Charles popatrzył za odchodzącym Laurentem i Edgem i, nie wiedzieć czemu, westchnął lekko. Uśmiechał się lekko, bardziej do siebie niż do świata. Wkrótce jednak zauważył ważny fakt - Edge nie wypowiedział w jego stronę nawet jednego słowa. Uśmiech stopniowo znikał, a wraz z nim dobry nastrój wywołany rozmową z Laurentem. Spojrzał na ojca, lecz nie zadał pytania od razu. Zastanawiał się dłuższy moment.
- Znasz tego Edge'a, ojcze? - Zapytał cicho. Nikt nie musiał wiedzieć, że obgadują tancerza. - Nawet się nie przywitał. Sądzi, że jest lepszy ode mnie? Od nas?- Zmarszczył lekko nos, bo chociaż Crow nie dał mu tego wprost odczuć, to jego chłodna obojętność była więcej, niż znacząca. - Wcześniej kłócił się z Leonardem. - Przypomniał.
Przesunął kilka świeczek, ustawiając je znów w linii. Po niewielkich zakupach poprzednich gości musiał na nowo sprawić, by stoisko prezentowało się zachęcająco, nawet jeśli Richard miał inny pogląd na estetykę tego miejsca.
- Ma aurę mugolaka, który sądzi, że zadzieraniem nosa może coś osiągnąć. - Mruknął niezadowolony. - Skoro to taka wielka gwiazda, czemu wcześniej o nim nie słyszałem? Ty słyszałeś, tato?
To nie była zazdrość o Prewetta, a wnioski wyciągnięte po obserwacji otoczenia. Leo z pewnością będzie miał jeszcze więcej do powiedzenia na temat The Edge.