• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[12 października 1963 roku] Nobby Leach powinien gryźć piach

[12 października 1963 roku] Nobby Leach powinien gryźć piach
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
13.11.2022, 01:01  ✶  

12 października 1963
Nobby Leach powinien gryźć piach
Robert & Semiramis


Upadek z wysokości to zawsze bolesne przeżycie. Prawdopodobnie nie do końca pasuje to do sytuacji, w jakiej przyszło się znaleźć Robertowi, ale też zaprzeczyć nie można tutaj temu, że w życiu całej rodziny Mulciber zajść miały olbrzymie zmiany. Wszystko to zaś na własne życzenie; za sprawą podjętych decyzji. Prędzej czy później, każdy z nas znajdzie się w tej sytuacji, kiedy koniecznym staje się dokonanie wyboru. Można nie robić nic, ale można też stanąć w obronie wyznawanych wartości. Frank Mulciber nie miał w tym przypadku żadnych wątpliwości. Decyzji podjętej przez głowę rodziny w niedługim czasie podporządkowała się większość jej członków. Bliżsi i dalsi krewni. Dla tych, którzy postanowili wybrać inną ścieżkę, zabrakło miejsca na drzewie genealogicznym.

Będąc wychowanym przez człowieka, który był radykalny w swoich poglądach, Robert nie musiał się nad tym wszystkim długo zastanawiać. Dla niego sytuacja była prosta. Nie widział innych rozwiązań. Owszem, mogli postąpić jak wielu innych czarodziejów nieprzychylnych mugolskiemu ministrowi magii i po prostu siedzieć cicho, pobierając całkiem wysokie pensje... tyle tylko, że takie podejście do sprawy nie mogło w niczym pomóc; nie mogło niczego zmienić. Na nich również spadłaby wówczas odpowiedzialność. Za wszystko to, co działo się w kraju. Po to człowiek otrzymał głos, żeby móc go w takich sytuacjach zabrać. Przedstawić swoje stanowisko, zawalczyć o swoje przekonania. Mulciberowie zaś nie owijali w bawełnę. Podjęli decyzje, nie obawiali się przedstawić swojego stanowiska, powiedzieć czym to wszystko jest podyktowane.

Wraz z odejściem z Ministerstwa Magii, koniecznym stawało się obranie nowej ścieżki. Samą dumą człowiek się nie wyżywi. Powietrze również nie będzie w stanie zastąpić tego, co można włożyć do garnka. Tutaj, całe szczęście, z odsieczą przybyła młodsza siostra Roberta, zarazem najmłodsza córka Franka. Od lat zajmująca się kadzidłami, przy wsparciu rodziny otworzyć mogła niewielki sklep. Tam zaś, tuż obok tego, czym zajmowano się oficjalnie, Mulciberowie mieli zajmować się również tymi mniej legalnymi interesami.

O tym ostatnim wiedzieć mieli oczywiście nieliczni.

Zastąpienie stałego dochodu z ministerstwa czymś takim jak handel kadzidłami, nawet przy założeniu połączenia go z innymi interesami, musiało odbić się na rodzinnych finansach. Było to łatwe do przewidzenia. Wiązało się z wieloma zmianami. I choć tych zmian wszyscy byli świadomi, to całkiem mocno dały się każdemu we znaki. Dość mocno odczuł to również Robert, który zamiast w Departamencie Tajemnic, coraz więcej czasu spędzał na Nokturnie. Co prawda samym sklepem zajmować się nie planował, ale sytuacji, kiedy pojawić musiał się na miejscu, zwyczajnie nie brakowało.

Nie inaczej było w tym konkretnym przypadku.

Ubrany w dość elegancki płaszcz, zdawał się kompletnie nie pasować do miejsca, w którym przyszło mu się znaleźć. Trochę tak jakby pomylił Podziemne Ścieżki z Pokątną. Kompletnie jednak nie zwracał na ten szczegół uwagi. Zgodnie z otrzymaną informacją, przyglądał się właśnie plakatom, które zdobiły front rodzinnego lokalu. Sądząc po tym, co przedstawiały, nie znalazły się tutaj przez przypadek. Zasłaniając dłonią nos, przyglądał się temu wszystkiemu. Tak po prostu. Bez słowa. Pozwalając, żeby te ostatnie wypływały z ust pracownicy. Nie żeby w ogóle słuchał tego, co z nich wypływało.

- Zastałam to rano, nie wiem kto za to odpowiada, ale na pewno uda nam się znaleźć... - Bla, bla, bla. To i wiele więcej. Prawie jak taka brzęcząca mucha, która nie chciała się odczepić. Cały czas uporczywie latała obok, irytując tym swoim charakterystycznym brzęczeniem. Nic więc dziwnego, że kiedy po upływie kolejnych minut, kobieta nie zdecydowała się zamknąć, Robert zdecydował się na wyłożenie kawy na ławę.

- Zamknij wreszcie mordę. - Padło z jego ust. Dość donośne. Bez trudu mogły usłyszeć to inne osoby znajdujące się w tej części podziemnego kompleksu. A tych osób było w sumie niemało. Na tego typu aferki ludzie lubili sobie popatrzeć. No cóż, więc to na tyle byłoby z tego w jaki sposób się do tej chwili prezentował Robert. Niby taki elegancik, wyglądał na dobrze wychowanego, ale gdy przychodziło co do czego, niekoniecznie wpasowywał się w ogólnie przyjęte ramy. Brakowało tylko dodania do tego wszystkiego klasycznego spierdalaj, które czaiło się gdzieś na końcu języka. Prosiło się o to, aby pozwolić mu się wydostać na wolność. Zamiast tego kompletnie ignorując kobietę, mężczyzna sięgnął po swoją różdżkę, chcąc czym prędzej pozbyć się ze ścian szczerzącej się na plakacie mordy przeklętego mugolaka. Mugolaka, któremu już dawno temu powinni byli pokazać, gdzie dokładnie znajduje się odpowiednie dla niego miejsce.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#2
13.11.2022, 17:44  ✶  
Wydawała się poruszać wraz z poranną mgłą, przemykając z jednego miejsca na drugie. Nie cierpiała ściągać na siebie uwagi, tym bardziej, jeżeli potrzebowała już wyjść na miasto albo przemieszczać się wśród ludzi. Pamiętała jeszcze ostatnie chwile, gdy była pośród ludzi i wcale nie uważała tego za dobrą oznakę. Mimo to nie była w końcu kaleką i nie potrzebowała jakiejś eskorty, by przechodzić z jednego miejsca na drugie. Na litość, takie zachowania przystawały może i rozkapryszonym dzieciom, ale nie Lestrange, niezależnym i odpowiedzialnym za swój los. Dlatego złapała rano dość elegancką sukienkę, która jednak nie rzucała się w oczy, bo nie potrzebowała odstawiać się jak panna lekkich obyczajów w przeciwieństwie do niektórych jej bliskich, a po prostu tak, aby nie wyglądać pierwsza lepsza mugolaczka.
Do sakiewki z pieniędzmi wsunęła jeszcze listę kadzideł, które miały przydać się przy następnych eksperymentach, a także odpowiednią ilość pieniędzy i dyskretny koszyk, który pozwalał na schowanie wszystkiego bez wyglądania niczym radosna dziewczynka biegnąca przez życie z kwiatkami, które zamierzała rzucać na lewo i prawo. Na całe szczęście, zbliżał się dzień, w którym miała na nowo wyjechać za granicę, co zawsze zdejmowało z niej ciężar obecności wśród ludzi, którymi gardziła i wśród ludzi, z którymi absolutnie się nie dogadywała. W takich sytuacjach często bywało to zbawienie, gdy mogła zaszyć się w dżungli amazońskiej albo na mroźnych pustkowiach, ale teraz jednak była wciąż w Londynie i trzeba było skupić się na tym, co tu i teraz.
I gdy przemierzała kolejne uliczki, dostrzegła swój cel i przyśpieszyła, pragnąc już znaleźć się na miejscu, ale gdy dostrzegła, co się dzieje, zwolniła kroki, unosząc lekko brwi. Oczywiście, spodziewała się…różnych rzeczy, ale niekoniecznie tego, że ktoś plakatami obklei cały sklep. Postawiła jeszcze jeden krok, potem zaś kolejny, a przynajmniej dopóki nie stanęła przed witryną, nie spoglądając jeszcze na mężczyznę, który tuż obok zajmował się zdejmowaniem plakatów, ale nie odezwała się jeszcze ani słowem. Bezsensowne gadanie nie było potrzebne, zwłaszcza że to raczej ludzie powinni pracować, nie usta. Zresztą, czemu ludzie tak bardzo chcieli gadać, czemu to było tak potrzebne.
- Głupota…- stwierdzenie padło zarówno na temat samego Ministra, jak i plakatów, za to sama Semiramis sięgnęła po różdżkę, machając nią, aby ściągnąć z witryny plakat, metodycznie go podrzeć i wyrzucić na ziemię, tak jak zrobiła z następnym i jeszcze następnym. Musiała przyznać, że to całkiem terapeutyczne, ale nie zamierzała tego robić dzień w dzień. Spojrzała jeszcze na mężczyznę, ciekawa jego reakcji i tego, czy jej też każe wynieść się, czy może jednak zignoruje to, co właśnie robiła.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#3
16.11.2022, 21:26  ✶  

Trzymając wyciągniętą przed siebie różdżkę, przez chwilę zastanawiał się nad najbardziej odpowiednim zaklęciem. Nie była to jednak chwila szczególnie długa. Nic z tych rzeczy. Odpowiednie rozwiązanie pojawiło się szybko. Była to jedna z pierwszych myśli, które pojawiły się w głowie Roberta. Pomysł wydawał się dobrze pasować do tej sytuacji.

- Diffindo - wypowiedział, poruszając różdżką. Wskazując na pierwszy cel, później na następny. I jeszcze jeden. Kolejne plakaty ulegały zniszczeniu, a w ich miejscu pozostawały jedynie smutnie zwisające ze ściany strzępki. Ciężko było zorientować się w tym, co wcześniej przedstawiały. Kto znajdywał się na grafice. Jakie napisy nań widniały. Podobnie do tego będzie wyglądał sam Minister Magii, kiedy jego czas dobiegnie końca. Robert był więcej niż pewnym tego, że odpowiedni ludzie o to zadbają. Efekty ich działań to tylko kwestia czasu. Wyglądał ich ze sporą niecierpliwością.

Nie zwracał uwagi na to, ile osób zainteresowało się tym przedstawieniem. Po prostu robił swoje. Działał metodycznie. Niezbyt szybko, ale za to dokładnie. Do jego uszu nie dotarły słowa wypowiedziane przez Semiramis. Nawet jej pojawienie się w okolicy uszło uwadze Mulcibera. Skupiony na swoim zadaniu, nie zauważyłby najpewniej nawet słonia, jeśli ten nagle postanowiłby się przespacerować po tym kompleksie. Rzecz jasna o ile tylko słoń dałby radę zmieścić się w Podziemnych Ścieżkach. I inne takie.

- Reducto! - Poirytowany dotychczasowymi efektami swoich działań, które rzecz jasna uznał za niewystarczające, zmienił dotychczasową taktykę. Nie miał całego dnia, choć oczywiście całkiem przyjemnie było zająć się z kilkoma plakatami z osobna. Może nawet kilkunastoma? Potrzebował czegoś skuteczniejszego. I całe szczęście, udało mu się znaleźć odpowiednie do tych potrzeb rozwiązanie.

Miał zrobić to ponownie, kolejny raz wypowiedzieć to samo zaklęcie, kiedy jego spojrzenie wychwyciło kilka plakatów reagujących na działania innego czarodzieja. Nie opuszczając swojej różdżki, odwrócił się z wolna w kierunku kobiety, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi. Wydawała się znajoma, choć jednocześnie trochę zbyt młoda, żeby rzeczywiście mogli obracać się w tych samych kręgach.
Nie tracił czasu na zagadywanie do kobiety, na dopytywanie o to co właściwie wyprawia, zniechęcanie do pomocy przy usuwaniu plakatów. I inne takie. Po tym jak przez chwilę się jej przyglądał - dało się to zauważyć, Robert się z tym wcale nie krył - wrócił do poprzedniego zajęcia. Przez kilka minut usuwał kolejne plakaty. Robił to tak długo, aż na ścianie nie pozostało już nic z tego, co wcześniej dość szczelnie ją oblepiało. Kiedy skończył, zamiast na Semiramis, skupił się ponownie na swojej pracownicy.

- Jesteś do niczego. Powinnaś była pozbyć się tych śmieci, zanim zjawiłem się na miejscu. Naprawdę nie wiem za co Ci płacę, Agnis, ale podejrzewam, że w najbliższym czasie znajdę chwilę, żeby się temu przyjrzeć. A teraz wracaj do tej cholernej roboty i nie pokazuj mi się więcej na oczy. - Wyrzucił z siebie, tradycyjnie za nic mając to, że inni wszystko widzą, słyszą, inne takie. Pracownica zaś zdawała się nie być w stanie zareagować na to inaczej jak spuszczeniem głowy i przepraszam, które wypowiedziane zostało tak cicho, że ledwie dało się usłyszeć. Pomimo otrzymanego polecenia, dość jasnego, nie potrafiła zrobić choćby jednego kroku w stronę sklepu, jego wnętrza.

Dlaczego pozwalała na to, aby traktowano ją w taki sposób?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (415), Robert Mulciber (1249)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa