• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[10.06.1972] Blask świec

[10.06.1972] Blask świec
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
13.08.2023, 08:45  ✶  

Przedmioty potrzebne do rytuałów to czasami była jakaś bujda na kółkach. Teraz klątwołamaczka kazała załatwić tylko świece, specjalnie wykonane. Sauriel dzielnie trzymał karteczkę z potrzebnymi rzeczami w swojej kieszeni i sprawdzał dłonią co jakiś czas, czy nadal tam jest. Kto wie? Może wyfrunęła? innym razem nakazałaby wyrwać pióro z dupy nowo narodzonego feniksa. Bądź tu mądry. A potem wszyscy się dziwili, że był nieukiem w Hogwarcie, że mu się nie chciało, albo że celowo robił na złość swojej rodzinie, tym bardziej ojcu, który chciał go wcisnąć do biura aurorów, żeby tam poszerzyć wpływy Śmierciożerców. Magia była przedziwnym tworem i stwierdzał to on, który się wśród magii wychował. Nie przestawała zadziwiać, zmieniać się. Najdrobniejszy czynnik mógł sprawić, że zamiast pomóc wzrosnąć kwiatkowi z ziemi to nagle stworzysz z niej krowę. Na ten temat też wypowiedzieć się mógł, w końcu wraz ze Stanleyem Borginem sadzili ogórki. W zasadzie temu też nie dowierzał, że dał się na to namówić, ale czego nie robi się dla przyjaciół? Tak, Sauriel narzekał, marudził, na szczęście chwilowo tylko w zaciszu własnej głowy. I jak na niego - całkiem mało. Nigdy nie sądził, że śmieszne hobby Augustusa (z którego robił sobie podśmiechujki, bo poważny Minister Magii, który w przerwie robi świeczki brzmiało zabawnie w jego mniemaniu) kiedyś mu się autentycznie przyda. Kto wie? Może Augustus częściej miewał jakieś takie problemy? Jako osoba, która w przeciwieństwie do Sauriela posiadała jakieś ambicje pewnie wiedział co nieco więcej o ludzkiej zawiści i ewentualnych problemach, które się z nią niosły. Na przykład właśnie tego, że potrafiły pojawiać się klątwy znacząco uprzykrzające życie.

Co prawda mógł próbować łapać Augustusa "na dziko", ale szanował czas kuzyna. Był zajętym człowiekiem, jak chyba każdy w tym domu, a sprawa wymagał na pewno czasu. Niekoniecznie może z jego gadania, ale pewnie mężczyzna będzie musiał świeczki zrobić? Odlać? Też zdobyć dziwaczne składniki? Wyglądały na łatwo dostępne, te które na liście widział, ale z eliksirów też nie był nigdy nade wybitny. Ulubione powiedzonko profesorków w szkole: "zdolny, ale leniwy"! Damn right. A żebyście wszyscy wiedzieli...

Takim sposobem wieczorem, 10 czerwca, Sauriel pojawił się przed drzwiami Augustusa i zapukał, czekając, aż dostanie przyzwolenie na ich otworzenie. Ubrany w skórę i ciężkie buciory prezentował się jak gówno przy różach w domu Rookwoodów, ale wojny z nim o tym, żeby wyglądał jak na czarodzieja czystej krwi wypadało przeszły do lamusa. Nie miały sensu. Koniec końców Sauriel i tak prawie nie uczestniczył w życiu czarodziei czystej krwi, a skoro ze swoich zobowiązań wobec Śmierciożerców wywiązywał się zawsze śpiewająco i nigdy nie zawiódł (przynajmniej w sprawach poważnych) to przynajmniej ojciec Sauriela, a brat Chestera, nauczył się to jakoś tolerować. Nie, nie tolerować, to złe słowo. IGNOROWAĆ. O tak, nauczył się to ignorować.

- Bry wieczór, kuzynie. - Przywitał się, rozglądając po wnętrzu, chociaż nie spodziewał się znaleźć tu niczego niepoprawnego, nieuporządkowanego czy czegokolwiek, co mogłoby jego oko przyciągnąć i mówiło jakkolwiek o tym, że Augustus nie jest taki doskonały i złoty, za jakiego się podaje. Nie był. Ale ten świat był jedną wielką grą pozorów. Kiedyś Saurielowi było naprawdę Augustusa szkoda. Dzisiaj została już akceptacja codzienności. - Nie będę zajmował ci dużo czasu, bo jak nie jesteś zajęty to jesteś zajęty łapaniem oddechu. Żyjesz jakoś? - Robienie kariery w Ministerstwie było męczące i upierdliwe - zdaniem Sauriela. Obcowanie z ludźmi, próby włażenia im pod skóry, w dupę, pilnowanie, żeby tobie też chcieli w dupę wchodzić, bo to znaczyło, że już jesteś kimś... Sauriel by ich wszystkich w końcu zajebał z nerwów. Ale to on był tu agresorkiem i samotnikiem. Jakby kiedyś Augustus złamał komuś nos w trakcie pracy w Ministerstwie to Sauriel uznałby, że świat się kończy.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#2
13.08.2023, 21:19  ✶  
- Wejdź, wejdź - rzuciłem w przestrzeń przede mną, spodziewając się Sauriela. Nieco zmroziło mnie to, że zasady panujące w domu, wciśnięte nam siłą przez Ojca, rozkorzeniały się nawet na inne relacje rodzinne. Zapukał i stał, i czekał aż waćpan zaprosi... Jedyna różnica to taka, że u mnie, tak podsłuchując sobie pod drzwiami, nie uświadczyłby dźwięku wydawanego przez rój żądlibąków. Takie konspiracje... Właściwie, to brak zaufania w stosunku do rodziny, czyż nie?
- Bry-bry - mruknąłem, nie chcąc jeszcze odrywać nosa znad książki. Czasami, kiedy tak usilnie mnie coś wciągnęło, ciężko było mi się oderwać od lektury, tak, że gotów byłem pozamykać wszystkie drzwi i okna, pozabijać deskami i zniknąć, ale na szczęście to nie była jedna z tych lektur. Po prostu ciekawy fragment i nerwica natręctw, która nakazywała mi skończyć rozdział niż odłożę książkę, a pozostał jeszcze jeden akapit i... trzasnąłem okładką, odkładając to ustrojstwo na bok. Delikatnie. Może trochę wcześniej przesadziłem.
- Jakoś żyję - odparłem na słowa Sauriela i zaprosiłem go by sobie siadł, a nie stał jak ten kołek. Zmierzyłem go jeszcze wzrokiem, bo nosił się bardziej jak mugol niż poważany czarodziej, ale właściwie odkąd pamiętam tak miał, ale przez myśl mi przeszło, jakbym wyglądał w podobnym wdzianku. Zapewne jak pajac. Ale ciekawe, co by Avelina powiedziała na taki style? Zdania małżonki oraz siostry raczej wolałem nie słyszeć.
Cóż, odchrząknąłem i machnąłem różdżką żeby nam się nalało trochę alkoholu na ten wysuszony dziób. Nie zamierzałem się tu rozpijać z Saurielem, ale musiałem się napić skoro mieliśmy trochę współpracować. Bywał, moim zdaniem, zanadto wyluzowany. Czasami mu zazdrościłem, a czasami nasłuchiwałem, czy nie zbliża się Ojciec, który skrytykowałby taki stan rzeczy. Jedne było pewne, że Sauriel miał to na każdym względzie w głębokim poważaniu, a ja wyniszczałem się od środka, chcąc spełnić wszelkie oczekiwania. Jako syn, ojciec i urzędnik.
- Wspominałeś coś o świeczkach w liście... - zacząłem, biorąc do dłoni jedną ze szklanek, które do nas przylewitowały. Wziąłem łyka i spojrzałem na Sauriela spod byka, mimowolnie palcem przygładzając swojego wąsa. - O świeczkach... - powtórzyłem, wypominając mu tym samym te wszystkie żartobliwe wstawki na temat mojego hobby, szczególnie o świeczkowym Ministrze Magii.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
13.08.2023, 23:06  ✶  

Ach tam od razu zatruwanie powietrza zatęchłymi zasadami Rookwoodów! Toć to zwyczajowa grzeczność! Albo, według rozumienia Sauriela, baczenie na to, co się chce zobaczyć, a czego nie chce. Bo skąd miał wiedzieć, co tam właśnie się działo? Może akurat Augustus kończył zabawiać się z jakąś panienką? Albo z braku panienki - z własną ręką? A może własnie latał w samych gatkach słonika, albo przymierzał żonobijkę? Sauriel spodziewał się, że ludzie w wolnych chwilach, w zaciszu swojego kąta, robić mogą wszystko. Bo właśnie dlatego ten kąt był ich, że nikt im tam nieproszony nie przeszkadzał. I tak, tak, powiecie, że się umówił... no umówił. Tylko, jak słusznie mu kuzyn wypomniał, bardzo mało klasycznie i bardzo mało treściwie. Zakres czasu przyjścia był szeroki, ostatnie, czego by się więc spodziewał to tego, że Augustus siedzi na baczność i po prostu czeka. Nic nie robiąc. No, może akurat to, że siedział ciągle w garniaku - w to by uwierzył. Zamiast się w wygodną koszuleczkę i spodnie przebrać, jak mamusia przykazała... a nie, moment. Przecież byli wśród Rookwoodów. Tutaj głównym przykazaniem był kij w dupie i ubiór do kija dopasowany. Tak czy siak - strzeżonego Pan Bóg strzeże, a że Sauriel liczyć się nauczył to liczył na siebie. Brońcie bogowie - na Boga. Był człowiekiem bardzo małej wiary.

Czarne oczy wampira padły na skupionego na książce Augustusa. I nawet mu nie przeszkodził - niech czyta. Albo może - doczyta. Czarnowłosy ni chuja nie miał cierpliwości (to znaczy - nie miał jej zbyt wiele), ale że sam lubił czytać książki to doskonale znał ten ból, kiedy ktoś ci się wpieprza w środek rozdziału i nie daje nawet kulturalnie dokończyć fragmentu, do którego potem łatwo jest wrócić. Dlatego wzrok od kuzyna ściągnął na jego półki - na tytuły książek, na wystrój, na to, czy wszystko jest równiutko i czy chłoczyść odpowiednio często tu latało czy może testem białej rękawiczki pokazałby, że Augustus to jednak ukryty brudasek! Ale chyba musiał zawieść samego siebie. Wystarczyło, że zobaczył coś ciekawego i już mógł się zająć badaniem rzeczy nowej, niezrozumiałej, czekającej na poznanie. Jak dzieciak.

- Zabrzmiało bardzo optymistycznie. - Wyszczerzył kły w paskudnym uśmieszku, kiedy klapnął sobie na wskazanym miejscu i poprawił skórę na ramionach odpowiadając na spojrzenie. - Co to za życia, jak ciągle przesiadujesz w tym gównianym Ministerstwie. - Szkoda było młodości, dorosłości... wszystkiego! Oczywiście tak bardziej go zaczepiał, bo doskonale rozumiał, czym była ambicja i nie szykanował tego, że Augustus takową posiadał. Wręcz przeciwnie - szanował to. Ale nie byłby sobą, gdyby był zbyt milusi. To znaczy - czasami mu się zdarzało. Kiedy naprawdę fatalnie się czuł, bo kolejny raz zostawiono go zdychającego, bo "u wampira samo się zagoi". No, zagoi. Niestety bolało ciągle tak samo. Z zachwytem zatarł rąsie, kiedy pojawiły się konkrety na stole. Czyli - alkohol. - Oo, nawet przygotowałeś eliksir wspólnego porozumienia. - Uniósł szklaneczkę tak w geście "twoje zdrowie" i upił łyczka, zanim kontynuował.

- Ay. ŚWIECZEK. - Podkreślił, powtarzając teraz już trzeci raz to magiczne słowo klucz. Ale widząc minę Augustusa prychnął z rozbawienia. - Słuchaj, też nigdy nie sądziłem, że twoje świeczki się komukolwiek przydadzą... mam nadzieję, że będą miały jakiś fikuśny kształt, tak po znajomości. Na przykład, nie wiem. Penisów. - Sauriel wygrzebał karteczkę z kieszeni i położył ją na stole, przesuwając w kierunku Augustusa. - Głupia sprawa, brałem udział w tym zasranym Beltane z narzeczoną i dotknęła nas klątwa tego pierdolonego plecenia wianuszków. I potrzebuję twoich pięknych świeczuszek, żeby się tego gówna pozbyć.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#4
14.08.2023, 22:19  ✶  
Och, kiedy chociaż chwilę trzymałem się z dala od Sauriela, zaczynałem zapominać, jakie miał niewiarygodnie irytujące spojrzenie na świat. Totalnie inne niż nasz, Rookwoodów. To, co było naprawdę istotne, uważał za jakieś gówno, a gówno z kolei za złoto. I bądź tu przy nim mądrym, skoro każda jego myśl była niczym papka. Miałem okazję oglądać ciała osób, które spadły z bardzo wysoka i nie nadawały się do reanimacji. Mózg Sauriela musiał przypominać mózg tej ofiary. Zdecydowanie. Albo mózg dziecka, bo czasami miałem wrażenie, że zatrzymał się w rozwoju i po prostu nie dorósł.
- Pracuję nad karierą zawodową, a to wymaga wysiłku oraz nakładu czasu - wtrąciłem się, bo moja praca nie była przesiadywaniem w tym gównianym Ministerstwie Magii, tylko ciężką pracą, staraniami, poszerzaniem znajomości i rozpoznawalności.
Łyknąłem alkoholu by to jakoś przetrawić. Właściwie dopiłem do dna i machnąłem różdżką by karafka zaszczyciła mnie swoją obecnością na biurku. Chyba jednak potrzebowałem jeszcze. Nie mogłem tak w pełni na trzeźwo tolerować punktów widzenia Sauriela, szczególnie że potrzebował moich umiejętności, które kpiąco wyśmiewał. Aż wielokrotnie żałowałem, że o tym mu wspominałem. Czy sam się dowiedział. Już nawet nie pamiętałem. Może pewne informacje na mój temat powinienem mu wymazać z tej przystojnej główki? Kuszące.
Pewnie bym dalej ukazywał niezadowolenie nakrapiane zdegustowanym prychaniem, popijane alkoholem, ale kartka na stole, którą położył Sauriel, oraz jego krótka opowieść o klątwie aż za bardzo przykuły moją uwagę, by ciekawość nie wzięła góry nad uprzedzeniami do kuzyna.
Złapałem kartkę, przeczytałem i wbiłem w niego spojrzenie. Trochę zatroskane, trochę zaciekawione. Coś pomiędzy. Oczywiście puściłem mimo uszu jakiegoś uwagi o penisowych kształtach. Jeszcze czego.
- Powiedz mi, jak się czujecie? Wszystko z wami w porządku? Mogłeś przyjść do mnie wcześniej - odparłem już trochę bardziej zaniepokojony, bo tak się składało, że prawdopodobnie już dwukrotnie miałem do czynienia z tym paskudztwem. - Na twoim miejscu nie zgrywałbym głupka. Moja... znajoma popadała w obłęd przez tę klątwę i... nie jestem pewien, ale chyba mieliśmy na stole w pracy delikwentkę, która się zabiła pod jej wpływem, ale to nie jest potwierdzona informacja - przyznałem już rzeczowym tonem, nieco wahając się na słowie „znajoma”, ale reszta brzmiała niczym częściowy raport z sekcji zwłok.
Przetarłem twarz dłonią. To chore, że nikt nie dopilnował by na obchodach tak ważnego święta, którym było Beltane, nikt nie zadbał o bezpieczeństwo uczestników. Niektórych pracowników Ministerstwa zdecydowanie trzeba było zwolnić, gdyż to było bardziej niż oburzające.
Patrzyłem na Sauriela wyczekująco. Z klątwami nie było żartów, a on sobie tu przychodził, jakby wpadał na ploteczki, a nie po świece, które prawdopodobnie uratują im życie.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
15.08.2023, 10:02  ✶  

Zawsze, w ramach ostateczności, można było pójść na ugodę. Czyli obwieścić, że mózg Sauriela był połączeniem obu tych rzeczy. Taki... mózg dziecka w formie papki? Na przykład! Albo papka w formie mózgu dziecka, można było kreatywnie kombinować. Chociaż akurat Sauriel wybitnie kreatywny nie był, nawet mimo swojego zamiłowania do muzyki i instrumentów. Co innego jednak grać, co innego tworzyć coś samemu. To ostatnie szło mu gorzej. Tak samo jak w wielu momentach brakowało mu po prostu wyobraźni. W każdym razie - wypaczone wartości wyznawane przez Sauriela stanowiły sól w oku niejednego mieszkańca tego domu. Koniec końców liczyło się, jak wypadasz w swoim fachu, a w tym wypadał czarnowłosy należycie. I był tego aż nadto świadomy, że był to powód, dla którego jeszcze tutaj mieszkał i nie sprawdzono, jak to wychodziło z dzieleniem jego skóry na kawałki, żeby przekonać się, czy pod spodem nie ukrył się jakiś chochlik zamiast dumnego czarodzieja czystej krwi.

- Ay, ay... - Taak, no właśnie - kariera. Zawód! Zawodem Sauriela był fakt, że w ogóle się urodził. Takie wielkie rozczarowanie. Chyba że akurat dostawał whiskey to wtedy nie był zawiedziony. Poza tym, tak czysto formalnie, też pracował w Ministerstwie! Przynajmniej jako figurant. Bardziej żeby nie było, że jest bezrobotnym śmieciem, jego skromnym zdaniem. A był. Zamiast trudnić się czymś godnym człowieka to uganiał się po Nocturnie za dziwnymi rzeczami i jeszcze dziwniejszymi ludźmi, żeby potem obijać mordy. Dawno przestało mu przeszkadzać, że z tego względu potrafili patrzeć na niego z góry, albo traktować jak... właśnie jak taki zawód. Chociaż co prawda nie to zupełnie Augustus miał na myśli wypowiadając to słowo, ale tak wewnętrznie sobie Sauriel z tego pośmieszkował.

- Daj spokój. Po Beltane to jest kocioł kompletny. - Nie musiał tego mówić, Augustus świetnie sobie zdawał z tego sprawę, ale fakt był taki, że Sauriel do nikogo z tym nie przyszedł. To jest - wypytywał ludzi i szukał kogoś, kto by wiedział, o co chodzi, ale jakoś Augustus był ostatnią osobą, która mu wpadła do głowy. Dopiero, kiedy pojawił się temat świeczek. Wtedy przyszło objawienie. Ale, cóż... jak już zostało powiedziane - jego kuzyn był zajętą osobą, Sauriel mimo wszystko też był bardzo zajęty. Odmienne godziny funkcjonowania również nie zawsze ułatwiały komunikację. Rzeczywiście jednak trzeba było połączyć wątki, a nie wpadło mu do głowy, że August może mieć jakieś pojęcie o tym, co stało się z tym całym urokiem na Beltane. - Ay, w porządku, dzięki. Wkurwia mnie to niemiłosiernie, a mojej narzeczonej spędza sen z powiek. Wiesz, z moim trybem życia. - Wzruszył lekko ramionami, ale sam fakt, że o tym wspominał, świadczył, że nie był mu obojętny stan Victorii. Bo nie był. Mocno się o nią martwił. - Mamy bardzo dobry kontakt z Victorią, więc to nie jest bombarda rzucona w ryja. Co, czytałeś artykuł? - Ten w poważnej gazecie i... no Sauriel na przykład uwielbiał szmatławce i wszystkie łzawe i durne historie. Ostatnio przeczytał taką o magicznej kostce rubika w ministerstwie, co to demony miała przyzywać i że niby w Ministerstwie wszyscy przerażeni... no co? Dobra była historia... Natomiast to, co powiedział następnie Augustus sprawiło, że Sauriel otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. - Ty tak na poważnie. - Nie było to stwierdzenie do końca, ale też nie kwalifikowało na pytanie. Bo to, że kuzyn poważnie mówił, widział na jego twarzy. - Huh... nieźle... - Nie, śmierć nie robiła na Saurielu większego wrażenia i widać było, że jest zaintrygowany tymi dwoma rewelacjami, nie zmartwiony. - Nah, daj spokój. Pewnie, że nie bagatelizuje. Jak kot z pęcherzem latam i szukam rozwiązania od miesiąca. Znaleźliśmy w końcu klątwołamaczkę. Stąd ta prośba. O świeczki. Potrzebne do rytuału. - Skinął głową na kartkę i pochłonął kolejną szklaneczkę whiskey. - Powinienem zwrócić ci honor, jakoś nie traktowałem poważnie tego twojego hobby. - Hobby jak hobby, każdy miał swoje. Sauriel na przykład lubił gromadzić mięciutkie rzeczy i miał schowaną w szafie mięciutką, różową poduszeczkę. To nie tak, że drwił na serio z tych świeczek i kadzidełek, ale... nie byłby sobą, jakby się nie wyzłośliwił od czasu do czasu. Augustus był taki sztywny, że miał wrażenie, że wręcz to jego uświęcony obowiązek, żeby potykać tego kijaszka!



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#6
17.08.2023, 10:23  ✶  
Beltane... W drobnej części swojego jestestwa cieszyłem się, że w okresie święta nie było mnie w okolicy. Nie dość, że dzięki zagranicznej podróży z małżonką ominęły mnie śmierciożercze obowiązki, to jeszcze nie narażałem jej na skutki brania udziału w świętowaniu. Siebie zresztą również, dzięki czemu wcześniej, jak i teraz miałem okazję zachować trzeźwy umysł i ratować życie. A musiałem przyznać, że zarówno zależało mi na zdrowiu Aveliny, jak i Sauriela... Tyle tylko, że Sauriela nie chciałem całować, a Aveliny z kolei nie mogłem całować.
Westchnąłem ciężko, ale przywołałem się do porządku. Co jak co, ale musiałem Saurielowi tym razem przyznać rację, że po Beltane był kocioł kompletny. Nawał pracy w Ministerstwie taki, jakby sam Minister Ugandy do nas przyjeżdżał. A nie przyjeżdżał. Próbowałem podsłuchać, czy kogoś może nie wyrzucą z jakiegoś ciekawego stanowiska, ale nic ciekawego z przyszłym ofert pracy nie wpadło mi w ucho. Trudno.
- Tak, na poważnie - mruknąłem, po czym łyknąłem... w sumie nie zwróciłem uwagi, co nalewałem. Whisky, tak spojrzałem i jeszcze raz łyknąłem ale tym razem by skosztować. No ładnie. Może nie powinienem był zaczynać picia w towarzystwie Sauriela, bo to mogło się źle skończyć, gdyż oboje mieliśmy słabość do alkoholu i do odurzania się. Nie przepadałem za sobą w wersji upojonej, bo nie byłem w stanie w pełni się kontrolować z reakcjami oraz słowami, więc preferowałem tego nie robić albo w kontrolowanym otoczeniu, najlepiej najdalej od Ojca.
Odstawiłem szklankę, po czym wstałem od biurka. Obowiązki nagliły, więc już własnymi rękoma postanowiłem przygotować się do tworzenia świec. Czasami mnie to relaksowało, pomagało rozruszać mięśnie. Za często zastygałem za biurkiem by teraz dalej przed nim siedzieć, tylko machając rękoma. Czułem się w obowiązku dbać również o sprawność fizyczną. Potrzebna mi była do pojedynków magicznych.
- Raduje mnie, że masz dobry kontakt z narzeczoną. Odpowiednia komunikacja to podstawa by dogadywać się w przyszłym pożyciu, małżeństwie - zauważyłem, chcąc jakoś zagadać. Podbudowało mnie i nieco nakarmiło mi ego to, że Sauriel poniekąd przeprosił mnie za naśmiewanie się z moich zajęć. Co prawda, nauczyłem się tego by nie kupować non stop świeczek i kadzideł do skomplikowanych zaklęć i rytuałów czarnomagicznych, ale tego akurat nie musieli wszyscy wiedzieć. Zresztą, o świeczkach też niewiele osób wiedziało, bo to było nietypowe... Tak myślę. Może trochę obawiałem się opinii publicznej i domysłów na co mi to wszystko. Ale przydawało się nie tylko do czarnej magii... Jak widać.
Wyciągnąłem kociołek na kredens i resztę rzeczy. Oczywiście po szafach też miałem porządek, więc Sauriel nie musiał się doszukiwać gdziekolwiek nieładu. Jedyne miejsce destrukcji, to oparcie fotela w rogu, gdzie zazwyczaj spędzał czas mój kruk. Niekiedy bywał narwany. Drapał i dziobał. Na szczęście nie mnie. Mnie jakimś cudem znosił. Czasami miałem wrażenie, że usilnie tęsknił za mordowaniem... Choć to była bardziej moja projekcja. Próbowałem ujrzeć w nim przyszłego siebie.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
17.08.2023, 22:10  ✶  

Ktoś mógłby tutaj się odważyć na stwierdzenie, że Sauriel źle wpływał na swoje otoczenie. Nie dlatego, że był agresywny, że był pyskaty, że siłą go czasami musieli ustawiać do parteru i wtedy zaczynał chodzić grzecznie, jak w zegarku, dopóki znów się nie rozregulowywał. Nie, nie, nie o to chodzi. Nawet nie o to, że po kryjomu czytał mugolskie książki i słuchał mugolskiej muzyki, albo że miał kumpla z którym regularnie wymykał się kiedyś na równie mugolskie koncerty. Pal licho! Miał zły wpływ na otoczenie, bo wszyscy jakoś w jego obecności: pili. I to pili więcej niż zazwyczaj! W zasadzie normalne, na trzeźwo rzeczywiście można było mieć problem, żeby z nim wytrzymać. A że jeszcze sam Sauriel był taki, że pił i pił, i pił, I PIŁ... i potem jeszcze dalej mógł pić, mając aż zbyt mocną głowę do tego, to niektórzy chcieli mu dorównać tempem i poziomem i... wychodziło jak zwykle. Tymczasem sam winny (do żadnej winy by się Sauriel nie przyznał!) pił dalej. I nawet nie zauważył, że coś było nie tak z faktem, że Augustus jeszcze chwila i będzie obrabiał trzecią, a potem czwartą szklankę i że jednak tak nie powinno być. Jeśli oczywiście chciał dostać te świeczki. A chciał. Bardzo chciał. Wręcz: musiał.

- To nie, serio nie ma źle. - Lekko machnął ręką, kiedy Augustus potwierdził powagę. Czy jakby było bardzo źle to by powiedział? Raczej tak. Sauriel był niezwykle prostym stworzeniem. Jedyną komplikacją jego było to, że nie lubił prosić, dziękować, ani przepraszać. I jeśli to robił to rzeczywiście COŚ musiało się dziać. Tak jak swoje problemy wolał załatwiać na własną rękę niż kogoś mieszać to kiedy faktycznie tej pomocy potrzebował - przychodził. Ze swojej strony też zawsze w końcu gwarantował, że pomoże. Dla niego to były bardzo płynne "transakcje", których nawet nie rozpatrywał względem przysług per se. Mimo tego, że trochę tak funkcjonował. Po prostu się nie dopominał, nie wyliczał, nie wytykał. Chyba że ktoś naprawdę mu zawracał dupę pierdołami, albo zbyt często. To się Augustusa jednak nie dotyczyło. - A co tam u ciebie? Jakieś zmiany? Nowiny? - Coś się kręciło w życiu towarzyskim? Skoro już tutaj był, został poczęstowany alkoholem i tylko brakowało, żeby buciory na biurko wywalił to bardzo chętnie się dowie, co tam teraz poza ministerstwem słychać. Albo i nawet w samym Ministerstwie, bo przecież tym jego kuzyn żył. I nie, spokojnie. Sauriel nie zamierzał butów wywalać.

Z ciekawością śledził poczynania Augustusa. Nie znał się na tym ni chuja, ale zawsze go interesowały rzeczy nowe, które mógł podpatrzeć, o których coś tam mógł się dowiedzieć.

- Da radę to zrobić na miejscu? Nie chcę ci zabierać całego wieczora. Ay, to dość pilne, ale się już i tak wjebałem ci na głowęę. - Mówił to całkowicie szczerze, bo jakiegokolwiek wrażenia by nie robił - szanował czas Augustusa i jego samego. A teraz był jego czas wolny, który mógł przeznaczyć na chociażby sen. Dlatego wolał się tutaj upewnić co do tego.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#8
21.08.2023, 19:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2023, 19:25 przez Augustus Rookwood.)  
- Dziękuję, że łaskawie szanujesz mój czas - odparłem do Sauriela, nie wiem, czy bardziej z wdzięcznością, czy z ironią w głosie. Cóż, ostatecznie bardziej z uznaniem, bo nie spodziewałbym się po nim podobnej skromności, patrząc na to jak tu wszedł w tej lśniącej kurtce, z włosem rozwianym na wariata i te buty... Chodząca gwiazda indywidualizmu. Miło, że w tym jego wielkim świecie było jeszcze miejsce na docenienie nudnego kuzyna.
- Nie zajmie to dużo czasu. Po prostu trzeba wszystko roztopić, wymieszać, rzucić drobne zaklęcie i... I na koniec musi zastygnąć - przyznałem, odwracając się ponownie od Sauriela by sięgnąć jeszcze po zasuszone zioła, naturalne barwniki i knoty. Zerknąłem na karteczkę z notatkami i w sumie zdecydowałem, że nie będę przesadzał z ilością ani tym bardziej różnorodnością dodatków. Jak również miało to miejsce u Aveliny, ale u niej z kolei nie miałem całego swojego asortymentu.
- U mnie nic ciekawego - przyznałem, wsypując kawałki parafiny do kociołka. - Mam wrażenie, że w pracy stanąłem w miejscu. Ciągle te same przyczyny zgonów. Nic nadzwyczajnego, a możliwości awansu brak. Mógłby ktoś kopnąć w kalendarz albo iść na dłuższy urlop, albo emeryturę - kontynuowałem zawiedziony, pozwalając sobie na delikatne ponarzekanie. A co! Pewnie to wina alkoholu, który za chwilę, za jedną szklankę czy dwie zacznie uderzać mi do głowy, ale już widać było jego działanie w postaci rozwiązującego się języka.
Rozpaliłem płomyk pod kociołkiem by powoli się roztapiało, a sam wróciłem do biurka. Nie robiłem żadnych świec od pobytu w mieszkaniu panny Paxton, więc musiałem przyznać, że jakoś szczególnie lekkie doświadczenie to dla mnie nie było. Nawiedzały mnie wspomnienia z naszych ostatnich spotkań, więc postanowiłem przerwać te prezentacje, wychylając do końca drugą szklankę whisky. Lekko się skrzywiłem. Paskudne, ale dobre.
- Pozwoliłbym ci wybrać kolor świecy, ale niestety potrzebujesz czarnych - zauważyłem, biorąc poprawkę na to, że będzie ściągał klątwę. To chyba najczęściej stosowany przeze mnie barwnik, więc miał szczęście, że jeszcze co nieco pozostało. Musiałem dokupić, gdyż nie chciałem go pozyskiwać własnoręcznie. - Musimy chwilę poczekać - przyznałem, zastanawiając się, czy może nie powinienem był obrać drogi życia takiego Sauriela? Buntownika... Jakoś nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić. Najwyraźniej byłem niedostatecznie asertywny, szczególnie jeśli chodziło o rodzinę.
- A u ciebie jak tam? Czym się aktualnie zajmujesz? - dopytałem, bo właściwie czasami widywałem go w Ministerstwie Magii, ale bardzo rzadko. Prawie wcale.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
22.08.2023, 11:43  ✶  

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się szeroko, zadowolony z siebie niesamowicie. Mimo tego (a tak naprawdę to dokładnie dlatego), że usłyszał tę ironię, albo przynajmniej dla niego ironia to była. W końcu sam uważał, że to nie nadzieja umierała ostatnia tylko czarny humor. - Jasne. Dobrze, żeś łyknął dwie szklanki. Mój najlepszy kumpel zwykł mówić, że trzeba pić na obie nóżki. Dla równowagi. - Pokazał kły w zadowolonym uśmiechu, chociaż nie posądzałby akurat Augustusa o pracowanie w stanie nietrzeźwości. Zresztą chyba sam nie chciałby kuzyna rozpijać, kiedy w grę wchodziło coś poważnego. Żarty żartami, ale jak było powiedziane - ta klątwa, którą zebrali ludzie z Beltane, potrafiła być niebezpieczna. Jak sam Augustus powiedział - doprowadzała ludzi do szaleństwa, robili sobie z jej powodu krzywdę. I chociaż z nim i Victorią teraz nie było wcale jakoś wybitnie tragicznie, to po co ryzykować? Nie wspominając, że to był rytuał, a z rytuałami to czasem jak z alchemią. Jeden składnik za mało, pół grama soli mniej i zamiast uwięzić jakiegoś ducha to w przeciwnym efekcie wypuszczałeś go na świat. Nie chciał, żeby w próbie złamania klątwy coś się zepsuło. A potem powiedziałby: no, to chyba dlatego, że kuzyn pił, jak robił świeczki. Czemu pił? No bo powiedziałem mu: jak to, ze mną się nie napijesz?

- Potrzebujesz kogoś sprzątnąć? Ile płacisz? - I można by powiedzieć, że to był żart, bo Sauriel zapytał o to tak samo, jakby pytał właśnie, czy może dolać kuzynowi whiskey. Całkowicie luźnym, swobodnym tonem, nadal się nawet uśmiechał po tamtej wymianie małych ironii między nimi i własnego żarciku na wspominkę o Stanleyu i jego szczodrym polewaniu alkoholu na każdym ich spotkaniu. - Tylko nie mierz za wysoko, co? Jestem leniwy, nie chce mi się wysilać. - Tylko że nie, to nie był żart. Mógł to zrobić dla kuzyna. Bo czemu nie? Łączyło ich coś więcej niż nazwisko. Niestety nie wszystkich było się tak łatwo pozbyć i nie każdy był w zasięgu rąk Sauriela. Jak chociażby szefowa biur aurorów. To było daleko poza jego łapami.

- Szkoda. Wybrałbym różowe. - Powiedział siedzący w czerni gość. Z czarnymi włosami. Czarnymi jak noc oczami. Ale tak, faktycznie wybrałby różowy. Tylko dlatego, że w jego mniemaniu to byłoby zabawne. Poważny rytuał i różowe świeczunie. Na pewno dodałyby wspaniałego klimatu całemu przedsięwzięciu.

- Wszystkim, za co dobrze zapłacą. - Przyznał bez żadnych skrupułów. - W tym Ministerstwie to ja jestem bardziej figurantem niż potrzebnym elementem. - Prychnął. - Taki ze mnie posłaniec wampirzego grona jak z koziej dupy trąbka. Tak jakby wampiry tworzyły jakąś miłą, zgraną rodzinkę, która chce się dogadać. A tam każdy sobie rzepkę skrobie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#10
26.08.2023, 20:47  ✶  
Ech, chciałem rzec, że można by ubić samego Ministra Magii, bo bym chętnie złapał jego ciepłą posadkę żeby w końcu tatuś był ze mnie dumny, ale żebym dostał się na stanowisko Ministra Magii, to tych zgonów musiałoby być prawie całe Ministerstwo Magii, a jak Sauriel raczył wspomnieć, bywał nieco leniwy. Nie było co go obciążać całą masą zleceń, szczególnie że i tak miał napięty grafik. Z tą klątwą choćby.
- Przyznam szczerze, że trzeba by wybić tę całą bandę hien z mojego działu... Niby kostnica... Śmiesznie, fajnie... Wszystko to pozory, gierki. Jakbym bywał na nudnych spotkaniach towarzyskich. Jedyną prawdziwą i naturalną rzeczą w tej robocie są trupy - zauważyłem, krzywiąc się nieco i tak łypiąc na karafkę z whisky, ale Sauriel trafnie zauważył, że dobrze, że wypiłem dwie szklanki. A nie trzy, cztery albo dziesięć. Nie powinienem przesadzać, bo końcu nogi się pomylą, ile zostało wypitych na którą z nich. Ostatecznie wyląduję na podłodze, gubiąc przy okazji resztki godności.
- Cóż, przynajmniej mam doborowe, martwe towarzystwo, więc na razie przy tym poprzestańmy, szczególnie że zgłębiam co nieco z okultyzmu, nekromancji, więc tym bardziej doborowe to dla mnie towarzystwo - zauważyłem z uznaniem, kiwając głową, po czym wstałem z fotela by nieco przemieszać to wszystko, zerknąć jak się ma, bo nie można było przesadzić z temperaturą i też dodać barwnik.
- Ale jak przyjdzie kogoś zabić, nie omieszkam się zgłosić - odparłem pół żartem, pół serio. Szczerze? Przerażała mnie wizja zabijania. Czułem, że to granica, której raczej nie powinienem przekraczać. Przynajmniej czułem opory przed jej przekroczeniem, więc cieszyłem się, że Vespera mnie w pewien sposób kryje z tym defektem. Byłem świadom, że w końcu będę musiał to zrobić, szczególnie że zarówno Ojciec, jak i Voldemort do idiotów nie należeli i widzieli więcej niż można by się spodziewać. Przerażało mnie to. Cały ten temat. Między innymi robiłem wszystko inne, doszkalałem się by być na inne sposoby przydatnym. A to jako medyk, a to jako antropolog, trochę nekromanta... Z tym świeczkowym w rodzinie za bardzo się nie obnosiłem. Nie sądziłem by Voldemort pokochał mnie za to, że zrobię mu świeczunię w odcieniu ogórkowego szmaragdu.
- Swoją drogą, głupio postępują - odparłem, odnosząc się już stricte do wampirzego tematu. - Gdyby trzymali się razem, bardziej mogłyby poznawać swoją naturę, a przy okazji zbudować większy respekt wokół swojego grona. Wiesz, jednością silni - zauważyłem, mieszając ten letni wywar. Były jeszcze granulki, więc trzeba było jeszcze czekać aby potem świeca równo się paliła.
- Ale z wampirami jest trochę jak z kotami, prawda? Bez urazy, rzecz jasna. Chodzi mi o indywidualizm i chodzenie własnymi ścieżkami... Tylko teoretyzuję, bo wśród wampirów znam prawdopodobnie tylko ciebie - odparłem, rozwijając się tylko przez whisky, które powoli zaczynałem odczuwać. Nie na tyle by czuć się pijanym, ale na tyle by dodać sobie nieco odwagi w obyciu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Sauriel Rookwood (6130), Augustus Rookwood (4214)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa