• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł Marzec 1972 | William Fletcher&Heather Wood

Marzec 1972 | William Fletcher&Heather Wood
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#1
24.11.2022, 22:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.11.2022, 23:05 przez William Fletcher.)  
Dzień można było zaliczyć do udanych, jeśli spełniał kilka warunków. Po pierwsze — w pracy poszło mu jako tako. Tim nie zdążył go opierdolić za zjebanie żadnego projektu, nie kazał mu lizać żadnych kryształów, a przede wszystkim, nie musiał siedzieć nad mechanizmami, z których zrozumieniem miał spory problem. Po drugie — miał popołudnie całe dla siebie. Nie musiał zostawać przesadnie długo, pomagać siostrze (chociaż oczywiście bardzo ją kochał), czy ogólnie zajmować swojej biednej głowy czymkolwiek więcej. Po ciężkiej fizyczno—umysłowej robocie potrzebował odpocząć. Tak właśnie przechodzimy do trzeciego punktu. Wiązał się podejrzanie mocno z alkoholem, którym chłopak lubił się raczyć. Czasem więcej, czasem mniej, zależnie od chęci i potrzeby. Dzisiaj zdecydowanie przeważyła decyzja, że chce się zabawić. Wyjść na miasto i trochę rozerwać. W końcu właśnie zaczął się weekend!
Początkowo chciał wyciągnąć do tego bliźniaczkę, ale ta oznajmiła, że nie ma czasu. Oburzenie trwało do momentu, w którym potrafił doliczyć do dwudziestu bez zgubienia się przed tym kilka razy. Bo tak, w stanie trzeźwości potrafił do tylu doliczyć.
Gdy alkohol pozwolił mu wybaczyć siostrze, postanowił wyruszyć na miasto samodzielnie. Nie był to może szczyt jego marzeń, ale był święcie przekonany, że na miejscu spotka kogoś, do kogo będzie mógł się dosiąść. Na drogę wziął oczywiście wypitą do połowy butelkę wina, którą powoli sączył w trakcie wędrówki. Ot, żeby nie zdążył wytrzeźwieć. Gdzie w ogóle zmierzał? Oczywiście do Kotła, bo chociaż jego siostra dzisiaj nie pracowała, knajpa ta zdecydowanie była mu najbliższa. Spędził tutaj z Dio tyle czasu co w pracy u Tima, jeśli nie więcej. Nierzadko w końcu zarywał nocki, oddając się zewowi przygody, czy może raczej alkoholizmu.
Gdy dotarł już na miejsce, na wejście pomachał do zgromadzonych ludzi. Nie do końca ich rozpoznawał, ale czy miało to jakieś znaczenie? Przyszli tutaj pić, a skoro lubili alkohol, to musieli być fajni. To przecież proste i logiczne!
Rzuciwszy butelkę do kosza przy drzwiach, po czym ruszył do baru, przy którym zamówił piwo kremowe. Jasne, może nie był to najmocniejszy alkohol, ale naprawdę lubił jego smak. W końcu to właśnie nim się pożywiał, gdy leczył kaca. Tak, pożywiał. Jedząc je łyżką z miski, w której zmieszane było z płatkami.
Na razie nie starał się jednak przeżyć potwornego bólu głowy, a dopiero go wywołać.
Zgarnąwszy kufel, odwrócił się w stronę stolików, plecami opierając się o blat. Przyglądał się kolejnym twarzom, szukając kogoś znajomego i dość szybko rzuciła mu się w oczy znajoma, ruda czupryna. Czy to była... tak, to ona!
— Heather! — rzucił głośno, odkładając kufel za siebie. Następnie zeskoczył ze stołka... i momentalnie się zachwiał. Przechylił się kilka razy w lewo i prawo, ale ostatecznie ustał na nogach. Nie przejmował się tym jednak jakoś szczególnie, wzrok mając skupiony na dziewczynie. Gdy tylko odzyskał pełnię równowagi, ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała. Nie czekając na żadne przywitanie, nachylił się i mocno ją wyściskał.
— Ale my się dawno nie widzieliśmy! Jeju. Masz super fryzurę. I stylówkę! Co pijesz? Mogę spróbować? — zaczął trajkotać, gdy tylko się od niej odsunął. Nagle jednak się zatrzymał, jak gdyby coś sobie uświadomił, bo w sumie faktycznie tak było. Jego zaciemniony umysł potrzebował więcej czasu niż zazwyczaj, żeby połączyć kropki, ale gdy w końcu tak się stało, momentalnie spochmurniał. Przypomnienie sobie tego, że dała mu kosza, zdecydowanie nie poprawiło mu humoru.
— Zaraz... przecież ja Cię nie lubię. Ja pierdolę, sorry. Pojebało mi się — rzucił z lekkim zdegustowaniem połączonym ze zdenerwowaniem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę blatu, a gdy już się tam znalazł, zajął z powrotem swoje miejsce i pociągnął solidny łyk piwa.
Nosz ja pierdole, a miało być tak fajnie.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
25.11.2022, 13:57  ✶  

Dzień stosunkowo szybko minął pannie Wood. Miała dzisiaj poranną zmianę, wypisała parę mandatów za źle zaparkowane miotły, a nawet udało jej się rozdzielić dwóch czarodziejów, którzy kłócili się o to, który z nich wymyślił nowy dodatek do eliksiru. Szkoda, że nie zrobili tego gdzieś w domu, tylko na ulicy i dołączyły do tego rękoczyny. Może nie była to tak porywająca robota, jak granie w quidditcha, jednak chyba zaczynała ją lubić. Przynajmniej każdy dzień przynosił nowe wyzwania, a te Heather bardzo lubiła. Nie znosiła nudy, poczucia stagnacji, bardzo szybko wtedy rezygnowała. Potrzebowała nowych bodźców we wszystkich dziedzinach swojego życia.

Jakoś tak wyszło, że nogi przyprowadziły ją po pracy do Dziurawego Kotła. Wiosenne powietrze zachęcało do przebywania poza domem, nie spieszyło się jej wcale do tego, żeby zamknąć się w pokoju. Być może będzie miała szczęście i spotka kogoś znajomego? Na to liczyła. Nie do końca lubiła pić w samotności, kojarzyło jej się to raczej źle, a wyjątkowo nie umówiła się dzisiaj z żadnym ze swoich chłopaków. Będzie musiała sobie jakoś bez nich poradzić, na pewno nie będzie tak wesoło, jak z nimi, no ale powinna też sama sobie dać radę.

Nie była jakimś stałym gościem tego miejsca, zdecydowanie preferowała odwiedzanie wielu pubów, poznawanie jak największej ilości osób, miejsc, jednak to tutaj postanowiła wejść dzisiejszego wieczora, pewnie dlatego, że miała stąd niedaleko do domu i gdyby przesadziła z trunkami wysokoprocentowymi będzie się w stanie doczołgać do kamienicy rodziców. Nie, żeby oczywiście miała w planach pić do upadłego, ale nikt nie mógł przewidzieć, jak skończy, skoro już tu weszła, zupełnie sama.

Skierowała się do baru, aby wziąć kolejkę ognistej, a następnie zajęła miejsce w głębi knajpy. Sączyła zawartość szklanki powoli, w końcu cały dzień był przed nią. Zdjęła długi płaszcz i zawiesiła go na krześle, najwyraźniej miała zamiar dzisiaj zostać tu trochę dłużej. Obserwowała stolik tuż obok, gdzie dwoje mężczyzn toczyło zaciekłą dyskusję, nie, żeby ich podsłuchiwała, choć może trochę, chciała się dowiedzieć, co ich tak bardzo poróżniło. Nie zwracała w ogóle uwagi na otwierające się i zamykające, co chwilę drzwi.

Z zamyślenia wyrwało ją głośne wypowiedziane jej imię. Szukała wzrokiem osoby, która mogła ją zawołać. Spojrzenie zatrzymało się na barze, a raczej na chłopaku, który siedział przed nim. Billy... Kiedy ostatni raz go widziała? Chyba jeszcze w Hogwarcie, gdy musiała zakończyć ich znajomość. Przełknęła głośno ślinę, nie spodziewała się, że zareaguje jeszcze kiedykolwiek tak entuzjastycznie na jej widok. Nim zdołała mrugnąć Fletcher znalazł się tuż przed nią. - Billy...- Rzuciła cicho, kiedy stanął tuż obok. Zastygła, kiedy uścisnął ją na przywitanie. Poczuła woń alkoholu - to zdecydowanie nie było jego pierwsze piwo dzisiaj. To by wiele wyjaśniało. - Też dobrze Cię widzieć, wszystko w porządku?- Zaatakował ją pytaniami, starała się odpowiedzieć na wszystkie. - Dziękuję.- Chyba wypadało podziękować za komplementy. - Ognistą, piję ognistą.- Uniosła szklankę, aby zademonstrować trunek, który spożywała.

Zauważyła też momentalną zamianę w jego zachowaniu, jakby sobie o czymś przypomniał. - Ach, nie lubisz, fakt, nie dziwię Ci się.- Skomentowała jeszcze, kiedy odwracał się na pięcie. Przeniosła wzrok na swoją lewą dłoń, na wskazującym palcu nadal miała pierścionek, który od niego dostała. Właściwie dlaczego nadal go nosiła? Nie miała pojęcia. Zrobiło jej się tak jakoś dziwnie ciepło, jakby poczucie winy w nią uderzyło. Coś ją tknęło, wypiła jednym haustem zawartość swojej szklanki i ponownie ruszyła w stronę baru, stanęła tuż obok Williama. - Jeszcze raz to samo.- Przesunęła szklankę po blacie i czekała, aż zostanie uzupełniona. - Dawno się nie widzieliśmy.- Próbowała zacząć rozmowę. - Naprawdę, aż tak mnie nie lubisz?- Wolała się upewnić.

Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#3
23.12.2022, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2022, 00:49 przez William Fletcher.)  
Wracając do lady i swojego piwa, Billy pluł sobie w twarz, a raczej spróbował, gdyż plwocina dość mocno minęła jego podbródek i wylądowała na ziemi. Wywołało to kilka niezadowolonych głosów, ale chłopak wszystko to zignorował, skupiony bardziej na tu i teraz. Jakiego musiał mieć pecha, żeby spotkać tutaj Heather? Nie rozmawiali już od dobrych kilku lat, a konkretniej — od dnia, w którym dziewczyna odrzuciła jego zaręczyny. Nie obchodziło go, czy miała w tym jakąkolwiek rację, poczuł się urażony i zdradzony, cholernie mocno. Żadnego innego rozstania nie przeżył tak mocno i chociaż nieustannie wmawiał sobie, że mu przeszło, gdzieś głęboko w środku wiedział, że tak nie było. Czasami, gdy nikt (Dio) nie patrzył, śledził jej poczynania w gazetach i chociaż cieszyło go, że szło jej nieźle zawodowo, to było coś, czego zdzierżyć nie potrafił. Faceci, z którymi się spotykała, a było ich sporo, cholernie sporo. Fakt ten jedynie umacniał w nim poczucie zdrady i kłamstwa. Jeśli dziewczyna go nie lubiła, starczyło powiedzieć, a nie bawić się w jakieś kłamstewka, które finalnie i tak wyszło na światło dzienne.
Starczyła jedna, krótka chwila i cały wieczór spisany był na straty. Chociaż nie! Czemu niby to on miałby wybierać inny lokal?
Odkąd skończył Hogwart, miejsce to znajdowało się pośród tych, które najczęściej odwiedzał, ostatnimi czasy przeganiając nawet pracę. Nie, żeby Billy nie lubił współpracy z bratem, ale cała ta odpowiedzialność, punktualność i ogólnie rozumiana odpowiedzialność zaczynały dawać mu się we znaki. No bo naprawdę, ile można być poważnym? Po prostu musiał jakoś odreagować, a nie było lepszego sposobu niż kufel dobrego piwa i towarzystwo siostry. W sumie to szkoda, że jej tutaj teraz nie było. Mogłaby wyrzucić rudą i jakoś uratować ten wieczór. Jasne. Może i nie była właścicielem, ale pozycja barmana była chyba najważniejszą rolą w miejscach takich jak to! Jakieś miejscowe pijusy na pewno by posłuchały i wytargały ją z lokalu.
Rozsiadłszy się na siedzisku, wrócił do piwa, mając nadzieję, że zdoła jakoś wyrzucić z głowy całe to spotkanie. Oczywiście nie mogło to być tak proste. Gdy tylko znowu usłyszał jej głos, westchnął zdecydowanie głośniej, niż było to konieczne, robiąc przy tym minę pełną znużenia, irytacji i frustracji.
— Na waszym miejscu bym jej nie sprzedawał. Jest znanym kłamcą i oszustem. I kradnie. I... uciekła z Azkabanu. Najlepiej od razu wezwijcie aurorów — wymamrotał do barmana, nie obdarzając dziewczyny nawet krótkim spojrzeniem. Do czasu. Gdy bowiem zwróciła się bezpośrednio do niego, nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. Na jednym duszku wypił pozostałą jeszcze w szkle połowę trunku, po czym odwrócił się w jej stronę.
— Hmmm, niech pomyślę. Lubię Cię czy nie? — zaczął, po czym teatralnie przyłożył dłoń do podbródka, mrużąc przy tym oczy. — Ujmijmy to w ten sposób, Heather. Jeśli miałbym wybrać między przelizaniem się z dementorem, a randką z Tobą, założyłbym z dementorem rodzinę. I jeszcze wziął jego siostrę do trójkąta... czy czymkolwiek oni są. Nie wiem, chyba mają rodziny...? ZRESZTĄ, NIEWAŻNE — nagle jego ton głosu zrobił się gwałtowniejszy. Nawet wstał ze stołka, górując przez to nad dziewczyną. Jego wzrok zdradzał w tej chwili dwie rzeczy. Po pierwsze — był pijany, dość mocno. Po drugie — był zły i trochę zraniony, ale do głębszych uczuć trzeba by kogoś bardziej oczytanego niż Heather.
— I czy Ty naprawdę się dziwisz, że z Tobą nie gadam? Ja pierdole, dałaś mi kosza po roku związk... — tutaj urwał nagle, w szoku wpatrując się w coś, co dostrzegł dopiero teraz. — TY GO NADAL NOSISZ? Ja pierdole, co jest z Tobą nie tak??? Co, za mało Ci, że raz mnie upokorzyłaś i teraz chcesz mi o tym przypomnieć? Uuu, patrzcie ludzie. To ja, Heather Wood, doskonały gracz quidditcha. Patrzcie, to ten lamus, któremu dałam kosza, bo jestem kłamcą i oszustką — teraz już praktycznie krzyczał, powodując coraz większy niepokój pozostałej klienteli oraz barmana, który chyba zaczynał się przymierzać do tego, żeby go stąd wyrzucić. Billy jednak miał to gdzieś. W tej chwili nie istniało nic poza nim, Heather i wściekłością, która się z niego wręcz wylewała.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
10.01.2023, 10:42  ✶  

Heather nie bez powodu odrzuciła zaręczyny Billy'ego. Była młoda, uważała, że dopiero zaczyna dorosłe życie. Nie widziała się z nikim w jakiejś stałej relacji. Przynajmniej póki co. Miała zdobywać świat, a nie zostać czyjąś żoną. Do tego nie miała czasu na utrzymywanie kontaktów. Oświadczyny ją wystraszyły, a kiedy się czegoś bała wybierała najprostsze jej zdaniem rozwiązania - ucieczka i zerwanie kontaktu. Może nie było to specjalnie dojrzałe zachowanie jednak działało, przynajmniej na początku. Nie chciała zranić jego uczuć, ale z drugiej strony, czy naprawdę oczekiwał, że się zgodzi? Czy był aż tak bardzo zaślepiony? Należeli do zupełnie innych światów, powinien zrozumieć dlaczego to zrobiła. Nie, żeby go nie lubiła. W końcu świetnie się z nim bawiła w czasie nauki w Hogwarcie, czasem brakowało jej tych spotkań, ale nic więcej. Nie uważała, żeby była gotowa wiązać się z kimś na stałe.

Trochę żałowała, że przyszła tutaj sama. Z Cameronem i Charliem byłoby inaczej. Dużo pewniej się czuła w ich towarzystwie, wiedziała, że ma wsparcie, tak to była zdana sama na siebie. Musiała pamiętać, aby nie dać się ponieść emocjom, w końcu miała towarzyszkę, nad którą nie do końca panowała - brakowało tylko tego, żeby jej klątwa się pokazała i zalała Kocioł. Wtedy już nigdy by jej tu nie wpuścili, a tego zdecydowanie nie chciała. W wyobraźni już widziała nagłówki w gazetach Niestabilna Heather Wood próbowała zatopić Dziurawy Kocioł. wolałaby tego uniknąć. Dlatego też wzięła głęboki oddech, aby się nieco uspokoić. Powinna wiedzieć, że prędzej, czy później dojdzie do takiego spotkania, jakoś jednak się na to nie przygotowała.

- Bez sensu wzywać aurorów, jak stoi tutaj brygadzista.- Posłała Billy'emu uśmiech, mógł nie wiedzieć o tym, gdzie pracuje. W końcu dawno się nie widzieli, wolała więc go uprzedzić. Na całe szczęście, barman postawił przed nią kolejną szklankę ognistej, upiła łyk trunku i oblizała wargi. Przeniosła spojrzenie na Fletchera, trochę bawiło ją to, że zaczął się denerwować. - Trójkąt z siostrą? Fajne masz fantazje, nie spodziewałam się, ale jak lubisz... To nie oceniam.- Zdecydowanie nie cieszył się z tego, że ją zobaczył, cóż mogła się tego spodziewać, tylko po co od razu robić jakieś awantury?[/a[
[a]Odsunęła się o krok, kiedy wstał z krzesła. Chyba trochę już dzisiaj wypił, Heather nie chciała się wdawać w żadne kłótnie, przynajmniej nie publicznie. W przeciwieństwie do niego, ona nie była anonimowa, a wszędzie było pełno osób, które nie do końca najlepiej jej życzyły. Miała tego świadomość. - Dałam Ci kosza, bo postanowiłeś się oświadczyć po roku związku, nie miałam nawet dwudziestu lat...- Jak widać każde z nich spoglądało na tę sprawę która ich poróżniła zupełnie inaczej. - Coś Ty sobie ujebał z tym, że jestem kłamcą i oszustem?- Nie podobało się jej, że mówił do niej w ten sposób i nie zamierzała tego ukrywać, ona również podniosła głos. - Noszę, dlaczego mam go nie nosić, to ładna pamiątka.- Wzruszyła jedynie ramionami.

Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#5
26.02.2023, 20:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.02.2023, 20:52 przez William Fletcher.)  
Jeszcze w czaszach szkoły był w niej zakochany po uszy i zdecydowanie było to widać. Za nic robił sobie podśmiechujki siostry, która nazywała go pantoflem i mięczakiem. Był szczęśliwy i zadowolony, także jacykolwiek hejterzy mogli go cmoknąć.
Uwielbiał w niej to, że w sumie wszystko, co robili razem, dawało mu frajdę, nawet odrabianie zadań domowych — chociaż umówmy się, akurat tego nie robili aż tak często. Przeważnie szlajali się po szkole, psocąc i poznając kolejne zakamarki zamku. Było mu z nią zajebiście. Na tyle, że w pewnym momencie wpadł mu do głowy wybitnie głupi pomysł, który w sumie przekreślił wszystko to, co ich łączyło, przynajmniej dla niego.
Postanowił się oświadczyć.
Pomysł może nie brzmi na jakiś szalony, ale warto pamiętać, że zdecydował się to zrobić, gdy byli jeszcze gówniarzami chodzącymi do szkoły, a więc zdecydowanie zbyt szybko na tego typu kroki. No ale przecież szczęśliwi czasu nie liczą, prawda? Młody Fletcher czuł, że zna ją przez całe życie i nie ma na co czekać.
Trzeba przyznać, że wywalił się wręcz koncertowo. Nawet to wszystko zaplanował, ogarnął względnie romantyczną kolacyjkę, a ona powiedziała nie. Tak, to zdecydowanie był dla niego cios. Na tyle duży, że od tamtego dnia w sumie się do niej nie odzywał. Unikał na korytarzach, ignorował wszelkie zaczepki, a gdy w końcu skończył Hogwart, postarał się wyrzucić ją z głowy już do końca. Początkowo myślał, że mu się udało, ale zobaczenie jej na okładce gazety zabolało. Bardziej niż powinno, gdy chodzi o stary związek.
Właśnie tak postanowił się upić i wstąpić do Kotła, gdzie spotkał właśnie ją. Kiedyś pomyślałby, że to znak od losu, ale teraz bliżej był do stwierdzenia, że życie postanowiło napluć mu solidnie w mordę.
Gdy wspomniała o brygadzie uderzeniowej, w pierwszej chwili nie ogarnął, o co może chodzić. Dopiero po kilku długich sekundach na jego twarzy pojawiło się coś na wzór zrozumienia. Posłał jej zdumione spojrzenie, przez chwilę nie mówiąc w sumie niczego.
— Zaraz zaraz, co? Dlaczego Ty pracujesz w ministerstwie? Przecież chciałaś latać? I byłaś w tym dobra. Pojebało Cię, czy co się odwaliło, że z tego zrezygnowałaś? — W jego głosie wyczuć można było szczerze zdumienie i może nawet nutkę troski przemieszanej z niepokojem. Chciałoby się powiedzieć, że to przez alkohol nie potrafił kontrolować emocji, ale tak naprawdę po prostu dalej ją lubił. Sympatia nie zniknęła całkowicie, chociaż sam przed sobą nigdy by się do tego nie przyznał. Zbyt długo unikał jej tematu, żeby teraz się rozkleić.
— Dodam też, że jestem miły i nie wyzywam Cię za bycie bagietą — dodał nagle, próbując się wybić z tego drażniącego poczucia zaniepokojenia. Halo, przecież dopiero co był na nią wkurwiony.
Nie skomentował też przy tym tego o trójkącie. Głównie dlatego, że jego myśli odleciały od dementorów do bardziej ludzkich istot i cóż, nie była to aż tak zła wizja. Mogła to dostrzec sama Wood, gdyż zdradziły go uszy, które nagle nieco poczerwieniały.
Zaraz jednak porzucił te wszystkie fantazje, gdy przeszli do bardziej drażliwego i delikatnego tematu. Zaręczyny i ten cholerny pierścionek, który dalej nosiła.
Po prostu stał i jej słuchał, chociaż na twarzy wciąż widniało dużo złości. Gdy w końcu skończyła, chciał się jakoś odszczeknąć, ale w sumie to nawet nie wiedział, co miałby powiedzieć. Nie chciał wyzywać jej bardziej, nie czuł się z tym aż tak komfortowo. Chociaż raz jeszcze, nie przyznałby się do tego na głos. Patrzył na nią przez chwilę, po czym smętnie westchnął i raz jeszcze usiadł przy barze. Przy okazji machnął w stronę barmana, na znak, że już się uspokaja. Nie byłaby to jego pierwsza awantura w tym barze, a nie chciał wyłapać kolejnego zakazu wejścia.
Przez kolejną minutę po prostu wpatrywał się w blat, smętnie popijać piwo z kufla. W końcu jednak coś w nim pękło i spojrzał na dziewczynę. — Przyznaję, że brzmi to słabo. I być może trochę się pośpieszyłem. I... może źle podszedłem do tematu — dokończył z kilkusekundową przerwą pomiędzy słowami. Widać było, że to ostatnie nie było łatwe do powiedzenia. — Po prostu mnie to zabolało. I było mi przykro —  dodał jeszcze, chociaż teraz na nią nie patrzył. Nie chciał, nie potrafił.
— Poproszę ognistą whisky. Dwie butelki — rzucił do barmana, przy okazji zerkając na Heather. Nieme pytanie, czy zechce się dołączyć. W sumie to nie planował teraz niczego konkretnego. Nie był najlepszy w rozmowach, a tym bardziej przeprosinach. Zdawać by się mogło, że po prostu musiał się napić, a w tej chwili naprawdę nie chciał tego robić samemu.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
02.03.2023, 12:59  ✶  

Hogwart kojarzył się w dużej mierze pannie Wood z beztroską. Jej życie wtedy było dużo prostsze, nie musiała niczym się przejmować. Zyskała dzięki latom nauki wielu przyjaciół z którymi utrzymywała kontakt do dzisiaj. William był jej bardzo bliski, kiedy jeszcze się uczyli. Spędzała z nim dużo czasu, był pierwszą osobą w której się zakochała, nie znała wcześniej tego uczucia. Uczyła się więc przy nim tego, jak to jest być z drugą osobą. Wspominała ten czas zawsze z sentymentem, choć może zakończenie tej relacji nie należało do najprzyjemniejszych.

Zdawała sobie sprawę, że go zraniła. Miał jakieś plany, zresztą związane również z jej osobą, a ona to odrzuciła. Nie była jednak gotowa na takie poważane deklaracje. Miała ledwie osiemnaście lat, była zbyt młoda, żeby pozwolić sobie na takie zobowiązania, szczególnie, że nawet nie rozpoczęła jeszcze swojego dorosłego życia.

Było jej przykro, że nie przegadali tego od razu. Najwyraźniej zraniła go wtedy na tyle, że nie był w stanie więcej spędzać z nią czasu. Było to zrozumiałe, chociaż nie podobało jej się to, że nie chciał wysłuchać tego, co miała mu do powiedzenia. Przez to wszystko rozstali się w dosyć nieprzyjemnej atmosferze, nie odpowiadało jej to, szczególnie, że naprawdę wiele dla niej znaczył, a przez ten incydent związany z tymi nieszczęsnymi oświadczynami zupełnie stracili kontakt. Bolało, kiedy przechodziła korytarzem, a on nie chciał nawet spojrzeć w jej kierunku. Nie miała jednak innego wyjścia, jak pogodzić się z tą decyzją. Może dzięki temu łatwiej mu było przetrawić to odrzucenie.

Wiedziała, że kiedyś się spotkają. Świat nie był taki mały, aby uniemożliwić im tej możliwości. Sądziła jednak, że czas będzie w tym przypadku sprzymierzeńcem, najwyraźniej myliła się. Wyglądało na to, że Billy nadal żywi do niej urazę. Faktycznie musiał się wtedy bardzo mocno załamać, skoro nadal traktował ją w ten sposób.

- Byłam dobra, ale nie mogłam im wybaczyć, że posadzili mnie na ławce. Zrezygnowałam z grania. - Była to dosyć spontaniczna decyzja, której czasami żałowała, musiała się z nią jednak pogodzić. Duma nie pozwalała jej się przyznać do błędu, przynajmniej jak na razie. Praca w brygadzie póki co nie była najgorsza, zamierzała się więc jej trzymać. Mogła się wiele nauczyć, więc się jej trzymała.

- Co za łaska ze strony jaśnie pana. - Odparła na wspomnienie o tym, że nie wyzywa jej za to, jaką pracę sobie wybrała. Nie widziała w tym nic złego, że zaczęła pracowac w departamencie, który zajmował się porządkiem. Miała świadomość, że zdarzały się osoby, którym nie pasowało to, czym brygadziści się zajmowali, jednak były to w większości osoby o wątpliwej reputacji, a ona miała je łapać i wsadzać za kratki.

Zamierzała mu wyjaśnić, jak ona widzi tę sprawę, przez którą przestali się do siebie odzywać. Miała nadzieję, że może pójdzie po rozum do głowy i zobaczy to wszystko z jej perspektywy. Czasami trudno było dostrzec to, jak widzą świat inni, zamierzała mu pokazać drugą stronę. Liczyła na to, że może po czasie zrozumie, że to wcale nie była taka zła decyzja. - No, trochę słabo. Ja nadal nie dorosłam do takich deklaracji, zresztą myślę, że minie dużo czasu zanim się ustatkuję, mam przed sobą całe życie. - Nie zamierzała szybko zmieniać swojego stanu cywilnego. Nie była pewna swych uczuć, nie chciała też podejmować pochopnych decyzji.

Nie umknęło jej to, że zamówił dwie butelki alkoholu. Skoro już los skrzyżował dzisiaj ich drogi to stwierdziła, że to wykorzysta, może akurat uda im się załagodzić konflikt. Przesunęła się więc w stronę Billy'ego ze swoją szklanką, gotowa zostać jego dzisiejszym towarzyszem do picia.

Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#7
02.05.2023, 03:01  ✶  
Pomimo tego, że zaoferował jej butelkę, wciąż miał mieszane odczucia. Względem niej, tej rozmowy, kurwa całej ich relacji. Bo przecież  kiedyś była mu bliska i to naprawdę mocno. Przez kilka dobrych lat spędzał z nią tak naprawdę większość dostępnego czasu. Na lekcjach, przerwach, a w weekendy to już w ogóle. Tak po prawdzie to chyba nigdy wcześniej i później nie było dziewczyny, na której zależałoby mu aż tak mocno. Jasne, zdarzało mu się robić błyskotki, żeby się popisać, ale pierścionek wykuł tylko jej. I został odrzucony. Przez zakochany po uszy umysł nie przeszło wtedy przez myśl, że mogła mu odmówić, a gdy tak się stało... cóż, nie zniósł tego najlepiej. Urwał kontakt, chcąc o niej zapomnieć, co w ostatecznym rachunku niewiele zmieniło. Wciąż o niej myślał, nawet po kilku latach. Jasne, teraz nie było to już tak mocne i częste, ale jeśli jakimś cudem wrócił do tych wydarzeń — gniew, smutek i złość wciąż dawały o sobie znać.
Ze względu na to sumiennie jej unikał. Aż do dzisiaj, gdy przypadkiem natrafił na nią w Kotle.
Wysłuchał jej wytłumaczenia względem quidditcha, marszcząc przy tym nieco brwi. Z racji na stan, słuchanie ze zrozumieniem było pewnym wyzwaniem, ale poszło mu całkiem nieźle, o czym mogło świadczyć oburzenie, które wymalowało się na jego twarzy.
— Zaraz zaraz, co? Ich faktycznie pojebało. Przecież w szkole nie mieliśmy lepszego gracza niż Ty. I co, niby ktoś tam jest od Ciebie lepszy?? Popierdoliło ich tam do reszty. No ale skoro lubią przegrywać — dokończył, machając przy tym rękoma na prawo i lewo. Z racji na to, że w jednej z nich wciąż trzymał kufel, trochę ochlapał otoczenie. Nie zwrócił na to jednak uwagi, całkowicie zaabsorbowany poruszanym tematem.
— Zrezygnowałaś, ale... wrócisz? Czy na serio chcesz być... nie wiem. BUMowcem? Aurorem? Ministrem magii? — spytał jeszcze, zerkając na nią z zaciekawieniem. Heather Wood bagietą. Do czego to doszło. Kusiło go dodać jakiś kąśliwy komentarz, ale ostatecznie się powstrzymał. Może nie było co jątrzyć tego tematu. O zgrozo alkohol zdawał się dodawać mu nieco szarych komórek. Nawet procenty nie działały poprawnie w jego przypadku.
Gdy się przysunęła, w pierwszej chwili chciał uciec, ale zagryzł zęby i wziął kilka głębszych oddechów. W głowie wciąż krążyły mu wykrzyczane przed chwilą słowa, ale w sumie to nie chciał stąd iść. I pomimo złej krwi, nie chciał kończyć tej rozmowy. Cholera, naprawdę mu jej brakowało.
Gdy barman podsunął im butelki, otworzył jedna z nich, nalewając trochę trunku do jej i swojej szklanki.
Zbierając myśli, pociągnął solidny łyk. Gorzki, mocny trunek przeleciał przez jego gardło, pozostawiając za sobą palące, przyjemne uczucie. W sumie może jednak fajnie byłoby to jakoś naprawić? — Wiem, że... no wiesz, przed chwilą odwalałem cyrki, ale może chciałabyś czasem... nie wiem, pogadać? Napić się razem? — zaczął niemrawo, unikając przy tym kontaktu wzrokowego. Nie był zbyt dobry w okazywaniu uczuć, a te w tej chwili wręcz się z niego wylewały. Ciężko ocenić, co było tego powodem. Alkohol, który wywołał u niego poczucie winy i tęsknotę za przeszłością, czy może faktyczna zmiana poglądów. Niezależnie od wszystkiego — słowa, które teraz rzucał były jak najbardziej szczere i prawdziwe. Odpowiedź zapewne dostarczy jutro, gdy będzie nieco bardziej trzeźwy.
— W każdym razie, fajnie jest znowu razem posiedzieć. I się napić. Dalej pamiętam, jak w Hogsmeade podkradaliśmy alkohol zza lady. Fajnie było. Nawet kremowe piwo smakowało tam lepiej — rzucił, po czym głośno westchnął.
— Kurwa, robię się strasznie sentymentalny po alkoholu. Sorry mordeczko, zaraz przestanę. Jeszcze puścisz pawia od całej tej uroczości — dodał nagle po dłuższym wpatrywaniu się w blat baru. — Może weźmiemy jeszcze po butelce i pójdziemy w plener? W sensie... o ile Ci można? Panie władzo? — rzucił nieco żartobliwie, rzucając jej przy tym wyzwanie spojrzeniem. Ciekawiło go, czy zostało w niej jeszcze coś z dawnej Heather, która za nic miała sobie zasady.
— A jeśli nie na zewnątrz, usiądźmy chociaż przy którymś bocznym stoliku. Ludzie się nam przyglądają i jest to BYĆ MOŻE wina mojego wcześniejszego zachowania — dodał, gdy rozejrzał się po knajpie. Wciąż jednak miał nadzieję na to, że się stąd zmyją.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
04.05.2023, 08:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2025, 14:42 przez Heather Wood.)  

Wood miała do Billy'ego pewien sentyment. W czasach szkolnych przeżyli razem naprawdę sporo. Miała wrażenie, że wisi między nimi niedokończona sprawa. Przynajmniej tak się czuła. Wiedziała, że potraktowała go dosyć brutalnie odrzucając jego zaręczyny, no ale jednak czego innego się spodziewał? Byli dzieciakami, zresztą nadal uważała się za dzieciaka. Mieli przed sobą całe życie, to nie była odpowiednia pora na takie wyskoki. Może co niektórzy uważaliby takie zaręczyny za romantyczne, jednak ona nie tego oczekiwała od życia. Pragnęła wolności, zdobywania świata, a nie szybkiego ślubu. Bo co dalej? Co po takim ślubie. Miałaby żyć jako czyjaś żona? Uważała, że jest stworzona do większych rzeczy. Próbowała mu to wyjaśnić, wtedy; jednak chyba za bardzo go za bolało to, że go odrzuciła. Nie mogła przemówić mu do rozsądku. Obraził się na nią. Próbowała to zrozumieć, szło jej to jednak jakotako. Skoro chciał być na nią sfochowany nie mogła nic z tym zrobić. Musiała się pogodzić z tym, że nie chciał mieć z nią nic wspólnego, chociaż trochę ją to zabolało. Chociażby zważając na to, co ich łączyło. Wolałaby, aby ich drogi rozeszły się w bardziej pokojowych nastrojach. Nie można było mieć jednak wszystkiego.

Wiedziała, że prędzej, czy później znowu się spotkają. Świat był zbyt mały na to, żeby unikali się do końca swoich dni. Trochę bała się tego spotkania, nie miała pojęcia, czego powinna oczekiwać. Rozumiała jego zdenerwowanie, jednak nie sądziła, że dalej będzie podchodził do tego aż tak bardzo emocjonalnie. Jak widać musiało go to wtedy naprawdę zaboleć, skoro nadal żywił do niej urazę.

- W szkole, może i tak. Jednak Harpie to zupełnie inna liga. - Starała się jakoś logicznie wytłumaczyć mu, dlaczego wyrzucili ją z drużyny, chociaż sama nie do końca to rozumiała. Pogodziła się jednak z tym, że właśnie tak się stało.

- Szczerze? Nie mam pojęcia. Nadal szukam swojej drogi, w BUMie jest nawet zabawnie, mam świetną mentorkę, myślę, że mogę się od niej dużo nauczyć. Perspektywa zostania Ministrem Magii kusi, ale na to chyba zbyt wcześnie. - Wood uczyła się ile tylko mogła od Brenny, która była jej partnerką w brygadzie. Uważała, że nie mogła lepiej trafić. Były to naprawdę cenne lekcje. Mimo tak krótkiego stażu czuła, że ciągle doskonali swoje umiejętności - to było najistotniejsze, nie stała w miejscu. Liczyło się to dla niej najbardziej.

Heather nie odmawiała alkoholu. Sytuacja, w której się znalazła sprawiała, że miała chęć się skutecznie znieczulić. W końcu i ona przeżywała dosyć mocno to spotkanie. Upiła spory łyk ze swojej szklanki, jeszcze chwila, moment, a świat zacznie się jej rozmywać. Do tego dążyła w tym momencie.

- Nikt nas nigdy nie złapał. - Posłała mu serdeczny uśmiech. Miło było wrócić do tych bestroskich czasów, gdy wszystko wydawało się być dużo prostsze.

- Nie tak łatwo doprowadzić mnie do wymiotów. Musiałabym wypić trochę więcej tego alkoholu. - Tak naprawdę to nawet miło jej się zrobiło, że Billy tak ciepło się wypowiadał o czasie, który razem spędzili. Jak widać nawet jej odrzucenie tego nie zmieniło.

- W sumie czemu nie, alkohol w plenerze smakuje zdecydowanie lepiej. - Nie miała nic przeciwko, żeby się przenieść. Był to bardzo dobry pomysł zważając na to, że zrobili tu lekkie zamieszanie i miała wrażenie, że nadal sporo oczu było skierowane w ich stronę. Nie ułatwiał tego fakt, że ona nie była do końca anonimowa.

- i błagam, tylko nie panie władzo, nadal nie mogę przywyknąć do tego, że jestem bagietą. - W końcu sama kiedyś wyznawała zasadę jebać bagiety, a teraz stała się jedną z nich.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (2224), William Fletcher (2683)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa