Organizacja niektórych przedsięwzięć była skomplikowana. Bo wymagała przede wszystkim: organizacji. Zagadaj do tego, umów tego, dowiedz się tamtego. Ganiasz z kąta w kąt, od człowieka do człowieka, żeby się okazało, że ten chuja może, tamten nie pomoże wcale, a ten nie chce mieć na pieńku z Tomem Eldirrem, jak to go zwali na mieście. Albo raczej jak to nazwała go jego niezastąpiona przyszła Kurowa Nocturnu. Tak, samozwańczo... nie, jeśli ktoś nazywa kogoś królową to chyba nie jest to już samozwańcze..? Anyway! Nie zebraliśmy się tu dziś na koronację. Zebraliśmy się, bo...
- Kończymy dzisiaj ten rozpierdol, bo prawie dwa tygodnie go ciągnę. - Sauriel siedział z nogami wywalonymi na stołek, standardowym dodatkiem do jego aparycji czyli papierosem i równie standardowym dla siebie odzieniu, którym nie pasował za nic do pięknego i wymuskanego świata ludzi czystej krwi. Za to do tego świata pasował doskonale. Nie jak byle obdartus bez galeona w kieszeni, którego możesz wyszurać po ulicy ot tak i nie jak ktoś, kto wyżej sra niż dupe ma. Chociaż ostatnio Rookwood trochę się tak zachowywał. Zaczynał się bardzo mocno poczuwać na Nocturnie, co u niektórych wzbudzało zadowolenie (u tych po jego stronie), a u osób, które wolałyby nie mieć konkurencji - wręcz przeciwnie.
Maeve została wtajemniczona w ten plan. Czy prosty? Nie. Był prosty dlatego, że Sauriel nie robił wielkich skoków. Dawkował go pomału. Przesuwał ciągle granicę i przesuwał, a cel był wręcz śmiesznie wystawiony na atak. Rzecz była bardzo prosta - Stanley Reid, właściciel Skrytego w Cieniu był pod protekcją Czarnego Kota. Pojawił się ktoś, kto robił tam rozpierdol, więc trzeba z nim sympatycznie porozmawiać, żeby tego nie robił. Ponieważ głównego dyplomaty w postaci Stanleya z nami nie było, to nie zostawało nic innego poza zrobieniem porządku po kociemu. Czyli zabić. Aktualnym celem w jego budzie był Tom Eldirr. Sęk w tym, że Sauriel nie miał ani jeszcze takich wpływów na tym zadupiu, ani takiej siły bojowej, żeby wpierdalać się do tego nie takie znowu ciotowanego gościa tak, jak lubił najbardziej - czyli razem z drzwiami, żeby każdy wiedział, że zapukał. Po prostu drzwi nie wytrzymały pukania.
- Gość ma być dzisiaj w swojej dziurze z jego lekarzem. Typ ma na imię Leo O'Dwyer. Przydałby nam się, może da mu się przemówić do rozumu. - Nam. Changówna, nazwisko zobowiązywało, stała po stronie Changów. Natomiast ich współpraca trwała już tyle lat, że Sauriel nie miał tyle paluszków, żeby to zliczyć. To znaczyło, że całkiem dużo. I tak po prawdzie dla niego Mave była "jego". Znaczy się - swoja. - Pogadasz z typem? - Bo Sauriel jak gadał z ludźmi to czasami nawet jak chciał być miły to wychodziło, że sądzili, że chce ich zabić. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego. - Ja odjebuje Tomusia, a ty - pokazał na nią palcem - się pod niego podkładasz. Standardowa procedura. Rozwalamy i rozkradamy od wewnątrz. - To wydawało się proste że aż chciało się płakać, ale Sauriel się już napocił nad tą akcją całkowicie srogo włącznie z zaangażowaniem różnych person mniej czy bardziej podejrzanych. Ściągnął nogi ze stołka i popchnął go na bok, podnosząc się i poprawiając skórzaną kurtkę na ramionach. Tak, było lato, ale on ciągle był tak samo skurwiale, statycznie zimny. Z biegiem lat tylko coraz bardziej. Woń czarnej magii ginęła chyba tylko pod zapachem jego mocnych, piżmowych perfum. I fajek. Głównie fajek. - Wszystko, co znajdziesz u niego na stanie, może być twoje. Z papierów i kasy się rozliczymy, jak nic wartościowego nie znajdziesz. Pasi? - Sauriel nie bawił się w handel i szmuglerki jakiś antyków, dzieł sztuki i innych zjebanych rzeczy. Nie miał do tego drygu i cierpliwości. Natomiast Changowie powinni sobie poradzić ze sprzedażą śpiewająco, znając ich. Tak samo jak niektóre nieruchomości chętnie oddawał Maeve, która też sobie lepiej z tym radziła od niego.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.