• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[08.09.1972, zmierzch Lana & Tanaquil] Beautiful People Beautiful Problems

[08.09.1972, zmierzch Lana & Tanaquil] Beautiful People Beautiful Problems
Lady Historian
old things have strange hungers
Drobna (163 cm) kobieta o wschodnioeuropejskich rysach, czarnych włosach i piwnych oczach. Zawsze elegancko ubrana, jak na czarownicę z dobrego domu przystało.

Lana Dolohov
#1
07.06.2025, 00:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2025, 18:09 przez Lana Dolohov.)  
Nazwy obiektów często stanowiły fascynujące zagadnienie samo w sobie. Dla przykładu, większość staronordyjskich nazw gwiazd i planet się nie zachowała, choć przecież wikingowie musieli umieć nawigować w oparciu o obserwację nieba. Te nazwy ciał niebieskich, które się zachowały, ciężko przypisać do konkretnych obiektów na firmamencie (zresztą, możliwe, że część z nich została wymyślona długo po erze wikingów). Prawdopodobnie więc nigdy nie będzie można wiernie określić, w jaki sposób dawni mieszkańcy Skandynawii opisywali niebo. Z drugiej strony, sąsiadujący z wikingami Saamowie (zwani też Lapończykami) mieli nie tylko zupełnie inny język, ale też wierzenia. Te same ciała niebieskie mogły zatem być postrzegane na różne sposoby przez społeczności zamieszkujące relatywnie blisko siebie.

Lana myślała ostatnio dużo na temat imion oraz nazewnictwa; a zwłaszcza o tym, jak sama się przedstawiała. Bowiem praktycznie przez całe życie używała wyłącznie skróconej wersji swojego imienia, również podczas oficjalnych okazji. Nawet matka nigdy nie zwracała się do niej "Svietlano", być może dlatego, że to imię brzmiało zbyt rosyjsko (jakby jej własne imię i panieńskie nazwisko nie było egzotyczne dla Anglików). Tak czy siak, skoro teraz Dolohovówna coraz częściej korespondowała z naukowcami z zagranicy, powinna zdecydować się na jakiś oficjalny podpis. S. Dolohov? L. Dolohov? Lana Dolohov, hobbystka/samozwańcza historyczka? Podczas swoich podróży zdobyła ogromną wiedzę i osobiście uważała się za badaczkę. Jednak czy na pewno mogła używać tego określenia? Zresztą, możliwe, że już w niedalekiej przyszłości będzie musiała zmienić nazwisko... Stojące na toaletce w jej pokoju pudełko z nowym zestawem perłowej biżuterii oznaczało tylko jedno – miała znowu zacząć się pokazywać w towarzystwie. Myśląc o tym, Lana miała ochotę z nerwów zjeść te perły.

Znając Tanaquil Shafiq, pewnie już dawno zaplanowała, by córka pojawiła się na jakimś bankiecie albo balu. Tego wieczoru Lana miała jednak święty spokój i mogła spędzić czas w ulubiony sposób; przy biurku z grubym tomiszczem oraz bułeczką kardamonową upieczoną przez skrzatkę.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#2
13.06.2025, 18:29  ✶  
Tanaquil Shafiq zgodnie z siłą płynącą z własnego imienia, była prawdziwym darem od bogów - ucieleśnieniem spokoju. Elegancja, dobry ton i nienaganne maniery stanowiły naturalne dopełnienie cechy, która była w niej najsilniejsza. Ktoś złośliwy mógłby określić ją mianem flegmatyka, ona jednak sama pielęgnowała opowieść o własnym opanowaniu i chłodnym rozeznaniu w otaczającym ją i jej rodzinę świecie. Tanaquil lubiła te popołudnia i wieczory, kiedy nie musiały pokazywać się w socjecie i mogły wraz z córką w spokoju oddawać się swoim zainteresowaniom, spędzając ze sobą dokładnie tyle i tylko tyle czasu ile trzeba było, dla rozrywki wymiany myśli, krytycznym przyjrzeniu się ideom drugiej i rozejściu się do skutecznego indywidualnego rozwoju i wzrostu lub odpoczynku, bez konieczności prowadzonych w nieskończoność barwnym a jednak wciąż pustosłowiem rozmów.

Dzisiejszy dzień postanowiła poświęcić historii angielskiej badaczki weryfikującej mugolską religię z działalnością hinduskich czarnoksiężników z IV wieku naszej ery, kiedy ktoś, bądź coś zakłóciło jej spokój. Ujęła w swoje długie palce smukłą wiśniową różdżkę i zakołysała sznureczkiem wprawiającym w ruch dzwoneczki informujące mieszkańców domu, że matrona potrzebuje pilnie spotkania z nimi. Przydatne, zwłaszcza podczas wnikliwej działalności naukowej, w której każda sekunda zapisków odmierzana była czystym kruszcem złota.

Z racji tego, że służba miała wychodne, Lanie nie pozostało nic innego, jak zaspokoić gwałtowną potrzebę matki, której to gwałtowność wyrażał monotonny kryształowy dźwięk, uporczywie domagający się uwagi.

W końcu gdy córka pojawiła się w saloniku, odziana w karminową czerwoną szatę kobieta uniosła głowę znad książki, a jej nadgarstek przestał kręcić młynka.

– Och, moja droga nareszcie. Zdawało mi się, że słyszałam niepokojące dźwięki dochodzące z ulicy. Czy mogłabyś sprawdzić proszę co to? Pewnie jakaś drobnostka, ale czytam o niepokojących działaniach czarnomagicznych i irracjonalnie udzielił mi się nastrój tej lektury. – Prośba nie była tak na prawdę prośbą, choć wyrażona w miękkich głoskach otulała duszę słuchacza. Tanaquil jednak przyzwyczajona była do tego, że ludzie robią to co ona im każe, a odmowa ściągnęłaby na głowę surowość spojrzenia, ale też milczenia ciągnącego się tygodniami...
Lady Historian
old things have strange hungers
Drobna (163 cm) kobieta o wschodnioeuropejskich rysach, czarnych włosach i piwnych oczach. Zawsze elegancko ubrana, jak na czarownicę z dobrego domu przystało.

Lana Dolohov
#3
17.06.2025, 21:28  ✶  
Zapewne większość osób uznałaby ciągłą lekturę kronik historycznych za niezwykle nużące zajęcie, jednak dla Lany był to ulubiony sposób zdobywania wiedzy. Tego wieczoru akurat pochłaniała ją analiza przekazów dotyczących spalenia na stosie siedemnastowiecznej czarownicy Åse Bøler (o ile faktycznie była wiedźmą, a nie mugolką oskarżoną o czary za przekraczanie ówczesnych norm społecznych). Dolohovówna preferowała przesiadywanie w bibliotece od badań w terenie nawet nie przez niechęć do babrania się w błocie, lecz ze względu na wrażliwość na zbyt intensywne bodźce. Najgorsze były dla niej głośne dźwięki ulicy, więc zazwyczaj kiedy chciała w pełni skupić się na nauce, korzystała z zatyczek do uszu (był to doprawdy bardzo użyteczny mugolski wynalazek).

Tak też było i tym razem, ale niestety dźwięk magicznych dzwoneczków dobiegł do jej uszu pomimo zatyczek. Lanę instynktownie przeszedł dreszcz. Nie dlatego, ze bała się matki; po prostu bardzo nie lubiła być nagle wyrywana z jakiegoś zajęcia. Spojrzała na zegar, żeby sprawdzić godzinę: słońce powinno właśnie zachodzić (nie widziała tego na własne oczy, ponieważ zasłony w jej pokoju były już zasunięte). O co też może jej teraz chodzić? Czyżby miała jakieś nowe plany na jutro?

Dolohovówna była mimo wszystko posłuszną córką, więc niechętnie wstała znad biurka i przydreptała do saloniku, w którym przesiadywała jej rodzicielka. Starsza czarownica najwyraźniej również preferowała czytać przy świetle świec z zasłoniętymi kotarami (choć prawdopodobnie wynikało to bardziej z chęci zachowania prywatności, niż z wrażliwości na bodźce).
– Oczywiście. – skinęła głową. Polecenie matki nie zdziwiło jej, jak absurdalnie by nie brzmiało. Lana przywykła do tego, że młodsze osoby miały stosować się do zachcianek starszych; tak przecież wyglądała dynamika w czystokrwistych rodzinach. Nigdy wprost nie sprzeciwiła się Tanquil, choć jednocześnie cieszyła się z wolności, jaką zapewniały jej samodzielne podróże. Przebywając za granicą nie musiała uważać na każdy swój krok by nosić się jak zainteresowana życiem socjety dama. Teraz jednak była z powrotem w Londynie, więc należało powrócić do utartych schematów zachowań.

Podeszła do okna i rozsunęła grube kotary, spodziewając się zobaczyć miasto skąpane w ostatnich promieniach słońca, ale zamiast tego ujrzała... Ogień.

Na razie płonęły pojedyncze kamienice, ale płomienie rozprzestrzeniały się bardzo szybko, zajmując w oka mgnieniu kolejne budynki. Źródłem hałasów dokuczających Tanquil okazali się być biegający w panice ludzie, którzy krzyczeli do siebie. Na Horyzontalnej panował kompletny chaos. Gdy Lana podniosła wzrok do góry, ukazało jej się niebo pokryte ciemnymi chmurami oraz znany z gazet symbol. A więc to dzieło śmierciożerców, pomyślała, choć ta informacja zdawała się do niej jeszcze nie docierać. Jak w transie, otworzyła okno i wysunęła rękę, by poczuć na własnej skórze, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że nie śni jej się koszmar. Dopiero sensacja popiołu na dłoni ją upewniła.
– Pożar... – powiedziała drżącym głosem, odwracając się w stronę starszej czarownicy. – Mamo, Londyn płonie.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#4
01.07.2025, 21:41  ✶  
– Nonsens moja droga, to pewnie jakieś plugawe brudne speluny na Nokturnie znowu zajęły się ogniem. Powinniśmy poruszyć kilka sznurków, aby skuteczniej nas odgrodzono od plebsu, skoro ich działania wpływają na nasz wieczorny komfort. Dobrze skonstruowany magiczny mur - oto czego nam potrzeba – odpowiedziała nieco znudzonym głosem, tracąc zupełnie zainteresowanie zarówno sytuacją dziejącą się na zewnątrz, jak i głosem córki, który powinien zaalarmować ją, że sprawa jest poważniejsza niż jakieś "nokturnowe" sprawy.

Zamiast tego, przerzuciła kilka kartek w przeglądanym albumie, po sekundzie, może dwóch jednak coś ją tknęło. Pociągnęła dwukrotnie nosem, a twarz jej pokrył grymas nieukrywanej odrazy, który zwykle towarzyszył jej wtedy, gdy skrzat nieopatrznie krzywo ułożył sztućce na serwetce.

– Każ Zdzierce przewietrzyć i podaj mi koniaku. Nie... podaj Whisky, najlepiej tej japońskiej, ona jest mocno dymna, chcę wierzyć, że to co czuję w nosie to wykalkulowany w doznanie aromat, a nie... – westchnęła ciężko, utyskując na swój ciężki los –... jakieś problemy naszego sąsiedztwa. Trzeba było kupić, moja droga córko, rezydencje w Dolinie Godryka. Tam jest dobre powietrze, a słyszałam, że Greengrassowie, mają całkiem zacnych kawalerów Lano. Jutro koniecznie trzeba rozpuścić wici.– Kolejne dwie strony. Gdzieś było tu zdanie, które zabrzmiało w jej czaszce, ale nie była pewna, czy umysł w tych skandalicznych warunkach poprawnie je odtworzył.
Lady Historian
old things have strange hungers
Drobna (163 cm) kobieta o wschodnioeuropejskich rysach, czarnych włosach i piwnych oczach. Zawsze elegancko ubrana, jak na czarownicę z dobrego domu przystało.

Lana Dolohov
#5
03.07.2025, 21:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.07.2025, 21:47 przez Lana Dolohov.)  
Stała oniemiała obok okna, nie mogąc uwierzyć w wywód rodzicielki. Lana nie miała tendencji do przesady i nigdy nie próbowałaby wprowadzić matki w błąd. Czyżby Tanaquil nie ufała zmysłom córki? A może jej uprzedzenia sprawiały, że widziała rzeczywistość na opak? To przekonanie o własnej wyższości ze względu na status krwi miało ostatecznie doprowadzić do śmierci kobiety w płomieniach.

Dolohovówna nie miała jak się wtrącić w wypowiedź matki (albo raczej nie potrafiła). Zazwyczaj, kiedy nie odpowiadały jej zarządzenia starszej czarownicy, po prostu siedziała cicho, zatrzymując te myśli dla siebie. Ale teraz... Nie chodziło o udział w jakimś bankiecie ani o szukanie kandydata na męża (komentarz o Greengrassach zdecydowała się na razie zignorować). Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, więc lada chwila mógł zająć również ich kamienicę. A to oznaczało, że obecnie na szali było ich życie.

Nie mogła więc dać za wygraną, nie teraz.

Lana przełknęła ślinę. Podczas zagranicznych podróży nauczyła się samodzielności oraz nabrała pewności siebie w kwestii prowadzenia badań naukowych. Nie bała się zapuszczać w niebezpieczne miejsca ani zgłębiać tajemnic, które napawały strachem innych badaczy, o ile pozwoliłoby to zaspokoić jej ambicje w zdobywaniu wiedzy. Lecz gdy wróciła do domu, nie potrafiła wprost sprzeciwić się matce. Być może wynikało to z wychowania; ciężko było przecież oduczyć się wzorców zachowań wtłoczonych w dzieciństwie. Jednak kiedyś musiał przyjść moment, w którym wymagania rodzicielki będą po prostu nie do zniesienia dla córki. I najwyraźniej momentem tym było absurdalne ignorowanie zagrożenia pożaru.

– N-nie chodzi tylko o Nokturn... Ludzie na Horyzontalnej też uciekają przed ogniem. – wydukała, zaciskając dłoń na różdżce. Skoro matka nie chciała uwierzyć w pożar, może trzeba było zmusić ją do konfrontacji z rzeczywistością. – Spójrz za okno. – mówiąc to, rzuciła zaklęcie, które miało rozsunąć wszystkie kotary w pomieszczeniu.

// Translokacja (II), rzut na rozsunięcie kotar w salonie
Rzut N 1d100 - 52
Sukces!


Wszystkie zasłony rozsunęły się ze świstem, ukazując niebo spowite ciemnymi chmurami oraz krwistoczerwoną łunę pożaru.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#6
11.08.2025, 12:12  ✶  
Kobieta – mimo dramatycznego, niemalże rozhisteryzowanego tonu własnego dziecka, mimo równie dramatycznej, wręcz teatralnej w geście prezentacji otaczającej ich rzeczywistości – przeskanowała wzrokiem kolejną stronę w poszukiwaniu zdania, które utkwiło jej w pamięci. Być może była to kwestia genów, być może była to kwestia wychowania, ale obie damy były uparte i nieustępliwe, po kimś Lana musiała to odziedziczyć.

Tak było i teraz, a emocjonalna chwiejność wypowiedzi latorośli nie sprzyjała, wręcz betonowała zachowania rodzicielki, która całą sobą pokazywała jak irracjonalne jest poddawanie się impulsom biegnącym z odzwierzęcego ciała. Ewolucja rządziła się swoimi prawami, a pozostałość po małpach i mugolach zdecydowanie zakłócała przebieg racjonalnej i światłej myśli czarodziejowi. Tanaquil Dolohov z domu Shafiq była ponad tego typu instynkty i ze wszech miar zamierzała dać swojej następczyni adekwatną lekcję słusznych zachowań w takich momentach.

W końcu więc, po trwającym prawdziwą wieczność chwili, uniosła zimne spojrzenie ku okiennicom, jej twarz pełna stonowanej, ale głęboko zakorzenionej dezaprobaty nie zmieniła się ani o jotę, mimo czarnych chmur dociążających pejzaż magicznego Londynu, czy dołączających do nich wysyconego złowieszczą sadzą dymu. Z absolutnym stoicyzmem zlustrowała kolejne okiennice, poddając cichej analizie zaistniałą sytuację, po czym powróciła uwagą do trzęsącej się osiki, którą obecnie była jej córka, ażeby bardzo cicho i równie chłodno poinformować ją o wyniku procesu myślowego, który byłby możliwy i wykonalny, gdyby Lana z łaski swojej nie poddawała się krążącej w żyłach panice.

– Najwidoczniej, skoro śmieci nie wynoszą się same, ktoś wreszcie postanowił zrobić z tym porządek i nie tylko wygłaszać swoje tezy, ale wprowadzić je w życie. Gdybym była dziesięć lat młodsza... – westchnęła, pozostawiając w niedopowiedzeniu cóż takiego by robiła mając te dziesięć lat mniej oraz - kto wie - jakie byłyby oczekiwania wobec Lany, która z racji oddzielającego ich pokolenia była młodą, w pełni sił czystokrwistą czarownicą. Tymczasem pani matka powróciła do lektury. – Jak wspominałam nic nam nie grozi. Jesteśmy Dolohovami, czystość naszej krwi jest bezsprzeczna, żadna szlama nie plugawi tej kamienicy. Możesz odejść – poinformowała ją, ostentacyjnie powracając do swojej eksploracji zapisanych przed laty słów, woląc proces oczyszczania spędzić mimo wszystko w przeszłości aniżeli w brudnej i niemile pachnącej teraźniejszości. Przez myśl jej przeszło, że może powinny się teleportować, chociażby do jej rodziny po kądzieli, której siedziba miała zdecydowanie więcej zabezpieczeń aniżeli ich kamienica, szybko jednak odrzuciła tę ewentualność. Musiała dać swojej córce lekcję opanowania, a to cenniejsze było niż opatulenie się dodatkowymi zabezpieczeniami. Poza tym - pewność o tym, że nic im nie grozi była w niej na tyle silna, że tylko wspierała ją w upartości powziętej decyzji.
Lady Historian
old things have strange hungers
Drobna (163 cm) kobieta o wschodnioeuropejskich rysach, czarnych włosach i piwnych oczach. Zawsze elegancko ubrana, jak na czarownicę z dobrego domu przystało.

Lana Dolohov
#7
20.09.2025, 00:17  ✶  
"Ktoś wreszcie postanowił zrobić z tym porządek... Gdybym była dziesięć lat młodsza..." Czy matka naprawdę miała na myśli to, co powiedziała? Lana zdawała sobie sprawę, że pomimo otoczki neutralności, Dolohovowie byli bardzo przywiązani do swojej pozycji. Brak opowiedzenia się za którąś ze stron stanowił raczej wyraz chęci utrzymania panującego status quo niż poglądów politycznych. Nigdy wcześniej nie spotkała się w rodzinie z tak bezpośrednią aprobatą przemocy, teraz jednak Tanaquil wprost deklarowała poparcie dla działań fanatyków Czarnego Pana.

Słowa rodzicielki zmroziły krew w żyłach Dolohovówny. Adrenalina, którą odczuwała jeszcze chwilę temu, zupełnie opuściła jej ciało. Rozluźniła uchwyt dłoni na różdżce i wbiła wzrok w ziemię. Przez moment naprawdę myślała, że będzie w stanie postawić się matce, lecz w głębi serca wciąż była uległym dzieckiem, które bało się konfrontacji. Sytuacja ta była doprawdy absurdalna; przez lata podróżowała samodzielnie po Europie, coraz częściej przekraczała własne granice, nie bała się sięgać po ukrytą wiedzę, ale w tej jednej kwestii nie mogła się przemóc.

Doprawdy fascynujące, jak bardzo lata dzieciństwa potrafiły wpłynąć na zachowanie osoby w dorosłym życiu. Gdyby matka i córka były postaciami w jakiejś powieści, Lana mogłaby od razu wskazać procesy prawdopodobnie zachodzące w głowach bohaterek. Motyw przymusowego wtłaczania nowego pokolenia w ustalony schemat był widoczny jak na dłoni. Czytając o podobnym zdarzeniu w książce zapewne sama zastanawiałby się, czemu córka nie próbowała siłą wyprowadzić matki z domu albo uciec. Jednak snucie teorii na temat danych wydarzeń po fakcie różniło się od podejmowania decyzji w danej chwili, czego jako historyczka była boleśnie świadoma. Pomimo całej swojej inteligencji oraz doświadczenia, Dolohovówna czuła się w tej sytuacji po prostu bezsilna.

"Nic nam nie grozi..." Czyżby kobieta szczerze w to wierzyła? Rzut oka na Horyzontalną wystarczył, by spostrzec także spanikowanych czarodziejów w drogich szatach. Poza tym, czy śmierciożercy rzeczywiście pilnowali by płomienie nie dosięgły sprzyjających im rodzin? A może uznawali czystokrwistych czarodziejów za ofiarę konieczną do osiągnięcia wyższego celu? Lana w swoich badaniach zawsze próbowała odnaleźć logiczne uzasadnienie dla działań innych, jednak w niektórych przypadkach nie było to możliwe. Dla radykałów nie liczyła się ani moralność ani obiektywny zysk, lecz jedynie misja. Dolohovówna obawiała się, że jej wyrachowana matka mogła w tej kwestii nie doceniać brutalności popleczników Czarnego Pana.

Bez słowa odwróciła się i posłusznie opuściła salonik. Nie spełniła jednak wcześniejszej prośby rodzicielki o whisky; Tanaquil będzie musiała sama się pofatygować albo czuć zapach spalenizny. Dobrze jej tak, dostanie to, czego chciała – przebiegło jej przez głowę, ale od razu odgoniła tę myśl. Żywiła szczerą nadzieję, że matka szybko da za wygraną i zdecyduje się na ucieczkę. Postępując inaczej ryzykowała życiem własnym oraz córki, a nie mogła być przecież aż tak zaślepiona własnym uprzywilejowaniem.

Wbrew nadziejom Lany, Tanaquil miała tej nocy zapłacić najwyższą cenę za swoje magirasistowskie poglądy.
Koniec sesji


She was like a star,
nothing but a beautiful echo of death.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Dearg Dur (961), Lana Dolohov (1527)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa