• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
31.08 okolice Yr Yagwrn - Nie wmawiaj mi, że Cię nie mogę zjeść [Doppelganger]

31.08 okolice Yr Yagwrn - Nie wmawiaj mi, że Cię nie mogę zjeść [Doppelganger]
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#61
16.11.2024, 03:26  ✶  
- Tak.

Prosta odpowiedź na proste pytanie. Tak, był cały. Był cały tylko trochę trzęsły mu się ręce, bo do głowy zaczynały powoli docierać sceny sprzed chwili. Kiedy człowiekowi wydaje się, że zaraz umrze, potrafił to jakoś odłożyć na bok. Teraz - przeżywał to na nowo. Historia jego życia nie była usłana różami i delikatną miłością, pozwalał robić ze swoim ciałem okropne rzeczy nawet kiedy nie do końca sprawiały mu jakąkolwiek przyjemność, ale to... To było po prostu obrzydliwe. Wspomnienia Thorana Yaxleya sprzed lat miały być fałszywe, nigdy się ze sobą nie spotykali, a jednak go pamiętał. Truchło leżące na ziemi, które jeszcze przed chwilą straszyło go scenami z Dziurawego Kotła, stworzyło to wszystko? Napisało w nim wspomnienie fikcyjnych randek, fal przyjemności rozchodzących się po ciele, kiedy łowca przypominał mu jak dobrze potrafiło smakować życie? Wszystko po to, żeby zszargać całość tą szaloną paplaniną. Crow nie rozumiał dlaczego to wszystko działo się akurat teraz. Gdyby ta istota chciała przywdziać go jak nowy płaszcz, wcale nie musiała się męczyć. Wszystkim czego potrzebowała był jeden list zapraszający na kolejną noc i dwie działki czegoś, co zrzuci go z nóg. Ale wolała się zdradzić. Wolała ściągnąć ich w dół jakiejś jaskini i miotać się tu, bawić się ich umysłami.

Kiedy inni od razu rzucili się do kontynuowania pracy nad pozbyciem się Doppelgangera, Crow poświęcił kilka długich sekund na bycie człowiekiem. Na pomyślnie: czy ta istota oszalała teraz bo była głodna? A może nigdy nie było jej wśród nich, a każde wspomnienie jakie dzielili było dziełem tylko i wyłącznie ostatnich dni? Czy ta istota cierpiała? Odczuwała ból? Czy była... Czy była kiedyś człowiekiem z krwi i kości, kimś z marzeniami i przeszłością, czy jednak była jedynie potworem utkanym z mroku i strachu?

Nie uronił nad tym stworzeniem żadnej łzy, ale będąc świadkiem śmierci wciąż pozostawał tym, który o niej rozmyślał.

Smród siarki. Poszukiwania garnka. Stwór prosto z koszmarów. Cokolwiek się tutaj działo było wciąż niebezpieczne, a on nie był bohaterem z egipskich piramid tylko smutnym chłopcem z podziemnych ścieżek. Pomagał Thomasowi. Szukał odłamków garnka, którego Figg chciał naprawić, przy okazji korzystając jednak z przygotowanego materiału, którym mógł zasłonić nos. Działał jako wsparcie podróżnika, póki nie zauważył jakie działania podejmuje pozostała dwójka. Siarka. Ogień. Z dwa miesiące temu szpanował Cainowi co potrafił zdziałać z napalmem, a dzisiaj...

◉◉◉○○ Translokacja - Crow pomaga Figgowi w sklejaniu tego garnka. Nie jest tutaj jakoś mega dokładny, po prostu rozgląda się w poszukiwaniu innych elementów, żeby chłopak mógł pobawić się w puzzle, ale... Tutaj zaznaczam, że w sesjach opisałam jego zainteresowanie substancjami łatwopalnymi i biograficznie wysadzał korytarze na Ścieżkach żeby zabijać wrogów Fontaine - czując siarkę zakłada, że może w sekundę zrobić się gorąco (poza tym pomysł rozpalania ognia w jaskini uważa za debilny) - więc łapie Figga za rękę i jest gotowy to teleportowania ich na zewnątrz. Nie wiem czy muszę na tą teleportację rzucać, ale no rzucam. Jeżeli Figg mu się wyrywa to spierdala stąd sam. Porzucam questa, ratuję życie.

Rzut Z 1d100 - 83
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 80
Sukces!


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#62
18.11.2024, 22:01  ✶  
W duszącym zapachu intensywnie wgryzającego się w nozdrza siarki i kwasu, grupa skupiła się na swoich indywidualnych działaniach.

Geraldine stworzyła barierę oddzielającą ich od truchła. Magia formowana dziedziną kształtowania otoczyła wysoką na półtora metra kratą głowę, leżące na ziemi samotne nogi przypięte do pozbawionych tułowia bioder oraz większość kości, flaków i poszarpanych mięśni, które translokacją zostały pchnięte w jej stronę. Od dołu barierę stanowiła lita skała, od góry nie było żadnego daszku, do stworzonych krat. Ambroise skutecznie rozlał po poszarpanych szczątkach benzynę ze swojej zapalniczki, zahaczając nieco nagie uda. Nie ruszył się z miejsca, aby dorzucić do flaków głowę, która znajdowała się w głąb sali, za nogami tam gdzie wcześniej podbiegł Thomas.

Zanim ogień zapłonął Thomas i Edge próbowali złożyć garnek, o którym wspomniała Geraldine. Obaj mężczyźni obciążeni daltonizmem mieli problem by odnajdować rdzawe kawałki naczynia - zdające im się szarością pośród szarości. Figg zlepił kawałek, który rozdeptała Geraldine zaraz po wejściu tutaj, ten sam który uwolnił jej wspomnienie. Bell znalazł obok drugi, niewiele większy, szczęśliwie pasujący. Razem były jednak na tyle małe, że nie sposób było nawet określić rozmiarów byłego więzienia demona. Posklejana tymczasowo próbka dawałaby możliwość odtworzenia w spokoju warsztatu garncarskiego materiał z którego został ulepiony. Tymczasem potrzebowaliby więcej światła, więcej skupienia, więcej oczu, aby ich działania tu na miejscu dawały miarodajny efekt.

Wtem wzbił ogień. Do uszu wszystkich dobiło skwierczenie tłuszczu, do wrażeń zapachowych dołączył swąd palonego tuż obok ludzkiego ciała.

Gnany instynktem przetrwania Edge chwycił Thomasa, by teleportować ich z dala od tego miejsca. Jego czar jednak nie wyszedł, wciąż stali w jaskini. Mag wiedział, że wina nie leży po jego stronie, że splótł magię prawidłowo. Coś rozproszyło jego zaklęcie, rozbijając je o chłodne kamienne ściany. Nie wiedział, że chodzi o runiczną barierę nałożoną sumiennie przed laty. Miała ona dodatkowo zabezpieczyć demona przed ucieczką. Teraz uniemożliwiła im ucieczkę magią. Wciąż mieli jednak do dyspozycji swoje nogi.

Okoliczności stały się trudne do wytrzymania, wszędzie było pełno gryzącego dymu, wasze oczy zaczerwieniły się, kwaskowaty posmak stawał się nie do zniesienia. Geraldine i Thomas dodatkowo zanieśli się kaszlem, który utrudniał wszelkie podejmowane akcje. Kobieta w ogóle nie osłoniła swojej twarzy, mężczyźnie sama dłoń nie wystarczyła, skoro składał i lepił garnek magicznym klejem, potrzebując do tego obu rąk.

Ogień tańczył swoimi cieniami po ochlapanej truchłem ścianie, stając się jedynym źródłem światła. Grzyby znajdujące się wewnątrz leża nagle zgasły, z dziwnym ssącym odgłosem, między spazmatycznym kaszleniem Yaxley.

....byłaś dzisiaj bardzo... bardzo niegrzeczną dziewczynką siostro....

Nienaturalny, bulgoczący basowy głos rozległ się echem w komnacie słyszalny dla wszystkich, ale nikt nie był w stanie określić jego źródła. Dźwięk wypełniał przestrzeń wraz ze wznoszącymi się tumanami dymu, które zdawały się nieproporcjonalnie gęste i duże w stosunku do możliwości paliwa z jednej zapalniczki.

[+]obecne ustawienie postaci
[Obrazek: RO70Sig.png]
  • żółta linia to ukształtowana krata
  • token ciała doppelgangera to same biodra i nogi, o to głowa, XX to szczątki rąk i tułowia
  • czerwona strzałka to korytarz, którym tu przyszliście

Tura trwa do 21.11, godz 23:59

Geraldine, Thomas - ze względu na atak kaszlu, w najbliższej turze przysługuje wam tylko jedna kość Akcji (pojedynczy rzut).
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#63
19.11.2024, 00:10  ✶  
Zemlął kurwę w ustach. Jaskinię zaczął wypełniać gryzący dym. Gęsty i intensywny jak na to, co powinno się stać. Nie uważał, że pochopnego działania. Tak załatwiało się bestie. Nawet on to wiedział.
Czego nie dało się ze stuprocentową pewnością unieszkodliwić obcięciem głowy i rozczłonkowaniem, dodatkowo się paliło. Jaskinia wydawała się duża. Dostatecznie, aby dym nie stał się tym, czym się stał. Mimo stojącego powietrza i odoru byli przecież w kompleksie, do którego dopływały zimne podmuchy. 
To nie mogło być naturalne zjawisko, choć swąd płonącego ciała był jednoznacznie obrzydliwy. Czuł go mimo osłoniętej twarzy. A przecież nie pozbywali się człowieczego ciała. Ogień trawiący członki rozprzestrzenił się szybko. Kłęby dymu poszły w górę z rozbłyskiem światła, rozchulaniem się płomieni.
Ambroisa zaczęło szczypać w oczy, ale to inni mieli gorzej. Odruchowo sięgnął wpierw do torby, której zawartość sam układał od lat zgodnie z tym samym systemem.
Wydobył stamtąd złożoną chustę.
- Ma m... - zaczął odruchowo, urywając w połowie w przypływie refleksji, jednocześnie z mrugnięciem zatrzymując rękę w połowie ruchu na sekundę bądź dwie - Ger, usta - dokończył wyciągając ku Yaxleyównie zwiniętą cienką chustkę wyjętą pospiesznie z zewnętrznej kieszeni torby.
Nie była to najlepsza osłona przed dymem. Szczególnie, gdy ten zdążył już wedrzeć się do ust i nosów dwojga z towarzyszy Greengrassa, ale to zawsze było coś. Jakaś wątła, prowizoryczna ochrona przed wdychaniem tego więcej. On miał swój golf. Miał płaszcz, który w tym momencie zdecydował się ściągnąć w tył, nie zdejmując torby przewieszonej na ukos przez ramię i wciskając go zwiniętego w ręce Geraldine.
- Thomas - zakomunikował jej krótko głośniejszym tonem, bo materiał golfu na twarzy znacząco tłumił jego głos.
W tym momencie nie widział dobrze Figga, jedynie zarysy sylwetek w kłębach bieli i szarości. Dym zaczął gryźć go w oczy, które zaczęły wypełniać się piekącymi łzami. Natomiast Ambroise pamiętał, że przyjaciel stał gdzieś niedaleko Yaxleyówny, robiąc coś w ciemności.
Jeśli ktoś mógł mu przekazać cienki, sztywny, ciemnozielony prochowiec z wysokim kołnierzem to właśnie Geraldine. Był z Thomasem podobnego wzrostu, innej postury, więc Figg miałby do dyspozycji sporo luźnego materiału.
Tyle Roise mógł zrobić na ten moment.
Nie był to może najbardziej światły pomysł, ale w takich okolicznościach liczyła się reakcja, nie długie kombinacje. Zamachnął się różdżką starając się wyraźnie wymówić zaklęcie, kształtując parę ochronnych laboratoryjnych gogli. Przylegających, nieprzepuszczalnych. Jeśli mu się powiodło, spróbował drugie. W przypadku, gdy jakieś powstały, pierwsze miały trafić do Geraldine.
A potem nagle zamarł na dźwięk głosu, który rozległ się w jaskini. Instynktownie rozejrzał się dookoła próbując dojść, skąd dochodzą słowa. Echo mu to uniemożliwiało. Nie był w stanie zlokalizować miejsca, z którego mogło natrzeć zagrożenie. Szczególnie, że szczypały go oczy, wzrok zamazywał się, jeżeli nie udało mu się założyć okularów (co planował, gdyby druga para powstała).
To wszystko nic nie dało. Grzyby zgasły, szlag. Odruchowo wyciągnął rękę w kierunku Geraldine, zamierzając w razie czego przepchnąć ją za siebie albo samemu wepchnąć się przed nią. Jeszcze nie wiedział. Chwilowo ścisnął różdżkę w dłoni, szykując się na dogrywkę.

wiadomość pozafabularna
Chustka 60x60 - część ekwipunku z pierwszego posta. Przekazuję, można mi mentalnie odhaczyć, że nie mam.

Płaszcza też już nie mam. Płaszcz poza drobnymi monetami i różnymi niezbyt przydatnymi rzeczami ma puste kieszenie. Według ekwipunku z pierwszego posta.

Nie robię akcji na AF. To są nieokreślone zamiary, dlatego podkreślam tylko pierwszą część zdania.

Kształtowanie (••) + Wiedza o Przyrodzie (III) jako doświadczenie z kształtowaniem takich przedmiotów, np. w Towarzystwie Herbologicznym.

Próbuję zyskać dobre, przylegające okulary laboratoryjne x2
Zapewne rzut #1 na pierwsze, rzut #2 na drugie, oddaję do decyzji MG


Rzut N 1d100 - 18
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 9
Akcja nieudana


Jeśli są tylko jedne to od razu przekazuję.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#64
19.11.2024, 00:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.11.2024, 01:15 przez Geraldine Yaxley.)  

Cóż, udało jej się stworzyć klatkę, nie było to takie złe rozwiązanie, ale w sumie nie miała pojęcia, czy zapewni im to, czego oczekiwała. Nikt nie uczył jej jak się walczy z demonami, to było dla niej coś zupełnie nowego, ale jakoś sobie poradzi, zawsze sobie radziła, czyż nie? Nie mogło być inaczej.

Roise jej posłuchał, jej drobna wskazówka zadziałała, zrobił to o co go poprosiła. Odetchnęła z ulgą, bo bała się, że może nie chcieć pamiętać tego, co działo się w przeszłości, jednak się myliła. Pamiętał, bez zawahania zrobił to, o co go poprosiła. Cóż, najwyraźniej nie zapomnieli o tym, jak kiedyś potrafili ze sobą współpracować, takich rzeczy się nie zapominało.

Zaczęła się dusić, cóż, była tak bardzo zaabsorbowana czarowaniem swojej magicznej klatki, że zupełnie nie przejęła się dymem, który zaczął ogarniać jaskinię. Płuca palacza jednak sobie z tym nie poradziły, potrzeba było czegoś więcej, aby przestać kaszleć.

Przeniosła wzrok na Ambroisa, powieka jej zadrżała, nie miała pojęcia, czy się przesłyszała, czy faktycznie... Nie, to nie było możliwe. Musiała sobie cos uroić, a co jeśli nie, jeśli wcale jej się nie wydawało? Zapewne wróci do tego później, jak będzie sobie analizowała całą tę sytuację przed tym nim zaśnie.

Przejęła chustę od Roisa i przykryła nią sobie usta. Dobrze było wiedzieć, że wcale nie życzył jej źle, że też w ogóle mogła wątpić w jego intencje. Tylko, dlaczego? Zresztą, to nie był odpowiedni moment na takie rozmyślenia.

Musiała skupić się na działaniu. Grzyby zgasły, chuj jeden wiedział dlaczego. Nastała ciemność, no prawie, bo jaskinię rozświetlał im ogień, truchło, które podpalili.

- Wypierdalaj, nic mi nie zrobisz, spierdalaj stąd póki możesz. - Głos rozchodzący się po jaskini był znajomy, ale zdawała sobie sprawę z tego, że wcale go nie kojarzyła, to nie był jej brat, tylko istota, która chciała odebrać jej życie, zająć jej miejsce. Niech wypierdala stąd tam, gdzie jej miejsce. Cóż, to, że się odezwał świadczyło o tym, że jeszcze nie odszedł, ale wierzyła, że już niedługo się go pozbędą.

Czy zwróciła uwagę na to, że Edge chciał ucieć, pewnie nie, a jeśli tak, to nawet by jej to nie zdziwiło, w końcu ostatnio płaciła mu za jego usługi, nie był tutaj dla niej, powinna się tego spodziewać.

Przejęła jeszcze od Ambroisa płaszcz, miała przekazać go Thomasowi, ale stwierdziła, że nim to zrobi, to spróbuje trochę im pomóc, przydałoby się nieco przerzedzić atmosferę. Dlatego też machnęła różdżką i wypowiedziała pod nosem zaklęcie, chciała wykształtować podmuch wiatru, który spowoduje to, że dym zostanie rozwiany.

Dostrzegła ręke Ambroisa, która zmierzała w jej kierunku, kurwa mać nawet po tym wszystkim próbował ją chronić. Dlaczego to robił? Nie miała pojęcia, a bardzo chciała wiedzieć.


Rzut Z 1d100 - 70
Sukces!

cóż, próbuję wykształtować wiatr, który spowoduje, że dym się ulotni, nie będzie taki nachalny

edytowany za zgodą MG
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#65
19.11.2024, 01:35  ✶  
Crow zaklął w myślach kiedy nie udało mu się uratować siebie i Thomasa z sytuacji zagrożenia. Nie miał pojęcia czy Geraldine stała się stuknięta przez tego potwora, czy zawsze zachowywała się jak skończona idiotka, ale nie zamierzał tego analizować, bo nie miał na to czasu.

Było ciemno, a on nie rozpalił wokół nich żadnego światła, o ile nie było to niezbędne do poruszania się. Światło zwróciłoby na nich uwagę, a Crow uważał, że w tej sytuacji jedynym słusznym wyjściem był ewakuacja i to do niej zamierzał dążyć - jeżeli Thoran nadal żył i istniał, to rozprawią się z nim inaczej. Nie teraz, nie tutaj i na pewno nie rozpalając ogień w pierdolonej jaskini. Jego pocieszeniem było to, że wcale nie krążyli po tym miejscu długo. Nie błądzili po tamtych rozwidleniach, znalezienie drogi nie powinno być ciężkie.

- Teleportacja nie działa - szepnął do Figga. Nie chciał zostawiać go tutaj samego. Mężczyzna zakrywał usta jedynie ręką, więc powinien go puścić - ale jednocześnie bał się, że ten spanikuje lub nie będzie wiedział, co robić. Puścił dłoń, ale nie puścił jego - przesunął palcami po skórze, od palców po ramię, na które pewny tego, że dotyka jego, a nie tego potwora prosto z czeluści piekielnych. Nacisnął na to ramię, sprowadzając ich w dół, bliżej podłoża - bo dym powinien lecieć do góry. Zresztą - Crow chciał mu w tym pomóc. Kształtować przy nich świeże powietrze, wypychające ten dym w górę, poza ich najbliższe otoczenie, ale nic dużego, nic ponadto - bo nie chciał karmić ognia wykształtowanym tlenem i doprowadzić do jeszcze większego pożaru. Tak chciał wyprowadzić ich z korytarza. Jego plan udaremniło zaklęcie Geraldine - nie miał pojęcia gdzie planowała wypchnąć to wszystko podmuchem wiatru, skoro znajdowali się w zamkniętej przestrzeni. - Udusimy się. - Rzucając kolejne zaklęcia nadał krótki komunikat, nie żartował, to nie był wykształtowany dym, który mogli rozproszyć tylko prawdziwy ogień palący ludzkie ciało - i w każdej chwili mógł buchnąć mocniej, podsycony, być może posiadający więcej paliwa niż Geraldine się spodziewała. Ona była szalona. Translokacją nie usunie tego co niewidoczne - co więc miał robić? W tym strachu wywołanym potencjalną, w dodatku bardzo głupią śmiercią, Crow zdecydował się, póki jeszcze mógł oddychać, wrócić do tej pierwszej myśli - do kształtowania bańki czystego powietrza i translokowania tego, co cudem by dojrzał, a co mogło polecieć w nich przy tak silnym podmuchu.

Uciekają. Nie chciał umierać - chciał się stąd wydostać i wrócić do ludzi, których kochał. Trzymając się blisko Figga próbuje się ewakuować, zatrzymuje się tylko jeżeli nakazuje mu instynkt.

Kształtowanie ◉○○○○ - Na czyste powietrze.

Rzut O 1d100 - 88
Sukces!

Translokacja ◉◉◉○○ - Na to co może w nich uderzyć przy okazji. (Na tym etapie w dupie ma te odłamki garnka, napierdala we wszystko jak leci.)

Rzut Z 1d100 - 34
Akcja nieudana


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#66
19.11.2024, 04:41  ✶  
Zakaszlał od wdychanych oparów, aż mu oczy łzami zaszły i przypomniało się jak pierwszy raz zaciągnął się papierosem. Ale zajęty był lepieniem tego dziwnego naczynia, dawnego więzienia Thorana? Zdecydowanie jednak brakowało dużej ilości kawałków, aby móc cokolwiek z tego uzyskać, nie posłuży to niczemu.
Podniósł wzrok, aby podzielić się tą nowiną z resztą i wtedy był świadkiem wydarzeń, które sprawiły, że poczuł się jakby ktoś wyjął mu mózg, zagotował w garnku wraz z budyniem i wrzucił do środka już sam budyń. Cała ta jego złość, którą czuł w kierunku demona mieszała się z niedowierzaniem na to co robili Geraldine i Ambroise, byli w jebanej jaskini. Nie miał jednak czasu na poddawanie w wątpliwość czyichkolwiek działań, poczuł dotyk na nagiej skórze, znajomy uścisk, a potem nici tylko dotyk i szept Edge'a utwierdził go w przekonaniu, że nie mylił się. Przez moment krótki poczuł uścisk zawodu, że nie udało im się uciec, bo sytuacja tutaj zdawała się być coraz bardziej nieciekawa. Teleportacja nie działała, pułapka czy bariera więżąca tutaj demona? Ich droga ucieczki była odcięta, mogli jedynie próbować wydostać się na własnych nogach z tej jaskini. Cały czas mają na karku oddech doppelgangera, którego głos poniósł się po wypełnionej dymem grocie.
Edge mógł poczuć jak Thomas drgnął pod jego dotykiem, kto by zresztą mógł przejść obok tego obojętnie, ale nie odsunął się od niego. Zapewne rzuciłby jakimś jakże zabawnym komentarzem, równie rozśmieszającym co dwuznacznym, ale nie miał czasu żeby zareagować. Szczególnie, że zaraz potem został sprowadzony na ziemię przez mężczyznę. Nie stawiał oporu, raz że nie był zbytnio w stanie po napadzie kaszlu, dwa że ucieczka przed dymem na podłogę nie była wcale taka nielogiczna.
- Nie, nie udusimy - stwierdził twardo, choć nie był tego znowu taki pewien, normalnie by o to nie dbał, ale ostatnio nic nie było normalne w jego życiu. Jeszcze miesiąc temu miałby to gdzieś, rzucałby się na niebezpieczeństwo bez oglądania się za siebie i chwili zastanowienia. Ale teraz? Nie chciał umierać, nie tu w zapomnianej przez magię jaskini, nie w tak głupi sposób. Nie teraz, kiedy widział szczególny cel w swoim marnym życiu. Machnął różdżką, aby odepchnąć od nich dym, tworząc bańkę czystego powietrza wokół siebie i leżącego obok niego Edge'a.

Instynkty w obu mężczyznach uderzyły z taką samą mocą. Thomas tak samo nie chciał umierać, chciał przeżyć, wyjść stąd i wrócić do tych, których kochał. Czy musiał aż tutaj się znaleźć, żeby zrozumieć swoje uczucia? Pewnie tak, był dość cieżko uczącym się jeśli chodziło o te kwestie.
- Nie możemy ich tu zostawić, nie damy rady go zapieczętować, ale nie możemy ich porzucić - powiedział łapiąc Bella za przedramię, nie mógł tak po prostu porzucać Ger i Ambroise, jakkolwiek bardzo by nie chciał opuścić tego miejsca. Wyjść z jaskini i teleportować się do do Stawu, aby upewnić się, że szalona córka traw sklejająca jego serce jest cała i zdrowa. Czy tego chciał czy nie, jego myśli kierowały się ku temu.

Kształtowanie ◉◉◉○○ - wyczarowanie bańki czystego powietrza wokół siebie i Edge'a
Rzut Z 1d100 - 29
Akcja nieudana
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#67
19.11.2024, 21:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.11.2024, 21:32 przez Dearg Dur.)  
Sprawdzone i wysłużone metody, mogły zwyczajnie nie działać, bo i oni nie walczyli z istotą z tego świata. Odcięcie głowy nie wystarczyło. Wysadzenie, spalenie ciała również. Była to tylko skorupa, forma, którą demon chciał przyjąć, nie ta, którą posiadał prawdziwie w tym świecie.

Podobnie dym w normalnych warunkach zapewne nie byłby aż tak szkodliwy, korytarzy było wiele (nawet jeśli nie mieli gwarancji, czy istniało stąd jakiekolwiek inne wyjście, poza tym, którym sami tu przyszli, wszak Edge wskazywał wcześniej na rodzaj tortur, które można było tu stosować za pośrednictwem tych wąskich tuneli), sklepienie podziemnej jaskini powinno być wystarczająco wysokie, nawet jeśli nie znali jego prawdziwego kształtu, nigdy nie oświetlili go sobie magicznie, nie sprawdzili do końca terenu, gdzie teraz rozgrywało się starcie.

Ambroise przekazał Geraldine chustę dla niej i prochowiec dla Thomasa, lecz płaszcz nigdy nie dotarł do adresata pozostając w wolnej dłoni kobiety. O niemożliwości teleportacji wiedzieli obecnie tylko Edge i Thomas - informacja została przekazana cicho, w akompaniamencie charchnięć i kaszlnięć. Thomas nie pozwolił Edgowi uciec, zagrożenie zdawało się nie wzmagać, więc Bell nie zmienił jeszcze swojej pozycji względem reszty grupy.

Magiczny wiatr wdmuchnął większość dymu do korytarzy, potencjalnych ścieżek ucieczki, dając im jednak możliwość widzenia opustoszałej podziemnej komnaty, w niknącym świetle dogasającego ogniska. Bez dymu wokół, każdy z mężczyzn miał szansę zobaczyć, że stojąca pośród nich Geraldine jako jedyna z grupy nie nosi na swoim czole ochronnej runy. Niestety wypalające śluzówkę uczucie pozostało, głęboko wgryzione w ich ciała. Niebezpieczny wyziew skaził ludzkie ciała i nie dawał o sobie zapomnieć. Kaszel pozostawał największym poplecznikiem czającego się, niewidocznego zła.

...och, słodka pycha, nic dziwnego, że w naszym ciele wezwałem Cię tak szybko...

...zostawię ją sobie na deser, skoro przyprowadziłaś ze sobą takie smaczne kąski...


Głos wciąż odbijał się od ścian, a może trafiał wprost do ich głów, zniekształcony demoniczną telepatią. Nic nie leciało w ich kierunku, nic fizycznego, wszystkich jednak gwałtownie zapiekły czoła.

[+]Ambroise
Wraz z pieczeniem czoła przeszedł przez Twoją skórę lodowaty dreszcz. Coś lepkiego, czarnego, coś niezdefiniowanego owinęło się wokół Twoich nagich kostek pod materiałem nogawki spodni... tysiące dłoni, tysiące oczu, języków, tysiące możliwości pełzało po Twoich łydkach, udach, do góry - byłeś o tym przekonany - ku rdzeniowi kręgowemu. Niemal czułeś śluz pozostawiony po tej wędrówce: lodowaty, wypalający kwasem.
– Hmm... sssmakujesz zupełnie jak ona... co my tu mamy...? Widzenie historii przedmiotów? To musi być zabawne... – to samo dziwaczne echo, które przed chwilą rozbrzmiewało dla wszystkich wokół, teraz chyba było tylko dla szeptem do Twojego ucha. Do Twojej świadomości. Geraldine wspominała, że ta istota potrafiła kraść wspomnienia. Czy tak samo mogła ukraść Ci dar?

Tura trwa do 22.11, godz. 23:59

Proszę każdego o dodanie na końcu posta pojedynczego rzutu obronnego 1d100

Ze względu na trudne warunki i podjęte akcje w poprzedniej turze:
Geraldine i Ambroise – macie osłonięte twarze materiałem - przysługuje Wam pojedyncza Akcja;
Thomas i Edge – gdy łapiesz oddech, otaczająca Cię bańka świeżego powietrza daje Ci wytchnienie - przysługują Ci dwie Akcje.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#68
19.11.2024, 23:42  ✶  
Kiedy świeże powietrze uderzyło go w nozdrza miał wrażenie jakby wyciągnięto go spod powierzchni wody. Łapczywie złapał powietrze, nieomal tuląc się do Edge'a, głupi nie był i szybko łączył fakty, to dzięki niemu mógł oddychać, a nie dławić się dymem.
- Dz-dzięki - wydyszał patrząc z bliska, czując to bardzo nieznośne uczucie, że jego zachowanie kogoś mu przypomina. Teraz nadal się bał, ale najpierw musiał wyjść stąd, aby cokolwiek móc zrobić. - Miałeś rację, przepraszam - dodał jeszcze, bo faktycznie, gdyby nie Edge to byłoby z nim bardzo krucho, zawdzięczał mu życie? Być może, ale napewno miał on racje i powinni byli stąd spierdalać te chwilę temu. Pieczenie w czole jasno wskazywało, że dawno już powinni brać nogi za pas, jak mają walczyć z czymś niewidocznym? niedokończone naczynie uwierało go w rękę.
- Geraldine, Ambroise- krzyknął w stronę pozostałej dwójki, zniszczyli ludzką powłokę demona, zyskali nieco czasu? Być może, musieli się lepiej przygotować, przyjść z naczyniem i planem. - Musimy stąd spierdalać, nie pokonamy go teraz, nie złożymy tego naczynia, musimy się lepiej przygotować- byli w kiepskiej sytuacji, pozbyli się powłoki, co kupiło im nieco czasu, ale nie poradzą sobie bez odpowiedniego naczynia, jak mają zapieczętować demona kiedy nie ma w czym. - Nie ma co głupio umierać, spieprzajmy, trzeba to lepiej przygotować - zdecydowanie zostawianie tutaj nie było mądrą decyzją to stał się czymś z czym nie mogli sobie poradzić teraz. Nie podobało mu się zostawianie niezałatwionej sprawy, jednak martwi nie poprawią sytuacji w żaden sposób, a ich szanse teraz nie wyglądały na zbyt obiecujące. Trzymał się cały czas blisko Edge'a, instynkt przetrwania uderzał, nic tu po nich, musieli uciekać nim będzie za późno, miał nadzieję, ze żadne z nich nie będzie próbowało być bohaterem, które poświęca się po nic i za wszelką cenę chce walczyć z nienamacalnym bytem. A może prawdziwe Thoran gdzieś się krył? Jebać go, nie mieli w czym go zapieczętować, to nie było coś co mogli rozwiązać teraz. Teraz musieli przetrwać, wydostać się stąd, w głowie kołatała mu jedna myśl PRZEŻYĆ. Ale przy tym nie chciał porzucać tamtej dwójki, musiał im choć przekazać, że zostawianie tutaj nie ma sensu, co właśnie zrobił. Co z tym zrobią? Byli dorośli? Odwrócił się w stronę Edge'a, stojąc tak blisko niego, że niemal przez cały czas się dotykali.
- Spróbuję przesuwać to powietrze wraz z nami, trzymaj się blisko, wypierdalamy stąd - uniósł różdżkę chcąc rzucić zaklęcie, aby czyste powietrze poruszało się wraz z nimi, jakby byli w wielkiej bańce, która podążała ich śladem, byłoby bardzo głupio, gdyby nagle zaczęli się dławić, a nie zamierzał tu zostawać ani chwili dłużej, musieli uciekać.

Translokacja ◉◉◉○○ - przemieszczanie bańki czystego powietrza wraz z nimi.
Rzut Z 1d100 - 20
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 35
Akcja nieudana


Rzut obronny
Rzut 1d100 - 76
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#69
20.11.2024, 01:53  ✶  
Czerpał z tego zaklęcia tyle, ile mógł. Magia kształtowania znikała - rozpraszała się po czasie i Crow wiedział, że bańka pozwalająca im teraz oddychać nie będzie wieczna. Runa na czole zapiekła go niemiłosiernie, a on na moment zacisnął oczy. Nie miał pojęcia, za co Thomas go przeprasza. Może i by się nad tym zastanowił nieco dłużej, albo skarcił go dokładnie tak, jak notorycznie karcił Laurenta, ale sytuacja nie pozostawiała na to przestrzeni - zmuszała do szybkich reakcji, do dostosowywania się do nagłych, zupełnie nieoczekiwanych i często nielogicznych rezultatów cudzych akcji. Nie był pewny czy rzeczy, jakie się tu działy nie były po części omamami, a on nie potrafił się przed tym bronić.

- Schowaj to - szepnął jeszcze raz, wskazując na odłamki naczynia. Geraldine coś o nim mówiła, nie pamiętał co, ale to mógł być jeden z ostatnich zrywów jej logicznego myślenia - błędem byłoby to zmarnować. Jeżeli Thomas nie miał jak tego ukryć, Crow zaoferował mu kieszeń swojej kurtki - tę ze wszytą wsiąkiewką. Zapieczętowanie potwora uważał za coś w interesie świata i... Ścieżek. Nie był już z Fontaine, ale to wcale nie znaczyło, że chciałby, aby musiała mierzyć się z kimś czymś takim.

Nie pożałował decyzji o ryzykowaniu dla bezpieczeństwa Thomasa. On zachowywał się normalnie, dobrze, jak człowiek któremu można zaufać, czujący i myślący o innych. Crow lubił ludzi ciepłych i dbających o bliskich - nie wstydził się umieszczać znajomych w hierarchii, w której Ambroise rył teraz zębami po ziemi, a Thomas momentalnie wzniósł się w górę. Jego samego zalał wstyd. Niechęć do działań blondynki i towarzyszącego jej frajera nie znaczyły, że powinien zostawić ich tutaj na śmierć bez mrugnięcia okiem. Mimo silnej impulsywności spróbował tę irytację w sobie zdusić, myśleć o nich jak o ludziach, zachować swoje człowieczeństwo. Zagrożenie nie sprzyjało temu, aby jego umysł przeszyła myśl o tym, że podróżnik był cholernie atrakcyjny, ale jego natura krzyczała tutaj głośniej - bliskość i dotyk były fundamentami komfortu psychicznego Crowa, wcale nie zamierzał go puszczać i dać mu znowu zgubić się w korytarzach. Zwrócił jednak uwagę na jego wzrost - chcąc spojrzeć mu w oczy musiał zadzierać głowę do góry - gdyby Figg stracił przytomność, wydostanie go stąd bez użycia magii, byłoby bardzo ciężkie.

Głośno stęknął na wspomnienie wieczoru w Dziurawym Kotle.

- Boję się, że to wejdzie w któreś z nas - przyznał bardzo cicho, ruszając przodem i kontynuując kształtowanie czystego powietrza tak długo, jak widział w tym konieczność. Jeżeli powierzchnia, po której idą to umożliwia, co jakiś czas szura po niej butem, oznaczając drogę. Oczywiście jeżeli mu się to nie udało, to nie idzie tam się udusić - po fali żenady spróbują jeszcze raz.

Nie opuszczał go lekki strach zawarty w pytaniu: czy zostanie przez to opętanym, gwarantowało śmierć z ręki łowczyni potworów?

Kształtowanie ◉○○○○ - Czyste powietrze.

Rzut O 1d100 - 81
Sukces!

Rzut O 1d100 - 71
Sukces!

Thoran help me i'm stuck.

Rzut 1d100 - 6


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#70
20.11.2024, 02:09  ✶  
Głos rozlegał się w jaskini. Słowa odbijały się echem, dym został rozwiany. Opadł ukazując skalną grotę. Niebyt bytu bez ciała. Thomasa, Crowa, Geraldine. Przede wszystkim Geraldine.
- Runa - uświadomił Rinę, jednocześnie krzywiąc się na piekące wrażenie na czole. - Nie masz runy.
Kurwa.
Sytuacja już w ogóle nie była pod ich kontrolą. Nigdy jej nie kontrolowali. Powinni stąd spierdalać. To nie było coś, co normalnie by zrobił, ale Thomas miał rację.
- Spier - ... - dalamy - niewypowiedziana część ostrego przytaknięcia zamarła w ustach Ambroisa.
Tak jak ruch dłoni w kierunku nadgarstka Geraldine.
Skurwysyn.
Miał wrażenie, jakby tysiące niechcianych gróźb i lęków objęły mu kostki, tańczyły wokół jego nóg, oplatały się coraz ciaśniej jak mokre, parzące glonowe łapska.
- Atakuje - wymamrotał do Geraldine. - Chce mi zabrać - urwał.
Co właściwie?
Wszystko. To, kim jest. Istotę jestestwa.
Miał wrażenie, że przez całe jego ciało wraz z zimnym dreszczem przechodzą kolejne fale odrazy, nie dając mu wiele czasu na myślenie nim nie czuł kolejnego lepkiego muśnięcia pnącego się wyżej i wyżej. Każdy dotyk wzbudzał w nim wewnętrzną złość, może nawet furię, ale i pierwotny lęk. Coś, nad czym trudno było zapanować.
Paradoksalnie gniew sprawiał, że czuł się jeszcze bardziej osaczony. Nie miał ujścia w niczym materialnym. Nie dało się złapać lepkości w ręce, zaatakować. Była na skórze, jednocześnie pod nią. Pulsowała palącym żarem jak po umoczeniu palców w żrącym eliksirze.
Świdrował wzrokiem otoczenie wmawiając sobie, że odgoni od siebie wrażenie, które próbuje wessać mu się w mózg. Ono dalej tam było.
- Wypierdalaj - syknął przez zaciśnięte zęby, szczerząc je w bezwiednym grymasie w ogień.
Po prostu w przestrzeń, jakby to miało wystarczyć, żeby odzyskać kontrolę nad własnym umysłem, kiedy macki lepkim dotykiem ślizgały się wędrując w górę ku udom i wyżej...
...jednocześnie szepcząc do ucha.
Gniew zaczął mieszać się z paniką. Chwilowo objawiającą się równie powoli, co kolejne muśnięcia palącego, śliskiego zimna. W jego oczach pojawił się błysk desperacji. W kolejnym wymamrotanych przez zęby słowach - boleść usilnie maskowana wszystkim, na co jeszcze go było stać.
- Wypierdalaj - powtórzył.
Wcześniej przytrzymywana przy przeponie Geraldine dłoń opadła. Palce zacisnęły się w pięść. Paznokcie wbiły się w skórę - inny rodzaj bólu. Kontrast dla tego zalewającego jego ciało, skradającego się coraz wyżej.
- Spierdalamy - spróbował poruszyć ręką w kierunku Yaxleyówny a zaraz potem oblepionymi, miękkimi nogami, ruszyć się do szybkiego kroku w kierunku, w którym zmierzała pozostała dwójka.
To było tylko mentalne wrażenie. Nic go nie trzymało. Nic go nie mogło trzymać. Było w głowie, nie tu.
Nie mógł podciągnąć nogawek, wydrzeć ich z butów, ale to było w głowie. Musiało być.
Tylko czemu to nie było kurwa żadnym pocieszeniem?


---
AF (•••) na spierdalanie szybkie ruszenie się, żeby dołączyć do towarzystwa, mimo smyrania
Rzut Z 1d100 - 69
Sukces!


Rzut dla MG
Rzut 1d100 - 92


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (6908), The Edge (5639), Thomas Figg (5429), Ambroise Greengrass (11825), Dearg Dur (6545)


Strony (8): « Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa