• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[22 listopad 1970 roku] Nastał czas ciemności

[22 listopad 1970 roku] Nastał czas ciemności
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
13.11.2022, 02:18  ✶  

22 listopad 1970 roku
rodzinna posiadłości Malfoyów w Wiltshire
Robert & Eden



18 listopada 1970 roku - data, która na stałe zapisze się w histori. Nadszedł moment, którego wielu wyczekiwało od dawna. W świat wysłana została wyraźna informacja. Deklaracja zmian. Obecny porządek miał zostać zburzony, zaś na jego gruzach powstać nowy świat, w którym podstawowe wartości na nowo zajmą należne sobie miejsce. Zanim jednak to wszystko nastąpi, potrzeba ciężkiej pracy; ciężkiej pracy wykonanej przez osoby oddane sprawie. Podążające ścieżką wytyczoną przez NIEGO.

Nie było czasu na to, żeby wszystkiemu się tak po prostu przyglądać. Zwłaszcza, kiedy zaliczałeś się do wąskiego grona pierwszych Naśladowców; kiedy byłeś w to zaangażowanym od pierwszych dni. Teraz, kiedy nadszedł czas zmian, trzeba było działać. Wykonywać jego polecenia, planować kolejne działania. Dokładać od siebie kolejne cegiełki, w oparciu o które zbudowana zostanie nowa rzeczywistość.

Rzeczywistość upragniona, od dawna wyczekiwana.

Brakowało czasu, który można było wykorzystać na to, żeby zatrzymać się na krótki moment. Odetchnąć. Spojrzeć na wszystko to, co działo się w Londynie i innych częściach kraju. Pierwsze dni były pod tym względem najgorsze. Później, kiedy wszystko to zacznie wreszcie w pełni działać, całość będzie prezentowała się inaczej. Inaczej funkcjonowała. Nie, żeby ktokolwiek na obecną sytuacje narzekał.

A już na pewno daleki był od tego Robert Mulciber.

Znajdując się w jednym pomieszczeniu razem z młodszą od siebie blondynką, z pewną dozą ciekawości przyglądał córce przyjaciela. Po dość krótkiej rozmowie, dzięki której obydwoje wiedzieli na czym mniej więcej stoją, Fortinbras zdecydował się zostawić ich samych. Wierzył, że ze wszystkim sobie poradzą.

- Czyli należy do Ciebie kilka nieruchomości na Pokątnej? - Wreszcie odzywa się, bawiąc się jednocześnie niskim kieliszkiem o tulipanowym kształcie, który w jednej trzeciej wypełniony był brandy. Pytanie ma charakter raczej retoryczny, służąc bardziej uporządkowaniu myśli, niż potwierdzeniu otrzymanych informacji. W to, iż są one prawdziwe Mulciber nie wątpił. - Powinno to idealnie wpasować się w nasze plany. Pytanie tylko na jak wiele jesteś gotowa się zgodzić, jak daleko mogłabyś wejść w to. - Nie śpieszy się. Starannie dobiera każde kolejne słowo. Nie zdradza zbyt wiele na temat tego co wie, na temat wspomnianych planów. Na to wszystko jeszcze przyjdzie pora.

Zastanawiając się nad tym, jakąs odpowiedź otrzyma od kobiety, pozwala sobie upić kilka łyków alkoholu. Ten, znajdując się w temperaturze pokojowej, smakuje całkiem nieźle. Z ust mężczyzny wydobywa się pełen uznania pomruk. Jednocześnie zamiast kobiecie przez chwilę przygląda się zawartości swojego kieliszka. Jakby oceniając. Jakby na ten konkretny alkohol, markę? trafił pierwszy raz.

- Powiedzmy, że na rękę byłby nam pożar. - Chwilę jeszcze patrzy na alkohol, po czym bez komentarza na jego temat, spojrzenie przenosi ponownie na Eden. - Strata jednej kamienicy stanowiłaby problem? Albo może... - Tutaj pozwala sobie na uśmiech. - dwóch, choć wiadomo, obydwa pożary byłyby w odpowiednich odstępach czasu od siebie. - Nie żeby faktycznie zależało mu na obydwu budynkach, ale dobrze było mieć pod ręką coś więcej. Na wypadek, gdyby potrzeba było czegoś więcej. Ostatecznie żadne z nich nie miało pewności, że wszystko się uda; że potoczy się zgodnie z planem.

Nie traci czasu na dalsze wyjaśnienia i po prostu czeka na reakcje kobiety. Na jej odpowiedź, od której wszystko będzie zależało. Jeśli Eden podejmie właściwą decyzje, pozna szczegóły. Nie wszystkie, ale znaczną większość. A w przyszłości też pewnie wiele zyska, z racji opowiedzenia się po właściwej stronie konfliktu - tej, która wygra. Bo wygrana jest w tym przypadku jedynie kwestią czasu.

prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#2
17.11.2022, 02:08  ✶  
Nie wątpiła, że manifest Riddle'a zapisze się na kartach historii. Na łamach podręczników było miejsce zarówno dla legend, jak i głupców, którzy porywali się z motyką na słońce. Tych drugich ponoć zrodziła nadzieja, toteż w Eden nie zakwitło takie uczucie. Chyba była zbyt pragmatyczną osobą, by ślepo podążać za kimś, kto samowolnie ogłasza się władcą. Wszakże jeśli ktoś musi wszystkim przypominać, że jest królem, jest nim tylko i wyłącznie z nazwy.
Od zawsze była człowiekiem małej wiary; logika oraz chłodne spojrzenie na świat nie pozwalało na fanatyzm. Toteż sceptycznie podchodziła do patetycznych przemówień i cudotwórstwa na pokaz, które zdawało się niczym więcej niż pożywką dla naiwnych. Jeśli chodziło o wyznawanie czegokolwiek, nikogo nie dyskryminowała - każdemu nie ufała tak samo.
Niemniej nie była nigdy w ciemię bita i nie urodziła się ślepa. Dorastała w otoczeniu najjadowitszych z polityków. Wiedziała, że nie ma czegoś takiego jak bezstronność, nie ma ludzi obiektywnych. Wiedziała, że jeśli nie podejmie decyzji samodzielnie, wir wydarzeń pociągnie ją za sobą i do tego zmusi. Wyląduje po czyjejś stronie, czy tego chce, czy nie. Nic więc dziwnego, że wolała zająć dogodną pozycję zawczasu, kiedy nurt rzeki jeszcze nie był aż tak porywisty.
Dotychczas napięta jak struna Eden rozluźniła się, kiedy ojciec opuścił pomieszczenie. Uniesione ramiona opadły, wcisnęła się wygodniej w miękkie oparcie szmaragdowozielonej sofy. Niby drobny gest, ale dla wtajemniczonych mówił tak wiele: obawiała się swojego ojca. W jego obecności naturalnym instynktem było stanie na baczność, ciągłe czuwanie, prezentowanie się od jak najlepszej strony. Uważanie na każde najmniejsze słowo, zarówno pod względem znaczenia, drugiego dna, jak i momentu, w którym opuszczało usta. Była już dorosła, była od lat mężatką, zdawać by się mogło, że wydostała się spod wpływów nestora, które zdawały się oplatać wszystkich Malfoyów niczym wici pająka. A jednak odruchem bezwarunkowym było wstrzymanie oddechu, kiedy pojawiał się w zasięgu wzroku.
- Zgadza się. - Skinęła głową twierdząco, przechylając ją nieznacznie. Ciemnym spojrzeniem powiodła po dłoniach Mulcibera, skupiając przez chwilę spojrzenie na odbijającej się od ścianek szkła cieczy. - Część nabyłam samodzielnie, część przekazał mi ojciec - dodała pokrótce, nie chcąc wchodzić w zbędne szczegóły, a i nie chcąc pozbawiać go ich zupełnie. Nie sądziła, że pytanie było czysto grzecznościowe. Takie z rodzaju pytania o oczywistości, żeby jakoś zacząć niezręczną rozmowę. Była dla niego małolatą, nie marnowałby na nią czasu, gdyby nie miał w tym interesu.
- Chciałabym, aby bilans moich zysków i strat po wszystkim okazał się dodatni - odparła wymijająco, darując mężczyźnie obojętne spojrzenie. W końcu co innego miała mu powiedzieć? Skłamać i powiedzieć, że dla idei się zastrzeli, czy powiedzieć prawdę i przyznać, że ucieknie z tonącej łajby szybciej, niż zdąży wymówić pełne imię swojego pana? - Wejdę nawet po samą szyję, jeśli po wszystkim wyjdę z tego bagna obronną ręką. - Z wolna wypuściła powietrze, przełożyła nogę przez nogę. Odruchowo wyprostowała dłońmi wyprasowane w kantkę szare spodnie.
- Chcecie zrobić ze mnie Nerona? - zapytała, unosząc jedną brew, uśmiechając się ze zwątpieniem. Westchnęła, odwracając spojrzenie od Roberta. Oczyma powędrowała gdzieś za okno, pomiędzy drzewa otaczające rezydencję. Widać było, że zastanawia się nad czymś, coś analizuje, przelicza. Ponownie przechyliła głowę; spojrzenie wróciło znowu w kierunku Mulcibera. - Budynki są ubezpieczone, straty finansowe nie będą bolesne. Przynajmniej nie dla mnie. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z kpiną w głosie, bo wiedziała, że dla mieszkańców Pokątnej skutki będą opłakane. Wiedziała, że nikogo znajdującego się dziś w tym domu by to nie wzruszyło, lecz nie mogła pozbyć się rozśmieszającego uczucia groteski. W końcu śmierć jednej osoby jest tragedią, a setki czy tysiąca - statystyką.
- Zacznijmy na razie od jednego - zaproponowała, uśmiechając się delikatnie do Roberta. - I nim przejdziemy do planu działania, przestańmy udawać, że wśród moich opcji znajduje się jakakolwiek odmowa. - Słodycz uśmiechu opuścila usta blondynki, ustępując miejsca przelotnej goryczy. Pochyliła się, łapiąc wreszcie za swoją szklankę z trunkiem, chcąc popić nieprzyjemny posmak prawdy. Była rzeczowa, racjonalna, do bólu praktyczna. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie bardzo lubiła się ze świadomością, że Fortinbras Malfoy już dawno podjął decyzję za swoją córkę, widząc w niej podobieństwo na miarę kropli wody. W końcu nie bez powodu Mulciber rozmawiał z nią, a nie z jej bratem. Ona, w przeciwieństwie do swojego bliźniaka, nigdy nie zawiodła.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#3
21.11.2022, 20:24  ✶  

Nie zwrócił uwagi na zmianę, która zaszła w postawie Eden w chwili, kiedy Fortinbras zdecydował się zostawić ich samych. Robert nigdy nie był szczególnie spostrzegawczy, kiedy w grę wchodziły relacje międzyludzkie i cała ta sfera... emocjonalna. Owszem, wciąż zauważał całkiem sporo - przede wszystkim w swoim własnym mniemaniu - ale też wiele rzeczy mu umykało. Może to kwestia tego, że sam nie widział sensu w tym, aby zwracać na to uwagę, przejmować się tego rodzaju drobiazgami.

Pozwolił jej potwierdzić stan rzeczy, dodać od siebie tych kilka słów. Nie bardzo jednak zwracał uwagę na to, co mówiła. Przynajmniej w tym momencie. Ostatecznie przecież wiedział na czym stali. Musiał tylko uporządkować myśli, żeby przejść ze wszystkim dalej. Nie chciał tracić tu zbyt dużej ilości czasu. Tracić niepotrzebnie. Przede wszystkim z tego względu, że obecnie posiadał go zbyt mało. W kraju działo się wiele, w jego magicznej części, a on był w to wszystko więcej niż tylko zaangażowany.

- Pragmatyzm to dobra cecha, choć czasami bywa kulą u nogi, przeszkadzającą w pełnym rozwinięciu skrzydeł. - Reaguje na jej słowa. Tym razem przygląda się jej równie uważnie, co brandy. Tak jakby znajdywała się właśnie przed nim nie młoda kobieta, a kolejny przedmiot badawczy. Gdyby miał przed sobą notes, coś do pisania, najpewniej zacząłby już sporządzać notatki stanowiące efekt tej obserwacji. Nie zamierzał jednak wyciągać ręki w kierunku rzeczy należących do Fortinbrasa.

Nie zamierza zapewniać jej, że bilans zysków i strat będzie korzystny. Robert nie mówi nic na ten temat, pozwala go sobie po prostu przemilczeć. To nie jego rzecz, żeby o takie rzeczy zadbać. Każdy ma swój własny tyłek i musi go pilnować, o niego się troszczyć. Tylko od Eden zależy czy upilnuje swojego i będzie mogła w przyszłości coś więcej zyskać dzięki działaniom, w które się zaangażuje. Nikt tego za nią nie zrobi.

- Neron był głupcem, który spalił większą część swojej stolicy. Takim działaniem mógł tylko stracić. - Odparł, nie zgadzając się z porównaniem blondynki. Nie widział w tym przypadku zbyt dużego podobieństwa. Dla niego były to zupełnie inne historie, bez wyraźnych części wspólnych. Aczkolwiek to też nie tak, że Mulciber w większym stopniu interesował się  przeszłością. Wiedzę miał w tym aspekcie mocno podstawową. Nieco większą w kontekście tych wydarzeń, które uważał za interesujące. - W takim razie nie powinno to stanowić dla Ciebie większego problemu. - Stwierdza, unosząc w jej kierunku trzymaną w dłoni szklankę. Jakby uznając, że wraz ze słowami wypowiedzianymi przez Eden, tymi o braku bolesnej straty, udało im się dojść do porozumienia. Co prawda wstępnego, ale to zawsze więcej niż żadne porozumienie.

W innej sytuacji dałby jej do zrozumienia, że nie potrzebują jej wsparcia przy planowaniu akcji. Jeden budynek, dwa, sposób działania. Mieli od tego odpowiednich ludzi. Poza tym nie było to zadaniem odpowiednim dla kobiety, która wszak - rzecz powszechnie wiadoma - dysponowała mniejszym mózgiem od tego, który posiadali mężczyźni. Teraz jednak jego uwagę przyciągnęły ostatnie słowa Eden.

- Moja droga, nie powinnaś być z tego powodu niezadowolona. - Pozwala sobie na kolejną mądrość. - Z tym grymasem nie jest Ci do twarzy. - Wtrąca, na moment odchodząc od tematu, który chciał poruszyć. - Rolą kobiety jest dbać o domowe ognisko, rodzić dzieci. Masz dużo swobody, Eden. Masz też ojca, który zawsze dba o Twoje interesy i przymyka oko na... ekscesy. - Zauważa. Sam zawsze miał pod tym względem dość konkretne poglądy, z którymi się nie krył. Nie widział takiej potrzeby. Niczego się nie wstydził. Nie uważał za niestosowne tego, co mówił. - Ale nie będziemy tracić na to czasu. Przejdźmy do szczegółów.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (698), Robert Mulciber (1166)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa