• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [23/03/1972] Dziurawy Kocioł, ul. Pokątna || Cameron & William

[23/03/1972] Dziurawy Kocioł, ul. Pokątna || Cameron & William
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
01.12.2022, 00:39  ✶  

—23/03/1972—
Dziurawy Kocioł, ul. Pokątna
Cameron Lupin & William Fletcher


Wśród rodziny i przyjaciół Camerona za wiedzę powszechną uchodziło to, że nie zawsze podejmował on najbardziej racjonalne decyzje. Nie inaczej było tym razem, gdyż postanowił wybrać się do pubu po całodniowej zmianie w szpitalu. Chociaż, nie. Został przekonany, tak to brzmi o wiele lepiej. W gruncie rzeczy zabawa w większym gronie była ostatnim, na co miał ochotę. A już zwłaszcza w gronie innych stażystów, jakby spędzanie z nimi całego dnia od świtu do zmierzchu, to było za mało.

Nie miał jednak siły się spierać. Bądź co bądź, zastosowali całkiem niegłupią strategię. Trochę podstępną, ale skuteczną. Najpierw go zagadali, podjudzając, żeby rozgadał się na temat Florence Bulstrode i wywabili go przed placówkę medyczną, aby następnie poprowadzić przez kręte uliczki Londynu, koniec końców lądując w Dziurawym Kotle. Tylko jedna kolejka, powtórzył prześmiewczo w myślach, przedrzeźniając kolegę z oddziału, który obecnie przysypiał, opierając głowę o ramię innej stażystki.

Ta, na jednym napitku, to ten wypad się nie skończył. Lupin wlał w siebie już ze trzy, uszczuplając tym samym znacznie swój portfel. Cóż, tak to już było, gdy nie miał ze sobą Heather. W takich przypadkach musiał płacić za własny alkohol. Dobrze, że dzisiaj nie zabrał ze sobą całego majątku, heh. Uświadamiając sobie, w jak chujowej sytuacji finansowej się znalazł, otaksował wzrokiem stolik, starając się podliczyć liczbę pustych naczyń, jednak gdzieś w okolicy czterech się poddał. Rozpiął górny guzik ciemnej koszuli.

— Idę... Idę się przejść — poinformował resztę zgromadzonych, chociaż miał wrażenie, że ci byli w dużo gorszym stanie od niego. Właśnie dlatego wolał się bujać z Charliem i Rudą. Przynajmniej znali swoje tempo, nie to, co ci tutaj.

Cameron wziął głęboki oddech i podniósł się powoli z krzesła. Ugh, będzie żałował tego wyjścia. Już teraz to wiedział. Nie dość, że bezsenność dalej dawała o sobie znać, to teraz jeszcze zaraz rozboli go łeb. Po prostu zajebiście. Dobrze, że przynajmniej teraz tylko trochę mu szumiało. Wyklinając pod nosem, ruszył na przechadzkę po barze. Nie, żeby mógł ujrzeć tutaj jakieś zabójczo fascynujące widoki, jednak dosyć szybko zlokalizował swój cel, jakim było wyjście na zewnątrz.

Pomyślnie przemknął po sali, potykając się parę razy o własne nogi, jednak uniknął wywalenia się, jak długi na podłogę. Cudem. Bóstwa najwyraźniej mu sprzyjały. Chyba że po prostu nie chciały stracić rozrywki, jaką było obserwowanie tego, jak specjaliści ze świętego Munga się nad nim znęcają. To też jakieś wyjaśnienie, zasępił się, jednak w końcu wyszedł pod bar.

Z początku świeże nocne powietrze nieco go otrzeźwiło, jednak po chwili zakręciło mu się także w głowie, co sprawiło, że popchnął przypadkowo jakiegoś gościa, który też wychodził z lokalu. Cameron syknął, chociaż w gruncie rzeczy nic go nie zabolało i zmrużył oczy, taksując osobnika zdziwionym spojrzeniem.

— Sorry, mój błąd — burknął pod nosem, chociaż w jego głosie trudno było wyczuć chociaż jedną nutkę skruchy.

Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#2
23.12.2022, 03:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2022, 12:09 przez Limbo.)  
Dzisiejszy dzień można było bardzo łatwo ubrać w słowa — był absolutnie chujowy, a wcale się na taki nie zapowiadał. W pracy układało się nieźle, ba nawet nie było nudno! Tim spuścił nieco z tonu z forsowaniem nauki obsługi mechanizmów, co absolutnie wykraczało ponad zdolności logistyczne i manualne chłopaka. Jasne, potrafił całkiem sporo, gdy przychodziło do modelowania gorącego metalu, ale jednak było w tym coś innego, bardziej znajomego i prostego. Oczywiście można by stwierdzić, że tego dłużej się uczył i teraz też mógłby to ogarnąć, ale tutaj pojawiała się największa przeszkoda. Billy'ego to po prostu nie interesowało. Kowalstwo zdecydowanie mu wystarczało i chociaż to, co potrafił zrobić starszy brat mu imponowało, nie do końca czuł potrzebę, aby być taki jak on. No chyba, że chodzi o grubość mieszka, to zdecydowanie mogliby dzielić.
Kilku klientów zleciło im dość specyficzne zadania, ale jak się okazało, były całkiem ciekawe. Chyba po raz pierwszy odkąd tutaj pracował, młody Fletcher faktycznie poczuł zaintrygowanie, które motywowało go do pracy, jakiejkolwiek. Tak tak, dokładnie. Tym razem nie pracował na dziesięć procent, postarał się o całe pięćdziesiąt. Fakt, że [przy tym wszystkim nie musiał przy tym lizać kamieni wątpliwego pochodzenia jedynie wzmacniał w nim pozytywne odczucia. Chociaż to nie tak, że bał się to robić, nic z tych rzeczy. Nie był tchórzem i gdy trzeba było, stawał na wysokości zadania i sprawdzał, czy towar na pewno jest prawdziwy. Głównie dlatego, że jeśli tego nie robił, roboty tej podejmowała się Dio, a nie chciał dać jej wygrać. No i ogólnie to nie tak, że nie lubił tego robić. Po prostu nie zawsze lubił efekty uboczne, które się z tym wiązały.
Ostatnim elementem składający się na wspaniałe popołudnie był fakt, że wyszedł z pracy aż godzinę szybciej, a to za sprawą całkiem dobrych wyników. No po prostu nie mogło być lepiej. Co więc poszło nie tak? Och, to dość proste. W jego ręce wpadł egzemplarz gazety, która przypomniała mu to, co czuł jeszcze kilka dni temu. Złość i gorycz. Na zdjęciu znajdowała się bardzo nieprzyjemnie znajoma, ruda głowa. Heather Wood. Była miłość, po której jeszcze nie do końca się wykurował. Nie to jednak stanowiło źródło problemu, a fakt, że na zdjęciu obejmowała jakiegoś lamusa. Pięknisia z cwanym uśmieszkiem, który wyglądał na bardzo irytująco pewnego siebie. Fakt ten boleśnie przypomniał mu słowa dziewczyny, która stwierdziła, że nie mogą się spotykać z racji na to, że ta chce się poświęcić osiągnięciom sportowym. Dobre kurwa sobie. Okłamała go w najbardziej paskudny sposób, bo nie potrafiła się rozstać. Świadomość, że w najlepsze spotykała się z innymi typami była bolesna, ale przede wszystkim cholernie wkurwiająca. Billy był jednak dojrzały i potrafił poradzić sobie z gniewem. Właśnie dlatego wyciął z pisma fragment z chłopakiem, a potem zrobił sobie z niego tablicę, w którą rzucał nożami. Wspaniała rozrywka, której świadkiem była oczywiście jego siostra. W końcu to właśnie Dio pocieszała go po tym rozstaniu i chyba tylko ona wiedziała, jak bardzo źle to wszystko zniósł.
Tak, właśnie dlatego cały dobry humor prysnął i zniknął, zostawiając za sobą jedynie czarne chmury oraz gorzki posmak frustracji. Fletcher postanowił poradzić sobie z tym w najlepszy znany mu sposób. Z pomocą piwa. Właśnie dlatego blisko trzy ostatnie godziny spędził w Kotle, pijąc i gaworząc z siostrą oraz w sumie każdym, kto tylko wykazał chęć do rozmowy.
Śmiechy, procenty, taniec, śpiew. Powoli czuł się coraz lepiej, dlatego nawet się nie przejął, gdy jakiś typ popchnął go ramieniem. Jasne, wylał przy tym piwo, które niósł ze sobą na zewnątrz, chcąc się przewietrzyć, ale przecież tak bywa!
— Spokojnie, zdarza się ziomeczku — odparł z lekkim uśmiechem i wtedy na niego spojrzał. W pierwszej chwili nie skojarzył tej facjaty, ale po kilku sekundach jego zamulony, podchmielony mózg połączył kropki. To był ten cholerny typ z gazety. Ten, który obściskiwał Heather!
Dalej było już prosto. Gwałtownie odwrócił się w jego stronę, wypuszczając przy okazji kufel spomiędzy palców. Nim ten dotarł do ziemi, rozbijając się na drobne kawałki, pięść Billy'ego już leciała w stronę twarzy nieznajomego. Nie miał zamiaru pozwalać się obrażać. W szczególności w Kotle i do tego kurwa przez fagasów jego byłej. Z całej jego twarzy wręcz wylewała się wściekłość, której dał ujście poprzez głośny okrzyk, a raczej ryk bojowy.

Billy chce przywalić Cameronowi w twarz
Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!

Edit. zajebałem się w akcji. Billy ma Z, więc liczę z tej puli: 46-99 - Sukces, także w sumie dalej mam zadowalający.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
23.12.2022, 12:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2022, 23:13 przez Cameron Lupin.)  

Czy Cameron był w ogóle świadomy tego, że wylądował na zdjęciach w jednych z najbardziej poczytnych czasopism plotkarskich w kraju? Cóż... Tak jakby? Nie umknęło jego uwadze, że Heather na nich wylądowała, a skoro towarzyszył jej na balu i jeszcze wypytywano ich na sali o związek, to po prostu zaakceptował to, że pewnie zostaną wykorzystane fotki, na których byli razem. Czy wczytywał się w teorie dziennikarzy? Nie musiał. Wiedział, co mówili podczas wywiadu, ale znał też prawdę. Tę najprawdziwszą, która odbiegała nieco od wersji przekazanej prasie. Nie miał więc powodu interesować się tym, co wypisują na jego temat. To nie on był gwiazdą.

— Jesteś aż nazbyt miły — dorzucił jeszcze, zaskoczony tym, że został nazwany ziomeczkiem. Na dźwięk dosyć pozytywnego tonu głosu chłopaka. Był przyjemny dla ucha i przyciągający uwagę. A jak zaraz miało się okazać, także i kłopoty.


Czy Cameronowi udaje się zrobić unik?
Rzut T 1d100 - 54
Slaby sukces...

Już miał się do niego odwrócić, co by się do niego uśmiechnąć, jednak zdołał wykonać pełny obrót, ujrzał pięść pędzącą na spotkanie z jego nosem, niczym rozochocony kochanek, który dowiaduje się, że rodziców jego dziewczyny nie ma w domu, a jest piątkowy wieczór. Kierowany instynktem, spróbował się uchylić. Niezdarnie i ślamazarnie z uwagi na otępienie sporą dawką alkoholu, ale jednak. Nie udało mu się. Przynajmniej nie do końca i nie z taką gracją, jak zamierzał. Wydał z siebie głuche jęknięcie, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.

Oberwał bowiem prosto w policzek, który od razu zaczął go piec. Zszokowany tą nagłą napaścią, spróbował się cofnąć, jednak potknął się o własne nogi, co sprawiło, że wylądował na ziemi. Chwilę później tuż obok niego rozbił się kufel z piwem, które pochlapało jego ciuchy. Skrzywił się na spotkanie z podłożem, klnąc jak szewc i dotykając obolałego policzka. Kurwa, on to miał szczęście. Jedno wyjście do baru i od razu trafiał na jakiegoś pojebanego furiata, który chciał mu wpierdolić za to, że pojawił się w jego polu widzenia. Cholerna księżniczka.

— Popierdoliło Cię, kurwa? Ja jebię — odezwał się podniesionym głosem. Lupin próbował się podnieść, jednak starał się też utrzymać swój wzrok na napastniku, jakby to w jakiś sposób mogło powstrzymać go przed kolejnym atakiem. Stopniowo podnosił się na nogi, chociaż w głowie już mu dzwoniło. Nic dziwnego, w końcu przed chwilą mu w nią przydzwoniono. Gdzie były jego ziomki, gdy ich najbardziej potrzebował?

Jest chujowo, pomyślał, raz po raz zaciskając i rozprostowując palce obu dłoni. Nie miał pojęcia, czemu dostał z pięści. Przecież przeprosił. Strzelił oczami na boku, jednak szybko zorientował się, że napastnik blokuje mu jakąkolwiek możliwość ucieczki. Nie wyglądał też na takiego, który miałby mu zaraz odpuścić.

Adrenalina przejęła kontrolę nad jego odruchami i wyznaczyła mu jeden kierunek: do przodu. Jeśli musiał staranować tego ciemnowłosego przystojniaka, aby się ratować, to miał zamiar to zrobić! Cameron rzucił się do przodu, prosto na swego napastnika, licząc, że uda mu się zepchnąć go z drogi. Co zrobi później? Wybiegnie na ulice? Wbiegnie do baru?


Czy Cameronowi udaje zepchnąć Williama na bok?
Rzut T 1d100 - 17
Akcja nieudana
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
24.12.2022, 00:34  ✶  
Dione była kobietą pracującą i żadnej pracy się nie bała. Co prawda robota za barem nie była w żadnym wypadku wymarzoną, bo tak między Merlinem a prawdą Dio absolutnie nie śniła po nocach o pracy, a co dopiero tak słabo płatnej. Niestety tak wyglądają realia osoby niewykształconej - nie wolno grymasić i trzeba zacisnąć zęby i brać, co dają.
I to, czego nie dają też.
Ta dewiza była mieczem obosiecznym, bo choć nastawiała naszą małą złodziejkę do szukania wszelkich sposobności na wzbogacenie się, to często sięganie po te szanse kosztowało ją więcej, niż mogła zyskać. Szczerze powiedziawszy zdziwiło ją, że została przyjęta do Kotła po tym, gdy została wywalona z pracy w spożywczym ulicę dalej, bo regularnie "znikała" im towar z półek i nigdy nie mogli się doliczyć galeonów w kasie. Najwyraźniej stary karzeł stojący na czele knajpy był już tak zdesperowany, że poleciał na uśmiech aniołka w pakiecie ze spojrzeniem nieskalanym myślą oraz wyrazem twarzy ewidentnie tęskniącym za rozumem.
Jeśli już mowa o wirze powietrznym między uszami w miejscu, gdzie u normalnych ludzi znajdował się mózg, nie można było zapomnieć o drugim właścicielu wspólnej Fletcherowej komórki mózgowej. Odkąd Billy pojawił się w barze, Dione wykonywała swoją pracę jeszcze mozolniej niż dotychczas. Elegancko nalała mu piwa do jego ulubionego kubeczka (tak, musiała mu odłożyć dedykowany dla niego kufel pod ladą, bo jak dostawał picie w czymkolwiek innym, to robił sceny przy ludziach, a razem z tym siarę siostrze), po czym chętnie przegadałaby z nim całą zmianę i przyjęła za to zapłatę, jak za normalną robotę. Pewnie by się jej to upiekło, gdyby kierownik cyrku - mianowicie właściciel - nie wrócił akurat do Kotła i nie kazał jej wziąć się wreszcie do pracy.
No i właśnie wtedy na chwilę Williama z oczu straciła.
Nie minęło pięć minut, nie zdążyła nawet się znudzić obsługiwaniem innych klientów, kiedy podniósł się raban. Dźwięk tłuczonego szkła skutecznie przykuł uwagę Dio, powiodła za nim głową, już zirytowana, że trzeba będzie, kurwa, sprzątać. Dosłownie zacisnęła ręce w pięści podświadomie, gotowa wklepać komukolwiek, kto kufle tłucze na jej warcie. A potem zauważyła, że robi to jej rodzony brat. I dodatkowo tłucze jeszcze czyjąś gębę.
- Pojebie mnie zaraz - rzuciła pod nosem, ale chyba nieco zbyt głośno, by można to uznać za dyskretne. Odłożyła butelkę, którą akurat miała w ręce, uderzając nią z hukiem o ladę. Na szczęście nie włożyła w to wystarczająco siły, by musieć ją dopisywać do rachunku strat. Podparła się o blat rękoma, podskoczyła i przerzuciła błyskawicznie nogi nad barem, lądując zręcznie po drugiej stronie. Widać było, że to nie pierwsze rodeo Dione i bezpośrednią drogę do chuliganów ma w małym paluszku. Mknąc w kierunku bliźniaka zawzięcie wycierała ręce o fartuch przewiązany w pasie, jakby nie chciała, żeby lepa, którą miała zaraz Billy'emu zasadzić, ześlizgnęła się po jego uchu przez wilgoć na dłoniach.
- Przestań, cholera - zaczęła, strzelając brata otwartą dłonią przez łeb. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że to prawdopodobnie go tylko zmyli i zagrzeje do boju, bo nie uruchomi mózgownicy na czas i pomyśli, że to Cameron mu przydzwonił. - Czyś ty nie szczał dzisiaj jeszcze? Zostaw go, kurwa twoja mać - zapytała i nie czekając na odpowiedź na to jawnie retoryczne pytanie, zarządziła rozejm. Wcisnęła się na siłę między dwóch zwaśnionych panów, zerkając raz na jednego, raz na drugiego. Była gotowa bić się z obydwoma i można to było wyczytać z kurwików tańczących w jej oczach.
- O co poszło? - To pytanie zadała już Cameronowi, bo gdyby zapytała brata, to najprawdopodobniej najpierw by się spluł, a ona nie miała na to czasu. Dosłownie czuła z tyłu głowy wkurwione spojrzenie szefa, który niechybnie już czekał, co by wygłosić monolog na temat szkodliwego wpływu Fletcherów na atmosferę w Dziurawym Kotle.
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#5
02.01.2023, 01:16  ✶  
Billy już od małego miał pewien problem. Ciężko było mu się skupić na jednej czynności, dość szybko tracąc nią zainteresowanie. Powodowało to, że najczęściej był wręcz zawalony różnymi zadaniami, zobowiązaniami, deklaracjami i planami. Oczywiście bardzo często nachodziły przez to na siebie, ale cóż, jakoś z tym żył.
Tym razem było jednak inaczej. Cała jego uwaga skupiała się na tu i teraz, a konkretniej na chłopaku, któremu właśnie przywalił w twarz. W przeciągu kilku ostatnich dni marzył o takiej sposobności. Jasne, mógł sobie porzucać w tarczę, do której przyczepił jego zdjęcie, ale nie dało mu to tyle satysfakcji co cios, który właśnie wyprowadził. W pierwszej chwili poczuł pewną dozę ulgi, która przejawiła się lekkim uśmieszkiem, który wypłynął mu na twarz. Starczyło jednak, żeby wrócił spojrzeniem do nieznajomego, żeby cały czar prysł. Na nowo zalała go fala wściekłości. Nie ruszył jednak w jego stronę. Stał, czekając. aż ten wstanie. Nie miałby z tego żadnej frajdy, gdyby postanowił to tak po prostu zakończyć. Co prawda typ nie wyglądał na takiego, który potrafiłby przyjąć czy zadać chociaż kilka dobrych ciosów, ale cóż. Billy, nie miał zamiaru kopać leżącego, miał pewne zasady, których miał zamiar się trzymać. Nawet gdy miał styczność z gnidami tego pokroju.
— Pojebało? Daruj sobie udawanie niewiniątka, typie. Przejebałeś sobie. Doskonale wiesz, jak i kiedy — warknął tylko, strzelając przy tym lekko knykciami. Być może było to aż przesadnie na pokaz, ale cóż, ciężko było Fletcherowi zachować spokój. Zdumiewające było to, że po prostu się na niego nie rzucił bez ładu i składu.
Gdy chłopak w końcu zebrał się na nogi i rzucił w jego stronę, Billy zagwizdał głośno, zachwycony rozwojem sytuacji. No, czyżby jednak miał spotkać się z jakimś oporem!
— Proszę proszę. Panienka jednak ma jaja? Może jeszcze dasz radę zrobić kilka uników — zapiał, robiąc unik przed prowizorycznym atakiem. Tuż po tym wysunął ramię, chcąc uderzyć go po raz drugi... i nagle oberwał w głowę od tyłu. Odruchowo odwrócił się w tamtą stronę. Zamachnął się nawet ręką, ale gdy dostrzegł, że to siostra nieco ogłupiał, zatrzymując pięść w połowie drogi.
— Mnie? Ja pierdole, Ty mózg w domu zostawiłaś, czy po prostu go nie używasz? — odwarknął w odpowiedzi, patrząc z gniewem to na nią, to na chłopaka, z którym dopiero co wszczął bójkę.
— I JESZCZE JEGO PYTASZ? JA PIERDOLE — fuknął, posyłając jej wściekłe spojrzenie. — Zajebiście fajnie, że mnie słuchałaś, gdy Ci ostatnio o tym mówiłem. To jest ten typ ze zdjęcia. Z NIĄ. Ja pierdole, zajebista siostra z Ciebie. Może jeszcze mu ubranie wyczyścisz, zaoferujesz darmowego drinka i może buziaka dasz na do widzenia? — z każdym kolejnym słowem mówił coraz głośniej. Pod koniec jego uwaga już do reszty przeniosła się na siostrę. Wciąż jednak stał w drzwiach, blokując ewentualną drogę ucieczki.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#6
06.01.2023, 19:38  ✶  

Gnidami? Gnidami?! W takim razie chyba nie trzeba geniusza, aby stwierdzić, że dla młodego medyka obcy jawił się jako pospolity prymityw. Nie dość, że go zaatakował, to jeszcze zachowywał się tak, jakby się znali i od dawna prowadzili jakąś wojnę! Kompletne szaleństwo.

— N-nie, nie wiem. Jesteś k-konkretnie skretyniały, typie — odwarknął, celowo używając tego samego słowa co Billy. — Pierwszy raz Cię na oczy w-widzę, a raczej bym zapamiętał k-kogoś, kto tak chętnie j-jebie ludzi na p-prawo i lewo.

Za kogo on go brał? Okej, może Lupin nie zadawał się z najgrzeczniejszym towarzystwem, ale raczej by zapamiętał, gdyby podpadł jakiemuś oprychowi. Chociaż może nie chodziło do końca o niego, a kogoś z jego otoczenia? Charlie nie miał teraz najłatwiej, może to ktoś od tej strony? Cameron pokręcił głową. Teraz to już i tak się nie liczyło. Gdyby wiedział wcześniej, że powinien unikać Kotła, to by się do niego nie zbliżał na kilometr, a teraz? Teraz oberwał i go bolało i... i...

I chuj, nie udało się, pomyślał, gdy zdał sobie sprawę, że próba ataku nie przyniosła oczekiwanych skutku. Jeszcze został wyśmiany. Chłopak już się godził ze swoim losem, gdy niespodziewanie na arenie pojawiła się trzecia postać, jego wybawicielka, jego bohaterka, jedyna w swoim rodzaju dziewczyna, której imienia w ogóle nie znał. Powstrzymała jednak tego idiotę przed kolejnym atakiem, więc momentalnie zyskała u niego kredyt zaufania.

— Z-za przeproszeniem, chuj jeden wie — sarknął bez większego namysłu w kierunku Dio, bo nie wiedział, co innego powiedzieć. Bywał w londyńskich pubach i barach dosyć często, ale pierwszy raz mu się zdarzyło, żeby ktoś ni stąd, ni zowąd wyleciał do niego z łapskami. Dziurawy Kocioł schodził na psy. — W-wpadłem na niego, przeprosiłem, a p-potem mi p-przygrzmocił.

Zmierzył wrogim wzrokiem swojego oprawcę, jednak nim zdążył się do niego odezwać, ten rozpoczął swoją małą tyradę wymierzoną w... przyjaciółkę? Znajomą barmankę? Aha, czyli siostra. Zmrużył oczy, mierząc ich zgłupiałym spojrzeniem spod ciężkich powiek. Jakie zdjęcie? Jaka ona? Kurwa, zaraz się okaże, że pomylił mnie z kochankiem swojej laski, pomyślał, żałując, że jego nogi w ogóle przekroczył próg tego lokalu.

Cameron objął się rękami, krzywiąc się za każdym razem, gdy głos chłopaka stawał się coraz bardziej donośny. Ktoś tu zdecydowanie nie potrafił panować nad emocjami. Nie zamierzając stać jak debil, czekając, aż ta dwójka nieznajomych zdecyduje o jego losie, wtrącił się do rozmowy, zaczynając, uwaga, od małego kłamstwa. Niestety z uwagi na stres, łatwo było poznać, że nie mówi prawdy.

— W-wszystko m-m-miałem p-pod kontrolą — zaczął, przeklinając w myślach wadę wymowy, a następnie zrobił parę kroków w kierunku swojej obrończyni, co by stanąć obok niej — ale d-d-drinka nie odmówię. Z c-całusem t-też m-m-możemy p-pomyśleć, ale t-to raczej w p-policzek l-lub w czoło.

Uśmiechnął się słabo do Dio. Jeśli poczuwała się, aby mu ulżyć w bólu i cierpieniu po spotkaniu z tym furiatem, to powinien jej pozwolić, prawda? Potem wrócił wzrokiem do sprawcy całego tego incydentu, mierząc go nieprzyjemnym wzrokiem. Wyprostował plecy, czując, że ten w każdej chwili może znowu go zaczepić.

— N-nie l-licz ż-że T-tobie p-pozwolę się, kurwa, p-pocałować n-na p-przeprosiny — wycedził powoli, zaciskając usta w wąską linię. Roztrzęsiony i zająknięty głos zdecydowanie nie dodawał mu w tej chwili powagi. — Po chuj, m-mnie w ogóle z-zaatakowałeś?

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#7
22.02.2023, 02:09  ✶  
Nie rozumiała, skąd w bracie ta agresja. Znaczy - oczywiście - absolutnie nie zdziwiła Dione jego reakcja, bo to wcale nie było ich pierwsze rodeo, gdy Billy zachowywał się jak byk wystrzelony z pośledniej jakości świstoklika, a ona bawiła się w torreadora i próbowała go złapać za rogi. Niemniej nie wiedziała, czym zawinił mu ten chłopak, choć oczywiście miała jak najszczerszy zamiar się za moment dowiedzieć.
Zdawała sobie również sprawę, że obydwoje nie grzeszyli rozumem i tak samo, jak on mógł go z kimś zwyczajnie pomylić, tak i ona mogła nie dodać poprawnie dwa do dwóch i nie rozpoznać delikwenta. Tak czy tak, nie mogła pozwolić, żeby bliźniak tłukł po gębie kogokolwiek w Dziurawym Kotle, i to wcale nie z troski, a z powodu niechybnie zbliżającego się wkurwienia szefa. Wszyscy się śmieją i dobrze bawią, dopóki nie muszą się użerać z rozsierdzonym do czerwoności goblinem, który jest gotowy obudzić w sobie wszelkie zasoby rasizmu i przerobić cię na piankę do piwa kremowego bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Dio poniekąd zależało na tej pracy, bo doskonale zdawała sobie sprawy, że z tak marnym wykształceniem wielu innych opcji nie miała. Poza tym wolałaby również nie musieć kopać dwa metry w ziemi cmentarnej, żeby w przyszłości pogadać z własnym bratem.
- Ze mną też chcesz się napierdalać, Billard? Doskonale wiesz, że jak ci przyfasolę w czapę, to zobaczysz wszystkie gwiazdy oraz dupę Merlina, więc proszę cię serdecznie: nie podskakuj - ostrzegła Billy'ego, kiedy zaczął się do niej ofiarować. No kurwa, oczywiście, że gdyby miała pojęcie, kim jest jego ofiara, to by nie pytała! Przecież to było oczywiste, że nie używała mózgu za często, bo żadne z nich nie wyniosło tego nawyku z domu.
- Jeśli miałeś to pod taką samą kontrolą, pod jaką masz swój aparat mowy, to powinieneś mnie po stopach całować, że zainterweniowałam - odezwała się do Camerona, kiedy ten próbował przekonać ją o trzymaniu sterów tej tonącej łajby. Prawdopodobnie by mu uwierzyła, gdyby nie ta wada wymowy (Dione była tępą dzidą, była w stanie uwierzyć, że Ziemia jest płaska), ale kiedy zaczął się jąkać, musiała zacząć powstrzymywać narastający w trzewiach napad śmiechu.
Przynajmniej był całkiem ładny.
- Całus mogę rozważyć, pracę kończę za dwie godzinki. - Mrugnęła jednym okiem w kierunku Lupina, rzucając śmiały komentarz bez większego zobowiązania. Chciała kontynuować swój flirt, bo takich okazji się przecież nie marnuje, ale nad uchem japę wciąż darł jej William, próbując przekonać ją o tym, że zarywa do niej jakiś kryminalista co najmniej.
- O czym ty mówisz, Billy? Jakie zdjęcie? Jaka ona? Typie, ty przeleciałeś tyle latawic, że ja już nie nadążam - zaczęła narzekać, ewidentnie robiąc miny, jakby zaczynała ją boleć głowa od tego pierdolenia. A potem ją oświeciło, co też widać było na nagle ożywionej twarzy, kiedy brwi pomknęły w górę, a usta pozostały szeroko otwarte na chwilę. - Chodzi ci o tę rudą? Jak jej tam było? Weather Hood? - Zapytała brata, ale od razu wzrokiem otaksowała z góry do dołu Camerona. - Czy ty odbiłeś laskę mojemu bratu? - zapytała go, marszcząc brwi w gniewie.
- Znaczy, nie żeby to było osiągnięcie czy wyzwanie... - nie mogła się powstrzymać i mruknęła pod nosem, za co niechybnie zaraz dostanie w łeb od bliźniaka, ale jeszcze w tamtym momencie to do niej nie dotarło.
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#8
02.05.2023, 03:01  ✶  
Słowa Dio nieco ostudziły jego zapał do bójki. Jasne, z ich dwójki to on był tym silniejszym, ale ona znała jakieś pojebane sztuki walki i inne szalone ruchy zapaśnicze. Wciąż pamiętał, jak przez kilka dni bolały go plecy po tym, jak raz przerzuciła go przez ramię. Nieszczególnie miłe doświadczenie, którego wolał nie powtarzać. Wciąż jednak nie miał zamiaru dawać sobą pomiatać, w szczególności przy ludziach.
— Dobrze wiesz, że z Tobą się napierdalać nie będę, bo bije się frajerów, a nie ziomeczków. Poza tym nie podskakuję Tob... — nagle urwał, w połowie zdania orientując się, że siostra w sumie miała tutaj rację. — No dobra, trochę mnie poniosło. Sorry mordeczko — dokończył, rzucając jej przepraszające spojrzenie, które zaraz na nowo zmieniło się w poirytowanie, gdy Cameron postanowił się odezwać. Oj kusiło go, żeby prawym prostym albo lewym sierpowym wybić kilka tych ślicznych, białych ząbków. Gdyby nie Dio broniąca go przed gniewem Billy'ego, zdecydowanie nie byłby taki cwany.
Każde kolejne wypowiedziane przez niego słowo wprawiało go w większe poddenerwowanie. Do jasnej cholery, jakim cudem Heather zadawała się z kimś takim jak on? No naprawdę, gdzieś po drodze musiała stracić nie tylko rozum, ale jeszcze gust.
— Chuj jeden to jest z Ciebie, konusie — warknął Billy, nie zdając sobie sprawy z tego, że tak w sumie to był nieco niższy od przeciwnika. Cóż, nigdy nie był najlepszy z matmy. W sumie to z niewielu przedmiotów był... chociażby przeciętny.
Nieświadomość, z którą obnosił się Lupin, działała na niego niczym płachta na byka. Wpadł, przeprosił??? A co kogo kurwa obchodziło to, że w niego wszedł. Fletcher nie był jakimś lamusem, żeby przejmować się takimi pierdołami. Obchodziło go za to, że ten frajer zadawał się z dziewczyną, która kilka lat temu dała mu kosza. I nie, fakt, że od tego czasu przespał się z naprawdę solidną ilością osób, w żadnym stopniu tego nie umniejszał. Billy'emu wciąż było przykro!
Kusiło go przypierdzielić mu w nos, ale wiedział, że z siostrą na karku w tej chwili mógł zrobić wielkie pstro. Trzeba więc było zdobyć jej wsparcie, a przecież byli bliźniakami. Na pewno stanie po jego stronie, prawda? Prawda?
Jak się okazało, takiego wała jak Anglia cała.
Na jego twarzy wymalowało się absolutne zdumienie i kurewsko duże oburzenie, gdy siostra zaczęła z nim flirtować. I TEN JESZCZE NA TO ODPOWIEDZIAŁ. W tej chwili był wręcz czerwony ze złości.
— W policzek lub czoło to ja Ci mogę przypierdolić, typie. Wara od mojej siostry, bo Cię wypcham i nad kominkiem postawię. A na moje względy nawet nie licz. Za wysokie progi na Twoje nogi — łypnął do niego i nawet zrobił krok w jego stronę, ale Dio wciąż blokowała mu przejście.
Na początku nie chciał się z nią bić, ale jej kolejne słowa sprawiały, że zaczynał mieć ochotę na kolejny rewanż. Nie lubił, gdy się z niego naśmiewała. W szczególności, gdy chodziło o nią.
— Po kurwa pierwsze — tak, chodzi o nią. Po drugie — weź mnie kurwa nie obrażaj. Nie odbił. Że niby ktoś taki by ze mną wygrał??? Proszę Cię, nie obrażaj mnie stara — mówił podniesionym głosem, mocno przy tym gestykulując, pokazując to na siebie, to na Camerona. No przecież oczywistym było, który z nich był lepszą partią.
— NO I PO TRZECIE. Co to niby znaczy, że żadne osiągnięcie i wyzwanie? Jestem zajebisty w podrywaniu i dobrze o tym wiesz. Od kogo brałaś porady, gdy chciałaś wyrwać tamtą laskę na ostatnich mistrzostwach świata w quidditchu, co? Kto Ci robił za skrzydłowego i spławił tamtego typa? JA. Także prosiłbym o nieco więcej szacunku i wsparcia. Ponoć jesteś moją siostrą, także nie wiem — może kurwa stań po mojej stronie? — Wszystko to wyrzucił z siebie niemal na jednym oddechu, także gdy skończył, złapał kilka łapczywych oddechów. W tej chwili był tak bardzo zaabsorbowany siostrą, że nawet zapomniał na chwilę o towarzyszącym im chłopaku.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
03.05.2023, 22:57  ✶  

Lupin zamknął się sobie, gdy wytknięto mu wadę wymowy i zagryzł dolną wargę praktycznie do samej krwi, aby powstrzymać się od komentarza. Nie no... Milutko. Czyżby Dziurawy Kocioł zaczynał schodzić na psy? Chłopak odliczył w myślach do dziesięciu, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, aby wyczytać, że komentarz Dione mocno w niego uderzył.

— Niech będzie — rzucił sucho, kiwając głową w ramach akceptacji zawieszenia głowy. Pozwolił sobie jednak odpowiedzieć na komentarz odnośnie do tego, że nie ma sensu do niego zarywać. — Z-zyskuje p-przy b-bliższym s-spotkaniu. P-poza t-tym mogę z-założyć w-wyższe buty. — Na pewno miał jakieś o wyższej podeszwie. Albo mógłby je zaczarować. Z Transmutacją szło mu całkiem nieźle.

Po chwili zaczerwienił się z emocji. Już nigdy więcej nie będzie pił na mieście w towarzystwie ludzi ze szpitala. To była jakaś kompletna porażka! Znikąd pomocy, znikąd wsparcia! Czy to był już ten wiek, kiedy należało przerzucić się na domówki i picie na urodzinach w towarzystwie rodziny? Przerażające. Ciężko by było mu zaakceptować taki stan rzeczy. Aż się wzdrygnął, co przy okazji sprawiło, że zabolało go miejsce w które oberwał.

— T-to m-może j-jeszcze jakiś l-lód na to obicie, ż-żebym d-dalej b-był p-piękny i m-młody? — spytał Dione, uśmiechając się minimalnie.

Że niby laski lecą na kogoś takiego?, pomyślał, dotykając delikatnie swojej twarzy. Potrafił zrozumieć chęć znalezienie sobie chłopa w typie obrońcy, nawet jeśli nieco agresywnego, ale ten tutaj przekraczał granice. Widać było, że go roznosiło, a jedyna siła zdolna go powstrzymać stała tuż obok. Na szczęście jego siostra wydawała się być w nieco lepszym humorze. Cameron jednak zbaraniał, gdy usłyszał nazwisko swojej długowłosej przyjaciółki z jej ust. Spojrzenie zaszło mu mgłą kompletnego niezrozumienia, jakby informacja, że jego oprawca mógł mieć coś wspólnego z Rudą.

— M-m-może — mruknął niepewnie. Skrzywił się na gniewny wzrok Dione, jednak po chwili sarknął donośnie na jej kolejne słowa. — N-nie przypominam sobie, ż-ż-żebym w-widział j-ją ostatnio w j-jego towarzystwie. — Na szczęście Lupin miał na tyle dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, że nie wspomniał o tym, że oprócz niego w okolicy Rudej kręci się jeszcze przynajmniej jeden gość, czyli Charles. To by go raczej nie uspokoiło. — C-chyba o t-tobie nie w-wspominała.

Przesunął się na bok, słuchając z cierpiętniczą miną wymiany zdań między rodzeństwem. Rzadko kiedy w pełni doceniał to, że Cecylka i Cedric mieli zupełnie inne charaktery od niego, ale teraz docierało do niego, jak zbawienne to było. Gdyby każde spór z siostrą w jego wykonaniu wyglądał jak ta „rozmowa” to rodzinna apteka pewnie szybko stałaby się świadkiem szarpanin, popchnięć i kilku zaklęć mających uprzykrzyć drugiej stronie życie.

— K-każdy zasługuje na sz-szacunek — przytaknął z nutą sarkazmu w głosie. — Nawet taki p-p-prostak, jak on. Kto wie, kiedy będziesz potrzebowała usług t-t-takiego agresora, który rzuca się na niewinnych, zmęczonych i lekko pijanych ludzi. — Westchnął przeciągle. — M-mogę dostać już ten l-lód, b-b-bardzo proszę?

Będzie musiał napisać do Heather. Przecież to było kompletnie irracjonalne. Człowiek sobie wychodzi kulturalnie się napić po pracy, a ląduje z obitą mordą przed barem. I to jeszcze z powodu jakiegoś zdjęcia... Właśnie. Zdjęcia. W oczach Camerona zawitało zrozumienie. Może chodziło o bal u Longbottomów? Tam im pstrykali zdjęcia ci wszyscy paparazzi. I wywiad. Oh. OH. Powoli nabierało to sensu.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (1160), Cameron Lupin (2049), William Fletcher (1823)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa