• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[17 lipca 1972] To dom, który nigdy nie zasypia | Robert & Lorien

[17 lipca 1972] To dom, który nigdy nie zasypia | Robert & Lorien
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#11
12.08.2024, 11:56  ✶  

- Chcesz odzyskać żonę? Czy chcesz ją sobie ulepić na nowo z gliny zaszczepionych przez wychowanie i konwenanse oczekiwań?

Westchnięcie. Czy powinien cokolwiek na to odpowiadać? Reagować? Spodziewał się tego rodzaju reakcji. Wyciągania takich właśnie argumentów. Gdyby był jak Alexander, gdyby posiadał trzecie oko, zapewne byłby w stanie przewidzieć w tym momencie całą tę rozmowę. Każde jedno słowo. Na całe szczęście, był jednak tylko Robertem.

Darował sobie wchodzenie jej w słowo. Darował sobie wyjaśnianie tego, co dokładniej miał tutaj na myśli. Zamiast tego pozwolił, żeby wszystko płynęło dalej. A emocje… a emocje, przy okazji też trochę opadły. Bo przecież ostatnim czego chciał, to zakończyć tę rozmowę bez osiągnięcia pewnego porozumienia. Tego porozumienia, na którym zależało mu najbardziej.


Widział ten brak reakcji. Choćby drgnięcia. Nie zabrał jednak ręki. A już na pewno nie zrobił tego zbyt szybko. Nie wydawał się zniechęcony czy speszony. Okazywał w tym momencie nie więcej emocji niż to miał w zwyczaju.

Wypowiedziawszy kolejne słowa, po tym jak przedstawił Lorien swoje oczekiwania, swoje stanowisko w sprawie, po prostu czekał na jej odpowiedź. Na kolejną odmowę – bo niczego innego nie przewidywał w tym miejscu scenariusz. Niczego innego Robert się po niej zwyczajnie nie spodziewał. Miał nieco czasu na to, żeby ją poznać. Może poniekąd też zrozumieć. Sprzyjały temu okoliczności. Jej stan, podczas pobytu w Szkocji.

Kiwnął głową. Tak, chciał rozmawiać. Tak, miał jeszcze kilka kwestii, które zamierzał poruszyć.

- Jesteś Sędzią Wizengamotu oraz moją żoną. – przytaknął jej? Nie do końca. Wystarczyło tylko skupić się na całości wypowiedzi. Wyłapanie różnicy między tym, co padło z jego ust i tym co powiedziała chwilę wcześniej Lorien, nie było zadaniem skomplikowanym. – Ty również powinnaś pamiętać o tych dwóch funkcjach. Twoje życie to nie tylko Ministerstwo. Zaufam jednak, że faktycznie to przemyślisz.

Mógłby powiedzieć więcej. Zwrócić jej uwagę na pewne kwestie; na zobowiązania, które przyjęła sama. Nikt przecież nie przystawił jej różdżki go głowy, zmuszając do zawarcia małżeństwa. Tyle tylko, że Robertowi na samym małżeństwie zależało nieszczególnie. Liczyło się natomiast wszystko to, co mógł dzięki niemu zyskać. 


- O czymś jeszcze chciałeś porozmawiać?

Zastanawiał się, w jaki sposób do tego jeszcze powinien przejść. Związane z tym myśli, krążyły po jego głowie. Ostatecznie okazało się to jednak znacznie prostsze niż podejrzewał. Wyglądało dość naturalnie, skoro sama Lorien wywołała to nazwisko. Wypowiedziała je.

Doktor Prewett. Basilius Prewett.

- Jeśli chodzi o te coś jeszcze, to dotyczy ono doktora Prewetta. – poinformował ją. Tutaj również obawiał się protestów. Pewnego niezadowolenia. Wiedział, że Lorien mu ufała. Wiedział, że byli blisko. Sam jednak nie chciał mieć tego człowieka blisko własnej rodziny. Nie zaliczał się w żadnym razie do grona tych, którym mógł zaufać. – Zanim zaczniesz protestować, wysłuchaj. Nie zamierzam w żadnym razie kwestionować jego umiejętności. I przede wszystkim podważać tego, że stara się odpowiednio o Ciebie dbać. – czy to w jakikolwiek sposób mogło ją do tego wysłuchania zachęcić? Pozostawało mieć nadzieje, że nie uniesie się. Nie zakończy wszystkiego teraz. Zaraz. Nie pośle go do diabła, skoro najwyraźniej miał zastrzeżenia do jej drogiego kuzyna. Krewniaka? Nie to, żeby dla Roberta ich stopień pokrewieństwa miał w zasadzie… jakiekolwiek znaczenie. – Po prostu czasem to nie wystarcza.

Jeśli mu pozwoli, będzie kontynuował. Wyjaśni, co dokładnie miał na myśli i czego oczekiwał. Jeśli natomiast na to mu przyzwolenia nie da, temat zapewne będzie pomiędzy nimi wisiał. Wisiał przez długi czas. Przede wszystkim z tego względu, że Robert o tym zapominać nie zamierzał. I wiedział też w jaki sposób spróbuje ją do pewnych ustępstw nakłonić – o ile tylko dostanie szanse na przedstawienie pewnych argumentów.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#12
22.09.2024, 12:14  ✶  
Opuściła wzrok na trzymaną w dłoniach książkę, przesuwając opuszkami palców po grafice przedstawiającej istotę w ciemnym, niematerialnym płaszczu.
Gdzie kończyła się Lorien, gdzie zaczynała Sędzia?
Gdzie leżała ta delikatna granica, która pozwalała jej funkcjonować od lat? Zamknąć za sobą drzwi od gabinetu i nie zastanawiać się chwili dłużej? Zamykać smutek w maleńkich szklanych buteleczkach za drzwiami własnej podświadomości.
Jesteś Sędzią Wizengamotu oraz… Nie. Żadnego „oraz”. Żadnego „i”, „ale także” Była Sędzią. Udręczoną ostatnimi miesiącami ciągłych błędów i pomyłek.
Powinnaś pamiętać o tych dwóch funkcjach. Twoje życie to nie tylko Ministerstwo. Dopiero teraz Lorien podniosła wzrok z powrotem na męża.  Ze stoickim, nieprzeniknionym spokojem człowieka, który wiedział, ze prędzej czy później wygra.
Robert Mulciber był tylko i wyłącznie mężem Sędzi Wizengamotu. Jak bolesne musiało to być? Być znanym tylko jako wieczny dodatek do kogoś innego? Wpierw – własnej rodziny, której nie zdołał odmówić i porzucił wszystko co było cenne w imię żałosnego buntu; teraz kogoś tak potencjalnie nieistotnego jak własna żona. Nieistotnego, niewartego poświęcenia jednej uwagi, wysłuchania. Coś tak bardzo niewartego zachodu, że nie mogło stanowić żadnego zagrożenia.
To czego chciał, a czego nie chciał Robert Mulciber – nie miało żadnego znaczenia. Stracił swoje prawo do „chcenia” w chwili gdy wziął sobie za żonę wysoko postanowionego urzędnika; kobietę, którą chroniło znacznie więcej rzeczy niż podpisana intercyza.

Przecież nie kazała mu prosić, nie kazała błagać. Nie pozwalała mu na wystosowanie żądań. Nie był żadnym z mężczyzn, których byłaby w stanie wyobrazić sobie przed sobą na kolanach. Żebżących o litość kogoś, kto litości pozbył się wiele lat temu.
Miał tylko przy niej być. To było aż tak niewygodne? Odegrać grzecznie swoją rolę w tak krótkim przedstawieniu jakim było jej życie? A potem cieszyć się spadkiem, żyć długo i szczęśliwie z pierwszą lepszą dziwką, która na to poleci. 
Odpowiedzi nie uzyskał. Oczywiście, że nie. Mógł to milczenie interpretować jak mu się to podobało albo nie interpretować wcale. A jednak. Jeśli do tego momentu Lorien jeszcze miała w sobie namiastkę cierpliwości, żeby tego wszystkiego słuchać – kwestionowanie umiejętności Prewetta było personalnym atakiem w jej rodzinę.
Czy mogła się wściekać? Złościć? Zacząć bronić Basilliusa? Oczywiście.
Zamiast tego uniosła jedynie brwi ni to w zdziwieniu ni to kiepsko zamaskowanym politowaniu.
- Powinieneś się cieszyć, że to nie wystarcza.
Powiedziała to.
Powiedziała to co oboje doskonale wiedzieli. Nie było żadnego powodu dla którego mogliby chcieć próbować odwlekać to co nastąpić w końcu musiało. W jej głosie dało się wyczuć tą nutę rozbawienia, które towarzyszyło Lorien wyjątkowo rzadko ostatnimi czasy.

Zamknęła z trzaskiem książkę, oficjalnie uznając rozmowę za zakończoną. To mógł być taki miły wieczór… A wyszło jak zwykle.
Ile mogło to trwać? Podniesienie się z fotela, wyciszenie muzyki jednym machnięciem różdżki, pokonanie z gracją dzielącej ich odległości? Kilka sekund, może jedno czy dwa uderzenia serca. Nachyliła się jeszcze nad Robertem, muskając ustami powietrze tuż nad jego policzkiem.
- Śpij dobrze mężu.- Ostatnie słowo wypowiedziane zostało szeptem nie głośniejszym niż westchnięcie. A potem Lorien zniknęła. Wymknęła się z biblioteki równie szybko jak się w niej pojawiła.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (3231), Lorien Mulciber (3235)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa