Tego typu zachowania nigdy nie były stosowne - nie dla osób, które oficjalnie nie posiadały partnera i nie dla osób, które były widywane na wydarzeniach z innymi mężczyznami. I chociaż Camille wciąż oficjalnie była singielką, dało się zobaczyć na jej twarzy zakłopotanie, szczególnie gdy hrabia przeniósł swoją uwagę na Jonathana. Nie cofnęła ręki, chociaż mięśnie jej ramienia spięły się nieco, gdy atmosfera prysła, brutalnie przerwana słowami podszytymi złośliwością w kierunku jej towarzysza. Zerknęła na Selwyna i lekko skinęła głową, a rumieniec jak nagle się pojawił, tak teraz zniknął, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie. Gestowi towarzyszyło delikatne zmarszczenie brwi.
- Niektórzy nie znają umiaru w piciu, wolałabym nigdy więcej nie oglądać podobnych przedstawień - odezwała się, nie opuszczając wzroku z Jonathana. - Miło mi pana widzieć, monsieur Selwyn. Ufam, że jest pan w dobrym zdrowiu?
Uśmiechnęła się lekko, przyjaźnie. Znała Selwynów: należąc do rodziny Delacour nie dało się uniknąć świata artystycznego, nawet jeżeli chciało się obrać zupełnie inną ścieżkę zawodową, tak jak ona to zrobiła. Nie mogła odciąć się od przeszłości, od nazwiska i od swoich korzeni.
- Le vin rouge lourd convient parfaitement à l'atmosphère, ma chère - odpowiedziała, płynnie przechodząc z powrotem z angielskiego na francuski. Wstała, gdy pomógł jej wstać, i nie oponowała, gdy oplótł jej rękę o swoje ramię, chociaż Jonathanowi nie mógł umknąć cień grymasu, który przemknął po jej twarzy. Hrabia znalazł sobie nową ofiarę? Czy być może Camille dobrowolnie postanowiła oddać się dzisiaj w jego ręce? Ciężko było stwierdzić, chociaż spojrzenie, które mu posłała, było na pograniczu prośby o ratunek. Delacour nie przepadała za chwilami, gdy ktoś dyrygował nią jak marionetką i chociaż była zbyt dobrze wychowana, by na to zwrócić uwagę słownie, to po jej postawie widać było, że czuje się mało komfortowo.
- Je vais devoir trouver Oleander - odezwała się miękko, chociaż jej słowa wcale nie sugerowały, że ma zamiar teraz w tej chwili się odłączać. Najpierw wino. Potrzebowała wina i to najlepszego, jakie mogła tu dostać, jednak jej wzrok przykuły tryptyki. Zmarszczyła brwi, zaciskając dłoń na przedramieniu swojego towarzysza. - Widzę znajome nazwisko.
Wskazała na podpisany tryptyk. Dolohov. Uśmiechnęła się tak, jak tylko mogła się uśmiechnąć, wspominając o swojej rodzinie. Zastanawiała się, dlaczego jej kuzyn tu nie przyszedł. Był zajęty? A może zbytnio bał się zarazków, których było pełno na wydarzeniach takich jak to?