• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
« Wstecz 1 2
[11.06.1972] Fairly local

[11.06.1972] Fairly local
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
21.10.2023, 19:18  ✶  
I'm evil to the core
What I shouldn't do I will
They say I'm emotional -
What I want to save I'll kill

Organizacja niektórych przedsięwzięć była skomplikowana. Bo wymagała przede wszystkim: organizacji. Zagadaj do tego, umów tego, dowiedz się tamtego. Ganiasz z kąta w kąt, od człowieka do człowieka, żeby się okazało, że ten chuja może, tamten nie pomoże wcale, a ten nie chce mieć na pieńku z Tomem Eldirrem, jak to go zwali na mieście. Albo raczej jak to nazwała go jego niezastąpiona przyszła Kurowa Nocturnu. Tak, samozwańczo... nie, jeśli ktoś nazywa kogoś królową to chyba nie jest to już samozwańcze..? Anyway! Nie zebraliśmy się tu dziś na koronację. Zebraliśmy się, bo...

- Kończymy dzisiaj ten rozpierdol, bo prawie dwa tygodnie go ciągnę. - Sauriel siedział z nogami wywalonymi na stołek, standardowym dodatkiem do jego aparycji czyli papierosem i równie standardowym dla siebie odzieniu, którym nie pasował za nic do pięknego i wymuskanego świata ludzi czystej krwi. Za to do tego świata pasował doskonale. Nie jak byle obdartus bez galeona w kieszeni, którego możesz wyszurać po ulicy ot tak i nie jak ktoś, kto wyżej sra niż dupe ma. Chociaż ostatnio Rookwood trochę się tak zachowywał. Zaczynał się bardzo mocno poczuwać na Nocturnie, co u niektórych wzbudzało zadowolenie (u tych po jego stronie), a u osób, które wolałyby nie mieć konkurencji - wręcz przeciwnie.

Maeve została wtajemniczona w ten plan. Czy prosty? Nie. Był prosty dlatego, że Sauriel nie robił wielkich skoków. Dawkował go pomału. Przesuwał ciągle granicę i przesuwał, a cel był wręcz śmiesznie wystawiony na atak. Rzecz była bardzo prosta - Stanley Reid, właściciel Skrytego w Cieniu był pod protekcją Czarnego Kota. Pojawił się ktoś, kto robił tam rozpierdol, więc trzeba z nim sympatycznie porozmawiać, żeby tego nie robił. Ponieważ głównego dyplomaty w postaci Stanleya z nami nie było, to nie zostawało nic innego poza zrobieniem porządku po kociemu. Czyli zabić. Aktualnym celem w jego budzie był Tom Eldirr. Sęk w tym, że Sauriel nie miał ani jeszcze takich wpływów na tym zadupiu, ani takiej siły bojowej, żeby wpierdalać się do tego nie takie znowu ciotowanego gościa tak, jak lubił najbardziej - czyli razem z drzwiami, żeby każdy wiedział, że zapukał. Po prostu drzwi nie wytrzymały pukania.

- Gość ma być dzisiaj w swojej dziurze z jego lekarzem. Typ ma na imię Leo O'Dwyer. Przydałby nam się, może da mu się przemówić do rozumu. - Nam. Changówna, nazwisko zobowiązywało, stała po stronie Changów. Natomiast ich współpraca trwała już tyle lat, że Sauriel nie miał tyle paluszków, żeby to zliczyć. To znaczyło, że całkiem dużo. I tak po prawdzie dla niego Mave była "jego". Znaczy się - swoja. - Pogadasz z typem? - Bo Sauriel jak gadał z ludźmi to czasami nawet jak chciał być miły to wychodziło, że sądzili, że chce ich zabić. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego. - Ja odjebuje Tomusia, a ty - pokazał na nią palcem - się pod niego podkładasz. Standardowa procedura. Rozwalamy i rozkradamy od wewnątrz. - To wydawało się proste że aż chciało się płakać, ale Sauriel się już napocił nad tą akcją całkowicie srogo włącznie z zaangażowaniem różnych person mniej czy bardziej podejrzanych. Ściągnął nogi ze stołka i popchnął go na bok, podnosząc się i poprawiając skórzaną kurtkę na ramionach. Tak, było lato, ale on ciągle był tak samo skurwiale, statycznie zimny. Z biegiem lat tylko coraz bardziej. Woń czarnej magii ginęła chyba tylko pod zapachem jego mocnych, piżmowych perfum. I fajek. Głównie fajek. - Wszystko, co znajdziesz u niego na stanie, może być twoje. Z papierów i kasy się rozliczymy, jak nic wartościowego nie znajdziesz. Pasi? - Sauriel nie bawił się w handel i szmuglerki jakiś antyków, dzieł sztuki i innych zjebanych rzeczy. Nie miał do tego drygu i cierpliwości. Natomiast Changowie powinni sobie poradzić ze sprzedażą śpiewająco, znając ich. Tak samo jak niektóre nieruchomości chętnie oddawał Maeve, która też sobie lepiej z tym radziła od niego.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#2
21.10.2023, 23:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2023, 23:24 przez Maeve Chang.)  
Sauriel przybliżał plan działania, a Maeve gapiła się w niego jak w obrazek. Stała tak niezręcznie, trzymając ręce w kieszeniach, wyglądając na zajebiście skupioną na słowach kumpla. Jakby to był plan nad planami, akcja, która miała ich uczynić panami świata - coś, czego przegapić nie można, a skiepścić tym bardziej, bo kaplica, Azkaban, a potem reinkarnacja w mugola.
Dziwne było niemożebnie, że taka skupiona na Rookwoodzie była, bo zwykle jak się rozwodził nad skokiem, to jakoś w połowie mówiła "nie ucz matki dzieci robić", dodawała, że nie pytała o życiorys chłopa, skoro on się zaraz mu raczej nagle urwie, a potem wpieprzała się do miejsca zbrodni jak do siebie. Ta cisza była niewiarygodna, bo jeszcze ani razu nie nazwała go między wierszami debilem, a z powagą Changównie było strasznie nie do twarzy.
Ale spokojnie, nie wołajcie magomedyków, wszystko było w porządku. Gapiła się tak na niego intensywnie, bo się zastanawiała, czy też tak kurewsko głupio wygląda siedząc, kiedy go udaje.
Potrząsnęła głową, wyrywając się z zamyślenia. To nieistotne, pomyślała, bo nawet jeśli, to wstyd robi jemu, a nie sobie. Ruszyła się z miejsca, zaczęła krążyć po pomieszczeniu, jak to miała w zwyczaju. Lepiej się jej myślało, jak była w ciągłym ruchu, myśli płynęły sprawniej, jak krew krążyła nieco żwawiej.
- Z lekarzem? Chory jest na coś? - Zapytała, bo w sumie to było istotne. Po pierwsze, chromych łatwiej wyjąć, bo zwykle nawet jak chcą stawiać opór, to im ciało odmawia posłuszeństwa. Nie było to do końca moralne, ale tutaj każdy orze jak może i kogo może. Po drugie, jeśli się miało okazać, że Sauriel sobie przypisał najbardziej banalne zadanie, mianowicie kopanie leżącego, to miała zamiar się zacząć rzucać, że co to ma być, że on puka, ona mówi, a nie dostaje większej działki. Choć z drugiej strony, on wszystko to zorganizował, mógł jej przecież wcale nie wołać, wtedy to żadnej działki, by nie było... Finalnie zdecydowała się zamknąć mordę, cokolwiek by nie odpowiedział.
- Pogadam, Rookie. Jaki mam inny wybór - obiecała, brzmiąc przy tym tak, jakby robiła mu trochę łaskę, ale z czystej sympatii. Miał rację, była ichniejsza, choć z ich agendą miała niewiele wspólnego, po prostu szła tam, gdzie odstawiało się manianę. Nie chciało jej się gadać z chłopami, ale wiedziała, że jak nie ona, to nikt. Gdyby Sauriel podjął próby, to typ by się poryczał, Rookwood wkurwił, a potem trzeba byłoby liczyć na cud rezurekcji, jeśli chcieliby z nim pogadać.
- Czyli reasumując, co byśmy się w lot zrozumieli, bo brzmi zbyt banalnie - rozpoczęła ponownie, chcąc się upewnić, że mają przed oczyma ten sam plan, tę samą scenkę rodzajową. - Ty wynosisz Toma nogami do przodu, a ja kradnę mu tożsamość i idę pogadać z jego kumplem, da? - Założyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi, czekając na potwierdzenie, że dobrze myśli. Wiedziała, że nie będzie miała z tym zadaniem najmniejszego problemu, facetów udawało się niezwykle prosto. Trzeba było pamiętać o męskich zaimkach oraz pierdoleniu od rzeczy.
- Pasi, coś się znajdzie - przytaknęła, wiedząc, że jej na hajs nie oszuka, bo gdyby próbował, to by naskarżyła matce. Poza tym zwykle to ona wychodziła z cięższym portfelem, bo przez to, że się na handlu dziełami sztuki oraz antykami nie znał, to nie zdawał nawet sobie sprawy, jakie to lukratywne. - Po co nam właściwie ten Leo? I czym go mam przekonać? Nie skuszę go przecież na młody zespół, angażujące morderstwa oraz owocowe czwartki - zawaliła Sauriela pytaniami, a ostatni komentarz wymruczała pod nosem, bo w sumie poza nazwiskiem i zajęciem typa nic o nim nie wiedziała, więc nie miała pojęcia, co mogło go skusić do współpracy z nimi. Chyba że miała to zrobić nie prośbą, tylko groźbą. Wtedy to zmieniało postać rzeczy.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
22.10.2023, 12:28  ✶  

Leniwie przeszedł po miejscu, które od biedy można było nazwać mieszkaniem. Trochę nim było. Niby nim było. Ta mała klitka była miejscem, do którego się nadmiernie nie przywiązywał, ale które stanowiło miejsce, w którym chociaż można było pracować za dnia. Piwnica, ciemno (to znaczy teraz jasno przez magiczne światło), spokojnie... w miarę spokojnie. Na tyle spokojnie, na ile Czarny Kot stąpał na opuszkach i ziewał, bo przed chwilą miał mentalną drzemkę, a nie rzucał czymkolwiek w kogokolwiek. Furiat? Nie, nigdy. Był w końcu oazą spokoju o niezmąconych pokładach cierpliwości do wszystkich i wszystkiego. W tym do Maeve.

- Nie. Nie jest chory. - Przynajmniej nie tak, że był niedołężny. - Ma jakieś niedojebanie mózgowe, łyka jakiś eliksir klarowności umysłu czy inny chuj. Typ jest po prostu jebnięty. - Nie brakowało takich. Jak było to mądre słowo na to schorzenie psychiczne... a mniejsza. Nie było to teraz istotne. Podszedł do biurka, przesunął rozjebane na nim papiery, pergaminy i sięgnął po śliczną teczuszkę, którą mu przygotowała Lorraine Malfoy. Jego nowy skarb na tym kompletnym zadupiu. Kiedy został do niej skierowany nie sądził, że dostanie coś tak kurwa dobrego... Tymczasem proszę bardzo - perła wśród świń. Ale spokojnie - Maeve też była jego perełką. Tylko taką, w którą wycierało się smarki, bo cię wkurwiała regularnie i chodziła na randki w twoim imieniu, bo niektóre panie leciały na niedojebanie mózgowe bad boyów. - Masz wybór zrobić scenę, wkurwić mnie, możemy się pokłócić, potem dać sobie buzi i wrócić do punktu, gdzie nie masz wyboru. - Spojrzał na nią i wyszczerzył kły w uśmiechu. Podał jej teczkę, w której były wszystkie informacje. - Ma tam kilku ziomków, którzy mogą być coś warci, ale nie będę brał psów, które będą szczekały o promugolskich wartościach. - Już nie dodawał, że jakby ktoś jej wpadł w oko to niech da znać, żeby zobaczyła, czy warto kogoś przeciągać na drugą stronę, jak się samoistnie ten ich gang rozpierdoli, a kogo trzeba odjebać, bo będzie miał fanatyczną chęć zemsty. Mówili tutaj o pojebanej sekcie gościa, który się jednak coś tam dorobił. Tylko zadarł nie z tymi typami, z którymi powinien. Nieświadomie. Bo nie mógł wiedzieć, że pan Reid będzie miał wsparcie Czarnego Pana. W każdym razie dane zostały przekazane, kobieta mogła się z nimi w pełni zapoznać w chwili wolnej, ale jak wiadomo - im szybciej tym lepiej, a najlepiej to na wczoraj. Nie, w sumie to nie. Były akcje, które wymagały szybkiego działania, ale Sauriel w zasadzie wolał opóźnić to działanie, niż skoczyć za szybko, żeby potem się wyjebać. Był pewny siebie, ale był też pewny tego, że zawsze znajdzie się ktoś bardziej sprytny czy silniejszy od ciebie. A akurat swojego sprytu pewien nie był, bo nadmierne miętolenie tematu i rozważanie "co gdyby" szybko go irytowało.

- Ay. - Obrócił się do niej o oparł pośladkami o biurko. Była piękną kobietą. Jej delikatna uroda nadawałaby się do pokazywania na wybiegach mody Rosierów. Chociaż może tak naprawdę była paskudą z pełnym blizn ryjem po trądziku młodzieńczym, tylko to ukrywała. Och, no i tak była ładniejsza jak była nim, przecież to oczywiste! - Praca nad tym gównem już trwa kawałek czasu. Zostałaś zawołana na zgarnięcie wisienki z tortu. - Tak jakby miała wątpliwości co do tego, jak bardzo było to wszystko proste i jak wiele wysiłku trzeba było w to włożyć to teraz mogła trochę tego rozwiać. - Ponieważ gość jest tak jebnięty to myślę, że będziesz się zajebiście bawić. - Odnosił wrażenie, że Maeve bawiła się tym lepiej, im bardziej bzdurną rolę mogła odegrać. A akurat bzdurnych ról nie brakowało na Nocturnie, a tym bardziej już wśród tych wszystkich typów spod ciemnej gwiazdy w Podziemnych Ścieżkach.

- Bo jestem już wkurwiony tym, że jak ktoś próbuje mnie zabić to potem chodzę następny tydzień z dziurami w brzuchu. - Skrzywił się paskudnie, jak to miał w zwyczaju, kiedy był z czegoś niezadowolony. Plus był taki, że Sauriel był prostym trupem - jak był niezadowolony to było od razu widać, jak był wkurwiony też, jak był zadowolony - również. Zdecydowaną większą część czasu jego facjata była pokryta znudzeniem albo właśnie tym krzywieniem się, kiedy coś jaśniepaniczowi nie podpasowało. - Składam ze Stanleyem ekipę, zamierzam rozepchnąć się na Nocturnie i przejąć parę rzeczy na własność. - Tak całkiem oficjalnie. Bo to, że już "pilnował" paru lokali i miejsc nie było żadną tajemnicą dla ludzi w tych rejonach. Natomiast zawsze grał solo, albo pracował pod kimś. Czas na jakąś zmianę w tym życiu. - Wybadaj typa. - Tak jak mówił - nie chciał psa, który własną rękę gryzie. Innymi słowy - jeśli gotów był tylko dla pieniądza wbić komuś nóż w plecy to po chuju on? - Straci pracodawcę tak czy siak, jak się nie skryje pod czyimiś skrzydłami to go rozbiorą kruki i wrony. - To lekarz. Lekarze w tych rejonach, szczególnie ci dobrzy, byli naprawdę wiele warci. A ile wart był ten O'Dwyer? To się miało okazać. - Jak jest dobry to zaoferuj mu to, czego będzie chciał. - Wszysktim można było handlować, nawet ludźmi. Chyba że to jego ludzie. Wierność była czymś, co Sauriel cenił najbardziej na Nocturnie i tego też nie ukrywał. Mógł wybaczyć wszystko. Ale kurwa nie zdradę.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#4
23.10.2023, 00:26  ✶  
- A więc to dlatego ci tak na doktorku zależy? Chcesz się w końcu zacząć leczyć? - zagaiła bezczelnie, uśmiechając się jak goblin zawadiaka. Długo jednak na odzew nie zamierzała czekać, bo obawiała się, że Rookwood się w odpowiedzi zamachnie i będzie musiała ją zrozumieć nie dość, że bez słów, to jeszcze z bólem. - Zanim wystartujesz do mnie z łapami - poczęła się reflektować i uniosła dłonie w poddańczym geście. - Żartuję oczywiście, żartuję. Przecież obydwoje wiemy, że eliksiry tutaj nie pomogą. - Nie wytrzymała pozornej powagi ani chwili dłużej i parsknęła paskudnym śmiechem, bo nikt tak dobrze nie bawił się w towarzystwie Maeve jak ona sama. Typiara regularnie śmiała się ze swoich własnych żartów i chyba każdy, kto ją znał nieco lepiej, nie powinien się z tego tytułu wcale dziwić.
- Nie chcę od ciebie buzi, to jak całowanie się z popielniczką - burknęła niepocieszona, odbierając od niego teczkę. Miał rację, mogliby się wymieniać nieuprzejmościami oraz pięściami nawet i tydzień, a i tak wróciliby do punktu wyjścia, jakim było wspólne pakowanie się w kłopoty. Niektóre osoby po prostu były sobie pisane, nawet jeśli nie chodziło tutaj ani o krztę miłości. Mewa po prostu zdecydowała się oddać w ręce losu, bo ten prowadził chętnych za rękę, a niechętnych ciągnął za włosy. Skoro i tak miała się znaleźć tam, gdzie zaplanowali bogowie, to chciała tam dotrzeć o własnych siłach i z resztkami godności.
Otworzyła teczkę, najpierw pobieżnie lustrując zawartość, ale kiedy okazała się bardziej konkretna, niż tego się spodziewała, zaczęła krążyć dookoła. Widać, że była istotnie skupiona na rewelacjach o Panu Zagadce, bo namiętnie obgryzała paznokieć na prawym kciuku, bezwiednie zupełnie i nieświadomie. Treści naprawdę rozjaśniały sprawę i tylko przekonywały Chang w tym, że w sumie to dobrze robią, pozbywając się typa. Ba, doszła do wniosku, że chętnie zrobiłaby to pro bono - mniej więcej w tym momencie, jak przeczytała, że marzyło się gagatkowi przejęcie monopolu nad Nokturnem.
Dobre sobie - pomyślała, wypuszczając powietrze nosem w rozbawieniu. Już widzę, jak zmusza Matkę do ugięcia kolana.
- Kurwi syn - skomentowała wreszcie po przydługiej chwili ciszy, zostawiając wreszcie ten biedny paznokieć w spokoju. Widząc, że wygląda żałośnie, westchnęła zniesmaczona sama sobą, po czym wprawiła metamorfomagię w ruch i naprawiła szkody. Na ten moment. - Skąd w ludziach ostatnio ta skłonność do podążania za fałszywymi prorokami? Przyjdzie jakiś przybłęda na Ścieżki, wystarczy trochę świateł, iluzji i powiedzieć, że Ameryka, i już wszyscy tracą rozum - burknęła, pijąc też trochę do tych wielkich fanów supremacji czystej krwi. Dobra, Maeve też święta nie była, miała mugoli za zdecydowanie gorszych i chętnie widziałaby ich wszystkich w piachu, ale sama należała do tych słynnych mieszańców, którzy się Eldirrowi nie podobali, a jakoś nie czuła się wcale mniej kompetentna od takiego Rookwooda, chociażby. Ba! Zwykle to się czuła nawet lepsza!
- Jasne, że będę się wyśmienicie bawić. To jest jakiś, kurwa, oszołom - odparła, jakby to była oczywistość. - Na dodatek ma grupę wyznawców, którzy pewnie nawet fikołka zrobią, jeśli sobie zażyczy. Ale, do cholery, jak ja mam mówić zagadkami? Na Merlina, przecież wiesz, że moje zagadki ograniczają się do "co leży w trawie i nie dycha?". I nie, odpowiedzią nie jest mugol po spotkaniu z tobą. - Pokręciła głową, naprawdę zaczynając się głowić, jak wiernie oddać charakter kogoś, kto postradał zmysły w dosyć przewidywalny sposób. A może to nie było istotne? Może wystarczy mówić zupełnie bez sensu, a oni są tak zaślepieni, że cokolwiek nie padnie, to wezmą to za objawienie? Trzeba będzie improwizować, jak zwykle zresztą. No cóż, kto umrze, ten umrze, bogowie rozpoznają swoich, a diabli złych nie wezmą.
- Ojejku, moje biedactwo - jęknęła z udawanym współczuciem, po czym wyciągnęła wolną rękę w górę, żeby pogłaskać po włosach Sauriela. - Tylko nie dziura w brzuszku... Do wesela się zagoi - Naburmuszyła policzki, folgując sobie dalej, bo wiedziała, że potrzebuje jej do tej akcji, więc jej rąk przy samej dupie za to nie urwie. Mewa wiedziała, kiedy może sobie pozwolić na zuchwałość. Albo... wiercenie dziury w brzuchu.
- Dobra, szefie. Będzie dobrze, wybadam go, zaproszę do naszego klubu przeciwników kodeksu karnego. Będzie pan zadowolony - oświadczywszy to, strzeliła go otwartą dłonią w ramię w geście otuchy. Uśmiechnęła się przyjaźnie, jak to miała w zwyczaju, kiedy nie miała absolutnie nic złego na myśli. Nawet jeśli czasem robiła sobie z niego jaja, absolutnie nigdy nie chciałaby spierdolić mu roboty. Łączyły ich szemrane interesy, ale byli starymi przyjaciółmi i nie chciała, żeby jego życie potoczyło się nieszczęśliwie z jakiegokolwiek powodu.
- Ostatnia kwestia tylko, zanim pójdę uczyć się tej teczki na pamięć. Czy to nie będzie dziwne, jak Tom nagle zacznie przekonywać Leo, żeby dołączyć do szajki, nad którą mieli przejąć rzekomą kontrolę? Bo tak to będzie wyglądać, jak ukradnę tożsamość Panu Zagadce i zacznę go urabiać. Kurwa, jak ta ksywa głupio brzmi. Ale dobra, bo zbaczam z tematu - potrząsnęła głową, zauważając, że się niepotrzebnie rozprasza własnym pieprzeniem od rzeczy. - Chodzi mi o to, czy O'Dwyer nie będzie podejrzliwy, jak nagle Eldirrowi zmieni się agenda? Nie pomyśli, że typowi już zupełnie peron odjeżdża i ten eliksir na łeb trzeba pakować siłą, najlepiej dożylnie? -


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
23.10.2023, 16:46  ✶  

Kąciki ust Sauriela uniosły się ku górze, kiedy obrócił głowę w kierunku kobiety, gdy stał przy tym biurku słuchając o leczeniu się. No, przydałoby mu się. Definitywnie. Tylko nie wiadomo, czy istniał na tym świecie lekarz, który byłby w stanie udźwignąć zjebanie psychiczne Rookwooda, bardzo możliwe, ze przydałby się od razu cały tuzin zapasowych, bo przecież tych wyczerpanych i tak trzeba zabijać. Niektóre zekrety w końcu musiały zostać sekretami i nie być dzielonymi na kilka innych osobistości, nie? To było więc lekarstwo na spierdolenie, żeby jednak być jeszcze bardziej spierdolonym. Ciężko być mądrym.

- Jakby cię matka upuściła z kołyski za dziecka też byś była taka spierdolona. - Prychnął ze śmiechem, spoglądając na nią, wydawałoby się, krytycznie, ale to była po prostu wyjściowa pozycja przez mieszankę jej i jego humoru. Bo ktoś tutaj najwyraźniej musiał mieć dobry humorek, skoro nie zaczynał się spinać, tak? Albo i nie. Nie było norm w zachowaniu chimerycznego i zmiennego Sauriela, który raz dawał sobie włazić na głowę i ciągnąć za uszy, a na drugi dzień tylko go dotknąłeś i mina wybuchała. Dzisiaj podłoże było dobre, bo i Sauriel miał passę powodzeń za swoimi plecami. Był zadowolony z tego, jak wszystko się układa i jak to wyglądało. Nawet jeśli nie było to usłane płatkami różyczek tylko zajebanymi kolcami. Człowiek potrafił się przyzwyczaić do wszystkiego, wystarczyło mu dać odpowiednią ilość czasu. W każdym razie żart został dobrze przyjęty i doceniony, bo zgadzał się - na to już żadne eliksirki nie pomogą. Na to już nic nie pomoże. Sauriel przekroczył ten magiczny prób dzielący człowieka od bestii.

- I tak byś nie dostała, moje usteczka należą do Rudej. - Mruknął, a o Rudą chodziło, rzecz jasna, o whiskey. W zamienności na jego gitarę, choć niekoniecznie chodziło o jedną konkretną. Nie to, żeby nie był przyzwyczajony do swojego starego akustyka, ale, no... przedmioty nabyte można wymieniać. Niektórych ludzi za to wymienić się nie dało, nawet jeśli mieli identyczny zbiór umiejętności. Jeśli to więc Los szarpał za włosy Maeve, żeby znalazła się w tej dziurze i planowała właśnie lekkim słowem, lekką duszą i lekkim sercem rozjebanie (kochających się) ludzi od środka wraz z Saurielem, Lorraine i Stanleyem to... nie wiem, czy współczuć, gratulować, czy pozostawać bierną. Źródło chaosu kąpało się w zbiegu okoliczności, jakim było spotkanie się w Hogwarcie tej felernej dwójki, która od tamtej pory knuła trochę za dużo i psociła również o jedną łezkę za mało. Bo w świecie zawsze było za mało i za dużo chaosu na raz.

- Nieee wiem, ale się domyślam. - Ludzie kochali podążać za pasterzem. Mieli mentalność owiec - byli tylko dwunogimi stworami o wiele bardziej od owiec niebezpiecznymi, bo skłonnymi do zdrady. Największym problemem psa na pastwisku nie był wilk, tylko durnota tych puchatych stworów. Bo zejdą ze ścieżki, zgubią się, zaczną zostawać w tyle, zabłądzą na przejściu dla pieszych. Wpadną do rowu jak Brenna Longbottom, albo zapomną się, że powinni być dumnymi Malfoyami jak Lorraine. Ewentualnie zaczną sadzić ogórki jak Stanley. Chuj wie. A i tak te jebane owce były łatwiejsze do przewidzenia niż pieprzeni ludzie. Łączyło ich ciągle jedno - naturalna skłonność do podążania za liderem. Z Sauriela był taki lider jak z koziej dupy trąbka, bo był samotnikiem, ale Stanley miał już do tego smykałkę, był charyzmatyczny. - Potraktuj ludzi jak owce, łatwiej znajdziesz odpowiedź. - Albo i nie. Sauriel nie miał wyobraźni, ale czasami miał absurdalne porównania, które w jego głowie ułatwiały rozumienie i rozkładanie tego świata na części pierwsze, a wypowiedziane do kogoś innego potrafiły już być jakimś absolutnym gównem. Tym nie mniej odpowiadał tutaj akurat szczerze, dzieląc się swoją wizją na ten świat.

Przeanalizował szybko zagadkę, która została zapodana i szybkie zaprzeczenie, że ot nie mugol po spotkaniu z nim. To wiele wydawałoby się utrudniać, bo już otwierał usta, żeby to powiedzieć, ale to nic! To wcale nie było wiele trudniejsze, więc odpowiedział dość szybko:

- Czystokrwisty po spotkaniu ze mną? - Uśmiechnął się cynicznie. Ich zjebany poziom humoru kwitł, ale najważniejsze było właśnie to, że własne żarty bawiły najbardziej. Może dlatego jednak potrafili siebie wzajem rozbawić, a nie zawsze kończyć na absolutnych kłótniach i przepychankach ręcznych. - Przecież to gówno nie musi mieć nawet sensu, pewnie co powiesz i tak ci zeżrą z ręki. Tylko potem to ubierz w jakieś pojebane słowa. - On w zagadkach też był zjebanie słaby. - A jakimś bliższym gościom wciskaj kit, że ci lekarz zmienił eliksir, mniej gadasz zagadkami, bo cię wyleczyli, czy tam kurwa w ogóle cud - Bozia ci wybaczył po ostatnim rytuale zjedzenia mugola. - Było mu to wszystko bardzo jedno, ważne, żeby tamci uwierzyli. Akurat wątpił, żeby Mewa nie zdołała ich sobie okręcić wokół palców. Pod warunkiem, że niektóre z tych wymienionych nazwisk nie będzie przyglądało się za uważnie i nie rozpozna nieprawidłowości, ale umówmy się - ta kobieta była profesjonalistką. Nawet ze swoim pesymizmem i podejrzeniem co do tego, czy sprawy się udadzą i pójdą po ich myśli nie miał wątpliwości w to, że się sprawdzi.

Uniósł brwi i kąciki ust mu drgnęły z rozbawienia, kiedy tak sięgnęła do jego głowy i pogłaskała go po rozczochranych włosach. Nienawidził kiedy ktoś tykał jego włosy. Tak samo jak kiedy ktoś go w ogóle T Y K A Ł nadmiernie. Ale jak było wspomniane - dzisiaj mamy dobry humorek, a Mewie było wolno trochę więcej niż przeciętnemu śmiertelnemu.

- Idziemy prosto na spotkanie Tomusia z Leosiem, na spotkaniach z nim gość jest wrażliwy na atak, bo stara się kitrać swoje zjebanie umysłowe. - Wyjaśnił. - Ty mi powiedz, jak lepiej załatwić sprawę. Mogę gościa zajebać na oczach naszego medyka. Możemy poczekać aż wyjdzie, a ty potem załatwisz z nim sprawę. Możemy tam wbić i urządzić sobie pogawędkę na miejscu. - Zostawił jej wolną rękę, bo jakby jego ktoś pytał o zdanie to poszedłby tam, oderwał łeb gościa przed oczami O'Dwyera i potem zapytał, czy chce skończyć jak on, bo jak nie to mogą się dogadać. No i tak to się właśnie żyło na tym Nocturnie. Przyjaźń, ocieplanie znajomości i szkocka po godzinach.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#6
26.10.2023, 00:06  ✶  
Interesy naprawdę świetnie musiały iść Czarnemu Mruczkowi ostatnio, wyśmienicie wręcz, skoro puścił te wszystkie podśmiechujki mimo uszu. Nawet dołożył do nich swoje pięć knutów, a nie rzucił się do bitki, co było niecodzienne, ale zdecydowanie mile widziane. Maeve uśmiechnęła się jakby z dumą, będąc pod wrażeniem ucywilizowania, na jakie się zdobył.
- Czyżby ktoś tu dla odmiany wstał z trumny prawą nogą? - Zagaiła, trącając go łokciem zaczepnie. Nie miała zamiaru ukrywać, że podniósł ją na duchu ten dobry humor Sauriela, bo to oznaczało, że naprawdę miał cały ten skok pod kontrolą i wykiwanie Leosia miało być tylko formalnością. Przecież ona sama w życiu nie podejrzewałaby się o możliwość skiepszczenia sprawy. Była zbyt pewna siebie, swoich umiejętności, a przede wszystkim głupoty płci przeciwnej.
Kiedy wspomniał o Rudej, Mewa wyraźnie zmarszczyła brwi. Konsternacja na jej twarzy zarysowała się nagle, acz wyraźnie; ona sama podparła się pod boki, przechyliła głowę, jakby chciała się Rookwoodowi przyjrzeć pod innym kątem. Choć doskonale wiedziała, że kwestia się nie rozjaśni tylko dlatego, że z tej perspektywy światło będzie inaczej padało na jakiego głupią gębę.
- Do kogo? - Maeve zdawała się zupełnie nie czaić, o kim mówi. Czy raczej - o czym. - O ile mi wiadomo, Victoria nie jest ruda. A przynajmniej nie była podczas naszej ostatniej randki - mówiąc ostatnie zdanie próbowała za wszelką cenę utrzymać pełną powagę, chociaż ewidentnie dźgała niedźwiedzia kijem przez pręty klatki. Średnio jej szła ta grobowa mina, bo usta jej drgały niekontrolowanie, chcąc za wszelką cenę uformować się w uśmiech, przez co musiała przygryzać wargi, by utrzymać je w ryzach. Koniec końców, patrząc tak przy okazji na twarz Sauriela, nie wytrzymała i zarechotała. Wprost uwielbiała sugerować, że pod jego postacią obraca mu laskę, czy była to prawda, czy nie.
- Jak barany chyba - odburknęła na sugestię dotyczącą owiec, wzdychając przy tym z ciężkością. Miał poniekąd rację, ludzie podążali za stadem, ale to wcale nie tłumaczyło, czemu podążali za najbardziej żenującymi osobnikami. Mądrego to aż miło posłuchać, ale z tego co póki co się dowiedziała, to Eldirr z mądrością miał tyle wspólnego, co Maeve i Sauriel z kodeksem karnym. Mianowicie - kiedyś o nim słyszeli, coś dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym kościele.
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie - skrzywiła się w odpowiedzi, widząc, jak dumny jest ze swojej rozwikłanej zagadki. - Wiem, że nie musi mieć sensu, ale nadal musi być przekonujące, rozumiesz? Musi mieć ręce i nogi po prostu, nawet jeśli ich ilość nie jest do końca istotna. - Podparła się pod boki, jakby naprawdę była w potrzasku i potrzebowała chwili, żeby się zastanowić. No bo jak to ugryźć? Była troszeczkę pomylona, ale na pewno nie była niespełna rozumu. Bogowie, nawet nie mogła się naćpać, żeby potłuczonego zasymulować. Musiała odgrywać pierdolniętą zupełnie świadomie i to jeszcze na czuja.
- Ja mam ci mówić? A nie mówiłeś, że masz to wszystko zaplanowane na picuś glancuś? - Uniosła brwi w zwątpieniu. - Weź się zastanów czasem, Crookwood, bo mnie z tobą popierdoli. Jeśli zajebiesz gościa na oczach medyka, to mogłeś mnie równie dobrze nie wołać, bo zamiana w Eldirra minie się z celem. Jak ty to sobie wyobrażasz? Dźgasz typa na oczach Leo, ja potem się zamieniam w denata i wchodzę cała na biało, krzycząc "Haha, dałeś się nabrać, ja tylko żartowałem! Tak naprawdę żyję!"? - Udając naczelnego kawalarza na krótki moment przybrała postać Toma, po czym uniosła ręce i pomachała nimi niczym magik, który właśnie zrobił turbo mierną sztuczkę i był z siebie zajebiście dumny. Po tym jednak od razu twarz Maeve wróciła do stanu wyjściowego, a mina jej zdecydowanie zrzedła.
- No nie! Według mnie najlepiej będzie zgarnąć Tomeczka zanim wejdzie do środka, posłać go do aniołków gdzieś za winklem, ja wtedy hyc, kradnę mu tożsamość i idę przekonać O'Dwyera, że dołączenie do naszej szajki to prawie jak złapanie jakiegoś boga za nogi. Nie musi wiedzieć, że przewodzi nam debil - zaproponowała podług własnej logiki, po czym spojrzała na Sauriela wyczekująco, licząc, że zauważy w brak sensu w swojej propozycji, a potem jego obecność w propozycji Changówny.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
26.10.2023, 17:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.10.2023, 17:12 przez Sauriel Rookwood.)  

Och, no już bez przesady, nie taki zły Czarny Mruczek jak go malują! Aż taki był nerwowy? No aż taki?! Może troszkę... Moooże rzeczywiście zrobił się bardziej nerwowy ostatnio przez głupie Beltane i jeszcze bardziej beznadziejny rytuał, ale wszystko zmierzało w fantastycznym kierunku pod tytułem "zaraz będzie koniec". Tym bardziej kiedy Avelina potwierdziła, że z niej rytuał został ściągnięty z powodzeniem, więc jego mistrzyni transmutacji i animagii była chodzącym dowodem na to, jak to dobrze będzie niedługo. No ale od tego drugiego trącenia to się już odsunął, bez przesady z tym naruszaniem jego przestrzeni osobistej. Uniósł palucha i jej pomachał prawie przed samym nosem. Niedobra Mewa! Nijak groźnie to nie wyglądało, bo smirk na jego facjacie się ciągle utrzymywał. W każdym razie - a tak, wstał sobie na prawą nogę. On po prostu zanim podnosił się i wyłaził ze swej krypty kręcił kołem przy łóżku i wypadało: dobry albo zły humor. I wtedy w zależności od wyniku to na tę nóżkę wstawał.

- Whiskey, Mewa. WHISKEY. - Na Merlina, tyle lat znajomości i nigdy przy niej nie użył tego sformułowania? Albo może po prostu nie załapała? Może naprawdę myślała, że jak mówi "idę po Rudą" to znaczy, że szedł po jakąś laskę? Zwątpił tutaj w Mewę i siebie samego zarazem, bo to było jakieś bardzo dziwne niedomówienie. Chyba że znowu padł ofiarą żartu i tak naprawdę niewiasta się tylko zgrywała. A... miała się zgrywać. Bo wspomniała o Victorii. Mało rzeczy triggerowało Sauriela na miejscu jak wspominanie o Victorii w tych zatęchłych dziurach Nocturnu. Jasne, że to nie był żaden sekret, niestety fama się niosła, a Victoria jeszcze postanowiła popeplać sobie w gazetach, więc sam tylko miał nadzieję, że zaraz do niego nie dobierze się Stokrotka albo inny z tych popieprzonych dziennikarzy. Znieruchomiał, łypiąc na kobietę bez żadnej wątpliwości, że to był taniec na krawędzi. Nie życzył sobie, żeby ktokolwiek wkładał palec w tę relację, mieszał w niej, bo i tak było wyjątkowo skomplikowana i dziwna. Obserwował, jak te kąciki ust Maeve drgają, jak próbuje się powstrzymać od śmiechu, a on powstrzymywał się przed zrobieniem czegoś głupiego. Cholera, gdyby Mewa mogła go zastąpić na stałe w tym związku mogłoby być nawet lepiej. I to nie dlatego, że Victorii nie cenił. Wręcz przeciwnie - dlatego, że cenił, lepiej było dla samej Victorii żeby trzymała się z dala. Szczególnie, że jego, powiedzmy ładnie, rozwój wcale nie brnął w kierunku odnajdywania światła. W zasadzie to przesunął się do miejsca, gdzie chyba na światło było już za późno. - Lecz się, psychopatko. - Mruknął, widząc, że kobieta sobie po prostu (po raz kolejny!) jaja z niego robiła.

- Ay... barany bardziej pasują. - Stety czy niestety ludzie byli podatni na wpływy, manipulacje, na naturalnych liderów, którzy może i nie potrafili "dowodzić", ale wystarczy, że mieli w sobie to coś. Chyba lepiej to rozumieli ci, co posiadali Trzecie Oko. Tak czy siak  potem była banda baranów latających za takim równie baranim pasterzem, który miał swoją wizję tego świata. Czysta czy mugolska krew - bez różnicy. Każdy jeden potrafił być zdrowo popierdolony i rodzić równie popierdolone jednostki. Nawet ci, którzy podawali się za tych mądrych, za tych światłych, za tę śmietankę towarzyską potrafili zejść na zwichrowaną drogę szaleństwa. I myślał o tym ktoś, kto sam był mało ludzki w swoich ocenach i zgaszenie życia było dokładnie tym samym co strącenie pionka z planszy szachowej. Moralność upadała i gniła u stóp. - Jestem chujowy w zagadki. - Równie co Mewa, a może nawet i gorzej, bo nie miał do  nich cierpliwości, a wyobraźnia... wyobraźni też nie miał wybitnej. Za to to, że nie wszystko kręciło się wokół niego rozumiał aż nazbyt dobitnie. Głównie przez Czarnego Pana i Josepha, który regularnie kręcił mu się pod nogami. To jest - Joseph się mu pod nogami kręcił. Bo jeśli chodzi o Czarnego Pana to raczej Sauriel się kręcił pod nim. Żeby nie było wątpliwości.

Sęk w tym, że Saurielowi było to prawie wszystko jedno, jak zostanie rozwiązana sprawa z Leo. On wziąłby go za szmaty, powiedział, że jeśli nie będzie grzeczny to skończy jak ten pan, albo wzięłaby go na boczek Mewa i powiedziała mu to samo - tylko o wiele milej. Tak czy inaczej byłoby to nieprzyjemne doznanie, a prośba do Mewy poszła dlatego, że Rookwood chciał mieć tutaj na pokładzie medyka, któremu będzie można zaufać. Strach to jedno - bo zdecydowanie wygodniej było, gdy ludzie wiedzieli, że powinni się bać. Ale Czarny Kot wierzył w braterstwo. Dlatego potrafił wiele rzeczy wybaczyć - ale nie zdradę.

- Tak zrobimy. - Powiedział po prostu i kiwnął głową po chwili zastanowienia. Bez żadnych żali ani niczego takiego, bo o co się tu wkurzać, czemu zaprzeczać? Owszem, wkurwiałby się jakby już miał przemyślany plan działania i w swojej głowie zaakceptowany. Ale tutaj nie miał. To, co mówiła Mewa było najbardziej bezpieczne przede wszystkim. - Ruszaj pośladki, komu w drogę temu w drogę. - Bo skoro mieli wyprzedzić w zasadzie ich Tomusia to lepiej, żeby na niego poczekali niż jakby mieli to zrobić później. Skierował się do drzwi i poczekał na kobietę, by zgasić światło machnięciem różdżki i zamknąć drzwi.

Korytarze tego miejsca nawet za dnia potrafiły wyglądać paskudnie, a kiedy noc rozciągała się pierzyną na firmamencie - było tylko gorzej. Jeszcze bardziej pusto, ze szczurami biegającymi między nogami, z nieprzyjaznymi spojrzeniami błyskającymi w cieniach odnóg alejek. Bogowie wiedzą, czy jeszcze ludzkich, czy już zezwierzęconych przez wygnanie z górnego świata. Razem z Maewe zatrzymali się na skrzyżowaniu z budynkiem, w którym Pan Zagadka miał się spotykać z Leo - swoim medykiem. Chyba coś wartym, ale ile? I czy będącym wiernym psem, czy może raczej strachliwym gnojem uciekającym przed zawieruchą?

Długo czekać nie było trzeba, aż ich cel będzie przechodził ulicą. Sauriel wysunął się bezszelestnie z cienia i złapał go za za usta, wciągając w bok alejki. To był moment, w którym kobieta mogła sobie porozmawiać z mężczyzną. Choć niedługo - bo w końcu wizyta "u lekarza" była umówiona, lepiej, żeby ktoś nie zaczął się niepokoić brakiem ich szefa.

Kariera pana Elddira skończyła się w ściekach, kiedy zostawił swoją spaczoną szaleństwem krew wampirowi, by w końcu życie odeszło z niego przez uduszenie. Czarnowłosy spojrzał na Mewę, która przybierała jego kształt, nim sam zajął się ciałem, by usunąć je bardzo dokładniutko z tego miejsca.


Rzut PO 1d100 - 54
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 91
Sukces!


Koniec sesji


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (2137), Sauriel Rookwood (3550)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa