Sybilla wzniosła się ponad Rzymem, spaliwszy swe wypełnione przepowiedniami księgi, zanim ostatni z królów rzymskich zdążył pojąć ich znaczenie. Savonarola kazał wystrzegać się ognia piekielnego i skończył na stosie, w ogniu, który sam rozpalił. Kasandra straciła głos, krzycząc prawdę, lecz Troja spłonęła, bo nikt słuchał jej krzyków.
Wielu widziało w Alexandrze Mulciberze człowieka porywczego, spalającego się w ogniu własnych namiętności, ale jego furia była tak samo zimna jak jego oczy. Wypalony prorok, który wypluwał przepowiednie dławiąc się popiołem i rzucał się w ogień, bo chciał wróżyć z płomieni.
Prędzej czy później, każdy prorok kończył tak samo: pochłonięty przez własne wizje jak przez płomienie.
Potrzeba było proroka, aby spalić Proroka.
Stanley, który pojawił w otoczeniu smugi dymu tuż po jego prawicy, zapewne by się z tym nie zgodził, pomyślał Alexander, unosząc różdżkę, aby rzucić na niego i na siebie zaklęcie ochronne. Powiedziałby, że aby spalić biuro redakcji Proroka Codziennego, potrzeba po prostu, kurwa, ognia.
Sukces!
Bo to Stanley był stworzony do wielkich rzeczy. Alexander był tylko prorokiem, a rolą proroka było przepowiadać wielkość innym, nie sobie.
"Chodź ze mną", zachęcił go wcześniej z nienaturalną dla siebie łagodnością, choć po samym tylko wejrzeniu na dnie ciemnych oczu dzieciaka wiedział, że Stanley większej zachęty z jego strony nie potrzebował. Nie po tym wszystkim, co przeszedł, nie po tym wszystkim, co spadło na jego barki pod koniec sierpnia. "Zmusimy ich, aby sami sobie pisali nekrologi." Nie widział większego sensu w roztkliwianiu się nad Dziesiątką mieczy, która wypadła z jego talii, gdy zapytał karty o Borgina. Utrata. Rozpacz. Brzemię. Interpretacja nasuwała się sama, gdy patrzyło się na kartę, na której z pleców człowieka leżącego twarzą do ziemi sterczało dziesięć mieczy. Nie potrafił mu pomóc. Nikt nie potrafił. W snach żałował jednak, że nie dane mu było przewidzieć śmierci jego ojca, że nigdy nie pytał kart o Roberta, którego jego los był mu, w gruncie rzeczy, obojętny. Nie był mu jednak obojętny los Stanleya. Alexandrowi nie były obojętne losy jego rodziny, nieważne, jak bardzo próbował samego siebie przekonywać, że jest inaczej.
Alexander Mulciber oparł dłoń o zimny, chropowaty mur budynku zlokalizowanego na rogu ulicy Pokątnej. Redakcja Proroka Codziennego nie była dobrze chroniona, bo nikt nigdy nie przewidywał, że ktoś odważy się zaatakować w samym sercu magicznego Londynu. System bezpieczeństwa gazety obejmował swym zasięgiem zmodernizowane drukarnie, gdzie specjalnie skonstruowane w tym celu maszyny wypluwały dzień i noc codzienny nakład dziennika, ale ochrona biura głównego pozostawała chaotycznym zlepkiem starych zaklęć i biurokratycznej rutyny. System alarmowy? Zapewne starej daty, bazujący na magicznych sygnetach noszonych przez pracowników, pierwowzór dalece bardziej zaawansowanych alarmów, którymi objęte były niektóre sale Departamentu Tajemnic. Widywał takie antyki w trakcie swoich rozlicznych podróży w poszukiwaniu artefaktów. Jedno hasło, aby złamać zabezpieczenia. Jedno subtelne zaklęcie konfundujące rzucone na patrolującego budynek stróża sprawi, że nawet jeśli spróbuje go aktywować, jego krzyk o pomoc nie dotrze tam, gdzie powinien.
Zginie w płomieniach.
Gdy wszystko się skończy, pomyślał tęsknie Alexander, rzuci spojrzeniem na ogień trawiący archiwa. Nie uśmiechnie się, gdy w płomieniach zobaczy przyszłość, ale pozwoli sobie na westchnienie ulgi, które wypełni jego płuca popiołem.
Bo przyszłość miała należeć do nich.
– Frontem. Zróbmy pokaz siły.
Była za kwadrans dziewiąta.
// Ponadto, korzystam z przewagi wykaz intencji (jasnowidzenie), dzięki której dane mi było zobaczyć we śnie przyszłość Stanleya. Razem ze Stanleyem wielokrotnie podkreślaliśmy fabularnie naszą miłość do krzyżówek, a że oboje regularnie wysyłamy rozwiązane krzyżówki do redakcji prenumerowanego przez nas Proroka, wiemy, że ich układaniem zajmuje się nie kto inny, jak sam redaktor naczelny Arnold "Arnie" Bacon, który to również pojawia się w moim śnie. Obecne we śnie symbole z dużą dozą prawdopodobieństwa pozwalają mi przypuszczać, że tego wieczoru Arnie będzie w pracy... I czeka go niezbyt udana nocna zmiana.
Kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Kiedy milknę, milczy świat