Ciepłe, lipcowe popołudnie skłaniało bardziej ku odpoczynkowi niż jakiejś pracy. Niestety, Daphne z racji braków kadrowych została poproszona o osobiste załatwienie sprawy niecierpiącej zwłoki. Otóż z ksiąg rozrachunkowych wynikało, że gdzieś w magicznym Londynie ma miejsce proceder prania brudnych pieniędzy. Normalnie panienka Lestrange absolutnie nie zajmowała się takimi sprawami, była na to zwyczajnie za młoda, za cienka, a jej postać nie wzbudzała strachu... Niestety, nie było nikogo innego, kto mógłby się teraz przyjrzeć sprawie. Idąc uliczkami zastanawiała się czego tak właściwie szuka, nie miała zbyt wielu poszlak, a BUMowcy nie mieli czasu (albo chęci) jej pomóc. Czuła się jakby całe niebo sprzeniewierzyło się przeciwko niej. A mogła teraz siedzieć w biurze i popijać chłodzoną lemoniadę lub inną herbatę ziołową.
Z drugiej strony dzięki tej akcji mogłaby zabłysnąć w swoim biurze, a może i nawet ugrać jakąś podwyżkę. Musiała tylko wrócić z jakimś wartościowym tropem, czymś co mogłoby pomóc rozwiązać zagadkę. Wiedziała, że Ministerstwo raczej nie zadziała dobrze jeśli za tym wszystkim będzie stał ktoś wpływowy, ale jeśli odpowiadała za to niedoświadczona płotka lub co gorsza, jakiś brudas, to możnaby takowego delikwenta przetrzepać z góry na dół. Tylko czy Daphne powinna czuć przyjemne mrowienie na samą myśl o tym? Czy w tej sympatycznej i pomocnej panience czaiło się coś więcej niż tylko uśmiechnięta buźka. W końcu pochodziła z czystokrwistego rodu o wielopokoleniowej tradycji. Gdyby miała okazję pokazać swoją wyższość i przydatność w magicznym społeczeństwie, bez wątpienia by to zrobiła. Może dlatego liczyła, że będzie jej dane się wykazać.
Idąc dalej, natrafiła na miejsce o którym słyszała sporo złego. Wejście do Nokturnu. Nie wypadało jej się tam zapuszczać, z resztą nie miała w tym absolutnie żadnego doświadczenia. Pod skórą czuła, że tam mogą przetrwać tylko prawdziwe rekiny, najsilniejsi i największe cwaniaki, ci którzy mają prawdziwą głowę na karku. Ona była zaledwie podlotkiem (choć w papierach była przecież dorosłą i pracującą kobietą), miała świadomość, że to nie miejsce dla niej. W takim wypadku czemu jej intuicja mówiła, że powinna właśnie tam zaczerpnąć języka. Stała tak przez dłuższą chwilę, gapiąc się na ulicę, która dla niej równie dobrze mogłaby być osobną galaktyką, inną rzeczywistością, w której z całą pewnością byłaby zagubiona jak bezbronna owieczka porzucona na pożarcie wilkom.