• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[24.08.1972] Poznaj moją siostrę | Sauriel & Victoria

[24.08.1972] Poznaj moją siostrę | Sauriel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
02.01.2025, 20:04  ✶  

– Nauczenie się Lumos jest trudne? – zaszczebiotał głos dwunastoletniej dziewczynki, rozłożonej na kanapie obok Victorii. Pomiędzy nimi i na stole rozłożone były pootwierane książki wymagane na drugim roku nauki w Hogwarcie.

Victoria dzisiejszego dnia zabrała Olivię na zakupy na Pokątną. Isabella miała co do tego wyraźnie mieszaną opinię, ale ostatecznie ojciec przekonał matkę, że to dobry pomysł – najstarsza z córek tej gałęzi rodziny Lestrange kupiła więc swojej najmłodszej siostrze wszystko, co było potrzebne, poszły też do Madame Malkin, żeby kupić jej nowe mundurki, w końcu z tych z pierwszego roku już trochę wyrosła, dostała też nową parę butów, a potem wybrały się na obiad do restauracji, zaś na koniec Victoria zabrała siostrę do sławnej lodziarni Floriana Fortescue. To był całkiem długi dzień, obfity we wrażenia dla młodej Livii – niedługo będzie pora odstawić młodą do domu, ale póki co siostry cieszyły się swoim towarzystwem w salonie Victorii – a koty cieszyły się poruszeniem, zaciekawione towarzystwem młodej osóbki.

Olivia na pierwszy rzut oka mogła się wydawać niezbyt podobna do siostry – choć włosy miała długie, bo do połowy pleców, to były one w jaśniejszym odcieniu niż niemalże hebanowe Victorii, po prostu brązowe,  a gdzieniegdzie widać było nawet rudawe refleksy, zaś oczy miała niebieskie. Uroda dziewczynki ewidentnie szła gdzieś po rodzinie Parkinsonów, ale nie bezpośrednio po matce, bardziej po dziadkach, a może jeszcze innych przodkach. Jednak skupienie, jakim obdarzała książkę, którą trzymała na kolanach i oglądała, było zbieżne do tego, jakie często można było zobaczyć u Victorii. Ale też rysy twarzy miały na pewien sposób podobne – poza oczywistymi różnicami w kolorach.

– Nie, nie jest – odparła jej, na moment oderwawszy spojrzenie od książki, którą ona przeglądała – podręcznik do obrony przed czarną magią, „Ciemne moce: poradnik samoobrony”. – Jest o tyle bardziej skomplikowane od tego, co się do tej pory uczyłaś na zaklęciach, że zaczniesz ćwiczyć tworzenie czegoś, co technicznie nie istnieje – dodała, kartkując podręcznik. Były w nim tak zaklęcia jaki i opisane potwory. Wiedźmy, wilkołaki, zombie, wampiry… Z ciekawości otworzyła rozdział właśnie na nich, całkiem pewna, że nie przeczyta tam absolutnie nic nowego, ani odkrywczego.

– W jakim sensie nie?

– Do tej pory ćwiczyliście manipulację z czymś co już było, prawda? Podnoszenie piórka i innych cięższych obiektów, ucinanie czegoś, naprawianie zepsutych obiektów, zamykanie kłódek i tak dalej. Miałaś coś i musiałaś na to wpłynąć. A w Lumos próbujesz stworzyć światło, nie masz go, robisz go tak jakby od zera – tłumaczyła cierpliwie, ale po chwili jej wzrok znowu padł na tekst podręcznika. Nieco głośniej wypuściła powietrze przez nos, kiedy zobaczyła jedną z rycin przypominających wampira, ale Olivia chyba tego nie usłyszała, albo nie zwróciła uwagi, kiedy z jej ust wydobyło się ciche „Hmm!”, gdy mieliła w głowie słowa, jakie usłyszała od starszej siostry.

– Luna, nie! – niemal krzyknęła, kiedy małe czarne rozrabiające kocię (które ewidentnie wdało się charakterem w… ojca) właśnie próbowało przeskoczyć ze stolika na kanapę obok Livii i skończyło się to w dość żałosny sposób, bo nie żadnym skokiem, a przełożeniem przednich łapek na kanapę i… to było tyle, bo tylne nóżki były za krótkie, by wejść całym ciałkiem na mebel i nie umiała też cofnąć tego swojego ruchu, więc tak… została.

Victoria ponownie uniosła spojrzenie, a potem brwi, widząc, co ta Luna próbuje właśnie zrobić i w tej chwili drgnęła, bo po domu poniosło się pukanie do drzwi na dole.

A trzy sekundy później nastąpiło przekręcenie klucza i otworzenie drzwi.

Kwiatuszek zerwał się ze swojego fotela, zeskoczył i pobiegł na klatkę schodową, a Luna zaczęła żałośnie miauczeć, tak głośno, że na pewno było ją słychać na dole. Ciemnowłosa spojrzała w sufit, cicho parsknęła, odłożyła podręcznik na stolik i wstała.

– Zaraz wrócę – powiedziała do siostry i poszła w ślad za Kwiatuszkiem, by zobaczyć w przedpokoju Sauriela. O tak, wszedł jak do siebie – a błękitny kot już kręcił mu się wokół nóg. – Hej – rzuciła, schodząc pomału po schodach.

– Luna! – nastąpił krzyk, a potem śmiech i kolejny żałosny miauk.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
02.01.2025, 22:02  ✶  

Normalnie wchodził jak do siebie. Victoria cieszyła się specjalnymi przywilejami, dlatego czasami nawet myślał o tym, żeby zapukać i, uwaga, poczekać. Teraz nie była ta chwila, a głównie dlatego, że nigdy nie mógł być pewien, czy Victoria w tym domu jest, czy nie... tłumaczenie z dupy - przecież widział światło. Ale mogła zostawić... Czy Sauriel tych usprawiedliwień potrzebował? Och nie, skądże. Był jednym z ostatnich ludzi (albo i nie), którzy czuliby się w obowiązku do spowiadania się z tego, co robili. Niechętnie robił to nawet przed tymi, którzy byli przedłużeniem woli Czarnego Pana (chyba że dobrze go traktowali i nalegali). Ewentualnie robił to, kiedy ktoś bliski naprawdę tego potrzebował. Kiedy tłumaczenie się przestawało być tłumaczeniem, a stawało się rozmową. Naturalną wymianą zdań. Tak, tak się dało! I z nim dało się nawet normalnie porozmawiać!

Normalnie wchodził jak do siebie, ale Victoria miała specjalne traktowanie. Dlatego wszedł jak do siebie - ale najpierw zapukał.

- A co za szyneczka do mnie przyszłaaa... - Wyszczerzył kły i podniósł niebieskiego kota, wnosząc go do góry prawie jakby chciał zaprezentować światu dzieciątko Jezus. Pewnie Victoria by nie załapała nawiązania, na szczęście żarty własne bawią najbardziej nawet wtedy, kiedy ich nie wypowiesz. - Dobry wieczór, Gwiazdeczko. - Wziął Kwiatuszka prawie że pod pachę, a kot wisiał jakby mu to kompletnie nie przeszkadzało. Nawet mimo tego, że kiedy Sauriel szedł sprężystym krokiem, to jego łapy dyndały śmiesznie na boki. - Właśnie, LUNA! - Ryknął przez dom, wyglądając ponad ramieniem Victorii. Dopiero wtedy na nią spojrzał. Podszedł, spojrzał, ucałował w czółko i dopiero zapytał. - A co to ja za głosik słyszę? Masz gadającego kota?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
02.01.2025, 23:22  ✶  

W zasadzie to nie była zaskoczona z takiego obrotu sprawy z dwóch powodów: dokładnie tak sam Sauriel robił, jak przychodził ją odwiedzić w jej domu w Dolinie Godryka, znaczy przełaził kominkiem, rzucał spojrzenie któremuś z jej rodziców, albo nikomu, a potem wbijał jak do siebie do jej pokoju… czasami zapukał, a potem wchodził. To pierwszy powód. A drugi był taki, że… Sauriel posiadał klucz do jej kamienicy, więc… że usłyszała jego mrukliwy głos, a potem zobaczyła unoszonego Kwiatusza, jak tą gwiazdeczkę przyklejaną na niebo i zero protestów od kota – zdziwienia w niej było zero. Może tylko uniosła brew (znowu!), widząc, że temu kociakowi to się chyba w głowie wywróciło, że mu było tak wygodnie być noszonym, ale najwyraźniej Rookwood miał jakieś specjalne przywileje u jej kotów.

No cóż.

– Świecąca – odpowiedziała mu bez sensu i zamarła w połowie tych schodów, dzisiaj ubrana w czarną sukienkę z dość głębokim dekoltem, pięknie wyszywaną złotą nicią w kwiecisty wzór, o rękawach mocno rozszerzających się na łokciach, zebraną w jej talii tak, że bardzo dobrze podkreślała jej figurę idealnej klepsydry.

Kiedy Sauriel wydarł się „LUNA!”, posiadaczka tego imienia zaczęła zawodzić jeszcze żałośniej, a potem nastąpiło głuche bum i dziewczęce:

– Luna, poczekaj, nie wyrywaj się!

I w ten właśnie sposób Sauriel zrównał się z Victorią na schodach i nawet nie musiał się schylać do buziaka w czółko, gdy stała schodek nad nim. Uśmiechnęła się nawet odrobinę pogodnie (ach, niewspółmiernie do ciemnych nowin, które spadły w ostatnich dniach na jej barki), nim mu odpowiedziała.

– Hmm… Można tak powiedzieć – odwróciła się zaraz i przeszła tych kilkanaście stopni w górę, z powrotem do salonu, by dotrzeć na tę dantejską scenę, w której Luna była tulona do piersi przez chudego podrostka o pociągłej twarzy i bystrym spojrzeniu. – To jest Olivia – przedstawiła krótko siostrę, która podniosła wzrok i z ciekawością wpatrywała się w czarnowłosego z kotem pod pachą. – Moja najmłodsza siostra. A to jest Sauriel Rookwood – dokończyła.

– Dzieeń…dobrywieczór? – wyrzuciła z siebie, w połowie orientując się, że źle określiła porę dnia, a na koniec uśmiechnęła się niewinnie i lekko przekrzywiła głowę. Z pewnością już przynajmniej raz słyszała to imię i nazwisko… w różnych kontekstach i teraz wyglądała na nieco zaskoczoną, ale nie wycofaną.

– Byłyśmy dzisiaj kupić Livii rzeczy do szkoły, wiesz, nowe podręczniki, szaty, takie tam – do odjazdu Hogwart Expressu był w końcu tylko tydzień. Lunie w końcu udało się wyrwać z uścisku Liv, i gdy tylko znalazła się na podłodze, pognała w kierunku Sauriela.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
03.01.2025, 11:11  ✶  

- Świecąca szyneczka? - Aż uniósł brewkę, uśmiechnięty pod nosem z tej wesołej wizji kawałka szynki, który zapodany na stół lśni w pełni swojej chwały. I wszyscy się z tego powodu cieszą, bo przecież tak ma być i nikomu przez makówkę nie przechodzi inna wersja wydarzeń. Tymczasem tutaj nie było żadnej radioaktywnej szynki, tylko kot, który patrzył na swoją panią bez cienia zażenowania na swojej mordzie, że właśnie był tak nazywany, mrucząc i mrużąc swoje oczy w kierunku Victorii, by pokazać jej pełną swoją miłość. Kiedy już ucałował ją w czoło to Kwiatuszek zaczął się wiercić, ale zamiast go puścić, po prostu wziął go na ręce. - Fajna kieca. - Objawienie boskie (a ta historia ma swój początek) - Sauriel lubił rzeczy czarne. Lubił też kobiety w jasnych kolorach, przy okazji niekoniecznie sam za nimi przepadał i je nosił, a mimo wszystko lubił. Ta sukienka miała jednak w sobie coś... coś... no coś w sobie miała. Sauriel znał się na modzie jak pawian na stokrotkach, ale nie potrzebował się na niej znać, żeby stwierdzić, że coś mu się podoba, albo nie. A to mu się podobało. Na Victorii. Pasowało do niej - z taką klasą.

- O nie, dzi... - pewnych rzeczy się nie mówi, dlatego to jedno strategiczne słowo bardzo gładko zmieniło się po tym wymsknięciu w - ęęękuję za popilnowanie kota. - Czy to zdanie miało w ogóle sens? Nie. Dlatego, żeby miało większy sens należało działać. - Łap. - I Sauriel rzucił Kwiatuszka do przodu. Nie tak, żeby wpadł na małą, leciutko, żeby wylądował na czterech łapach przed nią. Zadowolony kocur zamruczał i z uniesionym ogonem otarł się o nogi siostry Victorii. - Hej mała, często tutaj przychodzisz? - Uśmiechnął się szelmowsko. - Ay, dzieńdobry wieczór. - Czy coś. Z ciekawością spoglądał na małą - całkiem rezolutną najzwyczajniej, bo wcale się nie bała, stała na tych kilku schodkach... Nie było takiej rzeczywistości, w której Sauriel nie wyglądał podejrzanie, groźnie, szczególnie przy pierwszym spotkaniu, ale była rzeczywistość, w której nie starał się być złym typem spod ciemnej gwiazdy. Wręcz przeciwnie! Dokładnie tutaj był ten moment. Ściągnął ciężkie buciory, niemalże kopnął je pod ścianę i został w samych czarnych spodniach, koszuli i skórze. Standardowy outfit pana Rookwooda jak w jakiejś bajce dla dzieci, gdzie nikt się nigdy nie przebiera. On się przebierał, te koszule różniły się delikatnie krojem, kołnierzykami, niektóre miały jakieś obszycie, ale umówmy się - łapał to, co na niego pasowało i było w jego kolorze. Żadnego większego wyznacznik nie miał. Kiedy miało jakieś kolorowe nitki to traciło parę punktów. Te parę punktów zazwyczaj wystarczyło, żeby to odrzucić.

- O, to zajebista zabawa dla małej damy... Lualunalunaluunaaa! - Małe, psotliwe i nieporadne kocie, które miało aż za dużo energii i za dużo głupich pomysłów, wyglądało jak malowane w rękach małej dziewczynki. - Ale żal, że nie wziąłem aparatu. Wyglądałabyś, Kruszyno, genialnie z tym małym szczurem. - Przynajmniej w tym ustawieniu, w tym świetle, w tym... wszystkim. Takich rzeczy się nie dało powtórzyć! Takiego drugiego razu już nie będzie. Za to mógł być drugi raz podobny. Podobnie inscenizowany! Chociaż Sauriel niekoniecznie lubił robić zdjęcia ludziom. - Wyjeb podręcznik obrony przed czarną magią do kosza, wujek Sauriel cię lepiej nauczy.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
03.01.2025, 15:46  ✶  

Świecąca szyneczka, bo mimo wszystko Kwiatuszek w ciemności świecił jak gwiazdka – cokolwiek zrobiły mu kiedyś dzieci, prócz zmiany koloru jego futra na niebieski, był jak mała lampka i zawsze było go widać w zupełnych ciemnościach. Ale to nic. Victoria kochała tego kociaka ze wszystkimi jego wadami i zaletami, a gdy teraz Sauriel wziął go na ręce, to nawet wyciągnęła dłoń i pogłaskała go króciutko pod bródką.

– Dzięki – Sauriel rzadko chwalił jej wygląd czy ubiór i teraz nawet spojrzała po sobie, by zobaczyć, co tak bardzo się różniło tym razem. Może to o dekolt chodziło? Z jego perspektywy mógł w niego zaglądać bez większych przeszkód. A może o krój, całokształt…? Nie potrafiła powiedzieć, wiec pozostawało jej się tylko uśmiechać i odrobinę rumienić na policzkach z tego miłego komplementu; lubiła czerń, ale z bieli też pewnie wyglądałaby zjawiskowo.

Uniosła brwi, gdy Sauriel zaczął to swoje dziwaczne zdanie, które miało dokładnie zero sensu i Olivia zrobiła dokładnie to samo – i gdyby miał je obie na widoku, to zobaczyłby jak bardzo bliźniacza jest to mina. Zaraz jednak zniknęła, bo Kwiatuszek wylądował na podłodze i rozmruczał się przy tych nogach Olivii, która miała teraz problem, bo trzymała małą Lunę i jednocześnie chciała pogłaskać Kwiatuszka.

– Nieczęsto – odpowiedziała Saurielowi, odrobinkę tylko onieśmielona jego osobą, aparycją, aurą, sposobem bycia, no wszystkim! Być może dlatego nie załapała, że to nie było pytanie, na jakie oczekiwało się odpowiedź. Przyglądała się Saurielowi chyba z taką samą ciekawością, co on jej.

Luna zapiszczała po swojemu i w końcu udało jej się wyrwać, teraz to ona tuliła się do nóg Sauriela (i nawet stanęła na tylnych nóżkach, przednie wbijając w jego spodnie, żeby w końcu zwrócił na nią uwagę), tak jak Kwiatuszek do Olivii, która w końcu z wolnymi rękami mogła się schylić i go pogłaskać. A Victoria w tym wszystkim… stała sobie obok Sauriela i patrzyła na ten obrazek z pewną czułością w oczach.

– I byłyśmy na lodach – przypomniała też Victorii, jakby to był najważniejszy punkt całego wypadu. W sumie to może był. Książki i szaty równało się obowiązki, a lody – przyjemność. – Wyglądałabym? – powtórzyła, nieco zaskoczona, za Saurielem i przekrzywiła głowę… w sposób tak komicznie podobny do tego, jak robiła to Victoria, że nie sposób było tego nie zauważyć. Oczywiście Victoria tego nie widziała, jak mogłaby, ale Rookwood miał pełną perspektywę, by dostrzegać te rzeczy pomiędzy siostrami, które dzieliła tak wielka różnica wieku, bo piętnastu lat.

– Może powinieneś założyć, że musisz go zawsze nosić przy sobie, wtedy na pewno nie przegapisz okazji – w głosie Victorii słychać było odrobinę rozbawienia. – Chcesz się czegoś napić? – dodała, a potem szturchnęła Sauriela łokciem w bok. – Zmień repertuar, jesteś wśród dam – będzie tu przeklinał jeszcze… Victorii może to nie przeszkadzało, ale jej siostra była… no dużo młodsza.

I zresztą Livia mrużyła właśnie oczy, patrząc to na jedno, to na drugie, ale cokolwiek sobie pomyślała, to nic nie powiedziała.

– Ale dopiero co go kupiłyśmy! – zaprotestowała zresztą, zerkając na stół, gdzie leżał podręcznik, który jeszcze chwilę temu przeglądała Victoria, teraz w zasadzie zapomniany, przez poruszenie, jakie zrobiło się przez nagłe pojawienie się Sauriela. Pojawienie się, które w żadnym momencie nie wyglądało, jakby było niechciane przez żadną z nich, zresztą nie padło żadne pytanie w stylu czemu tu jest, ani co się stało. Ot… Obie zachowywały się, jakby od zawsze miał tu być. – W jakim był pan domu? – zarzuciła ni z tego ni z owego, bezczelnie obserwując Sauriela.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
03.01.2025, 20:46  ✶  

Sauriel był bardziej przyzwyczajony do dzieci, niż można było go podejrzewać. Miał do nich większy sentyment, niż sam chciałby przyznać. Ciągle pamiętał historię, która miała miejsce wiele, wiele lat temu, ale która sprawiła, że przyszedł na ten świat. Że był taki, a nie inny. Że nie oglądał od zawsze ciężkich zasłon domu Rookwoodów. Może dlatego był taki nieznośny? Bo miał okazję zobaczyć i przekonać się, jak smakuje i wygląda druga strona tęczy. Nie było w niej niczego ładnego i zachęcającego do zostania. Powrót? Oj nie. Z drugiej strony - nie wróciłby też do stajenki jego rodziny. Musisz uwierzyć, że wszystko dało się samemu wypracować. Jeśli tylko wystarczająco mocno chciałeś i się starałeś.

To zachowanie nie miało sensu, ale nie musiało mieć. Sam Sauriel się w tym niczego nie doszukiwał i nie zastanawiał, ale! Jeśli ty nie wiesz, co zaraz odpierdolisz, to tym bardziej nie będą wiedzieli twoi wrogowie! Nie żeby tutaj jakiegoś wroga miał. Gdyby jednak miał to właśnie byłby zabezpieczony.

Poklepał zachęcająco swoje biodro do Luny, kiedy ta zaczepiła się pazurami o jego spodnie. Pisnęła drugi raz i w końcu skoczyła. Rozpoczęła swoją dzielną wędrówkę jak mała iguana po ścianach. Zaraz Sauriel ją złapał i podniósł w jednym łapsku, dugą tarmosząc ją tak, jakby zaraz miał ją zgnieść. Albo przynajmniej skręcić kark. Ale nic takiego nie miało miejsca, kotu nic nie było, a on bardzo uważał, żeby robić to z odpowiednim uczuciem. Wczuciem. Czuł pod rękoma, że było to tak delikatne stworzonko, że trzeba naprawdę na nie uważać.

- Ay. - Potwierdził małej, nim zwrócił się do Victorii. Miał ochotę rzucić jej też kotem - ale przed tym się powstrzymał. Glównie dlatego, że Kwiatuszek był już duży i potrafił sobie radzić z lądowaniem, a to małe gówno zrobiłoby coś zaskakującego i stałaby się jeszcze jakaś tragedia. - Oo nie. Jeszcze coś się odpierdoli i je potłukę. - Pokręcił głową na potwierdzenie swoich własnych słów. Albo na ich zaprzeczenie? W każdym razie: stanowczemu "nie" wypowiedzianemu na głos towarzyszył też stanowczy gest. Uwaga! Oznaczał on dokładnie to samo! - Chcę, nalej mi whiskey. - Pewnym rzeczom w niżyciu nie wypadało odmawiać. Ruda była jedną z tych rzeczy. - Jesteś damą? - Kiedy uzyskał kuśkańca i pouczenie zadał to istotne pytanie tej młodej damie, która się ciekawsko przypatrywała z bezpiecznej odległości. Za tymi damami powędrował zresztą do pokoju. I dopiero tam rzucił Lunę - na kanapę, z bezpiecznej odległości i wysokości. Pełna energii mała wystartowała do przodu, przylgnęła do siedziska i zaraz dała sprint w drugą stronę. Wyskoczyła na podłogę, zaboksowała w jednym miejscu nie wyrabiając na zakręcie i pierdolnęła w szafkę - ku ubawie Sauriela, który prychnął. - No debil. - Jak Stachu, ale tego już na głos nie dodał.

- I głupoty pewnie w nim piszą takie... - Sięgnął po podręcznik i go otworzył na losowej stronie. - A jak myślisz? - Odpowiedział, zerkając z wilczym uśmiechem znad książki na Livię.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
03.01.2025, 22:52  ✶  

Nie znała tej części historii Sauriela, o tym, gdzie się urodził i jak wyglądały pierwsze lata jego życia, ani właściwie dlaczego jego stosunki z ojcem są tak napięte. Rookwood nigdy się nawet słowem nie zająknął odnośnie tego, jaki kiedyś był i co go spotkało, ani że może mieć jakikolwiek sentyment do dzieci – to wszystko było mgłą dopiero gotową do poznania, o ile oczywiście Czarny Kot w ogóle będzie chciał, by ta część jego przeszłości wyszła poza jego głowę. To fakt, że był nieznośny, ale dał się też poznać od tej strony, gdzie był zupełnie inny, w końcu Victoria miała do niego zadziwiającą ilość cierpliwości i bardzo rzadko się irytowała jego zachowaniem. Można nawet powiedzieć, że w jej towarzystwie był wyjątkowo mało nieznośny…

Widziała te zapasy Sauriela z Luną i rzeczywiście mogło to wyglądać groźnie, tyle że Luna nie wydawała z siebie żadnych dźwięków świadczących o strachu czy bólu, a poza tym Lestrange wiedziała, że ludzi może i Sauriel nie szanować, ale te koty… Te koty sprawiły, że sam chętnie tu przychodził – czy wypocząć psychicznie, czy spędzić tu trochę czasu, widziała te zadowolone błyski w jego oczach i ile uwagi poświęcał mruczkom (no i zdjęcia jakie jej czasem wysyłał jak siedziała w pracy…), nie mogło być więc tutaj mowy o krzywdzie.

– Kocie – zaczęła, ubawiona. – Doskonale wiem co wyciągnąłeś z loterii na Lammas, nie myślałeś, żeby ten aparat nosić we wsiąkiewce? Po pierwsze nikt ci go nie zawinie, a po drugie nic mu się nie stanie – przecież to było takie oczywiste! A poza tym znowu mówił brzydko i bliska była poprawienia go na „stanie”, ale się powstrzymała. Liv ewidentnie nadstawiała uszu.

Kiwnęła głową i ruszyła się do barku, żeby wyciągnąć stamtąd szklankę do whisky i butelkę drogiego alkoholu (bo nie trzymała w domu żadnych tanich szczyn), nalała mu na dwa palce.

– Damy nie trzeba o to pytać, to widać – padła buńczuczna odpowiedź Olivii, nawet lekko podniosła głową i założyła dłonie na biodra w tym wyzywającym geście, a potem z dygnęła, jakby należy przy zapoznaniu z nową osobą i gracją usiadła na kanapie (gdy Luna z niej już zeskoczyła), i zamknęła książkę, którą sama jeszcze niedawno przeglądała, odkładając ją na stolik. Ciemnowłosa uśmiechnęła się do siebie pod nosem, słysząc tę odpowiedź.

W tym czasie Victoria położyła szklankę whisky dla Sauriela również na stoliku, przy jednym z foteli (tym, którego wcześniej nie zajmował Kwiatuszek i jego błękitne futro) i musiała się po drodze zatrzymać, by Luna i w nią nie wpadła, a kiedy uderzyła w szafkę i Sauriel się roześmiał, ta truchtem podbiegła do małej i wzięła ją na ręce.

– I co, za dużo bodźców, tak? Przylazł i już durniejesz, bo musisz mieć atencję wszystkich, hmm? – gadała do kici, która zaraz zaczęła mruczeć w jej ramionach. – Już go przeglądałam – zwróciła się do Sauriela, podchodząc z Luną na rękach, którą ciągle głaskała. – Pewnie cię ubawi rozdział o wampirach, ale poza tym to całkiem solidna podstawa na dobry początek – zwłaszcza niezłe były obrazki.

Livia zmrużyła oczy jeszcze raz.

– Jeszcze nie wiem, mam za mało informacji – odparła bez skrępowania, nadal gapiąc się bezczelnie na Sauriela. – Mama chyba ciągle myśli, że ze sobą nie gadacie – rzuciła jak gdyby nigdy nic.

– Może sobie myśleć co chce, nic jej do tego – odparła, siadając na kanapie obok siostry.

– Hmm… Okej – Livia kiwnęła głową po czym przyłożyła sobie do ust palce i pokręciła dłonią w uniwersalnym zamykania swojej buzi, a potem udała, że wyrzuca za siebie niewidzialny kluczyk. – Nic jej nie powiem.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
04.01.2025, 11:47  ✶  

Było grono osób, którym krzywdy by nie zrobił, a koty miały to do siebie, że wkurwiały mniej. Więc groźba krzywdy całkowicie się oddalała. Uspokoił się, chyba nawet bardzo, tego lata. Jego ognisty temperament przygasł, ale czy to dobrze czy jednak nie - ciężko było stwierdzić. Jemu samemu nawet było ciężko. Ta myśl, że straciłeś część siebie, została od ciebie odcięta nie musiała być zła. Koniec jednej rzeczy oznaczał początek następnej. Tutaj też coś mogło się rozpocząć. Zacząć budować i mieć całkiem ładny finish. O ile tylko dostanie szanse. Od Victorii szans nie brakowało. Tak i sama kobieta miała nowy start - lepszy, gorszy? Lato było trudne, a zbliżająca się jesień wcale nie sugerowała, że będzie o wiele lepiej.

- Noo... - Właściwie to zapomniał o jej istnieniu. Pizgnął tak te fanty, leżały sobie. Tylko lusterko od Victorii leżało poza nią. Nie na wierzchu, ale wcale nie na zewnątrz. Z obawy, że ktoś mógłby za nie złapać, znaleźć je i wykorzystać... do czegoś. Czegokolwiek. - Zapomniałem o tych pierdołach z loterii... - Przyznał z zastanowieniem. Będzie chyba musiał je odkopać, bo nawet nie pamiętał, co on tam takiego wylosował i zgarnął. Tylko czy na pewno chciał nosić ten aparat przy sobie? No bo CO JAK COŚ SIĘ STANIE. Ale przecież wcale nie musiało się stać. W tym zamyśleniu tak został stojąc w tym samym punkcie i nawet minimalnie pokiwał głową do własnych myśli. Dopiero odzywka małej wyciągnęła go z tego zamyślenia.

- Nie ufaj temu, co oczy widzą. - To dłużej pożyjesz, ale to dopowiedzenie zmielił w ustach. - Ubranie się w koszule i przybranie dobrych manier nie uczyni ze mnie dżentelmena. - A z całą pewnością było mu do takiego daleko. I teraz to on podparł dłonie na biodrach, przedrzeźniając dziewczynkę właściwie. Victoria wspominała, ile ma lat... a tak, no tak. Idzie do Hogwartu. Szybka samorealizacja. Pewnie miała taką samą szkołę jazdy w swoim życiu, jak Victoria. Zwrócił wzrok na Victorię, a potem na Lunę w jej rękach, która ewidentnie dostała napadu padaczki. Chociaż inni nazwaliby to pewnie napływem energii i chęciami na zabawę. Ale Sauriel był specjalistą w kwestii laryngologii, dlatego wiedział, że to padaczka.

- O wampirach? - Zainteresował się i zaraz zaczął wertować książkę, szukając rozdziału odpowiedniego. - O kur...czaczki. - Zmarszczył brwi. - Ciekawe, czy są AŻ TAK brzydkie wampiry... - Pewnie były. Klątwa wampiryzmu na każdego potrafiła działać inaczej. Jedni nagle przestawali czuć jakiekolwiek ciepło, inni nie odbijali się w lustrach, jeszcze inni piszczeli na styknięcie się z czosnkiem. To i może były brzydale. - Izce lepiej wychodzi, jak nie myśli. - Powiedział Sauriel bez zastanowienia. Uniósł oczy na dziewczynkę z uśmiechem pod nosem, kiedy obwieściła, że nic nie powie. - To zbieraj informacje. Wniosek wydasz potem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
04.01.2025, 14:33  ✶  

Wiosna była trudna, lato jeszcze trudniejsze, a przynajmniej dla niej, ale dla Sauriela było chyba równie pokręcone. Oboje musieli sobie dużo pokładać, coś uświadomić, z czegoś zrezygnować, a w innych miejscach starać się bardziej. Tych starań, jak szans, nie brakowało, prawda? Ona mu je dawała, bo wiedziała, że ich potrzebował i że na nie zasługiwał, chciała, by je miał, jakiekolwiek, by wiedział, że nie jest „sam w tym smutnym jak pizda świecie”, jak to sam mówił – dla każdego była jakaś nadzieja. Dla niego też.

– Mhm, widzę – jakie to typowe, nie? Facet zapomina, aż mu baba przypomni gdzie coś schował, że coś ma, co może założyć i tak dalej. Wsiąkiewka była zajebiście przydatna, nie dość, że tylko właściciel mógł do niej wsadzić rękę, to jeszcze można tam było pomieścić cały plecak i nawet jeśli upadła, to nic się tym rzeczom nie działo. Uśmiechnęła się ostatecznie i puściła do niego oko.

– To czemu mam ufać? – zapytała wyzywająco. – Oczywiście, że uczyni – Liv miała ewidentnie swoje zdanie w tym temacie, jak mogła mieć inne, skoro miała dopiero dwanaście lat i była wychowywana mocną ręką przez Isabellę Lestrange? Kolejna perfekcyjna córka… albo i nie, skoro Victoria miała cokolwiek do powiedzenia. – Tacy są właśnie dżentelmeni, dobrze ubrani i odpowiednio się zachowujący – kontynuowała niezrażona. – Przepuszczają damy w drzwiach, odsuwają dla nich krzesła, nalewają wino i proszą do tańca.

Victoria miała naprawdę twardy orzech do zgryzienia, próbując nie roześmiać się w głos – absolutnie rozbawiona tą rozmową i po części rozczulona idealizmem młodszej siostry, która co najwyżej była na jakimś weselu w rodzinie, jak była młodsza, i raczej niewiele z tego pamiętała.

– Przystojniak, nie? – zapytała, widząc, że Sauriel już znalazł odpowiednią stronę i teraz wpatrywał się w rycinę łysolca ze zbyt długimi zębami, mającego przypominać wampira. Nie uszło jej uwadze, że się ugryzł w język i jednak się poprawił. Spróbowała ukryć uśmieszek, spuszczając głowę i dając uwagę małej kici, ciągle trzymanej na rękach. – I co, uspokoiłaś się już? – w odpowiedzi padło ciche „prrruuu” i Victoria ostrożnie opuściła Lunę na własne kolana, gdzie ta zaraz przybrała pozycję małego chlebka i mruczała zadowolona.

Tym razem to Olivia wydała z siebie zduszony odgłos: roześmiała się i parsknęła, po czym zakryła sobie usta dłonią, kiedy okazało się, że to poszło na głos. Oczywiście wszystko przez komentarz o Isabelli, jaki wyrwał się z ust Sauriela. Spojrzała kątem oka na Victorię, ale ta zdawała się nie zwracać na to uwagi. Znaczy – zwróciła, ale nie zamierzała młodej za to strofować, o nie.

– Na pewno nie Hufflepuff – zawyrokowała za to.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#10
05.01.2025, 11:30  ✶  

Nigdy jakoś nie myślał o spotkaniu z małą Livią. Nigdy nie zastanawiał się nadmiernie, jaka ona jest, jak wygląda, jaki ma charakter i jak się jej życie układa. Czy na pewno teraz jest dobrze, kiedy została sama ze swoją apodyktyczną matką, wobec której nawet Victoria była bezradna przez większą część swojego życia. Jak więc się miała u Izabelli pozostawało tajemnicą, która mogła zostać rozwiązana przez Victorię - ale dopiero teraz naszło go to pytanie, kiedy (jak to dziecko) zaprzeczyła bez zastanowienia. Próżno gadać, żeby miał z bachorami jakieś wielkie doświadczenie. Nie był im obcy, ale czy to już czyniło z niego osobę, która wie, jak z nimi postępować, jak rozmawiać? Pewnie, że nie. Szczególnie, że sam potrafił być dużym dzieciakiem, więc reakcja na to zaprzeczenie mogła być tylko jedna.

- Jak to czemu. - Ale to jeszcze nie o tą reakcję chodziło. To była odpowiedź z dupy, bo Sauriel chciał powiedzieć, że wiadomo: SWOJEJ GŁOWIE, ale nie chciał wcale ułatwiać prowadzonych obserwacji w celu ustawienia, z jakiego to domu mógł się wywodzić. - Wcale że nie! - Tak, tak, robił sobie z tego jaja, bo się w zasadzie dobrze bawił. Prawie jak z kotami, tylko tu był mały brzdąc, którym aż tak nie można było targać. AŻ tak. Dzieci już miały swoje charaktery - tyle lat, ile miała ona, to już nawet potrafiły mieć swoje nawyki, swoje ułożone "światopoglądy", giętkie jak plastelina, które przejmowały od otoczenia i najbliższych. Punkt, gdzie rodzice mają największy wpływ na dziecko - ale aż tyle o tym Sauriel nie wiedział. Jego pojęcie nie było na tyle szerokie, bo trochę za mało się tego naobserwował. - No, no, tacy są... a w domu potem leją panny po pysku. Więc nie daj się zwieść. - Puścił do niej oczko i w końcu podszedł po tę szklankę whiskey, o którą poprosił Victorię, unosząc ją w jej kierunku. Twoje zdrowie, Różyczko. Czy spodziewał się akurat innego podejścia Livii? Żeby się tego spodziewać to jeszcze musiałby się nad tym zastanawiać i tutaj już leżał pies pogrzebany. Zamknął książkę i odłożył ją na stół niedbałym gestem. - No w chuj. Aż się zastanawiam, czy takie paszczury naprawdę chodzą po tej ziemi. - W przypadku tej... rasy? Nie, ciężko to nazwać rasą. Gatunku? Też nie. Albo w sumie? W końcu mógł pierdolić wszelakie pierdoły na temat natury. W każdym razie - w tym przypadku strategiczne było "nigdy nie mów nigdy". Usiadł przy stoliku, gdzie obie damy już spoczęły.

- No kurwa raczej, że nie ci spierdoleńcy. Aż takim przegrywem nie jestem. - Uśmiechnął się półgębkiem, spoglądając na dziewczynkę. - Jaja sobie tylko robię. Dom jak dom, nie ma się nad czym spuszczać. Tylko ubranie zieleni czyni cię lepszym od innych. - I tak, dalej sobie stroił żarty. Sarkazm był w końcu głównym środkiem komunikacji Sauriela, jeśli nie były to pięści.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (12714), Sauriel Rookwood (10482)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa