Nowy kwartał to i zeznanie finansowe. Trzeba było się rozliczyć ze wszystkich tych błahostek, mniejszych i większych. Zliczyć stan piór oraz ile atramentu do nich zużyto. Porachować ołóweczki, koperty, spinacze i wszystkie szczeble w oparciach krzeseł. Dla Louvaina było to mdłe i małostkowe, bo sam już dawno wymienił swoje biurko z taniej sklejki, na piękny mahoń przy którym dostojnie kontrastował ze swoją Zimna, trupią cerą. Pióro też miał własne, a nawet dwa. Jedno do wypełniania akt związanych z czarodziejami i osobne dla parchatych mugolaków. Tak żeby nie kalać paskudztwem swojej, ale i cudzej godności, obcując nawet w tym symbolicznym wymiarze biurokracji. Nie każdy musiał o tym wiedzieć, ale przynajmniej jego sumienie było czyste.
Jednak to co sobie tam myślał zostawiał dla siebie, a zeznania i tak trzeba był doręczyć. Było to bardzo ważne, przynajmniej dla szefa jego biura, bo ponoć na podstawie tego zeznania mogli dalej wnioskować o przydział kolejnych pergaminów, czy innych bibelotów. Rozliczyć się z Biurem Finansów należało, ale większości niekoniecznie chciało się przez ten proces przechodzić. Bo nawet zwykłe urzędasy miały obawy przed kontrolerami z finansówki. No i tam gdzie większość koleżanek i koleżków wymiękało, on wkraczał dziarskim krokiem. Bo dla niego wizyta w Biurze Finansów, to okazja do pogawędki z Daphne. Tej bardziej udanej przystępnej siostry. I nie, że miał jakiś problem z Victorią, ale to nie Daphne wlepiała mu uwagi do dzienniczka i straszyła wzrokiem prefekta po korytarzach. A z młodszą kuzynką przynajmniej mógł poszkalować mugolaków, a nawet czasem pomagała mu odrabiać lekcje jak ładnie poprosił i przyniósł świeczkę z aromatem wawrzynka i igieł sosen.
Pominął kolejkę dla oczekujących szaraczków z wnioskami i skierował się prosto do jej biurka, bo po co stać w kolejce jak jakiś normals, skoro miało się rodzinne wtyczkę prawię że za rogiem? No właśnie, głupota. Ave nepotyzm! Ktoś go jednak uprzedził. Jakiś facet w średnim wieku, w wytartym granatowym tweedzie. Pochylał się nad jej biurkiem i nad samą Daphe i niewiele brakowało co by jej do kubka z kawą nie wpadł. Stanął bliżej, na odległość kroku, może dwóch, żeby przysłuchać się o co chodzi temu natrętnemu gościu. I zaśmiał się bezdźwięcznie, chowając ironiczny uśmieszek za pięścią, tak go to rozbawiło. Facet oczywiście pieprzył jakieś brednie o wyrównaniu szans, prosił o wyrozumiałość i ogólnie uskuteczniał jakieś równościowe pierdolenie.
- Ale nie wszyscy nasi petenci potrafią korzystać z samopiszących piór, bo nie wszyscy skończyli magiczną szkołę, potrzebujemy dodatkowych środków na magiczną skrzynkę na wnioski! Zakpiłby mu w prosto w twarz, gdyby nie to że byli w godzinach pracy i musiał się powstrzymywać przed byciem sobą. A szkoda, bo z chęcią powiedziałby mu co myśli na temat pomagania mugolakom, czy innym nieudacznikom których przerastały proste zaklęcia. Zamiast tego puścił porozumiewawcze spojrzenie do kuzynki, że jest tuż obok i współczuje jej teraz użerania się z takim gamoniem. Odchrząknął sugestywnie, patrząc spod ukosa na faceta, sugerując żeby się pośpieszył, bo i on tu ma sprawę do załatwienia.