• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[29.07.72] Mind your Ps & Qs

[29.07.72] Mind your Ps & Qs
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
16.08.2024, 02:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.11.2024, 23:21 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Lyssa Mulciber

Zwykle mdliło go kiedy przychodził dzień na wizytę w rezydencji Vakela. Nie było to wielką tajemnicą, że chłopcy delikatnie mówiąc, nie trawili się. Rodzeństwu lubił powtarzać, że najgorsze co Ann mogła zrobić mu życiu to szwagier jak Wasia. Długo nie potrafił uwierzyć, że można być aż tak pretensjonalny, jak mąż jego starszej siostry. Co zabawniejsze, to samo pewnie można było usłyszeć z ust Dolohov o Louvainie, za jego plecami. Mimo wszystko, to na koniec dnia był możliwy do zaakceptowania, chociażby w porównaniu do tego co wybierała sobie Loretta na swoich partnerów. Te słowne potyczki i niekończące się batalie na docinki niekiedy bywały nawet zabawne.

Zwykle tak bywało, aż do momentu kiedy ten kiczowaty wróżbita okazał się być dokładnie takim landszaftowym jasnowidzem, za jakiego go miał. Bo nie dziwiło go, że Vakel miał dzieciaki na boku, z poprzednich związków. Właściwie to mógłby postawić na to spor kupon jeśli tylko któryś bukmacher przyjąłby taki zakład. Dziwił się, że po tylu latach na medialnym świeczniku, dalej było mu mało skandali. Nie wiedział po co przyjął swoją cudownie odnalezioną córkę do swojego domu. Może z desperackiej potrzeby utrzymania na sobie atencji. A może żeby poniżyć Annaleigh i zadać jej wizerunkowy cios w oczach obu rodzin. Nie wiedział jakie widział on w tym dla siebie korzyści. Poznał się na nim na tyle, by jednak powątpiewać w jego szczytne intencje dobroci i miłości.

Dzisiaj jednak, po przeczytaniu odpowiedzi od Lyssy, wiedział już jedno. Wiedział, że zamiast bukietu, powinien wysłać jej w prezencie parę najlepszych kremowych pończoch i sznur białych, lśniących pereł. Rozmowy z Lyssą, nawet te listowne, były o niebo przyjemniejsze, niż do jakich przywykł pod tym adresem na Horyzontalnej. Właściwie to nie musiał z nią nawet rozmawiać, wystarczyło mu tylko słychać, kiedy ona mówiła. Słuchać jej cudownego akcentu. Nie tego grubiańskiego, brzmiącego jak gotujący się buldog, bo takim właśnie słyszał język jakim posługiwali się francuscy imigranci w Londynie. Bo to ten który przywiozła ze sobą panienka Mulciber był prawdziwym. Cudowną melodią romańskiej kultury, prosto z kontynentu, coś do czego chciało się wracać i wracać.

Nie do końca był pewny, czy mieszanie młodej Petite Liz w sprawy śmierciożerców było odpowiednią decyzją, ale opcje na pogoń za Alanną były bardzo mizerne poza tym jednym tropem. Potrzebował jej pomocy, dla sprawy i duszy.

Nie do końca liczył się z tym, że być może Vakel wścieknie się na wieść, że Lou spotyka się z jego córką, bez jego wiedzy i trochę jakby za jego plecami. Ostatnie czym się przejmował to wahaniami nastroju pyszałka-celebryty. Dlatego jeszcze tego samego wieczoru kiedy otrzymał list od Lyssy zjawił się w progu jej domu. Zaprowadzony do jej pokoju przez skrzata, najpierw oddał mu upominkową butelkę wina, niby od rodziców, niby dla Ann, a potem zamknął za sobą drzwi.

-Nooo, słucham... - przeciągnął z manierą, krzyżując ręce na piersi - co masz mi do powiedzenia? Wbił wzrok w jej postać, przeciągając spojrzeniem od góry do dołu. Uśmiechnął się najpierw uszczypliwie, a potem przekręcił delikatnie głowę w bok, unosząc lekko barki w ponaglającym geście. - Po prostu się przyznaj, że specjalnie użyłaś białego piżma, żeby mnie rozproszyć. Żebym nie mógł się już na niczym innym skupić, mam rację?

- ciągnął dalej, całkiem rozbawiony swoją gierką.
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#2
05.09.2024, 00:57  ✶  
- Jesteś wyrafinowanie nieprzyzwoity. Ale uważaj, bo któregoś razu obleję się jego całą butelką i wtedy stracisz rozum - uśmiechnęła się do niego lekko i odrobinę zadziornie, wycierając trzymany w dłoni pędzel w szmatkę. To miał być spokojny, cichy wieczór, podczas którego pochylała się nad jednym ze swoich obrazów, który teraz stał na sztaludze, parę kroków od niej. Wolała, gdyby spotkali się jutro i na pewno nie w kamienicy jej ojca, ale nie zamierzała też teraz wygłaszać mu wszystkich swoich wątpliwości, głównie dlatego że widziała jakie stosunki miewał Dolohov w członkami rodziny jego żony. Albo raczej jaki stosunek oni mieli do niego. Nie potrzebowała wiele, żeby wiedzieć że Vakel wcale za Louvainem nie przepada i nawet jeśli miała tendencje do drażnienia się z ludźmi, to wbrew pozorom nie chciała tej samej taktyki przybierać wobec swojego ojca. Jedyne czego od niego chciała to całkowitej akceptacji, a pogrywanie z jego uczuciami mogło jej to skutecznie nie tyle utrudnić, co uniemożliwić.

Może dlatego w jej uśmiechu kryła się odrobina sztywności i roztargnienia. Obraz też wciąż nie był skończony, nawet jeśli wyglądał dobrze, a pstrzące się na płótnie kolory przestawiały wieczorną scenkę na jakiejś brukowanej ulicy. Niebo ciemniało, a latarnie dopiero się rozpalały, kiedy dwie postacie kołysały się w tańcu do sobie tylko znanej muzyki. Robiła teraz to, co zdarzyło się jej już po Ostarze, kiedy Darcy pierwszy raz poprosił ją do tańca - przelewała wspomnienia na płótno, ale nie dlatego żeby uspokoić rozpędzone myśli, ale po to by móc się nim częściej cieszyć. Bo to było właśnie miłe wspomnienie, nawet jeśli tego akurat obrazu nie zamierzała Lockhartowi wysyłać.

Odłożyła pędzel, zakręciła jakieś słoiczki, a potem wytarła dłonie w biały fartuch, który miała na siebie założony, żeby nie poplamić sukienki farbami.
- Myślę, że powinnam się przynajmniej odrobinę obrazić - rzuciła rozsupłany fartuch na krzesło, dotykając jednej z lilii, która znajdowała się w bukiecie, który wcześniej jej podesłał, a który teraz stał w wazonie na parapecie. - Lilie to też kwiaty pogrzebowe. Powiedz, do czego takiego chcesz mnie wykorzystać, że akurat je mi wysłałeś? Czyj przedmiot chcesz mi pokazać? - mówiła tym słodkim, delikatnym głosem, który ocierał się o dziewczęcą filuterność, ale w głębi duszy była niezadowolona. Nie lubiła swojego daru, wiążąc go w jakiś pokrętny sposób z darem jej ojca i tym, że nigdy się po nią nie upomniał, a ona wcześniej nie dała rady go znaleźć. A teraz stał przed nią Louvain, który pojawił się tutaj tylko po to, żeby skorzystać z tego co umiała i o czym musiała wypaplać mu Annaleigh.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
07.09.2024, 01:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.09.2024, 02:32 przez Louvain Lestrange.)  

Być może powinien ją uprzedzić nieco wcześniej o swoim przybyciu, a najlepiej to umówić się na spotkanie w jakimś naturalnym miejscu, poza widokiem Vakela. Domyślał się, że ten jego przesadzony do granic możliwości egocentryzm odbijał się na bogu ducha winnej Lyssie. Musiało tak być, bo raz że on i Louvain za sobą kompletnie nie przepadali, a dwa że szatynowa Francuzeczka była dla niego idealną ofiarą na wyładowanie swoich toksycznych frustracji. Był jej ojcem, ona była od niego zależna, więc nie musiał się niczego obawiać, tak jak pewnie nie oszczędzał sobie wylewanej na nią żółci.

Jednak sprawa z którą do niej przychodził bardzo by ucierpiała, gdyby dotarła do niepotrzebnej pary uszu. No i nie było się co oszukiwać, chciał ją zobaczyć tak szybko jak to możliwe. Po spotkaniu na pojedynku, swoją obecnością i prezencją w najlepszym, wieczorowym wydaniu zapadła mu pamięci, to jasne. Ale tym razem w domowych warunkach, w wersji nieco bardziej sauté. W białym fartuchu poplamionym różnobarwne. Z zadziornym uśmiechem, zamiast karcącego spojrzenia Dolohova na karku. A w aurze terpentyny, w otoczeniu aromatu olejnych farb była jeszcze bardziej urocza, niż ostatnio.

- Rozum? Tylko?- powtórzył za nią, wyższym głosem, niby zaskoczony. - Żadna to cena za taką Femme fatale...- dorzucił i momentalnie odwzajemnił uszczypliwy uśmiech.

Przyglądał się jej, w swojej zastygniętej pozie z skrzyżowanymi rękami na klatce. Podążał wzrokiem za jej każdym ruchem, kiedy odkładała pędzel i kiedy zakręcała słoiczki z farbą by nie wyschły na powietrzu. Pewnie gdyby nie kojarzył tej atmosfery z własnego domu, czułby się w pewnym stopniu onieśmielony jej warsztatem i tym jak wyglądał jej mały świat od wewnątrz. Nawet kiedy takie widoki do złudzenia przypominały mu dokładnie jedno i przywodziły myśli o Lorettcie to nie tracił rezonu i nie zamierzał sobie psuć nastroju wspomnieniami o rozczarowaniu o niej. Nawet na moment zapomniał o pulsującym oku, po bójce w klubie na afterze. To na szczęście zdążył przykryć odpowiednim zaklęciem transmutacji, by nie wyglądać przy paryskiej królewnie na ofiarę przemocy domowej.

- Zwyczajnie odsyłam te, które złożyłaś na grobie mojego sukcesu... - odpowiedział trochę jakby od niechcenia kiwając głową na boki. - Zresztą jak się nie mylę właśnie takie, no może nieco bardziej złote widnieją w herbie starego kraju. Fleur-de-lis, paryska królewno. Dookreślił swój symboliczny podarunek nawiązujący jeszcze do czasów królestwa Francji. Lekcje heraldyki nie poszły wcale na marne jak mówiła jego matka, przynajmniej teraz mógł się nieco przypodobać takiej jednej, ślicznej.

Odpuścił łakome spojrzenie, dopiero kiedy weszła na swoją filuterną tonację. Na ten dźwięk, aż zamknął oczy, by bardziej skupić się na tym konkretnym bodźcu. Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż karku, rozchodząc się bo barkach, aż musiał pogładzić się po skórze za kołnierzem. Podniósł powieki dopiero kiedy skończyła zdanie. Westchnął niby nie wiedząc jak ma zacząć, choć tak naprawdę żałował, że wibracje ustały.

W końcu wyjął z kieszeni niewielkich rozmiarów, ręczne lusterko. Może i kiedyś ładnie zdobione, ale teraz osmolone, ze śladami po pożarze na sobie. Położył na stoliku obok nich. - Należało do Alanny Carrow, pracownicy Ministerstwa. - zaczął krótko i bardzo ogólnie. Na ten moment przybrał już nieco bardziej poważny ton, skupiając się już na sednie całej wizyty. - W jej mieszkaniu wybuchł niedawno pożar, a sama Alanna zaginęła. Ciągnął dalej i mówiąc o mieszkaniu wskazał palcem na ślady po otwartym źródle ognia, które zostawiło ślady na omawianym przedmiocie. - Potrzebuję więcej poszlak i pomyślałem, że może będziesz w stanie mi w tym pomóc. Byłbym bardzo zobowiązany, gdyby udało Ci się ustalić coś nowego w tej sprawie. Tonem niepodobnym do tego sprzed kilku chwil, kiedy jeszcze żartował sobie niewinnie o tym i o tamtym, na koniec uśmiechnął się pogodnie, tak kiedy starał się uchodzić na życzliwego czarodzieja, kiedy potrzebował czyjej pomocy.

à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#4
07.09.2024, 03:43  ✶  
- Tylko? - uśmiechnęła się do niego słodko, posyłając mu powłóczyste spojrzenie, zanim ten uśmiech zmienił się lekko, na subtelnie złośliwy. - Odniosłam wrażenie że po tym pojedynku to jedna z niewielu rzeczy jaka ci została - zakończyła, przyjemnym dla ucha tonem, jakby właśnie prawiła mu najsłodszy z komplementów, a nie wspominała jak żałośnie poszło mu podczas starcia z Philipem Nottem. Pokaz jego umiejętności mógł się jej nie podobać, albo raczej jego wynik, ale na przykład wciąż posiadała w którejś szufladzie chusteczkę, którą wręczył jej przed pojedynkiem.

To była ładna pamiątka i Lyssa wcale nie żałowała, że nie zrobiła tego czego od niej oczekiwał, czyli dramatycznego rzucenia jej na parkiet, kiedy zaczynali pojedynek. Lubiła posiadać, nie mówiąc o tym że nie była absolutnie przesądna i tam gdzie niektórzy trzęśliby się nad tym, że brakiem przychylności przechyliła szale pojedynku tak, by równały się ze sobą, tak ona nie posiadała żadnych wyrzutów sumienia. Jeśli Louvain chciał wtedy wygrać, to zwyczajnie mógł być lepszy.

- Oh, ja nawet nie musiałam nic tam sama składać. Sam ułożyłeś je tam jeszcze zanim twój sukces został rozsądzony - uśmiechnęła się znowu, ale tym razem w obrzydliwie wręcz grzeczny sposób, specjalnie zbyt sztuczny by chociaż przypominać ten naturalny wyraz, wyuczony przez lata etykiety i sprawiania dobrego wrażenia. - Oczywiście, fleur-de-lis, jest figurą heraldyczną stylizywaną na lilie lub irysy, ale biorąc pod uwagę wygląd samego herbu, czyli złote kwiaty na niebieskim tle, są to raczej kosaćce żółte, a nie inne kwiaty z liliopodobnych, głównie dlatego że kosaćce rosną nad wodą, czyli tutaj niebieskim tle - mówiła trochę machinalnie, co zdarzało jej się kiedy przywoływała ciągi informacji wyciągniętych z jakichś książek. - Nadbudowywanie teraz do tego jakiejś ładnej historii, że te kwiaty są odniesieniem do Francji, tylko im umniejsza - a przez to jemu, ale to już ostawiła jemu do domyślenia się. W tym natomiast, co mówiła, nie chodziło w sumie o to żeby pokazać mu że nie ma racji, bo to co mówił było jak najbardziej poprawne, a ona wyciągała mu właśnie gdybania z jakiejś książki która pewnie nikt nigdy by się nie zainteresował. Ale chodziło o to, żeby zwyczajnie się z nim nie zgodzić i pokazać, że w pewnych kwestiach zostaje z tyłu.

Zbliżyła się do stolika, na który odłożył lusterko i przyjrzała mu się, nie dotykając go. Było brudne, a osmalenia nie zachęcały, no i nie należało do niego, a do obcej osoby.
- Ładna chociaż była? - zapytała go trochę znużonym tonem i w sumie nieco automatycznie. Nie interesowało jej to, ale z drugiej strony było to jedno z tych pytań, przy których niektórzy zaczynali się wiercić albo je zbywać. Co Louvain myślał o Alannie, było dla niej jednak nieistotne. - A wiesz już coś konkretnego oprócz samego pożaru i zniknięcia? - zagadnęła jeszcze i tak jak jego ton się zmienił, tak jej własny wybrzmiał na o wiele bardziej spokojny czy może nawet znudzony. Lyssa jednak wyprostowała się i podeszła do biurka, wysuwając jedną z szuflad by wyjąć z niej pudełko świec. Trzymała je w pokoju odkąd poprosiła Vakela o pomoc ze swoim darem, a przez to zaczęła też sama nad nim pracować według wskazówek dawanych jej przez ojca. A potem zaczęła te świeczki rozstawiać.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#5
08.09.2024, 12:28  ✶  

- Masz rację, to tylko wrażenie. - odrzucił instynktownie. W przedrzeźniający sposób wszedł na jej tonację, imitując jej wysoki dziewczęcy głosik. Przy okazji wykrzywił górną wargę zniesmaczony jej małoletnimi wybrykami. - Tak właśnie brzmisz, pyskata rzeżucho. - dodał jednak, już własną wibracją. Na koniec zadrżał mu kącik ust w tym samym zadziornym uśmieszku, choć starał się udawać poirytowanego. Oczywiście, że była córką Dolohova, teraz miał okazję odczuć to jak rzadko wcześniej. Zaczynała mu działać na nerwach, wcale nie gorzej, niż jej tatuś. Śliczna i nieznośna, najgorsze możliwe połączenie. Oh, jak on uwielbiał takie trzpiotki.

Moczyć w parafinie.

Skąd one się takie biorą, już nawet w tak młodym wieku? Co ci wszyscy pisarze i redaktorzy wypisują tam w tych gazetach i czytadłach, że wyrastają na nich takie buńczuczne france? Drżyj z trwogi Matko, bo niechlubny upadek cnót niewieścich słychać już w naszych salonach. Wystarczyło mu, że z jedną musiał się szarpać w godzinach pracy, w tym nienawistnym czworokącie, a tutaj nagle niemalże spod ziemi wyrosła mu kolejna.

Ciekawe dokąd ją ten cięty, gadzi języczek zaprowadzi. Z doświadczenia wiedział, że świat nie lubił zbyt bystrych i atrakcyjnych kobiet. Dla takich los, albo nawet sami mężczyźni, mieli przyszykowane tylko dwie drogi; na tron, lub do rynsztoku.

A ta sytuacja z białą chustą w gruncie rzeczy była bardziej wycelowana w Vakela, niż po to żeby przypodobać się petite one. Miał to już zaplanowane wcześniej. W swoim egocentrycznym upojeniu tamtego wieczoru, dzień nie byłby pełny gdyby nie wbił szpili w puszałka skoro już taka była okazja. Jego przywitał chłodnym skinięciem głowy, a ją serdecznością, ciepłym uśmiechem i ogólnym zainteresowaniem. Wszystko po to, żeby światło reflektorów na ten jeden moment ogrzało ją, a raczej nie ogrzało Wasi. I przynajmniej to chociaż trochę poszło po jego myśli, bo dźwięk pękających szwów na tyłku Vakela musiał być piorunująco zabawny, kiedy jego szerzej nieznana córunia dostała więcej atencji, niż on sam. Lyssa była tylko niewinnym obiektem tych przepychanek dużych chłopców. A teraz kiedy tak teraz sobie słodko gawędzili, cieszył się że jednak nie przeprosił ją za wpychanie pod pociąg arogancji swojego ojca. I tak była już zbyt zarozumiała jak na swój wzrost i wiek.

A potem dalej ciągnęła ten artyleryjski ostrzał złośliwości i cały ten cukierkowo-filigranowy bon ton jaki wokół siebie budowała, a przynajmniej tak do pewnego stopnia ją odbierał, topniał i ulatniał się z każdym zdaniem. I najchętniej te najbuńczuczniejszą buźkę z której wylewał się ten kąśliwy jad zamknąłby swoimi ustami, albo chociaż pięścią. No ale powstrzymywał się, choć spinało go w krzyżu z sekundy na sekundę. Dlatego nawet na sekundę nie spuszczał wzroku z jej warg.

- Planowaliście już z tatkiem Twoje zamążpójście? - odparł kompletnie nie nawiązując do tematu o którym mówiła. Zwiewnie i lekko jakby wcale nie pożółkł na karku z frustracji od jej paplaniny, zwracał się do niej. - Tak cudownie ćwierkasz, że postawiłbym sobie Ciebie w klatce, gdzieś w salonie. Obok pogrzebacza. Dlatego nie lubił nastolatek, dlatego wolał spotykać się ze starszymi od siebie.

Przestąpił z nogi na nogę, zaciągając głębiej skórzane rękawice na dłoni. W drobnych gestach starał się rozładować to napięcie które w nim budowała. A na ile testowała jego cierpliwość wiedział tylko wewnętrzny on. Musiał to znosić, bo bardzo mu zależało żeby w końcu dowiedzieć się co ze zdrajczynią. Wybór Lyssy nie był przypadkowy. Była na tyle niezwiązana z żadnym z tych wątków wokół pożaru i zaginięcia Alanny, że nadawała się w sam raz. I miał prawo tak myśleć, bo przecież nic nie sugerowało, że może być jakkolwiek powiązana z tym tematem.

- Nie bardzo.- odparł na jej pytanie. Nawet nie tyle zbity z pantałyku, co zaskoczony jej bezpośredniością. Takich wersów spodziewałby się raczej po słabo opłacanych brygadzistach, czy innych detektywach z dochodzeniówki, a nie po damulce-malarce. - Mimo wszystko liczę, że nadal żyje. I właściwie nie musiał nawet teraz kłamać, bo fakt że zdradziła obrzydzał mu w niej wszystko co miała i kim była. Tak samo jak miał nadzieje, że żyje i jest zdrowa, bo właśnie taką zamierzał doprowadzić ją przed oblicze Czarnego Pana.

- Gdybym miał, nie angażowałbym w to Ciebie. Odrzekł i jednocześnie westchnął niezadowolony. Nie z tego, że musiał zwracać się z tym konkretnie do niej, bo to akurat było przyjemne, do pewnego etapu. Po prostu subtelnie zasugerował, że naprawdę jest w kropce i bez jej udziału w tym wszystkim, nie jest wstanie popchnąć poszukiwań dalej w żadnym kierunku. Cofnął się kawałek, bliżej ściany widząc jak rozstawia świece, wychodząc poza obszar, który nakreślała nimi. W milczeniu czekał na dalsze instrukcje, nie chcąc wchodzić jej w paradę. Bo czy to mu się podobało, czy nie, wszystko musiało odbyć się na jej zasadach, jeśli miało to zadziałać.

à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#6
08.09.2024, 15:21  ✶  
Uniosła lekko brew ku górze, a potem nieznacznie przekrzywiła głowę, tym drobnym gestem i mimiką pytając Louvaina, czy nie było go stać na nic lepszego niż 'pyskatą rzeżuchę'. To było wręcz żałośnie śmieszne i absolutnie rozczarowujące, ale najwyraźniej Lestrange nie był aż tak zabawny jak mogło się jej wydawać.

Westchnęła, ustawiając świeczkę za świeczką i mimo że mogła to zrobić machnięciem różdżki, wolała zrobić to własnoręcznie. Pozwalało jej się to chociaż odrobinę bardziej skupić na sobie i co miała właściwie zrobić. Wczuć się w odpowiednią intencję, której wymagało od niej widmowidzenie. Bo mogła pokazywać mężczyźnie, że wiedziała co robiła, a w jej ruchach nie brakowało pewności siebie, ale prawda była zupełnie inna.

- Urocze - mruknęła, ale oczywiście tak, żeby na pewno ją usłyszał, a potem podniosła na niego wzrok. - Rozejrzyj się i powiedz mi czy naprawdę wydaje ci się, że przeszkadza mi złota klatka?

Lyssa chciała przede wszystkim życia komfortowego i prowadzonego najlepiej po najmniejszej linii oporu. Lestrange mógł z niej szydzić i próbować jej dokuczyć wizją oddania jej ręki jakiemuś londyńskiemu paniczykowi, ale jej to absolutnie nie przeszkadzało. Ba, pewnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby był odpowiednio przystojny, majętny i nie próbował zanudzić jej na śmierć. No i musiałby z nią wytrzymać, bo przecież potrafiła być nieznanośna. Naprawdę, a nie tylko żeby odrobinę zirytować swojego rozmówcę w jakiejś bzdurnej wymianie słów o niczym.

Było trochę tak, że Louvain w jej oczach przestał w pełni zasługiwać na tę cukierkową i miłą wersję, którą lubiła prezentować światu. Potrafiła być wręcz do porzygu grzeczna i sprawiać wrażenie ułożonej panienki, bo tak ją mama wychowała, ale on swoimi pyskówkami zaniżał poziom wymagany do komunikacji z nim. Wbrew też tego, że wciąż była nastolatką, nie była głupia. Rozumiała ludzkie relacje czasem chyba o wiele lepiej niż inni, głównie dlatego jak wyraźne były dla niej nici powiązań, ale nie musiała ich dostrzegać żeby zdawać sobie sprawę z tego że Lestrange sam próbował nieco nią pogrywać.

- Nudy - podsumowała jego lakoniczny komentarz na temat Alanny, odwracając się do niego tyłem i sięgając po jej nadpalone lusterko. Uniosła je ku górze, tak by nie zasłaniać sobie światła wpadającego przez okna i przejrzała się w nim. Przejechała palcem po rzęsach, a potem uchyliła usta, poprawiając szminkę w kąciku ust, na koniec przekręcając lekko lusterko i zerkając w stronę Lou, uśmiechając się przy tym przymilnie.

Usiadła na podłodze, układając wcześniej pośrodku kręgu poduszkę, bo przecież nie będzie się męczyć na twardym. Przez moment jeszcze przyglądała się trzymanemu lusterku, kolejnym ubytkom na jego niegdyś pewnie całkiem ładnej formie, aż zapaliła świece machnięciem różdżki, westchnęła ciężko i zamknęła oczy.

na widmowidzenie
Rzut PO 1d100 - 6
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 9
Akcja nieudana


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#7
08.09.2024, 23:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.09.2024, 10:51 przez Louvain Lestrange.)  

Nie miał aspiracji, żeby przeciągać się liną na słowne zaczepki, podgryzanie i podchujki ze smarkulą. W dodatku pasierbicą jego starszej siostry, co wprawiało go w jakiś uciskający dyskomfort. Raz, że świadczyłoby to tylko, że chyba sam się pogubił w swoich priorytetach, a dwa nie było co rozstrajać małolatki. I tak już wystarczająco dużo sobie pozwolił na giereczki z nią. I choć makijażem naprawdę mocno starał się wyciągnąć te kilka lat więcej na twarzy, to kształt dziewczęcych ust i drobne policzki zdradzały wszystko. Zbyt dużo kobiet miał w życiu, żeby nie dostrzegać tych subtelnych oznak niewinności.

Ale prawię się nabierał na jej dorosłość, serio. Szczególnie kiedy tak zręcznie starała się podburzyć jego pewność siebie i męskie ego. Jeśli będąc nastolatką już serwuje tak wysoko, to strach pomyśleć co będzie kiedy już dojrzałą kobietą nie tylko w biodrach. Zapewne tak właśnie zaczynała się większość przypadków przemocy domowej.

Dlatego po prostu zamilkł. A niech sobie nawet myśli, że góruje nad nim, nie miało to większego znaczenia. Świat i tak prędzej czy później pozwoli jej odczuć na własnej skórze co myśli o takich jak ona jadowitych żmijek, którym kiełki zbyt bardzo wystają na wierzchu. Kiedy w końcu stanie się własnością jakiegoś lorda i z tych wszystkich rzeczy o których się jej marzy, ten będzie miał tylko pieniądze i całą masę oczekiwań wobec niej, będzie mogła sobie powspominać. Wrócić myślami jak faktyczny przystojniak jednocześnie tracił przy niej cierpliwość i wciąż ją adorował. I przy okazji karmił ją atencją, bo była mu do czegoś potrzebna. I chyba będzie to najlepszy prezent, jaki mógłby jej ofiarować. Lepszy od kwiatów, biżuterii i czy zagranicznej bielizny.

Czekał tak w milczeniu, oparty o ścianę. Pięć minut, dziesięć, a po piętnastu zaczął się już niecierpliwić. No nic. Kompletnie nic. Nie znał się na tej pozazmysłowej poznawczości świata, więc nie wcinał się w jej kompetencji. Ale nic nie sugerowało, że coś miało się dziać w tym pokoju. Nawet najmniejszej wibracji nie wyczuwał w pomieszczeniu. Nawet dyskretnie pod płaszczem, machnął różdżką z niewinnym zaklęciem rozpraszającym. Bardzo nieznacznym, by tylko upewnić się, czy żadna magia nie działa w tym pokoju. Tak żeby tylko wysondować co tu się właściwie działo.

No i tak jak myślał nie działo się nic. Nie widział, by jej oczy poruszały się pod powiekami. Nie widział by nawet drgnęła od wizji, których miała rzekomo doznawać. I zrozumiał, że najwyraźniej, póki co, raczej nic tego.

- Potrzebujesz się odprężyć? Jakiś masaż może? - wyrzucił w końcu przerywając ten ponad kwadrans ciszy. Najwyżej zwali winę na niego, że rozproszył ją tuż przed przed spłynięciem retrospekcji.

à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#8
10.09.2024, 04:25  ✶  
Lyssa czasem żałowała, że trafiło jej się trzecie oko, które patrzyło w tył, zamiast takie które pokazywało teraźniejszość, bo była absolutnie przekonana, że bawiłaby się wyśmienicie widząc jak ludzie reagują na je zaczepki. Louvaina coś ewidentnie gniotło i powstrzymywało przed przepychaniem się z nią i zdawała sobie z tego sprawę, chociaż nie z tego że między innymi chodziło o ich... to nawet nie było pokrewieństwo. Annaleigh nie była dla niej żadną rodziną, a figurą stojącą u boku Dolohova dla dopełnienia ładnego obrazka. Nie była żadną konkurencją dla jej matki, bo raz że panna Mulciber była za stara na takie zabawy, a dwa że jej własna matka już dawno wypisała się z małżeństwa z Vasilim.

Trochę jej może było szkoda, bo przed większością ludzi grała, a do dręczenia pozostawała jej jakaś okropnie skromna garstka, do której można było zaliczyć co najwyżej Scyllę, czasem Peregrinusa, samego Dolohova i może nawet Annaleigh, chociaż tę akurat torturowała jakby od niechcenia.

Oh, ile ona by dała, żeby zamiast siedzieć na podłodze, bić się z nim na słowa. Marzyła o tym, żeby Scylka weszła tutaj, wiedziona jakimś przeczuciem, ale Peregrinus zapukał w jakiejś sprawie. Albo nie. Jego akurat tutaj nie chciała, bo zaraz by wypaplał jej ojcu. Miała wrażenie, że czuje ten ledwo wyczuwalny zapach spalenizny, jaki wgryzł się na stałe w trzymane przez nią lusterko, a to drażniło ją z lekka. Rozpraszało i odwodziło od właściwego zadania, zmuszając myśli do przeskoczenia na inny tor. Mogła się tego spodziewać, że powoli ale w niekontrolowany, nieunikniony sposób zboczy ze ścieżki którą miała podążać i ruszy gdzieś indziej. Myśleć o lusterku, ale nie tym trzymanym w dłoniach, ale tym własnym, które zostawiła nieopatrznie na kuchennym stole, kiedy rano piła herbatę. Lubiła je bardzo, bo dostała je od mamy na szesnaste urodziny. Zdobione motywem konwalii, misternie rzeźbione i idealnie mieszczące się w torebce. Prawie nigdy się z nim nie rozstawała, bo lusterko na wieczku można było otworzyć i coś tam schować. Trzymała tam fotografię z tych samych urodzin, kiedy dostała ten upominek. Wcześniej cała, przedstawiająca ją i mamę, ale teraz zgięta tak żeby po pierwsze pasować do kształtu schowka w lusterku, a po drugie przedstawiać głównie twarz jej rodzicielki...

Louvain zgrabnie wyczuwał pismo nosem, bo w pewnym momencie Lyssa przestała znajdować się z nim w jednym pokoju. Była w swoim własnym świecie, wygodnym i przyjemnym, który czasem sprawiał jej dużo problemów, ale w tym momencie nie zamęczał jej zbyt bardzo. Ale potem Lestrange się odezwał, zmuszając ją do zetknięcia się ponownie z teraźniejszością i niechcący uderzając w jej trzecie oko.

Lyssa wciągnęła powietrze, sycząc przy tym cicho, bo kiedy uchyliła powieki, świat zawirował i rozmazał się. Dziewczyna skrzywiła się, marszcząc brwi, jakby na moment chcąc cofnąć przed czymkolwiek miała właśnie przed oczami, ale w tym był cały problem - nie miała nic. Wizja nie przyszła, a ona nienawidziła tego konkretnego momentu, kiedy obraz znikał, zacierając kształty i mieszając ze sobą kolory. Kiedy całe życie spędziła z pędzlem, ten stan wydawał się jej tym bardziej tragiczny i przerażający.

Palce zacisnęły się mocniej na rączce lusterka i dziewczyna mimowolnie cofnęła rękę, przyciskając je do siebie, jakby wyrwana z transu bała się, że Lestrange zabierze jej zabawkę, ale po prawdzie nie chciała niczego innego. Niech sobie je zabierze i zrobi z nim cokolwiek tylko chce, ale... No właśnie, ale. Ale Lyssa nie mogła wyjść z tego spotkania jako przegrana.
- Musiałeś się odezwać, prawda? - rzuciła, wolną ręką przyciskając palce do nasady nosa, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. - Miałam wrażenie, że chciałeś się czegoś dowiedzieć, a nie możesz wysiedzieć paru minut cicho? - ton miała chłodny i nieco niechętny, jakby swoją gadką faktycznie popsuł jej właśnie wszystko. Bo skoro mogła, to czemu miałaby nie zwalić winy na niego?


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#9
12.09.2024, 20:55  ✶  

Gdyby miał być szczery i gdyby wiedział, że pochlebstwa jakie mógłby powiedzieć Lyssie za jej wyjątkowe zdolności nie posłużą do bycia jeszcze bardziej nadętą i napuszoną, nastoletnią snobką, to usłyszałaby już je dawno. O wiele bardziej imponowała mu zdolność do zaglądania w przeszłość, niż w przyszłość. Jeśli się tyle pierdoli ceremonialnych bzdur co Vakel, to któreś z tych przepowiedni musiała być w końcu trafna. Zresztą nawet zepsuty zegar pokaże dwa razy na dobę dobrą godzinę. To żadna sztuka bredzić co ślina na język przyniesie i tak już zakochanym w tobie i twojej kreacji czarownicom i czarodziejom. Oni i tak kupią wszystko co im ten zmanierowany fircyk przedłoży. Tak właśnie uważał Louvain i dobrze wiedział o czym mówi, bo sam w swoim szczytowym momencie kariery sportowca, mógł obracać ludźmi głodnych jego sławy i sukcesu jak tylko mu się zamarzyło. Głównie obracał nimi w swojej sypialni, co wcale nie było mniej puste od tego co robił Dolohov.

No, a takie zaglądanie w przeszłość? Bajeczna sprawa. Na samą myśl w głowie Lestranga rodziła się masa pomysłów jak mógłby wykorzystać taki dar w służbie Czarnego Pana. Ile historii mógł wyciągnąć z czarnomagicznych artefaktów, a właściwie ze wszystkich interesujących go przedmiotów, by stać coraz potężniejszym za każdą kolejną retrospekcją. Zdecydowanie dostrzegał w tym o wiele więcej możliwości, niż z mglistych wróżb i przepowiedni.

Jak wszystko jednak i takie umiejętności miały jednak swoje limity. Zacmokał sygnalizując swoje niezadowolenie i to jak mocno go rozczarowała. - Oh, jaka jesteś słodka jak się złościsz. - westchnął. Parodiując niby rozczulony ton głosu, oderwał się od ściany o którą wcześniej się opierał w ciszy i zbliżył się na kilka kroków w jej stronę. - Aż mam ochotę porwać Cię stąd i wychować. W końcu. Znowu uśmiechnął się zadziornie, bezczelnie eskalując jej rozdrażnienie, zamiast stosować się do tej nastoletniej reprymendy którą mu wystosowała. Przestał wierzyć, że cokolwiek już dzisiaj od niej usłyszy, więc przestało mu zależeć, by nie zirytować jej jeszcze bardziej. Nagle przekomarzanie się z małolatką stało się znowu fascynujące, kiedy dostrzegł jak grunt ucieka jej spod stóp. Czy jeszcze niedawno myślał, że wykaże się bardziej dojrzałą postawą i wyniesie się ponad małostkowe uwagi i docinki? Tak. Ale tylko debil by teraz odpuścił.

- Ale niech będzie. Skoro moja obecność, AŻ TAK CIĘ ROZPRASZA, to zostawię Cię samą z tym lusterkiem. Odezwij się jak uda Ci się coś ustalić, albo Cię to przerośnie. Odezwał się już z mniej pretensjonalną postawą. Może faktycznie zbyt dużo od niej teraz wymagał, co wcale nie znaczyło, że stracił nadzieję na pomoc z jej strony. Z drugiej też strony liczył, że ego po tatusiu nie pozwoli tak zwyczajnie olać jej tego tematu i będzie chciała jeszcze utrzeć mu nosa. Dobrze wiedział jak boli porażka, jeśli spadało się na ziemię z wysokości własnej dumy.

à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#10
12.09.2024, 23:31  ✶  
Przez moment dziewczyna patrzyła na niego z czymś na granicy wrogości i zmieszania. Była wyraźnie niezadowolona z tego, jak właściwie się do niej zwracał, szczególnie teraz, ale jednocześnie nieudana próba przyjrzenia się historii lusterka wyraźnie wybiła ją z równowagi i sprawiła, że czuła się zwyczajnie zagubiona. Zamrugała jeszcze parę razy, próbując zmusić spojrzenie do wyostrzenia się, ale jednocześnie skrzywiła się z delikatnym niesmakiem, kiedy coś do niej doszło. Louvain był dokładnie takim typem człowieka, w jakiego klatce nigdy nie chciała się znaleźć. Daleko mu było do Vakela, bo każdy z nich miał swoje własne wady, ale dziewczyna nigdy nie chciała powielić błędów swojej matki. Nie chciała żyć w jakimś okropnym, nieudanym małżeństwie, z którego postanowiła zniknąć wbrew konwenansom i dobremu smakowi. Lestrange był obrzydliwym człowiekiem, nawet jeśli zabawnie się z nim było przekomarzać, miał kieszenie pełne pieniędzy, a do tego posiadał twarz do której pewnie wzdychały całe zastępy młodych dziewcząt w Londynie.

Ciekawe, czy Alanna była jedną z takich kobiet, które nie chciały mieć z nim niczego wspólnego po bliższym jego poznaniu.

Odprowadziła go spojrzeniem, nie mówiąc nic, wyraźnie nie w sosie, zbierając się z podłogi dopiero wtedy gdy wyszedł wreszcie z jej pokoju i zniknął w korytarzu, udając się do wyjścia. Obróciła w dłoniach lusterko jeszcze parę razy, poświęcając tych parę chwil żeby faktycznie je przestudiować, ale ostatecznie odłożyła je na toaletkę, tam gdzie było jego miejsce.

Koniec sesji


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Lyssa Dolohov (2235), Louvain Lestrange (2801)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa