
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 22:10 ✶
Otrzymujesz niewielką pozytywkę, w której kobieca postać tańczy pośród ognia, w sukience stojącej w płomieniach
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana.
Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty.
W tłumie łatwo może zniknąć.
Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.
15.02.2024, 22:29 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2024, 09:45 przez Brenna Longbottom.)
grzecznie idę z Vincem na parkiet
* Nie miało znaczenia, jak paskudnie się uśmiechał. Dla Brenny Vincent zawsze wyglądał jak przyjaciel, nawet jeśli akurat komuś groził albo gdy krwawił z nosa, bo straciła do niego cierpliwość i mu przywaliła, tak poza treningiem, tylko dlatego, że zasłużył. Co pewnie przez te kilkanaście lat ze dwa czy trzy razy się zdarzyło. Jasne, była świadoma, że ktoś może zamrugać że zdziwieniem, że do tańca prosi akurat ją ktoś, kto uchodzi za porywczego, niemiłego dla ludzi, podrywacza w dodatku, i jeszcze dla zorientowanych był człowiekiem powiązanym z przestępczym światem. Mało kto wiedział, że się przyjaźnili, zwłaszcza że Vincent nie był skory do chwalenia się tym swojej rodzinie. Ale teraz połowa ludzi w tym miejscu była w Zakonie, a skoro on chciał do niego dołączyć i planował iść z nimi na wyspę pełną mroku, musieli go poznać, przywyknąć, że będzie kręcił się w pobliżu i wręcz powinni wiedzieć, że znała go od lat. – No weź, nie znasz mnie? Zaczęłam zabawę już dobry kwadrans temu, bo przecież mam tutaj jedzenie, z jedzeniem człowiek najlepiej się bawi – oświadczyła, ale odłożyła ledwo nadgryzione jabłko, ani myśląc się wymigiwać. Nigdy nie miała problemu z tańcem, i chociaż na większości przyjęć i balów na pewno nie była najbardziej rozchwytywaną partnerką do tańca, to i rzadko podpierała ścianę przez całą zabawę, zawsze tańcząc dwa czy trzy raz z krewnymi albo przyjaciółmi. Nie było zresztą nikogo na tej sali, komu tańca mogłaby odmówić – w końcu nie zaplątał się na nią żaden Borgin. (Nie, że któremuś wpadłoby to do głowy, taki Stanley przecież prędzej zaprosiłby do tańca sklątkę tylanowybuchową.) – I nawet nie trzeba cię na parkiet wpychać przemocą, Sherwood? Przyznaj, wypiłeś już magiczne drinki, co? – spytała, zsuwając się z blatu. Bo przecież w przeciwieństwie do niej on może i tańczyć potrafił, ale nie za bardzo to lubił, przynajmniej nie na balach. Z drugiej strony to nie był bal. – Niektóre z nich powinny ci się spodobać, ale nie mieli niestety takiego, od którego się mądrzeje. Wylosowałeś sobie prezent? Jak nie, powinieneś koniecznie to zrobić. Mój kolega wyciągnął diadem i przed chwilą pomagałam mu go założyć, tobie taki totalnie pasowałby do tej fryzury. Twój brat podobno ma tron, ty możesz mieć diadem – paplała po swojemu, idąc w stronę parkietu i oczywiście rozglądając się jeszcze po drodze, czy nic na pewno nie wymagało szybkiej interwencji, a potem wraz z nim weszła na powierzchnię ciemnego jeziora. Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.
15.02.2024, 23:36 ✶
rozmawiam z Morpheusem, Neilem, Effie i zagadałam do Sama jak się obok nas przewinął
- W sumie racja, zabawa dopiero się rozpoczyna. Ale może się gdzieś kręcą - wzruszyła lekko ramionami, wciąż uśmiechając się do Neila delikatnie. - To było tak dawno temu... jestem pewna, że nie taka była intencja tej pozytywki - w kącikach ust pojawiło się zakłopotanie. - Kiedy tak patrzyłam na nie wcześniej, kojarzyły się trochę z Beltane. Pomijając oczywiście, to co się stało, ale... dobrze może nie Beltane, ale ogólnie z sabatami i tańczeniem przy ogniskach. Z magią ogień wcale nie musi robić nam krzywdy, a symbolizować oczyszczenie i odrodzenie. Upiła łyk z trzymanej szklanki, kiedy jej spojrzenie przyciągnęła sylwetka, która zawisła nad nimi w pewnym momencie. Oczy powoli wspięły się do twarzy, a kiedy Menodora rozpoznała w niej McGonagalla, którego przecież jeszcze nie tak dawno przyłapała w swoim ogródku, posłała mu promienny uśmiech. - Samuelu, ciebie również - zaćwierkała wesoło, przyglądając się w szczególności diademowi, który zwieńczał jego głowę. - Do twarzy ci w tym diademie. Wyglądasz jak książę tego całego lasu! - oznajmiła z przejęciem. Miała ochotę mianować go królem, ale królowie chyba zwykle chodzili w pełnoprawnych koronach. Przynajmniej tak twierdziły niezliczone bajki na ten temat. - Oh, wszystkie są takie piękne. Za każdym razem kiedy na nie patrzę, na nowo jestem pod wrażeniem. Widziałam taki jeden, z płożącą się po obrębie winoroślą i jeśli naprawdę to nie byłby problem to... - Dora zarumieniła się lekko. Prawdę powiedziawszy to była gotowa zapłacić nawet z własnej sakiewki, bo wydarzenia sprzed paru dni dawno już puściła w niepamięć, albo też zwyczajnie przez moment nawet nie uważała ich za coś, co wymagało jakiejkolwiek rekompensaty. - Smacznego! - rzuciła jeszcze na odchodnym, cicho chichocząc, kiedy zobaczyła jak posyła Neilowi ostrzegawczy gest. - Lepiej nie, napracowałyśmy się z Brenną bardzo, żeby wyglądały jak trzeba - zaśmiała się do Enfera, wyraźnie biorąc jego słowa za zaledwie żart, który nie ma większego poparcia. Chyba głównie dlatego, że absolutnie nie była w stanie wyobrazić sobie, że ktoś faktycznie próbuje im te krzaki zwyczajnie powyrywać, kiedy inni bawili się na parkiecie, albo zajmowali się tym, co oferowały uginające się od jedzenia i picia stoliki. - Morpheus! - rzuciła radośnie, odstawiając swoją szklankę na pobliski stolik i przylegając do boku mężczyzny w mocnym uścisku. Parę godzin wystarczało, bo nie widziała niczego dziwnego w tym, by przywitać się z nim na nowo, ale coś było w tym jak chętnie to robiła. Lata historii, które wyznaczał rytm borginowych spotkań i strach, że znowu kogoś straci. Jakby każde przywitanie było jednocześnie nacechowane z jej strony ulgą. - Effie, jak cudowanie cię widzieć - obskoczyła też zaraz przyjaciółkę, ściskając ją, a potem łapiąc za ręce, ściskając jej dłonie. - Bez przesady, nie jestem chyba aż taka straszna... ważne, żeby dalej rosły sobie spokojnie. Ale powinniście uważać, bo mam wrażenie, że dzieje się tam coś dziwnego. Chyba dzisiaj rano coś, co nie powinno się ruszać, umyślnie złapało mnie za rękę. - ostrzegła zarówno Longbottoma, jak i Neila, który podobno też do jej zielnika zaglądał. - Ja też chętnie się czegoś napiję dla towarzystwa. - rzuciła jeszcze do Morpheusa, zanim jej spojrzenie znowu zogniskowało się na Trelawney. - Co ładnego wylosowałaś? Bo podeszłaś do koszyka, prawda? The woods are lovely, dark and deep,
But I have promises to keep, And miles to go before I sleep. Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.
15.02.2024, 23:45 ✶
Wbijam spóźniona jak gwiazda filmowa i zagaduję Atreusa, Alastora i Avelinę przy jedzonku.
Wahała się, czy w ogóle przyjść. Niby nic nie stało na przeszkodzie, przecież Brenna ją zaprosiła – i to chyba nie dlatego, że tak wypadało, a dlatego, że chciała, by przyszła. Ale coś niewypowiedzianego wisiało pomiędzy nią, a przyjaciółką, już od jakiegoś czasu. Victoria nie bardzo potrafiła powiedzieć, co dokładnie, nie zastanawiała się nad tym bardziej, niż nad innymi rzeczami, które gdzieś tam były istotne, ale nie miały wielkiego priorytetu; to nie to spędzało jej sen z powiek. Dlatego miała wrażenie, że coś jest nie tak, nie wiedziała co… I stąd wątpliwości. Oczywiście nie były jedynym powodem – miała jeden wielki problem na głowie, związany z jej stanem żywotności i ciepłoty, a także tym, że chyba kończył jej się czas, poza tym był też taki związany z kłami i zaczynał się na literę S, oraz… Miała w pracy mnóstwo roboty, a związane to było ze sprawą pewnego rezerwatu… No i chodziło też, poniekąd, o mieszane towarzystwo… Chociaż to był najmniejszy problem; nie coś, co kiedykolwiek jej przeszkodziło, by kręcić się w towarzystwie Brenny. A przecież znały się całe życie, i kiedy Longbottom jako mały pięcioletni gówniarz zdobywała drzewa, Victoria pilnowała jej pleców, czy nie biegnie któraś matka z krzykiem. Ostatecznie jednak, po walce z myślami, zdecydowała się trochę na ostatnią chwilę. By w rezultacie spędzić przed lustrem w garderobie trochę za dużo czasu, nie mogąc się zdecydować co do tego, co w ogóle na siebie włożyć. Przymierzyła kilka sukienek, każdorazowo uznając, że chyba jednak to nie tego szukała, by ostatecznie… wybrać coś kompletnie innego, niż ubrałaby normalnie. Widok Victorii w sukience czy sukni nie był niczym nadzwyczajnym, ale ostatnio chyba przechodziła jakiś kryzys (żeby nie powiedzieć, że osobowości…). Dlatego zamiast letniej sukienki – przyszła w czerni, a na domiar wszystkiego, były to zwiewne, materiałowe spodnie i pasująca doń góra z dekoltem tak głębokim… A jednak ułożonym tak, by nadal ze smakiem niczego nie pokazywał. Chociaż pewnie blizna ciągnąca się w poprzek pleców była częściowo widoczna. Oczy podkreśliła ciemną kreską, makijaż miała raczej nienachalny, paznokcie zadbane i pociągnięte ciemnym lakierem… czarne szpilki ginęły gdzieś pod materiałem spodni. Jedynie usta wyróżniały się w tej czerni – zmysłowo czerwone. Przez moment nieufnie spoglądała na stodołę. Znała Dolinę Godryka bardzo dobrze, mieszkała tu całe życie, przeprowadziła się do Londynu półtora tygodnia temu i kiedy zobaczyła tę ruderę, to patrzyła przez moment z powątpiewaniem. Ostatecznie jednak westchnęła i uznała, że zerknie, najwyżej jeśli okaże się to jakimś kompletnym żartem, to wyśle Brennie wyjca albo co… Nie została jednak wpuszczona w maliny. Stodołę po prostu zaczarowano. Weszła, rozejrzała się… Było tu już trochę ludzi, a i wystrój była naprawdę niezły. Rozglądała się za kimś znajomym i już miała podejść do jednego ze stolików, kiedy zaczepiła ją pani stojąca przy wejściu; Victoria nie zauważyła jej w pierwszej chwili. Grzecznie wsadziła dłoń do koszyka, miała wyciągnąć dla siebie upominek… Ta chwila przerwy na cos się jednak przydała. Zobaczyła, że Brenna zostaje zaczepiona przez Prewetta, wypatrzyła też Atreusa i Alastora, a przy nich jakąś dziewczynę, przy jednym ze stolików… i podeszła właśnie tam. – Czemu mnie nie dziwi, że kręcicie się akurat przy jedzeniu – rzuciła, jakże grzecznie, na przywitanie (do Autreusa i Alastora). Opanowana, chłodna i spokojna jak zawsze. Ale były to tylko pozory… tak? – Ładna sukienka – zagaiła Avelinę. – Chyba się nie znamy. Victoria – widać było w niej pewne zawahanie, ale ostatecznie wyciągnęła do czarownicy dłoń. Zimną jak dłoń trupa. Z jej nadgarstka zwisała bransoletka, jedna z tych, jakie można było dostać na Beltane – z zawieszką z koziorożcem. !prezentgodryka Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 23:45 ✶
Otrzymujesz spinkę do włosów ozdobioną wzorem z księżyca i gwiazd.
15.02.2024, 23:58 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2024, 00:00 przez Neil Enfer.)
Ogólnie Neil zazdrośnik proponuje pomóc Morpheusowi z przyniesieniem drinków.
Neil i Menodora przed przyjściem Morpheusa Spojrzał jeszcze raz na pozytywkę po opisie jaki dała mu kobieta. Może faktycznie nadpisuje straszne znaczenie wszystkiemu przez nerwy? -Może masz rację.-wymruczał w zamyśleniu, ale szybko jednak wrócił w głowie do swojej wersji. Coś strzeli, jak nic. Pytanie kiedy. Rozmowa Neila z Effie, Morpheusem i Dorą Zbierał się przy nim tłum, który starał się wytrzymać. Obcy ludzie dookoła, to nie było coś do czego dążył, a jednak uśmiechał się miło, kiwał głową. Wstał, bo tego wymagała etykieta i podał Effimery dłoń, zerkając na poprzednią towarzyszkę, licząc, że zapamięta imiona, które już zaczynały mu umykać. -Neil.-przedstawił się, bo był na to moment, nie zestresował się, miał czas. Z resztą kobieta była miła i jej rumieńce były urocze. W końcu pojawił się ON i... AHA... Od razu widząc jak przytula się do kobiet, obejmuje je sprawiło, że włosy na karku mu się zjeżyły. Taka gierka, co? Jasne. Uspokój się. Nawet nie byli razem, a do tego w tej chwili nie byli dla siebie nikim więcej niż zielarzem i klientem, ot co. Dokładnie, chodzi tu o zachowanie twarzy Morpheusa. Nie można go wydać, za nic, więc może to i dobrze, że się z kobietami spoufala? Tak, to będzie dobre. Neil próbował sam siebie przekonywać, co było jeszcze trudniejsze, gdy czarodziej przywitał się i z nim. Taki mały dotyk wystarczył, krótkie zapewnienie i przypomnienie najważniejszego. Jego zapach tuż obok, od razu czuł, jak serce mu przyspiesza. Nie mógł być tak blisko niego. Poklepał więc Morpheusa po plecach, przyjacielsko. -Już myślałem, że zrezygnowałeś z tej dobrej zabawy.-zarzucił komentarz, odsuwając się od niego i szybko zajmując dłonie winem, ponownie upijając łyk, który ewidentnie podzielił na pół, bo gdyby wziął cały, to kieliszek byłby już pusty. Nie czuł się dobrze, ale kącików ust nie opuszczał, przysłuchując się ich rozmowie, która sam nie wiedział... Czy chciał drinka? -Ja się napiję więcej wina.-uniósł praktycznie pusty kieliszek.-Chodź, pomogę ci przynieść, zaraz wrócimy.-zaproponował ostatnie słowa kierując do kobiet, licząc, że Morpheus nie odrzuci propozycji wspólnego przejścia się do baru i z powrotem. Potrzebował chwili odpoczynku i gdy tylko wyłapał chwilę chciał z niej skorzystać, nawet jeśli nie będzie miał w głowie pomysłu na to o co może zagadnąć czarodzieja. Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.
!magicznydrink
Erik i Nora podchodzą do wodopoju i trafiają na Sama i Persa Była taka szansa, że sprowadzili na siebie zemstę jakiejś Bogini Bimbru, Dionizosa, czy jeszcze innego bóstwa alkoholu. Kto tak naprawdę wiedział, co może urazić siły wyższe? Chyba nawet Morpheus Longbottom nie mógł być tego pewien, chociaż znał się na tym zdecydowanie lepiej od tej dwójki. - Wysilić? Tylko po co, skoro wszystko się samo układa może warto odpuścić? Dać się ponieść chwili. - Miała wrażenie, że zupełnie niepotrzebnie narzuciła na przyjaciela jakąś presję, a nie o to zupełnie jej chodziło. Mieli przecież się bawić, odpuścić i zapomnieć się chociaż na chwilę. Takie rozmyślanie nie miało żadnego sensu, zrobiło się trochę za bardzo filozoficznie... Przez chwilę skupiła się na krysztale, który Longbottom trzymał w dłoniach, pięknie się mienił i albo jej się wydawało, albo przybrał kształt goldena, było to całkiem urocze. - Czekam na to, zrobimy ci taką kampanię, że nikt nie będzie ci w stanie dorównać. - Już widziała przed oczami te wszystkie plakaty z jego twarzą, przez myśl jej przeszło, że mogłaby zrobić nawet ciastka z jego wizerunkiem, to na pewno zrobiłoby furorę. - Zbliżasz się do trzydziestki, już niedługo będziesz mógł kandydować. - Wiedziała, że aktualnie wiek był jego jedynym ograniczeniem, ale jeszcze trochę, a na pewno spełni to marzenie. - Pamiętaj, to nie szata zdobi człowieka, liczy się coś więcej. - Może faktycznie nieco przesadziła z tą sukienką? Szybko jednak przestała się tym przejmować, bo pojawił się nieco większy kłopot, o którym właściwie chyba nie chciała powiedzieć Longbottomowi, przywykła do tego, że był to temat, o którym nikomu nie wspominała, miała nie rozdrapywać ran, zapomnieć o wszystkim. Tyle, że wspomnienia wróciły, bardzo szybko w najmniej odpowiednim momencie, a zaczęło się od tej nieszczęsnej popijawy w Warowni. Na całe szczęście Erik chyba nie zauważył jej chwilowej zmiany nastroju. Nie musiała go namawiać, trochę się bała, że może mieć jakieś obiekcje związane ze spożywaniem alkoholu, bo ostatnio skończyło się to dla nich nie najlepiej, jednak jak zawsze podszedł do tematu z aprobatą. Schowają się przy tych drinkach i będzie mogła zastanowić się, co robić dalej. Najprostsze wydawało się jej być zwyczajnie unikanie kontaktu, chociażby wzrokowego, tyle, że tak bardzo się na tym skupiła, że nie zauważyła, iż Samuel najwyraźniej wybrał ten sam sposób. Dotarli do baru. Norka wpatrywała się w drinki, aby wybrać ten upragniony. Sięgnęła po jeden z nich i umoczyła w nim swoje usta. Jeszcze moment, a alkohol pomoże jej odreagować, przynajmniej taką miała nadzieję. Zamroczy choć na chwilę myśli pałętające się po jej głowie. Zadarła głowę do góry, aby spojrzeć na przyjaciela. Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, szukając odpowiedzi na pytanie, które jej zadał. - Wyglądasz wspaniale, jak zawsze, może faktycznie nieco luźniej, możemy ci coś wyczarować, żebyś poczuł się lepiej, chociaż jak dla mnie jest idealnie. - Nie wydawało jej się, żeby mu czegoś brakowało, ale rozumiała z czego wynika to zawahanie. Dostrzegła gest wykonany przez przyjaciela. Zaciekawiona była z kim się wita. Wykonała więc zgrabny obrót na jednej stopie, o sto osiemdziesiąt stopni. Sukienka zawirowała, a wraz z nią gwiazdki, które się na niej znajdowały, mieniły się przy tym okropnie. No i wtedy okazało się, że jej sprytny plan poniósł klęskę, bo Sam stał niedaleko, to na nim skupiła się w pierwszej chwili, spoglądała na niego zdecydowanie zbyt długo, nie mogła oderwać od mężczyzny swojego wzroku. Zmężniał, nie był już tym chłopcem z Kniei, którego zapamiętała, o którym myślała, kiedy wpatrywała się w gwiazdy, wiele razy. Zastanawiała się, czy jest szczęśliwy, czy wszystko z nim dobrze, pomimo rozczarowania, które przeżyła. Jednak zawsze mogło być gorzej, bo po chwili dostrzegła też Perseusa stojącego u jego boku. Przysunęła kieliszek do ust, i dopiła jego zawartość jednym haustem. Wiedziała, że to przyjaciel Erika, tyle, że miała z nim związane dosyć wstydliwe wspomnienie, do którego wolała by nie wracać. Odstawiła szkło na stolik i wysiliła się na uśmiech. Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
16.02.2024, 00:05 ✶
Zaczynasz kłamać - przez dwie tury trudno ci powiedzieć cokolwiek prawdziwego, musisz bardzo się postarać, aby się udało
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.
16.02.2024, 01:34 ✶
Gadam z Atreusem, Ave i Viką przy bufecie.
Wysłuchał tego bardzo dziwnego tekstu na podryw z udawanym spokojem. - Spoko, jak pójdę do łazienki, to ściągnę swoje i wymienię się z tobą na różę. - Bertie by się z tego pewnie zaśmiał, brakowało mu tu Bertiego. Byli z Bulstrodem pod wieloma względami podobni do siebie i rozumiał w pełni robienie rzeczy niezrozumiałych po to, żeby mieć jakąś przykrywkę do picia, ale jednocześnie to nie było to, nie to połączenie dusz. - Gdyby mieli tam coś na ryby, to instynkt kazałby mi tam podbiec w szale już na samym początku, nokautując po drodze każdego, kto sięga mi do brody - a była to przynajmniej... no tak na oko połowa gości bawiących się w tej sali, bo Moody pił w młodości dużo mleka, żeby walczyć z czarnoksiężnikami jeszcze lepiej. Podczas tej jakże błyskotliwej rozmowy, Alastor nie mógł nie zauważyć stojącej nieopodal panny Paxton, więc drygnął do niego i oboje z Bulstrodem ruszyli w jej kierunku, w taki charakterystyczny dla pracy w jednym biurze sposób. - Cześć Avelinka - przywitał się z nią przytuleniem*, do którego o dziwo nie musiał schylić się tak nisko, jakby miał zaraz wziąć udział w zawodach w rzucie karłem, bo panna Paxton założyła na tę okazję zajebiście wysokie buty. - Rozmawialiśmy właśnie o tym, że Atreus bardzo chciał wylosować w tym koszyku koronkowe stringi. - To czy powiedział to w tak niefortunnym momencie, żeby usłyszała to również Victoria, narrator postanowił pozostawić do interpretacji dowolnej. W każdym razie mniej-więcej wtedy Alastor dostrzegł pannę Lestrange, z którą przywitał się jak zawsze**. Zimno jej ciała, podobnie jak przy Atreusie, nie wywołało w nim żadnej reakcji. Za bardzo przyzwyczaił się do tego, jakim chłodem zionęła Mavelle. - Cześć, Victorio - uśmiechnął się serdecznie. Wyłapał komplement rzucony kobiecie przez kobietę, ale sam nie powiedział nic. Obie wyglądały jak miliony monet, nawet przeżywając największe kryzysy swojego życia, ale Alastor z jakiegoś powodu czuł, że to nie on powinien je o tym zapewniać. Albo po prostu za mocno się w kimś zakochał. - Ja bym się siebie spodziewał przy stoisku z drinkami. - A później zmrużył oczy. - Naprawdę tylko ja niczego nie wylosowałem. Dziewczyna pewnie nie zauważyła mnie w tłumie. * - opcjonalnie buziakiem w policzek jeżeli Avelina się tak wita. ** - moją pierwszą myślą było uściśnięcie ręki jak każdemu w biurze, ale jeżeli Vika woli objęcie to ją objął. fear is the mind-killer.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.
16.02.2024, 05:04 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2024, 05:05 przez Atreus Bulstrode.)
z Alkiem robimy grupkę z Aveliną i Viictorą; jak będą chcieli to idziemy po driny, a jak nie to Atre idzie sam, ale potem wraca do nich
- Myślisz, że mamy ten sam rozmiar? - spojrzał na Alastora nieco krytycznie, jakby faktycznie gotowy był właśnie oceniać, czy przypadkiem mu te wszystkie wielkie kanapki w dupę nie poszły. Na wzmiankę o jego rybackim instynkcie, pokiwał tylko głową, jakby faktycznie uznał tę odpowiedź za jak najbardziej prawidłową, a co ważniejsze - prawdopodobną. Nawet nie musiał się specjalnie wysilać, żeby wyobrazić sobie Alastora, który wyczuwszy rybne upominki rusza przez salę, dzieląc ludzi niczym Mojżesz morze. Kiwnął głową znowu, kiedy została mu wskazana Avelina, podążając za Moodym w kierunku kobiety. Przywitał się z nią, uśmiechając przy tym lekko. Nie byli na tyle blisko, by mówił do niej per 'Avelinko', ale Bulstrode z łatwością mógł przyznać, że darzyli się pewnego rodzaju sympatią. - Najlepiej czarne - przyznał, bez mrugnięcia okiem. - Czerwone też ujdą. Jestem prawie pewien, że dałbym radę coś z nich wyciągnąć. - Atreus rozejrzał się po stole, do którego się przysunęli, zastanawiając się, czy może coś ciekawego było na nim poza sałatkami, ale prawda była taka, że tego czego najbardziej potrzebował w tym momencie, to jakiś drink. - Gdybyś tylko widziała, jaką miał kanapkę, to nie dziwiłabyś się aż tak bardzo - odpowiedział Victorii, zaraz po tym jak i z nią się przywitał. Otaksował obie kobiety spojrzeniem i tam gdzie Alastor nie czuł się w pozycji, na zapewnianie ich o czymkolwiek, Bulstrode nie miał takich dylematów. - Obie wyglądacie czarująco - rzucił do nich, uśmiechając się przy tym nonszalancko. - O, ale skoro już przy tym jesteśmy, to ja bym bardzo chętnie udał się właśnie w tamtym kierunku. Co wy na to? - zapytał resztę, wyraźnie zachęcając ich spojrzeniem. Jeśli się zgodzili, to przemieścił razem z całą ekipą, a jeśli nie, poszedł sam, a kiedy odebrał swój napitek to do nich wrócił. !magicznydrink |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności:
Bard Beedle (3600), Brenna Longbottom (6176), Pan Losu (1128), Nora Figg (6478), Samuel McGonagall (6297), Alastor Moody (2428), Samuel Carrow (4465), Erik Longbottom (6996), Ula Brzęczyszczykiewicz (4996), Neil Enfer (5809), Atreus Bulstrode (5744), Dora Crawford (2097), Morpheus Longbottom (3201), Effimery Trelawney (1297), Perseus Black (3216), Florence Bulstrode (1533), Vincent Prewett (1807), Avelina Paxton (1820), Victoria Lestrange (7198), Patrick Steward (3200), Sebastian Macmillan (3662), Septima Ollivander (1083), Elliott Malfoy (1236), Julien Fitzpatrick (706)
|