• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[26 lipca 1972] Honorowy pojedynek | Strefa VIP-ów

[26 lipca 1972] Honorowy pojedynek | Strefa VIP-ów
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
19.09.2023, 22:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:51 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Lyssa Mulciber
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Wstęp


Hala widowiskowa mieszcząca się przy ulicy Horyzontalnej, z zewnątrz nie wyglądała jakby miała pomieścić wszystkie osoby z wydłużającej się z godziny na godzinę kolejki. Wszystko za sprawą sprawnie funkcjonujących zaklęć kształtujących, ale w głównej mierze transmutacyjnych, nałożonych na to miejsce. Przy każdorazowym wydarzeniu odbywającym się na hali, wynajmujący przestrzeń mógł ustalić z obsługą obiektu wszystkie swoje wymagania, a wówczas wnętrze było dostosowane tak by spełnić oczekiwania klienta. Tak było i tym razem. Dzisiejszego wieczoru pojedynek, na własne oczy, miało obejrzeć około 250 czarownic i czarodziejów. Dla ponad dwustu z nich przygotowane zostały schodkowe trybuny, rozmieszczone równomiernie po hali. Jednak dla gości specjalnych, dla tych którzy posiadali unikatowe zaproszenie, oraz dla tych których stać było na wykupienie najlepszych miejscówek, była przygotowana specjalna wydzielona strefa. Wygodne i obszerne loże wyposażone w wentylację oraz zaczarowane popielniczki oraz drużyna kelnerska dostępna na jedne skinienie. Jednak przywileje płynące z bycia VIP-em można było odczuć praktycznie od pierwszych chwil. Dla wybranych zostało przygotowane osobne wejście, bez kolejki, bez oczekiwania na wybicie godziny otwarcia bram. Już po przekroczeniu progu, elegancko ubrana obsługa oferowała skromny aperitif. Wyróżnionych nie dotykał również obowiązek zostawienia w szatni odzienia wierzchniego, zamiast tego hostessy kierowały po czerwonym dywanie najkrótszą drogą do wydzielonej strefy.

Pomieszczenie właściwe miało kilka metrów wysokości i było naprawdę przestronne, a ponadto doskonale zaaranżowane. Odpowiedni balans światła i cieni razem z oprawą oświetleniową wprowadzał atmosferę wieczorowej gali. Niezbyt głośna, ale wprowadzające odpowiednie wibracje muzyka potęgowała uczucie rosnącego napięcia. Całe pomieszczenie było przyozdobione nienachalnymi akcentami zaczerpniętymi z estetyki rodowej, korzystając po równo z symboliki rodziny Lestrange oraz Nott. W centralnym punkcie, w samym centrum, znajdowała się całkiem sporych rozmiarów, na podwyższeniu, okrągła arena. Z całych przygotowań to ona pochłonęła najwięcej czasu i uwagi. Na arenie o średnicy około 20 metrów, rozmieszczone były niezbyt trwałe makiety, sztuczne atrapy zasłon za którymi zawodnicy będą mogli jednorazowo ukryć się przed wymierzonym zaklęciem. Chociaż nie było to wydarzenie pod którym podpisywał się klub pojedynków, bo panowie postawili bardziej na formułę showmatchu, to regulamin został przeniesiony właśnie ze Srebrnych Różdżek.


***

Do otwarcia wydarzenia pozostawały jeszcze z niecałe dwa kwadranse, a ludzi ciągle napływało. Louvain kończył podpisywać ostatnie autografy, ściskał ostatnie dłonie czarodziei którzy życzyli mu powodzenia i powrócił do wydzielonej strefy, by oczekiwać na swoich pierwszych gości. Starszy gentelmen stojący w progu i pilnujący przejścia do pierwszych rzędów, zrobił dla niego przejście, na moment zdejmując z haczyka długie, czerwone i wiszące liny odgradzające sektory. Louvain miał na sobie założoną długą szatę do złudzenia przypominającą taką, którą zwykło się nosić na spotkaniach klubu pojedynków, jednak ta była przyozdobiona w insygnia rodowe Lestrangów. - Jak forma? - rzucił w stronę Atreusa, być może delikatnie stremowany, ale bynajmniej przerażony. Kiedy nie stał już w otoczeniu nieznanych mu z imienia kibiców, z twarzy nie schodził mu zadziorny i niepokorny uśmieszek. Zdążył nieco odwyknąć od zagradzających mu drogę, grupek fanów i fanek, ale dzisiaj dobrze sobie przypomniał czym była popularność. Choć od czasu do czasu pojawiały się nieprzychylne okrzyki sugerujące bardzo dobrą znajomość matki Louvaina z właścicielem krzyku, to bardziej go to pobudzało, niż wywoływało stres. - Trochę jakbyśmy zaraz znowu mieli wylecieć na szkolne boisko i skopać gryfonom dupska... też to czujesz? - dorzucił rozglądając się szyderczym spojrzeniem za ich rywalami. Chociaż ostatnie swoje mecze rozgrywali prawię dekadę temu, to tego typu skoki adrenaliny były mu znajome. Tak jak wtedy, tak i dzisiaj miał zamiar nie odstąpić ani centymetra pola walki, a po wygraną sama znajdzie się w zasięgu ręki. Kelnerzy i kelnerki rozmieszczeni w kilku miejscach oczekiwali na pierwszych VIP-ów stojąc za mini-barami na kółkach z tacą pełną wypolerowanego na błysk szkła.



Tura trwa do: 22.09, do godziny: 23:59

wiadomość pozafabularna
Zasady i informacje o wydarzeniu
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
20.09.2023, 11:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 12:50 przez Laurent Prewett.)  

Elegancki wóz zaprzęgnięty w abraksany przeleciał po ciemnym niebie nad głowami zebranych z szumem potężnych skrzydeł bijących w powietrze i na moment przysłaniając firmament rzuciły cień na ulicę. Gładkie podejście do lądowania miało miejsce kawałek dalej, gdzie było na to miejsce i gdzie ludzie nie kłębili się, próbując kupić bilety i dostać się do środka. Takim sposobem powóz opatrzony godłem rodziny Prewett, bogato zdobiony, ale i nieprzesadnie, ze smakiem, wjechał na ulicę Horyzontalną, niosąc ze sobą stukot podkutych kopyt i zatrzymał w odpowiednim miejscu. Woźnica zeskoczył z kozetki i otworzył drzwiczki. Laurent wysiadł jako pierwszy, by zaraz wyciągnąć dłoń w kierunku Victorii, jego Królowej Nocy, z subtelnym uśmiechem wymalowanym na ustach. Pomógł jej wysiąść i biorąc pod ramię poprowadził w kierunku wejścia do hali. Wejście do wnętrza było już tylko formalnością, kiedy dumni czarodzieje podali swoje imienne zaproszenia, żeby zagłębić się w tę pełną życia przestrzeń. Para na milion galeonów.

Laurent preferował biele, beże, odcienie jasne, ale tym razem przybrał ciemno-niebieski garnitur, który wyglądał jak gładka skóra smoka czy węża, dopiero z niego zdjęta. A czy z niej była to już można się domyślać. Czarna koszula, subtelne, złote dodatki, idealnie komponowały go z czarną kreacją jego pary na ten wieczór. I przede wszystkim doskonale kontrastrowały i podkreślały jasność jego morskich oczu migoczących w tych sztucznie wyczarowanych światłach jak morskie fale pod dotykiem promieni słońca oraz platynę włosów. Wszelkie niedoskonałości, blizny i siwe włosy, były skutecznie zamaskowane, czy raczej - "poprawione" zaklęciem transmutacyjnym, by na czas tej imprezy nie miały swojego miejsca bytu. Och, oczywiście cały ten wjazd, ta pokazówka, była w pełni zamierzona, a obecność Victorii wręcz strategiczna, więc Laurent naprawdę był rad, że go zaprosiła. Piękna, cudowne towarzystwo i jeszcze teraz skupiała na sobie sporo uwagi czarodziejskiej gawiedzi. Tak, zdecydowanie nie było się już co ukrywać bardziej ze znajomością. Szczególnie, że teraz już nie było czego ukrywać. Jak zawsze dawał jej czas, żeby nabrała równowagi po jeździe powozem, której naprawdę nie lubiła.

- Czy chciałabyś znaleźć twojego kuzyna? - Nie to, żeby Louvain był mu wieelce obcy, dzielili razem ten sam dom, tylko rok różnicy, w dodatku był to przyjaciel kogoś, kto dla Laurenta był kuzynem na papierze, a bratem w sercu. Tak samo jak Florence była niby jego kuzynką, a miał w zwyczaju mówić o niej per "CIOCIA", a myśleć jak o matce. Czasem miał wrażenie, że jest bliżej Bulstrodów niż własnej rodziny. Nie licząc jego ukochanej Pandory. Wzdrygnął się lekko spoglądając na scenę. - Doprawdy, mężczyźni nie przestaną mnie zadziwiać ze swoją potrzebą do rozwiązywania konfliktów za pomocą przemocy... - Rozglądał się spokojnie za znajomymi twarzami. Najbardziej za Louvainem (a raczej Atreusem) i Philipem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#3
20.09.2023, 13:14  ✶  

Uwielbiał się ukrywać. Taki już był. Cenił nie tyle swoją prywatność, ile raczej... Anonimowość. Dobrze czuł się z myślą, że wystarczy kilka machnięć różdżką i szczypta wyobraźni, aby mógł kompletnie zmienić swój wygląd i kroczyć wśród ludzi niezauważony. Bez względu na to, czy przebywał w magicznych dzielnicach Londynu, czy też w plugawym świecie mugoli – szanse na to, że ktokolwiek go rozpozna, były minimalne. Był niczym duch. Nikt go nie zauważał, w gruncie rzeczy był niepodobny do nikogo, tworząc za każdym razem inną personę, ale on... On widział wszystkich.

Tym razem zdecydował się jednak pojawić w towarzystwie, przywdziewając swoją własną twarz. Nawet nie pokusił się o to, aby poprawić wizualnie swoją fryzurę, czy pozbyć się worków pod oczami, które towarzyszyły mu po nieprzespanej nocy. Praca jako nocny spiker wiązała się z tym, że nie zawsze miał czas się wyspać. Jednak widowisko, którego miał być świadkiem, było w stu procentach warte tego, aby odpuścić sobie kilka godzin w objęciach Morfeusza.

Z uwagi na dużą ilość zaproszonych gości, Rabastan postanowił nie brać do środka swojego kruka Edgara. Zamiast tego polecił mu zostać na zewnątrz. Wątpił, aby to ptaszysko wróciło do domu bez swojego pana, a nie chciał ryzykować, że zostanie jeszcze podziobany przed samym wejściem na to... show. Bądź co bądź, miał walczyć j jego kuzyn, a na widowni pewnie będzie pełno przedstawicieli rodu.

Czy wyróżniał się z tłumu? Niezbyt. Postawił na klasyczną czerń – od stóp do głów. Ciemne buty, ciemne spodnie, ciemna koszula. W sumie jedynym elementem jego wyglądu, który kontrastował z tą barwą, była jego blond czupryna i srebrny łańcuszek zwisający z szyi. Po okazaniu zaproszenia Rabastan został przekierowany do odpowiedniej loży.

— Założę się, że żałujesz, że nie ma cię tam z naszą „dzielną czwórką” — odezwał się, bez wcześniejszego przywitania, kiedy przystanął przy młodej ciemnowłosej dziewczynie. — Obserwowanie tego przedstawienia z daleka musi budzić u ciebie zazdrość. Zamiast machać tam różdżką, będziesz siedziała tutaj, — Odebrał od kelnerki dwa kieliszki z szampanem i wręczył jedno szkło swojej znajomej. — Okropny, czyż nie, Bellatriks Lestrange?

Uniósł brwi z rozbawieniem, taksując ją uważnym spojrzeniem. Kiedy już się napatrzył, zwrócił swą uwagę ku arenie. Przez chwilę wydawało mu się, że udało mu się złapać spojrzenie Louvaina, toteż uniósł kieliszek z szampanem w górę, w tej wyjątkowy cichy sposób życząc mu powodzenia w nadchodzącej rozgrywce/. Pytanie tylko, czy został dostrzeżony przez kuzyna.

Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#4
20.09.2023, 14:17  ✶  

Trixie nie mogła przegapić tego wydarzenia. Szczególnie, że kuzyn wysłał jej zaproszenie pocztą, nie wypadało nawet się nie pojawić. Lubiła czasem zjawić się tam, gdzie przebywały tłumy. Dzisiaj nadarzyła się okazja, aby znowu mogła patrzeć na innych z góry. Zaproszenie do specjalnej loży wiązało się z wieloma udogodnieniami, a ona naprawdę ceniła sobie to, że była traktowana lepiej od pospólstwa.

Przybyła na miejsce chwilę przed czasem. Nie lubiła się spóźniać. Weszła tym specjalnie przygotowanym wejściem. Bawiło ją to, jak wiele osób stoi w kolejce, którą mijała chwilę wcześniej. Nie wszyscy byli godni, aby zostać potratowani tak wyjątkowo, jak ona. Nie mogła zrozumieć, jak bardzo zabijają się o to, aby znaleźć się w środku. Przecież Lou nawet by na nich nie spojrzał.

Ubrana była schludnie, jak zawsze. Dzisiaj postanowiła założyć na siebie burgundowy garnitur i czarny gorset, który bardzo mocno ściskał jej klatkę piersiową, ledwo mogła oddychać, jednak czego się nie robi, aby pięknie wyglądać. Na szyi miała kolię w kształcie węża. Włosy dzisiaj rozpuściła, czarne loki opadały jej za ramiona.

Szybko znalazła się w loży, szukała wzrokiem swojego kuzyna. Chciała mu życzyć powodzenia, chociaż wiedziała, że nie będzie mu potrzebne. Na pewno zmiecie tego klauna. Pozostawało obstawić, jak szybko uda mu się to zrobić. Była pewna jego umiejętności, Lou potrafił machać różdżką.

Uśmiech wpełznął jej na usta, kiedy usłyszała głos, który zabrzmiał jej tuż nad uchem. Odwróciła się, chociaż wiedziała kogo tam zastanie. - Jak dobrze mnie znasz. - Spojrzała na niego spod swoich ciężkich, opadająch powiek.

- Nie zawsze to ja muszę być gwiazdą Rabastanie. - Wiele by dała, żeby teraz to wszyscy na nią patrzyli. Musiała się jednak pogodzić z tym, że to nie jest jej dzień. To jej kuzyn miał lśnić podczas tego pojedynku.

Sięgnęła po kieliszek, który podał jej Lestrange. Upiła z niego niewielki łyk. Nie wypadało aby się tutaj upijała, kiedy obok było tylu szanowanych, czystorwistych czarodziejów. Nie chciała, aby nieodpowiednie informacje dotarły do jej rodziców.

- To musi być naprawdę wielkie wydarzenie, skoro skłoniło cię do opuszczenia swojej jaskini. - Znała go na tyle, aby wiedzieć, że o tej porze można go spotkać w domu. Nie dziwiła mu się wcale, bo nocami przecież pracował, musiał kiedyś to odespać. - Cieszę się, że cię widzę. - Dodała jeszcze zupełnie szczerze. Trixie naprawdę lubiła jego towarzystwo i była zadowolona, że spędzą ten czas razem, bo Rabastan już nie miał odwrotu. Nie zamierzała go opuścić. Mimo, że dostała od kuzyna dwa zaproszenia, to pojawiła się tutaj sama.

Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#5
20.09.2023, 15:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 15:30 przez Philip Nott.)  

Do rozpoczęcia jego honorowego pojedynku z Lestrangem zostało mu jeszcze niespełna dwa kwadranse i co rusz do niego ktoś podchodził, chcąc wymienić z nim uścisk rąk, życzyć mu powodzenia albo zdobyć jego autograf. Jeszcze nie zdarzyło się, aby odmówił komuś swojego autografu. Rozdawał równie chętnie uśmiechy, czując się jak ryba wodzie w tym tłumie ludzi. Pośród wzbierających się pierwszych gości, tu i ówdzie szło dostrzec trzymających się razem fanów Zjednoczonych z Puddlemere, których dawało się rozpoznać po nieodłącznych szalikach w barwach ich ulubionej drużyny. W przypadku niektórych to jeszcze po rzucaniu mało przychylnych spojrzeń Lestrange'owi oraz temu małemu tłumkowi, jaki się wokół niego gromadził.

Podobnie, jak jego oponent, czekał w wydzielonej strefie na swoich gości. Były to wszystkie osoby, którym w ostatnim czasie wysłał imienne zaproszenia, gwarantujące dostęp do loży honorowej. Osobne wejście, co wiązało się z brakiem kolejek i zniesieniem obowiązku zostawienia w szatni okryć wierzchnich oraz oferowany przez obsługę aperitif. Takiego zaproszenia nie wypadało nie przyjąć.

Pośród zasiadających na widowni gości Philip nie chciał spostrzec Aarona Skeetera, naczelnego gumowego ucha Proroka Codziennego i zarazem autora kilku niepochlebnych artykułów na jego temat temat. O ile miał pewność, że dziennikarska wesz nie zostanie wpuszczona na teren hali widowiskowej, tak doskonale wiedział że on znajdzie jakiś sposób na to aby dopiąć swego i wysmażyć jakąś rewelację na jego temat, w której na próżno szukać sensu.

Zgodnie z tradycją wyniesioną z Klubu Pojedynków, Philip na czas trwania tego wydarzenia na czarną koszulę nałożył przyozdobiony herbem swojej rodziny bordowy dublet oraz ciemne spodnie. Przez jego lewe ramię, w dół pleców swobodnie układała się uszyta z lekko połyskliwego materiału pod kolor noszonego przez niego stroju. Zamierzał zdjąć ją tuż przed wejściem na podium, tak aby nie przeszkadzała mu podczas potyczki.

— Gotowy? — Zwrócił się do swojego sekundanta. Pod względem doświadczenia w pojedynkach nie mógł lepiej trafić. Znali się z klubu pojedynków i z klubu podróżniczego. — Liczę jednak na to, że nie będzie konieczne byś wkroczył na arenę — Dodał po chwili, starając się zakładać ten optymistyczny scenariusz, w którym jego sekundant będzie mógł jedynie obserwować to widowisko i korzystać z umiarem mini baru.

Nie czuł tremy przed kolejnym publicznym wystąpieniem, strach był mu obcy... jedynie niepokoiło go, że Lestrange nie był godny zaufania i w jego oczach był osobą, która była gotowa złamać zasady obowiązujące podczas tego pojedynku. Zwłaszcza w obliczu swojej porażki. On natomiast zrobi wszystko, aby wygrać. Jednak dla niego tego typu zasady stanowiły pewną świętość.

Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#6
20.09.2023, 15:41  ✶  

Nadszedł ten wyczekiwany dzień pojedynku jego brata z Philipem Nottem. Nie uszło uwadze, że wśród niektórych pracowników Ministerstwa, mówiło się o tym wydarzeniu, jako że prorok codzienny postanowił opisać ten pojedynek, jako jeden z ważnych wydarzeń świata czarodziejów. Nie tylko rozmawiano o tym jako o miejscu, gdzie można się odprężyć, oglądając pokaz na żywo. Laurence brał to wydarzenie poważnie, również pod względem bezpieczeństwa samej publiczności, biorąc pod uwagę wydarzenia, z ostatnich miesięcy. Nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć, a skupisko czarodziejów może być duże. Nie tylko zobaczyłby tam swoją rodzinę w tym rodzeństwo, kuzynostwo, czy też rodziców. Na ten dzień, wyznaczył niewielką grupę uzdrowicieli od siebie, aby mieli czujne oko, na wypadek gdyby coś się stało. Być może ze szpitala św. Munga kogoś też wyślą. Lepiej dmuchać na zimne. Informacja też poszła do biura aurorskiego.

Na miejsce, Laurence przybył ze swoim synem Louisem. Pięciolatek był ubrany w chabrowy garnitur z białą koszulą, uszyty specjalnie na takie uroczystości, aby godnie się prezentował, jako młodszy członek rodziny Lestrange. Uczesany i zadbany, szedł obok swojego ojca, trzymając się go jak najbliżej. Laurence z kolei miał na sobie czarny garnitur ze złotymi dodatkami, wykańczającymi jego kołnierz od marynarki i mankietów, które miały być kolorystyczną symboliką jego barw rodziny. Podkreślało to także jego status i stanowisko. To że miał siwe kosmyki włosów, nie przeszkadzały mu a jednocześnie dodawały charakteru dojrzałości. Doświadczenia nabytego ciężką pracą, edukacją i stresem.

Znajdując się na czerwonym dywanie, rzucił spojrzeniem w stronę kolejki chętnych do zakupienia biletów. Jego syn aż z podziwu otworzył oczy widząc tyle ludzi. Mając zaproszenie, wchodzili niczym VIPy. Laurence pokazał świstek osobie przepuszczającej, która potwierdziła jego godność i zaprosiła do środka. Tam kolejna osoba pokierowała ich dalej. Być może dzieci nie powinno zabierać się na pojedynki, ale to już w sumie czas, aby zrozumieli jak wyglądają takie spotkania. Jak naprawdę wygląda świat czarodziejów.

Oczy dziecka próbowały wyłapać znajome twarze. Szukało wujków i ciotek. Bo przecież tata mówił, że będzie tu jego cała rodzina! Laurence witany był przez nie jednego tutaj obecnego czarodzieja. Również dostrzegł obecność kuzynostwa, popijającego trunek. Rabastan, Bellatrix. Skinął im głową w powitaniu. Jeżeli nikt na dłużej nie planował go zatrzymać, aby wymienić parę słów, Laurence skierował się ze swoim synem w kierunku trybun. Wydzielonej części dla VIPów, aby zająć swoje miejsca. Już na sam widok wielkiej auli do walk, mały Louis aż nie mógł oderwać oczu z podziwu.

Widmo
Około 175 centymetrów wzrostu. Jasnobrązowa czupryna, latem łatwo rozjaśniająca się od słońca. Młodzieńcza twarz, sprawiająca raczej przyjazne wrażenie. Dość szczupły, choć nie wymizerowany.

Darcy Lockhart
#7
20.09.2023, 17:13  ✶  
Darcy Lockhart tak naprawdę nie kibicował żadnemu z zawodników.
Może, tylko może, miał odrobinę sympatii wobec Louvaina, bo ten traktował go z szacunkiem i przesłał mu całkiem sporo pieniędzy - a chociaż ostatnio do skrytki Darcy'ego wpływały coraz wyższe kwoty, jeszcze umiał to docenić. Ale za wywiad z Erikiem Lockhart dostał całkiem miłe wynagrodzenie, sporo pochwał i podwyżkę pensji, więc gdyby przyszło mu walczyć z Lestrangem, to nie tak, że szczególnie mocno liczyłby na zwycięstwo tego pierwszego.
Także nie, nie miał tu jakichś faworytów, za to bardzo czekał na moment, w którym jeden z nich walnie nosem o podłogę areny pojedynkowej. Bo prawda była taka, że im zazdrościł. Był zazdrosny, bo każdy z tych czterech mężczyzn urodził się bogaty. Był zazdrosny, bo z pewnością każdy z nich na pstryknięcie palców mógł mieć każdą dziewczynę, która akurat go zainteresowana. (Może nawet Eunice. Oby nie Eunice. Ale inne na pewno od razu rzucały się im w ramiona.) Był zazdrosny, bo ich rodziny były dużo bardziej wpływowe niż ród Lockhartów i bez trudu przyszło im zdobycie sławy, o którą on musiał zabiegać.
Najbardziej byłby zadowolony, gdyby wszyscy poogłuszali się nawzajem.
Krył to jednak doskonale i po prawdzie teraz tę zazdrość przyćmiewała ekscytacja. Oto on, Darcy Lockhart, zasiadał na trybunach, w loży dla VIPów, obok sławnych i bogatych. Ubrany w nowiutką koszulę, kupioną w Domu Mody Rosierów - kosztowała absurdalnie dużo, ale była tego warta - wyprostowany, ze starannie zaczesanymi, jasnobrązowymi włosami, wcale nie odstawał od tych wszystkich czystokrwistych. Poza tym ten pojedynek, niezależnie od tego, kto go wygra, ściągał uwagę i artykuł o nim znów przyciągnie uwagę do Darcy'ego. A Lockhart nie miał zamiaru być tak głupi, jak niektórzy Skeeterowie, i narażać się tym sławnym i bogatym. W tekście nie będzie złośliwostek o tym, jakie to wszystko było głupie i że walka o cnotę Loretty Lestrange nie miała żadnego sensu, bo zgubiła ją na pewno jeszcze w Hogwarcie. Planował wszystko opisać tak, by zaciekawić czytelników - może wspomni o Beltane, może o swoim ostatnim wywiadzie z Erikiem, może jeśli na scenie zamiast Lou stanie w pewnym momencie Bulstrode, zasugeruje, że ten w istocie spotyka się z Lorettą i stąd tak chętnie towarzyszy przyjacielowi w walce z Nottem? - ale też by należycie pochwalić umiejętności bojowe zwycięzcy. O przegranym litościwie nie napisze nic złośliwego - inni zrobią to za niego, a sprawę załatwi zrobione w odpowiednim momencie zdjęcie, ilustrujące tekst.
Darcy rozsiadł się na trybunach, całkiem z siebie zadowolony, zrelaksowany, uśmiechnięty. W kieszeni miał notatnik i samopiszące pióro, na szyi aparat. Uniósł go, aby zrobić zdjęcie, kiedy pojawią się zawodnicy, a jeżeli sekundanci byliby w pobliżu, to im również. Louvainowi, za tę vipowską wejściówkę, postarał się nawet zrobić fotografię udaną, chociaż przy jego sekundancie nie starał się już szczególnie mocno. Trochę drażniło go, jak bardzo dziennikarki w Proroku zachwycały się Atreusem tylko dlatego, że wszedł od jakiegoś tam Limbo. Podobnie Erik, ani trochę nie interesowało Darcy'ego, by wypadł na fotografii dobrze. (Numer dwa w rankingu! O Darcym nawet nie wspomniano! Nie potrzebowała dobrych zdjęć, skoro tak go lubiano.) Nad Nottem, po chwili namysłu, zlitował się, i też zrobił parę zdjęć, by wybrać potem najlepsze. Nott w końcu w oczach bardzo młodego Darcy'ego był już okropnie stary. Nie było potrzeby, żeby się nad nim dodatkowo znęcać.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
20.09.2023, 18:17  ✶  

W przeciwieństwie do reszty zawodników Erik postanowił odwrócić się plecami do tradycji związanej z przywdzianiem dubletu typowego dla przedstawicieli Srebrnych Różdżek. Naturalnie, rozumiał chęć pokazania przynależności do tego elitarnego klubu, jednak jego zdaniem mijało się to trochę z celem, skoro postanowiono z pojedynku zrobić przedstawienie poza murami głównej siedziby klubu. Chociaż opuszczając po południu rezydencję, mężczyzna musiał wysłuchać wywodu od samego Godryka Longbottoma, tak postanowił nie ugiąć się pod sugestiami dziadka. Zamiast tego postawił na swoje własne przeczucie.

Takim oto sposobem wylądował w hali ubrany w wyjątkowo jasne barwy. Jego biała koszula kontrastowała z brązową kamizelką, a kremowa marynarka pasowała do lnianych spodni tego samego koloru. Jego jasno-brązowe buty i pasek dopełniały całości. Zdecydowanie odcinał się od reszty, zwłaszcza w zestawieniu z Philipem, który stał tuż obok, witając się ze swoimi fanami i innymi gośćmi, którym przyjdzie stać się świadkami pojedynku.

Przyszło sporo ludzi, pomyślał i momentalnie zdał sobie sprawę z irracjonalności tego stwierdzenia. Oczywiście, że przyszło sporo ludzi. Afera walki o honor Loretty Lestrange została rozdmuchana do tego stopnia, że ciągnęło do tego miejsca ludzi, których nie mieli nic wspólnego z tym wydarzeniem. I żadna ze stron zapewne nie szczędziła papieru na personalne zaproszenia, biorąc pod uwagę, że prywatne loże zdawały się pękać w szwach. Erik pozwolił sobie na zaproszenie Elliota, chociaż w gruncie rzeczy nie wiedział, w której części widowni wyląduje. Bądź co bądź, Louvain był jego krewniakiem przez małżeństwo Eden z Williamem. Omiótł wzrokiem gości, szukając znajomej blond czupryny.

— Jestem. Chociaż to chyba ja powinienem cię o to pytać, Philipie. — Uśmiechnął się półgębkiem, opierając dłonie na biodrach. Rozejrzał się po tłumie, jednak nawet nie próbował zliczyć, ile ludzi się tu koniec końców zebrało. A drugie tyle pewnie czekało na samej Horyzontalnej. — A więc?

Spojrzał na Notta pytająco. Nie byli bardzo bliskimi przyjaciółmi, jednak poruszali się w podobnym towarzystwie. Srebrne różdżki, klub podróżniczy... To wskazywało, że mieli ze sobą całkiem sporo wspólnego, jednak wiele wskazywało, że też sława sama w sobie zdawała się krzyżować ich ścieżki. Brenna powinna być dumna, pomyślał przelotnie. Wątpił, aby nawet ona przewidziała, że w pierwszych tygodniach „wybijania się na pierwszy plan” wyląduje w samym środku kłótni przedstawicieli dwóch szanowanych rodów. Piękne odwracanie uwagi od reszty rodziny.

— Nie lekceważ Lestrange'a — kontynuował, tym razem nieco bardziej poważnym tonem. — Jest tutaj, żeby bronić imienia swojej siostry. To potężna motywacja, zwłaszcza w obecnych czasach. — Wskazał ruchem głowy na kolejnych gości (kibiców?). — Dobrze, że do mediów nie wypłynęło więcej szczegółów. Wtedy przerodziłoby się to w spór, kto miał rację. Teraz szukają po prostu widowiska. Postaraj się im je dać. Może nie zaczną ciskać w nikogo zgniłymi pomidorami.

Uśmiechnął się niewinnie. Chciał wierzyć, że społeczność czarodziejów i czarownic miała więcej klasy, jednak miał też świadomość tego, że brak satysfakcji na takim wydarzeniu mógł być brzemienny w skutkach. Gdyby walka zakończyła się po wymianie dwóch zaklęć, pojedynek pozostawiłby po sobie jedynie niesmak u publiczności. Skoro Nott i Lestrange postanowili zrobić z tego show, to musieli też podejść do tego w ten sam sposób.





the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#9
20.09.2023, 20:21  ✶  

Jeśli ktokolwiek sądził, że Philip podniósł rzuconą mu przez Lestrange'a rękawicę z innych powodów, niż czysto egoistycznych, to pozostawał w wielkim błędzie. Jedynym, który to wszystko rozdmuchał, był jego oponent. Za wszystkie doniesienia medialne odpowiadał wyłącznie Louvain, jak przystało na organizatora tego widowiska. On do tego ręki nie przyłożył. Dużo to mówiło o jego stosunku do całej sprawy.

Jeśli przyjdzie mu napisać te przeprosiny dla Loretty, które zostaną zamieszczone na pierwszej stronie Proroka Codziennego, to było oczywiste, że nie będą one płynąć prosto z jego serca, tylko będą napisane w myśl zasady "papier wszystko przyjmie". Nie zmieniało to faktu, że powinien porozmawiać z tą kobietą w cztery oczy, bez krążącego wokół niczym wściekły pies jej brata bliźniaka. Potrzeba rozmowy z byłą kochanką wiązała ze wszystkimi następstwami przełamanego już rytuału, które znacząco wpłynęły na jego życie, dając mu całkiem nową perspektywę.

— Już bardziej nie mogę być gotów. — Zapewnił swojego sekundanta z promiennym uśmiechem, uwydatniającym lekkie dołeczki w jego policzkach. Wyczekiwał tego momentu od dnia, w którym został wyzwany na ten pojedynek. Poruszanie się w podobnym towarzystwie, to, że mieli ze sobą całkiem sporo wspólnego, jak i sama popularność, przyczynią się do tego, że po tym pojedynku zaproponuje Erikowi wypad do tętniącego nocnym życiem magicznego Londynu. Philip należał do grona tych osób, które nie zapominają o udzielonych mu przysługach.

— To słuszna rada, Eriku. Nie zamierzam go lekceważyć. — Słowa Erika wystarczyły do tego aby sam spoważniał, bardzo doceniając tę radę odnośnie swojego przeciwnika. — Przez to, że jest tutaj, żeby bronić imienia swojej siostry, podejrzewam, że może posunąć się znacznie dalej i złamać obowiązujące podczas tego pojedynku reguły. Po nim spodziewałbym się próby napaści w jakimś zaułku. — Przemawiały przez niego wszystkie uprzedzenia, silna niechęć, jednak zdążył się wyznać na tym czarodzieju. Podczas Beltane Louvain próbował go pobić i wcale nie zdziwiłby się, gdyby spróbował go napaść po raz kolejny. Tak nie bez znaczenia było to, że Erik pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa. Nie uszło to jego uwadze, że on wskazał ruchem głowy na kolejnych gości.

— I tak zostało to bardziej rozdmuchane, niż być powinno. Wybuchu takiego sporu lepiej uniknąć. Jeśli na czymś się znam to na robieniu widowisk. Nie wyjdą rozczarowani. Tylko nie zgniłe pomidory... wolałbym już dostać tłuczkiem. — Wyraził swoje zdanie odnośnie zapowiedzi dotyczących tego widowiska. Sam na nim widziałby wyłącznie osoby posiadające imienne zaproszenia. Czarodzieje i czarownice zasiadający w loży honorowej powinni zachowywać się przyzwoicie, jednak na teren hali wpuszczano również innych ludzi. Nie był w stanie przewidzieć tego, jak zareagują jego fani albo osoby mu nieprzychylne. Ze swojej strony stanie na wysokości zadania. Liczył, że szczęście będzie mu sprzyjać. Ostatnie o czym marzył to zostanie trafionym zgniłym pomidorem.

hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
20.09.2023, 21:26  ✶  
Atreus stał nieopodal Louvaina i obserwował powoli wypełniającą się widownię, ale przede wszystkim wianuszek fanów, który otaczał Lestrange. Czuł odrobinę zazdrości, bo przecież przyjaciel przewyższał go popularnością i to w sposób znaczący, ale z drugiej strony miał wrażenie, że gdyby znalazł się aż na jego poziomie, przez większość czasu czułby się zwyczajnie zmęczony.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni, kiedy zauważył, że mężczyzna wreszcie odrywa się od otaczającej go grupki i odwraca się w jego stronę. Sam też wykonał parę kroków, szybko znajdując się obok niego, z szelmowskim uśmiechem przyczepionym do ust.
- Jak zwykle, fenomenalnie - wyciągnął jedną dłoń z kieszeni i poklepał go po ramieniu, żeby się już tak nie martwił. Kusiło go trochę, żeby sobie pożartować, że może skręcił nadgarstek, albo nawet oba, ale sobie już darował, mając wrażenie że nawet jeśli Louvain sprawia wrażenie rozluźnionego, to gdzieś tam w środku gryzie go trema.
- Nawet lepiej - uśmiechnął się nieco szerzej. - Bo teraz, możemy porzucać parę zaklęć dla lepszego efektu. No i teraz to ty jesteś kapitanem - podążył spojrzeniem w bok, podobnie do niego szukając Erika i Philipa. Przez moment przyglądał im się, patrząc jak też o czymś rozmawiają, aż w końcu przeniósł wzrok na publikę, aż trafił na kręcącego się gdzieś wśród ludzi Laurenta w towarzystwie Victorii. Podniósł rękę nad głowę, chcąc zwrócić uwagę Prewetta, bo ten wyglądał, jakby ewidentnie kogoś szukał. Równie dobrze mógł to być albo sam Bulstrode, albo Lestrange.
- A ty jak tam? Zrobiłeś już sobie rozgrzewkę? - rzucił jeszcze do Louvaina, spoglądając kątem oka na niego i na jego szatę. Sam Atreus był ubrany w ciemny garnitur, który w odpowiednim świetle przybierał kolor głębokiego błękitu, a na który narzucona była wierzchnia szata, krojem przypominająca te, które nosiły Srebrne Różdżki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (3830), Eden Lestrange (2626), Erik Longbottom (2929), Elliott Malfoy (1309), Atreus Bulstrode (2234), Loretta Lestrange (4403), Philip Nott (3351), Cynthia Flint (1536), Darcy Lockhart (2365), Lyssa Dolohov (3023), Victoria Lestrange (3815), Stanley Andrew Borgin (1833), Louvain Lestrange (2839), Severine Crouch (343), Bellatrix Black (1618), Rabastan Lestrange (1972), Bell Dupont (2357), Laurent Prewett (5402), Kayden Delacour (502), Anthony Ian Borgin (847), Laurence Lestrange (2105), Diana Mulciber (424), Alexander Mulciber (3361), Neville Slughorn (337), Logan Nott (1180)


Strony (12): 1 2 3 4 5 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa