jej twarz jest delikatna, przyjazna, ale poza urodą nieszczególnie zapada w pamięć. W towarzystwie uchodzi za kobiecą, chociaż zadziorną. Dzięki metamorfomagii potrafi zmieniać swój wygląd jednym kaprysem, przybierając postaci od mugolskich profesorów po indyjskiego arystokratę Amritesha. Mierzy 173 centymetry wzrostu.

Primrose Lestrange
#6
09.06.2025, 01:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.06.2025, 01:06 przez Primrose Lestrange.)  
Primrose kaszlnęła nieprzyjemnie, bo okropnie splecione zaklęcie przepuściło przez siebie tyle dymu, że dziewczyna omal nie pożałowała wtargnięcia do środka płonącego domu. Ogień jej nie dotykał – to fakt, jego języki bardziej łaskotały jej skórę niż krzywdziły – ale zatrucie dymem (z którego istnienia jako uzdrowicielka zdawała sobie sprawę) nie było mrzonką, lecz realnym zagrożeniem. Zagrożeniem na tyle realnym, że ratowanie pluszaka powinno znajdować się bardzo nisko na liście jej życiowych priorytetów. Prawda była przecież taka, że jej rodzina składała się w przeważającej części z bogaczy – gdyby chciała, prezent w postaci nowej zabawki sprawiłby jej ktokolwiek, z kim dzieliła nazwisko. No ale to byłby inny pluszak. Może podobny, ale nie ten – nie tej konkretny, z którym łączyła ją nostalgia dzieciństwa, nawet jeżeli zdaniem większości była na takie rzeczy za stara.

Kaszlnęła jeszcze raz, z rozsądku nie podnosząc głowy wysoko. Spróbowała jeszcze raz – bąblogłowy, po którym będzie mogła odetchnąć świeżym powietrzem i bezpiecznie stąd wyjść bez potrzeby dramatycznego skakania z okna na trawę. Była przecież w Lecznicy i wiedziała, że poskładanie jej kości nie będzie dla jej przełożonego proste ze względu na wyjątkowo małą liczbę eliksirów i innych specyfików ratujących życie.

Rzut O 1d100 - 53
Slaby sukces...

A później wydarzyło się coś, czego nie przewidziała nawet przenajświętsza Matka i żaden z jej innych, boskich przydupasów.

Lestrange pisnęła, upadając na podłogę i widać po niej było, że cokolwiek się tutaj wydarzyło, wprawiło ją w głębokie oszołomienie. Kilka zdecydowanie zbyt długich jak na okoliczności sekund poświęciła tępemu wpatrywaniu się w przestrzeń, to zaś musiało uruchomić w Bottcie świadomość najgorszego – udało mu się obudzić w niej jeszcze większą histerię, to zaś zaprowadziło ją prosto w objęcia ataku paniki. Delikatna kobieta, którą próbował wynieść z pomieszczenia, zdecydowanie należała do osób mądrych i godnych zaufania w kwestiach związanych z ukończonymi przez nią studiami, ale teraz – kiedy w jej siostrach zapewne obudziłby się matczyny gen wojowniczki, ona... zbladła. Zbladła jak ściana i wyglądała teraz jak mim, oddychała ciężko i przerażona zaczęła gmerać w podpalonych ubraniach gołymi rękoma, co prawda odsuwając je od Bertiego – czyli robiąc dobrze, ale dlaczego robiła to zamiast uciekać, tego nie wiedział nikt. Zabrakło w tym jakiejkolwiek logiki, działała całkowicie mechanicznie i ewidentnie potrzebowała pomocy kogoś, kto złapie ją za rękę i stąd wyprowadzi, zanim zgubi się w tym wszystkim jeszcze mocniej.

Chociaż udane zaklęcie pozwoliło jej zachować jakąkolwiek twarz, jeżeli zostaną tutaj chwilę dłużej, zamiast blada zrobi się sina.

// histeryk I, metamorfomag, włosy jak płomienie 0, słabo zbudowany II, nazwisko Lestrange


The truth may be out there, but the lies are inside your head.
— motyw muzyczny —
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#7
13.07.2025, 05:08  ✶  
Bertie rozumiał zażyłości, jakimi było w stanie darzyć się przedmioty. Szczególnie te stare, które wiązały człowieka z niewielkimi odpryskami przeszłości, które wydawały się bliskie sercu i ogrzewały je swoim ciepłem. Sam należał do tych, którzy cenili sobie pamiątki i nawet jeśli nie zasypywał półek ich całymi górami, to większość przedmiotów w jego dworku nosiła ze sobą jakąś historię. Nie mógł niestety pochwalić się niczym, co wiązałoby go z dzieciństwem, bo to wcale nie należało do najprzyjemniejszych. Nie kiedy spędzało się je w sierocińcu, bez bliskości rodziny, a szkolne mury zawsze nosiły ze sobą widmo powrotu do pozbawionego rodzinnego ciepła budynku w czasie wakacji.

Ten kotek, ten po którego wdarła się tutaj Primrose, wyrażał w jego mniemaniu więcej niż tysiąc słów. Oczywiście, w aktualnej sytuacji, kiedy szarpały nim jakże sprzeczne emocje, całość wydawała się absurdem, ale gdyby tylko mogli przyśpieszyć czas i znaleźć się w bezpiecznym miejscu? Z ciepłym uśmiechem powiedziałby jej, że rozumie - nawet jeśli pewnie takich słów wcale od niego nie potrzebowała. Ba, może nawet obwiniała go nieco o to, że jej dom płonął, w końcu wcale nie należał do jakiejś bogatej, dobrze urodzonej arystokracji, a jego poglądy... cóż, były dobrze znane, przez niektórych potępiane i na niego również ściągnęły tego wieczoru problemy.

Próbował ją podnieść, ale niestety, było tak cholernie gorąco że pot lał mu się z czoła i wślizgnął do oczu, a on w wyniki wszystkiego co sprzeniewierzyło się przeciwko niemu - wylądował na ziemi. Nie, nie na ziemi, na stercie jakichś ubrań od czego zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Nawet nie ze wstydu, a z faktu jak blisko ognia się w tym momencie znalazł. Poderwał się, dłońmi trzepiąc spodnie, chcąc w ten sposób zapobiec wszelkiemu samozapłonowi. Było dobrze, no dobrze - nie było źle. Obydwoje żyli, ogień się palił, owszem, ale mogli teraz uciec, zapomnieć o tym przewróceniu i... i wtedy Bertie sobie uświadomił, ze Primrose wcale się nie podniosła, tylko dalej grzebała w stercie tlących się ubrań.

Bott uczynił znak ku czci Matki, jakby właśnie stał się najgorliwszym jej wyznawcą, a potem obiecał bogini, że jeśli nie pozwoli im umrzeć to pojawi się na najbliższej mszy.

Odetchnął szybko, a potem znowu spróbował złapać Primrose, unieść ją w powietrze i porwać stąd, żeby wynieść ją z palącego się domu. Pal licho kotka - niestety dla pluszaka, ale jego pani najwyraźniej była w takim stanie że była w stanie spłonąć żywcem, byleby tylko zrealizować cokolwiek co właśnie miała w głowie.

//błagam rzucie na af i podniesienie prim, udaj się xD
Rzut N 1d100 - 98
Sukces!
la mauvaise foi
worlds change where
eyes meet
Piękna młoda kobieta o sięgających ramion, czarnych, falowanych włosach i złotych oczach, które w gniewie rozpalają się czerwienią. Jej twarz jest delikatna, przyjazna, ale poza urodą nieszczególnie zapada w pamięć. W towarzystwie uchodzi za kobiecą, chociaż zadziorną. Dzięki metamorfomagii potrafi zmieniać swój wygląd jednym kaprysem, przybierając postaci od mugolskich profesorów po indyjskiego arystokratę Amritesha. Mierzy 173 centymetry wzrostu.

Primrose Lestrange
#8
20.07.2025, 10:21  ✶  
Primrose Lestrange, mimo wątłej budowy ciała, nie należała do osób, które każdy mógł podnieść bez większego problemu – bo była jak na swoją płeć całkiem wysoka i nie przywykła do takich gestów – złapana przez Botta wydała z siebie krótkie, nieco żenujące kwiknięcie. Oczywiście w głowie pojawiały jej się teraz przeróżne myśli związane z tym, jak mogłaby się wymknąć z tegoż uścisku i załatwić tu jeszcze kilka jakże ważnych spraw, a później umrzeć niegodnie na stercie rodzinnych pamiątek, ale tego nie zrobiła. Nie objęła go też w celu ułatwienia mu bycia bohaterem, ani nie wydała z siebie dźwięku podziwu – ratowanie jej kruchego życia dało się przyrównać do wynoszenia z budynku sporawego worka ziemniaków.

Niewdzięczna.

Tak by ją pewnie określił każdy, kto miał styczność z tą sytuacją.

Dziewczyna odstawiona na grunt przez posiadłością rodzinną nie wyglądała ani na zadowoloną, ani na szczęśliwą z ratunku. Uzdrowiciel Woolsey, który podbiegł do niej od razu dodatkowo ją zirytował. Widać było po jego twarzy jaki jest tym wszystkim zmieszany. Złapał Lestrange za ramiona, przesuwał spojrzeniem pomiędzy nią i Bottem, potrząsał nią, chyba chciał tego Botta zagadać, ale koleżanka z pracy była ważniejsza. Musiała więc mówić, przytakiwać, odpowiadać na pytania i sama nie wiedziała czy woli to, czy słuchać ewentualnego wybuchu lokalnego celebryty, który całkiem słusznie mógłby się w tej sytuacji unieść i ją zbesztać za nierozsądne podejście do własnego bezpieczeństwa. Jak się opędziła od tej muchy (nie umiała go teraz określić inaczej), przeszukała wzrokiem okolicę w celu namierzenia zepchniętego na drugi plan "bohatera" (o którego w jej aktualnej opinii nikt nie prosił) i mina jej się nieco skwasiła. Bott nadal tu był, owszem. Mogła się do niego odezwać, kiedy Woolsey zagadywał mężczyznę tryskającego strumieniem wody w roztwartą okiennicę, ale coś... Coś w Bottcie przestało jej pasować. Nie to, żeby kiedykolwiek była jego wielką fanką – obserwując go w młodości odniosła wrażenie, że jego sukces był dziełem kompletnego przypadku – ale generalnie miała go za kogoś irytująco wręcz sympatycznego. A teraz gapił się w jakiś punkt pomiędzy drzewami z intensywnością godną pacjentów Lecznicy i dreszcz jej przeszedł po plecach! No ale... wypadało niby i trochę z niej opadły emocje i szok, a trzeźwość głowy pozwalała na lepszą ocenę tego jakie miała szanse na przetrwanie, gdyby drugi z lokalnych panikarzy nie poszedł jej śladem. Salem Salemem, ale to też nie było tak, że życie nie miało dla niej żadnego znaczenia.

Podeszła więc do tego wielkoluda ostrożnie. Krok po kroczku, zakradła się do niego, z pewnością nie bezszelestnie, ale w akompaniamencie nasilającego się pożaru i krzyków zbiegających się tutaj mieszkańców Doliny, faktycznie mogło mu to umknąć. Położyła mu swoją drobną, rozgrzaną dłoń na barku i spojrzała w to samo miejsce.

– Panie Bott...? – Zaanonsowała swoją obecność, a nie jakiejś maszkary kryjącej się w gęstwinie lasu.


The truth may be out there, but the lies are inside your head.
— motyw muzyczny —
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#9
02.08.2025, 22:39  ✶  
Dobrze, że Bott miał wprawę w noszeniu worków ziemniaków. Nawet większą jak w noszeniu pięknych panien czy ludzi ogólnie, więc aktualny stan skupienia Primrose chyba nieco ułatwiał sprawę. Wydawał się o wiele bardziej... znajomy, chociaż na całe szczęście Berie nie zapomniał się kompletnie i po wyjściu z budynku nie ciepnął jej, jak te kartofle, na ziemię tylko odstawił delikatnie na nogi.

Cóż to była za przygoda - Fasolkowy Magnat nigdy nie uważał się za bohatera, tak samo z resztą jak i osobę skłonną do wskakiwania w płomienie za innymi. Oczywiście, miliony wręcz razy zapewniał przyjaciół, że przecież skoczyłby za nimi w ogień, ale do tego momentu rzeczywistość nie była w stanie go zweryfikować.

A teraz? Teraz trzęsły mu się ręce. Czuł się jak w delirce, a przynajmniej spodziewał się, ze tak mogły się czuć osoby w podobnym stanie. Duszno mu było i trochę gorąco, ale pewnie gdyby się nad tym chociaż odrobinę zastanowił, to doszedłby do wniosku ze to akurat była wina prawie spalenia się przed chwilą w domostwie Lestrange'ów.

Zawiesił spojrzenie na jakimś odległym punkcie, idąc za jakąś dawno przeczytaną radą, żeby w momentach roztrzęsienia, znaleźć jakieś rzeczy oddziałujące na dany zmysł. Kolor? Szarość unoszących się nad głowami chmur dymu. Zapach? Spalenizny, oczywiście, bo czego innego. Faktura? Czuł odrętwienie tkaniny, która stężała miejscami od temperatury, najpewniej wtedy gdy upadł. Dźwięk?

Wyprostował się, jakby miało to trochę pomóc z tym, jak żałośnie się czuł. Nie było żadnego bohaterskiego zachłyśnięcia własną dumą i samozadowoleniem, a zwyczajne zmartwienie co do tego, co działo się dookoła. To nie była tragedia, a katastrofa naturalna i wszyscy zdawali się cierpieć w niej jednocześnie. Odwrócił się do Primrose, krzesząc z siebie miły, chociaż wyraźnie nerwowy uśmiech.
- Panno Lestrange, przepraszam. Może wydostanie się z domu nie było idealne, ale... bałem się, że coś się pani stanie. Jeśli ten kotek był naprawdę taki ważny... może da się go nareperować? Znam pełno bardzo dokładnych, rzetelnych rzemieślników, przysięgam.
la mauvaise foi
worlds change where
eyes meet
Piękna młoda kobieta o sięgających ramion, czarnych, falowanych włosach i złotych oczach, które w gniewie rozpalają się czerwienią. Jej twarz jest delikatna, przyjazna, ale poza urodą nieszczególnie zapada w pamięć. W towarzystwie uchodzi za kobiecą, chociaż zadziorną. Dzięki metamorfomagii potrafi zmieniać swój wygląd jednym kaprysem, przybierając postaci od mugolskich profesorów po indyjskiego arystokratę Amritesha. Mierzy 173 centymetry wzrostu.

Primrose Lestrange
#10
06.08.2025, 10:28  ✶  
Dziewczyna zmierzyła go spojrzeniem. Jej mina nie wyrażała wiele ponad ciekawość i zaskoczenie jego reakcją, ale nic w niej nie wskazywało na negatywne nastawienie do stojącego naprzeciw czarodzieja. Cóż, no trochę narwany, głupi był i naiwny, tacy ludzie często ją denerwowali i już wcześniej miała o nim wyrobioną opinię, bo nazwisko wyprzedzało go o kilka kroków, ale... Dobry się wydawał. Dobrym człowiekiem był. W tym morzu absolutnego gówna coraz mocniej docierało do niej, że świat bardzo potrzebował takich ludzi. Bertie Bott był bardzo potrzebną częścią tego systemu. Był zimną wodą wylaną na oparzenie. I na pewno miał coś z głową (była to opinia psychiatry), ale to skrzywienie nie czyniło go niebezpiecznym dla innych – wręcz przeciwnie – po tym co dzisiaj zobaczyła i czego doświadczyła, wróżyła mu bohaterską śmierć. Dobrze, że dzieci nie miał, zawsze szkoda osierocić. Pewnie te żony co umarły przyjął do siebie chore.

– Lwie ma pan serce, panie Bott – przyznała mu, wpierw nie odnosząc się w ogóle do tego, co mężczyzna jej powiedział. – Szczerze wątpię aby z takim nazwiskiem cierpiał pan na niedobór złota, ale jeżeli się mylę, moja rodzina na pewno sowicie wynagrodzi pana za skakanie dla mnie pomiędzy płomieniami. A tego Salema odtworzy mi kuzyn. Wie pan, czasem trzeba kuzyna do czegoś wykorzystać żeby poczuł się potrzebny i żeby nie miał poczucia winy, że się nie znalazł w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. – Nie brzmiała w tym chłodno. Brzmiała delikatnie, ale przy tym jak ktoś odrobinę zbyt twardo stąpający po ziemi. Wbrew pozorom nie wynikało to z jej charakteru – normalnie była człowiekiem wyjątkowo chaotycznym i dowcipnym, ale ją zmęczenie, szok i całokształt sytuacji wpędziły w dziwny kat. A może... To ten Bott tak na nią działał. Nie zamierzała tego roztrząsać. Zwyczajnie zachowała ten ton i brnęła w to dalej. – Dziękuję. – Za coś absolutnie niepotrzebnego. Ale ani to nie była chwila na taką krytykę, ani nie zamierzała robić rodzinie pod górkę dziwnymi minami i narzekaniem. Rodzina była najważniejsza.


The truth may be out there, but the lies are inside your head.
— motyw muzyczny —
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bertie Bott (2260), Mirabella Plunkett (246), Primrose Lestrange (2610)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa