Jeśli istniała duża szansa, że zwrócenie energii ich zabije, nie powinni tego robić.
Nie odezwała się jednak – to nie była pora na żadne dyskusje, a i decyzja w żadnym razie nie należała do niej. Mogła mieć swoją opinię, narzucanie jej jednak? Nie, to nie byłby dobry pomysł. Nie zamierzała też więcej pytać o nic więcej, pozostawiła to Victorii, ale potem…
…potem w pomieszczeniu błysnęło, a Brenna wyprostowała się gwałtownie.
Nie zaatakowała. Nie miała tu żadnej jurysdykcji: w Anglii już próbowałaby tę kobietę spętać, ale tu nie mogła dokonać aresztowania. Musiałaby ją zabić, a to wprowadziłoby ją na drogę, z której nie było powrotu. O ile jednak na wiele rzeczy umiała przymknąć oka, to do cholery: nie na avadę. Tego zaklęcia nie uczyłeś się, zabijając jaszczurki. Może patrzyła na to zbyt wąsko, bo przecież czarną magię znała od stronu Departamentu głównie, patrzenia na jej ofiary i czytania raportów, ale ta wiedza podpowiadała, że aby osiągnąć ten poziom sztuk magicznych – musiałeś używać czarnej magii na ludziach. Musiałeś ich krzywdzić.
Wszystko w Brennie krzyczało, że ta kobieta powinna trafić za kratki.
I że jest niebezpieczna.
Brenna nie była tym aż tak zaskoczona – jeden z powodów, dla których tak mocno nalegała, by towarzyszyć Victorii w badaniach, to obawa, że ktoś zafascynowany stanem Lestrange mógłby posunąć się podczas tych oględzin… za daleko. Ale i tak do pewnego stopnia nią to wstrząsnęło, adrenalina natychmiast popłynęła wraz z krwią, pompowana przez nagle szybciej bijące serce. No nie. Istniały jakieś granice, a współpracowanie z zimnokrwistymi mordercami było dla Brenny jedną z nich. Nie wspominając już o tym, że skoro tak wiele osób mogło zainteresować się Victorią, to gdyby jakimś cudem ta ożywiła tę jaszczurkę (bogowie: oby to nie było możliwe, nikt nie powinien mieć mocy przywracania innych do życia, to dopiero byłaby anomalia), nie byłoby bezpieczne dokonywać tego na oczach tej kobiety. Jeśli Lestrange chciała kombinować z ożywianiem, mogła spróbować z jakąś martwą pszczołą, do licha, nie tutaj. Chociaż zdaniem Brenny i tego nie należało robić, bo… bo takie akcje mogły mieć konsekwencje. (Że Victoria mogłaby spróbować "wyleczyć się" i przy okazji ożywić Sauriela... to już Brenna nawet nie pomyślała. Nie teraz przynajmniej.)
– Victoria – mruknęła, podnosząc się, obserwując każdy gest tej kobiety i dłoń trzymając w pobliżu różdżki. Nie wykonywała gwałtownych ruchów, ale... skupiała się teraz na tym, czy przypadkiem Afrykanka nie wyceluje w którąś z nich. – Chyba dostałyśmy już odpowiedzi?
A nawet więcej.