• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[13.12.1952] Skibidi sigma rizz [Lazarus & Robert]

[13.12.1952] Skibidi sigma rizz [Lazarus & Robert]
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#1
19.07.2025, 17:45  ✶  
Bal Yule stanowił w Hogwarcie wyjątkową zachętę dla uczniów, by kierować się choć raz porywami serca, a nie umysłem. Oczywiście stanowiło to problem jedynie pozorny. Banda przeładowanych hormonami nastolatków nie miała problemu z postępowaniem jedynie podług własnych emocji, za to właśnie głowy rzadko miały udział w podejmowaniu przez nich decyzji. Bywały też przypadki, kiedy życie towarzyskie starali się poddawać analizie. Niektórzy pragnęli zostać ekspertami od relacji, dowiedzieć się, jakie prawa nim rządziły. Robert czuł się niezrównanym ekspertem w tej dziedzinie. W końcu był Crouchem — prawo płynęło w jego krwioobiegu. A kiedy stał się mistrzem, nadeszła najwyższa pora, by zostać mentorem.

Gryfon prowadził swojego przyjaciela, Lazarusa, prosto do opuszczonej łazienki dziewcząt, gdzie można było zorganizować to swoiste szkolenie. Biedny Lazzy chciał zaprosić dziewczynę na bal i bał się do niej zagadać. Nie prosił o pomoc, dostał wspaniałomyślną propozycję nie do odrzucenia. Robert wiedział, że Lovegood wolał zazwyczaj siedzieć w książkach, ale w nich nie dało znaleźć sobie partnerki na bal Yule. A pójście na niego z wymarzoną dziewczyną było najlepszą możliwą rzeczą. Chłopak chciał dla przyjaciela właśnie tego — spełnienia marzenia, stworzenia jak najlepszych wspomnień. Lazarus pomagał mu zresztą z niezliczonymi pracami domowymi, więc nie mógł pozostać mu dłużny.

— Posłuchaj, teraz wejdziemy do damskiej łazienki, ale nie po to, by kogokolwiek podglądać. Jest to zagrywka, przy której przegrywasz natychmiast i nie warto w ogóle iść w tę stronę — powiedział Robert, gdy już zbliżali się do opuszczonej łazienki. — Podobno dziesięć lat temu zginęła tam jakaś dziewczyna i wszyscy uważają to miejsce za przeklęte. Co oznacza, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. A wiesz, droga do zwycięstwa bywa wyboista.

Robert nie wspominał o tym, że dla niego w gruncie rzeczy wyboista nie była. Dziewczęta w Hogwarcie interesowały się nim jako Ścigającym w drużynie Quidditcha z czarującym uśmiechem, poczuciem humoru i wrodzoną charyzmą. Jeszcze wczoraj udało mu się poprosić o pójście na bal najładniejszą dziewczynę na roku, Zacharię Macmillan. No i nie było jednak tak, że się nie zgodziła. Raczej oblała się rumieńcem i powiedziała, że się zastanowi. Dziś rano zaś Robert dostał podpisaną przez Zacharię karteczkę z pojedynczym "Tak".

Weszli do środka i rzeczywiście nie było tam żywej duszy. Idealnie.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
19.07.2025, 19:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.07.2025, 19:13 przez Lazarus Lovegood.)  

Lazarus nie był przekonany do tego przedsięwzięcia. Jego pierwszym odruchem, kiedy czegoś nie wiedział, były poszukiwania w książkach, ale biblioteka Hogwartu nie obfitowała w podręczniki pod tytułem “Jak zaprosić dziewczynę na bal z okazji Yule: teoria i praktyka.” Tym bardziej, że nie chodziło o pierwszą lepszą dziewczynę. Amy Chang była… była jedyna w swoim rodzaju. Inteligentna, o ciętym dowcipie i urodzie zdradzającej azjatyckie korzenie jej rodziny. Siedziała przed nim na lekcjach historii magii, wzdychając ciężko, gdy profesor wykładał jakiś szczególnie nudny temat i czasami (średnio dwa razy na lekcję, jak zaobserwował), gdy odchylała się na krześle, koniuszek jej grubego, czarnego warkocza zamiatał brzeg jego ławki, tak blisko, że wystarczyłoby wyciągnąć rękę… Lazarus nierzadko odpływał myślami od treści wykładu i zastanawiał się, jakie te włosy mogą być w dotyku, co wpłynęło zdecydowanie ujemnie na jakość jego tegorocznych notatek.

Była też przez większość czasu otoczona wianuszkiem koleżanek, nie dużym, ale wystarczającym, by Lazarus czując na sobie ich spojrzenia czerwienił się i nie mógł wydusić z siebie słowa. Przecież zaproszenie na bal czy do Hogsmeade, to było wprost przyznanie się… że mu się podoba. A co, jeżeli odmówi, wyśmieje go? Zresztą Lazarus czuł się niepewnie nawet  podchodząc do Roberta, kiedy ten był w grupie kolegów, a przecież byli przyjaciółmi… chyba?...

Ta cała przyjaźń to była dziwna sprawa tak w ogóle. Kiedy było wiadomo, że się jest zaprzyjaźnionym? Nigdy nie rozmawiali o tym wprost, a z drugiej strony, Robert zawsze odnajdywał rudzielca w pociągu do Hogwartu i siadał z nim w przedziale, nawet, kiedy koledzy z drużyny Quidditcha upierali się, że ma jechać z nimi. W ten sposób Lazarus spędził ostatnią podróż ściśnięty w przedziale z siedmioma innymi nastolatkami płci obojga, niemal siedzącymi sobie na kolanach i to było… wyczerpujące doświadczenie. Chociaż musiał przyznać sam przed sobą, że nie do końca nieprzyjemne. No i ten jeden raz, kiedy jakiś Ślizgon wyzwał go od mieszańców… Lazarus uśmiechnął się pod nosem. Zdumiewające, jak jedno celne kopnięcie może wpłynąć na wysokość głosu człowieka.

Teraz podekscytowany Robert ciągnął go do łazienki, która była a) damska i b) podobno nawiedzona (Robert mówił, że przeklęta, ale to nie było prawidłowe określenie na obecność ducha) i choćby z tych powodów Lazarus uważał, że w ogóle nie powinni tam przebywać.  Nigdy nie pomyślałby o podglądaniu dziewcząt w toalecie, na samą myśl poczuł, że zaczynają palić go uszy. Robert jednak zarzekał się teraz tak gorąco, że Lazarusowi przeszło przez głowę, że może ten szlaban na początku roku, co to nie chciał się przyznać, za co dostał… Hmm.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział niepewnie, wepchnięty bezceremonialnie do wyłożonego kafelkami pomieszczenia - A ty… wiesz już, z kim idziesz?
Rozejrzał się po łazience. Cisza i spokój, ani śladu ducha. To go trochę uspokoiło. Spojrzał w lustro. Nigdy specjalnie nie porównywał swojego wyglądu z innymi. Był nieznacznie wyższy od Roberta, ale szczuplejszy, z nogami i rękami długimi, jak u pająka. Choć oczywiście nie tak licznymi. Chociaż w sumie, pomyślał, pająki nie mają w ogóle rąk, więc technicznie biorąc, mam więcej rąk, niż pająk, ale mniej nóg... czy odnóża gębowe też liczą się za nogi? Czy w ogóle odnóża liczą się za nogi?... W lustrze napotkał wzrok odbicia Roberta, lustrującego z kolei jego rudą czuprynę w wiecznym nieładzie. Natura przynajmniej oszczędziła mu piegów, to by dopiero było pożywką dla tych, którzy chcieli mu dokuczać. No i konieczności noszenia okularów, to by było prawie tak niepożądane, jak piegi.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#3
22.07.2025, 10:55  ✶  

— Nie bój nic. To nie jest dobry pomysł. O nie! To jest świetny pomysł — oparł dłonie na biodrach i zaczął lustrować wzrokiem przyjaciela.

Lazarus nie był pozbawiony potencjału, o nie. Rudą czuprynę dało się przecież przekuć w atut. W coś charakterystycznego, co przyciągało wzrok. Wzrost też był zaletą, często dziewczyny leciały na wysokich chłopaków, a to właśnie niscy musieli pracować nad wizerunkiem. Tak naprawdę Lovegoodowi brakowało głównie pewności siebie.

Robert widział, jak jego kumpel patrzył na Amy Chang. Była to idealna dziewczyna dla niego. Kujonka z rodzaju tych bardziej charyzmatycznych, inteligentnych jak diabli i potrafiących podsumować większość spraw w zaledwie jednym, zgryźliwym żarcie. Lazarus miał naturalną przewagę przy zalotach, dlatego że był naprawdę mądrym gościem. Uczył się świetnie, a przed nim stała świetlana przyszłość, do której nie potrzebował pomocy ojca. Robert wiedział też, że on sam nie podobał się Amy. Nie przewracała oczami, gdy się odzywał, ani nie wyrażała specjalnej aprobaty. Traktowała go z obojętnością, która chłopaka normalnie by bolała. Nie w tej sytuacji, rzecz jasna. Zabieranie kumplowi dziewczyny było czymś niewybaczalnym.

— Stary, nieważne, z kim ja idę. O mnie się nie martw — zbył go, nie chcąc onieśmielić Lazarusa faktem, że szedł z Zacharią. Poza tym, Hogwart miał dowiedzieć się o tym dopiero w dniu balu. — Teraz słuchaj mnie uważnie — już prawie złapał przyjaciela za ramiona, ale przypomniał sobie, że ten nie przepadał za niespodziewanym fizycznym kontaktem. Dlatego Robert odszedł o kilka kroków, a potem wrócił do Lazarusa. W przeciwieństwie do Lovegooda, Croucha zawsze rozpierała energia. Chodził w tę i z powrotem, gestykulował, a na lekcjach bazgrolił w zeszytach tak, że zaczynało brakować mu miejsca na notatki. — Najważniejsze jest, by korzystać z tego, co już masz. Nie skupiaj się na wadach, tylko wyeksponuj zalety. Jesteś wysoki, więc nie możesz się garbić. Pewność siebie zaczyna się od postawy ciała. Postawa otwarta, tak to się nazywa. No, spróbuj!
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#4
22.07.2025, 20:27  ✶  

Lazarus, mierzony bezpardonowo wzrokiem przez Roberta, speszył się i zgarbił jeszcze bardziej.

Robert zawsze wiedział, co powiedzieć, nie bał się nawiązywać znajomości, grał w Quidditcha i nawet, kiedy się wygłupił, zgrabnie obracał to na swoją korzyść. Ludzie lgnęli do niego. Nie to, co zakopany w książkach albo obserwujący owady i pajęczaki (“robale”, jak błędnie mówili na nie koledzy spoza jego Domu) Lazarus, który zadręczał się każdą głupotą i jakoś tak... nie umiał rozmawiać.
Jak to w ogóle działało, że kiedy trzeba było odpowiadać przed całą grupą na pytania albo wygłaszać referat, czuł się swobodnie i dawał się ponieść tematowi, ale kiedy przychodziło do nawiązywania znajomości, nie potrafił wydusić słowa? Całkiem nielogiczne.

Nie żeby zazdrościł przyjacielowi popularności - takie ciągłe zainteresowanie musiało być męczące. Tyle rozmów do przeprowadzenia, tyle osób, których imiona trzeba było pamiętać, tyle informacji o każdej z nich… Nie, to nie dla niego.
No ale była Amy, która poprosiła go ostatnio o pomoc przy zadaniu domowym z numerologii (dziwne, bo Lazarus widział, jak wcześniej tłumaczyła je Irminie Shirley) i był bal z okazji Yule, i Lazarus najwyraźniej westchnął przy Robercie o jeden raz za dużo. No i teraz... byli tu.

Rudzielec patrzył na przechadzającego się Roberta i czuł, jakby jego wzrok jednocześnie chciał ześlizgnąć się na coś spokojniejszego i był przyciągany przez ruch w polu widzenia. Nerwowo splótł dłonie i potarł nimi o siebie.

- Korzystać z tego co już… Zalety? - Lazarus zastanowił się nad tym, jakie może mieć zalety. Miał dobre oceny. Umiał nazwać każdego pająka, jakiego można było znaleźć na błoniach Hogwartu. Był przekonany, że złamał algorytm, według którego profesor Dumbledore wybiera uczniów do odpytania…
Westchnął. Chyba nie o takie zalety chodziło Robertowi.

Postawa otwarta? Spojrzał na kumpla bez przekonania. Podrapał się po głowie i wyprostował na cały swój metr siedemdziesiąt osiem - wzrost, który osiągnął szybciej, niż koledzy z klasy i który sprawiał, że zawsze wyróżniał się na ich tle.
- Że… tak?
Wcale nie czuł się od tego pewniej. W tej pozycji mógł właściwie patrzeć z góry nawet na Roberta i to było jakieś takie… dziwne. Zmarszczył brwi, przyglądając się temu wrażeniu. Nie dokładnie… niekomfortowe… - Lazarus uniósł nieco podbródek, nie na tyle, by zadzierać nosa, ale tak, by nie schylać głowy i teraz stało się całkiem jasne, że dzieli ich kilka dobrych centymetrów. To było… hm, nawet… satysfakcjonujące?
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#5
04.08.2025, 21:06  ✶  
Złożył dłonie w piramidkę. Teraz zaczynała się ciekawa część szkolenia.

— Jesteś wysoki, to jest pierwsza z zalet —  wyrzekł tonem eksperta. — Inteligencja to niewątpliwie druga z nich. Wiesz, możesz zawsze przysiąść się do niej w bibliotece, pomóc jej w nauce. Znaleźć coś, co was łączy. Kolejna rzecz, której pewnie się nie spodziewasz usłyszeć, to fakt, że nieśmiałość czasem naprawdę potrafi kręcić dziewczyny. Wiesz, ten jeden chłopak, co zawsze siedzi z nosem w książce, jest jakby poza tym wszystkim. Outsider, ale w taki umiarkowany sposób. Rude włosy też da się przekuć w zaletę, o ile będziesz traktował je jako znak rozpoznawczy. Noś je po prostu z dumą, stary.

Rzeczywiście, kiedy Lazarus się wyprostował i okazał się nawet wyższy od Roberta, wyglądał o niebo lepiej. Trzeba było zrobić też coś z jego włosami, odgarnąć je jakoś modnie. Może pomada do włosów by pomogła? Robert sam używał jej całkiem często.

Nagle usłyszał chichot. Dziewczęcy. Czyli była tam jakaś dziewczyna? Cholera, znaczy, że miejsce było spalone. Musieli się zwijać... Choć czemu miałaby siedzieć w toalecie? Może płakała? Ale czy wtedy by chichotała? Nie... Na szczęście po chwili zagadka się wyjaśniła, bo z kabiny wyleciał duch. Czyli toaleta była jednak nawiedzona, a nie przeklęta... A nawiedzała ją nastolatka z włosami uczesanymi w kucyki i okrągłymi okularami.

— On i tak nie poderwie tej dziewczyny — rzuciła dość niemiło dziewczyna. Chyba uważała to za doskonały dowcip. — Pewnie pójdzie na bal z jakimś popularnym. Na pewno nie z nim.

Robert prychnął i skrzyżował ramiona na piersi. Jak ta duszyca miała czelność podważać jego autorytet jako guru podrywu? I przede wszystkim, jak mogła obrażać Lazarusa?

— On przynajmniej żyje, czego nie można powiedzieć o tobie. Martwi nie chodzą na bale — wyrzekł te słowa tonem wyszczekanego gówniarza. — Więc, jeśli możesz, zostaw swoje uwagi dla siebie, bo i tak nikogo nie obchodzą.

broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#6
05.08.2025, 10:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2025, 15:09 przez Lazarus Lovegood.)  

Robert wymieniał rzekome zalety Lazarusa, a ten słuchał, nie do końca przekonany. Znał oczywiście teorię ewolucji, wiedział też, że pewne cechy bardziej podobają się kobietom, niż inne…
- No dobra, wzrost, rozumiem, wszystkie dziewczyny lubią wysokich. Inteligencja… no, może też… - Amy była inteligentna i jemu się to podobało, ale czy to było jakimkolwiek wyznacznikiem? - ale nieśmiałość? - wymamrotał, ponownie się garbiąc. Czy mężczyzna nie powinien być odważny? Przebojowy? Silny-
- Hihihi! - stłumiony, bez wątpienia dziewczęcy śmiech sprawił, że rudzielec podskoczył i - wstyd przyznać - schował się za plecami przyjaciela. Rozejrzał się w panice, a kiedy przez drzwi toalety przepłynęła biała postać, Lazarus zorientował się, co właściwie zrobił i czym prędzej wyszedł zza Roberta i stanął obok, rzucając mu niepewne spojrzenie.

Duchy ciekawiły go na początku nauki w szkole, ale po pięciu latach stały się po prostu elementem szkolnej codzienności. Chociaż Lazarus bardzo chciałby kiedyś spróbować wyegzorcyzmować Irytka, to byłoby coś!
Istota przed nimi musiała być duchem nawiedzającym tę łazienkę - a więc plotki mówiły prawdę! W dodatku był… była dziewczyną! W sumie logiczne, gdyby duch płci męskiej straszył w damskiej łazience, pewnie już dawno przysłaliby do niego egzorcystę.
I była niemiła.

Co gorsza,  prawdopodobnie miała rację. Poczuł, że się czerwieni. Amy co prawda wydawała się niezainteresowana zaczepkami i żarcikami chłopaków z drużyny Quidditcha, a nawet tych z kółka teatralnego, ale to wcale nie znaczyło, że byłaby zainteresowana nim. Może ta numerologia to był tylko przypadek, bo nie było nikogo innego pod ręką. Albo Lazarus się pomylił i Amy pomagała Irminie z innym zadaniem.

I wtedy Robert się jej odszczeknął.
”On przynajmniej żyje”, no tak, to niekwestionowana zaleta, warta dołączenia do tych wcześniejszych - pomyślał Lovegood z przekąsem. Był wdzięczny przyjacielowi za stanięcie w jego obronie - trochę upokorzony - i przede wszystkim było mu przykro po tym, co usłyszał. Na dodatek zaklęcie oświetlające łazienkę wybrało ten właśnie moment, by zacząć drgać i migotać - albo może on dopiero teraz to zauważył?
Spróbował to zignorować.

Przysłuchiwał się wymianie zdań i obserwował dziewczynę. Nie wydawała się starsza, niż oni - to znaczy, w momencie śmierci. Kucyki, wielkie okulary, szata… ektoplazmiczny strój był pozbawiony kolorów. Zmrużył oczy w irytującym, utrudniającym obserwację świetle. Szata… z emblematem jego Domu?... To go trochę ośmieliło, jakoś tak zawsze między Krukonami panowała pewna solidarność. Poza tym chwilowo niczyja uwaga nie była skupiona bezpośrednio na nim, bo Robert i nieznajoma piorunowali się wzrokiem. Ale wtedy...

- Nikt nie lubi kujonów, wiem coś o tym! - burknęła, nie zamierzając najwyraźniej ustąpić i dodała złośliwie - ty też pewnie kumplujesz się z nim tylko dlatego, żeby mieć od kogo ściągać na testach, co? Przyznaj sie! Czy jesteś tu bo założyłeś się z kimś, że zrobisz z niego głupka przy całej szkole? - zerknęła na Lazarusa, jakby chciała zobaczyć jego reakcję.

To zabolało. Lovegood spojrzał na Gryfona, zaalarmowany i zraniony. To nie musiała być prawda. Ale mogła. Skłamałby, gdyby twierdził, że takie myśli nie przechodziły mu od czasu do czasu przez głowę. Po co Robertowi taki kolega,  jak on? Czy za jego plecami naśmiewał się z niego? Z innymi Gryfonami? Z kolegami z drużyny? Czy jego chęć pomocy była szczera, czy faktycznie uznał, że zabawienie się kosztem mniej śmiałego kolegi, to świetny pomysł?
Och,  powinien od początku ocenić prawdopodobieństwo zaistnienia przyjaźni między kujonem, a ścigającym drużyny Quidditcha z innego domu jako niskie, powinien zachować dystans, zamiast szczerze polubić tego nadaktywnego, czystokrwistego... o nie, jeszcze to!

Mimo woli zacisnął pięść. Ciekawe, czy dałoby się ją potraktować tym najprostszym egzorcyzmem z podręcznika do OPCM z 1931? Jak ta inkantacja leciała? Trudno było zebrać myśli, kiedy światło mrugało, a słowa dziewczyny i jego własne podejrzenia wirowały w umyśle niepowstrzymaną spiralą. Rozejrzał się wokół odruchowo. Jak na złość, w łazience nie było żadnej świeczki.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#7
06.08.2025, 19:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.08.2025, 19:03 przez Robert Albert Crouch.)  
Słowa ducha rozwścieczyły Roberta. Nie. Doprowadziły go do furii. Jak można było tak obrażać jego przyjaciela? I jeszcze insynuować, bez absolutnie żadnych podstaw, że ich znajomość opierała się tylko na spisywaniu zadań domowych?! Chłopak zacisnął pięści, a choć nie był agresywny, musiał powstrzymać się przed tym, by nie rzucić w zjawę własną torbą lub nawet butem. Za kogo ona się uważała? Sama pewnie była kujonką, której na bal nie chciałby nigdy zaprosić żaden chłopak. Jednak Robert nie mógł tego powiedzieć. Nie mógł pozwolić, by jego słowa skierowane do dziewczyny zrykoszetowały w Lazarusa.

— Wiesz, powiem ci coś. Rozumiem, że własne nieszczęścia odbijasz na innych. Tak zwykle robią osoby, które nie potrafią ogarnąć własnego bałaganu — splótł dłonie za plecami, czując się zupełnie jak prawnik na sali Wizengamotu. — Tyle, że nie masz żadnych powodów, żeby mówić takie rzeczy mojemu przyjacielowi. Nie znasz nas. Nie wiesz, że poznaliśmy się, kiedy mieliśmy jedenaście lat i usiedliśmy w jednym przedziale pociągu do Hogwartu. Grubo zanim zyskaliśmy jakąkolwiek reputację w szkole. Nie wiesz też tego, że Lazarus jest więcej wart niż większość chłopaków w szkole, że nie jest tylko mądry, ale i naprawdę świetny jako osoba. I fajnie się z nim gada. I wie się, że pomoże ci, jeśli będziesz tego potrzebować. A wiesz, czego jeszcze nie wiesz? Że jeśli dostatecznie dużo uczniów zostawi podpisy pod specjalnym wnioskiem do Dyrektora, to wyegzorcyzmują cię stąd w cholerę i do widzenia. Więc polecam się zastanowić nad tym, co wygadujesz. Traktuj może swoje nieżycie z szacunkiem. Nie każdy ma szansę zostać duchem, jak ty.

W tym momencie Robert uwielbiał brzmienie własnego głosu. Czuł się, jakby rzeczywiście był Crouchem. Jakby bronił swojego przyjaciela nie obelgami, lecz konstruktywnymi argumentami.

Poza tym ostatnim. To z wnioskiem wymyślił, ale to nic. Przecież ta zołza tego nie sprawdzi, prawda?

Wtedy właśnie zjawa wybuchła płaczem. Nie tylko ona zresztą płakała. Cała toaleta zdawała się zalewać się łzami. Światła zaczęły migotać, a spod drzwi kabin zaczęła wypływać woda. Ale ohyda...

— Nikt nie szanuje biednej Marty, och nikt! Siedzę tu, nikomu nie przeszkadzam, a ty grozisz mi wypędzeniem? Nie dość się nacierpiałam? — zajęczała dziewczyna, powodując w toalecie coraz większy chaos. Krany same się odkręciły zaczęła się  lać woda. — Kolejny dręczyciel! Tak jak ci, co się wtedy naśmiewali. Tak jak wielkie oczy, które ujrzałam zanim umarłam!

Robert cofnął się o kilka kroków w stronę wyjścia, jednocześnie starając się osłonić Lazarusa. Robiło się... niepokojąco. Jakie znowu oczy? Nie chciał wiedzieć, czy to był jakiś głupi żart, czy może rzeczywiście gdzieś tam czaiło się coś gorszego od ducha.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#8
06.08.2025, 22:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.08.2025, 22:36 przez Lazarus Lovegood. Powód edycji: dodano opis efektu rzutu )  

Lazarus słuchał tyrady Roberta z oczami jak dwa galeony i mało brakowało, a rozdziawiłby usta ze zdumienia. Czy… to… czy… Robert… naprawdę tak myślał? I tak po prostu to oznajmiał? Teraz?
”...więcej wart, niż większość chłopaków w szkole…”
Lazarus nigdy nie usłyszał od nikogo, kto nie był jego babcią, tylu miłych słów. W pewnej chwili nawet trochę zrobiło mu się żal Marty, bo to, co mówił Gryfon brzmiało właściwie jak zastraszanie, ale nie zdążył wymyślić żadnej sensownej, wyważonej odpowiedzi, bo wciąż jeszcze próbował opanować roztrzęsione własnymi podejrzeniami i domysłami emocje
“Nikt nie lubi kujonów”, powiedziała dziewczyna
do dziś jeszcze zdarzali się Ślizgoni, którzy nazywali go szlamą i mieszańcem

w donośnym głosie przyjaciela pobrzmiewały agresywne tony
ale przecież Robert nazwał go “swoim przyjacielem”
błagam, nie mieszajmy do tej dyskusji kwestii czystości krwi

a kiedy skończył, Marta zaczęła lamentować.
bzzzt, bzzzzzt, jasno-ciemno-jasno-jasno-ciemno
Światło teraz już naprawdę zaczęło migać, jak na dyskotece - to znaczy -jasno- Lazarus nigdy nie był na dyskotece, ale -jasnociemno- słyszał, że są tam migające światła -bzzzZZZT- i chyba wydawać jakiś niski dźwięk -ciemno-jasno-KOLEJNY DRĘCZYYYCIEEEEL!- a spod drzwi kabin zaczęła wylewać się -bZzzaZzZnimZzZuzmZazrZłzaZazaAazaZzaZmzT!!!- woda.

Lazarus, przytłoczony i spanikowany -za blisko, za blisko- cofnął się chwiejnie o krok, macając po kieszeniach w poszukiwaniu różdżki. Natrafił pośladkami na brzeg umywalki, z której w następnej sekundzie chlusnęła woda i - trafiony zimnym strumieniem prosto w tyłek - odskoczył do przodu z krzykiem, wpadając na Gryfona i niemal go przewracając. Drzwi łazienki zamknęły się z trzaskiem i zaraz otworzyły ze świstem powietrza, jakby szarpał nimi przeciąg.
- Cooooo jaaaa waaaam zrooobiiiiiłaaaaaam?! - płakała Marta.

Lazarus wyszarpnął wreszcie różdżkę i - przytrzymując Roberta, żeby ten nie upadł - a może samemu trzymając się przyjaciela dla stabilizacji - wyciągnął ją w górę i wpakował cały ten nadmiar doznań w puls Rozproszenia.

Rozproszenie - próba zakończenia telekinetycznych popisów Marty
Rzut PO 1d100 - 47
Sukces!

Przez trzy nieznośne sekundy czuł się, jakby całym ciałem napierał na ścianę, dźwięki w jego uszach stłoczyły się i nałożyły na siebie w upiornej kakofonii brzęczenia, wycia Marty, trzaskania drzwi, jakiegoś brzdęku i chyba czyjegoś krzyku, a potem ta ściana pękła i cała magia nagle tak po prostu znikła z pomieszczenia, jak gdyby nigdy jej tam nie było. Lazarus zorientował się, że ten krzyk należał do niego.
Zamilkł.
Otworzył zaciśnięte powieki.

Światło zgasło wreszcie i łazienka pogrążyła się w półmroku zimowego popołudnia. Podłoga nadal była mokra, ale krany i toalety przestały wypluwać kolejne strumienie wody. Drzwi wejściowe znieruchomiały, chyba trochę przekrzywione, jakby obluzował się im zawias, te do jednej z kabin otworzyły się, ukazując pękniętą muszlę klozetową, a on i duch - teraz już dobrze widział znak Ravenclaw na naszywce - spoglądali na siebie.

Powoli opuścił różdżkę. Marta wydała dziwny dźwięk, coś pośredniego między chlipnięciem i czkawką, i uciekła - Lazarus miał paskudne wrażenie, że wskoczyła do jednej z toalet. 

Zorientował się, że nadal prawie siedzi na plecach Roberta i odsunął się od niego. Odchrząknął, zakłopotany i niezręcznie schował różdżkę do kieszeni.

Przypomniał sobie to, co usłyszał od przyjaciela i zrobiło mu się… dziwnie. Zanurzył palce w swojej rudej czuprynie.
- Uhm… myślisz, że każą nam to sprzątać?... - wymamrotał, patrząc we własne, przemoczone buty.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#9
13.08.2025, 12:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.08.2025, 14:17 przez Robert Albert Crouch.)  
W tym momencie rzeczy zaczęły dziać się bardzo szybko. Duch zaczął wariować, a Robert sam wyciągnął różdżkę, choć zupełnie nie miał pojęcia, jakiego zaklęcia użyć. Na czwartym roku uczyli się podstaw wyganiania duchów, ale czy coś pamiętał? W jego pamięci ziała pustka. Najgorzej, że nie wyglądało na to, żeby urok i cięty język mogły wyciągnąć go z tych kłopotów. Może rzeczywiście wkurzanie duchów nie było tego warte? Może powinien był poprzestać na wrednych Ślizgonach?

Woda była wszędzie, nalewała się mu do butów, opryskała białą koszulę szkolnego mundurka, a najgorzej, że nasiąknęły nią nogawki spodni Roberta. Stanowiło to wprost paskudne uczucie, szczególnie zimą, kiedy mimo wszystko w zamku było chłodniej niż zazwyczaj. Chłopak ochronił własną głowę, obawiając się, że zaraz poleci w jego stronę kawał łazienkowej armatury. Śmierć od uderzenia kawałkiem kibla naprawdę nie była bohaterskim końcem, jaki sobie wymarzył.

Wtedy właśnie, kiedy wydawało się, że chaos rozgorzał na dobre i nie pozostało nic poza ucieczką, Lazarus zaczął czarować. Robert wiedział, że jego przyjaciel miał potężną wiedzę teoretyczną, ale fakt, że potrafił przełożyć ją na praktykę... od tego trochę opadła mu szczęka. Fala magii, niczym podmuch wiatru, zdmuchnęła ducha gdzieś w odmęty szkolnej kanalizacji, a potem zrobiło się... pusto. Jakby coś z powietrza zostało wypędzone wraz ze zjawą. Chłopcy natomiast, ściśnięci jakby zależało od tego ich życie, odsunęli się po chwili od siebie. To był chyba koniec.

— O kurwa... — przeklął nastoletni Crouch, idealnie podsumowując to, co się stało. A potem zaczął się śmiać. Wesołość zastąpiła strach w tym stopniu, że musiał oprzeć się o umywalkę. Był przemoczony do suchej nitki, stał w zrujnowanej łazience z przyjacielem, który właśnie uratował mu życie. A jednak się śmiał. Bo powiedzmy sobie szczerze, ta sytuacja była przezabawna. A może to on miał nierówno pod sufitem? — Lazarus, człowieku, brachu mój kochany... To było epickie. Doskonałe. Legendarne.

Wizja sprzątania tego wszystkiego też go rozbawiła. Zaczął chichotać jeszcze bardziej. Wyobraził sobie siebie i Lazarusa z miotłami i ścierami, w strojach podobnych do tego, który nosił szkolny woźny. Była to też kwestia tego, że Robert wychował się w domu, w którym zazwyczaj sprzątano za niego. Dlatego taką czynność traktował jako odmianę od codzienności.

Wtedy właśnie, gdy śmiał się do rozpuku, przyszedł mu do głowy genialny pomysł.

— Ej ty, ale słuchaj: jeśli dziewczyny dowiedzą się o tym, co tu zrobiłeś, będą się ustawiać w kolejce, żebyś je zaprosił na bal. Laski kochają bohaterów, a wiedz, że dla twojego własnego dobra, twój wyczyn nie będzie trzymany w tajemnicy — położył rękę na ramieniu Lazarusa. — To właśnie jesteś prawdziwy ty. Absolutny i niepowtarzalny kozak. A teraz proponuję, żebyśmy się stąd zmyli i pokornie przyznali się do winy, bo wtedy będziemy łagodniej potraktowani. Tak działa prawo, przyjacielu.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Albert Crouch (1870), Lazarus Lovegood (2103)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa