12 października 1963
Nobby Leach powinien gryźć piach
Robert & Semiramis
Upadek z wysokości to zawsze bolesne przeżycie. Prawdopodobnie nie do końca pasuje to do sytuacji, w jakiej przyszło się znaleźć Robertowi, ale też zaprzeczyć nie można tutaj temu, że w życiu całej rodziny Mulciber zajść miały olbrzymie zmiany. Wszystko to zaś na własne życzenie; za sprawą podjętych decyzji. Prędzej czy później, każdy z nas znajdzie się w tej sytuacji, kiedy koniecznym staje się dokonanie wyboru. Można nie robić nic, ale można też stanąć w obronie wyznawanych wartości. Frank Mulciber nie miał w tym przypadku żadnych wątpliwości. Decyzji podjętej przez głowę rodziny w niedługim czasie podporządkowała się większość jej członków. Bliżsi i dalsi krewni. Dla tych, którzy postanowili wybrać inną ścieżkę, zabrakło miejsca na drzewie genealogicznym.
Będąc wychowanym przez człowieka, który był radykalny w swoich poglądach, Robert nie musiał się nad tym wszystkim długo zastanawiać. Dla niego sytuacja była prosta. Nie widział innych rozwiązań. Owszem, mogli postąpić jak wielu innych czarodziejów nieprzychylnych mugolskiemu ministrowi magii i po prostu siedzieć cicho, pobierając całkiem wysokie pensje... tyle tylko, że takie podejście do sprawy nie mogło w niczym pomóc; nie mogło niczego zmienić. Na nich również spadłaby wówczas odpowiedzialność. Za wszystko to, co działo się w kraju. Po to człowiek otrzymał głos, żeby móc go w takich sytuacjach zabrać. Przedstawić swoje stanowisko, zawalczyć o swoje przekonania. Mulciberowie zaś nie owijali w bawełnę. Podjęli decyzje, nie obawiali się przedstawić swojego stanowiska, powiedzieć czym to wszystko jest podyktowane.
Wraz z odejściem z Ministerstwa Magii, koniecznym stawało się obranie nowej ścieżki. Samą dumą człowiek się nie wyżywi. Powietrze również nie będzie w stanie zastąpić tego, co można włożyć do garnka. Tutaj, całe szczęście, z odsieczą przybyła młodsza siostra Roberta, zarazem najmłodsza córka Franka. Od lat zajmująca się kadzidłami, przy wsparciu rodziny otworzyć mogła niewielki sklep. Tam zaś, tuż obok tego, czym zajmowano się oficjalnie, Mulciberowie mieli zajmować się również tymi mniej legalnymi interesami.
O tym ostatnim wiedzieć mieli oczywiście nieliczni.
Zastąpienie stałego dochodu z ministerstwa czymś takim jak handel kadzidłami, nawet przy założeniu połączenia go z innymi interesami, musiało odbić się na rodzinnych finansach. Było to łatwe do przewidzenia. Wiązało się z wieloma zmianami. I choć tych zmian wszyscy byli świadomi, to całkiem mocno dały się każdemu we znaki. Dość mocno odczuł to również Robert, który zamiast w Departamencie Tajemnic, coraz więcej czasu spędzał na Nokturnie. Co prawda samym sklepem zajmować się nie planował, ale sytuacji, kiedy pojawić musiał się na miejscu, zwyczajnie nie brakowało.
Nie inaczej było w tym konkretnym przypadku.
Ubrany w dość elegancki płaszcz, zdawał się kompletnie nie pasować do miejsca, w którym przyszło mu się znaleźć. Trochę tak jakby pomylił Podziemne Ścieżki z Pokątną. Kompletnie jednak nie zwracał na ten szczegół uwagi. Zgodnie z otrzymaną informacją, przyglądał się właśnie plakatom, które zdobiły front rodzinnego lokalu. Sądząc po tym, co przedstawiały, nie znalazły się tutaj przez przypadek. Zasłaniając dłonią nos, przyglądał się temu wszystkiemu. Tak po prostu. Bez słowa. Pozwalając, żeby te ostatnie wypływały z ust pracownicy. Nie żeby w ogóle słuchał tego, co z nich wypływało.
- Zastałam to rano, nie wiem kto za to odpowiada, ale na pewno uda nam się znaleźć... - Bla, bla, bla. To i wiele więcej. Prawie jak taka brzęcząca mucha, która nie chciała się odczepić. Cały czas uporczywie latała obok, irytując tym swoim charakterystycznym brzęczeniem. Nic więc dziwnego, że kiedy po upływie kolejnych minut, kobieta nie zdecydowała się zamknąć, Robert zdecydował się na wyłożenie kawy na ławę.
- Zamknij wreszcie mordę. - Padło z jego ust. Dość donośne. Bez trudu mogły usłyszeć to inne osoby znajdujące się w tej części podziemnego kompleksu. A tych osób było w sumie niemało. Na tego typu aferki ludzie lubili sobie popatrzeć. No cóż, więc to na tyle byłoby z tego w jaki sposób się do tej chwili prezentował Robert. Niby taki elegancik, wyglądał na dobrze wychowanego, ale gdy przychodziło co do czego, niekoniecznie wpasowywał się w ogólnie przyjęte ramy. Brakowało tylko dodania do tego wszystkiego klasycznego spierdalaj, które czaiło się gdzieś na końcu języka. Prosiło się o to, aby pozwolić mu się wydostać na wolność. Zamiast tego kompletnie ignorując kobietę, mężczyzna sięgnął po swoją różdżkę, chcąc czym prędzej pozbyć się ze ścian szczerzącej się na plakacie mordy przeklętego mugolaka. Mugolaka, któremu już dawno temu powinni byli pokazać, gdzie dokładnie znajduje się odpowiednie dla niego miejsce.