Ani się obejrzała, a od pogrzebu ojca minęły prawie dwa tygodnie. Miała wrażenie, że minione dni nie różniły się od siebie. Wstanie. Ogarnięcie się. Praca. Dom. Rozmowa z bliskimi, zapewnienie, że się trzyma i jest okej (na tyle, na ile człowiek może być okej po śmierci ojca). Granica pomiędzy poszczególnymi dniami zacierała się, a wypracowana rutyna pozwalała jej możliwie bezboleśnie (na tyle, na ile bezboleśnie można przeżyć śmierć ojca) prześlizgnąć się przez najgorsze chwile. Działała trochę jak na autopilocie, nie zapamiętując prawie nic, niczemu nie poświęcając uwagi większej, niż było to konieczne. Gdyby nie jej bliscy oraz otaczające ją zwierzęta, istniało duże prawdopodobieństwo, że popadłaby w letarg. Na ten moment jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo powinna być im wdzięczna.
List jaki otrzymała, wydał się jej niepokojący. Dostarczyła go znajoma jej sowa, należąca do Paxton. Treść listu również sugerowała, że został napisany przez przyjaciółkę i to w dodatku w potrzebie, takiej która potrzebuje pomocy natychmiast, jednak to pismo... Merlinie, to nie było jej pismo. Czy to była pułapka? Czy ktoś kosztem przyjaciółki postanowił zwabić ją w odludne miejsce? Nawet jeżeli to była prowokacja... nie zamierzała zostawić przyjaciółki w potrzebie.
Na blacie biurka w swoim pokoju zostawiła adnotację do siostry i kuzynostwa, że w razie gdyby nie wracała zbyt długo, udała się do domu przyjaciółki i to tam należy jej szukać. Obok zostawiła list, jaki otrzymała. A później jak stała, tak ruszyła na ulicę Pokątną, do miejsca gdzie mieszkała przyjaciółka.
Drzwi do mieszkania Paxton były otwarte - wystarczyło lekko nacisnąć klamkę, by te bez problemu się otworzyły. Weszła do mieszkania, drugą dłoń zaciskając na różdżce. Wchodziła do mieszkania powoli, jakby przygotowana była na to, że zamiast niskiej, drobnej szatynki, powita ją dwójka zamaskowanych, zakapturzonych osób i dokończy to, czego nie zdołali dokończyć w trakcie Sabatu. Spotkanie ze śmierciożercami wydawało jej się znacznie bardziej prawdopodobne, niż spotkanie z młodszym Rookwoodem. A jednak, życie było pełne niespodzianek.
- Odsuń się od niej i ręce na widoku. I nawet nie próbuj nic kombinować - odezwała się bezbarwnym głosem, celując różdżką w Augustusa. Wbrew temu co sądził Augustus, list nie przerwał jej dostojnej kolacji ani randki z przystojnym, młodym młodzieńcem. Czarna sukienka, na szybko spięte włosy oraz blada twarz z wymalowanymi pod oczami cieniami sugerowały, że daleka była od randkowania. Przerzuciła wzrok na przyjaciółkę, starając się ocenić na pierwszy rzut oka to, co się wydarzyło. - Ave, co się stało?
beauty and terror
just keep going
no feeling is final