• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[10.08.72, Walia] Gdzie żyje krew Blackwoodów

[10.08.72, Walia] Gdzie żyje krew Blackwoodów
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#21
03.01.2025, 15:02  ✶  

– Mam ze sobą koc i kanapki, możemy zrobić piknik – stwierdziła jak gdyby nigdy nic. Tak jak wymyśliła miesiąc wcześniej, po tym, jak siedzieli w ukrytej jaskini za grobowcem z Cathalem, czekając, aż on poczuje się lepiej – tak zrobiła: zaczęła nosić ze sobą te kolejne rzeczy. Ale to nie był dobry moment na siadanie na trawce i zajadanie się jedzeniem (tak, słodycze też miała).

– Może są… Bo aż dziwne, że nie było żadnych śladów z tej wioski, nie chce mi się wierzyć, że nie chodziliby nad jezioro – powiedziała z zastanowieniem. To nie była żadna wielka nowość, rzucać takie zabezpieczenia na większy obszar – rzecz jasna zwykle robiono to na budynek, ale jeśli ktoś postawił takie zabezpieczenie na jezioro… to mugole nie mieli tu za bardzo po co chodzić tak po prawdzie. I może teraz się tego już nie praktykowało na aż tak dużą skalę, ale czarodzieje z zamierzchłych czasów potrafili mieć niezły rozmach.

– Mmmhh – wymruczała pod nosem na propozycję teleportacji, bo prawdę mówiąc, to ona już wolała pływanie. Teleportacja zawsze kończyła się u niej tym, że potem wymiotowała, a teraz mogła wyrzygać co najwyżej tego cukierka, którym poczęstował ją Thomas. – Ciekawe jak dawno… – czy może żyli tu jacyś potomkowie Cassandry, którzy mieli w sobie jeszcze jakąś krew czarodziejów, a potem, jeśli się ona zatraciła, to zapomniano o tym miejscu?

Nachyliła się nad tą taflą wody by zobaczyć… siebie. Swoje rozmywające się oblicza w ruszającej się toni, a potem poderwała głowę i rozejrzała się z tego miejsca.

Tak, to było tak bardzo znajome. Niemalże jeden do jednego.

Nie zdążyła nic odpowiedzieć Cathalowi, bo ten tak po prostu się teleportował i zostawił ją i Thomasa.

– Nie nie, bo się porzygam znowu. Idźcie przodem, zaraz do was dołączę – wyprostowała się, założyła ręce na biodra i rozejrzała się raz jeszcze dookoła, mierząc wszystkie odległości i czas, jaki by jej zajął, gdyby zdecydowała się na formę kota… Byłby to bieg dookoła linią brzegu – z pewnością poszłoby jej szybciej, niż w ludzkiej formie, ale jeśli jezioro było duże i miałoby to zająć kolejne pół godziny, to nie miałoby to większego sensu. Dlatego mierzyła, i liczyła, szacując na co jest gotowa a na co nie. A gdyby tak spojrzeć na wszystko z góry? Może z lotu ptaka wyglądało to wszystko inaczej, może było tam coś jeszcze…?

Przemieliła w głowie wszystkie za i przeciw, i ostatecznie, póki co, wybrała kocią formę, od razu puszczając się biegiem jak najkrótszą drogą, by dostać się do towarzyszy.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#22
04.01.2025, 13:05  ✶  
– Nie jestem pewien, czy atmosfera jest odpowiednia na piknik – stwierdził Cathal, spoglądając na McGonagall, na chwilę przed tym jak znikł. Niby minę miał poważną, usta nie wygięły się w uśmiechu, ale jeden ich kącik jakby drgał lekko, a drobne zmarszczki w kącikach oczu stały się wyraźniejsze: jak gdyby ten uśmiech czaił się na jego twarzy, ledwo powstrzymywany. – W pobliżu nie ma żadnych starych szczątek ani grobów. Musielibyśmy wrócić na cmentarz.
A potem znikł.
Shafiq nie był człowiekiem, który lubił czekać.
*
Gdy Thomas się teleportował, Cathal kucał, przypatrując się tym, co zostało po ścianach domu. Figg nie był historykiem magii, Shafiq i Ginny już tak – oboje po rozejrzeniu się mogli ocenić, że chociaż to miejsce nie było aż tak stare, jak te które badali zazwyczaj, to budynek powstał – i zapewne uległ zniszczeniu – wiele wieków temu. Mogło to nastąpić sto czy dwieście lat po zagładzie wioski: musieliby przeprowadzić dokładniejsze analizy, aby zyskać pewność.
– Patrz – mruknął Cathal, wskazując na niemal zatarte już znaki, wyryte w kamieniu. Przypominały runy, chociaż nieco zmodyfikowane względem tych, których używali zwykle czarodzieje: i dla Cathala był to tylko dowód, że faktycznie mogli natknąć się na jakieś ślady Blackwoodów. W wiosce, która tak długo była odcięta od reszty świata czarodziejów, magia rozwinęła się nieco inaczej: czasem znaki, jakie widywał badając budynki w Walii, różniły się od tych, które poznał z kart szkolnych podręczników.
Tych konkretnych nie dało się odczytać ani nawet powiedzieć, jakie było ich przeznaczenie. Straciły moc dawno temu, były częściowo uszkodzone, ale mieli pewność, że mieszkał tutaj kiedyś jakichś czarodziej. Thomas nie dostrzegał i żadnych pułapek, jeśli kiedyś tu były, to prawdopodobnie czas je unicestwił.
Ginewra dołączyła do nich chwilę później: jezioro nie było bardzo wiele, a chociaż przedarcie się wzdłuż jego brzegów byłoby trudne dla człowieka i nawet kot tu i ówdzie musiał pokombinować, szukając najlepszej drogi, to zwinna i szybka w swojej zwierzęcej postaci mogła pokonać całą drogę w nie więcej niż kilka minut.
– Żadnych podejrzanych żab – rzucił Cathal, tym razem uśmiechając się do niej lekko, zanim znowu zwrócił spojrzenie na pozostałości po budynku. Nie był z pewnością tak wielki jak Dwór Cape, ani ruiny innych posiadłości, rozsianych w pobliżu Hogsmeade – i czasem kryjących takie rzeczy, jak połykające ludzi żaby. Przypominał raczej resztki po dość dużym, kamiennym domu, sądząc po ilości rozsianych w pobliżu kamieni, obrosłych przez rośliny, pewnie kiedyś dość wysokim – ale teraz z murów niedużo pozostało, a dach nie istniał. – Prawdopodobnie miałaś rację. Mieszkał tutaj ktoś z wioski. Są tu podobne runy do tych, których tam używali.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#23
06.01.2025, 03:53  ✶  
Zdawał sobie sprawę, że był tutaj bardziej z przypadku niż był jako zamierzony partner tej wyprawy. W sumie gdyby nie fakt, że rozpoznał to miejsce to nie przybyłi by tu zapewne, a może by ta dwójka dostała się w inny sposób w innym czasie. Takie gdybanie ich by daleko nie zawiodło, dlatego też nie zamierzał się nad tym rozmyślać i skupił się na tym co potrafił, czyli szukaniu śladów pułapek czy innych zabezpieczeń jak klątwy.
Nie dostrzegał jednak niczego takiego, jeżeli faktycznie ktoś zadał sobie trup, aby umieścić tu jakieś pułapki mające chronić przed ciekawskimi zakusami innych czarodziejów to już dawno przestały działać zniszczone przez czas. Nie zostało nic, co mogłoby ich przywitać.
Przyglądał się runom wskazanym mu przez Cathala, nie przypominały mu nic co znał z pamięci, mimo rozwijania swojej wiedzy w zakresie run. Odetchnął głęboko i wyciągnął notes ze swojej torby i zaczął przepisywać widoczne runy. Powrócił jeszcze do tych zapisanych w Walii, zdawały się być niezmiernie podobne. Czyżby mieszkał tu ktoś kto uciekł z wioski? Zmarszczył brwi. To czego nauczył się podczas podróży po świecie to fakt, że w różnych zakątkach globu runy potrafiły być diametralnie inne. Jednak tutaj? Byli cały czas w Anglii, Blackwoodzi nie pochodzili z jakichś odległego miejsca. Czyżby magia w ich wiosce tak diametralnie różniła się od reszty?
Schował notes i opuszkami palców przebiegł po wyżłobieniach w kamieniu, ciekaw był co niosły za sobą te runy, miały być ochroną, a może służyć do ataku na nieproszonych gości? Będzie musiał się nad tym pochylić i spróbować to rozgryźć? Może Shafiq pozwoli mu zbadać te w walijskiej wiosce, albo dostarczy jakieś materiały o zebranych tam informacjach na temat run.
- Ale te na szczęście nie działają, nie musimy się mierzyć z dziwnymi barierami - powiedział z delikatnym uśmiechem po słowach mężczyzny. - Nie widzę też, żeby były tu jakieś działające pułapki czy klątwy, ale lepiej nie bądźcie zbyt niefrasobliwi - dodał i z wciąż wyciągniętą różdżką ostrożnie zagłębił się w ruinach, aby odszukać cokolwiek co zamiast tworzyć kolejne pytania da im jakieś odpowiedzi.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#24
09.01.2025, 20:40  ✶  

Chwilę zajęło jej przedarcie się przez krzaki dziko rosnące wokół – bo nikt się nimi nie zajmował, nikt nic nie przycinał, nie uprzątał, więc natura miała pełne pole do popisu, by się rozrosnąć w żaden sposób nie niepokojona. Ale o ileż to wszystko było prostsze w formie kota: mogła się przeciskać pod, pomiędzy, skakać nad, wdrapywać na różne przeszkody… Oczywiście szybciej było się po prostu teleportować, ale nikomu nie działa się krzywda i niczyje życie nie było zagrożone, więc lepiej było się przebiec.

Kiedy wyskoczyła zza krzaków i zbliżyła się do Thomasa i Cathala, pociągnęła kilka razy nosem, próbując wyczuć, czy wyostrzone kocie zmysły są w stanie wyłapać tutaj coś więcej, a gdy uznała, że nie ma tutaj nic dziwnego – odmieniła się i niemalże od razu założyła dłonie na biodra, okręciwszy się odrobinę, chcąc wyłapać wszystko, co się tutaj działo. Pozwoliła, by jej oczy pozostały kocie, złote i nie chowając różdżki, zbliżyła się do swoich towarzyszy.

– Czysto? – zapytała dźwięcznie, nie chcąc straszyć jednego, jak i drugiego, ale być może nie powinna wyłazić za ich plecami, przemieniać się i odzywać, bez uprzedniego chrząknięcia. Oboje mieli chwilę czasu, by lepiej rozeznać się w terenie i tym, co mieli przed sobą.

– Nie ma żab? Sprawdziłeś? Świetnie – historia z żabą była… cóż. Karą za zbytnią ciekawość, gdy kręcili się po ruinach dworku w Hogsmeade, w poszukiwaniu historii, jaka kryła się za duchem dziewczynki. Po spotkaniu z dziwacznymi mechanizmami-żabami, po których Ginny też miała nieprzyjemność rzygać, wolała się od takich rzeczy trzymać na bezpieczną odległość. Odpowiedziała Calowi wdzięcznym uśmiechem. – Nie chcemy tu kolejnej sytuacji – nawet się uśmiechnęła półgębkiem, trochę nawet szyderczo, w ramach autoironii.

Teraz jednak przyglądała się budynkowi, by dojść do tych samych wniosków co Cathal: był stary. Nie tak stary jak wioska, którą badali, ale nadal – stary. Cud, że zachował się tutaj do tej pory. Myśl o zabezpieczeniach była więc tym mocniejsza.

– To bardzo stary budynek – oszacowała na głos. – Prawie tak stary jak nasza wioska Blackwoodów – dodała z lekkim zamyśleniem. – Musi tu działać jakaś magia, sprawdzaliście? – ona… cóż, była dobra z transmutacji, niezła z kształtowania, ale rozpraszanie… tu było pole do poprawy.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#25
12.01.2025, 17:49  ✶  
– Kiedyś były tu runy, ale teraz na pewno już nie działają. Nic nie powstrzymało teleportacji, nie wybuchło ani nie próbowało mnie zeżreć… i tak, sprawdziłem, czy nie ma żab – odparł Cathal, po czym poruszył lekko ramionami, jakby chcąc podsumować w ten sposób, że nie zauważył żadnej działającej magii. – Może ochronna magia działała kiedyś i dzięki temu dom przetrwał dłużej, ale potem nie miał kto jej odnawiać i zaczął się wreszcie rozsypywać?
Wyciągnął jednak różdżkę, szepcąc zaklęcie rozpraszające, a potem odruchowo zerknął na Thomasa. Shafiq był dobry w rozpraszaniu: w jego pracy czasem postawienie odpowiednio mocnej tarczy decydowało o życiu lub śmierci, przykładał się więc do tego od zawsze, ale nie był klątwołamaczem i wiedział, że jeżeli tkwi tutaj „coś więcej” to już nie była robota dla niego. W takich sytuacjach do przodu zwykle pakowała się Leta, głośno przy tym świergocąc, czasem przekonując, że w miejscu była jakaś okropna klątwa, czasem nie.
Nie chciał się do tego przyznawać, ale bywały momenty, gdy mu jej brakowało.
Nawet jeżeli wciąż był na nią zły.
Wszedł ostrożnie między pozostałości po ścianach, wciąż z różdżką przed sobą. Machnął różdżką, próbując postawić przed sobą tarczę: być może zbytek ostrożności, ale Cathal wolał być martwym paranoikiem niż żywym, doskonale zdrowym na psychice człowiekiem… zaraz: zdrowie psychiczne i jego rodzina nigdy właściwie nie szli w parze, więc na to i tak nie miał już sił.
– Na moje oko raczej nie wyprowadzili się, zabierając rzeczy… ale miejsce musiało być albo wtedy odosobnione, albo chronione, bo nikt tego nie rozkradł.
Shafiq nie był zaskoczony. Widywał już czasem w różnych miejscach na świecie stare domy, zniszczone przez chłód, deszcze i wiatry, zagarniane powoli przez przyrodę: w których wciąż stały łóżka, pokryte gnijącą pościelą, od ścian odpadały jedwabne tapety, a na rozpadających się sekretarzykach stały rodzinne pamiątki. Tutaj nie wyglądało to aż tak „imponująco”, bo w pewnym momencie musiała zawalić się większa część sufitu, i potem postępowało już zniszczenie, ale dało się dostrzec resztki mebli, coś, co kiedyś musiało być kominkiem.

Rozproszenie, na tarczę
Rzut PO 1d100 - 31
Slaby sukces...

Rzut PO 1d100 - 54
Sukces!



Kostki, kostki…
1 – nie znajdujemy (póki co) nic super ciekawego
2 – Ginny wypatrzy w ruinach kryjówkę, ujawnioną przez zaklęcie rozpraszające
3 – Thomas wypatrzy zwój wśród zniszczonych mebli
4 – w ruinach wciąż znajduje się podniszczony, mówiący portret.

Rzut 1d4 - 1
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#26
17.01.2025, 01:41  ✶  
Czasami zapominał, że Cathal również znał się na pieczęciach, dlatego w pierwszym odruchu uniósł nieco brek i zerknął z ukosa na mężczyznę.
- Najpewniej tak, ale pytanie czy zanim stąd nie zniknęli nie rzucili paru przekleństw, gdyby ktoś się tu zapuścił. Dlatego bądźcie ostrożni - dodał jeszcze i samemu ruszył wgłąb ruin w poszukiwaniu. No właśnie w poszukiwaniu czego? Czegokolwiek co byłoby choć trochę pomocne w określeniu czy na pewno mieszkali tu Blackwoodowie. A może by nawet odkryli całą historię, która kryła się za zamieszkaniem tego odległego miejsca? To chyba zbyt pobożne życzenia jak na to jak wyglądały te ruiny. Z drugiej strony skąd mogli wiedzieć, że ostatni mieszkający tu ludzie nie zniszczyli specjalnie tego budynku, aby ukryć jak najwięcej o swojej przeszłości? W końcu nie można było o Blackwoodach, że byli normalnymi ludźmi.
- Może dom popadł w ruinę, kiedy ostatnia mieszkająca tu osoba zmarła? - wyraził na głos swoje myśli rozglądając się uważnie, kierując się powoli w stronę zniszczonych mebli, ciekaw czy w nich się coś znajduje. Cały czas ściskał przy tym różdżkę w prawej dłoni, gotów do jej użycia w razie potrzeby. Może i instynkt mówił mu, że nie ma się czego obawiać, nie czuł tego dziwnego uczucia towarzyszącego mu, gdy zawsze przebywa w pobliżu klątw, ale zdecydowanie coś był tutaj nie tak. I wolał nie paść ofiarą jakiejś dziwnej klątwy.

Percepcja - czy coś zobaczy
Rzut N 1d100 - 19
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 26
Akcja nieudana
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#27
18.01.2025, 21:21  ✶  

Mruknęła coś pod nosem, na wyliczankę Cathala, nie patrząc na niego, a na budynek.

– Pewnie tak, żadna magia nie jest wieczna – powiedziała, trzymając się pod boki, w skupieniu ściągnąwszy brwi. Zerknęła na Cathala, gdy wyciągnął różdżkę i zaplótł zaklęcie, ale nic się nie stało. Nie powiedział też nic, założyła więc, że efekt był właśnie taki: nie działała tu żadna magia. Z jednej strony to dobrze, bo nie musieli się z nią siłować i uważać aż tak bardzo, a z drugiej… Zagadka była tym większa. Guinevere nie rozumiała, co takiego Cassandra chciała im pokazać. Albo jej. Albo komukolwiek, u kogo ulokowałaby się w głowie – jak to miało miejsce w maju z nią przez tamten dziwny zwój, który na koniec spłonął.

– Coś musi działać na tym obszarze ciągle, skoro nikt się tu nie kręci – dodała i zamknęła ten pochód, ostrożnie wchodząc do budynku za Thomasem. – Tak, lepiej uważać… A ty coś widzisz, Thomas? Twoim czujnym okiem? – z Guinevere był żaden klątwołamacz, nie była też jakoś świetna z rozpraszania magii, bo miała inne zalety i wszyscy tu zebrani doskonale zdawali sobie z tego sprawę

– Mogło tak być. Pytanie czy Blackwoodzi tu żyjący już wymarli całkiem, czy może jednak jest choć jedna żyjąca osoba… Może ktoś jest, może magia jest przywiazana do całego rodu? Może nawet rozciąga się na mugoli? Byłoby ironiczne – tylko sobie na głos gdybała, ostrożnie stąpając po podłodze, brudnej, zakurzonej, uważając, by nie nadepnąć na coś, co spowoduje, że skręci kostkę, albo gorzej. Stan budynku był… cóż. Materiały gniły, a Ginny miała taką kocią ochotę pociągnąć za zasłony i zobaczyć, co się stanie, ale powstrzymała ten kaprys – dłonie aż ją zaswędziały i musiała je zacisnąć na swoich ramionach. Schyliła się, zaglądając do komina, potem przeskanowała izbę, zajrzała do kolejnej… Szukała czegokolwiek, co przyciągnie jej uwagę, co nie będzie tutaj pasowało, albo, co będzie jakąkolwiek wskazówką.


Percepcja
Rzut Z 1d100 - 22
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 48
Sukces!
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#28
20.01.2025, 13:49  ✶  
– Może gdzieś w okolicy są runy albo pieczęcie, odstraszające mugoli? – zasugerował Cathal. Takie rozwiązania jego zdaniem potrafiły chronić miejsce przez setki, jeśli nie przez tysiące lat: natykał się na nie znacznie częściej w innych krajach niż w Anglii, ale to wynikało w dużej mierze z tego, że Wyspy były przez magicznych archeologów już całkiem dobrze zbadane… to jednak nie oznaczało, że wcale ich nie było. Mężczyzna spojrzał nawet w stronę lasu, jakby spodziewał się, że zdoła przebić się wzrokiem przez zieloną gęstwinę, dostrzec znaki, wyryte na jakimś pokrytym mchem kamieniu albo głęboko w pniu wiekowego dębu. Nie dostrzegł jednak niczego, tylko zieleń drzew, liście szemrzące cicho na wietrze.
– Może Cassandra zakładała, że ktoś dotrze tutaj wcześniej? Kiedy jacyś Blackwoodowie jeszcze tu mieszkali? – powiedział, wycofując, się by obejść teren. Wyciągnął z kieszeni papierosa, odpalił go i zaciągnął się dymem, krążąc wokół resztek starych murów, wodzący spojrzeniem po kamieniach. Przystanął w pewnym momencie i gapił się po prostu na rysę w murze, jakby ta była najbardziej fascynująca na świecie: nie dostrzegł tak naprawdę niczego interesującego, a jedynie jego myśli uciekały, próbowały biec we wszystkie strony. Ku obrazom przeszłości, ku budynkom z walijskiej wioski, i jednocześnie gdzieś w teraźniejszość i przyszłość. Może jakiś czarodziej przetrwał, ale w linii po kądzieli nosił inne nazwisko, i dlatego się na niego nie natknęli, a wciąż mieszkał w wiosce albo jej okolicach? A może był tutaj jakiś mugol, który nie wiedział wiele o magii, ale babka czy prababka opowiadała mu do poduszki bajki o jego rodzinie, która umknęła tu przed katastrofą? Trzymał gdzieś na strychu tajemniczą skrzyneczkę, której nikt nie umiał otworzyć?
A może Cassandra zostawiła przedmioty i zaklęcia, które miały przestrzec przed powtórzeniem wyczynu Augustusa i poprowadzić do jej dzieci, ale omyliła się, i natknęli się na nie za późno?
W czasie gdy on tak tkwił, Thomas i Ginny byli bardziej produktywni, sprawdzając wnętrza zrujnowanego wnętrza. Figg nie wypatrzył żadnych pułapek ani schowków, nie odnotował też żadnych odznak tego, aby ktoś pozostawił tu nieprzyjemne prezenty pod postacią wiekowych klątw czy pułapek. Jeżeli nawet takie tutaj kiedyś były, nie przetrwały. Początkowo i kobieta nie miała wiele szczęścia: to miejsce opuszczono dawno temu i czas zapewne zniszczył większość wskazówek, które mogłaby próbować zostawić Cassandra Blackwood… czy raczej jacyś jej krewni, skoro ona prawdopodobnie zginęła w wiosce.
W końcu, gdy słońce zdążyło zmienić już swoją pozycję, Cathal wypalił trzy papierosy i wziął się wreszcie nie za myślenie o głupotach, a opukiwanie ścian, Guinevere dostrzegła w jednym miejscu symbol, który był jej znany: widziała go już na jednym z filarów na wrzosowisku. W ścianie ukryto tubę do przechowywania pergaminu, podobną do tych, które znaleźli w pracowniach Augustusa, skrytych w podziemiach wioski.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#29
22.01.2025, 00:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.01.2025, 01:05 przez Thomas Figg.)  
- Mogą być, choć podejrzewam, że spotkał je taki sam los jak runy, wątpię, żeby umieszczono je na czymś trwalszym i bez dbania o nie zapewne też zostały zniszczone. bo jeżeli mieszkał tu ktoś kto uciekł to zapewne były i runy chroniące przed wizytą nieproszonych czarodziejów - dodał sceptycznie. Choć była opcja żeby faktycznie takie runy przetrwały i ochrona przed mugolami nadal istniała, to znajdowali się w środku lasu i natura lubiła wracać po swoje. Dlatego nie do końca był przekonany, ze jacyś mugole tu nie zabłądzili. A może mieszkańcy wioski bali się tu zachodzić? Z powodu jakichś zabobonów czy żyjącej pamięci jakiejś klątwy. Może za życia ich dziadów czy pradziadów coś się tutaj wydarzyło? Potrząsnął głową wiedząc, że zastanawianie się taki i gdybanie nie zaprowadzi go donikąd.
Z drugiej strony, rozglądanie się po tym miejscu również nie przynosiło im niczego, znaleźli te ruiny, potwierdzili, że mieszkali tu jacyś czarodzieje. tylko co z tego, skoro nie dawało im to zupełnie nic. Odetchnął głęboko ostrożnie poruszając się bardziej do wnętrza pozostałości po tym budynku. Szukał ewentualnych zabezpieczeń lub jakichś poszlak mogących im pomóc w uzyskaniu odpowiedzi.
- Tak, zabierają hobbitów do Isengardu - mruknął pod nosem bardziej, ale było to również doskonałe słyszalne dla innych. Z cichym westchnieniem dodał już głośniej, odwracając się w stronę Guinevere.- Absolutnie nic, to miejsce to rudera, nie zostało tu chyba nic - w jego głosie pobrzmiewała odrobiną rezygnacji, czy faktycznie uda im się cokolwiek dowiedzieć z tej wyprawy? A może faktycznie powinni skorzystać z bliskość jeziora i zrobić sobie piknik? Przynajmniej by nie marnowali czasu na czcze szukanie poszlak. - Nie wiem, może wcale nie popadło ruinę bo nie miał się tym kto zajmować dłużej albo zostało porzucone i zabrano wszystko co istotne? Albo mugole to rozkradli - myślał na głos próbując dostrzec cokolwiek co nie było mchem, częścią zawalonego, zbutwiałego dachu czy poniszczonymi kamieniami, które niegdyś tworzyły ściany domu. W frustracji sięgnął po paczkę z papierosami i odpalił jednego.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#30
25.01.2025, 00:25  ✶  

Przekrzywiła głowę, słuchając Cała i Thomasa, jak dywagują, gdzie mogły znajdować się, albo wręcz przeciwnie, runy odstraszające mugoli. W Egipcie dużo symboli, fresków i innych zachowywało się bardzo dobrze, zwłaszcza w zapomnianych świątyniach, ale tam warunki były znacznie inne: często brak dostępu powietrza, więc nawet farby zachowywały swoje kolory, brak wilgoci, korzeni drzew, wiatru. Erozja była bardzo niszczycielskim zjawiskiem, praktycznie nie do uniknięcia. Można było tylko odsunąć jej działanie w czasie, zminimalizować skutki. W Wielkiej Brytanii warunki były pod tym kątem znacznie gorsze, zresztą wystarczyło spojrzeć na ten domek… czy raczej jego ruinę. Nie wyglądało, jakby jego zawartość została rozkradziona. Raczej… ktokolwiek tu mieszkał – odszedł i zostawił to wszystko. Może zabrał za sobą jakieś cenniejsze, sentymentalne rzeczy, ale zwykle to, co było cenne dla archeologów, nie wydawało się takim dla normalnych ludzi.

– Może zakładała, nie wykluczałabym tego – przyznała po chwili, przystając na moment w tych swoich oględzinach. Przez krótką chwilę spoglądała jak Cal wyciąga papierosa, ale szybko straciła zainteresowanie.

– A co to jest hobbita? – zmarszczyła brwi, wyraźnie wytrącona z równowagi, kiedy usłyszała coś, o czym nie miała bladego pojęcia. – I ten Isen-coś tam – dodała i zrobiła ruch ręką mówiący, by Thomas kontynuował, cokolwiek tam gadał. Nie kojarzyła takiego miasta w Anglii. – Tak jakby większość miejsc wykopalisk archeologicznych nie było ruderami – odparła może nawet nieco kpiąco i lekko uniosła kąciki ust. – Thomas – dodała – Rudery i groby to nasza specjalność – i nie zamierzała przyjąć sprzeciwu – wiedziała przecież doskonale po jakich miejscach się głównie szlajają. Daleko im było od pięknych salonów. Ale piękne salony nie niosły ze sobą setek lat zapomnianej historii. – To miejsce nie wygląda, jakby zostało okradzione. Raczej… Jakby ktoś po prosu już tutaj nie wrócił – była gnijąca pościel, zasłony… i inne rzeczy.

I kolejny zaczął palić. Ginewra wywróciła na to oczami, ostentacyjnie pokręciła głową, a potem zaczęła przeszukiwać ściany – kiedy panowie sobie palili. W którymś momencie wyciągnęła dłoń, by poczuć fakturę pod palcami, przejechała nimi z góry na dół i… wtedy to zobaczyła, dziwnie załamane światło – aż zmarszczyła brwi i niemalże przytuliła się do ściany, obracając głowę pod dziwnym kątem. Przyłożyła dłoń do lekkiego wgłębienia i wtedy poczuła rowki układające się w symbol…

Już go kiedyś widziała, była pewna.

– Haaaa – czy to tryumf w jej głosie? Nie umiała go powstrzymać. A może bardziej: nie chciała go powstrzymać. – Tu coś jest – runa. A gdy przyjrzała się bliżej, znalazła niewielki otworek w ścianie, łatwy do przeoczenia i ostrożnie wydobyła z niego tubę. Nie, nie zamierzała jej otwierać, nie tutaj. Zdmuchnęła kurz i pył, które z pewnością osadziły się na wieku. – A jednak coś tutaj zostało – powiedziała go Thomasa i uśmiechnęła się… jakoś tak… kocio. Ale z pewnością miała ciągle ludzką postać.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (4823), Guinevere McGonagall (4582), Thomas Figg (3626)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa