• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#81
25.12.2022, 00:02  ✶  

Nienaturalna wręcz bierność w postawie Zeneidy wydała się Erikowi nieco dziwna, jednak z początku jej nie kwestionował. Zrzucił ją na karb ogólnego chaosu panującego na terenach obchodów Ostary. W tym tłumie każdy byłby w stanie stracić rozeznanie w tym, co się dzieje wokół niego i zatracić we własnych myślach. Mijając po drodze dziesiątki różnych twarzy, raczej mało kto oczekiwał, że w pewnym momencie ujrzy wśród nich kogoś znajomego, kto nie tylko nie odwróci wzroku, ale też zatrzyma się i jeszcze rozpocznie rozmowę.

Może to po prostu taki dzień?, pomyślał, gdy kobieta podeszła do koła fortuny i z łatwością zgarnęła najwyższą możliwą nagrodę. Zamrugał zdziwiony, jednak w żaden sposób tego zakwestionował. Cóż, skoro Norze nie przyniósł wielkiego szczęścia podczas poszukiwań czekoladowych jaj, to perspektywa ułatwienia wygranej pannie Moody, była dla niego dosyć zadowalająca. Nawet jeśli w głębi duszy był świadom tego, że nie miał wielkiego wpływu na finałowy wynik.

— Gratuluję — powiedział, klaszcząc parę razy bezdźwięcznie. — Będziesz musiała mnie nauczyć jak to robić. Mi nie poszło tak dobrze, chociaż może pamięta mnie z ubiegłych lat... Sam nie jestem pewny, czy wtedy coś wygrałem, więc ten goblin mógł chcieć mi trochę zagrać na nosie, jeśli pozbawiłem go kiedyś jakiegoś fantu i...

Urwał, gdy Ida w końcu się odezwała. Wbił w nią pozbawiony zrozumienia wzrok, po czym strzelił oczami na boki, zerkając przez ramię, jednak nie zauważył niczego podejrzanego. A przynajmniej niczego szokująco. Owszem liczba obecnych w okolicy ludzi porażała, podobnie jak ceny, na co poniektórych stoiskach, ale nikt nie ciskał w siebie chyba teraz zaklęciami, a smoki nie latały nad ich głowami, więc było chyba... Bezpiecznie? Zmarszczył brwi.

— Nie jestem pewny? Wydaje mi się, że nie — przyznał ostrożnie. — Co takiego zauważyłaś? Ktoś Ci mignął w tłumie?

Rozejrzał się na boki, nie bardzo wiedząc, jak się zachować w tej sytuacji. Wbrew pozorom jego aparycja nie była jego jedynym atutem i w ciągu wielu lat pracy w Ministerstwie Magii pracował nad swoją spostrzegawczością, jednak w tej chwili... To był po prostu festiwal z okazji Ostary. Przynajmniej z jego perspektywy.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#82
25.12.2022, 15:04  ✶  
Już tak niewiele brakowało do dotarcia do upatrzonego straganu, aż tu prawie… zderzyła się z kimś innym. Prawie. Jakimś cudem jednak kobiety uniknęły zderzenia, a Eunice rozpoznała w tej przypadkowej osobie swoją własną wykładowczynię. Nawet jeśli nie odbywała stażu dokładnie na wydziale Bulstrode, to część zagadnień pokrywała się właśnie z tymi wykładanymi przez Florence; stąd i niedziwne, że w swej edukacyjnej ścieżce natknęła się również i na tę łamaczkę klątw.
  - Pani Bulstrode – przywitała się, posyłając oszczędny, uprzejmy uśmiech. Dokładnie taki, jaki się oferuje komuś poważanemu, z którym jednak nie jest się w szczególnie zażyłych stosunkach. Zresztą, TA Bulstrode i zażyłe stosunki ze stażystami w Mungu? To brzmiało jak całkowity oksymoron, coś, co mogło się wydarzyć dopiero wtedy, gdy słońce wzejdzie na zachodzie, a góry staną się morzami.
  Niewielki krok w bok i wyminięcie, lekkim, niemalże tanecznym krokiem – takie było zamierzenie, w końcu nie straciła z oczu dopadnięcia swojego celu. No i nie spodziewała się jakichkolwiek pogaduszek z uzdrowicielką, nawet w dniu Ostary. W zasadzie to prędzej by założyła, iż Bulstrode będzie miała dyżur niż przechadzała się wśród straganów sabatu. Stąd też krok nie nastąpił.
  - Szeptucha? – zmarszczyła nieznacznie brwi, zaskoczona, iż ze wszystkich możliwych tematów Florence sięgnęła po ten, już z pominięciem faktu, iż raczej spodziewałaby się rozejścia w swoje strony. Tak po prostu. - Owszem, kojarzę ją. Faktycznie jest dość dziwna, niemniej rzekłabym, że również i nieszkodliwa. O ile jej się nie zaczepia. – stwierdziła. Tyle że „tak, kojarzę” z pewnością nie miało wystarczyć uzdrowicielce; zadane pytanie musiało dokądś prowadzić.
  - Dlaczego pani pyta? – zerknęła uważniej na Bulstrode, czujniej. Niepewna, co do końca uzdrowicielka miała na myśli. Doprawdy, prędzej spodziewała się po niej zaciągania na słynne dyktanda niż… tego.
  Ale może to po prostu magia Ostary, nawet Florence musiała by przecież człowiekiem i nie żyć wyłącznie samą pracą. Przecież tak się chyba nie dało…?

305/1401
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#83
26.12.2022, 13:30  ✶  
Może istniał jakiś alternatywny świat, gdzie inna Florence Bulstrode radośnie żartowała ze stażystami i dawała im łatwe testy. W tym jednak, faktycznie – nieodmiennie trzymała dystans. Choćby dlatego, by nie mieć oporów wyrzucić ze swojego kursu kogoś, kto do Munga kompletnie się nie nadawał, bo takie przypadki się zdarzały.
Poza tym uzdrowicielka zdążyła się nauczyć, że póki się jej śmiertelnie bali, może nie była lubiana, ale dzięki temu w lot przyswajali wszystkie zagadnienia. A to było najważniejsze. Nie dbała i o to, że część z nich przenosiła te animozje później na pracę, kiedy już kończyli kurs, jak długo dzięki jej naukom potrafili rozpoznać klątwę i złamać skutki nieudanej transmutacji.
Sama też się przesunęła, dostrzegając wreszcie, że omal nie wpadła na stoisko ze słodkościami. Jadała takie rzadko, ale jej wzrok przesunął się po nich mimowolnie: skoro już się tu zatrzymała, mogła wziąć jakieś łakocie dla braci i może kilka ciastek do Munga, by osłodzić czarną, gorzką kawę popijaną podczas dyżurów i cudzą głupotę.
- Widziałam ją przed chwilą. Kobieta, z którą rozmawiała, bardzo pobladła i nawet już miałam podejść sprawdzić, czy nie zemdleje – odparła Florence gładko, zabierając się do wybrania słodyczy. Nie fasolki, absolutnie, nie cierpiała ich. Czekoladowe żaby mogła kupić w każdym sklepie. Ciasto miodowe było już bardziej intrygujące, krwawe cukierki pasowały idealnie do Atreusa, a ciasteczka z gorzką czekoladą będą identyczne dla niej…
Nie kłamała, bo faktycznie, do kogo nie podeszła Szeptucha, ten jakoś bladł i sprawiał wrażenie, jakby chciał uciekać. To, że podeszła też do Florence – i ta nie pobladła, może dlatego, że blada była z natury – stanowiło już zupełnie inną sprawę, prawda?
Oto więc Eunice miała się rozczarować. Florence Bulstrode pod wpływem magii Ostary człowiekiem, a nie uzdrowicielką? No doprawy, skąd. (A przynajmniej nie wobec stażystów: wobec rodziny i nielicznych przyjaciół zachowywała się odrobinę inaczej.) Zresztą ledwo to pełniła dyżur przy lesie, składając nieszczęśników, którzy ucierpieli podczas zbierania jajek. Chociaż wcale nie była tutaj służbowo.
- Zastanawiałam się, czy jakaś nieszkodliwa wariatka, naprawdę jest jasnowidzką czy może jednak należałoby wspomnieć o niej Brygadzistom, skoro niepotrzebnie straszy ludzi. Wygłasza jakieś niestworzone przepowiednie? – pytanie zawisło niejako w powietrzu, jakby niekoniecznie kierowała je do Eunice, a ot tak, rzucała zapytanie na wiatr. Chociaż miała w tym własny interes, bo choć słowa Szeptuchy zdawały się naprawdę pozbawione sensu i nie zwiastowały niczego konkretnego… to jakoś Florence niepokoiły. Chciałaby móc wrzucić je do szufladki: ach, ta baba zawsze opowiada jakieś bzdury i nic nigdy się w związku z tym nie stało.
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#84
26.12.2022, 19:34  ✶  

Ostara była niegdyś dla Idy jednym z najlepszych momentów w roku. Wiosna oznaczała świeży początek, a topniejące śniegi zwiastowały wyczekiwane przez rodzeństwo Moody wolne. Wolne nie od szkoły, gdyż były to czasy wyprzedzające ich pobyt w Hogwarcie, a wolne ich ojca od pracy.
Rodzicielski obowiązek Jamesa Moody’ego nie należał do największych jego instynktów, ale przynajmniej okazjonalny sabat równonocy wiosennej wybudzał w nim te odruchy tak jak ptaki ze snu zimowego. Przechadzali się między straganami w zwyczajnym już dla całej trójki milczeniu, przerywanym tylko okazjonalnymi chrząknięciami ojca. To Pythia była odpowiedzialna za cząstkę socjalną ich rodziny i wraz z nią odeszły z niej wszelkie zdolności komunikacji międzyludzkiej.
Pamiętała wyraźnie, gdy podchodzili do straganów, a z kącików ust ciekła im ślina na widok dekoracyjnych i “drogich jak dupa goblina w Banku Gringotta” jak twierdził ojciec, przysmaków. Ze wszystkich do wyboru mogli wybrać tylko jeden i tylko, jeśli uprzednio w jakiś sposób przysłużyli się do jego zdobycia. Nawet podczas zabawy mieli ćwiczyć jakiegoś rodzaju zaradność życiową, czy inną przydatną później umiejętność. Marnowanie czasu w słowniku Ojca… Cóż, nie było w jego słowniku.
— Nie ma problemu. Dekady traumy międzypokoleniowej, jeden niefortunny gen jasnowidzenia i będziesz największym szczęściarzem na straganie. — Uniosła kącik ust w drwiącym uśmiechu, starając się zebrać się w sobie do zwyczajnej, pewnej i wyprostowanej postawy. Chwała Merlinowi za Erika i jego durną, godną zaufania twarz, która pozwoliła Moody wyrwać się z transu zamyślenia.
Wybrali jabłka w karmelu. Tamtego dnia, o którym zapomniała zupełnie i ustawili się w kolejce do pociągnięcia swojego losu. Zapewne podświadomie wiedziała, że nie powinna tego robić, chociaż teraz nie mogła sobie przypomnieć, czy faktycznie się zawahała.
Użyła mocy, a ojciec to zauważył. Wtedy po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że nawet jeśli nie rozmawiał z nimi wiele, to obserwował. Patrzył i uważał na ich zachowania. Na swój sposób starał się okazać troskę. Srogo ją wtedy okrzyczał, przy wszystkich, nawet pomimo obrony Alastora. Uważaj, bo jeśli ktoś oszukuje wystarczająco długo, oszukiwanie staje się częścią ich natury. Tak samo dla Moody’ego było z jasnowidzeniem. Nie podobało mu się nawet bardziej, niż aury Alliego, bo przyszłość było czymś, co kojarzyło się mu z Nią. Zmusiła się, żeby ruszyć dalej ścieżką, ruchem dłoni zachęcając do tego i Longbottoma.
— To nie był nikt znajomy — zaczęła i chociaż policzki zdążyły już nabrać zwyczajnego, rumianego koloru, to oczy wciąż pozostawały skupione na nieistniejącym punkcie w oddali, a brwi ściągnięte na czole. — Miałam wizję.



give me a bitter glory.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#85
26.12.2022, 22:25  ✶  
Stoisko ze słodkościami zdawało się dość szybko przyciągnąć uwagę Malfoyówny. Znaczy, pani Black. W końcu po coś tu podeszła, nieprawdaż? Przygnał ją tu kaprys czegoś słodkiego, zwłaszcza jeśli udałoby się upolować coś bez dodatku nieszczęsnego mleka, które nie wiedzieć dlaczego utrudniało życie od samego jego początku.
  Przynajmniej nie była w tym osamotniona, rodzeństwo dzieliło ten sam los.
  Pochyliła się nad krajanką z melasy i kandyzowanymi owocami, rozważając, na co dokładniej miała ochotę i… och, chyba powinna była spytać Perseusa, czy czegoś by nie chciał, zanim podążyła w iście rączym tempie w stronę straganu! No ale, teraz to już nie będzie się wracać; nie bardzo widziała bieganie w tę i we w tę. Zwłaszcza że rozmawiała teraz z Bulstrode.
  - Ach… pewnie musiała coś dziwnego powiedzieć – stwierdziła, zerkając z ukosa na Florence. W zasadzie był to eufemizm – od tylko „dziwnych” rzeczy nie wyglądało się, jakby miało zaraz stracić przytomność i wyrżnąć głową w ziemię. Tu musiało pójść coś o wiele grubszego kalibru, jakaś mocno kiepska wróżba…
  … o ile ktoś wierzył we wróżby i przepowiednie wszelkiej maści.
  - Trudno powiedzieć, do mnie akurat nigdy nie podeszła – przyznała, grzebiąc intensywnie w pamięci. Co o niej właściwie wiedziała? Bywała na sabatach, owszem, waliła ludzi kijami po głowach – to też kojarzyła. Ale czy się sprawdzało… - Brygadziści, myślę, są jej świadomi. A czy naprawdę jest jasnowidzką…? Cóż, coś słyszałam, że niby jej słowa się sprawdzają, ale… jak by mi ktoś wywróżył, że zdam egzamin z najwyższą notą i przestanę się przez to do niego uczyć, to nie sądzę, by taka wróżba miała rację bytu – pozwoliła sobie na odrobinę lżejszy ton, niemniej te słowa chyba dość jasno pokazywały podejście Eunice do jasnowidzenia jako takiego.
  Znaczy, bzdury. Nie podążanie za wróżbami, a pieczołowite kucie własnego losu.

290/1691
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#86
27.12.2022, 23:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.02.2023, 20:26 przez Erik Longbottom.)  

Świętowanie Ostary w latach młodości kojarzyło się Longbottomowi przede wszystkim na przygotowaniach, które miały miejsce w rodzinnym domu, gdy rodzina się ze sobą spotykała oraz wspólnych wyjściach na zebrania sabatu. Parę wspomnień ze straganów takich jak te, które akurat mijali, również wybrzmiewało pośród jego wspomnień, jednak w gruncie rzeczy zlewały się w jedno, co zapewne było spowodowane tym, że odwiedzał takowe praktycznie co roku. W pewnym momencie zapominało się, czy konkretna pamiątka, czy rozmowa miała miejsce w określonym roku, czy rok wcześniej lub później.

Zamrugał nieco strapiony. Co tu dużo mówić, nie spodziewał się, iż to ta konkretna mieszanka pozwalała kobiecie na tak wprawne operowanie swoimi szansami w grach losowych. Wątpił, aby był w stanie jej dorównać. Nie mówiąc już o tym, że trudno by było odtworzyć tak konkretne etapy szkolenia, jak trauma międzypokoleniowa. Nie zazdrościł Idzie, że musiała się z tym zmierzyć.

— Ah, rozumiem. A więc to dosyć długi i wymagający proces — zaczął powoli, udając, że jej słowa wcale nie wytrąciły go z rytmu. — Cóż, w takim razie goblin ma szczęście i będzie mógł obserwować moje porażki przez następne kilka lat. W międzyczasie będę się starał doskonalić w innych względach. Moje wizje pewnie i tak byłyby zamglone i pełne dziur, więc lepiej pozostawić tę dyscyplinę komuś, kto faktycznie się na niej zna.

Obdarzył ją uprzejmym uśmiechem, dosyć bezpośrednio dając do zrozumienia, kogo miał na myśli. Czy obrócił tym samym sytuację na swoją korzyść? Możliwe. Przynajmniej nie dopuścił do tego, aby zapadła między nimi niezręczna cisza. Takową było dosyć ciężko przerwać w rozmowie sam na sam w cichym i spokojnym miejscu, nie mówiąc już o głośnym festynie, który z każdej strony bombardował człowieka coraz to nowymi bodźcami.

— Pewnie nie z rodzaju tych dobrych i nastrajających pozytywnie do otaczającego Cię świata? — spytał z odpowiednio wymierzoną dozą ostrożności, chociaż tu i ówdzie wybrzmiały w jego głosie także nuty nadziei, jak gdyby nie chciał od razu zakładać najgorszego scenariusza. — Wydawałaś się nieco... poruszona. Jeśli można to tak nazwać.

Chyba, że po prostu tak reaguje na wizje, upomniał się w myślach, tłumiąc ciche westchnienie. Czy dar Zeneidy mógł działać w praktyce tak samo, jak zdolności jego siostry? Było to prawdopodobne, w końcu różne dziedziny magii miały ze sobą sporo punktów wspólnych. Jego siostra nie zawsze otrzymywała od widmowidzenia to, czego oczekiwała i w takiej formie, jak by sobie tego zażyczyła. Często było to loteria, przynajmniej tak to sobie wyobrażał Erik. Mogła poszukiwać wśród widm przeszłości odcisków pozytywnych wrażeń, a zamiast tego stanąć przed obliczem koszmaru. Jak było w przypadku towarzyszącej mu teraz kobiety?

— Chyba że faktycznie trafiłaś na coś miłego, w takim wypadku wybacz moje domniemania — Skłonił przed nią głowę, woląc się przygotować na inną ewentualność.

Czy powinien w ogóle pytać? Zaraz się okaże, że właśnie zobaczyła, że za chwilę wpadną pod rozpędzone stado hipogryfów i nie raczyła go poinformować o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Zmełł w ustach przekleństwo. Panna Moody mogła nie być w ogóle chętna do tego, aby dzielić się tym, co zobaczyła, a sam rozpalał w sobie płomień ciekawości, przez co coraz bardziej pragnął, aby faktycznie udzieliła mu odpowiedzi na tę zagwozdkę.

— Nie umrzemy tutaj przez zadławienie się cukierkiem lub inną przekąską? Przeżyjemy tę Ostare, prawda? — spytał nagle.

Niestety niedane im było zgłębić tego tematu dokładniej, gdyż akurat, gdy kobieta zbierała się na odpowiedź, ktoś w tłumie zawołał Erika po imieniu. Był to szorstki, acz serdeczny głos, w którym rozbrzmiewały nuty całkiem sporego zaskoczenia. Spojrzenie młodego Longbottoma gwałtownie oderwało się od nieco skonfundowanej tę całą sytuację Idy, błądząc po mijających ich ludziach, szukając osoby, która nie tylko go rozpoznawała, ale także postanowiła zwrócić na siebie jego uwagę. W końcu przy jednym z kramów dostrzegł kogoś, kto przykuł jego spojrzenie, jednak w pierwszej chwili nie rozpoznał, kto to tak właściwie jest. Dopiero gdy ich spojrzenia się zetknęły, Erik zdał sobie sprawę, że był to jego dawny znajomy z Gryffindoru. Na Merlina, ileż oni się nie widzieli! Wyglądał teraz dużo starzej, nieco urósł od tamtych czasów, na twarzy zadomowiły się bruzdy policzkowe i wąsy, ale poza tym wyglądał tak samo, jak wtedy, gdy kończył naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

— Ekhm... Z góry przepraszam, ale chyba powinienem się przywitać — wyjaśnił nieco niemrawo, czując się mało komfortowo z tym, żeby tak po prostu zostawić kobietę samej sobie. Takie nagłe spotkania rzadko kiedy zdarzały się w jego życiu, więc chciał wykorzystać okazję. Poza tym dobrze by mu to zrobiło, gdyby porozmawiał sobie z kimś, kto nie był połączony z tym cyrkiem, jakim były wydarzenia na ostatnim balu charytatywnym. — Jeśli byś miała później czas i będziesz w okolicy, to bardzo chętnie kontynuowałbym tę rozmowę. Kto wie, może nawet do tego czasu żadnemu z nas nic się nie stanie. — Uśmiechnął się słabo, klepiąc lekko pannę Moody po ramieniu. — W razie czego będziemy w kontakcie, tak? I koniecznie spróbuj tych karmelizowanych jabłek bliżej wioski. Podobno robią wielką furorę!

Pożegnał się po raz kolejny z Zeneidą, po czym odmaszerował w kierunku dawnego znajomego. Musiał przyznać, że nie spodziewał się spotkać go akurat na Ostarze i to w tak późnej fazie festiwalu. Niektórzy zaczynali już wracać do domów, więc impreza z każdą kolejną godziną będzie się stawała coraz bardziej kameralna, a sądząc po wspomnieniach z czasów szkolnych, dawny Gryfon należał do osób, które wręcz preferują bawić się w większym gronie. Oby tylko się nie okazało, że słyszał jakieś plotki, pomyślał, błagając wszystkich znanych bogów o to, aby nieoczekiwane spotkanie nie okazało się małym przesłuchaniem na temat tego, co zaszło w ostatnich dniach w posiadłości Longbottomów. Wieści szybko się rozchodziły, ale teraz Erikowi zależało przede wszystkim na tym, aby odciąć się od tych wspomnień i móc ruszyć do przodu.

Na szczęście, niepotrzebnie się martwił, gdyż dawny znajomy po prostu chciał się przywitać i przedstawić mu swoją obecną narzeczoną. Erik porozmawiał z nimi parę minut, po czym razem udali się do innego stoiska, gdzie były rozłożone stolika i kilka krzesełek, aby tam napić się czegoś ciepłego i przekąsić jakieś smaczne smakołyki. Gdy spotkanie dobiegło końca, Longbottom ponownie zaczął krążyć wśród tłumu, licząc, że jeszcze uda mu się spotkać Idę, jednak dalej miał z tyłu głowy, że powinien jeszcze odwiedzić miejsce rozdania nagród z poszukiwań czekoladowych jaj. Nie, żeby oczekiwał zdobyć tam miejsce na podium.


Postać opuszcza sesję


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#87
28.12.2022, 11:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 14:16 przez Florence Bulstrode.)  
Pewnie musiała coś dziwnego powiedzieć. Bulstrode w duchu westchnęła na to jakże oczywiste stwierdzenie, ale nie wygłosiła żadnego komentarza. Bywała złośliwą jędzą, zazwyczaj jednak ta jędzowatość objawiała się w określonych okolicznościach i z określonych przyczyn. Nie było powodu na zachowywanie się złośliwie wobec Eunice podczas Ostary, zwłaszcza, że to sama uzdrowicielka zaczepiła stażystkę.
- Tak, tego się domyśliłam – przyznała więc Florence tym samym co wcześniej, uprzejmym tonem. Ba, nawet nie musiała się domyślać, sama dostała pokaz umiejętności gadania „dziwnych rzeczy”. Bardzo dziwnych, niezrozumiałych, które normalnie puściłaby koło uszu, a które - może z powodu wyglądu, tonu, dziwnej aury, która zdawała się otaczać Szeptuchę - zdołały zaniepokoić nawet do bólu racjonalną Bulstrode. Chociaż jej wprawdzie nie zrobiło się słabo i nie zbladła, to zerkając za Szeptuchą i tym, co robiła… cóż, nie byłoby to nic dziwnego.
Kobieta wskazała sprzedawczyni wybrane przez siebie słodycze: ciasteczka z kawałkami gorzkiej czekolady, trochę krwawych cukierków i spory kawałek ciasta miodowego. Na wszelki wypadek jedno ciasteczko od razu spróbowała, chcąc upewnić się, czy nie jest za słodkie albo twarde jak kamień (na szczęście odpowiadało wymaganiom Florence, wygórowanym nawet, jeżeli szło o słodycze). Gdy kobieta je pakowała, Florence obserwowała, czy robi to dobrze… i kiedy ta skończyła, uzdrowicielka ułożyła wszystko przed sobą i jeszcze poprawiła, kilkoma machnięciami różdżki. Nie zważała na niechętne spojrzenie sprzedawczyni, przecież sama sobie winna, skoro krzywo ułożyła papiery. Już pomijając fakt, że Florence drażnił sam widok tak niestarannego opakowania, to jeszcze miała zamiar wpakować to wszystko do torebki. Nie było mowy, aby zaryzykowała ubrudzenie jej wnętrza okruszkami albo krwawym nadzieniem...
- Wróżby i jasnowidzenie działają trochę inaczej – odparła Bulstrode automatycznie, kiedy Eunice wspomniała o wywróżeniu jej tego, że zda egzamin z najwyższą notą, ale ugryzła się w język, zanim zaczęła wykład na ten temat. To nie miało sensu. Zresztą, przecież sama unikała wróżbiarstwa, jak tylko mogła. Wystarczyło jej, że potrafi przewidzieć cudze zamiary na kilka godzin do przodu, a w jej snach czasem pojawiają się dziwne rzeczy. Nie potrzebowała przyszłości wyglądającej także z porannej kawy, kiedy przypadkiem zerknęłaby w fusy i okazałoby się, że w tych da się dopatrzeć jakiegoś kształtu.
Może zresztą nie miała racji. Może dostatecznie dobry wróżbita byłby w stanie wywróżyć Eunice nie tylko czy zda egzamin, ale nawet pytania. Florence raczej dotąd u takich osób nie bywała.
- Cóż, czyli pewnie to po prostu wariatka. W końcu nawet jeżeli naprawdę jest jasnowidzką, taka będąc przy zdrowych zmysłach nie [b]chodziłaby w tłumie, zaczepiając ludzi i gadając jakieś bzdury – stwierdziła z pozorną lekkością. Nie dowiedziała się od Eunice zbyt wiele, ale dalsze wypytywanie nie miało sensu. Pomyślała, że może przed wyjściem zdoła zaczepić kogoś z Macmillanów – kto, jak kto, ale oni powinni wiedzieć, co dzieje się na sabatach…
A jeżeli nie? Pozostawało wypchnąć to z pamięci.
Bo – przecież – to – bez – znaczenia.
Same bzdury.
Nawet jeżeli coś było w przepowiedni Szeptuchy czy w jej własnym śnie, problem z jasnowidzeniem polegał na tym, że to całe przepowiadanie było tak niejasne, że stawało się nieprzydatne. Chyba że akurat sprawdzałeś, czy uparty pacjent pod twoją nieobecność nie spróbuje wymaszerować za parę minut z pokoju.
- Miłej Ostary, pani Black – powiedziała Florence uprzejmie, po czym obróciła się, by zniknąć w tłumie. Miała zamiar rozejrzeć się za kimś z Macmillanów, a jeżeli takiego dopadnie, może zadać jakieś niezobowiązujące pytanie, na przykład czy Szeptucha często tu bywa. Niestety, jak na złość, wyglądało na to, że ci - choć roiło się od nich wcześniej na polanie - jakby wyparowali. Potem więc Bulstrode oddaliła się powoli w stronę centrum Doliny, pozostawiając za sobą stragany, by za pomocą najbliższego kominka udać się siecią Fiuu prosto do kominka w kamienicy Bulstrodów przy Alei Horyzontalnej.
I chociaż podróż upłynęła bez żadnych niespodzianek, Florence usuwając różdżką popiół z ubrań nie mogła oprzeć się paskudnemu przeczuciu.
Głupie sny, przepowiednie i Szeptuchy...

[opuszczam lokację]
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#88
31.12.2022, 05:13  ✶  
Dora zapuszczała w sumie żurawia w stronę Camerona, bardziej zainteresowana zbieraniną dookoła Sally niż kobietą, która zaczepiła Fernah. Wydawała się miła, więc jakąż szkodę mógłby przysporzyć fakt, że postanowiła zagadać do Slughorn? Uwagę Crawley szybko jednak sprowadził na właściwe tory ton przyjaciółki. Spojrzenie przekierowane na nią szybko zlokalizowało pionową zmarszczkę, która utworzyła się na jej czole, dzieląc jej brwi i suerując, że ta nie była absolutnie zadowolona z intern akcji. Spojrzenie Dory powędrowało niepewnie w kierunku panny Woodright, Slughorn sama wyznaczyła kierunek w jakim powinny się udać i jednocześnie zakończyć tę rozmowę.
- Tak, chodźmy. Jeszcze te jeże ich tam zjedzą - rzuciła, próbując nieco rozluźnić wiszące w powietrzu napięcie, jakie utworzyła ta nader krótka konwersacja o miotłach. Sama ruszyła we wskazanym kierunku, niedyskretnie oddzielając Paprotkę od Ady, w razie gdyby ta druga miała coś jeszcze do dodania w temacie.
Przepchnęły się między straganami w stronę, gdzie jeszcze niedawno udał się zafrasowany Cameron by nieść pomoc pokrzywdzonym przez jeże z koszyka Szalonej Sally. Tłumek zdawał się przerzedzić lekko, dzięki czemu po chwili wytężania spojrzenia udało im się go znaleźć i znowu połączyć w tercet. Czekało ich jeszcze parę atrakcji, z czego Dora koniecznie zajrzała na stoisko z paczkami nasion, które kupiła. Udało im się też znaleźć źródło wianków, które nosili na głowach niektórzy z odwiedzających festyn. Crawley nawet sama dała się porwać muzyce w nagrodę za co dostała jeden. W końcu też ona i reszta towarzystwa rozeszli się w swoje strony, opuszczając festyn.

[opuszczam lokację razem z Fernah i Cameronem(?)]


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#89
31.12.2022, 23:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2023, 16:22 przez Cameron Lupin.)  

Nie doczekawszy się żadnego potwierdzenie od Geraldine lub Theseusa względem tego, czy potrzebują profesjonalnej pomocy medycznej z jego strony, Cameron założył, że ta dwójka będzie w stanie sama sobie poradzić. Bądź co bądź, wyglądali na sporo starszych od niego, a przecież wiadomo było, że im ktoś był starszy, tym był mądrzejszy. W przypadku czarodziejów wzrastanie w wiedzę często oznaczało też ulepszanie swoich magicznych umiejętności.

Na pewno sobie jakoś poradzą! Mimo to, jak gdyby wiedziony wewnętrznym przymusem, rzucił im jeszcze na odchodne kilka propozycji zaklęć leczących, które mogłyby im się przydać w tej niecodziennej sytuacji. W końcu nie każdego dnia atakuje cię jakieś nie-wiadomo-co z koszyka jakiejś nawiedzonej wiedźmy.

— Szybko się stęskniłyście — skomentował z szelmowskim uśmiechem na twarzy, gdy Fernie wraz z Dorą postanowiły oderwać go od jego niedoszłych pacjentów.

Przez całe zamieszanie, zniknęła mu gdzieś z oczu Szeptucha. Nie był z tego do końca zadowolony, gdyż planował spróbować z nią porozmawiać. W końcu, jaki byłby lepszy sposób, aby uczcić tę cholerną Ostarę, skoro już się na nią wybrał? Niestety, najwyraźniej niepodobną okazję będzie zmuszony poczekać do następnego sabatu, gdyż kobieta dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. To z kolei oznaczało, że Cameron mógł wykreślić ze swojej listy następną atrakcję. Cóż mu więc pozostało!

— A-a tak, j-jeszcze nasiona — zauważył mało przytomnie, kiedy Menodora poprowadziła ich do odpowiedniego stoiska.

Lupin buszował chwilę wśród torebeczek z najróżniejszymi opcjami, aż w końcu zdecydował się na kupno jednej z paczek. Wprawdzie nie wiedział, czy w najbliższym czasie faktycznie mu się one przydadzą, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. W najgorszym razie użyczy ich komuś z rodziny lub przyrządzi herbatę, gdy ktoś wpadnie do niego w odwiedziny i nie będzie im się chciało nigdzie wychodzić. Chłopak uraczył właścicielkę stoiska uroczym uśmiechem, a kiedy reszta ich grupy dokonała już reszty zakupów, ruszył wraz z nimi na poszukiwanie wianków, których tak pragnęli.

Jak koniec końców mógłby ocenić ten wypad? Cóż, było trochę dziwnie, ale jednocześnie również przyjemnie, więc raczej można to było uznać za pozytywne doświadczenie. Nawet udało mu się na moment zapomnieć o wydarzeniach, które zaprzątały mu głowę, a miały mu narobić kłopotów w szpitalu w nadchodzących dniach. Zawsze miał jakieś problemy, ale gdyby ich za sobą nie ciągnął, to nie byłby też Cameronem! Eh, może za jakiś czas szczęście faktycznie zacznie mu dopisywać.


Postać opuszcza sesję
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#90
02.01.2023, 00:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.01.2023, 15:27 przez Morgana le Fay.)  
Lekkie skinięcie głową, niemalże niezauważalne. W zasadzie raczej nietrudno było domyślić się, czego przyczyną był stan graniczący z omdleniem u kobiety, o której wspomniała Florence – i zapewne takie wnioski wyciągnęłoby nawet małe dziecko. W międzyczasie ostatecznie podjęła „męską decyzję” w zakresie nabywanych łakoci – poprosiła o krajankę i czekoladowy blok, omijając bardzo szerokim łukiem karaluchy. Z jakiegoś powodu miały swoje grono miłośników, ją jednak taki „rarytas” najzwyczajniej w świecie brzydził i odrzucał wręcz na kilometr.
  - Tylko czy to się nie sprowadza do tego samego? Do ujrzenia jakiejś wersji przyszłości, która w międzyczasie może się jednak zmienić? – bardziej stwierdziła niż spytała, raczej nie oczekiwała odpowiedzi i wykładu na temat tak „nieostrej” dziedziny, jaką była dywinacja. W różnej postaci. Tak, zdecydowanie młoda pani Black nie brała na poważnie tych dziedzin; być może zwróciła kiedyś ku nim swe oczy, ale jedynie jak na ciekawostkę. Nie coś, gdzie każde słowo miało się niby stać wyrocznią absolutną i niepodważalną.
  - Tak ją najprościej określić – zgodziła się z Bulstrode. Tak najłatwiej było też widzieć – tylko to, co z wierzchu, bez zaglądania pod powłokę. Tyle że w wiwisekcję to się bynajmniej nie bawiła, jeśli ująć to w dosłownym rozumieniu, zaś w tym bardziej metaforycznym… no, nie wchodziła jej w drogę i przez te wszystkie lata nie szukała kontaktu, nie zawracając sobie zresztą jej osobą swojej blond główki. Jak więc mogła dostrzec coś więcej?
  No właśnie.
  - Dziękuję. Również miłej życzę, pani Bulstrode – odparła, prostując się uprzednio. Odprowadziła ją krótko spojrzeniem, po czym ponownie wróciła do swoich zakupów – te, łakocie, co sobie zażyczyła mogła już odebrać, ale… jakby tego było mało, jeszcze to i owo wpadło jej w oko. Toteż wizyta przy straganie się przedłużyła.
  Koniec końców, powróciła do męża z dość pękatą torebką.
  - Przepraszam, że musiałeś czekać, ale… nie mogłam pozwolić, by one tam tak leżały niekochane – rzuciła lekkim tonem, podsuwając w stronę Perseusza „skarbczyk”. Na co trafi? Cóż, pytanie doskonałe – o ile zdecyduje się poczęstować. Ruszyli dalej, a wkrótce opuścili tereny sabatu.

328/2019

Postać opuszcza sesję
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 … 7 8 9 10 11 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa