- Chcesz odzyskać żonę? Czy chcesz ją sobie ulepić na nowo z gliny zaszczepionych przez wychowanie i konwenanse oczekiwań?
Westchnięcie. Czy powinien cokolwiek na to odpowiadać? Reagować? Spodziewał się tego rodzaju reakcji. Wyciągania takich właśnie argumentów. Gdyby był jak Alexander, gdyby posiadał trzecie oko, zapewne byłby w stanie przewidzieć w tym momencie całą tę rozmowę. Każde jedno słowo. Na całe szczęście, był jednak tylko Robertem.
Darował sobie wchodzenie jej w słowo. Darował sobie wyjaśnianie tego, co dokładniej miał tutaj na myśli. Zamiast tego pozwolił, żeby wszystko płynęło dalej. A emocje… a emocje, przy okazji też trochę opadły. Bo przecież ostatnim czego chciał, to zakończyć tę rozmowę bez osiągnięcia pewnego porozumienia. Tego porozumienia, na którym zależało mu najbardziej.
Widział ten brak reakcji. Choćby drgnięcia. Nie zabrał jednak ręki. A już na pewno nie zrobił tego zbyt szybko. Nie wydawał się zniechęcony czy speszony. Okazywał w tym momencie nie więcej emocji niż to miał w zwyczaju.
Wypowiedziawszy kolejne słowa, po tym jak przedstawił Lorien swoje oczekiwania, swoje stanowisko w sprawie, po prostu czekał na jej odpowiedź. Na kolejną odmowę – bo niczego innego nie przewidywał w tym miejscu scenariusz. Niczego innego Robert się po niej zwyczajnie nie spodziewał. Miał nieco czasu na to, żeby ją poznać. Może poniekąd też zrozumieć. Sprzyjały temu okoliczności. Jej stan, podczas pobytu w Szkocji.
Kiwnął głową. Tak, chciał rozmawiać. Tak, miał jeszcze kilka kwestii, które zamierzał poruszyć.
- Jesteś Sędzią Wizengamotu oraz moją żoną. – przytaknął jej? Nie do końca. Wystarczyło tylko skupić się na całości wypowiedzi. Wyłapanie różnicy między tym, co padło z jego ust i tym co powiedziała chwilę wcześniej Lorien, nie było zadaniem skomplikowanym. – Ty również powinnaś pamiętać o tych dwóch funkcjach. Twoje życie to nie tylko Ministerstwo. Zaufam jednak, że faktycznie to przemyślisz.
Mógłby powiedzieć więcej. Zwrócić jej uwagę na pewne kwestie; na zobowiązania, które przyjęła sama. Nikt przecież nie przystawił jej różdżki go głowy, zmuszając do zawarcia małżeństwa. Tyle tylko, że Robertowi na samym małżeństwie zależało nieszczególnie. Liczyło się natomiast wszystko to, co mógł dzięki niemu zyskać.
- O czymś jeszcze chciałeś porozmawiać?
Zastanawiał się, w jaki sposób do tego jeszcze powinien przejść. Związane z tym myśli, krążyły po jego głowie. Ostatecznie okazało się to jednak znacznie prostsze niż podejrzewał. Wyglądało dość naturalnie, skoro sama Lorien wywołała to nazwisko. Wypowiedziała je.
Doktor Prewett. Basilius Prewett.
- Jeśli chodzi o te coś jeszcze, to dotyczy ono doktora Prewetta. – poinformował ją. Tutaj również obawiał się protestów. Pewnego niezadowolenia. Wiedział, że Lorien mu ufała. Wiedział, że byli blisko. Sam jednak nie chciał mieć tego człowieka blisko własnej rodziny. Nie zaliczał się w żadnym razie do grona tych, którym mógł zaufać. – Zanim zaczniesz protestować, wysłuchaj. Nie zamierzam w żadnym razie kwestionować jego umiejętności. I przede wszystkim podważać tego, że stara się odpowiednio o Ciebie dbać. – czy to w jakikolwiek sposób mogło ją do tego wysłuchania zachęcić? Pozostawało mieć nadzieje, że nie uniesie się. Nie zakończy wszystkiego teraz. Zaraz. Nie pośle go do diabła, skoro najwyraźniej miał zastrzeżenia do jej drogiego kuzyna. Krewniaka? Nie to, żeby dla Roberta ich stopień pokrewieństwa miał w zasadzie… jakiekolwiek znaczenie. – Po prostu czasem to nie wystarcza.
Jeśli mu pozwoli, będzie kontynuował. Wyjaśni, co dokładnie miał na myśli i czego oczekiwał. Jeśli natomiast na to mu przyzwolenia nie da, temat zapewne będzie pomiędzy nimi wisiał. Wisiał przez długi czas. Przede wszystkim z tego względu, że Robert o tym zapominać nie zamierzał. I wiedział też w jaki sposób spróbuje ją do pewnych ustępstw nakłonić – o ile tylko dostanie szanse na przedstawienie pewnych argumentów.