• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[lipiec 1943] Przepraszam, złamałem ci nos

[lipiec 1943] Przepraszam, złamałem ci nos
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
05.07.2024, 21:42  ✶  
Lipiec 1943
Warownia Longbottomów
Bracia Longbottom

Letnie poranki w warowni Longbottomów kojarzyły się Woody’emu nieodzownie z dzieciństwem. Z czasami gdy z własnej nieprzymuszonej woli zrywał się o świcie z łóżka i pędził do ogrodu, gdzie trawa wciąż była mokra nocną rosą, a drzewa rozchylały gałęzie, zapraszając do wspinania się na nie. Tego ranka też zamierzał się zabawić. W pewnym sensie.
Szedł od strony domu: młody i piękny, z bujną czupryną blond włosów. Mężczyzna może i przystojny, ale tak samo głupi jak trzydzieści lat później. Ubierający się za to przyzwoicie, bo w prążkowaną koszulę i spodnie na szelkach. Żadnych kiczowatych kapeluszy w zasięgu wzroku. Jeśli chodzi o przedmiot zabawy, na razie ukryty był on w niepozornym kartonowym pudełeczku taszczonym pod pachą, z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu opisanym etykietą „DOWODY”. Przez ramię brygadzista Longbottom przerzucił koc (ulubioną narzutkę kanapową mamy), w drugiej ręce niósł szklaną butelkę lemoniady. Nie, nie była jego; znalazł ją w kuchni warowni, ale nie przejmował się pytaniem, czy przypadkiem nie należy do któregoś z domowników. Teraz już była jego.
Synek, który zdążył już pójść na swoje, wpadł do rodziców, i gości się jak u siebie. Tak, w momencie, w którym Woody kroczył przez ogród z niepodejrzanym kartonem, był już niecały rok po ślubie. Właśnie zaczynali na dobre urządzać się z Tessą (Longbottom, nie Skamander!) w swoim własnym domku w Dolinie Godryka. Zapewne młody małżonek powinien, korzystając z wolnego dnia, malować w tamtej chwili jakieś ściany czy podklejać obluzowane listwy przypodłogowe, a nie pałętać się u mamusi pod oknem. Miał jednak swoje powody. Mianowicie: gdyby zjawił się z tym pakunkiem w domu, żona zmyłaby mu głowę. Ojciec z matką? A bo to oni wyjrzą w ogóle przez okno? Nawet jak wyjrzą, ogród przy warowni był na tyle duży, że Woody mógł znaleźć w nim bez problemu zaciszne miejsce osłonięte przed wścibskimi oczami.
Pech chciał, że owo zaciszne miejsce wybrał sobie wcześniej ktoś inny. Na widok Morpheusa Woody nieco pokwaśniał, ale ani myślał szukać innego miejsca. Mały smród nie pokrzyżuje mu planów.
— Czołem, glucie — zawołał wesoło, mijając go. Kopnął przy tym w jego stronę kamyczek leżący przy ścieżce. Oczywiście lekko, zaczepnie, po bratersku; nie tak, żeby go trafić. Na to jeszcze przyjdzie czas.
Uszedł kilka kroków od brata, pod sąsiednie drzewo, i rozłożył swój kram. Zasiadł dumnie po turecku, otworzył pudełko i ceremonialnie wydobył z niego na koc przytachany przedmiot. Okazał się nim dość spory stalowy sześcian, przypominający konstrukcją nieco wymyślniejszą kostkę rubika. Na każdym elemencie wyżłobione były runy oraz misterne zdobienia.


piw0 to moje paliwo
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
30.07.2024, 07:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 13:30 przez Morpheus Longbottom.)  

Morpheus niedawno zakończył rok szkolny. Tragiczny rok szkolny, podczas którego coś spetryfikowało kilku uczniów oraz zabiło koleżankę z roku oraz z domu, do którego uczęszczał najmłodszy z dzieci Godryka Longbottoma. Krążyły plotki o zamknięciu szkoły, część dzieci przerwała edukację w placówce, jeden z uczniów został wydalony ze szkoły, pół-gigant Hagrid, za domniemane morderstwo. To był rok, w którym zaczął zastanawiać się nad swoją tożsamością, jako człowieka, rok w którym samoloty latały nad Anglią i Hitler próbował podbić całą Europę. Czarodzieje mogli być głusi na mugolskie konflikty, ale nie na wybuchy bomb, zagrażające również ich życiu, na alarmy i wygaszanie świateł, aby utrudnić wrogim pilotom nad ich głowami nawigację.

To był rok, w którym Morpheus po raz pierwszy zobaczył martwe ciało, na dodatek była to jego koleżanka. Głupia, denerwująca, ale nadal koleżanka. To był również rok, w którym matka spojrzała na niego pustym spojrzeniem wieszczów i obwieściła mu głosem bogów, że umrze młodo na polu hiacyntów.

Na pierwszy rzut oka w ogóle nie wyglądali jak bracia, on i Clemens. 

Tylko ubierali się podobnie, w standardzie koszuli i spodni materiałowych na szelkach. Nowomodnie Morpheus podwinął mankiety do łokci i zaczesał włosy do tyłu.  Normalnie kręcone krucze włosy, teraz ułożono i przyklepano do czaszki, zaznaczając ten moment, gdy z chuderlawego chłopca zmieniał się już w nie tak chuderlawego mężczyznę. Od czasu, gdy widzieli się ostatnio z Clemensem, co było dokładnie na jego weselu, bo później nadeszła przeprowadzka, szkoła oraz inne niesprzyjające zdarzenia, Morpheus urósł prawie dwadzieścia centymetrów i nieco zmężniał. Jego sylwetka z witki, zaczęła przypominać bardziej prostokąt, bardziej wojownicze kształty. Jakby wbrew tej tranzycji, wbrew przeznaczeniu, Morpheus siedzący pod drzewkiem jabłoni, trzymał w rękach tanie wydanie esejów astronomicznych wydanych przez Uniwersytet Cambridge.

— Matka cię zabije — powiedział głucho, jakby próbował go przestraszyć i wskazał długim palcem narzutę, na której umościł się jego brat. Ciemne oczy, niemal nieruchome, obserwowały uważnie Clemensa znad brzegu lektury. Patrzył na kartonowe pudło, a później na sześcian. Oczy mu zalśniły, fascynacja pulsowała w nim, aż zamarł, próbując z daleka rozczytać, co mówiły runy i co mogły oznaczać oraz, co najważniejsze, jakie ciągi mogły ułożyć w ograniczeniach pól. Próbował opanować swoją fascynację, ale Clemens mógł od razu zauważyć, że młodszy brat zapuszcza żurawia w jego stronę.

Ciekawski smarkacz.

Morpheus odstawał od swoich braci. Po pierwsze późna ciąża przebiegała z komplikacjami, a i dziecko urodziło się raczej słabego zdrowia i magimedycy kazali przygotować się na najgorsze. Po drugie otrzymał po kądzieli dar jasnowidzenia, dużo mocniejszy niż ich matka i generalnie był przez to dziwnym dzieckiem. Nieco odstręczającym, trochę wybuchowym, które bardzo mocno próbowało dopasować się do swoich braci, ich pozornej powagi i dorosłości oraz ogólnego poczucia humoru.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#3
15.08.2024, 17:55  ✶  
Zmiany w fizjonomii Morpheusa rzeczywiście mogły rzucić się w oczy Woody’emu, który nie widywał braciszka na co dzień. Pomijając najwcześniejsze dzieciństwo, ich etapy życiowe zupełnie się rozminęły i gdy jeden wyszedł ze szkoły, drugi jeszcze do niej nie zaczął chodzić.
Skupiony dotychczas na swoim sześcianie Woody uniósł zirytowany wzrok na cwaniakującego dzieciaka i wzruszył ostentacyjnie ramionami. Nie wiedział jeszcze, że choć oczy Morpheusa nie zaszły mgłą wieszcza, wygłosił on w tej chwili przepowiednię.
— Matka nic nie zauważy, chyba że naskarżysz — odpyskował. Ewentualne zabrudzenia można było łatwo przecież otrzepać albo… yyy, ukryć poprzez ułożenie narzuty drugą stroną do wierzchu. Opcji było wiele. — Nie wiem, czy ojciec ci aż tak sprał czerep gadką o zaprowadzaniu prawa i porządku, ale nie próbuj takiego skarżenia w szkole. Ja ci nic nie zrobię, Morphy. Jestem twoim bratem, nie mógłbym. — Z przejęciem położył dłoń na piersi, aby podkreślić szczerość i szlachetność braterskiej miłości. Absolutnie nie miała ta deklaracja związku z tym, że sam nie wiedział, czy bardziej bałby się gniewu matki, czy ojca. — Ale w szkole ci szybko pokażą, co się robi z konfidentami — zakończył tę bardzo ważną lekcję życiową i wrócił do swoich zajęć.
Bezmyślnie poobracał chwilę kostkę w dłoniach. Tak samo jak widać było, że młody podgląda, tak widać było, że Clemens Longbottom nie ma absolutnie bladego pojęcia, z czym ma do czynienia.
Mężczyzna wydobył po chwili z dna pudełka jeszcze jeden przedmiot: opasłą, zakurzoną księgę. Można by pomyśleć, że może instrukcję obsługi czy przynajmniej coś dedykowanego klątwołamaniu, ale był to najzwyklejszy, stary szkolny elementarz do nauki run. Ten, który dostajesz w Hogwarcie na pierwszych zajęciach. Zdecydowanie nie pozycja, która pomaga ci rozwikłać zagadkę tajemniczego artefaktu.
Kolejną rzeczą, która umknęła Woody’emu poprzez brak obecności w życiu brata, był moment, w którym ten przestał być bachorem ślepo zapatrzonym w starszych, a stał chłopcem zdolnym do krytycznego myślenia. Jakoś tak więc założył, że jeśli zrobi odpowiednio fachową minę, ten nie zorientuje się, że starszy brat działa na ślepo. Stąd więc mina, jaką przybrał, wertując podręcznik dla nastoletnich adeptów run, była godna pierwszorzędnego znawcy tematu.
Wyciągnął po tej pobieżnej lekturze (niczego nowego się nie dowiedział) różdżkę oraz karteluszek z zapisaną fonetycznie inkantacją runiczną, pokaleczył wypowiadaną frazę i stuknął koniuszkiem różdżki w przedmiot. Runy na kostce zalśniły na sekundę, lecz zgasły zaraz.
— O kurwa. — Przypomniał sobie o bracie. — Nie powtarzaj. — Pogroził mu różdżką. Zapewne nadaremnie, bo w tym wieku brzydkie słowa są już w stałym repertuarze młodego człowieka. — I przestań się lampić jak cielę. Chodź się może spróbuj przydać. — Poklepał wolne miejsce na narzucie otwartą dłonią.


piw0 to moje paliwo
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
19.08.2024, 17:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 13:31 przez Morpheus Longbottom.)  

Nadął usta, tak że wydęły się jak u chomika i powoli wypuścił z nich powietrze. Z ociąganiem podniósł się ze swojego miejsca, podpierając się rękami, aby wstać. Jego brat mógł zobaczyć pajęcze kończyny małego Longbottoma (chociaż to miano objął w poprzednim roku Erik, to jeszcze kilka osób tak na niego mówiła), zaburzone proprocje i ogromne braki w tężyźnie fizycznej. Tylko łydki miał ładnie wyrzeźbione, to te setki stopni w Hogwarcie, z wieży do podziemi i z powrotem. Popatrzył krytycznie na tytuł woluminu i wywrócił oczami.

— Matka ci już mówiła, że jesteś głupi? — zapytał brata, wolno, jakby mówił do kogoś upośledzonego psychicznie. — Czy to dla ciebie nowina?

Zabrał mu opasły podręcznik, ale zmiast go kartkować, przerzucił strony na sam tył, na bibliografię na podstawie której go napisano i wodził po stronie palcem, jego brwi w zabawnym dla jego wieku skupieniu. W pewnym momencie machnął swoją różdżką w powietrzu i okno jego pokoju otworzyło się na oścież. W ich stronę poszybował kolejny opasły tom i łagodnie osiadł u stóp młodszego czarodzieja.

— To raczej kostka rubika, musisz ułożyć ją odpowiednio — oznajmił z pewnością, szukając w spisie treści odpowiedniego rozdziału i w końcu odnajdując stronnicę. — To wygląda jak kość do tworzenia sigili tylko... Zmodyfikowana.

Morpheus nie spodziewał się, aby jakikolwiek czarnoksiężnik posługiwał się podstawową magią tego typu. Nie znał się też na pieczętowaniu, ale ten rodzaj magii tym właśnie mu śmierdział. Tak samo jak sam przedmiot śmierdział czarną magią.

Ze skupieniem i księgą najmłodszy syn Godryka wyglądał jak karta Maga. Świat za nim jak z barwionego szkła witraży, a on z czterema arkanami, twórca świata, Demiurg w procesie samotworzenia. To twórca, alchemik, który przekształca niepozorne elementy rzeczywistości w złoto własnej woli. Mag stoi pomiędzy światem duchowym a materialnym, jak most zbudowany z blasku gwiazd i cienia ziemi. W lewej dłoni trzyma różdżkę, skierowaną ku niebu, a jego prawa ręka wskazuje ziemię. To gest mistycznej równowagi, bo Mag jest tym, który łączy to, co najwyższe, z tym, co najniższe, tworząc jedność z chaosu.

— Skąd to w ogóle masz?



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#5
28.08.2024, 21:39  ✶  
Morpheus Longbottom nie wyglądał może w tamtych czasach najpokaźniej, ale hej, wciąż się rozwijał. Na pewno jeszcze wyskoczy wzwyż, nabierze mięśni i będzie walczył w klubie pojedynków aż miło. A jeśli nie… jeśli nie, to był to problem Godryka Longbottoma, nie Woody’ego.
— Może tobie tak mówi, ale nie mierz wszystkich swoją miarą — obruszył się, gdy bezczelne szczenię mu odpyskowało. — Rodzice są ze mnie bardzo dumni, dziękuję za troskę.
I była to — odłożywszy na bok nieco niepoważne usposobienie i mierny zapał do nauki — prawda. Przynajmniej na tamten moment. Syn skończył szkołę, dostał dobrą pracę, idąc w ślady ojca, ożenił się i przy rodzinnych obiadach nie kręcił nosem, gdy pytano go o wnuki. Czegoż więcej państwo Longbottom mogliby chcieć?
Nie powstrzymywał brata, gdy ten zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Kostka wyglądała w końcu niewinnie, tak? Mimo przekomarzanek nie był towarzystwu Morpheusa wcale przeciwny, choć nieco urągało mu, że taki mały glut zdaje się lepiej orientować w sytuacji niż on. Tak już miało zresztą pozostać do końca ich dni, bo Woody — choć dobry śledczy i wcale nie aż taki półgłówek, na jakiego czasem się kreował — niekoniecznie miał cierpliwość do rzeczy, które wymagały złożonej i wymagającej analizy oraz dbałości o detal.
— Oczywiście, że wiem, że to kość do tworzenia sigili — zadeklarował od razu. — Ile toto może mieć niby kombinacji? — Pochylił się nad ramieniem Morpheusa. — Do rozpykania w jedno popołudnie.
W tym układzie starszy z Longbottomów był rycerzem buław. Rozpędzonym złotowłosym młodzieńcem gotowym wyrwać rozwiązanie z kostki brutalną siłą: poprzez okładanie jej metaforyczną pałą, czyli wprowadzanie zmian w układzie do skutku. Pewny swojego zwycięstwa, pełen zapału, rozgrzany do walki.
— To moja praca domowa — zełgał gładko bez chwili zawahania, powieka mu przy tym nie drgnęła. — Czasem je dostajemy, żeby trenować. W tej robocie główka musi pracować. — Popukał się palcem wskazującym w skroń.


piw0 to moje paliwo
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
04.09.2024, 22:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 13:31 przez Morpheus Longbottom.)  

W Ścieżce Życia Clemensa Longbottoma jaśniała blaskiem błyskawica, błyskawica Wieży. Nagłej zmiany.

— Yhym — mruknął ironicznie, przeciągnąć dogryzanie sobie nawzajem nieco za daleko, żeby nadal było zabawnie, typową braterską manierą. I był jeszcze dzieciakiem.

W przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników, na przykład Anthony'ego Shafiq'a, Morpheus kochał swoich braci. Zdawał sobie też sprawę, że w braku ogłady znajduje się ich miłość do niego, na przykład wtedy, gdy wszyscy próbowali nauczyć go rodzinnej magii pojedynków i po kolei, nie wiedział czy jakoś się zmówili, dawali mu lekcje pojedynków. To nigdy nie zadziałało, Morpheus ani razu nie rzucił czaru, który pętał przeciwnika do walki. Co wyciągnął z tej lekcji to sposób, jak udawać, że posługuje się tym rodzajem magii. I tylko tyle. Mały profeta często spoglądał z podziwem na Jeremiaha, Derwina czy Clemensa, zwłaszcza gdy mieli na sobie mundury służbowe, nawet jeżeli udawał, że to pogarda. Zazdrościł im wszystkiego.

— Jeśli założymy, że przyciski nie mogą się powtarzać, to ma jakieś trzysta tysięcy różnych kombinacji. Co właściwie próbujesz zrobić? To nie jest zagadka, to jest klucz — oznajmił, absolutnie błędnie w swoich założeniach, Morpheus, z arogancją i pewnością siebie typową dla nastolatka, który wie lepiej.

Przed Clemensem i Morpheusem bowiem leżało coś, co było jednym i drugim, zagadką, która się otwierała dzięki prawidłowej kombinacji. Jednocześnie po odpowiednim kodzie rzeczywiście mogła służyć jako szybki generator pieczęci, bardzo prostych, ale szybszych niż ręczne wypisywanie kolejnych znaków na kole i łączenie ich zgodnie z kolejnością liter oraz oznaczanie.

Morpheus za to lubił tę część techniczną, ale samo wykonywanie działających pieczęci mu zupełnie nie wychodziło.

— Tylko skąd mamy znać punkt zaczepienia? Co dokładnie wam mówili? Każde słowo może mieć znaczenie, bo może być podpowiedzią! O, najlepiej pokaż mi wspomnienie, jaka była instrukcja!

Brakowało tylko, żeby młodszy Longbottom zaczął biegać dookoła drzewa w ekscytacji. Już ruszał nogą, a jego głos emanował ekscytacją na widok kostki.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#7
18.09.2024, 19:26  ✶  
W roku 43 ani błyskawic, ani wież nie było jeszcze na horyzoncie; nieba Woody’ego nie przysłaniał choćby jeden rzadki obłoczek. Bracia głupi i głupszy mogli skupić się na doczesnych kłopotach…
— Yhym, yhym — przedrzeźnił młodszego starszy z Longbottomów, który po prostu musiał mieć ostatnie słowo.
Nie kłopotało go bardzo to, że Morpheus nie zdradza wielkiego talentu do pojedynków. Oczywiście jako starszy brat chętnie wykorzystałby go nieco do zaspokojenia ambicji wytrenowania kolejnego wojownika spod ich rodowego herbu, ale nie był to jego punkt honoru. Tenże honor wychowawczy zachowywał dla swojego przyszłego syna, którego zaistnienia był więcej niż pewny, i to w perspektywie najbliższych lat! Być może ten honor to jeden jedyny powód, dla którego lepiej, że wymarzony potomek nigdy nie przyszedł na świat: jedna dusza mniej czuła się niewystarczająco dobra.
Trzysta tysięcy możliwości z kolei ani trochę nie zraziło brygadzisty. Szansa na wygraną w loterii też jakaś przesadnie wielka nie była, a jednak czasami komuś wypadł los. Pamiętajmy też, że Woody studiował łojenie czarnoksiężników po łbie, nie probabilistykę. Tutaj zresztą mógł wrzucać tyle losów, ile mu się spodoba — tak długo, jak będzie mu się chciało siedzieć pod drzewem i przekładać symbole… prawda?
— Jak to co próbuję? — zapytał, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem, po czym kontynuował, jakby nie dotarła do niego gadka o ilości kombinacji: — Otworzyć. Metodą prób i błędów.
Nawet gdyby Clemens chciał podzielić się z bratem znanymi mu informacjami, nie mógłby tego zrobić, bo wcale żadnej treści zadania nie było. Wiedział natomiast, że na pewno się toto otwiera. Musiało się otwierać, bo na własne oczy widział, jak się zamyka. Gdy grupa uderzeniowa, w której skład wchodził, dotarła na miejsce zdarzenia, ścianki kostki właśnie się zamykały wokół jakiegoś drobnego artefaktu.
— Szef mówił, że się otwiera. I sam widziałem, jak to zamyka. Coś tam jest na pewno. — Złapał kostkę i uniósł ją na wysokość uszu, po czy potrząsnął energicznie. Nic się wcale w środku nie przewalało, ale to nie szkodzi. — Mniej gadania, więcej roboty — uciął dyskusję. Ani myślał cokolwiek dzieciakowi pokazywać. W myślodsiewni to mógł go co najwyżej podtopić, jak dalej będzie taki irytujący.
Longbottom zaczął z pasją przestawiać na oślep elementy kostki. Czasami spod run błyskało światło — wszelkich kolorów i intensywności. Doświadczonym klątwołamaczom być może by to wszystko coś podpowiedziało, może odkryliby w tym jakiś wzór. Clemens Lonbgottom był jednak światełkami zaabsorbowany jak niemowlak — podobało mu się, że świeci, ale nie bardzo rozumiał, o co chodzi.
Wtem kostka wyrwała się z jego dłoni i wzniosła nad głowę.
— Ha! — zakrzyknął brygadzista, przekonany, że to niechybnie zwiastun sukcesu.
Wyciągnął rękę w górę, próbując złapać przedmiot, lecz ten zwinnie uciekł spod jego palców.


piw0 to moje paliwo
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
10.10.2024, 16:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 13:31 przez Morpheus Longbottom.)  

— Nie ma metody prób, chyba że lubisz być rozchlapanym plackiem na trawniku! — oburzył się Morpheus. Wszystko powinno mieć swoją formułę matematyczną, idealne obliczenia, zanim przystąpi się do praktycznej części. Model testowy, odwzorowujący zewnętrzną strukturę, działania zapobiegawcze! Jednak, mimo wszystko, kontynuował, wiedząc to wszystko, z szeroko otwartymi oczami (i trochę ustami), z dziecięcą ciekawością, obserwując z podziwem brata. Bardzo głęboko ukrywanym, bo nie chciał zdradzić, jak bardzo imponuje mu odwaga brata. Jego brawura zwykle kończyła się, gdy mijała wściekłość lub przychodził ból, bo za bardzo skakał do Derwina i ten po prostu go spacyfikował i wyśmiał. Nawet Aurora, niby dziewczyna, ale aurorka, nie szczędziła mu swojej szorstkiej ręki. Mało kto był tak bardzo Slughornem, jak Morpheus i mało kto miał temperament, jak on. Przez lata mały wieszcz próbował go wygładzić, zwłaszcza pod wpływem Shafiq'a, momenty zastygania i patrzenia się w jedno miejsce. Nikt nie widział drgających w butach palców stóp ani gryzienia wnętrza policzka czy pocierania brzegu książki, aby udawać całkowicie inną osobę.

Położył sobie sam rękę na kolano, przycisnął do ziemi, aby powstrzymać podrywanie. On również wpatrywał się w światełka, jak urzeczony. Brakowało jeszcze głupich melodyjek, aby dwójka Longbottomów przypominała roczniaki przed magiczną zabawką, zostawioną w pokoju dziecinnym, która wysyłała obraz matce do czarodziejskiej kuli, pozwalając na ciągły monitoring potomstwa.

— To na pewno nie wyjdzie, to by zna... Woaaaaaah — sapnął, widząc, jak Clemens uruchomił kostkę. Od razu powstał na nogi, nie kończąc, co znaczyła sekwencja, aby z dziecięcą naiwnością złapać lewitujący przedmiot. W przeciwieństwie do starszego brata (nie miał innych), miał jeszcze te dziwne proporcje dorastającego chłopca i dłuższe niż powinien przy ciężkości swojego ciała. Kostka źle obliczyła jego zasięg, gdy wyciągnął po nią swoje ręce, najpierw o świecący sześcian otarły się opuszki palców, a później całe dłonie wróżbity objęły magiczny przedmiot.

I to był jego największy błąd, z wielu popełnionych tego dnia.

Sekwencja runiczna, która uruchomiła kostkę, w bardzo swobodnym tłumaczeniu, składała się z Mocnej Rośliny Wiążącej. I takaż wyrosła w sekundę z boków kości, oplatając Morpheusa, przyciskając jego ramiona do tułowia i oplatając szyję oraz usta, uniemożliwiając mu czarowanie w jakikolwiek sposób. Zaczął wierzgać nogami, ale nie mógł zrobić nic, całkowicie związany i lekko podduszany przez zmutowaną wersję bluszczu.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#9
06.11.2024, 15:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2024, 15:18 przez Woody Tarpaulin.)  
— Ja ciebie zaraz rozchlapię — odburknął młody Woody zirytowany jeszcze młodszym, przemądrzałym smarkaczem.
Był to potwierdzony moment wieszczenia, certyfikowany przez najwyższą radę Departamentu Tajemnic. Do rozchlapania w rzeczy samej doszło, a było to tak:
Kostka wzleciała w powietrze. Woody chwycił różdżkę, szykując się do spętania jej zaklęciem, lecz wtem artefakt znalazł się w nastoletnich łapkach. Na chwilę przed tragedią z ust starszego Longbottoma zdążyło jeszcze uciec dzikie: hurra! Rozparty dumą patrzył na młodszego braciszka, który tak zwinnie schwycił to, co jemu samemu umknęło.
W mgnieniu oka sytuacja się obróciła. Ogród Warowni nie słyszał jeszcze tak soczystego bloody hell.
Było źle i nieopierzony brygadzista zgłupiał. Do końca życia miał nie być z tych najrozsądniejszych, ale lata przyniosą doświadczenie, które nieco zrównoważy porywczość i temperament. Tego dnia jeszcze bogatego doświadczenia nie miał, więc w pełni improwizował.
Poderwał się na równe nogi, przewracając butelkę lemoniady, której zawartość rozlała się na ukochany koc mamy. Nie próbował się kryć z tym, że kompletnie nie spodziewał się podobnego rozwoju wypadków: oczy wychodziły z orbit, szczęka opadła. Trzeba było coś zrobić. Spalenie? Zdetonowanie? Nie, miał na tyle oleju w głowie, żeby odrzcucić to, co niszczycielskie.
Młodzieniec obrócił różdżkę w wilgotnej od potu dłoni i… cóż, niczego konkretnego początkowo nie zrobił. Zerknął przez ramię na Warownię. Sprowadzi pomoc? Ach, skądże znowu. Gdyby nie był głuptaskiem bojącym się bury od mamuśki, nie byłoby po latach niczego do opowiedzenia. Clemens Longbottom sprawdzał tylko, czy ojciec nie stoi w oknie i czy matka nie rusza w ogród.
Dopiero gdy upewnił się, że plecy ma kryte, zwrócił się ku uwięzionemu Morpheusowi, gotów stawić czoła wyzwaniu.
— Tylko się teraz nie ruszaj.
Nie żeby dzieciak miał jakikolwiek wybór.
Trach.
Pierwszy czar translokujący świstnął w łodygę w okolicach żeber Morpheusa. Rośliną i uwięzionym w niej chłopcem zakołysało, a trafiona „macka” się cofnęła i wyglądało na to, że nie wraca. To rozochociło Woody’ego. Kolejne w miarę celne zaklęcia usuwały pnącza wiążące ramiona, nogi oraz tułów, zapewniając braciszkowi solidne turbulencje w ciasnych objęciach rośliny. Wkrótce po więzach pozostały pojedyncze witki, które nie były już w stanie utrzymać chłopca w powietrzu i szamoczący się Longbottom pacnął zadkiem o trawnik.
Pozostała jeszcze kwestia wyswobodzenia twarzy. Odpowiedzialny starszy brat nie był aż tak głupi, aby translokować w jej okolicach cokolwiek. Kilka pozostałych gałązek wyglądało jednak niegroźnie, a potężny samiec, który tyle ich już przecież usunął, buzował pewnością siebie.
Kucnął przy bracie i poklepał go uspokajająco po ramieniu.
— No już, już, widzisz, nic się nie stało. — Po czym sięgnął dłonią po pnącza przy twarzy. — Aaa, kurwa, gryzie!
Bo od tychże pnączy odrosły nowe witeczki, które owinęły się wokół jego nadgarstka. Szarpnął. Pociągnął za sobą głowę nieszczęsnego, zmordowanego Morpheusa. Sapnął wkurwiony, szarpnął raz jeszcze.
— Jebane bydle.
Podniósł różdżkę i przywalił srogim zaklęciem z przyłożenia w bluszcz na swojej skrępowanej ręce. Pech chciał, że okolice jego ręki spętane były teraz z głową brata, a zaatakowana roślina pociągnęła młodego prosto na różdżkę z aktywnym czarem odrzucającym. No, kurwa, przysięgam, sam na nią wpadł. Mamo, jak Boginię kocham, samo się tak stało.
Głowa Morpehusa odleciała do tyłu. Cichce chrupnięcie nosa zginęło wśród syku zaklęcia. Pozostałe gałązki się cofnęły, ich listki znaczyły czerwone kropelki.
Noż jasna cholera.


piw0 to moje paliwo
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
05.12.2024, 13:30  ✶  

Z dobrych informacji, stan pacjenta jest stabilny. Ze złych, pacjent nie żyje. Tak wyglądało to na początku zupełnie, gdy w kilku sekundach Woody rozprawił się z magicznym wrogiem, który atakował mu brata. Roślina poddała się, opadła jak zwiędła, wypuszczając gwałtownie małego Longbottoma ze swoich objęć całkowicie. Zakwilił, a później niczym marionetka, opadł na ziemię. Odpowiednio wyprowadzony atak w nos mógł przemieścić kości tak, że te wbijały się w mózg i trwale go uszkodzić lub nawet zabić. Dlatego Godryk zabronił im podczas bicia się, zadawania ciosów w twarz nasadą dłoni czy pięścią. Drobne kości skowronka obleczone bladą skórą, obtarcia od rośliny, czerwieniące się kwiatami kamelii na śniegu. Nagle świszczący wdech, klatka piersiowa unosząca się wbrew pierwszemu wrażeniu. Przecież zwykłe zaklęcie nie zabije go, kim on był, jakiś śmiesznym mugolakiem? Uniósł się do siadu, trzymając się za nos. Dolna warga drgała mu spazmatycznie. Serce tłukło w piersi.

Nie umrze dzisiaj. Nie. Nie ma hiacyntów. Wiosną, umiera się wiosną. Z hiacyntami.

Jego dłonie, otulające jego twarz, były całe czerwone od krwi, trzy strumyczki spływały w dół, po chudych przedramionach. W tym bladym kontraście ciemnych oczu, wypełnionych łzami, które nie zamierzały popłynąć, które bardziej ukrywał, niż krew, ogród wyglądał sielsko nienaturalnie. Kostka spadła z powietrza i upadła głucho w rabatki z hortensjami, łamiąc kilka kul kwiatowych.

— Powiem wszystko Tessie — burknął do Clemensa i wytarł nos rękawem. I to był kolejny najgorszy ruch tego dnia. Krzyknął z bólu i skulił się ponownie. — Z-z-złamałeś mi... Złamałeś mi nos!

Nie mógł już powstrzymać, walczyć ze wzbierającym potokiem, wielkie krople łez, mieszające się z czerwoną krwią, spływały mu po polikach, na kołnierz. Ból był porażający, przed oczami latały mu kolorowe plamki, przewijane przez zmieniające się, jak w teście Rorschacha, plamy czerni.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1763), Woody Tarpaulin (2441)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa