• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[lipiec 1963] Laboratorium Doktora Żywa Śmierć

[lipiec 1963] Laboratorium Doktora Żywa Śmierć
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#11
17.11.2024, 14:59  ✶  
— Zatem możliwe, że tam urzędował — pomruknął Longbottom, wysłuchawszy relacji Brenny.
Na kilka chwil przed uchyleniem klapy myślał jeszcze o tym, jak najskuteczniej mogliby przygotować się na to, co mogło ich czekać. Przeszła mu przez głowę bąblogłowa, bardzo przydatna nie tylko pod wodą, ale i przy eksplorowaniu laboratoriów, w których mogły unosić się różnorakie toksyny. Ostatecznie zrezygnował; nawet jeśli coś tam było, nie powinno sieknąć ich od razu. Zdecydowanie bardziej praktyczne było przygotowanie się zawczasu do posłania w stronę włazu tarczy na wypadek, gdyby po drugiej stronie czekali agresorzy.
— Ogromny. Tacy cwaniacy zwykle mają wielkie ego. — Nie żeby on był najlepszą osobą do krytykowania rozmiaru ego. Jego własne było całkiem wydatne. — Tak, nie mówimy nikomu. Absolutnie nikomu.
Lista osób, które mogłyby mieć z tym problem, była kosmicznie długa. Rozpoczynała się na mieszkańcach Warowni, a kończyła na biurze Brygady. Staremu Godrykowi mogło zależeć na Brennie lub nie; Clemens wierzył jeszcze wtedy, że każdy członek rodziny ma miejsce w sercu tego głupiego pryka. Choć wierzył też, że senior nie odpuści żadnej okazji, aby skrytykować syna i obwinić go za coś; to dlatego wolał, aby relacja z tego wieczoru do staruszka nie dotarła. Tessa i Elise… och, one zdecydowanie zmyłyby mu głowę niezależnie od wyniku przedsięwzięcia.
Gdy Brenna powtórzyła znak, klapa zaskrzypiała i zaczęła powoli się otwierać. Po długich sekundach wstrzymanych oddechów i szalejących obaw Brygadziści odkryli, że nic ich nie zaatakowało. A na pewno nie od razu. Nie wyglądało też na to, aby wbrew obawom detektywa cokolwiek miało się stamtąd ulatniać. Poza tym że mieli przed sobą ziejący piwnicznym chłodem wlot, nie zmieniło się nic.
Czarodziej odgonił Brennę ruchem ręki i w kucki pochylił się nad włazem. Z tej pozycji ocenić mógł jedynie, że w środku znajduje się jakieś słabe źródło światła, a w dół prowadzi drabinka. Po więcej musiał zejść w czeluści.
— Zejdę pierwszy — oświadczył i nie była to kwestia, w której zaakceptowałby jakąkolwiek dyskusję. Nie pozwoliłby bratanicy za żadne skarby świata tak się wystawić.
Włożył więc różdżkę za pas i zaczął schodzić po stopniach w nieznane. Jego oczom ukazała się niewielka podziemna pracownia. Na pierwszy rzut oka widać było, że odbywająca się tu praca była bardziej teoretyczna i konceptualna niż wytwórcza. Na ścianach z łysego kamienia wisiały tablice zapisane równaniami i wzorami struktur, blaty zaściełały notatki, w jednym tylko kącie ustawiono podręczną stację roboczą.
Lecz to kształt rozpostarty na podłodze przyciągnął najwięcej uwagi detektywa.
— Halo?! — zawołał w głąb pokoju. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Podniósł głowę ku szczytowi drabinki i odezwał się do Brenny: — Możesz zejść, tylko ostrożnie.
W piwnicy zaś Brenna mogła zobaczyć to samo, co wuj: kształt na podłodze bez wątpienia był nieruchomą sylwetką mężczyzny leżącego twarzą w dół; mężczyzny, szczupłego, łysiejącego, w pomiętej szacie.


piw0 to moje paliwo
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
18.11.2024, 16:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.11.2024, 16:19 przez Brenna Longbottom.)  
– O czym mamy nikomu nie mówić? – spytała bez mrugnięcia powieką. Bo oczywiście nie robili absolutnie niczego, o czym nie należało mówić krewnym, prawda?
Brenna chyba też jeszcze wierzyła, że dziadkowi na niej zależy – ta wiara miała zatrzeć się z czasem, w miarę jak coraz jaśniejsze stawało się, że ani nie będzie nigdy idealną dziedziczką rodu czystej krwi, ani Brygadzistką, trzymającą się ściśle litery prawa, a raczej taką, która jak trzeba, dorobi do P drugi brzuszek, żeby wyszło B, albo tu i ówdzie zapisze parę literek niewyraźnie. Ale nie chodziło o to, co ktoś miałby przeciwko, ale o to, że z tych wszystkich osób Brenna tak naprawdę bała się trochę wyłącznie swojej matki. Elise zresztą w ogóle była tą osobą, którą… bardzo trudno ignorować. A Quintessa... No, jej Brenna nie chciałaby martwić, poza tym na pewno krzyczałaby na wujka.
Dziewczyna wstrzymała oddech, otwierając klapę, i to wcale nie dlatego, że obawiała się, że w jej nos uderzą trujące opary.
Ku pewnemu zdumieniu Brygadzistki, nie zdarzyło się kompletnie nic. Nikt nie spróbował ich zamordować, nic nie poruszało się na dole, nie uruchomili żadnych pułapek. Nie żeby tego oczekiwała, chyba wolała, by nic się nie wydarzyło, a jednak… jednak była tak odrobinkę rozczarowana.
Odgoniona ruchem ręki wuja wycofała się dosłownie odrobinę, tak żeby dać mu pole manewru. Nie sprzeczała się bo, mimo wszystko, była żółtodziobem, a wujek Clemen Zawsze Wiedział, Co Robić. Gdy on zaglądał do środka, ona tknięta przeczuciem wyciągnęła rysik z kieszeni (i na pewno nie spodobało się to Rosie, uznałaby jak nic, że Brenna zanieczyszcza miejsce zbrodni) i namalowała na podłodze znaczek, wskazujący na klapę.
Bo oczywiście że zamierzała wejść do środka za wujem, nawet jeśli nie pierwsza, a oczyma wyobraźni widziała, jak klapa się zamyka i nikt ich już nigdy nie znajdzie.
Pochyliła się nad klapą, gdy Clemens schodził w dół. Różdżkę trzymała w ręku i w napięciu śledziła jego ruchy. „Ja idę pierwszy/a” było zdaniem bardzo często wypowiadanym w ich rodzinie, i kłótnia nie nastąpiła teraz tylko ze względu na różnicę wieku i doświadczenia – już kilka lat później nie było szans, aby Woody mógł przeforsować swoje w podobnej sytuacji, ale teraz… teraz Brenna była bardzo grzeczna, to jest została na górze, póki on schodził, tylko po to, by wpakować się na drabinę dosłownie w tej samej chwili, w której Detektyw Longbottom zawołał „halo!”. Ostrożność w jej wykonaniu oznaczała tyle, że nie zeskoczyła z połowy stopni, a dopiero po pokonaniu dwóch trzech odległości.
– Nie żyje? – zainteresowała się, spoglądając ku ciału. Zbladła może trochę, ale w słabym świetle nie było tego widać, a ogólnie nie reagowała gwałtownie. Nie prowadziła jeszcze żadnej sprawy związanej z trupami, ale mieli zajęcia w prosektorium, a poza tym… ten trup zdawał się jakoś mało realny. Jej wzrok powędrował ku rzeczom leżącym na blatach. Niby nie miała jeszcze wyrobionych nawyków, ale na szkoleniach słuchała, niczego więc nie dotknęła: spojrzała jednak ku notatkom i rozejrzała się uważnie, sprawdzając, co ciekawego znajduje się w laboratorium.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#13
03.01.2025, 16:17  ✶  
Porozumienie między nimi nie wymagało w zasadzie słów. Nikt się nie dowie, nic się tu nie stało, cały wieczór grzecznie siedzieli pod progiem laboratorium i pili kompot.
Za kilka lat nie będzie już tak zgodnie. Jak na Longbottomów przystało, będą startować z równych pozycji w konkursie na najświętszego męczennika. Staną do licytacji o to, czyje życie najlepiej będzie poświęcić w razie potrzeby (każdy oczywiście gotów zaoferować w pierwszej kolejności swoje własne). W Warowni chowali się bowiem sami najprzedniejsi kandydaci na ofiarę, na czele z Morpheusem, który od małego wróżoną miał śmierć. Doprawdy napawająca optymizmem zgraja.
Wujek może i sprawiał wrażenie, jakby zawsze wiedział, co zrobić, lecz tak naprawdę potrafił jedynie sprawnie improwizować kolejne kroki. Nie zawsze z zadowalającym skutkiem, bo od dumania nad konsekwencjami i trasami przyszłości był ten drugi brat. Clemens Longbottom specjalizował się w doraźnym gaszeniu pożarów, bez przydługiego dumania nad tym, jakie będą długofalowe skutki decyzji. Nie na wszystko były w końcu w tej pracy konkretne procedury, raczej dysponowali ogólnymi wytycznymi postępowania. A nawet jeśli już na coś były procedury, to… cóż, litera prawa nie jest świętością; trzeba być elastycznym.
Na namalowanie strzałki chociażby procedur nie było, a mogła się okazać rzeczywiście przydatna, na co Woody nie wpadł. Bo przecież mogli się stąd w każdej chwili deportować… prawda?
— Stąd nie ocenimy. — Czarodziej wzruszył ramionami i podszedł do ciała, nie opuszczając różdżki. — Przekonajmy się.
Nie patyczkował się z tym, bo choć oczywiście sprawa zgonu zawsze jest poważna, to nie było jego pierwsze rodeo (wręcz przeciwnie: jedno z ostatnich). Pierwsze, co zwróciło jego uwagę, to brak zapachu. Jako że jego interwencje ze zwłokami nie dotyczyły w większości morderstw, a wypadków bardziej przyziemnych — samotnych starszych ludzi, którzy od paru dni nie odbierali prenumeraty porannego Proroka — to spotkanie z trupem kojarzył przede wszystkim ze smrodem kilkudniowego rozkładu. Ten tutaj musiał być świeży.
Detektyw przykucnął i obrócił człowieka na plecy. Choć bezwładna twarz szczupłego staruszka, która się im ukazała, była nienaturalnie blada, brakowało oznak tężenia tkanek. Woody sprawdził puls w szyi, szukał go dłuższą chwilę uparcie, po czym pokręcił głową.
— Nic.
Od razu pomyślał o samobójstwie. Rozbili doktorkowi szajkę, wszystko skończone. Nie byłby pierwszym, dla którego lepiej wyglądała śmierć niż Azkaban. Samobójstwo albo porachunki, tak, na pewno coś z tego. Raczej samobójstwo, nie było widać gołym okiem żadnych obrażeń na ciele, a na podłodze ani śladu różdżki, która powinna towarzyszyć pojedynkowi.
Longbottom szturchnął bezradnie starca, lecz równie dobrze mógłby szarpać szmacianą lalę. Trudno, sam tu już nic dalej nie będzie kombinował. Nie był przecież koronerem. Wstał i cmoknął wyraźnie niezadowolony z tak rozczarowującego rozwoju wypadków.
— Do tego to już trzeba od ręki ściągać z powrotem ekipę — zawyrokował, patrząc ku klapie prowadzącej na górę. — Będziesz mieć chwilę na niego oko czy pójdziesz puścić sowę?
Pewnie nie powinien zadawać tego pytania, tylko wyznaczyć jej kategorycznie rolę posłańca i samemu zostać przy zwłokach, ale… co tam było mówione o nieprzemyślanych decyzjach?


piw0 to moje paliwo
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
05.01.2025, 16:52  ✶  
To przecież nie tak, że zamierzali je okłamać. Po prostu nie odpowiedzą im wszystkiego ze szczegółami. Przecież i tak o niektórych sprawach z pracy nie wolno było im rozmawiać – a poza tym Brenna już się nauczyła, że w sumie to ludzie niekoniecznie chcieli wiele wiedzieć o tym, jak wygląda praca Brygadzisty. Brenna w kwestii „nie mówienia o pewnych rzeczach, żeby kogoś nie martwić” potrafiła być wręcz trochę za bardzo elastyczna.
A gdy wujek potwierdził, że mają do czynienia z trupem, od razu przez głowę przeleciało jej, w jaki sposób przedstawić to wszystko, gdyby w domu ktoś o coś pytał, by przypadkiem mama nie uznała, że Brenna jest za mało dojrzała na pracę w Brygadzie, a ciocia nie nakrzyczała na wujka, że nie powinien wpuszczać bratanicy do jakichś podejrzanych dziur bez wsparcia.
Chwilę później do głowy Brenny przyszło jednak coś jeszcze.
– Zaczekam – odparła natychmiast, nawet się nie zastanawiając – nikt nigdy nie powiedział, że Brenna była najostrzejszym nożem w szufladzie, podejmowanie durnych decyzji miała w końcu we krwi – unosząc różdżkę, ledwo on by ruszył w stronę drabiny. Kierując ją ku mężczyźnie, spoczywającym na ziemi i próbując przywołać różdżkę, gdyby tę przy sobie miał – wprawdzie prokurator będzie potem narzekał, ale cóż, wypadła, jak sprawdzali czy żyje, prawda? Oczywiście, niby nie miało to sensu. Gość w końcu nie oddychał.
Nic nie powiedziała, bo to mogło być bardzo głupie, ale on nazywał się Doktor Żywa Śmierć, a jeśli szło o Brennę, sprawa przedstawiała się tak, że niezbyt lubiła eliksiry, za to bardzo lubiła baśnie.
Gdyby ktoś posadził ją nad kociołkiem i kazał przyrządzić Wywar Żywej Śmierci, Brenna siedziałaby z nieszczęśliwą miną, a potem na pewno zrobiła coś wybitnie trującego, co w ogóle nie przypominałoby Wywaru Żywej Śmierci. Za to doskonale pamiętała tę baśń: o królewnie, której podano eliksir, przez co zdawała się martwa i stracona dla świata, blada i chłodna niby zimowy śnieg, że jej pierś nie unosiła się w oddechu.
A potem książę przebudził ją ze snu.
Brenna naprawdę nie miała ochoty przekonać się, że tutaj leżała podobna księżniczka, która po tym jak wpadli tu Brygadziści chciała obudzić się w prosektorium, albo gdyby jej nie znaleźli, nocą, gdy na miejscu zostanie mniej ludzi, a nie w areszcie. I że odwróciła się do tej księżniczki plecami.


translokacja
Rzut N 1d100 - 53
Sukces!

Rzut N 1d100 - 34
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#15
27.01.2025, 22:22  ✶  
Czy Brenna była za mało dojrzała na pracę w Brygadzie? A gdzie tam. Wszyscy oni zaczynali przecież w podobnym wieku i nikt nie narzekał. Twardym trzeba być, nie miękkim? Niewiele od niej starszych studentów zabierano przecież rutynowo na sekcje zwłok, to i ona z pewnością z trupem mogła sobie dać radę. Choć wykładać to Elise Woody niekoniecznie miał ochotę. Ale Jeremiah powinien. Tak, to zadanie dla ojca-brygadzisty.
Jak można się domyślać, detektyw nie protestował, gdy Brenna zdecydowała, że zostaje. Ostatni raz rzucił okiem na trupa, pozłorzeczył coś pod nosem na to, że tylko dodatkowa robota z tego będzie, po czym wspiął się po drabince w górę i poszedł nadać pilną wiadomość.
Dziewczyna została w piwniczce sama. Od laboratorium padało przez właz światło, na biurku Doktora jarzyła się słabo lampka — ciemności nie musiała się więc obawiać. Było też cicho. Poza podłogą trzeszczącą nad jej głową pod wpływem kroków wuja, nie zakłócał spokoju żaden szmer. Wyglądało na to, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Różdżka rzeczywiście znajdowała się między fałdami wymiętej szaty staruszka. Po udanym czarze Brenny wysunęła się i potoczyła powoli po podłodze wprost pod nogi kadetki.
Było to rozsądne, ponieważ intuicja jej nie zawiodła. Choć przez pierwszych kilka chwil czuwania nic się nie działo, nagle klapa piwniczki opadła z głośnym łupnięciem, odcinając dziewczynę od reszty domu. Podczas tego zamieszania ciało Doktora ożyło, jego członki nabrały niespodziewanej żwawości i kościsty staruszek zerwał się na równe nogi. Zamaszystym ruchem przewrócił swoją stację roboczą, a wszystkie stojące na niej kolby i zlewki strzaskały się w drobny mak. Z rozlanej na podłogę zawartości uniosły się gęste, zielonkawe opary, które rozpełzły się po całym pomieszczeniu.
— Nie marnuj oddechu, dziecko — rzekł starzec, wycofując się w głąb pracowni. Brzmiał jak ktoś, kto szczerze nie chce być zmuszony do ostateczności, ale jest na nią gotów. Obserwował Brennę zapadniętymi, wodnistymi oczami, lecz nie przeszkodziło mu to na pamięć odnaleźć palcami pokrętła palnika, który buchnął fioletowym płomieniem. — Deportuj się teraz, jeśli chcesz stąd wyjść o własnych siłach. Lada chwila będzie za późno.
Ręce doktora na ślepo zaczęły zabierać papiery z blatów.


piw0 to moje paliwo
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
29.01.2025, 13:18  ✶  
Było coś upiornego w staniu samemu w pracowni, w której powstawały magiczne narkotyki, tuż obok trupa… przez jakieś trzy minuty. Potem Brenna pomyślała, że właściwie to mogło szybko zacząć się nudzić. Ale nie było jej to dane: i później, dużo później, miała dojść do wniosku, że w sumie to w ponudzeniu się od czasu do czasu nie ma jednak niczego złego.
Trzeba przyznać, że nawet jeśli myśli Brenny krążyły wokół bajki, to jednak nie spodziewała się tak naprawdę ani że nagle klapa zamknie się sama z siebie, ani że domniemany trup zacznie się poruszać. A ona nie była jeszcze doświadczoną funkcjonariuszką, tylko gówniarą, z której ust już w momencie, w którym klapa się zamknęła, jeszcze nim Doktor Żywa Śmierć poderwał się z podłogi, wydobył się dość uniwersalny okrzyk typowej gówniary, wzywającej na pomoc dorosłych krewnych:
– Wuuuuuujku!!!
Nie straciła jednak zimnej krwi. Nie do końca przynajmniej. A może inaczej – nie straciła typowego dla Longbottomów połączenia głupoty, brawury i skłonności do pakowania się w kłopoty. Teleportować się stąd? Uciec? Zostawić wujka Clemensa i w ogóle? Zwalić sprawę? No kurde, mowy nie ma!!! On był gotów na ostateczność, świetnie, ona też! Gdy opary zaczęły się unosić, ona odruchowo przydeptała butem różdżkę mężczyzny, w duchu modląc się, by przypadkiem nie okazał się geniuszem nie tylko w tworzeniu eliksirów, ale także w magii bezróżdżkowej.
Nie marnowała oddechu na odpowiadanie panu doktorowi. Wstrzymała oddech i poruszyła różdżką, po kolei próbując rzucić dwa zaklęcia – najpierw bąblogłowę, bo te zielone opary zdecydowanie nie wyglądały dobrze (fioletowe płomienie też nie, ale Brenna miała… no dobrze, miała dwie ręce, ale tylko jedną różdżkę, i nie mogła zająć się wszystkim na raz). A potem posłać pana Doktora ku przeciwnej ścianie, żeby zostawił te wszystkie pokrętła i dziwne, fioletowe ognie, bo Brenna nie była pewna, czy właściwie nie usiłował popełnić widowiskowego samobójstwa, niszcząc pracownię i przy okazji zabierając ją ze sobą na tamten świat.

kształtowanie, bąblogłowa, czar w starca, rzucam z IV, bo nie miała wtedy V
Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 16
Akcja nieudana





Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#17
14.02.2025, 21:32  ✶  
Różdżka Doktora pozostała na swoim miejscu, pod butem Brenny. Nic nie wskazywało na to, aby staruszek miał być mistrzem magii bezróżdżkowej. Nie podjął też żadnych kroków w stronę odzyskania narzędzia. To, co w tamtym momencie robił, nie wymagało użycia magii.
Gdy Longbottom tworzyła udaną bąblogłowę, Żywa Śmierć gorączkowo wsunął w płomienie plik papierów, które z łatwością zajęły się ogniem. Czarodziej w pośpiechu zaczął odpalać jedne dokumnety od drugich, dążąc do tego, aby zajęło się jak najwięcej ze zgromadzonych w piwnicy materiałów. Ogień zdawał się nie wchodzić w interakcje z oparami. Nie było to ani samobójstwo, ani próba spowodowania wybuchu. Odpowiedź była na tym etapie oczywista: Doktor niszczył dowody operacji oraz owoce swojej pracy, aby nie udało ich się w ten sposób odtworzyć i istniały wyłącznie w jego głowie.
Nie sięgnęło go niudane odpychające zaklęcie dziewczyny, a ogień rozprzestrzeniał się nieubłaganie szybko. Zadowolony z efektu Doktor, odseparowany od różdżki, porzucił dotychczasowe działania i zaczął przetrząsać szuflady biurka pod ścianą.

Na górze tymczasem łomoty i nawoływania nie uszły uwadze detektywa Longbottoma, który — zdążywszy nadać sowę priorytetem — wrócił w podskokach do laboratorium, gdzie zastał opuszczoną klapę. Widział — całe szczęście — symbol, jakiego użyła do jej otwarcia Brenna, lecz wydobycie go z pamięci i odtworzenie okazało się nie tak proste. Udało się to Clemensowi dopiero za trzecim razem, a więc i on nie zdążył na czas, aby powstrzymać gagatka przez pozbyciem się dokumentów, które bezpowrotnie strawił ogień.
Mężczyzna bardziej wskoczył niż wszedł do środka, gdy tylko właz się uniósł. Od razu w twarz uderzyły go opary, które nieco zawróciły mu w głowie, lecz nie marnował czasu na bąblogłowę w przeciwieństwie do przezrornej Brenny. Błyskawiczne rozeznanie w sytuacji i już skończył splatać zaklęcie mające unieruchomić Doktora, które… niestety również nie dosięgnęło zamierzonego celu.
[Tutaj sobie rzucałam na rzeczy do tego posta]
Być może wina leżała po stronie gęstych zielonych chmur substancji utrudniających precyzyjne celowanie, a być może  owe opary narkotyku zdążyły już rozejść się po organizmie brygadzisty. Nawet jeśli nie od razu, rozejść miały się wkrótce, posyłając go w stan narkotycznego upojenia, ale nie uprzedzajmy faktów. Odchoruje sobie naćpanie zakulisowo.
Na razie kluczowe było to, że postawa Doktora zdradziła, iż odnalazł to, czego szukał. Jego ręka sięgnęła głębiej do szuflady, teraz już nie po omacku, a dokładnie wiedząc, co chce chwycić.


piw0 to moje paliwo
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#18
26.02.2025, 09:28  ✶  
Brenna miała ochotę zacząć kląć, ale w tej chwili oznaczałoby to niewybaczalne marnotrawstwo, zarówno czasu, jak i powietrza. A kiedy doktor wrzucił papiery do ognia, omal nie popełniła poważnego błędu i nie przemieniła się w wilka - może i zdołałaby go powstrzymać, ale wokół szalał ogień, a wtedy nie byłaby też nijak chroniona przed oparami.
Nie była pewna, co właściwie chciał zrobić. I tak mieli dużo dowodów, a to co wyprawiał, na pewno liczyło się jako atak na funkcjonariusza na służbie i niszczenie dowodów zbrodni, nie było więc mowy, żeby uniknął więzienia – prawdopodobnie Azkabanu. Była jeszcze za młoda, aby w pełni ogarnąć, co było w tych papierach – że mogły tam być receptury, jakieś eksperymenty, może nazwiska dostawców i odbiorców. Uniosła różdżkę, w pierwszej chwili chcąc spróbować ugasić ogień… ale widok papierów, które chwycił mężczyzna sprawił, że zmieniła zdanie. Zresztą, po co przejmować się ogniem, skoro pojawił się wujek, a skoro on tutaj był, to na pewno wszystko będzie dobrze, prawda? Wujek Clemens w opinii nastoletniej Brenny absolutnie zawsze wiedział, co robi i nie popełniał błędów. No dobrze, prawie nie popełniał błędów, bo czasem zdarzało mu się głupio rozzłościć ciocię, ale w małżeństwach działy się rzeczy, na które żaden człowiek nie miał wpływu.
– No kurka! – zdenerwowała się trochę, machając różdżką. Część dokumentów spłonęła i Brenna bardzo nie chciała, żeby i te pozostałe zmieniły się w popiół, bo Rosa na pewno uzna, że to – wszystko – przecież – wina – Brenny. (Może trochę, ale hej, gdyby nie znalazła tego zejścia, doktor spokojnie podpaliłby pracownię, wszystko w niej, a potem cały budynek i zamierzała Być z Siebie Dumna).
Tym razem próbowała skuteczniej zaatakować Doktora Żywą Śmierć, by uniemożliwić mu bieganie z dokumentami i podpalanie wszystkiego wokół, i wytworzyć ciśnienie, które z powrotem wrzuci dokumenty do skrytki.

kształtowanie, 1 – walnięcie doktorem o ścianę, 2 – wyrwanie mu papierów
Rzut PO 1d100 - 24
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 66
Sukces!




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#19
07.03.2025, 18:18  ✶  
Nie każde śledztwo kończyło się w momencie zgromadzenia dowodów wystarczających do skazania. Szczegóły operacji były również istotnym zasobem. Pozwalały lepiej poznać charakter działań przestępnych, a więc i przeciwdziałać podobnym w przyszłości, usunąć z rynku pozostały towar Doktora czy przekazać jego receptury do analizy uzdrowicielom ze św. Munga, aby opracowali lepsze metody terapii dla koneserów tego narkotyku.
W piwnicy tymczasem każdy wdech sączył w płuca Longbottoma narkotyk, z każdym oddechem coraz trudniej było czarodziejowi skupić uwagę, a głowa stawała się coraz lżejsza i bujała się na karku to w jedną, to w drugą stronę. Nie miało minąć wiele czasu, nim do reszty odurzony padnie w jakimś kącie.
Choć duo brygadzistów miało przez cały czas wyjątkowy problem z uderzeniem swoimi zaklęciami w Doktora, to Brennie udało się udaremnić przynajmniej jego próbę sięgnięcia po rzeczy z biurka. I na całe szczęście, bo ułamki sekundy dzieliły starca od chwycenia świstoklika, który miał umożliwić mu ewakuowanie się z miejsca zdarzenia. Gdy przedmiot uciekł mu spod palców w najdalszy kąt szuflady, nie pozostało już Żywej Śmierci nic poza kapitulacją. Pozbawiony swojej różdżki, odgrodzony od obu dróg ucieczki, postawiony przed dwójką Brygadzistów — mimo że ten starszy rangą i wiekiem zbliżał się do niego niepokojąco nierównym krokiem — kryminalista nie miał już żadnych opcji.
Zniósł to z godnością. Od momentu aresztowania nie wypowiedział ani słowa, później obrzucał jedynie funkcjonariuszy pogardliwymi, prześmiewczymi spojrzeniami. Brenna jako jedyna miała okazję usłyszeć jego upiorny głos, gdy w piwnicy ostrzegł ją: nie marnuj oddechu, dziecko.
Wkrótce do Longbottomów dołączyło wezwane wsparcie. Zastali det. Clemensa zgonującego pod stołem laboratorium na parterze, z oczami utkwionymi martwo w suficie, spowolnionym oddechem i błogim uśmiechem na ustach. Ogień był już wówczas ugaszony, a Doktor aresztowany i spętany zaklęciami, na oku miała go dzielnie Brenna. Z dokumentów ocalały strzępy, zdecydowana większość kluczowych papierów poszła z dymem.
Tessa była niebotycznie wściekła, gdy Brygadziści zrzucili jej na kanapę w salonie naćpanego męża i wyszli, nakazawszy wysłać sowę, gdyby do rana mu nie zeszła faza. Faza zeszła przed świtem, Clemens Longbottom splądrował spiżarnię, po czym kimał jeszcze do południa. Nie zapomniał następnego dnia szepnąć o Brennie dobrego słowa do Rosy.

Koniec sesji


piw0 to moje paliwo
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4020), Woody Tarpaulin (4747)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa