• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02.05.72, Knieja]

[02.05.72, Knieja]
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#1
04.07.2023, 10:53  ✶  
Cathal początkowo nie zamierzał wchodzić do tego lasu. Nie był – a przynajmniej nie uważał się za takiego – psychopatą, absolutnie pozbawionym empatii i uczuć wyższych. I ani trochę nie podobało się mu to, co zrobili śmierciożercy, choćby dlatego, że gdyby nie ostrzeżenie Ulyssesa, mógłby skończyć z ich powodu nocą w lesie w środku (podobno) wichury stulecia. Ale nie był też altruistą, który bez mocnego powodu tłukłby się przez kraj tylko po to, aby w Kniei Godryka szukać ciał (bo niezbyt wierzył w znalezienie ocalałych). Nie, gdy nie działała teleportacja, nie, gdy we wszystko był zaplątany Voldemort, którego Shafiq tak bardzo chciał unikać.
Koło południa jednak jego ciotka podniosła alarm: jeden z jej siostrzeńców zaginął pod Beltane. I wszechwładna matrona posyłała do Kniei każdego, kogo była w stanie dorwać w swoje ręce. Cathal mógłby odmówić, ale był Shafiqom coś winny – choć nie miał z nimi kontaktu przez lata, po Hogwarcie dali mu szansę. Poza tym… ciotka była jednym ze sponsorów wykopalisk, a Cathalowi nie uśmiechało się nagłe ukrojenie budżetu. Wprawdzie nigdy nie był szczególnie blisko z krewniakiem, i w duchu uznał, że ten jest już stracony, ale jedna wycieczka do Doliny Godryka nie kosztowała go aż tak wiele.
Dlatego koło piętnastej wchodził już do Kniei, a miękki mech uginał się mu pod stopami. Głowę zadarł, spoglądając na niebo, jeszcze jasne.
- Jeśli zacznie się ściemniać, zawracamy – powiedział do Lety, która dołączyła do niego z tylko sobie znanych powodów. Nie bał się. Z wielu powodów. Po pierwsze, nie miał jeszcze pojęcia, co dokładnie siedzi w lesie i nie spodziewał się niczego szczególnie nieprzyjemnego, nie do końca wierząc w opowieści o "czymś" złym. Po drugie, las nie jawił mu się jako coś bardziej niebezpiecznego niż grobowiec najeżony pułapkami. Nie groziło mu także zgubienie drogi, choć dotąd nie bywał w Kniei Godryka często - jeśli przejdzie jakąś ścieżkę, zapamięta każde drzewo i każdy kamień, jaki minie. Ale nie miał ochoty włóczyć się w okolicy w ciemnościach. - Na liście ochotników zauważyłem Nell. Ta mała diablica nic mi nie powiedziała. Wiedziałaś, że się tu wybiera?
Musiała przybiec tutaj po tym, jak upewniła się, że z Jamilem wszystko będzie w porządku. Nie było to zbytnio zaskakujące, Nell mieszkała w Dolinie Godryka i miała tutaj znajomych. Poza tym, nawet jeżeli oficjalnie nie ukończyła egzaminów, miała za sobą pierwsze lata studiów uzdrowicielskich i była tutaj bardzo przydatna. Mimo to Shafiq irytował się, że nie wspomniała, że wybiera się do lasu.
I że sam nie domyślił się, co zrobi.
Widmo

Leta Crouch
#2
04.07.2023, 17:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2023, 18:17 przez Leta Crouch.)  
Co kierowało Letą, która zdecydowała się na pójście za Cathalem? Cóż, chyba najprościej stwierdzić, że po prostu musiała dręczyć go swoją osobą. Najprościej, ale czy faktycznie tak było, to już zgoła inna kwestia. Zwłaszcza że zadbanie o sponsorów wykopalisk też nie brzmiało jakoś źle - wprawdzie może i to nie był największy problem, bo w ostateczności mogła zajrzeć do swojej skrytki w Gringottcie, niemniej to całkiem miłe uczucie, gdy ktoś inny się dokładał do sprawy. W każdym razie, na pierwszy rzut oka ta niska czarownica nie miała żadnego powodu, żeby narażać się w leśnych ostępach. Narażać, bo chodziły słuchy o jakichś przedziwnych istotach, nie mówiąc już o szwankującej magii (halo, teleportacjo - WRÓĆ! Co to ma być, jakieś krótkie skoki?!), a bez magii to, niestety, jak bez ręki. Bo ona pozwalała na bardzo wiele, w tym i na ochronę przed jakimkolwiek zagrożeniem - jeśli na takie trafią. Niewiele jednak brakowało, a nie udałoby się jej wejść do kniei. Kobieta przy namiotach niezbyt chciała wpuścić ją do lasu, ale Leta, choć niska, była sprawna fizyczna. I szybko udowodniła, że ostatnie miesiące spędziła na egipskiej pustyni i w grobowcach, da więc radę w cholernym angielskim lesie, okraszając to wszystko pyskowaniem i groźbami złożenia skargi odnośnie dyskryminacji ze względu na wzrost.
  - Mhm - skwitowała krótko. Łażenie po lesie w ciemnościach to żadna przyjemność; zwłaszcza że przestrzeń była dość otwarta. Nie to, co w dawno zapomnianych grobowcach.
  Parsknęła cicho na wspomnienie Nell i pokręciła zaraz głową. Oczywiście że nic nie wiedziała, niby skąd. Nie mówiąc już o tym, że Bagshot w teorii nie miała żadnego obowiązku się opowiadać, gdzie i kiedy pójdzie; inna sprawa, że byłoby to całkiem miłe, gdyby uwzględniła swoich współpracowników - może nie tyle w samych planach, co po prostu pod kątem "jakby się bardzo paliło, to jestem tutaj" bądź "jeśli nie wrócę, to znaczy, że mnie coś zeżarło". Czy coś w ten deseń.
  - Nell mówiąca mi cokolwiek o jej zamierzeniach to jakiś oksymoron - stwierdziła, rozglądając się po otoczeniu w poszukiwaniu... cóż, czegokolwiek - Ale tak, pojawienie się tutaj bardzo do niej pasuje. Przynajmniej Jamil nie powinien wpaść na pomysł, żeby tu się kręcić - dodała dość kwaśno. Cholera. Jamil.
  Czy na pewno nie powinien...?
  - Szlag, mam wrażenie, że czasem to by go trzeba było w piwnicy zamknąć, tak na dziesięć spustów - burknęła, nieszczególnie zachwycona wizją tego, iż Anwar mimo wszystko mógłby się tu z powrotem przytargać. Po co? Rzecz drugorzędna. Po prostu miał talent do ładowania się tam, gdzie nie powinien.

!G1
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
04.07.2023, 17:04  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Pożar! POŻAAR!

Paniczne krzyki Brygadzistów niosły się po okolicy, kiedy próbowali ugasić rozprzestrzeniający się dalej ogień. Wichura mocno mu w tym pomogła! Możecie iść dalej, ale możecie też pomóc im w zatrzymaniu go. Każdy z was otrzymuje trzy rzuty na dowolną dziedzinę magii mogącą pomóc w takiej sytuacji, na podstawie których mistrz gry oceni wasz wkład w gaszenie pożaru. A co z tego wyniknie? Podobno prawdziwi bohaterzy nie robią tego dla nagród...
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#4
04.07.2023, 18:20  ✶  
Shafiqowie nie tylko współfinansowali wykopaliska. Mogli pomóc choćby przy załatwianiu formalności czy kontaktach. I Cathalowi zależało, aby nie wypaść z łask rodziny biologicznego ojca.
Poza tym… miał dziwne wrażenie, że bywanie w tym lesie było obecnie „w modzie”. Że tych, którzy się tu nie pojawią, inni będą potem pytać – dlaczego. I że ci mogą zostać oskarżeni o tchórzostwo albo sprzyjanie Voldemortowi. Shafiq nie interesował się specjalnie, co o nim myślą ludzie, ale lubił święty spokój. Oraz… bardzo nie chciał, by jacyś Brygadziści albo Aurorzy zaczęli sprawdzać go zbyt dokładnie.
- Nie jestem pewien. Może się okazać, że pojawi się tylko po to, żeby znaleźć Nell i na nią nawrzeszczeć, że porwała mu wczoraj płaszcz – mruknął Cathal. Nawyk Bagshot, by czasem sobie znikać, niezmiernie go irytował, chociaż po Egipcie i „postanowiłam zrobić sobie wycieczkę do Luksoru” albo „…ale ja tylko zasnęłam w tej jaskini w pobliżu, jejku, co niby się stało, że nie pojawiłam się na zebraniu, dobra, ugryzł go wąż, a nie mieliście uzdrowiciela, ale żyje, nie?!” powinien się już przyzwyczaić.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, pewnie skomentować pomysł zamykania Anwara w piwnicy na siedem spustów. W ich uszy wdarł się jednak okrzyk. Pożar. Shafiq zawahał się, ale ostatecznie uznał, że lepiej spróbować pomóc w gaszeniu tego ognia – oczywiście, bez rzucania się w te miejsca, gdzie szalał najbardziej, Cathal nie był bohaterem – niż musieć spierdalać zaraz z Kniei, która cała stanie w ogniu.
O wiele łatwiej było zignorować krzyki o złodziejach, gwałcicielach i mordercach niż ogniu. O ogniu ciężko powiedzieć „to nie moja sprawa”, bo to zaraz może być twoja sprawa. A gdzieś w tym lesie krążyli też zapewne ich znajomi, może krewni.
– Voldemort naprawdę ma rozmach. Nie ma to jak puścić z dymem jeden z najbardziej magicznych i najstarszych lasów w Anglii – powiedział, wyciągając różdżkę i machając w stronę najbliższych płomieni.
Najpierw spróbował sprawić, by te znikły za pomocą reducto. A później starał się wyczarować strumień wody.

Rozproszenie, próba zredukowania płomieni x2
Rzut PO 1d100 - 31
Slaby sukces...

Rzut PO 1d100 - 88
Sukces!

Kształtowanie, strumień wody
Rzut N 1d100 - 82
Sukces!
Widmo

Leta Crouch
#5
04.07.2023, 21:44  ✶  
Spojrzała z ukosa na Cathala, dochodząc do wniosku, że wybitnie jej się nie podoba, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. Tak. Zdecydowanie należało zamknąć Jamila w najgłębszej piwnicy i wypuszczać go tylko wtedy, kiedy będzie potrzebny – to w teorii gwarantowało niewpadnięcie w kłopoty.
  W teorii.
  - Brzmi jak Jamil – mruknęła z pewną niechęcią. I po raz kolejny pożałowała, że jednak nie dopilnowała tego, by czarodziej został gdzieś zamknięty. W teorii żyli w wolnym kraju i tak dalej, i tak dalej, nie wypadało i te sprawy, z drugiej strony: jakoś bezpieczeństwo należało zapewnić. Głównie właśnie Anwarowi, chroniąc go przed samym sobą.
  Nie dało się nie usłyszeć krzyku. Pożar. W teorii nie było to coś, czego szukali w tym miejscu, tyle że jednak ogień to żywioł. Żywioł wiecznie głodny, żywiący się wszystkim, co tylko wpadnie mu w ręce. Tak, łatwo było się odwrócić na pięcie i uznać, że co tam, niech sobie dzielni Brygadziści radzą z pożarem. Żadne z nich dzieci, powinni to załatwić raz-dwa.
  Niemniej… z żywiołem często nie było łatwej przeprawy, wręcz przeciwnie. To, co wydawało się być łatwe do opanowania, lubiło zamienić się w katastrofę osiągającą rozmiary, o których się nawet nie myślało, zwłaszcza że swoje trzy knuty do powiedzenia miała również i wichura. Dlatego też zacisnęła mocniej palce na różdżce i nie zaczęła wybijać Shafiqowi pomysłu dołączenia do gaszących. Tak jakby wolała nie zostać nagle zaskoczona ognistą nawałnicą, gdy znajdą się o wiele głębiej w lesie…
  - Żeby to jeszcze miało jakikolwiek sens – odparła ponuro, naprawdę nie potrafiąc odgadnąć, jaki pożytek miałoby wypalenie Kniei. Ale mniejsza, nie było co roztrząsać tak naprawdę – po prostu machnęła różdżką, próbując przywołać naturalnego wroga ognia – jakkolwiek by nie patrzeć, woda w teorii powinna dać sobie radę. Chyba że to nie był zwykły ogień…?

Kształtowanie, strumień wody
Rzut N 1d100 - 93
Sukces!

Rzut N 1d100 - 97
Sukces!


bonusowo: próba ugaszenia płomieni poprzez rozproszenie potencjalnej magii napędzającej ogień
Rzut PO 1d100 - 33
Slaby sukces...
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#6
06.07.2023, 21:40  ✶  
/efekt uzgodniony z MG/
Brygadziści używali wody, oni również… i płomienie zaczęły się zmniejszać. W pewnym momencie Cathal dostrzegł jednak coś intrygującego – gdy używali zaklęć rozpraszających – a przecież z tymi i Shafiq, i Crouch radzili sobie co najmniej przyzwoicie – ogień znikał, owszem, ale nie cały.
- Część ognia to efekt zaklęcia, część nie – mruknął, bardziej do siebie niż do Lety, bo raczej też powinna sama na to wpaść. Spojrzenie jasnych oczu Cathala prześlizgnęło się po okolicy aż w końcu wypatrzył jeden niepasujący element.
Lampiony, zapewne użyte przez Macmillanów, nie gasły.
Geniusze. Jak w ogóle można rozwieszać coś takiego – wypełnionego ogniem – w środku lasu, w miejscu, gdzie bawią się setki pijanych czarodziejów? Jego zdaniem była to głupota, ale Cathal wiele rzeczy uznawał za bardzo głupie…
Shafiq pokręcił głową, po czym wycelował w jeden z lampionów. Nie zamierzał pchać się bohatersko w płomienie, więc podjął jedną, drugą, a potem trzecią próbę i wreszcie udało się mu wylewitować lampion tak, aby nie powodował dalszego pożaru. Gdy dołączyły do niego kolejne, sprawa wreszcie stała się prostsza. Wyglądało na to, że Knieja ocaleje. Okrzyki „pożar” zaczęły milknąć, i po kolejnych paru minutach w okolicy cuchnęło dymem i spalenizną, po paru drzewach zostały tylko poczerniałe pnie, a na miejscu trawy i roślin pogorzelisko… ale Knieja ocalała.
Już chciał odejść i wymknąć się po angielsku, kiedy w ich stronę ruszył Brygadzistka, obdarzony przez naturę bardzo bujnym wąsem. Shafiq powstrzymał skrzywienie. Jego relacje ze stróżami prawa należały do tych skomplikowanych i raczej mało pozytywnych. W pierwszej chwili spodziewał się wręcz kłopotów.
– Dziękujemy za pomoc w gaszeniu – padło jednak. – Mogę prosić pańskie nazwiska?
Cathal zawahał się na moment. Nie był zbyt chętny do podawania tego nazwiska, z drugiej strony jednak, niepodanie go byłoby zapewne podejrzane. Poza tym oboje wypisali się na cholerną listę cholernych ochotników.
– Shafiq – mruknął, pozostawiając Lecie decyzję, co do tego, czy chce podać swoje. – Ruszamy dalej, obiecaliśmy rozejrzeć się w okolicy za jednym z zaginionych – dodał, czyniąc to minimum ukłonu w stronę dobrych manier, by po prostu nie odwrócić się i nie odejść bez słowa. Tak czy inaczej – ledwo chwilę później zostawili za sobą Brygadzistów, swąd spalonych roślin (chociaż woń dymy przeszła ubranie Cathala i w tej chwili marzył o kąpieli: i to mimo tego, że przecież sam palił) i wiecznie płonące lampiony Macmillanów. Jeszcze przez chwilę słyszeli ich głosy, ale w końcu one także umilkły.
Ponownie byli sami w Kniei, w której tego dnia mogło zdarzyć się niemal wszystko.
!G2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#7
06.07.2023, 21:40  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście na nieprzytomną kobietę. Oddycha, ale nie reaguje na nic, co robicie. Przebywając obok niej, odczuwacie wielki niepokój, jakby wszystkie wasze obawy miały się zaraz ziścić... Pomożecie jej, zabierając ją do Doliny, czy porzucicie tutaj, martwiąc się o swoje bezpieczeństwo?
Widmo

Leta Crouch
#8
07.07.2023, 20:40  ✶  
Miała pewne obawy co do magii, aż za dobrze pamiętając, jak się skończyło jej używanie niecałą dobę temu. Wprawdzie wyglądało na to, że później sytuacja trochę się unormowała, czyli nie każdy czar kończył się porażką bądź osiągał efekt zgoła inny od zamierzonego, tak fakt, iż nie wszystko wróciło do normy (halo! oddajcie mi moją teleportację!) kazał mieć się wciąż na baczności. Na szczęście tym razem nic w twarz nie wybuchło - magia nie tylko ukształtowała się zgodnie z wolą, ale i też przynosiła odpowiednie skutki.
  Przynajmniej w części.
  Szybko jednak się okazało, że nie była to wina ich umiejętności czy kaprysów różdżek; lampiony Macmillanów zdawały się wręcz kpić z tego, co próbowali tutaj zrobić.
  - ... nic dziwnego, że nie mogli sobie poradzić - mruknęła, przyłączając się do ściągnięcia lampionów. Czy głupim było wieszanie ich w takim miejscu? Tak i nie jednocześnie. Ba, podejrzewała nawet, że gdyby nie działalność Latajka, to najprawdopodobniej nie doszłoby do ryzyka sfajczenia Kniei i Matka wie, czego jeszcze. Koniec końców, zagrożenie zostało zażegnane, żywioł musiał ostatecznie obejść się smakiem - bo nie mógł już strawić większego obszaru.
  Nie potrzebowali w tej chwili nadmiernej uwagi, jak też najzwyczajniej w świecie nie widziała potrzeby zostawania na miejscu - w końcu dofinansowanie samo się nie uratuje, prawda? Toteż podreptanie dalej - bez zawracania komukolwiek głowy - było jedyną opcją. Ale... zostali zatrzymani.
  - Ach, drobiazg, naprawdę - zapewniła bez mrugnięcia okiem - Każdy czarodziej powinien tak postąpić - dodała jeszcze, posyłając wąsatemu brygadziście uśmiech. Jeśli się zawahała przed podaniem nazwiska, to tego nie okazała, zresztą... hej, przyznanie się teraz do zasług mogło zaprocentować w przyszłości - Alethea Crouch. A teraz pan wybaczy, każda minuta jest cenna... – no tak, bo nie przyszli tu na pogaduszki. A kto wie, czy ich cel nie zaznał kuku jakiegoś i z każdą chwilą nie maleją jego szanse na przeżycie?!
  Nie odeszli specjalnie daleko, by przekonać się, że nieugaszenie pożaru mogło odebrać kolejne życie – kolejne, bowiem Beltane zebrało swoje żniwo. Tylko że Leta nie mogła pozbyć się wrażenia, iż coś jest nie tak... Spychała jednak to uczucie na bok, przynajmniej w chwili, gdy się nad nią pochylała, a i tak co chwila rozglądała się dość nerwowo, jakby zaraz coś miało na nich napaść. I próbowała budzić, czy to przez potrząsanie, czy to przez słowa, jakie do niej wypowiadała; ba, przez chwilę nawet się zastanawiała, czy nie mają do czynienia z trupem, ale unosząca się i opadająca na przemian klatka piersiowa nie pozostawiała wątpliwości.
  - Najchętniej bym ją zostawiła, Cal - odezwała się cicho, zerkając na Shafiqa z ukosa. Sama nadal przy niej kucała; właściwie też nie miała problemu jako takiego z zostawieniem nieprzytomnej kobiety. Tyle że, wpisując się na listę ochotników, zobowiązali się do pomocy, nawet jeśli nie działali z altruistycznych pobudek. Leta zaś miała tę cechę, że z własnych zobowiązań się wywiązywała. Zawahała się – Tyle że nie powinniśmy. Weźmiesz ją, mam ją zgarnąć magią czy…? – niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Podzieli jej zdanie odnośnie umycia rąk czy też…?
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#9
07.07.2023, 20:47  ✶  
Cathal bywał draniem.
Gdyby zobaczył coś, co uznałby za zagrożenie nie do pokonania, zapewne tę kobietę by zostawił. Jeżeli wiedziałby o niej coś, co by się mu nie podobało - na przykład, że bruździła mu w interesach, współpracowała z pewnym aurorem, który bardzo go wkurzał albo popierała śmierciożerców (jeszcze potem postanowiłaby go zwerbować, nie daj Merlinie, nie miał czasu na takie rzeczy) - też udawałby, że jej nie zauważył.
Ale była po prostu obcą dziewczyną, leżącą w trawie, a on choć bywał draniem, nie był ostatnim skurwysynem. Niepokój prześladował go i po raz pierwszy pomyślał, że ten las jednak nie należy do miłych miejsc... ale przecież już bardzo często musiał radzić sobie w podobnych okolicznościach. W ciemnościach grobowców, na starych cmentarzach, przy masowych grobach, gdzie pełno było klątw, pułapek i duchów. Sądził zresztą początkowo, że coś nie tak jest z tym miejscem, nie z nią – więc zostawienie jej nie przyszło mu do głowy.
Kiedy okazało się, że kobieta wciąż się nie budzi, a to nieprzyjemne uczucie nie mija... Pochylił się, by wziąć ją na ręce. Na całe szczęście - był wysokim, mocno zbudowanym mężczyzną, zahartowanym trudnymi warunkami na egipskiej pustyni.
- Nie, nie powinniśmy. Spierdalamy stąd. Nie podoba mi się to miejsce - rzucił tylko do Lety, podnosząc się. Pierwsze kilka metrów przeszedł szybkim krokiem, chcąc odejść jak najdalej. Wciąż pewien, że to miejsce, gdzie użyto jakiejś dziwnej magii, wzbudza w nim niepokój.
Z każdym kolejnym krokiem jednak utwierdzał się w przekonaniu, że to nie do końca tak.
Zmarszczył brwi. Zwolnił. Wciąż szedł, wciąż trzymał kobietę w ramionach, ale najpierw rozejrzał się, jakby szukając zagrożenia pomiędzy drzewami, a potem zwrócił spojrzenie na niesioną przez siebie dziewczynę. Dopiero teraz nawiedziła go ochota, aby odłożyć ją na ziemię i tu porzucić. Czy coś za nimi podążało? Czy też to ona była źródłem tego przedziwnego, nieprzyjemnego uczucia?
- Sprawdź ją pod kątem klątw? - zaproponował Alethei. Wciąż szedł. Jeżeli nie było tu niczego, co mogło na nich negatywnie wpłynąć, chciał jak najszybciej dotrzeć do miejsca, gdzie ostatnio widzieli Brygadzistów i przekazać pannę w ich ręce, niech oni sobie z tym radą (a ostatecznie - na skraj Doliny). Jeżeli jednak Leta by coś znalazła...
W każdym razie, on nie chciał tracić czasu i sięgać po różdżkę, ale ona mogła to zrobić, po prostu wciąż idąc. Była klątwołamaczką, liczył, że wyczuje, jeśli pannę obrzucono jakąś niebezpieczną dla nich klątwą. Albo zdoła rozproszyć tę przedziwną magię...
Widmo

Leta Crouch
#10
07.07.2023, 21:38  ✶  
Skinęła głową, nie mogąc się pozbyć jakiegoś dziwnego przeczucia. Choć może miała urojenia? A może to po prostu pozostałości po Latajku i spółce, trudno powiedzieć; dość, że gdyby była kotem, to w tej chwili cała by się jeżyła.
  A im dłużej tu przebywali, tym bardziej nie chciała tu być.
  Tyle że odejście stąd bynajmniej nie polepszało sprawy, jak można by wstępnie oczekiwać. A skoro tak, to źródło tego całego niepokoju musiało leżeć gdzie indziej… och, może jednak należało ją zostawić tam, gdzie znaleźli? Myśl ta rozgościła się w umyśle Lety.
  Klątwa… hm. Różdżkę cały czas trzymała w pogotowiu, więc nie musiała jej znikąd wyciągnąć; ot, machnęła nią raz, drugi, nie przestając iść obok Cathala. I skrzywiła się zaraz z niechęcią. Szlag.
  - Nic nie wyczuwam. Nie wiem, albo znowu magia odstawia cyrk większy niż Bellowie, albo faktycznie nie ma żadnej klątwy. Trudno powiedzieć, potrzebowałabym znacznie więcej czasu... - … którego na dobrą sprawę nie mieli. Choćby z tego względu, że nie mieli się tu włóczyć po zmroku (co sama zresztą popierała) – Ale jeśli klątwa, to strzelałabym w tę ze snem. Wiesz, królewna Śnieżka? Albo ta Śpiąca królewna? Po prostu wciśnijmy ją komu się da i wracajmy szukać dalej – dodała po krótkiej chwili. Tak. Dziewczyna sama w sobie mało ją obchodziła, nie należała też do archeologicznych skarbów. I o ile Leta mogła pchać się w czeluści grobowców, które przeraziłyby zapewne niejednego, tak tutaj wolała posłuchać swojego wewnętrznego głosu, który kazał trzymać się od niej z dala.
  Czy miał rację – to już inna sprawa; w najgorszym razie będzie pluła sobie w brodę, że jednak się nie zaparła i nie badała aż do skutku.
  Koniec końców, nie odeszli aż tak daleko od miejsca pożaru; zaniesienie tam dziewczyny nie zajęło zatem specjalnie wiele czasu. A jeszcze mniej zajęło go wciśnięcie nieprzytomnej brygadzistom – już oni sobie z tym powinni dalej poradzić, prawda?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (339), Cathal Shafiq (3696), Leta Crouch (2862)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa