Nie miało dla niego znaczenia to, jak wiele uwagi Lorien poświęcała przedstawianej właśnie historii. Opowiadał ją po prawdzie tylko i wyłącznie po to, żeby pomiędzy ich dwójką nie panowała cisza. Cisza, która potrafiła być niekiedy prawdziwie niezręczna. Potrafiła też sprawić, że ludzie czuli się w swoim towarzystwie mało komfortowo. Zakładał, że jeśli zapanuje ona pomiędzy ich dwojgiem, przekonanie Lorien do jego osoby stanie się znacznie trudniejsze. Miał zaś wobec własnej żony pewne plany. Nie bez powodu wkładał tyle pracy oraz sił we wszystko, co wiązało się z jej osobą. Zależało mu na tym, żeby poczynić na tym polu odpowiednie postępy. Osiągnąć cel, który nie zdawał się równie odległy co na samym początku. Ponad miesiąc wcześniej.
Zauważył kiedy w jej postawie zaszła zmiana. Zdołał dostrzec ten moment, w którym zaczęła słuchać jego słów. Poczuł wspartą o swoje ramię głowę. Nie zamierzał w tych okolicznościach przerywać. Przynajmniej do momentu, który mu przerwanie opowieści umożliwi w sposób naturalny. Ten jednak, tak zakładał, nastąpić powinien już za chwilę. Ledwie krótki moment. O ile bowiem nie zawodziła go pamięć, pozostałości altanki ogrodowej powinny znajdywać się we względnie niedużej odległości.
I rzeczywiście w tej niedużej odległości się znalazły.
- Być może. - nie zamierzał sprzeczać się tutaj o to czy córka była dorosłą kobietą. Dyskutować na ten temat. Z jego perspektywy nie było to wcale tak proste. Oczywiste. Choć Sophie miała już swoje lata, pod względem dojrzałości... psychicznej, wciąż była dzieckiem. Mentalnie nie była gotowa na odpowiedzialność, która wiązała się z dorosłym życiem.
Na uwagę dotyczącą konieczności rozpoczęcia stosownych rozmów, rozpoczęcia poszukiwań odpowiedniego partnera dla dziewczyny - na to nie zareagował. Sam nie był do końca pewnym tego czy aby na pewno był to odpowiedni moment na takie działania. Wbrew temu, co mogliby uznać niektórzy, obserwował córkę. Zwracał na nią uwagę. Dziewczyna dawała mu sporo powodów do wątpliwości. Do zastanawiania się nad tym czy aby na pewno była gotowa na ten kolejny krok.
Krok bardzo kuszący, ponieważ będący w stanie zdjąć olbrzymi ciężar z jego ramion.
- Nie powinniśmy jednak skupiać się teraz na mojej córce. - stwierdza, pamiętając aż za dobrze o tym, co mieli zrobić. W jaki sposób miał wyglądać ten spacer. Pozwala sobie przystanąć obok niej. Tuż przy balustradzie, choć przecież planowali usiąść na ławce. Ta jednak nie wyglądała zachęcająco. Czas pozostawił na niej swoje aż nadto wyraźne ślady. Nie był bez znaczenia.
Obserwując otoczenie mieli prowadzić rozmowę. Albo milczeć, skoro wyglądało na to, że tę kolejność Robert zdążył już odwrócić. Zaburzyć. W grę zdawało się więc wchodzi cokolwiek, na co Lorien miała ochotę. Rzecz jasna w ramach granic, których jako jej mąż przekraczać nie zamierzał. Niezależnie od okoliczności.
- Mam nadzieje, że to miejsce Ciebie nie rozczarowało, choć od dawno nie zachwyca tak jak w czasach, kiedy przebywała tutaj moja matka ze swoimi sztalugami. A i pora roku jeszcze niekoniecznie jest odpowiednia. - wreszcie spróbował przejść w kierunku tematu rozmowy, który mieli tutaj poruszyć. Skierować wszystko na właściwe tory.