16.03.2023, 00:38 ✶
Uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona opowieścią Brenny, wyobrażając sobie sytuację z przygłuchą czarownicą bez żadnych problemów, a do tego tylko Longbottomówna mogła przyciągać do siebie wydarzenia takie, jak pożar wywołany przez Salamandrę. To było życiowe szczęście. Kątem oka dostrzegła, że Lestrange robiła wszystko, aby nie parsknąć śmiechem na poważną sytuację podczas egzaminu. Zerkała też na swojego bliźniaka, który jak na siebie, bardzo starał się brylować w towarzystwie. Oczywiście miała pomysł na niego i Victorię, ale szybko spełzło to na fantazjach w okolicy szóstego roku, gdy Lestrange zainteresowała się jakimś chłopakiem, który w ogóle nie przypominał Casa — wizualnie i z charakteru. Perspektywa bycia z nią w rodzinie rozlała się, niczym mleko na stole, no, chyba że miała jakiegoś kuzyna, którego ewentualnie mogłaby ona poślubić. Nienawidziła tematu małżeństw i robienia z kobiet krów wystawnych do rodzenia dzieci, ale próbowała znaleźć jakieś pocieszenie przed nieuniknionym losem.
- Może to kwestia pokory i szacunku? Może szkoła utrzymuje podejście, że dla takich Profesorów będziemy bardziej się starać i mniej naciągać ewentualnie zasady. - rzuciła z delikatnym wzruszeniem ramion teorią, którą kiedyś zasłyszała na korytarzu. Pomimo bycia głuchymi i często meczącymi, starzy Czarodzieje mieli bystre oczy i duże doświadczenie. Część z nich pewnie pamiętała Grindewalda.
Poprawiła się na siedzisku, nie spuszczając wzroku z brunetki, gdy ta zaczęła kolejną opowieść. Była chyba najbardziej gadatliwym stworzeniem, które chodziło po korytarzach Hogwartu od setek lat.
- Nigdy nie wiem, jak to działa z duchami. Ministerstwo ma jakieś okultystyczne metody, które przywiązują dusze do innego miejsca, niż umarły? Bo w jakiś sposób je kontrolują. -- odpowiedziała z zaciekawieniem w głosie, nawiązując do słów o Nicholasie i jego ścięciu. Prawdę mówiąc, nigdy się tym nie interesowała. Wiedziała jednak, że egzaminy z OPCM były dla naczelnej gawędziarki tylko formalnością. Na słowa Victorii, obróciła głowę w jej stronę i ukradkiem złapała na kilka sekund chłodnymi palcami jej dłoń pod stołem, zaciskając delikatnie palce. Był to niezwykle wylewny, jak na Cynthię gest, ale jasnowłosa chciała, aby przyjaciółka wiedziała, że zawsze będzie miała jej plecy. - Bardzo chętnie, Twój Ojciec to wybitny Czarodziej w dziedzinie uzdrawiania. Oczywiście! Jak mogłabym nie?
Nad sposobem dostarczenia wiadomości pomyślą później. Uśmiechnęła się jeszcze do niej, cofając dłoń i przesuwając spojrzeniem po wszystkich przy stoliku, westchnęła cicho. Przytaknęła na to, że Tori wyglądałaby doskonale w todze i miała pamięć do rzeczy, których inni nie mogli zapamiętać. Dobrze było mieć ją łóżko obok te ostatnie lata.
Uniosła szklankę, wznosząc toast, który nie mógłby być lepszy i dokładniejszy. Oby wszystkie ich plany się spełniły. I żeby Castiel był odważniejszy i znalazł żonę, ale o tym tylko pomyślała, a nie mówiła głośno. Upiła alkoholu, czując przyjemne ciepło, które rozchodziło się po ciele. Była pewna, że kilka takich i policzki zaleje jej róż — podobnie jak bratu, który chyba dłużej przyglądał się czarnowłosej, a potem uciekł do Breeny.
- Castiel jest niesamowicie zdolny, jeśli chodzi o klątwy i czary. - zauważyła z dumą, przyglądając się mu łagodnie. Była pewna, że osiągnie sukces, o ile nic go wcześniej nie zabije, ale o tym nie mówiła już głośno. Zakołysała trunkiem w szklance, raz jeszcze rozglądając się po izbie — może za kimś, a może tak z przyzwyczajenia, bo zawsze lubiła wiedzieć, co się dzieje. Thesus zaangażowany był popijaniem, uciekając na chwilę myślami — być może rozmawiając na migi z siedzącym niedaleko kolegą, ale Cynie ciężko było stwierdzić. Na opowieść brata prychnęła cicho. - Powinni robić badania dla kierowców, przecież z Błędnego korzysta tysiące osób. Nasze Ministerstwo jest naprawdę nieodpowiedzialne. Myśleliście o uzyskaniu pozwoleń na prowadzenie magicznych pojazdów?
Zapytała z ciekawością, bo ten temat ostatnio siedział jej w głowie.
- Może to kwestia pokory i szacunku? Może szkoła utrzymuje podejście, że dla takich Profesorów będziemy bardziej się starać i mniej naciągać ewentualnie zasady. - rzuciła z delikatnym wzruszeniem ramion teorią, którą kiedyś zasłyszała na korytarzu. Pomimo bycia głuchymi i często meczącymi, starzy Czarodzieje mieli bystre oczy i duże doświadczenie. Część z nich pewnie pamiętała Grindewalda.
Poprawiła się na siedzisku, nie spuszczając wzroku z brunetki, gdy ta zaczęła kolejną opowieść. Była chyba najbardziej gadatliwym stworzeniem, które chodziło po korytarzach Hogwartu od setek lat.
- Nigdy nie wiem, jak to działa z duchami. Ministerstwo ma jakieś okultystyczne metody, które przywiązują dusze do innego miejsca, niż umarły? Bo w jakiś sposób je kontrolują. -- odpowiedziała z zaciekawieniem w głosie, nawiązując do słów o Nicholasie i jego ścięciu. Prawdę mówiąc, nigdy się tym nie interesowała. Wiedziała jednak, że egzaminy z OPCM były dla naczelnej gawędziarki tylko formalnością. Na słowa Victorii, obróciła głowę w jej stronę i ukradkiem złapała na kilka sekund chłodnymi palcami jej dłoń pod stołem, zaciskając delikatnie palce. Był to niezwykle wylewny, jak na Cynthię gest, ale jasnowłosa chciała, aby przyjaciółka wiedziała, że zawsze będzie miała jej plecy. - Bardzo chętnie, Twój Ojciec to wybitny Czarodziej w dziedzinie uzdrawiania. Oczywiście! Jak mogłabym nie?
Nad sposobem dostarczenia wiadomości pomyślą później. Uśmiechnęła się jeszcze do niej, cofając dłoń i przesuwając spojrzeniem po wszystkich przy stoliku, westchnęła cicho. Przytaknęła na to, że Tori wyglądałaby doskonale w todze i miała pamięć do rzeczy, których inni nie mogli zapamiętać. Dobrze było mieć ją łóżko obok te ostatnie lata.
Uniosła szklankę, wznosząc toast, który nie mógłby być lepszy i dokładniejszy. Oby wszystkie ich plany się spełniły. I żeby Castiel był odważniejszy i znalazł żonę, ale o tym tylko pomyślała, a nie mówiła głośno. Upiła alkoholu, czując przyjemne ciepło, które rozchodziło się po ciele. Była pewna, że kilka takich i policzki zaleje jej róż — podobnie jak bratu, który chyba dłużej przyglądał się czarnowłosej, a potem uciekł do Breeny.
- Castiel jest niesamowicie zdolny, jeśli chodzi o klątwy i czary. - zauważyła z dumą, przyglądając się mu łagodnie. Była pewna, że osiągnie sukces, o ile nic go wcześniej nie zabije, ale o tym nie mówiła już głośno. Zakołysała trunkiem w szklance, raz jeszcze rozglądając się po izbie — może za kimś, a może tak z przyzwyczajenia, bo zawsze lubiła wiedzieć, co się dzieje. Thesus zaangażowany był popijaniem, uciekając na chwilę myślami — być może rozmawiając na migi z siedzącym niedaleko kolegą, ale Cynie ciężko było stwierdzić. Na opowieść brata prychnęła cicho. - Powinni robić badania dla kierowców, przecież z Błędnego korzysta tysiące osób. Nasze Ministerstwo jest naprawdę nieodpowiedzialne. Myśleliście o uzyskaniu pozwoleń na prowadzenie magicznych pojazdów?
Zapytała z ciekawością, bo ten temat ostatnio siedział jej w głowie.