• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[21.12.1971] Yule in Prewettoland

[21.12.1971] Yule in Prewettoland
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
30.12.2024, 14:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.12.2024, 14:49 przez Laurent Prewett.)  
~ tradycja ~

Święta zawsze stawiały wszystko do góry nogami. Niby lwia część obowiązków schodziła na służbę, niby większość rzeczy przejmowały skrzaty, a jednak Laurent za każdym razem stał napięty i z niepokojem doglądał wszystkich szczegółów. Szczegółów, których niby nie musiał dopatrywać, wszystko mogłoby zejść na karby Winstona, ale nie. Gdyby w ogóle się tym nie przejął, Pandora znowu byłaby lepsza. Gdyby w ogóle nie zaangażował się w rodzinną tradycję, Aydaya nie byłaby skłonna spojrzeć na niego bardziej przychylnym okiem. Gdyby... lista "gdyby" była bardzo długa. Suma sumarum ograniczała się do jednego: niemożności odpuszczenia, by postarać się ja najwięcej obowiązków związanych z tym świętem przejąć na siebie. Włącznie z myślą o tym, że dobrze wiedział, jak Pandora lubiła swoją wolność i niezależność i jak bardzo chciała cieszyć się tym jak najdłużej.

Więc oto był on - Laurent w całej swojej okazałości. W pięknej bieli ze złotymi dodatkami, przez które stanowił niemalże jasną plamę tego miejsca. Brakowało tylko skrzydeł na jego plecach, by wierzyć w Objawienie Pańskie. Minęły już momenty absolutnego skupienia i teraz tylko spijał tego śmietankę - coś, co powinno być dobre, bo przecież łączyło ich tutaj wszystkich przy rodzinnym stole. Miejsce, gdzie każdy powinien móc swobodnie porozmawiać, nacieszyć się sobą. Miejsce, gdzie powinny kwitnąć uśmiechy jak hortensje w donicach wieszanych na okiennicach kamieniczek londyńskich. Część tak wyglądała. Inni wyglądali tak, jakby przyszli tutaj za karę i zerkali na mniej lubianych członków rodziny z zazdrością, albo innym bogactwem doświadczeń niesionych na karku. W powietrzu zawsze wisiało pytanie: kto tym razem się pokłóci? Cokolwiek się nie działo dbał o to, by to nie był on. Żeby wytrzymać wszystkie komentarze, które mogły się pojawić i to niekoniecznie te bliskie - prosto od Aydayi. Dawna matrona i ojciec Prewettów siedzieli przy swoim synu, któremu ustąpili pozycji i od nich również nie brakowało bodźców braku akceptacji. W końcu były już też te elementy towarzystwa, którzy, jak starsi, niekoniecznie akceptowali i pochwalali wybryk Edwarda, żeby kuriozum w postaci Laurenta zaakceptować w rodzinie. Nie to, że był w tym sam. Zawsze były te czarne owieczki, które były pod bacznym spojrzeniem ludzi - chociażby Icarus...

Nic z tego wszystkiego nie miało wielkiego znaczenia, bo Laurent wypatrywał bardzo konkretnych osób - i chociaż nie mógł im poświęcić na początku biesiady całego czasu, tak czekał, kiedy towarzystwo się rozluźniło. Kiedy przychodził Atreus, siadali z Electrą, która przecież też słyszała nie jedno niepochlebne słowo krytyki z niejednych ust za zaangażowanie w świat mugoli. Ich rodzina nie była przeciwnikiem mugoli - nie znaczyło to, że byli ich zwolennikami. Czystość krwi w końcu była bardzo ważna. Zaś przekraczanie światów było jak przepis na tragedię.


Całe Keswik przystrojone było świątecznie. Zieleń sosen i jodły pojawiała się wszędzie, a ta przystrojona była głównie czerwienią, złotem i srebrem. Przepych tych kompozycji był spójny. Wszędzie pojawiały się świece w zdobionych świecznikach unoszące się w powietrzu, pojawiały się wstęgi, szarfy, kokardy i bombki. Magiczne światełka rzucały blask na ściany i wysokie, bogato zdobione sufity. Zamek prezentował się bajecznie - można było zrobić zdjęcia i umieścić go na kartce świątecznej. Stół pełen potraw już oblegali goście. Świece na samym środku paliły się jasno i nie miały prawa zgasnąć - w końcu były magiczne. Dzieci biegały przy kominku i jedna służąca pomagała im dzielnie dźwigać kawałki drewna, by mogły je dorzucić i patrzeć, jak płomienie buchają mocniej w górę.


Laurent z ulgą przyjął możliwość odejścia od swojego miejsca i z ogromną chęcią rozejrzał się po stole. Po znajomych twarzach. Wszystkich zapamiętać to cud, ale tym cudem musiał się parać. Przecież wykazałby się ogromnym brakiem kultury, gdyby nagle zapomniał czyjegoś imienia. Głupio zaś przy tym stole do większości wołać "Prewett"... choć nie brakowało i innych nazwisk. Chociażby matka Atreusa, która przychodziła zawsze na święto, a której nazwisko już brzmiało "Bulstrode". Z niecierpliwością wyglądał Atreusa, Oriona, zawsze cieszył się, kiedy Basilius i Icarus zawitali, kiedy Electra przychodziła w swoich kreacjach, by przyćmić blask Aydayi (powinna zazdrościć!), za każdym razem miał nadzieję, że zjawi się Florence, ale ona nigdy nie przychodziła. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie przeszło mu przez głowę, żeby wywinąć jeden ze swoich popisowych numerów - i udawać omdlenie. Co mogłoby tutaj zwabić Florence bardziej niż umierający kuzyn? Nic. Ale przecież był dorosły. Przecież by nigdy czegoś tak nieodpowiedzialnego nie zrobił...

Nie zrobiłby, prawda?

Przeszedł się wzdłuż stołu, zagadują do pojedynczych osób, uśmiechając się, zachowują się dokładnie tak, jak tego od niego oczekiwano. Jak na gospodarza przystało. Nawet brewka mu nie drgnęła przy mijaniu osób, które nie były ani jego sympatykami, ani Icarusa. W końcu wyćwiczył to przez lata. Ten śliczny uśmiech zainspirowany ciepłem, jakie biło z tego wielkiego kominka, przy którym bawiły się dzieci.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
06.01.2025, 17:01  ✶  
Basilius już dawno temu nauczył się, że aby przetrwać rodzinnie spędzane Yule należało po prostu głośno wzdychać, ale jedynie w myślach, uśmiechać się miło do starych ciotek i jak najszybciej założyć się o coś z Atreusem, aby zająć czymś głowę, która usilnie próbowała przedstawiać mu coraz to kolejne czarne scenariusze tego spotkania.
Po pierwsze ktoś mógł po prostu umrzeć. Śmierć się zdarzała. Po drugie ktoś mógł po prostu zostać ranny. Rany też się zdarzały. Po trzecie ktoś po prostu mógł coś podpalić. Po czwarte, kłótnie mogły wymknąć się spod kontroli. Po piąte, teraz gdy nie było z nimi ojca, ktoś mógł przyczepić się do Icarusa zdecydowanie za mocno, dlatego też raz po raz zerkał w stronę brata, aby upewnić się, że nikt mu się nie naprzykrza. Po szóste... I tak dalej.
Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że na razie panował dziwny, podejrzany spokój i chociaż w teorii powinien się chyba z tego spokoju cieszyć, to w praktyce siedział właśnie z Atreusem przy jednym ze stolików, ubrany w prostą, ale elegancką, czarną szatę, grał w karty i miał wrażenie, że szykował się na większą katastrofę, niż gdyby spędzał te Yule w pracy. Ah no i była też kwestia tego, że któryś z dalszych członków rodziny mógł w kazdej chwili postanowić podejść do niego i ponownie złożyć mu kondolencje z powodu ojca, ale uznał, że w takim razie po prostu uda, że zasłabł o czym ostrzegł Atreusa, aby ten mu pomógł.
– Wiesz, że ciotka Ethel ciągle gada, że wykonasz dzisiaj świąteczną arię ku chwale Matki? – skłamał z kamienną twarzą, próbując zdekoncentrować kuzyna. Coś w tej partyjce było nie tak. Właściwie to z każdą grą, którą dzisiaj rozegrali było coś nie tak. Właściwie to z samymi kartami było coś nie tak i dopiero teraz zorientował się co takiego. Rzucił Atreusowi oskarżycielskie spojrzenie.
– Coś ty kurwa zrobił ze wszystkimi asami?
W talii nie było asów. Tego był pewny. Na pewno Atreus coś zrobił. Tego też był pewny. Nie miał przecież pojęcia, że zanim zaczęli grać do leżących na stole kart, całe szczęście że nie należały do niego, podeszła ich stuknięta ciotka Ethel i wyciągnęła wszystkie asy, aby zrobić z nich sobie odzobę na głowę.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#3
06.01.2025, 21:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2025, 21:42 przez Lorien Mulciber.)  
Yule miało swój urok. Czy tego chciała przyznać czy nie, zimowy sabat był jednym z tych nielicznych okresów, które z biegiem lat nie utraciły swojej (o ironio) magii.
Nawet Wizengamot nieco spowalniał pod koniec roku, zupełnie jakby wszechobecne ozdoby poprawiała nastrój zarówno przestępcom co sędziom, dostarczając czarownicy nieco mniej stresów. Pojawiała się w Keswick z serdecznymi pozdrowieniami od swojej matki, która "wyjątkowo" nie mogła się pojawić i "niezwykle" z tego powodu rozpaczała. Adeline Prewett od lat preferowała spędzać zimę we Włoszech z dala od brytyjskiego zimna i pluchy. Nie żeby była to jakaś wielka strata, bo Lorien w przeciwieństwie do swojej matki nie była starą, kłótliwą wiedźmą z piekła rodem.
A dziś miała wyjątkowo dobry humor. Może dlatego wyglądała i co ważniejsze – czuła się - wyjątkowo zdrowo jak na siebie?
Przez cały początek przyjęcia nie robiła kompletnie nic szczególnego, snując się w swojej zwiewnej jasnej szacie i wymieniając uprzejmości z dalekimi krewniakami. Dostrzegła krzątającego się Laurenta, ale nie zaczepiła go, uznając, że jeszcze zdążą się złapać na dłużej. Złapała go na moment spojrzeniem, kiwając delikatnie głową. Dobra robota. poruszyła bezgłośnie ustami licząc, że zrozumie. Zamek wyglądał przepięknie, wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik – dokładnie tak jak oczekiwano tego od Prewettów.

W końcu – z krótkich rozmów na tematy wszelakie (A cóż tam Pani w polityce? Jenkins dobrze się trzyma?) wybawiło ją coś co zobaczyła kątem ptasiego oka.
Atreus i Basilius grali w karty.
Z możliwie najbardziej uprzejmym uśmiechem na świecie, grzecznie odmówiła dołączenia, ale zapewniła, że „chętnie poogląda rozgrywkę”. Z każdą kolejną rozegraną partią coraz bardziej zdawało się, że rzeczywiście coś było nie tak.  Czy to z samą grą czy raczej kartami Pojęcia nie miała co! Naprawdę! No może poza faktem, że dwa z czterech zaginionych asów właśnie miała w swoim rękawie – dosłownie.
- Coś ty kurwa zrobił ze wszystkimi asami?
Powieka jej nawet nie drgnęła. Zamiast tego wsparła się lekko o oparcie fotela Bulstrode’a i zerknęła bezczelnie w jego karty. Trochę jak wszystkie te urocze panny hostessy w kasynach. Mały diabełek na ramieniu podszeptujący żeby grać więcej. O wyższą stawkę. Wszystkie chwyty były dozwolone, tak długo jak druga strona się nie zorientowała; każde zasady gry do przeforsowania jeśli udało się do tego przekonać resztę przy stoliku.
- Aj, wina wina, w i n a dajcie.- Westchnęła rozmarzona, z jakiegoś powodu kompletnie nie patrząc na swój kieliszek nadal do połowy wypełniony głęboko czerwonym alkoholem.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#4
06.01.2025, 22:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2025, 22:29 przez Pandora Prewett.)  

W powietrzu rozległ się świst, zdjęta pośpiesznie koszula przeleciała przez pokój, lądując niezgrabnie na podłodze poza szafą. Była spóźniona, a Pandora nienawidziła się spóźniać. I przez to nawet nie mogła marudzić — no, poza teatralnym wywróceniem oczami, na wiszącą na wieszaku sukienkę, którą przygotowała jej matka na tegoroczne spotkanie i którą niezgrabnie ściągała, żeby wsunąć na siebie zaraz po tym, jak zdjęła spodnie i skarpetki. Chwała temu, kto był twórcą magicznych kosmetyków, bo poprawienie makijażu zajmie jej najwyżej dwie minuty i ograniczy się do przeciągnięcia tuszem po rzęsach, a także maźnięciem ust. Trzymane wcześniej w wysokiej kitce włosy rozpuściła, pozwalając, aby falami opadały na odkryte ramiona i plecy, podbiegając do lustra i łapiąc rzucone pod szafką szpilki w dłonie.
- Nosz cholera jasna. - syknęła pod nosem, gdy dłoń zrobiła bałagan na toaletce, szukając kolczyków. Powinna była zabrać Hjalmara, ale nie był jeszcze gotów na szok, którego tu dozna. I bała się, że po prostu ją zostawi — lub skupi się na galeonach i korzyściach płynących z jej nazwiska. I nie chciała też, żeby Edward dostał ataku serca. W święta to byłoby brzydko. Jednak tak miło byłoby znosić wujków, ciotki, kuzynów i całą resztę dalszej rodziny w jego towarzystwie. Westchnęła, psikając się perfumami i pomalowała usta, a potem kontrolnie obróciła się przed lustrem. Sukienka była dobrze zapięta, nie było widać jej bielizny i wyglądała na tyle przyzwoicie, że matka uzna, że się stała. Cudnie. Nie włożyła jednak szpilek, zamiast tego łapiąc je w jedną dłoń, a w drugą kraniec sukienki i wyszła z pokoju, biegnąc schodami i korytarzem do miejsca spotkania.

Gdy jedna z obsługujących osób uniosła brew na jej widok, brunetka uśmiechnęła się tylko, puściła mu oczko pełne konspiracji i przyłożyła palec do ust, jakby łączyła ich olbrzymia tajemnica. Tak, zamierzała wkraść się mniejszym wejściem, a nie robić dramatyczne spóźnienie na całą salę. Liczyła, że nikt nie zauważy — zwłaszcza że gwiazdą takich spotkań zwykle był jej czarujący, nieprzyzwoicie przystojny brat. Wsunęła więc szpilki, poprosiła los o łaskawość i cierpliwość, a potem wygładziła jeszcze dla pewności długi materiał z rozcięciem po boku, korzystając następnie z zamieszania, wkradając się do środka.
Jak zwykle wszystkiego było za dużo, ale ładnie pachniało. Od razu zauważyła Laurenta, do którego ukradkiem podeszła, wsuwając mu dłoń pod ramię i kradnąc całusa w polik.
- Czy ten najprzystojniejszy na sali facet, to mój brat? - zapytała cicho, lustrując go wzrokiem z zaczepnym uśmiechem i trąceniem łokciem, a chwilę później, gdy dostrzegła Lorien, pociągnęła go w stronę dziewczyny, zaabsorbowanej grą w karty. Bas i Atre bawili się doskonale. Przechodzą, odsunęła się nieznacznie od Lurenta i nachyliła, aby każdego ucałować w polik na przywitanie i w końcu dotrzeć do ciemnowłosej i objąć ją pieszczotliwie, również kradnąc buziaka. - Ślicznie wyglądasz, Lori.
Przechyliła głowę na bok, wyciągając rękę do przelatującej obok tacki, z której zabrała szampana. Potrzebowała go dużo, delikatnie słodkawego i otępiającego.
- Kto wygrywa? - zapytała, przyglądając się dwójce mężczyzn i wyciągając rękę w stronę Laurenta, aby podszedł bliżej. Lubiła, gdy był obok na rodzinnych spotkaniach. Pamiętała, jak czasem się czuł przez jej mamę i nie mogła, nie chciała do tego dziś dopuszczać.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
09.01.2025, 01:08  ✶  

Laurent uśmiechnął się ciepło w kierunku Lorien - bo jeśli Yule miało swój urok, to dobrze wiedział, kto ten urok przebijał. Na salonach bywały kobiety, damy i bywała Lorien. Każdy jej krok przypominał zawsze Laurentowi o istnieniu przepięknych modliszkach z ich gracją, spokojem, wyczuciem. W szumie rozmów, przy muzyce i przy dźwięczeniu sztućców i szklanek wznoszonych toastów nadal słyszał dźwięk jej obcasów - melodię samą w sobie. Nieeleganckie było zagapianie się, aż za dobrze zdawał sobie z tego sprawę, dlatego odprowadził ją spojrzeniem tylko ten kawalątek. Przez ten krótki moment stracił skupienie na rozmowie, na słowach, które były włączane do jego uszu, bo nasłuchiwał jej kroków, bo sprawdzał, czy czuł jej perfumy w powietrzu, które zostawiłyby za sobą charakterystyczną linię do podążania. Na krótką chwilę się zagubić - tylko dlatego, że można było podziwiać dzieło sztuki kroczące wśród ludzi.


Były takie osobistości w tej rodzinie, których unikało się za wszelką cenę. Jedną z nich zazwyczaj był Edward - problem w tym, że tego nie sposób był uniknąć. Przodowała jednak z całą stanowczością ciotka Ethel. Starsza kobieta oskarżana o demencję, schizofrenię i różne inne choroby była demonem wcielonym. Bo ci co mądrzejsi sądzili, że babsztylowi nic nie jest - ona po prostu dobrze gra wariatkę, żeby jak najlepiej na tym wyjść. Jej pufiata sukienka, jakoś średnio dopasowana do okazji, która nie była wielkim balem, zajmowała przynajmniej dwa miejsca przy stole, a ona sama właśnie śmiała się dokładnie w ten sposób, żeby chyba każdy przy stole mógł usłyszeć. I znów - robiła to celowo? Albo i nie? Ratunkiem dla tej rodziny było tylko to, że rzadko zjawiała się na świętach, bo ciężko jej było podróżować tutaj z Birmingham. I ta kobiecina właśnie swoim spojrzeniem wyłowiła jednego ze swoich ulubieńców - nikogo innego jak samego Basiliusa. To, że obok niego siedział Atreus i grali w karty było ledwo małym dodatkiem. Wstała zamaszyście. Siedzący obok niej mężczyzna złapał nerwowo krzesło, aż grdyka mu drgnęła jak u spłoszonego rumaka. Nic dziwnego - właśnie wstała potworzyca.

- Looorien... Loorien, jakbyś pięknie wyglądała, gdybyś tylko założyła trochę cieplejszych kolorów, no gdzież by się tak marnować, jak tu ślub prawie za rogiem, a dziecko? Kiedy w końcu będzie to zamążpójście, doczekamy się tutaj jakichś wnucząt? - Atak, który mógłby z całą pewnością zostać przypuszczony na dwójkę panów, całkowicie przypadkowo skupił się właśnie na Lorien, kiedy obie niewiasty spotkały się przy tym samym strategicznym punkcie. Ciotka Ethel, jak wszyscy ją tu nazywali, poprawiła swoje loczki pomarszczonymi dłońmi. Nadal piękne włosy - tylko już posiwiałe. Kobieta, mimo swojego wieku, trzymała się zadziwiająco dobrze. Zaraz jednak z Lorien przeniosła wzrok na stół. A jej tajemna sztuczka umknęła jakże "pilnemu" wzrokowi kobiety. - Basiliusie... masz takie zręczne palce nie tylko przy weterynarii, prawda? - Dziewczyna siedząca obok Atreusa, która z błyszczącymi oczyma wpatrywała się w stół, jakoś teraz pobladła - zupełnie jakby miała się porzygać. I jakoś tak się trochę odsunęła. Emerald, bo tak miała na imię, niewiasta urody całkiem przeciętnej, ale o wielkich, zielonych oczach zwracających swoją uwagę, długich rudych włosach, spoglądała właśnie na Ethel jakby ta zabiła jej pieska... albo raczej jakby obrzucała tego pieska łajnem.


Miał już zręcznie wymigiwać się od rozmowy, w której Laurent już nie uczestniczył, kiedy z pomocą przyszła mu jego prywatna bohaterka. Anioł Stróż, który nie mógłby mu odpuścić chociaż kilku ciepłych słów w ten dzień. Przyjął ten nieświadomy ratunek z wdzięcznością. W pierwszej chwili zrobił niepewny krok, w drugiej - już dopasował ich takt do tych stawianych przez Pandorę.

- Nie wiem, Królowo Kier, czy wolno mi nazywać się twoim bratem... nie godzi się zbliżać do takiego piękna przeciętnemu śmiertelnikowi. - Odparł z uśmiechem, spoglądając na wystrojoną Pandorę. Wystrojoną... och, był pewien, że gdyby tylko Aydaya się do niej dobrała to wtedy mówilibyśmy o wystrojeniu. Że pewnie właśnie skończyła obskakiwać pobliskie jabłonki i wlazła tu przez okno, a swoją sukienkę zmieniła gdzieś między jednym a drugim parapetem. - Jeśli mnie jeszcze kilka razy obcałujesz będę wyglądał piękniej - z twoją szminką znaczącą moje policzki. - Rzucił żartobliwie. Trzymał ramię tak, jak dżentelmenowi przystało - pozwalając się pociągnąć w kierunku towarzystwa grającego w karty. W końcu nie mogło tego tutaj zabraknąć, oj nie. Tak samo jak nie mogło zabraknąć ciotki Ethel, która nie potrafiła zachowywać się... z godnością. Puścił ją dopiero, kiedy zdecydowała się podejść... i miał iść dalej zabawiać gości, kiedy gest Pandory sprawił, że przez chwilę się zawahał... ale w końcu podszedł.



wiadomość pozafabularna
Atreus siedzi i gra w karty - i najwyraźniej jest ogrywany XDXDXD - graczka poprosiła o pominięcie, a tutaj nie ma co za długo zwlekać z kolejkami ♥


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
14.01.2025, 21:20  ✶  
Basilius oderwał oskarżycielski wzrok od Atreusa tylko po to, aby spojrzeć na Lorien i posłać jej krótki uśmiech, chociaż sytuacja z asami była niczym jedna wyjątkowo brzydka bombka na choince – Nie mógł się teraz cieszyć całością, bo coś go wyprowadzało przez to nieco z równowagi, a nie miał przecież pojęcia, że asy zostały  porwane przez dwie członkinie jego rodziny, przy czym w przypadku Lorien ta zdrada była naprawdę brutalna.

– Ciociu myślałem, że już o tym rozmawialiśmy, że nie jestem weterynarzem – powiedział głosem chyba nieco bardziej zmęczonym, niż chciał, ale miał wrażenie, że ta dyskusja toczyła się, gdy tylko zaczął szkolić się w Mungu i jakoś nie zamierzała się szybko zakończyć. Zwierzęta. Ludzie. Najwyraźniej ciotce Ethel nie robiło to różnicy i może płynęła z tego jakąś swiąteczna nauka, ale on był coraz bardziej zirytowany asami, aby o tym myśleć.
– Oh jakiś ty jesteś zawsze skromny Basiliusie. – westchnęła Ethel, szukając u Lorien potwierdzenia w tym stwierdzeniu.

Oczywiście ciotka Ethel w przeciwieństwie do asów, nie zamierzała pójść rozmawiać z kimś innym.
– Nikt nie wygrywa, bo Atreus zepsuł talię – mruknął na powitanie w stronę Pandory i ze zmarszczonymi brwiami, po prostu zabrał kuzynowi (o ile ten nie walczył) talię z rąk, aby przeszukać wszystkie karty. Zgarnął wszystkie asy do siebie? Ukrył je gdzieś? No coś musiał zrobić, bo przecież nie mogły same wymaszerować i rzucić się w ogień. – Świetnie wyglądasz. – Dodał jednak jeszcze po chwili, aby Pandora nie myślała, że ją ignoruje i myśli jedynie o grze w karty. – Lorien, ty oczywiście też.
Asów nie było w talii. Zaczął rozglądać się po podłodze, wciąż jeszcze siedząc w fotelu, czy przypadkiem gdzieś nie spadły. Nic. Zaraz do ukrytego szaleństwa nie doprowadzi go praca, czy świąteczne spotkania, a brakujące skrawki kartonu.

Wild Child
Savor every moment 'til she has to go
'Cause her boyfriend is the rock 'n' roll
Dość wysoka (177 cm) młoda dziewczyna z długimi, ciemnymi lokami i brązowymi oczami. Pełna energii i ubrana jak z żurnala, zwraca na siebie uwagę wszystkich wokół.

Electra Prewett
#7
13.02.2025, 00:31  ✶  
Electra w dzieciństwie (czyli jeszcze całkiem niedawno) uwielbiała Yule. I to nie tylko ze względu na prezenty; Prewettówna kochała całą atmosferę tego święta. Magiczne ozdoby, zabawy z kuzynami oraz wspólna kolacja... Te wszystkie elementy składały się na obraz najpiękniejszego dnia w roku.
Teraz jednak, kiedy już skończyła Hogwart i stała się dorosłą czarownicą, rodzinne święta stały się trochę mniej przyjemne. Nie była już słodką dziewczynką, która mogła robić co chciała, bo jej roztrzepanie wydawało się urocze. Nie, nagle wszyscy zdawali się mieć wobec niej jakieś oczekiwania, i co jeszcze gorsze, rościli sobie prawo do wypytywania na temat szczegółów jej życia. Electra zdążyła już dzisiejszego wieczoru usłyszeć parę razy pytania w stylu Jak tam plany na przyszłość? Chcesz robić karierę u Rosierów czy u nas? Masz już może jakiegoś absztyfikanta? Starała się na każde z nich odpowiedzieć grzecznie ale wymijająco zarazem (dzięki Matce za Laurenta, który miał ją na oku i interweniował w odpowiednich momentach). Niestety, nie obyło się bez uszczypliwych uwag na temat jej pracy dla mugoli ("Ale ciociu, to tylko chwilowe!")
Żeby uniknąć rozmawiania na niekomfortowe tematy, zdecydowała się dołączyć do grającego w karty brata. Prześlizgnęła się więc zwinnie między gośćmi, chwytając po drodze kieliszek wina od służącego. Kiedy dotarła do stolika, uśmiechnęła się do zgromadzonych wokół Lorien, Pandory i Laurenta. Prewettówna była ubrana dość konserwatywnie; w elegancką, ciemną sukienkę i niewysokie obcasy. Zazwyczaj na spotkania rodzinne przychodziła w bardziej ekstrawaganckich kreacjach, ale w tym roku raczej wolała nie ściągnąć na siebie niechcianej uwagi.
Dobrze, że ominął ją komentarz ciotki Ethel na temat zwinnych palców Basila, bo pewnie wybuchłaby niezbyt kulturalnym śmiechem. Zamiast tego, przybyła akurat w momencie, w którym jej starszy brat sięgał po talię kart Atreusa.
– O, rozumiem, że wracamy do taktyk z naszego dzieciństwa? – rzuciła ze złośliwym uśmieszkiem do Basila, opierając się o jego krzesło.
wiadomość pozafabularna
Kolejka zmieniona za zgodą reszty graczy.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#8
16.02.2025, 20:31  ✶  
Przy stoliku z kartami zebrał się całkiem niezły tłumek. Nie przeszkadzało jej to, bo po prawdzie - jak często miała okazję spotkać się z nimi wszystkimi w tak miłej atmosferze?
- Pandora, mia cara. Czuję jakbyśmy się wieki nie widziały...- Nadstawiła delikatnie policzek do ucałowania, delikatnie łapiąc przy tym Pandorę za rękę. Tylko po to, żeby wręczyć jej niepostrzeżenie jednego z asów.- Przepiękna sukienka to nowa kolekcja od Rosierów? Przysięgam już dawno nie widziałam, żeby aż tak się postarali. Zwłaszcza z czerwieniami. Te atłasy…- Mówiła łagodnie, próbując zwyczajną babską paplaniną przykryć wszystkie roszady z zaginionymi kartami.
Przesunęła się robiąc miejsca kuzynce jeśli ta miała ochotę usiąść i pooglądać narastający chaos. Nawet chciała się w pewnej chwili zlitować, kiedy Basilius zaczął przeszukiwać talię, ale przerwało jej nadejście demona lub jak Lorien lubiła szanowną ciotkę określać (zawsze w myślach, nigdy na głos) przypudrowanego demenotra. W każdej rodzinie była taka istota - owiana legendami, postrach niegrzecznych dzieci, które nie chciały jeść ładnie kolacji i zmawiać paciorka w imię Pani Księżyca.
Ciotka Ethel.
Czymże byłoby Yule bez obecności tej kobiety? Ze wszystkich ćwiczeń na uspokojenie jakie Lorien musiała wykonywać, żeby nie dać się ponieść emocjom i uniknąć przemiany w wilgowrona - coroczne spotkania z Ethel stanowiy jedne z najtrudniejszych. Test dla pokładów cierpliwości jakie nosiła w sobie ta drobna sędzia.
- Ciociu. Nie wyobrażam sobie wyglądać w połowie tak dobrze jak ty w cieplejszych kolorach.- Odpowiedziała miękko, odsuwając się na tyle ostrożnie by zrobić miejsca wielkiej sukni ciotki. Ślub? Dzieci? Powieka jej delikatnie drgnęła, ale dobrze wyćwiczony uśmiech nawet na moment nie opuścił oblicza panny Crouch. Docisnęła lekko dłoń do serca, jakby nie mogła wprost się doczekać wystawnego wesela (którego nie planowała), gdzie mogłaby przedstawić wszystkim bardziej i mniej zainteresowanym swojego męża (tego zresztą też nie planowała), któremu miałaby urodzić całą gromadkę dzieci (nawet jednego nie miała ochoty i zamiarów urodzić).- Postaram się byś na przyszłe Yule mogła bawić wnuki cioteczne.
Tak. Z pewnością zrobi wszystko co w jej mocy. O ile znajdzie czas w kalendarzu Wizengmotu na poślubne randez-vous, bo na razie zapowiadało się, że własny miesiąc miodowy będzie musiała przesunąć na co najmniej sierpień przyszłego roku.
Z każdym kolejnym słowem, aż ją w środeczku skręcało, ale cóż mogła innego zrobić. Skończyła mówić, po czym wetknęła za to nieco mocniej nos w kieliszek wina licząc, że przepłuka usta, albo chociaż się szybko upije zbawiennym trunkiem i obecność cioteczki będzie nieco znośniejsza. Zresztą ta znalazła sobie nową ofiarę.

Czarownica była dziś w wyjątkowo dobrej formie. I może dlatego picie w tym samym czasie co słuchanie Ethel nie należało do najlepszych pomysłów, Na komentarz o zwinnych palcach Basiliusa Lorien niemal zachłysnęła się winem. Zatrzymała na ułamek sekundy wzrok na lekarzu, kiedy gdzieś pomiędzy jednym urwanym oddechem, a drugim przeszła ją myśl - “czy leczenie maledictusów to już weterynaria?” Intrygujące pytanie, będzie musiała się zastanowić jak już przestanie umierać.
-B-Bardzo… skromny…- Wydukała z trudem, starając się zachować resztkę godności i powagi. Kaszlnęła cicho.- Electra, kochanie jak tam ta twoja praca? Dalej z tymi... niemagicznie urodzonymi od mody?- Zagadała Prewettównę, która raczyła do nich dołączyć.
Czuła się odrobinę źle z faktem, że wpycha słodką, biedną Electrę wprost w pazury Ethel, ale tylko odrobinkę - takie prawo rodzinnych spotkań.
Na komplement kuzyna odpowiedziała uśmiechem. Machnęła przy tym ręką jakby chciała rzucić coś w stylu “oj daj spokój, nie czaruj nie czaruj”. A że machnęła nieco zbyt energicznie to ostatni as, który miała w rękawie wypadł na stolik. Spojrzała na kartonik niemal z wyrzutem. Tylko po to by zaraz postukać w niego umalowanym na czerwono pazurem.
- Tego szukasz, mio caro?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pandora Prewett (519), Laurent Prewett (1523), Lorien Mulciber (999), Basilius Prewett (663), Electra Prewett (310)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa