21.01.2023, 07:12 ✶
Odetchnął z ulgą.
Niby nie spodziewał się, że Sarah będzie bardzo podejrzliwa, ale wyglądał teraz całkowicie inaczej, prawda? Nie musiała mu ufać, nawet jeżeli uważał, że profesor transmutacji ma niesamowicie zgrabny tyłek. Nie, moment, chyba nie taki był sens tego pytania... Mniejsza.
Postanowił się nad tym dłużej nie zastanawiać i po prostu cieszyć się z faktu, że może spędzić trochę czasu z przyjaciółką, której dawno nie widział. Przede wszystkim odwiedził ją, aby się zbytnio o niego nie martwiła, jej ton w liście go zmartwił, ale musiał się przed sobą przyznać, że wizyta miała tez drugie dno, do którego chciał przejść w późniejszym etapie konwersacji. Poza przyjaciółmi - Sarą, Cameronem, Heather - bardzo chciał też porozmawiać ze swoim, martwym już, bratem, a w końcu Macmillanówna znała się na całym tym spirytystycznym rytuale mówienia do świata zza grobu, nie? Co mu szkodziło zapytać, gdy już porozmawiają o tym, co tak naprawdę stało się w jego życiu oraz co dręczyło ją, bo wzmianka o 'nim', czyli o bracie blondynki, który był Śmierciożercą, była dla Charliego martwiąca.
Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć został przytulony. Bliskość była jego językiem miłości i troski, więc objął dziewczynę oplatając ja szczelnie ramionami. Ukrył twarz w wodospadzie jasnych włosów, które pachniały przyjemnie, znajomo. Zapach ziół mieszał się z kadzidłami, z lekkością kwiatów, dlatego gdy przyjaciółka oddaliła się od niego od razu zapragnął przytulić ją ponownie, chociaż na chwilę. Nie zrobił tego, ale dał wciągnąć się do środka, nie chciał, aby jeszcze bardziej marzła, a nie miała na sobie żadnych skarpet!
- Na następne Yule albo na urodziny dam ci takie grube skarpety, będą białe, coby pasowały ci do całego 'imidżu', spokojnie. - zapewnił, jakby było to conajmniej najważniejszą kwestią, jaką mieli dzisiaj poruszyć. Nic nie mógł na to poradzić, taki już był. Zbywał istotne sprawy, tak długo, jak tylko mógł. przywiązywał wagę do tych mniejszych, które mogły dać mu trochę odprężenia, szczęścia. Ignorował rosnące problemy i dlatego znalazł się w aktualnej sytuacji, uciekając przed śmierciozercami i z martwym bratem.
- Wybacz, już odpowiadam na twoje pytania, to po prostu... No, dużo tego wszystkiego. To nieprzyjemne sprawy. - spoważniał zaraz trochę, słysząc zmartwienie w głosie Sary.
Spojrzał na nią z początku odrobinę w szoku na ten gest ściśnięcia policzków, zamrugał w niezrozumieniu, ale ostatecznie położył chłodne ręce na jej cieplejszych. Nie ściągnął ich jednak ze swojej twarzy, pochylając się odrobinę, zupełnie jakby brali udział w rytuale, który był tylko ich.
- Tak, to na pewno ja - upewnił ją, a w oczach zamigotały mu ogniki rozbawienia - Teraz mam trochę prostszy nos, zawsze lepiej patrzeć na jaśniejsza stronę, nie? - zagadnął, chociaż mówił niewyraźnie, przez to, ze ściskała mu dłońmi policzki.
Kiedy go puściła, pociągnął nosem, bo zmiana temperatury po wejściu do chatki uderzyła go w nos i policzki - te były teraz jeszcze bardziej czerwone niż od wiatru. Przetarł twarz i zsunął buty z nóg, ściągnął też kurtkę, pozostając w przydużym, wełnianym swetrze.
- Tak, Potter, można tak powiedzieć. - widac było, że zastanawia się trzy raz zanim powie cokolwiek na temat tego, co mu się przydażyło. Robił to głównie ze względu na Brennę i innych Longbottomów. Ci wystarczająco się narażali ukrywając go. Chciał powiedzieć przyjaciółce o tym, co mu się przytrafiło, ale chyba wciąż przeszukiwał głowę, aby ubrać myśli w odpowiednie słowa.
Podszedł do stołka, który stał w rogu chatki i pociągnął go w swoją stronę, aby zaraz na nim zasiąść. Wyglądał troche komicznie, bo mebel był niski, a on ze swoim prawie 190 centymetrami wzrostu musiał upchać gdzieś nogi. Założył je ze sobą, troche tak, jakby zamierzał siedzieć po turecku.
- Herbata brzmi dobrze i... - zaczął, ale zaciął się na chwilę, wpatrywał się w nią tak, jakby chciał wyczytać z wyrazu jej oczu, co ma powiedzieć, wyglądał na zagubionego.
- Probowałem znaleźć jakieś delikatne słowa, aby to przekazać, ale chyba się nie da. - wykrzywił usta w grymaśnym uśmiechu, którego nie udało mu się zaprezentować w tak pozytywny sposób, w jaki chciał - Christie i Fineas nie żyją, zabili ich Śmierciożercy. Jeden Śmierciożerca, właściwie. Mi udało się uciec. - mamrotał, ale na tyle wyraźnie, aby nie musiał się powtarzać. Tak jak wcześniej spoglądał na przyjaciółkę, tak w trakcie wypowiadania ostatniego zdania po prostu zawiesił spojrzenie na ścianę domu, pusto, trochę martwo.
Nie wiedział jak mówić bliskim o takich rzeczach. Heather i Cameron dowiedzieli się listownie. Brennie wyznał wszystko, jak jeszcze był w szoku.
Niby nie spodziewał się, że Sarah będzie bardzo podejrzliwa, ale wyglądał teraz całkowicie inaczej, prawda? Nie musiała mu ufać, nawet jeżeli uważał, że profesor transmutacji ma niesamowicie zgrabny tyłek. Nie, moment, chyba nie taki był sens tego pytania... Mniejsza.
Postanowił się nad tym dłużej nie zastanawiać i po prostu cieszyć się z faktu, że może spędzić trochę czasu z przyjaciółką, której dawno nie widział. Przede wszystkim odwiedził ją, aby się zbytnio o niego nie martwiła, jej ton w liście go zmartwił, ale musiał się przed sobą przyznać, że wizyta miała tez drugie dno, do którego chciał przejść w późniejszym etapie konwersacji. Poza przyjaciółmi - Sarą, Cameronem, Heather - bardzo chciał też porozmawiać ze swoim, martwym już, bratem, a w końcu Macmillanówna znała się na całym tym spirytystycznym rytuale mówienia do świata zza grobu, nie? Co mu szkodziło zapytać, gdy już porozmawiają o tym, co tak naprawdę stało się w jego życiu oraz co dręczyło ją, bo wzmianka o 'nim', czyli o bracie blondynki, który był Śmierciożercą, była dla Charliego martwiąca.
Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć został przytulony. Bliskość była jego językiem miłości i troski, więc objął dziewczynę oplatając ja szczelnie ramionami. Ukrył twarz w wodospadzie jasnych włosów, które pachniały przyjemnie, znajomo. Zapach ziół mieszał się z kadzidłami, z lekkością kwiatów, dlatego gdy przyjaciółka oddaliła się od niego od razu zapragnął przytulić ją ponownie, chociaż na chwilę. Nie zrobił tego, ale dał wciągnąć się do środka, nie chciał, aby jeszcze bardziej marzła, a nie miała na sobie żadnych skarpet!
- Na następne Yule albo na urodziny dam ci takie grube skarpety, będą białe, coby pasowały ci do całego 'imidżu', spokojnie. - zapewnił, jakby było to conajmniej najważniejszą kwestią, jaką mieli dzisiaj poruszyć. Nic nie mógł na to poradzić, taki już był. Zbywał istotne sprawy, tak długo, jak tylko mógł. przywiązywał wagę do tych mniejszych, które mogły dać mu trochę odprężenia, szczęścia. Ignorował rosnące problemy i dlatego znalazł się w aktualnej sytuacji, uciekając przed śmierciozercami i z martwym bratem.
- Wybacz, już odpowiadam na twoje pytania, to po prostu... No, dużo tego wszystkiego. To nieprzyjemne sprawy. - spoważniał zaraz trochę, słysząc zmartwienie w głosie Sary.
Spojrzał na nią z początku odrobinę w szoku na ten gest ściśnięcia policzków, zamrugał w niezrozumieniu, ale ostatecznie położył chłodne ręce na jej cieplejszych. Nie ściągnął ich jednak ze swojej twarzy, pochylając się odrobinę, zupełnie jakby brali udział w rytuale, który był tylko ich.
- Tak, to na pewno ja - upewnił ją, a w oczach zamigotały mu ogniki rozbawienia - Teraz mam trochę prostszy nos, zawsze lepiej patrzeć na jaśniejsza stronę, nie? - zagadnął, chociaż mówił niewyraźnie, przez to, ze ściskała mu dłońmi policzki.
Kiedy go puściła, pociągnął nosem, bo zmiana temperatury po wejściu do chatki uderzyła go w nos i policzki - te były teraz jeszcze bardziej czerwone niż od wiatru. Przetarł twarz i zsunął buty z nóg, ściągnął też kurtkę, pozostając w przydużym, wełnianym swetrze.
- Tak, Potter, można tak powiedzieć. - widac było, że zastanawia się trzy raz zanim powie cokolwiek na temat tego, co mu się przydażyło. Robił to głównie ze względu na Brennę i innych Longbottomów. Ci wystarczająco się narażali ukrywając go. Chciał powiedzieć przyjaciółce o tym, co mu się przytrafiło, ale chyba wciąż przeszukiwał głowę, aby ubrać myśli w odpowiednie słowa.
Podszedł do stołka, który stał w rogu chatki i pociągnął go w swoją stronę, aby zaraz na nim zasiąść. Wyglądał troche komicznie, bo mebel był niski, a on ze swoim prawie 190 centymetrami wzrostu musiał upchać gdzieś nogi. Założył je ze sobą, troche tak, jakby zamierzał siedzieć po turecku.
- Herbata brzmi dobrze i... - zaczął, ale zaciął się na chwilę, wpatrywał się w nią tak, jakby chciał wyczytać z wyrazu jej oczu, co ma powiedzieć, wyglądał na zagubionego.
- Probowałem znaleźć jakieś delikatne słowa, aby to przekazać, ale chyba się nie da. - wykrzywił usta w grymaśnym uśmiechu, którego nie udało mu się zaprezentować w tak pozytywny sposób, w jaki chciał - Christie i Fineas nie żyją, zabili ich Śmierciożercy. Jeden Śmierciożerca, właściwie. Mi udało się uciec. - mamrotał, ale na tyle wyraźnie, aby nie musiał się powtarzać. Tak jak wcześniej spoglądał na przyjaciółkę, tak w trakcie wypowiadania ostatniego zdania po prostu zawiesił spojrzenie na ścianę domu, pusto, trochę martwo.
Nie wiedział jak mówić bliskim o takich rzeczach. Heather i Cameron dowiedzieli się listownie. Brennie wyznał wszystko, jak jeszcze był w szoku.
I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you