Jej oczy rozbłysły, kiedy usłyszała wieści na temat futrzaka; przestąpiła z nogi na nogę, jakby hamowała się przed czymś. Z jakiegoś powodu założyła (jak widać błędnie), że Ulysses oddał psa do adopcji; pedantyczność oraz styl życia jaki wiódł zdecydowanie nie współgrały ze zwierzęciem znalezionym gdzieś w lesie, który po ostatnich wydarzeniach mocno nadszarpnął zaufanie, jakim darzył ludzi. Na pewno wymagał czasu, cierpliwości, zaangażowania. Czegoś, czego nie śmiałby od Rookwooda oczekiwać. A jednak, otrzymała to. Kąciki jej ust uniosły się do góry.
- Caval? - powtórzyła, uświadamiając sobie, że nie zna imienia zwierzaka - Dobry wybór. Pasuje do niego - kiwnęła głową, po raz kolejny posyłając swoim rozmówcom uśmiech. Tym razem nieco dłużej zawiesiła wzrok na Ulku - w końcu to on wybrał to imię, prawda?
Dani miała tą umiejętność, że z każdym potrafiła nawiązać pozytywną relację. Niezależnie od wieku, płci czy pochodzenia - bez większego wysiłku udawało jej się znaleźć niewymuszony temat do rozmowy, czy to zwyczajnego small talku czy głębszej konwersacji na tematy filozoficzne. Dlaczego więc z Cathalem miałoby być inaczej? Tym bardziej, że jako przyjaciel Ulka na starcie zyskiwał dodatkowe punkty. Niestety, na rozmowę nie było zbyt wiele czasu, bo ten postanowił (dosłownie) zawinąć Letę pod pachy i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, zostawił ich samych. Z wyrazem niemałego zdziwienia na twarzy. Uchyliła wargi, jakby chciala coś powiedzieć, jednak chyba nic mądrego nie przyszło jej do głowy i ograniczyła się do pomachania im na pożegnanie.
- Naprawdę dałam radę wystraszyć ponad dwumetrowego mężczyznę...? - mruknęła pod nosem, kręcąc lekko głową. W jej głosie dało się usłyszeć rozbawienie. Nie, żeby przeszkadzało jej towarzystwo samego Rookwooda, bynajmniej! Na propozycję wymienienia się wiankami nie odpowiedziała. Nie musiała nic mówić - po prostu stanęła naprzeciw mężczyzny i podnosząc się na palcach, sięgnęła po swój wianek, z zamiarem założenia mu głowę. Wcześniej oczywiście zdjęła ten, który miał na sobie, by bez większego zastanowienia włożyć na swoją głowę. Tak jak wcześniej dało się z niej czytać jak z otwartej książki, tak teraz miała dosyć nieodgadniony wyraz twarzy. Być może jej oczy błyszczały nieco jaśniej niż zwykle, a policzki, wystawione na promienie słońca nabrały różowego koloru - Jesteś pewien, że nie chcesz dwóch? - upewniła się, gdy już stała na palcach, a ich twarze były mniej więcej na tej samej wysokości. Na krótką chwilę ich spojrzenia się spotkały.
Naszego psa - rozbrzmiało w jej głowie, i choć w pierwszej chwili brzmiało to absolutnie nienaturalnie, uświadomiła sobie, że te słowa odzwierciedlają to, co mogłoby się wydarzyć. Że to się wydarzyło. A jej to pasuje.
- A... a możemy wszystko połączyć? - zapytała, bo każda z propozycji Ulka brzmiała jak coś, na co zdecydowanie miała ochotę - Coś do picia? Zimnego? - zasugerowała. Żar lejący się z nieba nie odpuszczał ani na moment. Od kiedy ujął jej dłoń, nie puściła jej ani na moment; jedynie ścisnęła ją lekko na propozycję spotkania z czteronogiem
Slaby sukces...
Na aurę Ulka!
beauty and terror
just keep going
no feeling is final