• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [kwiecień 1972] Stolik przy schodach | Castiel & Fergus

[kwiecień 1972] Stolik przy schodach | Castiel & Fergus
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#1
03.01.2023, 18:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 14:03 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Fergus Ollivander - osiągnięcie "Piszę, więc jestem". Powiązane z tym tematem

- Zamierzasz nosić tę mugolską kurtkę czy strajkujesz za to, że ci ją odkupiłem?- któregoś popołudnia siedzieli w knajpce i od kilkunastu minutach rozmawiali przy dużych kuflach korzennego piwa. Ktoś za ich plecami obficie palił cygaro, między stolikami kursowała kelnerka z pełną tacą, przy drzwiach trwała sprzeczka, w tle leciała muzyka zagłuszana przez grupę nastolatków.. ot, nie było cicho. To wszystko nie miało możliwości przeszkadzania im bowiem w siódmej minucie rozmowy rzucił przy nich zaklęcie wytłumiające dźwięki. Siedział naprzeciw Fergusa, w swoim zwyczajnym acz już lżejszym ubraniu. Oddzielał ich stolik i dzięki Merlinowi, że wybrał tak głośne, zatłoczone miejsce. Miał gwarancję, że będą tylko rozmawiać a chciał trochę więcej wiedzieć o Olivanderze. Przez piętnaście lat go ignorował więc uznał, że te pierwsze spotkanie zapoznawcze będzie dobrym krokiem do ulepszenia relacji. Zaczynało go to bardzo interesować a i dzięki temu, że się z nim spotkał nie siedział w domu i wyrywał się w końcu z szablonu nudnego sztywniaka, który to nie umie się rozerwać. Położył łokieć na oparciu swojego krzesła a wolną ręką bawił się zapalniczką Fergusa. Nigdy takiego czegoś nie widział więc po kilku minutach wypytywania co to jest, jak to działa, włącz mi to, jak to wyłączyć? skończyło się na bawieniu się nią i przejściu do innych tematów rozmowy. Tych znowuż nie brakowało. Dzięki tłumowi zachowywał się normalnie i nawet nie pożerał wzrokiem swego rozmówcy.
- W pracy masz już teraz spokój? Czym się w ogóle zajmują różdżkarze kiedy nie mają klientów?- pytał, chętnie odwracając swoje myśli od własnych przemyśleń. Z lekkim trudem ukrywał swoje poirytowanie milczeniem Erika. Dwa dni temu była pełnia a miał nadzieję, że chłopak zdecyduje się szybciej. Być może dlatego w tej zabawie zapalniczką kryła się pewną doza nerwowości. Widać to było też po kilku większych łykach piwa gdy już się rozsiedli. Spotykając się z Fergusem pomagał też sobie uzbroić się w cierpliwość. Pośpiech nie jest wskazany ale wstrzymanie ponaglania wymagało od niego dużej samokontroli, która go męczyła. Wysunął nogi pod stolikiem, dotykając na wysokości łydek stóp Fergusa. Typowo "przypadkowa" pozycja, która w spojrzeniu kryła niewypowiedzianą prawdę.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#2
03.01.2023, 19:24  ✶  
- Jest za ciepło, żeby ją nosić – obruszył się, chociaż to, że miał na sobie sweter należący do Castiela raczej temu przeczyło. Więc tak, to był strajk. Nawet nie chciał sobie przypominać, ile zastanawiał się nad tym, czy w ogóle ubrać coś, co do niego nie należało, ale wspomnienie spojrzenia Flinta tylko go utwierdzało w przekonaniu, że powinien zaryzykować. Zresztą, kto wiedział, że miał na sobie jego własność, poza samym zainteresowanym oczywiście?
Hałas i tłok praktycznie mu nie przeszkadzały. Biorąc pod uwagę, że wychował się w mieście, a większość wieczorów spędzał w o wiele gorszych przybytkach, tego rodzaju dźwięki i widoki były dla niego codziennością. Pokątna bywała zatłoczona, zwłaszcza w cieplejsze dni, a w Dziurawym Kotle jadał obiady podczas pracy.
Tylko się nie poparz, śmiał się, obserwując poczynania Castiela, gdy dał mu do ręki zapalniczkę. Czasem zapominał, że mogło to być coś dziwacznego dla czarodziejów. Właściwie pewnie nawet mugole byliby z nią niepewni, gdyby na co dzień jej nie używali, na przykład przy paleniu papierosów. Coś, co tworzyło ogień, z natury bywało raczej niebezpieczne. Zwłaszcza sprzęt, który służył wyłącznie do tego.
- Czym się zajmują różdżkarze, to jedno – zauważył, co jakiś czas odrywając spojrzenie od Castiela na swój kufel z piwem, by nie wyglądało to zbyt podejrzanie. Gdyby mógł, wpatrywałby się w niego jak w obrazek. – Czym zajmuję się ja, to co innego.
Uśmiechnął się, czując, jak Flint przesuwa nogi pod stolikiem i zaraz upił łyk napoju, by ukryć swoje zadowolenie. Czuł się jak zadurzony szczeniak, który miał jedynie ochotę spędzać czas ze swoją sympatią. Mogliby nawet milczeć i po prostu na siebie patrzeć, a czułby się szczęśliwy. Obecni wokół ludzie dość skutecznie powstrzymywali go przed rzuceniem się na Castiela. Może to i lepiej, bo niestosownym było myśleć przy stoliku w barze, co chciałby z nim robić, gdyby nie otoczenie. Nie żeby nie mógł go zaciągnąć do jednego z pokojów noclegowych na piętrze, ale to mogłoby wzbudzić podejrzenia, zwłaszcza o tej porze.
- Ja głównie biegam w terenie, załatwiam najlepsze drewno od tych czarodziejów, którzy mają na swoich ziemiach lasy albo sady, zazwyczaj ciężko się z nimi dogadać, ale wiesz, urok osobisty – zażartował na koniec, uśmiechając się szeroko, choć mdliło go na samą myśl o tym, że znów miałby się użerać z Meadowsami. – Trochę trudniej z rdzeniami, bo nie mogą być z apteki, tracą wtedy na mocy. Czasem wystarczy podejść do hodowców, ale niektórych stworzeń nie trzyma się tak po prostu w ogródku. Testrale są koszmarne, nie lubię ich, bo muszę wtedy prosić innych o pomoc – jęknął jeszcze, bawiąc się kuflem od piwa i omal nie rozlewając trunku na swoje palce. Uspokoił się w końcu, spoglądając na niego po raz kolejny i trochę dłużej przytrzymując jego wzrok. Śmiało można było stwierdzić, że oczy aż mu błyszczały na sam jego widok. Kusiło, żeby wyciągnąć rękę i chwycić jego dłoń, ale oczywiście nie mógł tego zrobić, nie tutaj. Mimochodem, jak zwykle w momencie konsternacji, przygryzł usta, by jakoś się powstrzymać.
- Jak już to wszystko masz, to już potrzebny jest talent. Te wszystkie misterne wzory na różdżce nie biorą się znikąd. No i mamy taką zasadę, żeby nie wkładać rdzenia, dopóki nie masz pewności, że z drewnem wszystko jest okej – ciągnął dalej swoją opowieść, nawet się nie zastanawiając nad tym, co mówi. Znał cały przebieg tej pracy na pamięć, sam próbował setki razy w tajemnicy przed ojcem. Ale może niektórzy mieli rację, że gdyby odważył się mu to pokazać, w końcu stary Ollivander by go docenił? – A i tak potem musisz testować te różdżki, czy w ogóle działają, czy nie rozpadną się po jednym zaklęciu. Metoda prób i błędów, setki zniszczonych materiałów. Dopiekli nam po tym włamaniu, bo do dzisiaj nie odnowiliśmy zasobów.
Założył włosy za ucho, żeby odsłonić nieco twarz i oparł głowę na ręku, znów spoglądając na Castiela. Zahaczył kostkę o jego nogę, licząc na to, że rzeczywiście nikt nigdy nie zaglądał pod stoliki, zwłaszcza że siedzieli w kącie pomieszczenia.
- Nudna robota, nie to, co twoja.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#3
03.01.2023, 20:30  ✶  
Uniósł wymownie brwi patrząc na sweter, który to dziś Fergus sobie nosił. Z tego co pamiętał to rozstał się z nim dobre trzy tygodnie temu. W kącikach ust majaczył jednak uśmiech. Powinien mieć coś przeciwko? Powinien się zbulwersować? Nie, nie mógłby. Podobał mu się w tym wydaniu, wyglądał zdecydowanie lepiej niż w mugolskich ubraniach, które wydawały mu się dobierane losowo i chaotycznie.
Raz na jakiś czas podnosił kufel i upijał łyk piwa, zwilżając język i zalewając kubki smakowe korzennym smakiem. Zirytowanie ostatnimi dniami nieco go schłodziło, a że nie miał czasu popływać to potrzebował innego sposobu odreagowania. Oto zatem skłonił Fergusa do luźnego spotkania towarzyskiego. Wszystko tłumaczył sobie w myślach, przesadnie patrząc na ich spotkania z różnych punktów widzenia. Zaprzyjaźnili się; wystarczy trzymać ręce przy sobie i nie poruszać tematów osobistych, mogących przypomnieć utęsknienie za odrobiną ciepła. Przez zatłoczone miejsce nie miał żadnego problemu z pilnowaniem rąk. Nie umiał okazywać uczuć na oczach innych osób, dlatego w niektórych kręgach miał łatkę zimnokrwistego zdystansowanego outsidera. Och, jakże było to mylne! Lubił ludzi. Lubił z nimi rozmawiać i czasami miewał problem aby utrzymać kontakt wzrokowy. Fergus przekroczył próg zwyczajnej relacji więc w jego przypadku nie miał już większych problemów aby popatrzeć w ciemne oczy dłużej niż kilkanaście sekund - co też czynił kiedy się do niego odzywał.
- Więc powiedz mi czym ty się zajmujesz.- rozsiadł się wygodnie na krześle i obracał w palcach dziwną zapalniczkę, którą w pierwszej kolejności nazwał "palniczkiem".
- Czyli mówisz, że jeśli się postarasz to potrafić zauroczyć najstarszych z rodów?- zapytał retorycznie ale ze śmiechem na myśl o tym jak Fergus dwoi się i troi aby przekonać do siebie starego dziadka, głowę rodu. Przez jego kręgosłup przebiegł zimny dreszcz. Ileż to kontaktu z różnymi i ważnymi ludźmi… nie zniósłby tego na dłuższą metę.
- Nie miałbym do tego cierpliwości.- przyznał, kiwając głową z uznaniem, że on to potrafił załatwić. Przypomniał sobie pytanie Brenny skąd pochodzi szyszka. O zgrozo, gdyby Fergus to słyszał… ciekawe jakby zareagował, bo Castiel ze śmiechu spadł z głazu.
- Czemu musisz prosić o pomoc? One podobno są łagodne i to bujda, że przynoszą nieszczęście.- oparł łokieć o stolik i przyjrzał się zaciekawiony Fergusowi.
- A co z rdzeniami pochodzącymi od agresywnych stworzeń? Śmiem wątpić, że chętnie dzielą się swoim włosiem, piórami czy łuskami.- dopytał, autentycznie zaintrygowany jego pracą. Nie patrzył na to z tej strony; nie umiał dostrzec w tej pracy czegoś, co osobiście by go pociągało… chyba, że mowa o Fergusie, to wtedy zdecydowanie zainteresowałby się tym zawodem.
- Wytrzyj usta.- powiedział te słowa z nieruchomą mimiką i patrzył w okolice jego brwi, wyraźnie zastygły. Nie chciał prowokować siebie ani jego do zwracania uwagi na rejony ewidentnie rozpraszające. Miał wokół ust pianę od piwa, nie umiał tego nie zauważyć a tym bardziej zlekceważyć. Uciekł wzrokiem do zapalniczki i postawił ją sobie na palcu. Leciutko się uniosła nad opuszkiem kciuka po czym jeszcze lżej opadła do wnętrza jego dłoni. Odrobina magii płynącej z ciała a nie tylko z przekaźnika jakim jest różdżka. Wyjął ją i położył na swoich palcach przyglądając się kilku zamaszystym i ładnym wzorom, po których wodził palcami szesnaście lat. Po takim czasie były już bardzo wytarte, ledwie wyraziste ale w świetle gospody wciąż widoczne.
- One są ozdobą czy mają jakieś głębsze znaczenie?- popatrzył na rysy w ciemnoszarym drewnie. Pamiętał zdziwienie różdżkarza kiedy ta różdżka go wybrała. Ta jego zamyślona mina, jakby widział w jedenastoletnim chudym chłopaczku coś niepokojącego. Nigdy się nad tym nie zastanawiał a chętnie pociągnie Fergusa za język. Wróć, namówi do opowiadania o pracy. Ewidentnie lubił o tym prawić a oczy mu przy tym miło lśniły. Fergusowi sprawiało przyjemność opowiadać a Castielowi słuchać jego ożywionego głosu. Dobrze mieć swojego małego świra, który wywołuje taką radość.
- Kradzież rdzeni i drewna na handel, dobrze myślę? Na czarnym rynku?- pytał bez ani jednego mrugnięcia powieką. Pochwycił różdżkę między palce i rzucił niewerbalny czar na zapalniczkę. Ta zaczęła wirować sobie między ich kuflami, czyli zachowywała się tak jak powinna w magicznym otoczeniu. Nie lubił uśpienia.
- Twoja robota nie brzmi nudno, zwłaszcza ta część pobierania materiału do rdzeni. To znaczy, że musisz mieć dobrą rękę do magicznych stworzeń?- dopytywał, wciąż ciągnąc go za język. Chciał wiedzieć więcej, potrzebował go poznać, dowiedzieć się jaką ma opinię na różne tematy. Zastanawiał się też czy dobrze dedukuje, dlatego ciągnął temat i nie przechodził tak łatwo do opowiadania o swoim zawodzie. Wyglądałby identycznie jak Fergus - opowiadałby z pasją. Niestety ale dziś był lekko rozgoryczony i zdecydowanie wolał ratować się opowieściami Fergusa. Chciał też mu pokazać, że naprawdę ciekawi go jego praca. To dziedzina mu nieznana a skoro spotykali się i nie zamierzali iść po rozum do głowy… to przechodzili do etapu poznawania się na innych płaszczyznach. Skłamałby gdyby powiedział, że nie pomyślał o bardziej osobistym spotkaniu. Gdzieś tam w głębi czuł potrzebę oparcia głowy o jego ramię i bezwstydnego westchnienia.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#4
03.01.2023, 21:40  ✶  
Ostatnie dni były dla Fergusa dziwne. Nie dało się nie zauważyć, że miał lepszy humor, ale jednoczesnie dość łatwo się peszył. Przede wszystkim jednak jego myśli były rozproszone i dalekie od tego, na czym powinien się skupić, więc powodował w pracy jeszcze więcej wypadków, niż zazwyczaj i nawet ich nie dostrzegał. Póki pracował z Geraintem, ten wysyłał go na częste przerwy, dawał mniej wymagające zadania albo po prostu kazał stać za ladą i się miło uśmiechać (co nie było trudno, biorąc pod uwagę jego nastrój). Gdy jednak wrócił jego ojciec, sprawy się pokomplikowały. Oczywiście nie obyło się bez kazania na temat drzwi i zrzucenia całej winy na nieuwagę Fergusa, co zlekceważył, przyzwyczajony do tego rodzaju uwag. I znów skończył w terenie, chociaż raz czując się lepiej poza sklepem, nawet jeśli kontrahenci go irytowali.
Spotkanie z Castielem naprawdę go cieszyło, choć większość dnia chodził jak na szpilkach, obawiając się wyjścia z nim w miejsce publiczne. Zdążył już przywyknąć do tego, że mieli więcej prywatności. Musiał się tylko uspokajać tym, że nikt nic nie wie, nikt nie widzi i nie słyszy, skoro Flint rzucił zaklęcie wyciszające. Nie żeby rozmawiali na jakieś zakazane tematy, skoro poruszył zagadnienie pracy Fergusa. Nie przeszkadzało mu to jednak w rzucaniu mu tęsknych spojrzeń i próbach nie zatrzymywania wzroku na ustach, których nie miał szansy dziś posmakować.
- Zauroczyć to może za dużo powiedziane, raczej podlizywać, żeby się czasem na nas nie poobrażali - zaznaczył, znów wzdrygając się na myśl o starym Meadowsie i jemu podobnych. Nie wyglądało to tak, jak zapewne wyobrażał sobie Castiel, żadnych herbatek i cywilizowanych rozmów. Zdarzało się, że Fergus musiał uciekać przed klątwą albo siekierą rzuconą w jego stronę, bo wkurzył starego dziada jakąś nieprzychylną uwagą, po której jego ojciec musiał się kłaniać i zapewniać o lojalności, byle zyskać kawałek drewna. Masakra, krótko mówiąc, ale jakoś musieli sobie radzić, a nie wypadało tego drzewa kraść.
- Myślisz, że ja mam? - zażartował. - Czy ja wyglądam jak chodząca cierpliwość?
Był porywczy i nierozmyślny, ale może nawet miał też w sobie tę odrobinę cierpliwości do starszych ludzi, przyzwyczajony przez swojego ojca. Mógł słuchać sporo na swój temat i machnąć na to ręką, jeśli miał w dupie zdanie tej osoby. Co innego, gdy mu zależało, ale wątpił, by ktokolwiek z jego bliskich miał go w najbliższym czasie obrażać.
- Wierzę, że są łagodne. Po prostu ich nie widzę, dlatego potrzebuję pomocy - westchnął, odchylając się na krześle i spoglądając przez chwilę na otaczających ich czarodziejów. Czy kogoś z nich spotkał dramat oglądania czyjejś śmierci, dzięki czemu mógł widzieć te piękne stworzenia? Tylko czy warto cierpieć dla samego faktu ich ujrzenia? Tragedią testrali było to, że znajdowały zrozumienie tylko od osób, które poznały prawdziwy smutek.
- A to już inna bajka, trzeba dogadywać się z myśliwymi, żeby nie uszkodzili rdzenia i odpowiednio go przechowywać - wyjaśnił kolejną zagwozdkę. - Ale proszę, nie pytaj o smoki, bo niedobrze mi na samą myśl.
Smoki, nieszczęsne gady, które jako jedne z niewielu musiały umrzeć, by pomóc usidlić moc czarodzieja. Sam miał różdżkę z włóknem z serca jednego z nich, chyba opalookiego, jeśli wierzyć rodzinnym opowieściom. Póki nie wyobrażało się sobie tego stworzenia, było to nawet znośne, niczym kolejny włos czy pazur. Może to go najbardziej w jego własnej różdżce bolało; lubił zwierzęta, nawet jeśli one czasami chciały go pożreć.
Zamyślił się na moment, upijając kolejny łyk piwa. Stracił kontakt z rzeczywistością ma tyle, że wzdrygnął się, podskakując na krześle, gdy usłyszał uwagę Castiela. Mimo to instynktownie sięgnął dłonią do ust, wycierając jej wierzchem pianę, która lekko się rozmazała.
- Lepiej? - spytał, niepewny tego, jak wyglądał, bo nie mógł tego sprawdzić. Musiał zaufać oględzinom Castiela.
Obserwował przez moment, jak blondyn dalej bawi się zapalniczką. Może powinien mu ją oddać, skoro sprawiała mu aż tyle frajdy? Wiedział przecież, gdzie zdobyć kolejne. Wystarczyło jedynie pilnować, by Flint nie postanowił sprawdzać jej działania w wodzie, bo jedynie by ją uszkodził. Parsknął śmiechem na samą myśl o kąpieli z tym urządzeniem, zaraz jednak się powstrzymując, bo wyglądało to dość dziwnie. Zamiast tego sięgnął w kierunku różdżki Castiela, celowo zahaczając palcami o jego dłoń i przytrzymując ją nieco dłużej, niż powinien. Tęsknił za jego dotykiem i nawet ta niewielka namiastka mogła mu teraz pomóc. Zbyt łatwo jednak mógł się rozproszyć, więc postanowił przyjrzeć się różdżce.
- To robota mojego dziadka - zauważył, rzeczywiście zaskoczony. - Jedna z ostatnich, bo zmarł zanim poszedłem do Hogwartu. Był wyjątkowo wierny dewizie, że to różdżka dostosowuje się do czarodzieja - ciągnął dalej, nawet nie zauważając, że uśmiecha się pod nosem na te wspomnienia. - Wiesz, one się dostosowują do charakteru osoby, z którą mają… nie wiem, jak to ująć… żyć? Bo to nie jest zwykły patyk, tylko twój partner. Nie wiem, co myślał dziadek, kiedy to rzeźbił, ale nie siadamy przy stole i nie stwierdzamy: „a, tu sobie jebnę kwiatki”, masz wizję i ją tworzysz. - Podniósł wzrok na Castiela, szukając zrozumienia w jego twarzy, ale sam do końca nie potrafił tego pojąć, więc jak miał wyjaśnić to laikowi? - Z czasem niektóre wzory mogą się zetrzeć, drewno nie jest stałe, twoja chyba wyjątkowo dostosowała się do twojej dłoni - zażartował, unosząc ją bliżej oczu, żeby przyjrzeć się nierównościom. - Coś ty z nią, do cholery, robił? - zapytał nagle, marszcząc brwi i wyciągając w jego kierunku tę różdżkę, na której tworzyła się długa rysa, mogąca w każdej chwili przemienić się w pęknięcie, co nie wróżyło dobrze. - Naprawa twojej różdżki miała być jedynie wymówką, nie rzeczywistością.
Nie mógł wiedzieć, co jego dziadek powiedział Castielowi, ani widzieć jego wzroku, bo sam był wtedy małym dzieckiem, które miało trzymać się z daleka od różdżek. Gdyby Flint wspomniał mu o tym na głos, pewnie rzuciłby uwagą o zagrożeniu w postaci poderwania wnuka. Teraz jednak naprawdę się niepokoił tym, co zobaczył i wcale się nie dziwił, że blondyn przypadkowo stopił zamek w drzwiach. Nawet trochę uszkodzona różdżka potrafiła robić numery, ale przede wszystkim być niebezpieczna. Już miał go przekonywać, że powinni się tym zająć, jak tylko wytrzeźwieją, bo nie powinien pracować nad czymś tak poważnym nawet po jednym piwie, ale po raz kolejny się rozproszył. Nie umiał patrzeć na Castiela i być całkowicie rozsądnym, nawet kiedy wymagała tego sytuacja. Żołądek robił mu fikołka za każdym razem, gdy ten się do niego uśmiechał.
- Włosy jednorożców, drażliwy temat - mruknął na temat kradzieży. Przypomniało mu to przy okazji, że Brenna obiecywała mu wywoływanie demonów z pomocą czekoladowego ciasta i powinien zacząć ją o to męczyć. Nawet jeśli sprawa upiorów nie była realna do wykonania, tort już jak najbardziej.
- Lubię zwierzęta, niektóre nawet mi ufają, ale na przykład koty mnie nie lubią, zwłaszcza taki jeden jest złośliwy, wspominałem ci chyba o nim - powiedział, znów nawiazując do Salema, który prychał na niego za każdym razem, gdy ten pojawiał się w pobliżu, zwłaszcza po papierosie.
Popchnął delikatnie palcem zapalniczkę, chcąc sprawdzić, czy zmieni swój bieg, ale chociaż drgnęła, szybko wróciła na właściwy tor. To był prosty czar, niezbyt wymagający. Mimo wszystko podobał mu się, lubił patrzeć na magię Castiela, miała w sobie jakąś taką dziecięca radość. Coś, co dało się też dostrzec na twarzy Fergusa, gdy o nim myślał.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#5
03.01.2023, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.01.2023, 22:19 przez Castiel Flint.)  
Potrząsnął głową z niemym śmiechem na ustach. Faktycznie, Fergus nie miał nic wspólnego z cierpliwością. Wydawał się taki… wolny, niezależny, ognisty. Zdecydowanie różnił się od wiecznie poważnego Castiela, mającego tendencję do zamykania się za drzwiami i samorealizowania. Mimo wszystko jakoś się dogadywali. Zastanawiał się czemu wcześniej go nie zauważał. Dlaczego przez tyle lat nie zwracał na niego uwagi? Nie poświęcił mu ani jednej dłuższej myśli, zajmując się jedynie swoimi sprawami a nie przyjaciółmi siostry. Czy gdyby w przeszłości dał mu szansę to mogliby zostać przyjaciółmi? Nigdy się nie dowie więc teraz stara się nadrobić. Raz na jakiś czas musiał poprawić się na krześle kiedy spojrzenie Fergusa stawało się zbyt natarczywe. Mową ciała próbował przywołać go do porządku bo nie mógł teraz odpowiedzieć podobnym spojrzeniem. Miał rację - to nie Fergus odpowiada w tym duecie za rozsądek. Dobrze, że oddzielał ich stolik. Profilaktycznie podwinął nogi pod swoje krzesło aby nagle nie zalała go fala stęsknienia. Uch, Fergus nie pomagał więc musiał go dodatkowo zagadywać aby odciągać jego uwagę. To, co mówił było naprawdę ciekawe. Nie udawał swojego zainteresowania.
- Ach, to.- sięgnął po kufel i przyłożył go do dolnej wargi, zatrzymując nieruchome spojrzenie na pękających bańkach piany.
- Mogę ci pomóc. Dla mnie są widzialne.- powiedział to trochę ciszej, jakby wstydząc się tego, co właśnie przed nim odkrył. Co tu mówić, nie była to informacja, którą chwalił się na prawo i lewo. Wiązało się z bardzo trudnym i przerażającym wspomnieniem, które jednak największe ciebie naniosły na Cynthię. On sobie z tym z czasem poradził, co nie zmienia faktu, że wspomnienie zamienia jego krew w lód. Nie widział ale czuł na sobie intensywne spojrzenie Fergusa więc odwzajemnił je i uśmiechnął się niezbyt przekonywująco.
- Kiedyś ci może o tym opowiem, ale nie tu. Ale jak coś, to użyczę swoich oczu jeśli będziesz chciał. Domyślam się, że niełatwo kogoś takiego znaleźć.- jak zawsze był wyrozumiały względem motywów osób najbliższych. Kolejny łyk piwa rozlał się po jego gardle, schładzając krtań i nawilżając suche usta. Dla Fergusa będzie oglądał te brzydkie stworzenia i wymyśli w przyszłości sposób w jaki będzie mógł odebrać od niego dług wdzięczności. Wciąż był materialistą choć w tej relacji był skłonny zamienić przelicznik galeonów na pocałunki.
- Podzielam opinię na temat smoków i kulturalnie nie będę dopytywać.- wzdrygnął się na samą myśl o tych potworach, którymi był straszony przez starszych kolegów. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Pozyskiwał za to coraz więcej cennych informacji na temat zawodu Ferugsa i przede wszystkim o nim samym.
Skinął głową na znak, że jest już czysty choć nie skontrolował tego spojrzeniem. Ot, na tyłach głowy wciąż miał przekonanie, że ludzie mogą na nich zerkać. Nie wyróżniali się niczym szczególnym ale mimo wszystko warto być czujnym. Zerknął kątem oka na stan gospody i był przekonany, że niedługo goście będą siadać na latających miotłach bo nie będzie miejsc do siedzenia i stania. Przez taką ilość osób robiło się tu bardzo duszno więc odpiął dwa guziki koszuli aby odsłonić nagrzaną i poplamioną ciemnoróżowym rumieńcem szyję. To od gorąca, jego cera niestety wykazywała właściwości rumienia w sytuacjach kłopotliwych bądź kiedy było zwyczajnie zbyt gorąco. Lubił za to wodę, która zawsze je schładzała.
W pierwszej chwili zapomniał o czym rozmawiają. Ten przypadkowy dotyk nie mógł być przypadkowy. Nie wierzył ale za to się cieszył i lekko zgiął przy tym palce.
- Różdżka ułatwia skupienie magii, jest przekaźnikiem. Jak to możliwe, że to niby "ona" wybiera mnie, a nie na odwrót? Nie chodzi tu może o dostrojenie się predyspozycji magicznych składów różdżki z moim potencjałem magicznym? - dopytał z nieco bardziej naukowego punktu widzenia. Naprawdę nie przypominał już chudego ucznia Hufflepuffu, a naukowca, który chciał wiedzieć jak najwięcej o tematach, które sprzątają sen z powiek. Zaśmiał się krótko na komentarz dotyczący zdobień. Nigdy się nimi nie interesował ze strony teoretycznej choć bardzo dobrze znał ich układ i różną głębokość. Wodził po nich palcami szesnaście lat więc to nic nadzwyczajnego.
Fergus, jestem klątwołamaczem. Nie używam różdżki do sprzątania ubrań tylko między innymi do łagodzenia objawów czarów czarnomagicznych przedmiotów podejrzanych bądź zakazanych. I tak różdżka wytrzymuje duże obciążenie bo na nią uważam. - może nie wyglądała zbyt atrakcyjnie ale i tak będzie bronił "honoru" swojej różdżki. Przywiązał się do niej, nie było dnia aby po nią nie sięgnął. Oczywiście widział, że potrafi się nagrzewać i czasami wydawać z siebie pulsacyjne wibracje ale zrzucał to na barki wysiłku potrzebnego do przeprowadzenia kilku cięższych zaklęć.
- Działa bez zarzutu. Dlaczego uważasz, że musi być naprawiona?- wziął od niego różdżkę, również "przypadkowo" ocierając knykcie o wnętrze jego dłoni. Obrócił różdżkę w palcach z pewnego rodzaju czułością.
Nie drążył tematu kradzieży. Może później do tego wróci i podpyta jak to było. Im dłużej z nim rozmawiał tym jeszcze więcej chciał widzieć. Nie wiedział już o czym w pierwszej kolejności, a wolał uniknąć zbyt częstego abstrahowania.
- Nie znam się na zwierzętach więc się nie wypowiem. Podziwiam tych, którzy umieją się z nimi obchodzić.- wzruszył lekko ramionami bo choć pamiętał, że coś Fergus wspominał o jakimś kocie, tak nie potrafił przypomnieć sobie szczegółów. Najwięcej pamięci zajmowały najbardziej wyraziste wspomnienia z ich intensywnych spotkań; cała reszta przy tym blakła.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#6
04.01.2023, 00:06  ✶  
Czemu nie poświęcił mu uwagi? Bo był jedynie irytującym dzieciakiem, który kręcił się wokół jego siostry. Jeśli takim go widział jeszcze w Hogwarcie, trudno było zmienić zdanie w późniejszym okresie, zwłaszcza gdy nie byli zbyt blisko. Fergus zmieniał się dopiero z czasem, jak każdy zresztą. U niego jednak dało się to bardziej zauważyć, gdy zniknął ten zarozumiały ton i irytacja na to, że ktoś nie wiedział (jego zdaniem) oczywistych rzeczy. Ollivander był ciężki do lubienia, choć dało się w nim dostrzec już wtedy humor, dziecięcą wręcz ciekawość i umiejętność dostrzegania tego, czego nie widział nikt inny. Szkoda tylko, że do dzisiaj był ślepy względem samego siebie i swoich uczuć.
Castiel w jego głowie, ten jego obraz układany już w szkolnych latach i rozmyty, gdy znajomość z Cynthią zaczęła się ograniczać przez jej opuszczenie szkolnych murów… Teraz widział, że to nie było prawdziwe. Że niepotrzebnie mu zazdrościł, bo w gruncie rzeczy okazywało się, że nie chciał być nim, tylko z nim. Im dłużej o tym myślał, tym większy miało to sens. Ale też im częściej Flint zaprzątał jego myśli, tym bardziej zaniedbywał wszystko inne, zapominając o działaniu najprostszych zaklęć i myląc podstawowe czynności w pracy. Umysł płatał mu psikusy, raz po raz podsyłając obrazy z poprzednich spotkań i podsycając tęsknotę, która doskwierała tym bardziej, im bliżej go miał, a jednak nie mógł dotknąć. Jak miał to w ogóle interpretować? Nawet jeśli doszli do wniosku, że nie powinni się nad swoją relacją zastanawiać, nie zmieniało to faktu, że Fergus o niej intensywnie myślał. I nie zamierzał przestawać.
Skinął tylko głową, rozumiejąc, że testrale były dla Castiela trudnym tematem. Nie dziwił się mu i nawet było mu głupio, że w ogóle o nich wspomniał, nim zdołał się zastanowić, że mogły przywołać jakieś nieszczęśliwe wspomnienia. Skąd jednak miał wiedzieć? Dla osoby, która ich nie widziała, pierwszą myślą było raczej to, jak wyglądały, niż to, o kim mu przypominały.
- Swoich oczu możesz mi użyczać do czegoś innego - mruknął, znów zapominając, że powinien ugryźć się w język i chwilę się na niego zagapił. Właściwie chciał trochę zmienić temat, odciągając myśli Castiela od jakiegoś trudnego wspomnienia. Nie musiał mu o tym opowiadać, jeśli nie chciał, ale też gdyby tego potrzebował, z chęcią go wysłucha. Mógłby go słuchać całymi dniami; o tym, jak mu minęło popołudnie, o durnej przygodzie z dzieciństwa, czy przemyśleniach, które narodziły się w jego głowie w środku nocy. A jeszcze więcej mu opowiadać.
Dziękuję, powiedział praktycznie bezgłośnie na brak pytań o smoki. I upił spory łyk piwa, by zabić ich obraz w swojej głowie. Było to dziwnie orzeźwiające, zwłaszcza po hektolitrach whisky, którą wlewał w siebie w ostatnich tygodniach. Czy to już był poważny problem?
Dostrzegał, że Castiel czuł się jakoś nieswojo w tym tłumie ludzi i z chęcią by go stąd wyrwał. Kusiło go nawet „przypadkowe” pomylenie drzwi i wyciągnięcie go na stronę mugolską, gdzie mieliby więcej swobody, skoro nikt by ich nie znał i nie kojarzył. Zdołał jednak już dostrzec, że i mugole wywoływali we Flincie niepewność. A chociaż wciąż miał z tyłu głowy zemstę za kilkukrotne podtapianie, nie chciał być względem niego okrutny. Chyba za bardzo zaczynało mu na nim zależeć.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, wyraźnie zestresowany tym, że coś się mu mogło dziać, a tym bardziej, że nie mógłby pomóc. Zaraz jednak jego wzrok zjechał na szyję, odsłoniętą po rozpięciu guzików. A gdyby tak pozbyć się pozostałych? Stop, wróć, nie możesz. Nie tutaj.
- Coś w tym stylu, ale moja rodzina uwielbia dramatyzm, więc stworzyli całą tę mityczną otoczkę. Nikt nie chce słuchać o teorii magii, zwłaszcza kiedy dostaje pierwszą różdżkę. Ale chyba nie powinienem zdradzać ci sekretów Ollivanderów. - Mrugnął do niego okiem i zaśmiał się. - Gdyby ktoś pytał, pamiętaj, różdżka cię kocha i sama cię wybrała, zero potencjału magicznego zawartego w rdzeniu.
Gdyby rzeczywiście było tak, że patyk dobiera sobie właściciela, co z tymi, którzy swoje różdżki dziedziczyli? Powinny się buntować i zupełnie nie działać. Tak samo jak te, które testował z Figgami, dobierając im do prób te jak najbardziej zbliżone do ich własnych.
- Możesz sobie uważać - prychnął, oddając Castielowi różdżkę i starając się ze wszystkich sił, by dotyk jego palców go nie rozproszył. - Ale jeśli zbyt długo walczysz z silnymi zaklęciami, ma to destrukcyjny wpływ też na twoją różdżkę. Czarna magia ma na celu wyeliminowanie tego, co jej zagraża, jeśli to ty, uderzy w to, co daje ci moc, żeby z nią walczyć. Nawet zwykła rysa może w końcu doprowadzić do uszkodzenia rdzenia i rykoszetu. Chcesz zginąć, idioto? - Trochę się uniósł, ale nie podobało mu się, że Castiel to bagatelizował i traktował sprawę tak, jakby Fergus zamierzał mu zabrać ulubioną zabawkę. - Rozumiem twoje przywiązanie, ale lepiej na to spojrzeć teraz, kiedy jeszcze da się ją naprawić. Wystarczy głupi błąd w pracy i masz po różdżce.
Nie chciał się denerwować. Powinien to zostawić w spokoju, wierząc w rozsądek Castiela, zwłaszcza że z nich dwóch to on zdawał się być tym mądrzejszym. Wydawał się jednak niemiłosiernie uparty, a że zapalczywość Fergusa była na podobnym poziomie, wróżyło to pełną irytacji walkę z wiatrakami. Nie pozwoli się jednak łatwo zbyć, nie było takiej opcji. Nie, kiedy Castiel mógł wprowadzić zagrożenie nie tylko dla otoczenia, ale również samego siebie. W tym wypadku w dupie miał wszystko i wszystkich wokół, zależało mu wyłącznie na mężczyźnie po przeciwnej stronie stolika i zamierzał upierać się przy swoim, by ten nie zrobił sobie krzywdy.
- Czasami mam wrażenie, że zwierzęta są prostsze w obsłudze od niektórych ludzi, mimo że nie mówią - stwierdził, wywracając oczami. Oczywistym było, że mówił o Castielu.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#7
04.01.2023, 19:01  ✶  
Drgnął, słysząc jego komentarz i z tego też powodu lewitująca zapalniczka upadła głośno na stolik.
- Fergus.- mruknął ostrzegawczo kiedy ten się zapędzał. Uniósł rękę do oczu i palcami nacisnął ich kąciki.
- Musimy wyrobić sobie pewien nawyk. Wiesz co mam na myśli. - czuł, że będzie topniał od środka jeśli Fergus podsunie mu kilka podobnych tekstów. Czasami miał ochotę posłać wszystko do diabła, całe to pilnowanie się i po prostu zmienić plan spotkania na ten, który najbardziej nęcił. Mogą rozmawiać w zaciszu swojej prywatności i intymności. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że muszą nauczyć się być obok siebie w miejscu publicznym aby nie wyrobić w sobie odruchu okazania uczucia przy niepowołanych osobach (w chwili obecnej przy nikim).
- Wolę, żebyś mi ułatwiał a nie utrudniał.- mimowolnie kącik jego ust drgał od powstrzymywanego uśmiechu. Popatrzył na niego nieco dłużej a gdy zdał sobie z tego sprawę poprawił się na krześle i upił spory łyk piwa.
- Im więcej opowiadasz tym moje samopoczucie jest lepsze.- to już wymamrotał spomiędzy ledwo otwierających się warg. Nabrał powietrza i skrzywił się od poplątanych zapachów piwa, cygara, papierosów, jedzenia, drewna, mokrej szmatki.
- No proszę, przejrzałem wzory.- uśmiechnął się, kiwając grzecznie głową na znak obietnicy udawania, że wciąż wierzy w to, co się powszechnie mówi. Miło jest wiedzieć jak to wygląda z zaplecza. Uch, znów się poczerwieniał kiedy przypomniał sobie co robili na zapleczu. Piwo wypił już do połowy a w tym tempie może dziś wyjść stąd slalomem.
Nastroszył brwi i zmarszczył czoło słysząc dziwne tony troski w jego głosie. Popatrzył nań z ukosa.
- Bo to raz w życiu oberwałem rykoszetem? Jak widać, jestem cały. - wzruszył ramionami. - Jeśli uważasz, że wymaga naprawy to mi ją napraw. - rozwiązanie było dla niego jasne jak słońce, nie upierał się teraz przy swoim bo nie czuł potrzeby zaklinać się, że wszystko jest w porządku. Rozmawiał w końcu z różdżkotwórcą i w tej dziedzinie mu ustępował, chcąc okazać też szacunek tej wiedzy jaką posiadał.
- To napraw mi ją do poniedziałku a zapłacę z nawiązką.- jego wzrok zalśnił, jakby miał na myśli wiele walut, nie tylko galeony. Trudno było to jednak odgadnąć z tej wiecznie zaciśniętej szczęki. Obrócił kufel, przyglądając się falującej tafli.
- Jeśli usprawnisz moją różdżkę to zminimalizujesz ryzyko utraty zdrowia w moim zawodzie o dziesięć procent. Pracuję gorliwie po to, aby dostawać przydział do rzadszych, niekiedy bardziej niebezpiecznych klątw. To coś jak awans jednak wiąże się to z wymaganiami nie tylko większej precyzji zaklęć, umiejętności ale i możliwością trwałych obrażeń. - nakreślił swój punkt widzenia, odnośnie jego zirytowanego zapytania czy "chce zginąć". Nagle zdał sobie sprawę, że Fergus tak naprawdę nie wie czym się Castiel zajmuje na co dzień. "Łamanie klątw" jest dosyć ogólnikowym określeniem, mającym bardzo szeroki wachlarz możliwości. Oparł brodę o swoje palce i spoglądał spokojnie na Fergusa choć wewnątrz żołądek miał związany z supeł z wielu powodów. Nie umiał rozluźniać się w tłumie.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#8
04.01.2023, 19:41  ✶  
- Ale ułatwianie ci życia to żadna zabawa – jęknął, trochę przerażony zdenerwowaną reakcją Castiela, choć ta była łagodniejsza, niż w oczach Fergusa. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musieli być ostrożniejsi i nauczyć się na nowo funkcjonować obok siebie w miejscach publicznych. Zwłaszcza gdy przeszli ze skrajności w skrajność, od nadmiernego ignorowania siebie nawzajem do sytuacji, w której ciężko było odciągnąć uwagę jednego od drugiego. Ollivander miał wręcz momentami wrażenie, że się w tym topił – że fale oplatają go i nie może wychylić się na powierzchnię, by zaczerpnąć tchu. Był zbyt porywczy, a przy tym aż nadto infantylny, by powaga sytuacji w pełni do niego docierała.
- Cieszę się, że poprawiam ci nastrój – zaczął, uśmiechając się do niego znad swojego kufla. – Ale muszę zapytać, co się stało?
Aż się samo prosiło, skoro już o tym wspomniał. A że Fergus był z natury bardzo ciekawski, a przy tym zaczynał odnajdywać w sobie pokłady troski względem Flinta, pytanie samo wysunęło się z jego ust. Martwił się o niego nie tylko wtedy, gdy wspominał o niebezpiecznych przedsięwzięciach, ale też w momentach, gdy ten czuł się gdzieś niepewnie. To uczucie zżerało go wręcz od środka, niepokój względem osoby, która tego troszczenia się wcale nie potrzebowała. Castiel potrafił o siebie zadbać, nie potrzebował do tego Fergusa.
- Wiedziałem, że przejrzysz, jesteś zbyt inteligentny na te brednie – przyznał, odwzajemniając kolejne spojrzenie i śmiejąc się na widok speszonej miny Flinta, choć nie mógł wiedzieć, o czym myślał. Żałował, że nie mógł dzielić z nim myśli i zobaczyć, w jaki sposób on postrzegał świat. Z pewnością była to inna rzeczywistość niż ta widziana oczami Ollivandera.
Przeciągnął dłonią po stole w kierunku zapalniczki, chwytając ją w palce i bawiąc się nią przez chwilę, skoro już nie lewitowała. Było to lekkie urządzenie, chłodne w dotyku, choć kryło w sobie płomień. Wiedział, że kiedy się nią potrząśnie, coś w środku lekko chlupocze, więc najwyraźniej był to jakiś mugolski patent z łatwopalną miksturą, czymkolwiek ona była. Zmyślne, doprawdy.
- Ten po zniszczeniu różdżki byłby twoim ostatnim – burknął i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów, którą kupił sobie po mugolskiej stronie Londynu, zanim się tutaj spotkali. Wcisnął jednego w usta i odpalił z pomocą zapalniczki, zaciągając się. Przy okazji zaprezentował Castielowi jej pełne działanie. Odłożył wszystko na stolik między nimi i chwycił papierosa między palcami, wydmuchując dym, tak że powietrze między nimi stało się jeszcze gęściejsze. Zaczynał się trochę irytować w tej dyskusji i potrzebował zapalić, choć najwyraźniej blondyn zamierzał odpuścić.
- Oczywiście, że ci ją naprawię – obruszył się, nieświadomie machając dłonią, tak że stróżka popiołu opadła na stół gdzieś obok jego kufla. – Możesz mi później opowiedzieć, w jaki sposób mi zapłacisz. – Mrugnął do niego i dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że znów to zrobisz, więc zaraz jego entuzjazm osiadł. – Przepraszam – mruknął jeszcze cicho i znów wciągnął dym tytoniowy, o wiele dłużej, niż wymagała tego sytuacja, żeby się trochę opanować. Nadal nie rozumiał, czemu obecność Castiela tak na niego działała. W jego towarzystwie, gdy miał już pewność, że zainteresowanie było odwzajemnione, stał się dziwnie zaczepny i jeszcze bardziej bezmyślny. Najwyraźniej drugi mężczyzna będzie go musiał kopać pod stołem za każdym razem, gdy znów pomyśli o tym, by się odezwać, nim ugryzie się w język.
- Cas, wiem, jak wygląda przydział klątw, wyjątkowo dobrze uświadamiają to już na pierwszych zajęciach stażu – odpowiedział mu. – Wiem też, że niczego nie pozwolą ci dotknąć, dopóki nie opanujesz całej teorii, ślęcząc po nocach nad książkami – ciągnął dalej, znów sięgając po kufel z piwem, tą samą dłonią, w której miał papierosa, ale niezbyt się tym faktem przejął. To było tak strasznie dziwne, że gdyby jego życie potoczyło się zupełnie inaczej, mógł teraz na przykład z nim pracować. Ciekawe, jakby coś takiego wpłynęło na ich znajomość. – Ale i tak możesz mi o tym więcej opowiedzieć, lubię słuchać o klątwach. I przede wszystkim lubię słuchać ciebie.
Lubił przebywać wśród ludzi, ale otaczający ich tłum gości Dziurawego Kotła doprowadzał go do szewskiej pasji. Gdyby nie wybrali tego miejsca, mógłby go teraz dotknąć, objąć, pocałować. A tak siedział oddzielony od niego stolikiem, z piwem i papierosem, starając się nie patrzeć na niego zbyt długo.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#9
04.01.2023, 20:22  ✶  
Frustracja Fergusa mieszała się z przyciąganiem. Odczuwał to coraz wyraźniej i szczerze mówiąc, oprócz tłumionego podekscytowania budziło się w nim zirytowanie. Nie życzył sobie zmian nastroju w trakcie tej rozmowy bowiem potrzebował ukojenia w spokoju. Chciał poznawać go, słuchać i odciągać myśli od swojego zniecierpliwienia a Fergus uważał, że to nudne spotkanie skoro nie może go prowokować. Tak trudno było mu powstrzymać zaciśnięcie zębów i uporczywe trzymanie się barwnych tematów rozmów. Trzeba jakoś funkcjonować. Muszą nauczyć siebie kontrolować bowiem wykrycie wiązało się z utratą honoru rodziny. Nie chciał być wydziedziczony ale zarazem nie chciał z niego rezygnować. Nikt nie mówił, że będzie im łatwo lecz na litość Merlina, mógłby od czasu do czasu współpracować.
- Zwykłe zniecierpliwienie cudzą opieszałością z podjęciem decyzji. Są kwestie i dziedziny przy których cierpliwość słono mnie kosztuje. Rozmawiam z tobą żeby zabić w sobie chęć ponaglania.- chętnie podzielił się swoją bolączką a napięcie w tonie głosu zdradzało jak mocno ta sprawa go uwierała. Przez to wszystko coraz bardziej się spinał. Nie odpoczywał tutaj, to nie był jego świat. Zastanawiał się czy nie popełnił błędu wybierając to miejsce. Mógł wybrać się do tej klubokawiarni z pysznymi pączkami, którymi nakarmiła go niegdyś Brenna.
- Nie potrzebuję czarnowidzenia. - zabrzmiał oschle ale już raz zignorował jego odzywkę i drugi raz nie zamierzał. Co go ugryzło? Nagle zaczął się denerwować i palić papierosa dmuchając dymem prosto w jego twarz. Jednocześnie znów go prowokował, utrudniał zachowanie spokoju. W końcu Fergus osiągnął to, co chyba próbował stworzyć - Flint się zwyczajnie zdenerwował. W nosie miał jego przeprosiny. Zacisnął mocniej palce na uchu kufla a resztki piwa zabulgotały groźnie, zdradzając reakcję magiczną ściśle związaną z nastrojem siedzącego tu Casa. Otrzymywał zbyt dużo bodźców i informacji w chwili kiedy nie odnalazł się przy poprzedniej fali słów i emocji. W jego oczach namalowało się zaskoczenie, zasłonięte zaraz to zirytowaniem. Sięgnął nad stołem po papierosa, którego Fergus miał zamiar kolejny raz wsunąć do ust. Zabrał mu go i obejrzał sobie z bliska wypalającą się linię gilsy i proces powstawania popiołu.
- Wiele rzeczy się dzisiaj o tobie dowiaduję. Powiedz mi tylko co cię, do jasnej avady, ugryzło, że próbujesz mnie zdenerwować? Zaczyna ci się to udawać, a zapewniam, że w ostatnich dniach nie jestem ucieleśnieniem cierpliwości i spokoju.- mówił szybko, niegłośno ale na tyle słyszalnie by słowa mogły bez problemu dotrzeć do jego uszu.
- Najpierw się cieszysz kiedy opowiadasz mi o swojej pracy, później mnie opieprzasz bez powodu, teraz przypadkiem wyjawiasz, że znasz się trochę na klątwach, raz mnie prowokujesz, potem się irytujesz. Możesz mi powiedzieć co jest grane? Odnoszę wrażenie, że chcesz żebym tu z tobą siedział i jednocześnie się na mnie z tego powodu wściekasz.- może jeśli wyjawi wprost swoje odczucia to dojdą do jakiegoś rozwiązania? Nie chciał znów zamawiać piwa aby wyciszyć spięcie. Preferował bardziej zdrowe metody odreagowywania. Mimo tej zasady przysunął papierosa do swoich ust i lekko zaciągnął się tytoniem, wpuszczając do płuc ulubioną przez Fergusa truciznę. Od razu oczy zaszły łzami a w krtani wywiązał się kaszel. Organizm protestował choć dzięki temu otaczał go znajomy już zapach papierosów, kojarzących się z Fergusem, a nie mętlik aromatów płynących z gospody. Oddał mu papierosa, dziękując za taką truciznę.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#10
04.01.2023, 21:37  ✶  
Żeby współpracować z Castielem w celu utrzymania równowagi myśli, potrzebował spokoju, a nie miał tu takiej możliwości. Śmiechy rozpraszały go, rozmowy dekoncentrowało, a przepychanie się ludzi szukających toalety irytowało go za każdym razem, gdy był potrącany czyimś łokciem. O tej godzinie panował tu istny harmider i chociaż na co dzień radził sobie z tym nieźle, dostrzegał, że Castiel niekoniecznie, a jego frustracja nakręcała go jeszcze bardziej. To nie tak, że nie umiał się hamować (no dobra, było w tym sporo prawdy), ale też próbował jakkolwiek odwrócić jego uwagę od obecności innych ludzi, nadmiaru dźwięków i zapachów. Tylko że jego wizja nie współgrała z tą Flinta i chociaż jego uwagi można było uznać za zwykłe żarty, obaj byli zbyt przepełnieni lękiem przed tym, że ktokolwiek odkryje ich relację. W oczach osoby podejrzanej nawet najdelikatniejszy uśmiech wydawał się poszlaką.
- Kto cię tak zlewa? - zapytał, zdziwiony tym, że istniała taka możliwość. Pochylił się w jego kierunku, opierając łokciami o stolik. - Teraz mnie zaintrygowałeś, próbujesz iść ze słowami zbyt naokoło, żebym się nie domyślił, o co może chodzić.
Od razu to wyczuł, chociaż podejrzewał sprawy służbowe, o których niekoniecznie Castiel mógł opowiadać. Gobliny ceniły swoją prywatność i wymagały jej również od swoich pracowników. Nigdy nie czuł się komfortowo w ich towarzystwie i unikał załatwiania rodzinnych spraw w banku jak ognia.
Nie planował zdenerwować Casa, zwyczajnie nie panował nad słowami, które wypływały z jego ust podczas tej rozmowy. Nie potrafił już nie wplatać w nią uszczypliwości czy komplementów. Im swobodniej się z Flintem czuł, tym bardziej jego podświadomość przesuwała granice. Teraz jednak zapadł się nieco w sobie, widząc go zirytowanego. Nie podobały mu się te reakcje, a jeszcze bardziej fakt, że sam był ich powodem. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zwłaszcza gdy Castiel wyjął mu z ręki papierosa, przyglądając się mu, jakby był wyjątkowo paskudnym okazem mandragory.
Westchnął i przesunął się wraz z krzesłem bliżej blondyna, by lepiej go słyszał, bo planował ściszyć głos. Ich kolana zetknęły się pod stolikiem, gdy nachylił się w stronę mężczyzny, patrząc na niego z pełną powagą.
- Nie próbuję cię zdenerwować, jestem taki jak zawsze - przyznał, gryząc się w język, by nie przypomnieć mu, że z jakiegoś powodu jednak wepchnął go kilkukrotnie do wody. - Widzę, że cię coś gryzie, możesz ze mną o tym porozmawiać. - Starał się brzmieć łagodnie, ale nie był pewien, na ile mu to w tej sytuacji wychodziło. Castiel wciąż trzymał jego papierosa i Fergus zastanawiał się, co właściwie planował z nim zrobić. - To nie było bez powodu, po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało przez przedmiot, który technicznie jest moją działką - ciągnął dalej, ignorując wzmiankę o tym, jakoby cieszył się mówiąc o swojej pracy. Nie znosił jej przecież, prawda? To byłoby dziwne, gdyby inni myśleli, że naprawdę ją uwielbiał. - I tak, znam się trochę na klątwach, mogę ci nawet później opowiedzieć, dlaczego.
Przy ostatnich słowach ton jego głosu stał się trochę ostrzejszy, ale nie przez Castiela, a dość nieprzyjemne wspomnienia z tym związane. Mężczyzna nie mógł jednak o tym póki co wiedzieć, więc trzeba było jedynie mieć nadzieję, że tego nie dostrzeże.
- Nie wiem, strasznie tu duszno, po prostu źle się tu czuję - mruknął, niezadowolony z obrotu spraw i tego, że ludzie wciąż się przepychali. Cud, że nikt jeszcze na nich nic nie wylał. - Masz rację, chcę z tobą być, ale nie tutaj.
Cudem powstrzymał się przed roześmianiem w głos, gdy Castiel zaciągnął się papierosem i zaczął kaszleć. Miał za swoje, skoro mu go zabrał! Może nawet powinien się zaniepokoić jego stanem, ale był zbyt skupiony na przygryzaniu policzka, by naprawdę nie parsknąć, co tylko wywoływało dziwny grymas na jego twarzy. Odebrał swoją własność i zaraz podniósł się z krzesła, ciągnąc za łokieć Flinta. Po chwili przepychania się, przepraszania przechodniów i trzepnięciu w ramię wyjątkowo przygłuchego typu, udało mu się wyskoczyć za drzwi prosto na chodnik. Zerknął przez ramię, czy blondyn podążał za nim, bo choć ciągnął go przez połowę drogi, w pewnym momencie go zgubił.
- Od razu lepiej - powiedział z szerokim uśmiechem, oddychając świeżym powietrzem, choć więcej w nim było spalin i kurzu niż orzeźwienia. Uśmiechnął się szeroko, gdy tylko dostrzegł słup reklamowy, na którym nadal wisiał stary plakat Hunky Dory, który od ostatniego spotkania jeszcze bardziej wypłowiał. - Cas, poznaj moją miłość życia - zażartował, wskazując dłonią, w której wciąż trzymał papierosa na postać Davida Bowiego, ale zaraz zrzedła mu mina, bo Flint najwyraźniej przechodził zawał.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Castiel Flint (3641), Fergus Ollivander (4213)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa