• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[12 grudnia 1970] Pierwsze ataki Śmierciożerców

[12 grudnia 1970] Pierwsze ataki Śmierciożerców
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
13.11.2022, 19:30  ✶  

12 grudnia 1970
Robert & Persephone


Ostatnim czego w sobotnie popołudnie spodziewał się Robert Mulciber, było pojawienie się córki. Od lat przebywająca we Francji, to właśnie w tym kraju Persephone układała sobie swoje dorosłe życie. Raz szło jej z tym lepiej, indziej nieco gorzej, ale koniec końców zdawać by się mogło, że poza granicami Wielkiej Brytanii całkiem dobrze się odnajdywała. Znalazła męża, zdobyła dobrą pracę, zdecydowanie zbyt wcześnie doczekała się też pierwszego dziecka. Wszystko to zaś było na rękę jej ojcu, któremu odpowiadało to, iż nie musiał zbyt często oglądać swojej jedynej pociechy na oczy. Zwłaszcza, że ta była strasznie podobna do swojej matki. Przynajmniej pod względem wyglądu. Te same, ciemne włosy. Oczy. Nos. Podobny wyraz twarzy, kiedy się denerwowała.

Zajęty przeglądaniem gazety, czytał kolejny z artykułów znajdujących się w najnowszym wydaniu Proroka Codziennego. Na nosie miał okulary, na stoliku tuż obok wygodnego fotela znajdywał się kieliszek z ulubioną brandy. Znajdujący się nieopodal kominek, dostarczał na tyle ciepła, żeby człowiek nie musiał narzekać na typowe dla tej pory roku, dość niskie temperatury. Do kolacji pozostawało na tyle czasu, że z pewną irytacją przyjął pojawienie się domowego skrzata, chcącego poinformować swego pana o przybyciu gościa. Domownika? Ciężko było określić status kobiety, która ostatnio po tych pokojach biegała jeszcze jako dziesięcioletnie dziewczę. Teraz była kobietą. Matką i żoną.

- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać. - Odzywa się, zaś irytacja jest na tyle wyraźna, że bez problemu można ją wychwycić w jego wypowiedzi. W tym jak się porusza, kiedy odkłada na stół gazetę. Spogląda na zegarek, znajdujący się na nadgarstku, sprawdzając godzinę. Ta jest zdecydowanie zbyt wczesna. - Co takiego się stało, że musiałeś mi przeszkodzić?

Skrzat przestępuje nerwowo z nogi na nogę.

- P-pana córka, p-pani Persephone... - Próbuje cokolwiek wytłumaczyć, ale to w jaki sposób się za to zabiera, jak się przy okazji jąka, wszystko przeciąga, to zdecydowanie w niczym nie pomaga. Robert nie przepada za takimi sytuacjami.

I za tym nieszczęsnym skrzatem również, ale już mniejsza o to.

- Persephone, Persephone. Persephone przebywa we Francji. - Odpowiada, pewien tego, że córka nie zjawiłaby się tutaj bez wcześniejszej informacji. Bez uzyskanej zgody na przyjazd? O ile tak można to określić. Lata temu wyraźnie dał jej do zrozumienia, że w rodzinnym domu nie ma dla niej miejsce; że w Londynie nie zrobi kariery.

Nie z takim nazwiskiem, jakie przypadło jej w udziale.

- N-nie, n-nie, pani P-persephone jest w salonie. Ze swoją córką! - Odpowiada, nadal się jąkając. Prawdopodobnie nadal też drażniąc w ten sposób Roberta, który zamiast na tej kwestii, wyjątkowo skupia się jednak na otrzymanej informacji. A więc tak się miały sprawy? Cholerna smarkula jak zwykle miała problem z dostosowaniem się. Ze zrozumieniem, że wybrał dla niej najlepszą możliwą ścieżkę.

Tak samo głupia, jak jej matka. Nic nowego.

Bez słowa podnosi się z miejsca. Poprawia biały pleciony sweter. Rusza do wyjścia.

- Nie stój tu tak, do kuchni! - Popędza jeszcze skrzata, który zdaje się nie nadążać. Nic nowego, Robert od dawna ma wrażenie, że w przypadku jego rodziny trafiły osobniki trochę takie jakby... opóźnione w rozwoju? Mniej inteligentne? Może zresztą nie jest to jedynie wrażenie, a rzeczywistość?

Wreszcie wychodzi z biblioteki, korytarzem kieruje się w stronę wspomnianego salonu. Nieszczególnie przeszkadza mu panujący w tej części domu półmrok. Światło nie jest potrzebne. Grunt, to nie zabić się o jakąś szafkę, inne mebel, albo przedmiot znajdujący się na podłodze. Żadna z tych rzeczy, całe szczęście, mu nie groziła. W jego własnych czterech ścianach zawsze panował pedantyczny wręcz porządek. Inaczej nie byłby w stanie normalnie tutaj funkcjonować. Tak po prostu.

- Następnym razem liczę, że otrzymam informacje o wizycie. - Odzywa się, ledwie tylko dociera do wejścia. Spogląda na córkę, zatrzymuje spojrzenie na wnuczce. Czy coś się zmieniło na jego twarzy? Przez chwilę spojrzenie zdawało się jakieś takie łagodniejsze? Jeśli tak było, trwało ledwie kilka krótkich chwil. - Zabierz Melinoe do pokoju, porozmawiamy w cztery oczy.


@Persephone Mulciber
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (659)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa