• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[10.09.72] The floor is yours, Mr Selwyn [Hannibal & Henry]

[10.09.72] The floor is yours, Mr Selwyn [Hannibal & Henry]
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#1
18.07.2025, 18:53  ✶  
Wrócił z pracy około czwartej po południu i musiał przed sobą samym przyznać, że miał dosyć. Było wiele spraw, które irytowały go obecnie w Proroku (głównie chaos organizacyjny po śmierci Bacona), ale o wiele gorszy problem czaił się w jego płucach. Gardło piekło go, na razie nie niemiłosiernie, lecz dokuczliwie, a w piersi rodził się kłujący ból. W nozdrzach cały czas majaczył mu zapach popiołu, a ogień prześladował jego sny i wyobraźnię. W pracy miewał momenty kompletnego zawieszenia, gdy miał przed oczami obrazy ze Spalonej Nocy. Poranione ciała, płaczący ludzie, atakowana przez obcego dziewczyna... Czasem nawet jego ręka odzywała się tępym bólem, choć wiedział, że po szkielewzro była całkowicie zdrowa.

Kiedy znalazł się w domu, uznał, że na wizytę Hannibala musiał zrobić coś, co robić uwielbiał, co go relaksowało i przypominało o dobrych czasach. Gotowanie było metodyczne, uporządkowane, ładnie pachniało i dobrze wychodziło, jeśli się niepotrzebnie nie kombinowało. Była w tym jakaś pewność, stabilność, zupełnie obca życiu po Spalonej Nocy.

Słyszał, że Hannibal był przez jakiś czas we Francji, więc przyrządził mu ratatouille. Nie była to potrawa trudna do przygotowania, lecz miała w sobie coś wykwintnego. Może to fakt jej francuskiego pochodzenia? Dobrze było czasem poudawać, że było się kimś eleganckim (dla Henry'ego szczytem własnej wykwintności była koszula z marynarką i krawatem. Spodni od garniaka nie posiadał, tylko dżinsy. Udawał, że to był taki jego dziennikarski styl.

Kiedy wybiła siedemnasta, potrawa była gotowa, Henry zdążył posprzątać w mieszkaniu (choć niestety idealnie nie było). Wystarczyło tylko oczekiwać przyjaciela. Nie miał pojęcia, czy Hannibal był gościem, który przychodził punktualnie, czy może modnie się spóźniał. Henry był gotowy na każdą ewentualność. Miał kubek z herbatą z miodem - zresztą już chyba czwartą tego dnia - i oczywiście czas. Wiedział, że i tak bolące gardło może przeszkodzić mu we śnie, więc mógł sobie pozwolić na gadanie z przyjacielem do późna.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#2
18.07.2025, 20:16  ✶  
Srebrno-czarna Honda Hannibala gnała przez mugolski Londyn. Dobrze było przemierzać miasto w ten sposób. Ryk silnika w uszach zagłuszał warkot maszyn budowlanych a pęd powietrza nie pozwalał czuć swędu spalenizny.
Z ulgą pożegnał swoje pełne odcisków upiornych dłoni mieszkanie, miał nadzieję, że na zawsze, a przynajmniej do czasu gruntownego wysprzątania i remontu. Jego podstawowy dobytek, wyczyszczony starannie z sadzy, spoczywał w kufrze, pomniejszonym do rozmiarów plecaka i przypiętym do motocykla. No, dokładnie, to przyklejonym zaklęciem, ale mijani mugole nie mogli tego wiedzieć.
Selwyn nie miał nic przeciwko byciu rozpoznawanym na ulicy, pławieniu się we własnej wspaniałości, autografom, fanom i fankom, ale z równą przyjemnością uciekał czasami z magicznej dzielnicy miasta w anonimowość Soho czy Camden. Dzisiaj jechał na Hackney.

Do Henry’ego.

Który zaoferował mu wspólne zamieszkanie, dopóki Hannibal nie będzie miał gdzie się podziać. Selwyn był zachwycony.
Czas, który minął od ostatniego rozstania, naznaczony był huśtawką emocji. Czy Henry w ogóle żyje? - szarpało go w sobotni poranek, kiedy miasto obudziło się i zorientowało, że Spalona Noc nie była snem. Przetrwał, to jasne, przecież mówiłem, żeby nie dał się zabić! - myślał, odpisując na pierwszy list, ulga doprawiona troska, bo przecież nie uszedł bez szwanku. Czy spłoszył się i nie chce mieć ze mną nic wspólnego? - rozważał gorzko, usuwając różdżką szkody i zabrudzenia z jego kurtki w zaciszu mieszkania Mony. To do pewnego stopnia zrozumiałe, czuć onieśmielenie wobec gwiazdy, no ale bez przesady, w końcu tyle razem przeszli!

Skręcił z piskiem opon w boczną ulicę i dopiero wjechawszy między bloki mieszkalne, zwolnił. Mugolska architektura była tak inna od budynków czarodziejów, funkcjonalna, prosta, nowoczesna. Miała swój urok, cokolwiek nie mówiliby o niej przywiązani do tradycji czarodzieje.

Było może pięć po piątej, kiedy wbiegł po schodach i niemal nie zdyszany zapukał do drzwi Henry’ego.
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#3
20.07.2025, 20:08  ✶  
Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, natychmiast wstał z sofy, odłożył na bok książkę (wielkie ceglisko, bo czytał właśnie „Nędzników”) i ruszył przyjacielowi na spotkanie. Niestety nie mógł oprzeć się myślom o tym, jak Selwyn zareaguje na jego mieszkanie. Był – mimo swej reputacji i teatralnych wyczynów – człowiekiem przyzwoitym. W tym sensie, że Henry nie wyobrażał sobie, żeby Hannibal krzywił się z obrzydzenia na widok biedniejszego mieszkania.

Przede wszystkim lokum Henryka było... niespecjalnie zaczarowane. Owszem, same w sobie sprzęty magii potrzebowały, choć gdyby do mieszkania wszedł mugol, nie rozpoznałby nic czarodziejskiego. Mało było tu gadżetów i mało ozdóbek. Elegancja? Henry nie miał na nią pieniędzy. Mimo to, mieszkanie należało niewątpliwie do niego. Na ścianie w kuchni wisiała na przykład wielka tablica korkowa, na której karteczki zmieniały położenie zależnie od pory dnia. Był to swoisty kalendarz, dzięki któremu Lockhart mógł się pochwalić świetną dyscypliną. Miał tam karteluszki z urodzinami przyjaciół, ważnymi świętami, wydarzeniami w pracy. Salon był malutki, miał kanapę i czteroosobowy, kwadratowy stolik, który przykryty był szydełkowanym obrusem, pamiątką po babci. Stała też tam dość potężna szafka zastawiona książkami, rodzina Lockhartów była bowiem zawsze namiętna w swym czytelnictwie. Były to egzemplarze często stare, też odziedziczone po dziadkach. Mimo to, Henry nie miał serca ich sprzedawać. Nie przeczytał przecież jeszcze wszystkich. Jedna półka jednak zastawiona była obramowanymi rodzinnymi zdjęciami.

— Han — Henry poczuł ulgę, gdy zobaczył za drzwiami przyjaciela. Wiedział, że Hannibal, żył, ale jednak... Spalona Noc sprawiła, że trzeba było zobaczyć, by uwierzyć. — Cieszę się, że cię widzę, stary.

Uściskał Hannibala serdecznie. Wreszcie aktor nie pachniał popiołem, a perfumami, na które Henry'ego w życiu by nie było stać. To dobrze... Znaczyło, że i on starał się wrócić do normy, przynajmniej na tyle, ile się dało.

— Mam nadzieję, że nie jadłeś jeszcze obiadu? Choć to raczej obiadokolacja o tej godzinie, nie? — zaśmiał się i zaprosił przyjaciela do środka. — W każdym razie udało mi się coś upichcić.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#4
21.07.2025, 00:07  ✶  
Hannibal odwzajemnił uścisk, wciągając w płuca zapach świeżo upranej koszuli Henry'ego, samego Henry'ego i czegoś… bez wątpienia pysznego, czym pachniało całe mieszkanie. Kolejne krople bliskości do kubeczka, dolane do tych od wszystkich innych, z którymi widział się od piątkowej nocy, którzy przytulali go i karmili jajecznicą, i mówili ”Dobrze, że żyjesz” i ”Zostań tak długo, jak zechcesz”, i niemal nie czuł już tej ziejącej pustki, która piekła po Spalonej Nocy bardziej, niż popiół w płucach i pod powiekami.

- Henry! Martwiłem się o ciebie - powiedział w jego ramię, a potem odsunął przyjaciela od siebie i przyjrzał mu się uważnie - dobrze widzieć, że Twoja ręka jest cała!

Wszedł do mieszkania, niosąc swój kufer (teraz raczej kuferek) i rozejrzał się. Nie była to jego pierwsza wizyta w domu w mugolskiej dzielnicy, ale zwykle… no, zwykle nie miał głowy do podziwiania wystroju. Małe, ale nie tak ciasne, jak zdarzało mu się widywać. Urządzone w ten uroczy, eklektyczny sposób, gdzie pamiątkowe mieszało się z przydatnym. Książki, zdjęcia, stoliczek, kanapa. Przytulnie!

Na wzmiankę o jedzeniu ostentacyjnie pociągnął nosem.
- Sam gotowałeś? Pachnie cudownie! Umieram z głodu, tańczyłem cztery godziny dzisiaj i jeszcze próba do “Ekstazy” była. Ojciec mówi, że “Ludzie potrzebują sztuki, szczególnie w tak trudnym okresie! A sztuka - to my!” - powtórzył słowa ojca, doskonale udając jego motywacyjny ton.
Spędził dzisiaj całe wczesne popołudnie na scenie Sali Zachodniej, tańcząc najpierw układy do “Ekstazy Merlina” z Laurettą, potem namawiając Salvatore (nie, żeby trzeba było go szczególnie długo namawiać) na kolejną lekcję tanga argentyńskiego, a potem robiąc jeszcze przez godzinę ogólne ćwiczenia wzmacniające i rozciągające (zaskakując pałętających się w polu widzenia kolegów prośbami w stylu: “Hej, dociśniesz mnie w pancake’u? Usiądziesz na mnie jak zrobię deskę?”). Czyli wyrzucajac z siebie cały stres ruchem i wysiłkiem, pozwalając, by rozpłynął się w bólu i drżeniu mięśni, w pocie i przyspieszonym tętnie.
Pomogło, jak zawsze.

Rozejrzał się, szukając miejsca, by postawić kufer z dobytkiem. Ostatecznie umieścił go w kąciku, ale po powiększeniu, zajął on połowę wolnego miejsca pozostałego w pokoju. Hannibal potarł policzek, nieco zaambarasowany.
- Będę go pomniejszał po wyjęciu tego, co potrzebuję - powiedział przepraszająco. Otworzył wieko i wyciągnął dwie butelki wina i złożoną starannie kurtkę Henry’ego.
- Nie wiedziałem, czy będzie pasowało białe, czy czerwone, więc wziąłem oba - oznajmił, prezentując je gospodarzowi.
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#5
22.07.2025, 16:55  ✶  
Dopiero po chwili zobaczył kufer Hannibala, który był tak duży, że na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie zmieści się w małym mieszkanku. Henry chyba nawet nie posiadał tylu ubrań, żeby móc zapełnić nimi taką walizę. Celebryta musiał mieć przecież dużo ciuchów. Słyszał przecież o dziennikarzach z działu plotkarskiego w Proroku, którzy potrafili skrytykować kogoś znanego, bo ten nałożył dwa razy ten sam strój. Co za bzdura...

— Dzięki. Tyle bólu, a w Mungu wystarczył łyk szkielewzro i po krzyku. Choć nie spało się po tym za dobrze — wzruszył ramionami.

Przypomniał sobie, że rzeczywiście Ekstaza miała odbyć się według planu. Wielka rola Hannibala. To dobrze, że Spalona Noc nie zepsuła mu tych planów. Kultura była czymś, czego nie można było zatracić, mimo wszystko. A Henry miał nadzieję, że Prorok skieruje go tam jako fotografa. Chciał zobaczyć przedstawienie i jakoś wesprzeć Selwyna. A może się przeceniał? Może obecność Henry'ego wcale jakoś specjalnie się nie liczyła?

— Tak, sam. Możesz usiąść do stołu, ja zaraz przyniosę jedzenie — pokazał Hannibalowi gestem drogę do salonu. Jednak po drodze otrzymał coś jeszcze. Kurtkę, wypraną z sadzy i popiołu, a także coś, na co kompletnie nie był przygotowany. A był to przecież zwyczajny prezent. — Wow, Han, ja... Nie trzeba było. W życiu nie piłem czegoś tak drogiego — spojrzał na etykietę. — Obawiam się, że nie będę dyskutować z tobą o bukiecie smakowych tych wina, ale i tak dziękuję. Akurat obiad będzie w stylu francuskim, więc się nada.

Jednocześnie Henry poczuł się trochę jak oszust. W stylu francuskim? Zwykłe warzywa, a nie żadna Francja... Niby ratatouille pochodziło stamtąd, ale czy było to dystyngowane danie? Może to jadła francuska klasa niższa? Henry nie wiedział.

Skarcił się w duchu za te lęki. Nie mógł sobie pozwolić na wstyd tego typu. Uczciwie pracował, ile tylko się dało. Robił co mógł, był zorganizowany i pracowity. Czemu miał się czuć gorzej przy bogatych ludziach, przy tych, którzy odziedziczyli nie tylko fortunę, lecz i szansę na rozwój. Nie chciał też przez to podsycać w sobie jakichś antagonizmów wobec Hannibala, bo nie wydawało mu się, żeby były odwzajemnione. Złość na Selwyna z takiego powodu byłaby wygraną dla tych, którzy chcieli podsycać te podziały. Tak samo jak lęk przed tym, że wypadnie źle. Spalona pokazała, że wszyscy byli ludźmi w tym samym stopniu, bez względu na krew.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#6
24.07.2025, 14:06  ✶  
Hannibal wcale nie uważał, że spakował jakoś przesadnie dużo ubrań, ale przecież musiał zabrać koszule na codzień, rzeczy treningowe, buty do tańca, jakiś bardziej elegancki strój, przynajmniej jedną tradycyjną szatę czarodzieja, a najlepiej ze dwie, na zmianę… i jakoś tak się uzbierało. Oddawszy swój ładunek w ręce Henry’ego, pacnięciem różdżki przywrócił bagaż do bardziej kompaktowego stanu. Skrzywił się na wzmiankę o szkiele-wzro.
- Och, szkiele-wzro strasznie boli! Miałem wątpliwą przyjemność odbyć kurację w Hogwarcie!

Kurtka wyglądała jak nowa, Hannibal nie tylko dokładnie ją odczyścił, lecz także pieczołowicie naprawił wszystkie uszkodzenia, jakie znalazł. A potem poszedł w niej jeszcze do pracy - tak na pożegnanie. Pozostawił ją w rękach Henry’ego, ale zmniejszywszy kufer, odebrał od niego wino.
- To nic takiego, potraktuj to jako podziękowanie, zresztą, hmm… skromne, jak na twoją pomoc. Zamiast dyskutować o bukiecie, wolę usłyszeć, co u ciebie. Czy krwiopijcy z “Proroka” byli zadowoleni z materiału, który zebrałeś z narażeniem życia? Otworzę w międzyczasie, powiedz tylko, co jemy?

Selwynowi nieobce były oczywiście drogie trunki, ale daleko mu było do snobizmu w tej kwestii. Zdarzyło mu się pić zarówno szampana na bankietach, jak i drinki w mugolskich klubach, które były kolorowe, tanie i pomagały się rozluźnić... i na tym właściwie kończyły się ich zalety. Wino, które wybrał na dzisiejszy wieczór było faktycznie z tych lepszych, przecież nie przychodzi się w gości z byle czym.

Kiedy Henry zniknął w kuchni, Hannibal podszedł do regału z książkami i bibelotami. Przebiegł wzrokiem tytuły - sam nie znajdował wiele czasu na czytanie - a potem skupił się na fotografiach. Kiedy byli w Hogwarcie, nie przyjaźnili się szczególnie blisko, ale Henry wspominał o ty,m, że mieszkał z dziadkami. Potem, kiedy pracowali razem, temat zniknął. Nigdy nie zagłębiał się przy nim w temat swoich rodziców i Hannibal wiedział tylko tyle, że nie żyją. Na tym zdjęciu… to mogli być oni. Hannibal zamyślił się.  Jego własna relacja z rodzicami była może daleka od ideału, ale… była. No i zawsze miał wokół resztę rodziny. Dobrze było czuć się Selwynem, należeć do rodu, jak do elitarnego klubu. Jak Henry radził sobie bez tego?

Nie chcąc siadać do stołu bez gospodarza, ruszył do kuchni i stojąc w drzwiach wyciągnął szyję, usiłując podejrzeć, co też przyjaciel przygotował na obiad. Zamruczał z aprobatą.
- Henry, czy jest jakiś talent, którego nie posiadasz? To wygląda smakowicie! - rozejrzał się po kuchni, sprawdzając, czy nie dostrzeże gdzieś na wierzchu kieliszków - Pomóc ci z czymś? Mam coś zanieść?
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#7
02.08.2025, 16:25  ✶  
Westchnął ciężko na wzmiankę o Proroku.

— Oddałem im te zdjęcia, ale nie wywołałem tym jakiejś specjalnej euforii. Średnio da się mówić, że obecnie w ogóle mamy naczelnego, więc... wszystko się jakby zatrzymało. Poza tym, redakcja sama ucierpiała — wyjaśnił. — Pocieszające jest to, że może wkurzyliśmy jakoś Śmierciożerców i dlatego nas zaatakowali. Tyle, że przez to kilka osób straciło życia. Na dniach mają odbyć się pogrzeby.

Nienawidził pogrzebów. Przeżył ich zdecydowanie za dużo jak na osobę w tak młodym wieku. Najpierw jego rodzice, potem dziadkowie... Śmierć była wszędzie. Zabierała dobrych ludzi i z tego, co wiedział Henry, jej żniwo podczas Spalonej Nocy wcale nie było małe. Tyle jej było wokół chłopaka, że wyobrażał sobie, że pewnego dnia — niczym bohater historii o trzech braciach — powita ją z uśmiechem na twarzy, jako starą znajomą.

Przeszedł do kuchni w dziwnym nastroju. Rozlał wino do dwóch szklanek (kieliszków niestety nie posiadał) i rozłożył ratatouille na dwa talerze. Potrawa wyglądała ładnie, pachniała wyśmienicie. Tyle, że Henry'emu nie dawało to tyle satysfakcji, co wcześniej. Kiedy znalazł się chwilę sam... poczuł niesamowite zmęczenie. Potem drapanie w gardle. Na szczęście na czas udało mu się odwrócić od potrawy, bo po chwili zakaszlał. Był to kaszel dziwny, chropowaty, mokry i suchy jednocześnie. Tak jak pokropiony wodą hydrofobowy proszek. Spojrzał na rękę, którą zasłonił usta i ujrzał, ku swojej zgrozie, czerń.

— Co do cholery... — mruknął, ale zaraz usłyszał kroki zmierzającego w stronę kuchni Hannibala. Umył szybko rękę z zarazków i czarnej substancji. Na słowa przyjaciela, wymusił uśmiech. — Kompletnie nie umiem w eliksiry, jeśli o to pytasz — wziął oba talerze w ręce. — Możesz zanieść szklanki z winem. Wiem, że to mało elegancka forma podania, ale raczej sam rzadko piję alkohol.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
03.08.2025, 23:09  ✶  
W głosie Henry’ego, kiedy mówił o pracy, brzmiał taki smutek i zmęczenie, że Hannibal poczuł się niezręcznie. Świat prawdopodobnie nigdy miał już nie być taki sam, suma cierpienia i strat po Spalonej Nocy nie była jeszcze tak naprawdę znana, a on… poczuł się winny. Bo nikt z jego najbliższego otoczenia nie zginął. Bo nikt nie stracił całego dobytku. Bo jedyne rany, jakie odniósł, to gojące się właśnie oparzenia i siniak na biodrze, nabity teatralnym kluczem, kiedy leżał na przeciwniku, którego nawet sam nie powalił, a jedyne straty materialne, to spalona koszula, jedno wybite okno i sadza w mieszkaniu. Bo - przerażony, zagubiony i pozbawiony jakichkolwiek przydatnych podczas ulicznych zamieszek umiejętności - był całkowicie bezużyteczny.
Czy miał prawo narzekać i użalać się nad sobą? Nie robił tego co prawda, ale z drugiej strony, czy miał prawo czuć się… normalnie?

Poczucie winy, to nie było coś, czego Hannibal doświadczał często, a przede wszystkim, czemu zwykł dawać wyraz. ”Pierwsza zasada popełniania pomyłek na scenie: udajecie, że tak miało być!”, grzmiał Carlos, kiedy ktoś w zespole zapomniał, co ma robić i zatrzymywał się zdezorientowany. ”Jeżeli okażesz słabość, to cię zeżrą. Nikt nie będzie się litował” - mówił jego ojciec.
Teraz, posłusznie niosąc szklanki i butelkę za gospodarzem, Selwyn przyglądał się temu uczuciu. Pierwszym odruchem było zagłuszenie go zdwojoną pewnością siebie, nie dopuszczenie do wytracenia pędu. Tego go uczono. Tak należało robić, będąc gwiazdą.

Westchnął, stawiając wino na stole i podjął nieco poważniej:
- Zaatakowali was? Mam nadzieję, że nie było cię tam wtedy. Jak bardzo źle jest?
Przypomniał sobie niezbyt przychylne myśli, jakie chodziły mu po głowie na temat redakcji "Proroka Codziennego" w Spaloną Noc. Nie czuł z ich powodu nawet krzty wstydu. Miał ochotę dodać, że to sprawiedliwość dziejowa, “karma”, jak mawiali zafascynowani kulturą Wschodu mugole - redakcja, w której zaszyli się redaktorzy i wyżsi pracownicy, wysyłając najniższych w hierarchii na pożarcie, okazała się wcale nie tak bezpieczna. Henry wydawał się jednak dość wrażliwy w tym momencie i raczej nie w nastroju do cynicznych komentarzy. Przynajmniej nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek miał robić fotografowi wyrzuty, że zrobił za mało.
Hannibal zajął miejsce za stołem. Wino w szklankach stwarzało klimat, jaki pamiętał z ostatnich lat Hogwartu, kiedy z kolegami raczyli się w dormitorium przemyconym alkoholem - zakazany owoc, pierwsze eksperymenty będące udziałem niemal wszystkich nastolatków. Brakowało tylko jakichś koszmarnie niezdrowych przekąsek, ale po stokroć wolał przygotowane przez kolegę ratatouille.

- Jak się czujesz, teraz? - zapytał, patrząc na niego uważnie. Tyle rzeczy chciałby wiedzieć: czy Henry stracił przedwczoraj kogoś, jak minęła mu reszta nocy, czy zamierzał uczestniczyć w pogrzebach i czy pomogłoby, gdyby Hannibal mu towarzyszył - ale było na to za wcześnie i podejrzewał, że i tak nie uzyskałby szczerych odpowiedzi. Nie umknęło jego uwadze, że Henry wydawał się tego popołudnia zdecydowanie bardziej zamknięty w sobie i spięty, niż w piątkową noc.

Z jego brzucha dobiegło głośne burczenie i Hannibal przycisnął do niego rękę w przerysowanym geście zażenowania. Spojrzał przepraszająco na Lockharta.
- Nie jadłem od śniadania - powiedział tonem usprawiedliwienia.
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#9
06.08.2025, 20:00  ✶  
Postawił naczynie z jedzeniem na stole, po czym stanął obok krzesła, na moment jakby się zawieszając. Pytanie Hannibala zbiło go trochę z pantałyku, a było przecież takie proste. Odpowiedź natomiast... też teoretycznie prosta była. Tylko dlaczego tak trudno było ją wypowiedzieć?

— W Proroku jest taki chaos, że sam nie do końca wiem, co się tam dzieje. Zresztą ja sam... Nie czuję... się za dobrze — przyznał, choć naprawdę nie chciał o tym opowiadać. Wszyscy mieli źle, a użalanie się nad sobą nikomu dobrze nie robiło. — Chyba coś mnie łapie. Po Spalonej Nocy popiół jakby został w moich płucach. A może to po prostu było jakieś niedotlenienie? Może jak oddychasz pyłem, to wdychasz mniej tlenu? To by wyjaśniało zmęczenie...

Oj, nie miał pojęcia o medycynie. Wiedział, że próbując się sam leczyć, sam by zrobił sobie krzywdę. Problem tkwił w tym, że już nawet wtedy w Mungu, dostał możliwość połatania ręki tylko dlatego, że wysłał go tam Prorok. Kolejki przekraczały wszelką miarę rozsądku, bogaci pewnie się wkupywali na początek. Henry nie miał szans.

Jednak kiedy Hannibalowi zaburczało w brzuchu na widok przygotowanej przez niego potrawy, rzeczywiście poczuł się doceniony. Miło było czasem, dla odmiany, zrobić coś dobrze.

— To źle. Jesteś aktorem, pewnie miałeś jakieś próby, nie? Musisz jeść — powiedział, dostawiając jeszcze talerze i sztućce na odpowiednie miejsca.— A jak tam próby? Mamy się w The Globe spodziewać nowego przedstawienia?

Nie interesował się ostatnio teatralnymi repertuarami. Kiedy dziadkowie jeszcze żyli, bywał tam jednak często. Zabierali go najczęściej na klasyczne sztuki, szczególnie na Szekspira. Choć, kiedy nadszedł czas szkoły, chodzili z nim na to, co tylko grali w wakacje. Teraz... Henry nie mógł sobie pozwolić na teatr. Liczył jedynie, że Prorok tam go wyśle jako fotografa. Lepsza by była jakaś miła premiera niż latanie po ulicach podczas, gdy Londyn płonął.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#10
07.08.2025, 19:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.08.2025, 20:04 przez Hannibal Selwyn.)  
Z troską słuchał, jak Henry opisuje swoje dolegliwości. Nie miał wcale lepszego pojęcia o uzdrawianiu, niż Lockhart, ale miał być może większe możliwości dostania się na wizytę do uzdrowiciela albo chociaż zdobycia eliksiru leczniczego. Może przynajmniej tym razem nie będzie musiał wysłuchać ochrzanu na temat tego, że w Mungu podają oszukane leki albo Imperiusa w płynie. 
- Posłuchaj, to brzmi poważnie, powinien cię obejrzeć uzdrowiciel. Spróbuję umówić nas obu, moje gardło też nie jest w stu procentach sprawne.

Hannibal wyczekał, aż twórca dania, które miał przed sobą, usiądzie, spojrzał jeszcze raz z niekłamanym zachwytem na niego i na jego dzieło, po czym zaatakował je widelcem.
Ostentacyjnie przymknął oczy po pierwszym kęsie.
- Mhmm, smakuje jeszcze lepiej, niż pachnie i wygląda! - zawyrokował, przełknąwszy.
Ratatouille było naprawdę pyszne. Umiejętności kulinarne Hannibala nie wykraczały poza jajecznicę i tosty, więc często żywił się w teatralnym bufecie albo na mieście. Dzisiejsza kolacja nie ustępowała w niczym potrawom, które zwykle jadał, a jako przygotowana w domu, na pewno była zdrowsza.

- W teatrze dzień, jak co dzień, praca wre, jakby wszyscy chcieli zatrzeć wspomnienia Spalonej - on sam w każdym razie na pewno tak robił - ale nie martw się, akurat apetytu to mi nie brakuje. Jeszcze tego publicznie nie ogłoszono, ale powiem ci w tajemnicy, że zamierzamy mimo wszystko wystawić “Ekstazę Merlina” w terminie - mówił pomiędzy kęsami, a potem utkwił wzrok w Henrym i dodał z naciskiem - mam nadzieję, że zobaczymy się na premierze? Prorok nie może zostać w tyle, jeżeli chodzi o zdjęcia z takiego wydarzenia kulturalnego!

Ujął w dłoń szklankę z białym winem.
Za to, żebyśmy nie musieli przeżywać tego nigdy więcej. Za to, żebyśmy spotkali się na premierze "Ekstazy". Za to spotkanie. Za tamto spotkanie, mimo wszystko. Twoje zdrowie. Za poległych.
Tyle mógłby powiedzieć.
Wybrał z tego dokładnie nic.

- Ja wiem, że jesteś przytłoczony tymi ostatnimi dniami - powiedział cicho, a iskierki wesołości w jego oczach przygasły - Wszystkich nas one dojechały, więc nie proponuję toastów. Każdy z nich byłby niestosowny lub niewystarczający. Napijmy się po prostu jak przyjaciele  - uniósł naczynie w zapraszającym geście.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (3120), Henry Lockhart (2919)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa