Przedmioty potrzebne do rytuałów to czasami była jakaś bujda na kółkach. Teraz klątwołamaczka kazała załatwić tylko świece, specjalnie wykonane. Sauriel dzielnie trzymał karteczkę z potrzebnymi rzeczami w swojej kieszeni i sprawdzał dłonią co jakiś czas, czy nadal tam jest. Kto wie? Może wyfrunęła? innym razem nakazałaby wyrwać pióro z dupy nowo narodzonego feniksa. Bądź tu mądry. A potem wszyscy się dziwili, że był nieukiem w Hogwarcie, że mu się nie chciało, albo że celowo robił na złość swojej rodzinie, tym bardziej ojcu, który chciał go wcisnąć do biura aurorów, żeby tam poszerzyć wpływy Śmierciożerców. Magia była przedziwnym tworem i stwierdzał to on, który się wśród magii wychował. Nie przestawała zadziwiać, zmieniać się. Najdrobniejszy czynnik mógł sprawić, że zamiast pomóc wzrosnąć kwiatkowi z ziemi to nagle stworzysz z niej krowę. Na ten temat też wypowiedzieć się mógł, w końcu wraz ze Stanleyem Borginem sadzili ogórki. W zasadzie temu też nie dowierzał, że dał się na to namówić, ale czego nie robi się dla przyjaciół? Tak, Sauriel narzekał, marudził, na szczęście chwilowo tylko w zaciszu własnej głowy. I jak na niego - całkiem mało. Nigdy nie sądził, że śmieszne hobby Augustusa (z którego robił sobie podśmiechujki, bo poważny Minister Magii, który w przerwie robi świeczki brzmiało zabawnie w jego mniemaniu) kiedyś mu się autentycznie przyda. Kto wie? Może Augustus częściej miewał jakieś takie problemy? Jako osoba, która w przeciwieństwie do Sauriela posiadała jakieś ambicje pewnie wiedział co nieco więcej o ludzkiej zawiści i ewentualnych problemach, które się z nią niosły. Na przykład właśnie tego, że potrafiły pojawiać się klątwy znacząco uprzykrzające życie.
Co prawda mógł próbować łapać Augustusa "na dziko", ale szanował czas kuzyna. Był zajętym człowiekiem, jak chyba każdy w tym domu, a sprawa wymagał na pewno czasu. Niekoniecznie może z jego gadania, ale pewnie mężczyzna będzie musiał świeczki zrobić? Odlać? Też zdobyć dziwaczne składniki? Wyglądały na łatwo dostępne, te które na liście widział, ale z eliksirów też nie był nigdy nade wybitny. Ulubione powiedzonko profesorków w szkole: "zdolny, ale leniwy"! Damn right. A żebyście wszyscy wiedzieli...
Takim sposobem wieczorem, 10 czerwca, Sauriel pojawił się przed drzwiami Augustusa i zapukał, czekając, aż dostanie przyzwolenie na ich otworzenie. Ubrany w skórę i ciężkie buciory prezentował się jak gówno przy różach w domu Rookwoodów, ale wojny z nim o tym, żeby wyglądał jak na czarodzieja czystej krwi wypadało przeszły do lamusa. Nie miały sensu. Koniec końców Sauriel i tak prawie nie uczestniczył w życiu czarodziei czystej krwi, a skoro ze swoich zobowiązań wobec Śmierciożerców wywiązywał się zawsze śpiewająco i nigdy nie zawiódł (przynajmniej w sprawach poważnych) to przynajmniej ojciec Sauriela, a brat Chestera, nauczył się to jakoś tolerować. Nie, nie tolerować, to złe słowo. IGNOROWAĆ. O tak, nauczył się to ignorować.
- Bry wieczór, kuzynie. - Przywitał się, rozglądając po wnętrzu, chociaż nie spodziewał się znaleźć tu niczego niepoprawnego, nieuporządkowanego czy czegokolwiek, co mogłoby jego oko przyciągnąć i mówiło jakkolwiek o tym, że Augustus nie jest taki doskonały i złoty, za jakiego się podaje. Nie był. Ale ten świat był jedną wielką grą pozorów. Kiedyś Saurielowi było naprawdę Augustusa szkoda. Dzisiaj została już akceptacja codzienności. - Nie będę zajmował ci dużo czasu, bo jak nie jesteś zajęty to jesteś zajęty łapaniem oddechu. Żyjesz jakoś? - Robienie kariery w Ministerstwie było męczące i upierdliwe - zdaniem Sauriela. Obcowanie z ludźmi, próby włażenia im pod skóry, w dupę, pilnowanie, żeby tobie też chcieli w dupę wchodzić, bo to znaczyło, że już jesteś kimś... Sauriel by ich wszystkich w końcu zajebał z nerwów. Ale to on był tu agresorkiem i samotnikiem. Jakby kiedyś Augustus złamał komuś nos w trakcie pracy w Ministerstwie to Sauriel uznałby, że świat się kończy.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.