• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[01.09.1972] Po deszczu nad Walią

[01.09.1972] Po deszczu nad Walią
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#1
25.06.2025, 22:02  ✶  

Nie była pewna ile czasu spędziła pochylona nad nieprzytomnym Liamem w namiocie, gdy już do niego dotarła. Deszcz zdążył już przestać wybijać miarowy rytm o płachtę namiotu, która była magicznie chroniona przed wodą z zewnątrz. Wokół panował bałagan, który nie był raczej podobny do raczej zorganizowanej Guinevere, po podłodze walały się zakrwawione chusty, czekające na uprzątnięcie i porządne ich wyczyszczenie, zresztą tak samo jak narzędzia.

Sam Liam wyglądał jakby spał na łóżku polowym, przykryty kocem. Jego oddech był miarowy, cokolwiek uzdrowicielka zrobiła, najwyraźniej była w stanie ustabilizować jego stan. Nie było to proste, jego noga była w opłakanym stanie, ale nie było to też nic, czego magia nie potrafiła naprawić – biorąc pod uwagę, że magimedycy potrafili przyszyć ucięte kończyny, albo odtworzyć usunięte kości… Rzecz jasna magia też miała swoje granice, ale chyba nie były postawione akurat tutaj. Na poplamionym krwią stole stał zresztą flakon w groteskowym kształcie kościotrupa i kilka innych buteleczek, a skrzyneczka Ginevere leżała na szafeczce obok, otwarta na oścież. Jej piękna, żłobiona w hieroglify różdżka znajdowała się zresztą tuż obok, a sama czarownica opierała się pośladkami o blat. Długie, ciemne, proste włosy, spięte niedbale na karku, wyglądały jakby chciały się uwolnić z tasiemki. Stała zresztą plecami do wejścia do namiotu, oczy miała zamknięte, przykryte przedramieniem. Dłoń drżała jej od niedawnego wysiłku.

Jeden, dwa trzy. Z początku liczyła uderzenia swojego serca, później przeszła do odmierzania oddechów, gdy uspokajała swoje ciało, ale też umysł. Takie operacje zawsze były stresujące. Musiała się spiąć, działać jak najszybciej i jak najbardziej dokładnie, nie było w tym miejsca na błędy – ale ten cały stres wychodził z człowieka później, gdy już było po wszystkim.

Tak jak teraz.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#2
26.06.2025, 15:40  ✶  
Pierwszym, co zrobił Cathal, gdy dotarł do swojego namiotu, nie było umycie twarzy, przebranie się w suche, czyste ubrania, obejrzenie obrażeń czy nawet zastosowanie jakiegoś środka na te siniaki i obicia, którymi mógł zająć się samodzielnie. Nie: pierwszym co zrobił, było zapalenie. Drugim, co zrobił, też było zapalenie – praktycznie od pierwszego papierosa odpalił drugiego. Nikotyna pozwalała opanować złość, wywołaną całym tym wypadkiem i opanować niespokojne myśli, które w deszczowe dni zdawały się szaleć bardziej, zataczać kręgi, utrudniać skupienie się.
W deszczowe dni głosy w głowie, całe lata w Egipcie ciche, jakby uśpione może przez palące słońce, a może magią pustynnych dżinów, przemawiały częściej i trudniej było rozróżnić je od swoich własnych myśli.
Dopiero potem zaczął się ogarniać. Bez pośpiechu, bo Ginewra i tak musiała zająć się Liamem, a poza tym chociaż z jednej strony chciał mieć już za sobą całą operację nastawiana nosa, z drugiej jakoś podświadomie odwlekał ten moment. Ostrożnie umył ręce, pokryte błotem – na szczęście tylko jedna z nich była poraniona i kiedy się jej przyjrzał, doszedł do wniosku, że oparzenia są raczej wkurzające niż szczególnie poważne. Zmył brud i krew z twarzy. Nałożył maść na siniaki na plecach, poklął w myślach na to, że ludzie muszą mieć kość ogonową, skoro nie potrzebują przecież ogonów, a potem założyć wreszcie czystą koszulę.
Gdzieś po drodze obejrzał się w lusterku i skrzywił, bo jego nos faktycznie wyglądał okropnie. Gdyby teraz ktoś zobaczył go w ciemnej uliczce, to jedno z dwojga: albo uciekłby na sam widok Cathala, albo uznał, że koniecznie muszą natychmiast stanąć do pojedynku.
Przynajmniej gdy wyszedł znów z namiotu wkurzający deszcz przestał padać. Trawa wciąż jednak była wilgotna, a gdy Shafiq zatrzymał się przy jednym z namiotów, aby omówić sprawę tego całego wybuchu, przekonał się, że opóźnienie prac przeciągnie się jeszcze bardziej. Nie żeby to była jakaś nowość na wykopaliskach, gdy mogli uszkodzić znaleziska – albo coś wysadzić, co przy magicznej archeologii było przecież dużo częstsze niż w przypadku mugolskiej – nie było miejsca na pośpiech. Ale i tak go wkurzało.
– Ginny? – rzucił, gdy dotarł wreszcie pod namiot i po chwili uchylił płachtę.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#3
26.06.2025, 21:19  ✶  

Sama nie miała czasu się przebrać. Tak jak stała, tak zabrała się za biednego Liama, gdy już, najszybciej jak potrafiła, przedostała się z dziury do namiotu, jedyne co zdążyła zrobić, to spiąć te włosy i umyć ręce. Nie mogła sobie pozwolić na luksus czystych, świeżych ciuchów, nie wtedy, gdy był to wyścig z czasem. Nie miała czasu usiąść na tyłku, nie miała czasu wziąć oddechu, nie miała czasu zatrzymać się i pomyśleć o czymkolwiek innym, gdy jej mózg był w trybie zadaniowym i miał do wykonania konkretne rzeczy, przyświecał mu też jeden cel: zdrowie i sprawność pacjenta, ich kolegi.

Dobrze, że były tu we dwie z Nell i mogły się dzielić – że wszystko nie spoczywało na jednym uzdrowicielu, który musiał być na chodzie przez 24h każdego dnia tygodnia; mogły się zmieniać, mogło ich tu nie być, zawsze jednak upewniały się, że któraś z nich będzie akurat w Walii na terenie wykopalisk. To pozwalało im wypocząć pomiędzy wypadkami, które jednak mimo wszystko się zdarzały, bo zapewnienie pomocy po tym, gdy już coś się wydarzy, nie leżało jedynie na jednej głowie. A dzisiaj było dużo do roboty i nie chodziło jedynie o Liama i jego nogę, która ucierpiała zdecydowanie najgorzej ze wszystkich.

McGonagall już nawet zapomniała o słowach, które wypowiedziała tuż przed nieszczęściem. O tym żarciku, że wzywają ją, bo boją się że coś wybuchnie? Teraz, gdy tak stała, nie myślała zupełnie o niczym. W jej głowie była pustka, skręcone, skołatane nerwy, które właśnie próbowały się rozsupłać i wygładzić, gdy tak oglądała czerń swoich powiek od spodu i kolorowe, różnobarwne plamki układające się w przeróżne fraktalowe kształty.

Drgnęła zauważalnie (i nawet słyszalnie, bo gdy Cal wsadził łeb do namiotu, coś grzmotnęło o stół, to chyba fiolki podskoczyły razem z Ginewrą) i zaraz pospiesznie opuściła rękę, by naraz się odwrócić i jednak ręce podnieść, próbując przygładzić włosy i dopiero wtedy dotarło do niej czyi głos usłyszała.

– Cal, wchodź – nawet nie wiedziała, że przez cały ten czas miała zaciśnięte gardło a teraz lekko ochrypła i zaraz odchrząknęła. – Skończyłam już z Liamem, śpi teraz – śpi… raczej po prostu nadal był nieprzytomny, ale na pewno wypoczywał. Zauważyła, że Cathal miał chociaż czas się trochę ogarnąć, chociaż jego twarz nadal wyglądała… po prostu źle. Dobrze chociaż że przyszedł, a nie musiała go ścigać po całych wykopaliskach.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#4
30.06.2025, 11:31  ✶  
Gdzieś w pamięci Cathala tkwiły słowa Guinevere na temat wzywania do wybuchów, ale nie myślał o nich teraz. A nawet gdyby pomyślał, nie przywiązałby do nich dużej wagi: były dla niego żartem i pewnego rodzaju ironią losu, a nie wypełnioną przepowiednią. Może i nie lekceważył proroctw zupełnie, bo istniały historyczne dowody na sprawdzenie niektórych z nich, ale pozostawał sceptyczny, w symbole nie wierzył zupełnie i rzadko doszukiwał się w czymś znaków i przepowiedni.
Zmarszczył lekko brwi, kiedy kobieta aż podskoczyła, niepewny, czy tylko wytrącił ją z równowagi, czy działo się coś złego.
– Wszystko w porządku? – spytał, wchodząc do namiotu. Oczywiście, nie było może w absolutnym porządku, skoro doszło do dość paskudnego w skutkach przypadku, ale skoro Liam najwyraźniej nie miał stracić nogi, a opóźnienie nie powinno być dłuższe niż kilka dni, nie podpadało to jeszcze pod sytuację, w której powinni drzeć szaty z rozpaczy. – Mam organizować dla niego transport do Munga, czy się z tego wyliże?
Miał cholerną nadzieję, że przenoszenie go do kliniki nie będzie konieczne, bo teleportowanie się z kimś rannym było trochę ryzykowne, z Walii do Anglii musieliby to robić przynajmniej na dwa skoki i jeszcze po drodze kombinować z kominkami, bo nie wyobrażał sobie wnoszenia Liama przez niemagiczny Londyn. Przez ułamek sekundy miał ochotę też spytać, jak szybko mężczyzna będzie mógł wrócić do pracy, ale za to McGongall pewnie zmyłaby mu głowę.
Nie żeby naprawdę planował zapędzać Liama do roboty, zanim ten wróci do sprawności. Shafiq może nie był najlepszym człowiekiem pod słońcem, ale jednak nie chciał, aby współpracownicy zaczęli uciekać z wykopalisk, skarżąc się jego krewnym, że Cathal zachowuje się jak absolutny tyran.
– Zabezpieczają teren, nikt ma tam nie wchodzić, dopóki tego nie obejrzę ze specjalistką od pułapek. Na razie możemy zająć się moim nosem, żebym znowu był piękny i powabny – oświadczył, robiąc przy tym komiczną minę, nie pozostawiając wątpliwości, że ostatnie słowa były pewnego rodzaju żartem.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#5
01.07.2025, 14:49  ✶  

Znała, rzecz jasna, podejście Cathala do wróżb i przepowiedni i chociaż zupełnie się z nim w tej kwestii nie zgadzała, to jej misją nie było przekonać cały świat o tym, w jak ogromnym są błędzie. Wystarczało jej, że ona wiedziała, że to wszystko prawda i należy mieć takie słowa proroctw na uwadze. Jasne, byli ludzie, którzy jak oni, mieli otwarty na to umysł, nie obracała się jednak w ich towarzystwie zanadto – nie miała takiej potrzeby, już jej wystarczało, że jej matka wieszczyła, a Ginny żyła z tym od maleńkości. To nie tak, że nie podejrzewała, że jednak talent matki przeszedł i na nią… Miała gdzieś z tyłu głowy to poczucie, że mogło tak być, jej matka czasami to sugerowała, tak samo jak inni jasnowidze, z którymi miała czasami kontakt, ale sama wolała machnąć ręką i powiedzieć, że ach, skąd, to tylko przypadek.

Zapatrzyła się za Cathala z pewnym niezrozumieniem, gdy zapytał czy wszystko jest w porządku. Nie bywała towarzysko niezręczna, język angielski rozumiała doskonale, a jednak zapadła na moment taka cisza, w której kobieta łapała myśl w siatkę na motyle, by ta jej nie uciekła, lecz nim zdążyła odpowiedzieć, padło kolejne pytanie.

Guinevere, ogarnij się!

Przetarła lekko skroń, odwróciła się, by spojrzeć na leżącego na polowym łóżku, w kącie namiotu, Liama, po czym już nieco trzeźwiej na Cathala.

– Nie trzeba. Zrobiłam wszystko co się da, dostał Szkiele-Wzro, teraz trzeba po prostu poczekać, aż mu się wszystko zrośnie. Chwila minie, zanim będzie mógł wrócić do pracy, ale w Mungu nie zrobią nic więcej – wierzyła w swoje wykształcenie i zdolności uzdrowicielskie. I być może warunki w namiocie nie były tak idealne, jak zapewne w budynku szpitala, to jednak nie wpływały one na doświadczenie magimedyka. – Czeka go jeszcze kilka dni brania różnych specyfików, ale będzie jak nowy. Za to pewnie dobrze by było poinformować jego rodzinę – o ile jakąś miał, tego Ginny nie wiedziała, ale to już nie leżało w jej kompetencjach.

– To dobrze, na dzisiaj chyba dość nam wszystkim wrażeń – zgodziła się z tym, że nikt tam nie będzie włazić, póki tego nie obejrzą. Dzisiaj to było prawdziwe pasmo nieszczęść, być może ten deszcz chciał im coś powiedzieć. Sama była zmęczona i z pewnością było to widać, była jednak praca do wykonania i nie zamierzała się skarżyć. Uśmiechnęła się w końcu do Cathala, kiedy powiedział, o tym pięknie i powabie – i nawet jeśli żartował (a mina, a raczej grymas na ten rannej twarzy, mówił o tym wielce), to wcale nie zamierzała zaprzeczać. – To siadaj – wskazała mu głową jedno z krzeseł (zapewne przy jego gabarytach mało wygodne) obok stolika, a sama zabrała ze sobą kilka rzeczy, by je na nim położyć – bandaże, jakieś kawałki materiału, tę charakterystyczną fiolkę w kształcie kościotrupa, zabrała też różdżkę. – A jak reszta twoich obrażeń? Te oparzenia chociażby? – zapytała, nim w ogóle przystąpiła do oględzin złamanego nosa.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#6
03.07.2025, 09:20  ✶  
Cathal mógłby przysiąc, że Guinevere jest wytrącona z równowagi, chociaż nie był dostatecznie przenikliwy, aby bez trudu odgadnąć powody. Nie myślał o jej słowach i o tym, że mogłyby być objawem uśpionego Trzeciego Oka, a wypadek, nawet jeśli paskudny, nie był czymś absolutnie niespotykanym. Nie utknęli w ciasnych korytarzach najeżonych pułapkami, nie ścigał ich żaden starożytny ghul, postawiony na straży grobowca, nikt nie oberwał pradawną klątwą, co do której nie było pewności, jak ją ściągnąć, nikt nie zginął ani – najwyraźniej – nie stracił kończyny.
Dlatego przypatrywał się jej przez chwilę uważnie, ale jego umiejętności czytania w myślach pozostawały na skandalicznie niskim poziomie, w końcu mruknął więc po prostu „hmmm” i usiadł na krześle, które mu wskazała. Kręcił się przez moment, próbując usadowić tak, żeby zmieścić pod stołem nogi.
Nie było to takie łatwe nie tylko ze względu na to, że był mężczyzną wysokim, ale też dlatego, że plecy dalej go bolały, a jednocześnie przecież absolutnie nie miał zamiaru się do tego faktu przyznawać.
– Kiedy się obudzi spytam, czy chce, żeby pisać do jego matki – odparł, bo sam, gdyby znalazł się w takiej sytuacji, osobiście zamordowałby każdego, kto spróbowałby powiadomić najbliższą mu krewną czyli ciotkę. Uznał, że parę godzin nie zrobi różnicy, a wręcz lepiej, jeśli matka Liama pojawi się tutaj, kiedy jej syn będzie już w lepszym stanie.
Nie kwestionował osądu Ginny odnośnie Munga, przyjął jej decyzję w milczącej zgodzie. Trochę, bo wierzył w jej umiejętności, a trochę, bo nawet jeżeli brakowało mu trochę do bycia anarchistą czy antysystemowcem, to przepisy, biurokrację, Ministerstwo Magii i takie molochy jak klinika miał w głębokiej pogardzie.
– Parę guzów na głowie, na rękę użyłem już wyciągu ze szczuroszeta – powiedział, unosząc dłoń. Oczywiście, nie była wciąż zaleczona, Cathal nie był w końcu uzdrowiciel, ale też wywar przyniósł ulgę i na pewno przyspieszył gojenie ran. – Zajmij się tylko moją oszałamiającą twarzą – poprosił, wskazując na rzeczoną twarz, która w tej chwili była daleka od oszałamiającej, bo miał rozbity i nos, i usta. – Nie potrzebujesz paru dni wolnego?
Może ulegał złudnemu wrażeniu, ale poza tym, że była wytrącona z równowagi, zdawała się też zmęczona: i wcale nie był pewny, czy tylko dlatego, że musiała ogarnąć nogę Liama.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#7
13.07.2025, 20:29  ✶  

Była wytrącona z równowagi, to prawda, głównie przez ilość nerwów i skupienie, w których trwała kilka ostatnich godzin, ale nie był to czas na rozkojarzenia, ani na to by usiąść i zwolnić. Chwila dla nabrania oddechu już naszła i przeminęła, wraz z pojawieniem się Cathala w namiocie – a przecież potrzebował pomocy, niezależnie od tego, co cały czas opowiadał (zupełnie jakby przyznanie się do tego, że jest się rannym bardziej niż to wygląda na pierwszy rzut oka, raniło jego ego).

Czekała cierpliwie, aż Cal usadowi się na krześle i w tym czasie McGonagall zastosowywała na sobie technikę uspokajania oddechu, gdy liczyła w pamięci sekundy, na które go brała i przez jaki czas wypuszczała powietrze przez lekko rozchylone usta.

– Mhmm – mruknęła i uniosła wyżej jedną brew. Już ona znała te zagrywki, stosowane nader często. Wypadek, a potem „tylko nie mówcie mojej rodzinie” – jakże to egoistyczne; bo zakładała, że Liam, wzorem wielu innych pacjentów, informować nikogo nie będzie chciał. Sama się z tym podejściem nie zgadzała, natomiast nie miała żadnej siły, by to zmienić. A przede wszystkim by zmusić Shafiqa do zmiany tej decyzji. Natomiast inna rzecz przebiegła jej teraz przez głowę. – Nie znam dokładnie całego prawa tutaj… Ale nie ma żadnego obowiązku, by informować rodzinę poszkodowanego? – przede wszystkim nie chciała, żeby mieli potem z tego tytułu problemy…

Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, patrząc na uniesioną dłoń blondyna oceniająco, a ostatecznie przeniosła uwagę na nieco przemodelowaną twarz swojego szefa, najwyraźniej stwierdziwszy, że ręka mu nie odpadnie.

– W tym wywarze to powinieneś rękę trzymać, a nie tylko sobie nim wysmarować skórę – odezwała się po chwili, gdy już minęło kilka sekund jej znacznie bardziej uważnego badania twarzy. Zmusiła nawet dłonią, by Cal nieco uniósł twarz, gdy dotknęła go pod brodą, kierując jego głowę w odpowiednim kierunku, żeby lepiej widzieć. – Hmm – mruczała do siebie pod nosem, a potem bardzo delikatnie dotknęła tego jego nosa w kilku punktach, chcąc dokładnie wyczuć charakter tego złamania, jako że miał trochę napuchniętą twarz i nie wszystko było dobrze widać gołym okiem. – No dobra, złap się mocniej – rzuciła jak gdyby nigdy nic, a sama wzięła swoją różdżkę w dłoń i trzymając ją najpierw pionowo zrobiła bardzo krótki ruch przypominający zamachnięcie, by wytworzyć niewielką siłę, mającą nastawić kości na właściwe miejsce. Episkey było bardzo przydatnym zaklęciem w takich momentach, za wyjątkiem tego, że potrafiło dość niekontrolowanie szarpnąć pacjentem. I rzecz jasna nie był to jeszcze koniec, a ledwie dobry początek i teraz Gonewra krytycznie przypatrywała się swemu dziełu przez lekko zmrużone powieki.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#8
13.07.2025, 20:53  ✶  
Rzut na zawalenie się krzesła z powodu zawady gigantXD
– Jest dorosły i nie umierający, więc nie sądzę, żebym musiał informować jego rodziców… a poza tym w problemy wpadniemy tylko, jeżeli postanowiłby złożyć zawiadomienie.
Jeśli szło o Cathala, to było prawdą, że nie chciałby, aby informowano jego krewnych z powodów czysto egoistycznych. Nie chodziło o to, że wolał ich nie martwić: nie, nie chciał żadnego zamieszania, pretensji, skakania nad nim czy, o zgrozo, pytań o to, czy przypadkiem nie zaniedbał kwestii bezpieczeństwa i Nie Potrzebuje Tutaj Wsparcia Starszych Krewnych. Gdyby na wykopaliskach pojawiło się jeszcze ze dwóch Shafiqów, istniała realna groźba, że Cathal dokonałby jakieś morderstwa. To nie tak, że nie lubił swojej rodziny. Niektórych jej członków szanował, paru darzył pewną sympatią, kilku chętnie utopiłby w łyżeczce zimnej wody, czyli jak w typowej rodzinie. Ale Shafiqowie mieli jego zdaniem taki styl, że należało ich na ogół trzymać od siebie w pewnej odległości, dla dobra wszystkich zainteresowanych, i dopuszczać do ograniczonych kontaktów przy okazji ustalania budżetów, wystaw w rodzinnym muzeum i wspólnych inicjatyw archeologicznych.
– Jakbym trzymał w niej rękę, to nie mógłby tutaj przyjść – odparł Cathal z żelazną logiką, chociaż w istocie bardziej chodziło o to, że zwyczajnie znudził się trzymaniem tej dłoni w misce po jakichś dwóch minutach. Nosiła go dzisiaj, a cały ten wypadek nie pomógł i spokojnie siedzenie z nic nie robieniem – które przecież czasem się mu zdarzało, zwłaszcza gdy przytłaczał do nadmiar bodźców – zdawało mu się nie do zniesienia. – Zmieniasz temat z urlopu? Zaczynam się martwić, Ginny.
Przecież krótką odpowiedź „nie, dzięki, mamy teraz za dużo pracy” przyjąłby bez większych protestów. Brak odpowiedzi natomiast był już czymś, co w połączeniu z jej ogólnym zachowaniem trochę niepokoiło. I to mimo tego, że Cathal nie był kimś, kto miał skłonności do zamartwiania się.
Złapał się posłusznie jedną ręką blatu, drugą brzegu krzesła, myśląc o tym, jak idiotycznie musi to wyglądać, ale decydując, że nie będzie dyskutować z medykiem. Problem w tym…
…problem w tym, że Cathal naprawdę był gigantem.
Zaklęcie uzdrowicielki podziałało, owszem. Rozległ się chrzęst, Cathal syknął, nos zabolał, kość wróciła na swoje miejsce. Tyle że ten chrzęst utonął w innym, głośniejszym dźwięku: mianowicie trzasku tego nieszczęsnego, za małego krzesła, które gdy Shafiqiem szarpnęło, zwyczajnie się pod nim rozpadło.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#9
20.07.2025, 23:06  ✶  

– Albo oni – niestety w tym równaniu nie występował sam poszkodowany kolega. Na szczęście nie mieli tu na wykopaliskach polityki odliczania dni od ostatniego wypadku wywieszonej na wielkiej tablicy ku uciesze gawiedzi, więc cała sprawa miała szansę się rozejść po kościach, jeśli wszyscy będą trzymać dziób na kłódkę. Guinevere potrafiła być w takich przypadkach wyjątkowo czarująca, wystarczyło zamrugać kilka razy długą firaną rzęs i łamanym angielskim… albo arabskim powiedzieć, że nie rozumie i zwykle uczepiano się kogoś innego (a ona za chwilę już całkowicie płynnie mówiła w odpowiednim języku). W każdym razie nie zamierzała dalej ciągnąc tego tematu, Cathal podjął już decyzję, jaka by ona nie była, a stan Liama był stabilny, nie było więc potrzeby wzywać jego rodzinę, by mogli się z nim pożegnać.

– Nie wierzę, że słoik wywaru by cię tak pokonał, mój drogi – spojrzała na niego nie tyleż krytycznie, co wyzywająco, bo była pewna, że gdyby poparzył się trochę mocniej, to mały basenik wywaru ze szczuroszczeta lewitowałby wraz z Cathalem gdziekolwiek by się nie ruszył, a ręki by z niego nie wyciągał. Uważała go za bardzo uzdolnionego czarodzieja, w tym i praktycznego oraz pomysłowego – zresztą trzeba było takim być, pracując na wykopaliskach, łącząc historię z odkryciami. – Wykonuję swoją pracę, Cal. Nie potrzebuję urlopu dlatego, że jednego dnia jest jej trochę więcej – uśmiechnęła się łagodnie. Fakt, była zmęczona, ale nie uważała, by taki przypadek jak dzisiaj był powodem do dodatkowego lub nagłego urlopu. Nie zobaczyła dzisiaj niczego, co by nią wstrząsnęło tak, że musiałaby się wziąć w garść… być może w przeciwieństwie do Timmy’ego Tima, bez którego tak sprawnie by się nie wygrzebali z tamtego dołu. – Jestem po prostu trochę zmęczona, nic poza tym – plecy bolały ją trochę od bardzo niewygodnej pozycji, w której musiała zastygnąć, gdy oczyszczała nogę Liama i to nie był jeszcze koniec wrażeń na dzisiaj. – Ale dzięki, to miło, że się martwisz – nie odpowiedziała mu wtedy nie dlatego, że chciała zmienić temat… a zwyczajnie dlatego, że się zawiesiła i zapomniała to zrobić. Samo to mówiło wiele o tym, że potrzebowała odpocząć, ale taka właśnie była praca uzdrowiciela. Spokój jednego dnia zamieniano na szaleństwo drugiego – i nie zrezygnowałaby z tego za żadne skarby.

I stała tam taka zaskoczona. Powinna odskoczyć, powinna coś zrobić, a zamiast tego stała tam przed Cathalem, pod którym rozwaliło się to cholerne krzesło, zdolna tylko do zamrugania, jakby jej mózg zupełnie nie odbierał tej informacji, uważając to za zbyt idiotyczne. Jej zaklęcie zadziałało, Shafqiem szarpnęło, aż to drewną trzasnęło i po prostu się rozpadło, jakby to był domek z kart, a nie…

A nie…

Zamrugała dwa razy nim do niej w końcu dotarło i z głośnym wciągnięciem powietrza w odruchu zasłoniła sobie usta wolną dłonią, a jej bursztynowe oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu i zakłopotaniu.

– Cholera jasna, przepraszam Cal – odsunęła w końcu dłoń od ust i wyciągnęła tą drugą do niego, by mu pomóc wstać. – Przepraszam, musiałam za mocno… – odetchnęła, patrząc na to wszystko, co zostało z krzesła. Mogłaby go pewnie poskładać ruchem dłoni, transmutować i tak dalej, ale chyba nie miało to większego sensu… Ale może tak będzie go łatwiej wyrzucić, nim zaklęcie przestanie działać… Więc i tak spróbowała, krzywiąc się przy tym do siebie. Zaraz jej uwaga powróciła do Cathala. – Nic sobie nie zrobiłeś? To nie był… No, nie było zamierzone. Mam nadzieję, że się bardziej nie stłukłeś… – było jej głupio, oczywiście, że tak. Przypatrywała mu się przy tym uważnie, badawczo, z lekkim zakłopotaniem, ale z pewną ulgą przyjęła, że nos nastawiła mu perfekcyjnie. – Nos będzie cały, tego akurat nie spieprzyłam.


// Transmutacja ◉◉◉◉○ resztek krzesła w całe krzesło
Rzut PO 1d100 - 68
Sukces!
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#10
23.07.2025, 12:44  ✶  
– Musiałby je poprzeć i kto by go po tym zatrudnił – oświadczył Cathal, bardziej z wrodzonego uporu niż czegokolwiek innego. Nie lubił Ministerstwa, a w Ministerstwie parę osób nie lubiło jego, więc nawet jeżeli tutaj nie byłoby żadnego problemu, to ktoś mógłby wpaść choćby po to, by porobić kłopotów przy okazji... ale w tym wypadku zamierzał się upierać, że dorosły człowiek sam powinien decydować, czy chce kogoś informować o swojej kondycji zdrowotnej.
Cathal nawet nie chciał wyobrażać sobie siebie samego chodzącego po obozie z miską i z ręką w tejże misce. Był człowiekiem nie tylko upartym, ale też pragmatycznym, więc zapewne gdyby był to wybór między takim postępowaniem, a niesprawnymi palcami, to przełknąłby to upokorzenie i zrobił, co trzeba bez choćby słowa skargi czy skrzywienia ust. Gdyby jednak miało chodzić tylko o to, że „będzie bardziej bolało”, to… prawdopodobnie uznałby, że nie będzie z siebie robić idioty, dziękuję bardzo, on może trochę pocierpieć, a w ogóle to nie boli aż tak bardzo.
– Nie byłem pewien czy chodzi tylko o ten wypadek – powiedział wprost, bo zdawała się wytracona z równowagi, co równie dobrze mogło być wywołane niewyspaniem i wypadkiem, jak tym, że wypadek był jakimś ostatnim kamyczkiem, spadającym na usypaną już wcześniej górkę. Cathal, którego pamięć działała tak, jak działała, może nie był najbardziej empatyczną jednostką pod słońcem, ale mógł zrozumieć, że czasem ktoś wybuchał płaczem, bo niechcący wylał swój ulubiony napój. Nie tyleż z powodu napoju, a dlatego, że wcześniej zapomniał zabrać obiadu, pokłócił się z żoną, nie przespał nocy, martwiąc się o niezapłacone rachunki i to była ta przysłowiowa kropla, przelewająca czarę.
– Jeśli być potrzebowała się stąd wyrwać, i tak jutro wiele nie zrobimy. Ekipa musi to najpierw posprzątać, trzeba będzie też uzupełnić dokumenty – mruknął, krzywiąc się na samą myśl o tych wszystkich papierkach, których wypełniania trzeba było dopilnować, bo jego zdaniem były absolutnie niepotrzebne, ale ktoś w ministerstwie lubił nasyłać im tutaj kontrole.
A potem…
Potem Cathal stracił grunt pod nogami.
Czy raczej krzesło pod tyłkiem.
Nogi krzesła pękły z głośnym trzaskiem, a on poleciał w dół, odruchowo podpierając się rękami, by nie runąć na plecy, co zabolało podwójnie, bo palce miał dalej trochę poparzone. I siedział tak przez moment na resztkach mebla, zdezorientowany, i ponownie zastanawiał się, po co do diabła ludziom ta cała kość ogonowa, chyba tylko po to, żeby bolała przy takich upadkach.
A potem wstał, przeklinając, odruchowo po rosyjsku, i powstrzymując odruch roztarcia obolałego miejsca.
– Chcę wierzyć, że gdybyś postanowiła mnie zabić, użyłabyś raczej trucizny niż morderczego krzesła – odparła na jej przeprosiny, zmuszając się nawet do czegoś na kształt uśmiechu, i próbując się nie wściekać, bo ostatecznie wiedział, że przecież nie zrobiła tego specjalnie. Jego ręka powędrowała do nosa: obmacał go ostrożnie. Trochę bolało, ale wyglądało na to, że kość wróciła na swoje miejsce. – Czy teraz muszę wypić szkiele wzro jak na grzecznego chłopca przystało?
Uśmiech zmienił się w lekkie skrzywienie, bo szkiele wzro smakowało absolutnie paskudnie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Guinevere McGonagall (3307), Cathal Shafiq (2673)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa