• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[16.07.72] I don't speak in sweet and sour, bitch

[16.07.72] I don't speak in sweet and sour, bitch
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
17.10.2024, 22:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.10.2024, 22:26 przez Louvain Lestrange.)  

Może nie wszystkie kobiety, ale ta jedna zdecydowanie była jebną zdzirą. Odkąd tylko zobaczył ten jej zblazowany wyraz twarzy, kiedy zakładali jej tiarę przydziału, wiedział że urobi się po łokcie, żeby uświadomić jej gdzie znajduje się miejsce dla takich jak ona. Najgorsze było to jej spojrzenie. Patrzyła na niego tak jak on zwykle patrzył na wszystkich dookoła, szydząc. Miała w sobie kompletny zestaw wszystkich cech, których on nienawidził. Zaczynając od tego, że była zwyczajnym mieszańcem, a kończąc na tym, że dzieli wspólny dom, choć tak bardzo jej nie lubił. Ale raczej nie powinno nikogo to dziwić, Louvain był najbardziej chłopackim chłopakiem jakim tylko można było być. Do tego zgrywał takie panisko, że dla zabawy rzucał jej pod nogi stare, pordzewiałe knuty, żeby jeszcze bardziej podkreślić dzielące ich różnice. No i była strasznie dziwna jak na dziewczynę, ale to zrozumiał dopiero po kilku latach, kiedy nieco bardziej rozumiał jak działają relacje damsko-męskie. Zauważył, że w zupełnie inny sposób patrzy na koleżanki, niż kolegów, co samo w sobie nie było niczym dziwnym, ale ona jednak odstawała w tym, niż reszta. Nie żeby jakoś specjalnie był tutaj uprzedzony, sam przyjaźnił się z Severine, która również wolała kobiety od mężczyzn i w sumie jakoś przesadnie niczego to nie zmieniało. To jednak nie przeszkadzało mu, żeby z tego tytułu dorzucić kolejne inwektywy w stronę Maeve. No bo czemu by nie? Jak kogoś nie lubił, to nie miały znaczenia granice przyzwoitości, mógłby wytknąć wszystko każdemu, byle naobrażać najbardziej jak się dało.

A Changówna, bo srał ją pies, jak na domiar złego była tą pieprzoną metamorfożką, co było dla niego jak skaranie boskie. On po szkole zrobił się sławny, a ona wykorzystywała to jak tylko mogła, żeby odegrać się za te wszystkie pociski. Jego sztab od wizerunku w mediach i tak miał kłopoty przez to jaki był Louvain sam w sobie, ale dzięki temu skosowi mieli roboty jak na dwa etaty. Skośnopizda sucz, za każdym razem przebijała samą w siebie w tym w jak wymyślny sposób jeszcze bardziej wpakować Lestranga w kłopoty. Tym bardziej, że Louvain uwielbiał otwierać rachunki na własną gębę i spłacać należności dopiero już po imprezie. Do wielu miejsc stracił też dostęp, bo Chang potrafiła przekraczać granicę tak jak on, a może nawet i lepiej. Skoro nakręcała problemów nie na swój ryj, to co właściwie miało ją ograniczać?

Nie odpuszczała, nawet po tylu latach. Czasem dawała mu chwilę, żeby uśpić jego czujność, ale w końcu i tak uderzała. Tak było i tym razem. Już od paru weekendów dochodziły go głosy, a nawet przychodziły listy ze skargami na jego zachowanie. A to napluł komuś do zupy w jakimś lokalu na Pokątnej, a to zamówił najdroższą butelkę i wyszedł bez płacenia. To oznaczało zawsze tylko jedno, psychiczna psychofanka znowu sobie o nim przypomniała. Jednak tym razem zamierzał przyłapać ją na gorącym uczynku. Zawczasu porozsyłał po swoich ulubionych miejscówkach listy, że gdyby tak się zdarzyło, że przyszedłby niby we własnej osobie, to użyje specjalnego hasła na potwierdzenie swojej tożsamości. W każdym innym przypadku mieli go po prostu obsłużyć, ale przy okazji czym prędzej wysłać po niego.

No i tak się stało, że jednego lipcowego wieczoru, jeden z klubów, gdzie młode dziewczyny rozbierały się za pieniądze przyszedł Lestrange, tylko kurwa nie do końca. Mała chińska szmaciura, nie wiedziała jednak, że odkąd stał się tym cholernym Zimnym to skończył z kurwami, bo było to dla niego zbyt niebezpieczne. Każdy przecież wiedział, albo przynajmniej słyszał, że ci którzy wrócili z Limbo, wrócili nieco odmienieni. Kompletnie nie potrzebował się pakować w takie tarapaty, skoro i jemu przytrafiło się to samo.

Wparował do środka na pełnej. Nie zamierzał przebierać w środkach, i tak był już podminowany zanim dostał wiadomość, że jego ulubiona azjatka znowu próbuje poruchać na jego fakturę. Kiedy podszedł do stolika, przy którym rozsiadł się on, ale jednak nie on, a wokół nie-jego siedziała gromadka panienek, a ich sztuczne uśmiechy na sztucznych ustach szybko zamieniły się w konsternację, kiedy Lestrangów było już dwóch. I wcale to nie oznaczało, że teraz jest dwóch napalonych frajerów do naciągnięcia na galeony. - Daj spokój, siadajcie, rozgośćcie się... - rzucił głośno, sarkastycznym tonem w kierunku zbiorowiska. - Może jak w końcu jakiś facet cię porządnie wyrucha, to wrócisz do ustawień fabrycznych, Chang! Już z ewidentnym gniewnym grymasem na twarzy, dokończył uroczy żarcik. Nie czekał na reakcję, tylko wymierzył w nie-siebie różdżkę z zamiarem rzucenia zaklęcia rozpraszającego, które powinno zmyć z niej ten cały fortel.


Rzut PO 1d100 - 98
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 87
Sukces!


femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#2
18.10.2024, 00:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.10.2024, 02:24 przez Maeve Chang.)  
Maeve, choć niepodobna do siebie, siedziała przy stoliku, rozkoszując się przyjemnym towarzystwem, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Z uniesioną brwią obejrzała się przez ramię, chcąc spojrzeć na sprawcę rabanu jak na dziwaka. Jednak napotkawszy wzrokiem właściciela swojego obecnego wizerunku roześmiała się serdecznie, ciesząc się wręcz, że po tylu latach udało mu się połączyć kropki. Czyżby rozwinął mu się już w pełni przedni płat mózgowy, czy ktoś się nad nim zlitował i mu pomógł?

Znała takich jak on; buńczucznych, nadmiernie pewnych siebie dupków, którym mamusie wmawiały od małego, że są wyjątkowi, bo ich rodzina od wieku pieczołowicie dobierała sobie odpowiednich kandydatów na małżonków wśród kuzynostwa, jeśli nie bliżej z braku laku. Wybuchała gromkim śmiechem, słysząc, że sama jest mieszańcem, bo jak mogła wziąć na poważnie takie wyzwisko od kogoś, kto na Yule w ramach dekoracji na drzwiach mógłby wywiesić swój wieniec genealogiczny zamiast stroika?

Nigdy nie wiedziała, na co liczył, obnosząc się swoim jestestwem w jej towarzystwie. Miała mu pogratulować, dłoń uścisnąć, że natura poskąpiła mu rozumu, ale za to w zamian dała kutasa? Mogła mu co najwyżej przybić piątkę, najlepiej prosto w ten głupi ryj. Iloraz inteligencji miał temperatury pokojowej, ale ego - och, to cudowne, nieziemskie, wybujałe ego - gdyby Mewa chciała się zabić, wspięłaby się na nie i zeskoczyła do poziomu, który Lestrange sobą reprezentował.

Wiedziała jednak, że tiara przydziału się nie pomyliła, przydzielając ich do tego samego domu. Łączyła ich ambicja, na którą ciężko było wjechać. Nie sposób było zbić którekolwiek z pantałyku; oczywiście, szkoda, że ambicją Louvaina było zostanie największym chujem, jakiego matka ziemia nosiła, ale z drugiej strony trzeba oceniać siłę na zamiary. Tyle razy oberwał tłuczkiem w ten jajowaty łeb, że prawdopodobnie nie było go nigdy stać na nic większego, nic twórczego.

A te knuty co jej rzucał? Oczywiście, że je zbierała, za darmo to uczciwa cena. Stanley nauczył ją przecież ulicznej matematyki: nie mieć knuta, a mieć knuta, to już dwa knuty. Uzbierała ich tyle przez ich całą szyderczą karierę, że w pewnym momencie miała darmowe piwo kremowe. I kto tu wyszedł na debila? Mewa zawsze miała łeb do interesów.

Pewnie znalazłyby się osoby, które powiedziałyby - Mewcia, minęło tyle lat, odkąd cię wyzywał i próbował gnębić, młody był i głupi, może warto odpuścić? Może, ale dla niej mijający czas nie był ekwiwalentem przeprosin. Zbierało się latami, oj, zbierało, wyryły się w mózgu wszelakie wyzwiska i inwektywy, które sypał pod jej adresem jak z rękawa, choć szkoda, że w asortymencie nie miał żadnych asów. Może wtedy miałaby za cokolwiek godnego przeciwnika, a tak? Był co najwyżej uroczą zabawką, której wizerunek otwierał tyle cudownych drzwi. I nie zamykał tylu długaśnych rachunków.

Louvain jak zwykle wparował z pełnym impetem, gniewem tryskającym z każdego poru jego ciała. Zawsze przyciągał uwagę, lubił być w centrum wydarzeń, tak jak teraz - gdy wpadł na nią z zamiarem zdemaskowania jej sztuczki. Miał nadzieję, że przyłapie ją na gorącym uczynku i rzuci w nią kolejną falą obelg, które tak bardzo lubił wypluwać. Ale podrabiany Louvain nie wyglądał obecnie na przejętego. Nachylił się jedynie nad najbliższą z dziewcząt, położył pieszczotliwie dłoń na jej dłoni w przepraszającym geście i poprosił o wybaczenie na moment. Mewa nie zapominała o manierach nawet w chwilach stresowych.

- A znajdziesz takiego? - Zagaiła, jeszcze na chwilę ciesząc się jego postacią. Uniosła to obślizgłe cielsko z siedzenia, odwracając się do intruza. - Bo w pobliżu żadnego nie widzę. Znaczy... - tutaj urwała, bo Lestrange cisnął w nią zaklęciem rozpraszającym i choć się nieco zdziwiła, nie zamierzała się przed tym bronić. Zachichotała się jedynie, oglądając swoje dłonie i paznokcie pokryte odpryśniętym, czarnym lakierem, kiedy iluzja spadła i stanęła przed nim w swojej prawdziwej okazałości. - Znaczy stoi przede mną jakaś pizda w skórzanej kurtce, ale szczerze wątpię, że podoła - dokończyła wreszcie, po czym zaśmiała się raz jeszcze. Jego widok był przyjemnym zastrzykiem adrenaliny, od kilku lat wyobrażała sobie, jak będzie wyglądała ich konfrontacja. Życie na jego rachunek było przyjemne, ale kiedyś ten pierdolony cyrk musiał odjechać.

- Och, Loulou - zwróciła się do niego pieszczotliwie, tonem oblepionym w przesadnie słodki jad. - Powinieneś mi podziękować. Tak, nie przesłyszałeś się: po-dzię-ko-wać. - Zbliżyła się o parę kroków, leniwie, niczym przechadzający się kot. - Tak dawno nie widziałam cię już z bliska, że zapomniałam, jak bardzo krzywa jest twoja jaszczurza morda i wyświadczałam ci przysługę, promując o wiele wdzięczniejszą wersję twojego wizerunku. Nie ma za co, naprawdę. Żyję, aby służyć kurwokrwistym panom - oświadczyła pobłażliwie, a potem ukłoniła się teatralnie, wywijając zamaszyste pętle prawą ręką. A potem wyprostowała się i podwinęła rękawy, bo coś czuła, że skończy się to w parterze.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
19.10.2024, 16:54  ✶  

Oczekiwał, że w końcu nabierze przed nim odpowiedniej dla jej statusu pokory przed nim. Bo nie chodziło o wyłącznie o to jakim on sam był tylko o to jakie dokonania się za tym stały. Wystarczyło tylko popatrzeć na ich rodowody i porównać w którym momencie życia stała jego rodzina, a w którym jej. Chociaż nazywanie tej komórki społecznej w której rządziła stara wariatka, która tak nienawidziła mężczyzn że miała z nimi kilka córek, z kilku rożnych kutasów, ciężko nazwać rodziną. Jego rodzina miała realny wpływ na Ministerstwo, w ogóle na politykę, ale nie tylko. Przecież z Lestrangów wywodzili się najzdolniejsi uzdrowiciele oraz specjaliści od eliksirów. To nestorka z jego rodu była głową najlepszego magicznego szpitala w całej Anglii. U Changów można było co najwyżej się naćpać opium i przy okazji złapać syfilis od którejś z córek, jeśli sypnąć im garścią miedzi między nogi.

Gdyby chociaż umiała zamknąć mordę i nie gadać tyle. Gdyby chociaż najzwyczajniej w świecie potrafiła udawać, że nie istnieje to może i nawet by jej odpuścił. Ale nie. Ona musiała gadać. Najgorsze jak baba gada. Co więcej, nieustanie podważała wszystkie jego słowa i nie potrafiła przyjąć do świadomości, że może i niestety dla niej, ale właśnie tak był świat ułożony. Była gorsza i już, po prostu. Przecież gdyby odpowiednio szybciej zaakceptowała ten fakt, oszczędziła by sobie całkiem sporo przykrości z jego strony. Zresztą to było raptem tylko siedem szkolnych lat, a potem mógł o niej przecież zupełnie zapomnieć. Nawet nie miał jej za złe, że nie potrafiła ulec jego urokowi. Nawet potrafiłby to zrozumieć, że zwyczajnie urodziła się jako zjebany egzemplarz o już taka była. W żartach mógłby stwierdzić, że w sumie to nawet ją rozumie, przecież laski to była najlepsza używka jaką mogła tylko Matka stworzyć.

Na jej słowa tylko przewracał oczami. Naprawdę miał za nic wszystkie jej odzywki. Traktował to tylko jako bezczelną arogancję, bo była zbyt głupia żeby zrozumieć jak działają prawa natury i odpuścić nawet po tylu latach. Gdyby nie te jej podchujki i akcje z kradnięciem mu tożsamości, zapomniałby że istniał taki parchaty ryżożerca jak ona. Nawet nie myślał o sobie i niej w kategoriach łóżkowych. Musiała przyjąć jego wygląd żeby dopiero móc stanąć koło ślicznej laski, a sama była dla niego odpychająca jak gówno akromantuli. Nawet gdyby błagała na kolanach i nawet gdyby założył naraz 10 kondomów, nie tknąłby ją nawet palcem. Jedyne co miała ładnego do zaoferowania to swój i płacz i ból, który z chęcią by teraz sobie od niej wziął.

- Powyrywam ci te kłaki i wepchnę do mordy, bo i tak nie ma z ciebie nic z kobiety... - parsknął, zdegustowany jak rzadko kiedy. Nie miał zamiaru odwoływać się do żadnej z jej pustych sloganów tak długo jak nie były to przeprosiny i kajania się przed nim. Od tych ich uroczych pogawędek, nagle wokół nich zrobiło się całkiem pustawo. Dziewczęta dobrze wyczuły, że zaraz będą tutaj spore kłopoty, więc w porę zawinęły się. - Albo nie. Najpierw rozpierdolę ci łeb, a potem ogolę na łyso. - dookreślił się. Potem tylko chwycił za pierwszą lepszą butelkę stojącą na stoliku i zamachnął się nią celem rozbicia jej na tym zjebanym, chińskim łbie. Skoro zwyczajne argumenty do niej nie trafiały, należało sprawę rozwiązać starymi, męskimi metodami.


Aktywność fizyczna, rozbijana butelka na głowie Maeve
Rzut Z 1d100 - 20
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 51
Sukces!
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#4
11.11.2024, 23:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.11.2024, 23:57 przez Maeve Chang.)  
Maeve stłumiła lekki uśmiech, patrząc na Louvaina z mieszanką pogardy i chłodnej ciekawości. Słowa, które wypowiadał, przesiąknięte pychą i uprzedzeniami, wydawały jej się wręcz żałośnie przewidywalne. Lestrange. Wielka, wpływowa rodzina, która tak mocno ceniła swoje przestarzałe zasady i zasługi, a w rzeczywistości kryła pod tym jedynie pustkę i frustrację, którą teraz słodki Lou próbował wyładować na niej.

Nie zamierzała jednak się cofać. To, że wywodził się z rzekomo lepszego rodu, nie dawało mu automatycznie racji ani władzy nad innymi. Wiedziała, że jego słowa miały na celu ją poniżyć, ale ona przywykła już do tych nieudolnych prób ataków. W końcu co może być bardziej przewidywalne niż mężczyzna, który nie może znieść, że ktoś mu nie schlebia i nie milknie na jego rozkaz?

Czuła w nim frustrację, jakby sama jej obecność stanowiła przypomnienie, że nie wszystko w życiu można zdobyć zastraszaniem i agresją. Odnosiła wrażenie, że Louvain był tylko rozszczekanym psem spuszczonym ze smyczy własnej rodziny, który mimo ich wpływów i koneksji nie miał pojęcia, jak na coś zasłużyć - mogła przysiąc, że nie miał nawet przyjaciół, którzy byli przy nim nie z obawy, ale z wyboru.
W jego twarzy, wykrzywionej grymasem, widziała jedynie rosnącą nienawiść i żal - jakby nie była już osobą, lecz symbolem wszystkich jego porażek.

Dostrzegła w jego spojrzeniu tę mieszankę nienawiści i odrazy, które przybrały teraz fizyczną postać w postaci zaciskającej się na butelce dłoni. Obserwowała, jak starał się użyć fizycznej przemocy, gdyż najwyraźniej zabrakło mu argumentów. Gdy Louvain zamachnął się butelką, Maeve zrobiła krok w bok, jednocześnie sięgając po różdżkę. Jej głos, choć cichy, niósł się z chłodną pewnością, która kontrastowała z jego chaotycznym wybuchem gniewu.

- Tulipan? Dla mnie? - Zabrzmiała wręcz na wzruszoną, kiedy zamachnęła się różdżką w celu transmutowania butelki w prawdziwy kwiat. Nie czuła się zastraszona groźbą rozjebanego łba, bo to nie byłoby jej pierwsze rodeo. - Straszysz metamorfomaga łysą głową? Widzę, że światło w twoich oczach się świeci, kochaniutki, ale nikogo nie ma w domu - syknęła z politowaniem, zachichotała pociesznie, a potem zamachnęła się różdżką raz jeszcze, chcąc dźgnąć go dołem rękojeści w oczodół.

Rzut na transmutację butelki w tulipana
Rzut PO 1d100 - 37
Slaby sukces...


Rzut na dźgnięcie różdżką
Rzut N 1d100 - 76
Sukces!


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#5
07.12.2024, 10:50  ✶  

Z tym rozszczekanym szczeniakiem właściwie nie była daleka od prawdy. Bo właśnie tak się czuł, jak wypuszczony z klatki zła i nienawiści ogar na wszelkiej maści szlamy i mieszańce tego świata. Słuszny gniew od najbardziej światłych i godnych tej rzeczywistości. Wierny w służbie Czarnego Pana jak pies, agresywny jak pitbull, postawny jak hart i dumny jak doberman. I taka retoryka naprawdę mogła nie mieć końca, bo tak doszczętnie był przekonany o świętości swojej misji.

Tyle, że ta Changówna, która nomem omen, serwowała mu to gówno z tym całym podszywaniem się pod niego, było jeszcze bardziej śmierdzące, niż rozprawianie się z mieszańcami mogło w ogóle być. Było personalne, bo zwyczajnie kradła mu jego wyrobioną latami pozycje z Londynie, czerpała korzyści z jego wizerunku i zwyczajnie używała sobie na jego mordę. Nie bolało go to, aż tak w galeony, bo tych mu nie brakowało, ale okradanie go z własnej tożsamości to było dźgnięcie prosto w splot słoneczny jego ego.

Swoim usposobieniem nie zaskarbił sobie zbyt wielu przyjaciół, to prawda. Ale nie egzystował po to, by przypodobać się innym. Całkowicie ignorował, czy jego decyzje przypadną komuś do gustu, czy nie i chyba w tym właściwie byli dość podobni. Ale musiała dobrze wiedzieć z kim Louvain się trzyma i z kim się trzymał już od pierwszej klasy Hogwartu. Właściwie to jednego przyjaciele wspólnie dzielili w Głębinie, a jeszcze innego ta mongoidalna zjebka dopuściła bliżej siebie, niż jakiegokolwiek, faceta kiedykolwiek. O tym oczywiście Louvain nie mógł mieć pojęcia, ale gdyby tylko miał. Ojejku. Najprawdziwsza woda na młyn tej jego nienawiści. A zajebać jej musiał, bo wszystkie inne metody wychowawcze się już wyczerpały. Była równie butna i arogancka co on, i żadne argumenty jej nie przekonywały. Zresztą wchodząc z nią w dysputę na temat jej niższego stanu względem niego, musiałby precedensowo uznać, że jest stroną z którą układać się można. A przecież kompletnie tak nie było.

Butelka prawdopodobnie dosięgnęła by celu, skutecznie wybijając jej te zjebane pomysły z głowy, ale chyba gdzieś na ostatnie milimetry przed tymi czarnymi kłakami butelka się przemieniła. Trudno powiedzieć, czy stało się to w momencie kiedy już ją uderzał, sekundę przed, czy po, jednak nie poczuł w nadgarstku jak szkło ustępuje pod jej czaszką rozsypując się na drobne elementy. Zamiast tego w moment po tym, poczuł uderzenie na twarzy. Odsunął się aż kawałek i instynktownie złapał za uderzone miejsce. Już czuł jak ciepło napływa mu koło oka i będzie z tego większy ślad na jego ślicznej buźce, niż by tego sobie życzył. - Ty skośna pizdo! - ryknął głośno, zamiast wydrzeć się z bólu żałośnie. Nie tak sobie to planował. Przetarł trafione oko, sprawdzając w panice czy przypadkiem mu gałka nie wypłynęła. Na szczęście poza rozszarpanym naskórkiem i puchnącą skórą, nie poczuł nic poważniejszego. - Zajebie cię, przysięgam!! - wrzasnął jeszcze bardziej, jeszcze głośniej. Jeśli wcześniej był wściekły, to teraz gdyby tylko mógł, pociłby się smrodem spaczenia. Tak paskudne i żądne przemocy myśli przejęły nad nim kontrole. Najpierw wymierzył cios pięścią na jej głowę, na te jej cudne, przesiąknięte zgnilizną wilgoci czarne włosy. Zaraz potem poleciał kopniak na rzepkę, żeby w końcu ukorzyła się przed paniczem Lestrangem. No i zrobiło się całkiem głośno, na tyle że ktoś postronny mógł na to zwrócić uwagę.


jeb w łeb, af
Rzut Z 1d100 - 31
Akcja nieudana


kop na rzepkę
Rzut Z 1d100 - 96
Sukces!


!nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
07.12.2024, 10:50  ✶  

Orientujesz się, że coś cennego zniknęło z twojej torby lub kieszeni.

femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#7
16.12.2024, 00:38  ✶  
Widać było, że Lestrange nie widzi swoich problemów z gniewem, bo wmówił sobie, że w jego przypadku ten gniew jest oczyszczający, niczym cios gorejącym ostrzem trzymanym przez anioła. Nie znalazł w życiu żadnej wartościowej ambicji, żadnego celu godnego uwagi, więc ubzdurał sobie, że jego powołaniem jest wyplewianie wszelkiego plugastwa, jakie zalęgło się w okolicy. Można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że było to nawet szlachetne, gdyby nie fakt, że za nieczystych uważał wszystkich, którzy nie kładli się krzyżem przed jego majestatem.
Jak miała nie korzystać z wizerunku kogoś takiego, kiedy wiedziała, że właściciel puści pianę z pyska w momencie dowiedzenia się o takim zajściu? Jak miała nie robić na złość, kiedy widok jego rozwścieczonej mordy przynosił jej więcej przyjemności niż jakikolwiek dotyk dziewcząt obsługujący ten przybytek? Maeve żyła dla adrenaliny buzującej w żyłach, goniła za chwilami, w których udowadniała mężczyznom, że nie są nietykalni. Że nie są wyjątkowi.

A jakby się wkurwił, gdyby wiedział, że ją i Stanleya łączy coś więcej niż tylko przyjaźń, jakby usłyszał o ich więzach krwi. I za godnością Bulstrode'a też by pewnie żałował, bo w końcu trzeba być niezłą porażką na tle męskiego rodzaju, kiedy kreujesz się na bożyszcze i jakaś laska spod skośnej gwiazdy spędza z tobą noc, a ty ją tylko uświęcasz w przekonaniu, że woli kobiety.
Ciekawe czy do kolegów też skakałby z mordą i pięścią, wiedząc o tym, jak się szmacą poprzez takie znajomości. Szczerze wątpiła; spojrzenie miał tak tęskne za rozumem, że nie mogło nim kierować nic innego niż chęć znęcania się nad - pozornie - słabszym.

Zarechotała w głos, słysząc wypluwane przez kochasia epitety, które ani nie były twórcze, ani nie były niczym nowym. Niby powinno to niej spłynąć jak po kaczce, ale Mewę zawsze niebotycznie wkurwiało takie prostackie uderzanie po najmniejszej linii oporu.
Dobra, kurwa, może i miała śmieszne, skośne oczy. Ale przynajmniej, w przeciwieństwie do niego, nie podejmowała co rano skurwiałej decyzji, żeby wywalić sobie na łeb pół wiaderka żelu.
- Skośną pizdę to będziesz miał jutro rano pod okiem - wypluła, a potem urwała, zanim zdążyła rozpędzić się w groźbach, bo spostrzegła pędzącą w kierunku jej głowy pięść. Uchyliła się, wyginając grzbiet do tyłu, ale przez to nie miała jak zobaczyć wymierzonego z dołu kopniaka.

Jęknęła w bólu, upadając na kolano. Druga noga nadal się nie ugięła, nie miała najmniejszego zamiaru klękać przed tym kurwim synem. Stwierdziła, że skoro chce przenieść tę walkę do parteru, to z chęcią spełni jego życzenie. Uniosła ręce; prawą dłonią złapała go za kostkę, a lewą za fraki - tak się akurat wydarzyło, że zahaczyła palcami o kieszeń jego spodni. Potem pociągnęła obydwiema mocno, zamierzając ściągnąć Louvaina na podłogę. Z chęcią po nim poskacze.
W trakcie poczuła, jak wokół placów lewej dłoni oplata się jakiś łańcuszek. Cokolwiek to było, przyciągnęła to do siebie i zamknęła ciasno w dłoni. Zawsze jakaś pamiątka.

rzut na wywrócenie chwytem za kostkę
Rzut Z 1d100 - 37
Slaby sukces...


rzut na ściągnięcie na podłogę za fraki
Rzut Z 1d100 - 27
Akcja nieudana


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#8
21.12.2024, 14:40  ✶  

To przesadne nadużycie. Czego jak czego, ale ambicji to mu nie brakowało. W dążeniu do ich realizacji, był skłonny do odcięcia się od spraw, a nawet osób które tylko niepotrzebnie odciągały jego uwagę od spraw ważnych. Najważniejszych. Poświęcenie cząstki siebie. Dzień po dniu, organicznej pracy, rekrutowaniu i gromadzeniu wszystkiego co najważniejsze. Dla realizacji wyższej idei, czegoś co było lepsze nawet od niego samego, coś przed czym potrafił się pochylić czoła. Loretta, miłość, bliżsi i dalsi, wszystko musiało poczekać jeśli Czarny Pan wzywał. I to ona będzie wystawiać mu rachunek na ambicje? Tak samo nic nie znaczyła w Londynie, jak tam skąd pochodziła. I to był ten awans społeczny dla jakiego, któraś z poprzednich edycji jebniętych Chang'ówien przepłynęła ocean? Żeby upalać londyńskich magów brudnym opium? No naprawdę, inspirująca historia, o mało co się nie wzruszył.

A to, że Borgin był w konszachtach z kim popadnie i był spokrewniony z kim tylko się dało, był faktem mu znanym. Właściwie to nie tak dawno temu miał z nim o tym pogadankę, w której jasno wzgardził jego frywolnym podejściem do trzymania się zbyt blisko z mieszaną krwią. Ostatecznie niewiele mógł poradzić ani on, ani Stanley, że Borginowie bryzgali swoim nasieniem po całym Nokturnie jak podwórkowe kundle. Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Tak łatwiej było o tym myśleć i w takim tonie zamierzał to zostawić. Stanley był lepszym przyjacielem niż on, a już na pewno nie takim na jakiego zasługiwał Louvain.

A na co zasługiwała słonecznikowa cipcia? Na wiadro uryny spuszczone prosto na łeb. Przynajmniej była dobrym przeciwnikiem, takim który trochę bardziej go angażował. Bo zamęczanie takiej Ambrosie, no cóż. Potrafiło być rozczarowujące, kiedy tak słabo stawiała opór. Za to nikt jak jego zabaweczka. Nikt nie cierpiał piękniej na świecie. A Maeva mogła wziąć z niego przykład i również postarać się bardziej popracować nad swoim emploi. Może gdyby była odrobinę ładniejsza z buźki to mógłby jej darować. Bo ślicznej kobiecie można było nawet odpuścić. A parchate cipolizy z pizdą w poprzek należało traktować butem.

Zastrzyk adrenaliny uderzył w potylicę. Kolejny cios na głowę okazał się znowu niecelny. Jakaś nieforemna ta piszcząca riksza, ciężko ją trafić. Kopniak był na szczęście bardzo celny, dobrze zrobił ubierając ciężkie buty. Może i źle się w takich biegało, ale on nie zamierzał nigdzie uciekać. Widok pochylonej przed nim złośliwej kurewki z palarni był krzepiący. Na tyle, że na moment przestał czuć ból w oku po tym frajerskim dźgnięciu. Zaśmiał się złowrogo, bo takich uniżonych gestów właśnie od niej oczekiwał. - Przeproś. Rzucił chłodno widząc ją bliżej parteru, niż stójki. A potem rzuciła mu się do spodni. Czyżby była to samospełniająca się przepowiednia? Czy wystarczyło lesbijce trochę wjebać, żeby w końcu rzuciła się do rozporka? Zaskoczył go ten ruch, odrobinę. - Najpierw powiedz tatusiu.. Odpowiedział ironicznie widząc jak chwyta za kieszeń jego spodni i najwyraźniej próbuje go rozebrać, albo ściągnąć do podłogi. Nawet jeśli chodziło o spontaniczny reboot systemu i przywrócenie skośnej pusi do ustawień fabrycznych to wciąż jej nie ufał. Chang nawet jak śpi to kłamie. Dlatego wymagana była natychmiastowa reakcja. Cios kolanem na twarz. Być może to nauczy ją odpowiednich manier. Bo nawet jeśli był super ciachem, to wciąż trzeba było go pytać o zgodę, a nie dobierać się tymi wstrętnymi łapskami. A potem na dokładkę ojcowski plaskacz na twarz, żeby trochę ostudzić jej temperament. Przy okazji, może trochę ogłuszyć. Swojego tatusia pewnie nigdy nie widziała na oczy, to w ramach sprawy pro bono z chęcią nauczy ją jak kiedyś mężczyźni przywracali niesforne dziewczęta do porządku, kiedy świat jeszcze był normalny, a nie pojebany.


kolano w twarz
Rzut Z 1d100 - 48
Sukces!


płaski z otwartej w buźkę
Rzut Z 1d100 - 65
Sukces!


femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#9
25.12.2024, 00:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2024, 11:43 przez Maeve Chang.)  
I po co jej byłby ten awans społeczny? Co by mogła chadzać na te żałosne bale, wystawne wesela, gdzie wydają krocie pieniędzy na miniaturowe porcje pośledniego jedzenia? Żeby mogła być zmuszana do mariażu z jakimś chłystkiem, któremu żel do włosów przesiąkł przez czaszkę i posklejał zwoje mózgowe? A może miała nie mierzyć aż tak wysoko, a troszeczkę niżej i zostać usłużnym podnóżkiem wielkich panów, wdzięcznym, że znoszą jej mierne towarzystwo?
Jeszcze czego, wolała się dźgnąć w lewą nerkę dla tego samego efektu. Zresztą i tak była zapraszana na takie imprezy, bo Atreus - mimo ich traumatycznego rozstania - nadal uważał ją za zabawną. I nie miał nic przeciwko, że podpierdalała sztućce przy okazji.

Mewa też miała swoje ambicje, ale różniło je od Louvaina to, że nie zakrawały na manię wielkości. Zwyczajnie marzyła, żeby żyć pysznie, być nieuchwytna jak wiatr i najlepiej wiecznie młoda. Nie cierpiała na kompleks mesjasza, nie miewała wizji lepszego świata, bo to naprawdę nie miało większego znaczenia, kto nim włada. Balans musi zostać zachowany we wszechświecie, pierdolone yin i yang się będzie kręcić bez względu na ludzkie życzenia, zawsze będą jacyś maluczcy, którym niesprawiedliwość zajrzy w oczy. I potem przyjdzie czas, że te role się odwrócą; i znowu, i jeszcze raz. Skoro Lestrange chciał wkładać palce w szprychy koła czasu, droga wolna. Niech się tylko nie zdziwi, jak nikt nie będzie go żałował, kiedy nagły obrót w przeciwną stronę mu te paluchy utrąci.

Cofnęło jej się obiadem, kiedy zaczął insynuować preludium stosunku. Niby ona, niby z nim? Nie róbmy sobie jaj z pogrzebu, gdyby miała chcicę, uderzyłaby do kurew przyglądającym się tej jatce, mniejsza szansa na zdobycie choroby wenerycznej. Niemniej nie miała zamiaru wyprowadzać go z błędu, bo kiedy pierwsze skrzypce znowu zaczęło grać to jego cudowne, męskie ego, zyskała odrobinę czasu na przyjrzenie się temu, co właściwie wyrwała mu z kieszeni. Dyskretnie rozchyliła palce, spostrzegawszy, że przechwyciła jakiś medalik. Nacisnęła przycisk prędko, jedno skrzydło się odchyliło, ujawniając wizerunek ciemnowłosej dziewczyny.
Dawno się nie widziałyśmy.
Zaśmiała się do siebie, dźwięk trącił dziwaczną nostalgią. W głowie zrodziła się diaboliczna idea, koncept z piekła rodem, ale nie mogła sobie odmówić tej przyjemności. Wiedziała, że prosi się tym o ostatni gwóźdź do trumny, ale czy już teraz Louvain nie miał wyraźnego zamiaru jej zabić? Co miała do stracenia, że nie zbeszcześci jej zwłok, jeśli mu się nie uda? Że nie naszcza na urnę?
Zmiana nie była widoczna na pierwszy rzut oka, bo głowę miała przez chwilę spuszczoną, a czupryna nie zmieniła koloru. Włosy mogły zmienić długość, ale czy przez zalewającą go krew Lestrange mógł to dostrzec od razu?
Przyjęła na siebie kopniak, lecz osłoniła się ramieniem, aby nie stracić zębów. Tak samo zaakceptowała nadchodzące uderzenie ręki, wydając z siebie wyraźny jęk bólu. Niepodobny do zwyczajowych warknięć cierpiącej Maeve.
- Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszyłam - zaczęła, głosem niezbyt podobnym do wcześniejszego. Nie była pewna, czy dobrze trafiła w ton, czy dobrze wyłowiła go ze wspomnień, ale miała szczerą nadzieję, że przypomina koleżankę z tego samego domu w Hogwarcie. - ...w najwykwintniejsze i najbrudniejsze sposoby, jakie miałam w zasięgu. -
Po swoich słowach uniosła wreszcie twarz. Nie była to twarz Maeve Chang, sprzed oczu zniknęła mu ta znienawidzona skośna morda. Zamiast tego patrzyła na niego Loretta.
Twarz przez moment wydawała się skruszona, fałszywie wzruszone oczka bliźniaczki patrzyły na bliźniaka przez moment. Cieniutka struga krwi zaczęła płynąć z nosa, niechybnie z powodu któregoś z ciosów.
- Przepraszam, tatusiu - dodała, a potem zlizała z ust spływającą krew i uśmiechnęła się tak, jakby faktycznie miała zabrać się za jego spodnie. Jakby faktycznie te słowa niosły jakiś podtekst.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#10
06.01.2025, 22:00  ✶  

Jeśli miało się znikomą siłę sprawczą na otaczającą rzeczywistość, to może i faktycznie, nawet nie było co myśleć o zmianie czegokolwiek. Bo przypuszczał, że Chang jedyne o czym mogła decydować na tym świecie to czy wyszcza się do wiadra, czy normalnie jak każdy na Ścieżkach, pod ścianą. Wolna jak wiatr? Prędzej targana niczym liść na wietrze, przesuwana z kąta w kąt, bo nie miała wpływu na nic, nawet na własne życie. W tym swoim ying i yang nie odgrywała żadnej roli, ani konturu, nawet drobnej kreski. Nic. To nawet nie życie, to tylko mizerna wegetacja. Tutaj wypadła matce z piczy jako kolejny dowód, że stara Chang miała więcej kutasów, niż szarych komórek. I tutaj też zdechnie, w kałuży uryny i to na bank z głupią mordą.

A Louvain miał mocne dowody na to by sądzić, że będzie częścią czegoś o wiele większego niż on, czy nawet z nią razem wzięci. Na własne oczy widział jak Czarny Pan złamał prawa natury. Jak siłą własnych zaklęć przeciwstawił się aksjomatom zawartych w złudnej magii Limbo. W ogromną moc Lorda Voldemorta wierzył już znacznie wcześniej. Widząc jednak jak otwiera bramę w zaświatach uwalniając dusze zmarłych z kręgów piekielnych, przestało chodzić już o wiarę. Doświadczył tego na własnych zmysłach. Zresztą nie tylko on, było tam jeszcze kilka innych osób, które próbowały powstrzymać nieuniknione. Bez zaskoczenia, bo bezskutecznie. Ale co ten półmisek glutamino-zjebaństwa mógł wiedzieć o rzeczywistych prawidłach tego świata? Tyle co w tych ich chińskich bajeczkach na dobranoc, niewiele więcej.

Nawet nie zauważył kiedy medalik na łańcuszku ze zdjęciem Loretty w środku wypadł mu z kieszeni. Najwidoczniej tak szybko wyleciał z domu, że zapomniał odstawić go do reszty biżuterii. Zbyt pochłonięty konfrontacją by zauważyć, że trzyma w rękach coś, co ani przez moment nie powinno znajdować się w tych sojowych łapskach. Kolejne dwa skuteczne ciosy nareszcie dotarły do celu, tak jak sobie by tego życzył. Kolano na pysk skutecznie odwlekło niesmaczne próby ściągnięcia go do parteru. Potem celny płaski na policzek, tak satysfakcjonujący, aż wydusił z piersi głośne warknięcie momentu triumfu. - No broń się, upośledzona pando! Wrzasnął podekscytowany widząc ją w tak miłej dla jego oka uniżonej pozie. W uszach słyszał już tylko pulsującą krew, a język uderzał w zęby od wewnątrz próbując wydrzeć się gęby w śmierciożerczym tiku. Chciał kontynuować walkę, ale ona przestała się wierzgać, więc i apetyt na surowe osocze z azjatki nagle odeszło na bok. W końcu nieco oprzytomniał i zaczął ją słuchać, tego co tam pierdoliła mu pod kolanami zamiast po prostu walczyć. Co ty pieprzysz odszczepieńcu... Syknął jeszcze nie rozumiejąc do czego pije z tym wszystkim. Spodziewał się, że jeśli da mu za wygraną to po prostu zamilknie i wtedy uzna swoje zwycięstwo za dokonane. Robienie dokładnie tego co od niej przed chwilą zażądał, bardziej z gniewu i chęci dopierdolenia jej, a nie po to żeby faktycznie robiła to co jej kazał. O nie, nie kurwa... Wstawaj i walcz! Zawołał znowu bo rzeczywiście przez moment uwierzył, że robi coś tak obrzydliwego nazywając go tatusiem.

Zdziwienie minęło dopiero kiedy ujrzał jej twarz. Teraz zrozumiał i szczerze pożałował, że nie dokończył dzieła kiedy tylko pojawiła się ku temu okazja. Teraz to jemu podniosło się w żołądku. Chociaż pół Londynu powielało te kazirodcze plotki jakoby nierozłączne rodzeństwo ze sobą sypiało i dobrze o tym wiedział, to dopiero kiedy ujrzał ten obrzydliwy obrazek zrozumiał. Wszystkie te obrzydliwe insynuacje zbierane od wielu, wielu lat uderzyły i to skondensowane w jednym momencie. Mógł to przewidzieć, w końcu parszywe mieszańce były zdolne do wszystkiego. W pierwszym odruchu chciał ją skrzywdzić najmocniej jak się tylko dało. Nie miał nawet pomysłu jak, czy z pięści, kolejnym kopniakiem, czy różdżką w oko. Najlepiej to wszystko naraz, a na koniec wrzucić na dno Tamizy, gdzie od dawno powinna mieć już swój stały kącik. Wziął zamach, jednak zatrzymał się w połowie. Znieruchomiał, bo nigdy czegoś takiego nie robił. Nie mógł, nie potrafił. W życiu nie uderzył Loretty, nawet przez myśl to mu nie przeszło w dorosłym życiu. Dobrze wiedział, że to nie ona tylko ta piszcząca riksza, że jego bliźniaczki tu nie ma. Mimo wszystko jednak nie był na to przygotowany, nie potrafił skrzywdzić tej twarzy. Przez moment tylko wpatrywał się tak w te jej onyksowe oczy, zupełnie jak jego. Nie miała tego dźwięku w głosie, może i brzmiała podobnie, ale tej maniery nie dałaby rady podrobić bez słuchania Loretty tylu tysięcy godzin co on. Złe akcenty, zła dykcja, brak górnolotnego sznytu z salonów. Przez to brzmiała jeszcze bardziej obrazoburczo. Tak parszywym sposobem trafić w to co(jeszcze) dla niego tak cenne. Tak dawno jej nie widział, że aż serce mu zadrżało. - Jesteś trupem Chang... Wycedził w końcu przez zaciśniętą szczękę, o mało co aż jeżyka by sobie nie odgryzł. - Jeszcze się o tym przekonasz. Dorzucił, nie potrafiąc oderwać wściekłego spojrzenia na moment. Nawet nie mrugał, niczym zaczarowany. To jednak był już koniec. Jego nieuwaga, a jej kurewski życiowy fart z tą metamorfomagią wyciągnął ją z tych tarapatów, ale mogła być pewna jednego. Nigdy jej już tego nie zapomni. Teleportacja, bo nic innego już w tej sytuacji nie zostało do wyboru.


Postać opuszcza sesję

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (2203), Pan Losu (11), Louvain Lestrange (3280)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa