23.04.2023, 01:18 ✶
Cokolwiek było do zrobienia w tym domy, zapewne zostanie zrobione. Bo wyglądało na to, iż Eunice w istocie zdecydowała się na zakup tego miejsca, które miało stać się jej londyńską ostoją, azylem z dala od rodziny. Bo przecież Rosemary House znajdowało się blisko rodowej posiadłości. Choć piękne i niewątpliwie stanowiące doskonałe miejsce na ucieczkę od miejskiego zgiełku oraz na utytłanie rąk ziemią i obserwowanie, jak rozkwitają coraz to kolejne pąki – gdzieś z tyłu głowy pozostawało wrażenie, że znajdowała się w zasięgu rodzicielskich spojrzeń.
Nie o to wszak chodziło – została wypchnięta z rodzinnego gniazda, wbrew własnej woli. Przymusowy lot nie skończył się najlepiej, jednakże nie miała zamiaru ponownie do gniazda wracać.
Za późno na to.
Teraz musiała względnie samodzielnie – względnie, bo trudno mówić, żeby samodzielnie dysponowała rodzinnymi zasobami majątkowymi – stanąć na własnych nogach. I spróbować znaleźć własną ścieżkę w życiu…
… chyba że nie zdąży i ojciec ponownie wymyśli sobie wydać ją za mąż. Czego nie będzie mogła odmówić.
- Drobiazg – rzuciła pozornie lekkim tonem. Bo to jednak nie był drobiazg – to stanowiło kolejny, mały wprawdzie, ale jednak, krok w głąb grona popleczników Czarnego Pana. Łatwo wszak mówić, że popiera się tego czy tamtego, że coś powinno mieć kształt taki, a nie inny. Łatwo, dopóki nie przychodziło przejść od słów do czynów - te drugie bywały o wiele trudniejsze, stanowiąc nierzadko swoiste przypieczętowanie wyrażanego poparcia.
- Tak, też tak myślę, że to najlepsze rozwiązanie – przytaknęła, jeszcze raz rozglądając się po pokoju. Dopiero co poświęciła całkiem sporo czasu na urządzenie domu przy Alei Horyzontalnej. Dopiero co – i nawet nie zdążyło się jej to wszystko opatrzeć. Parę miesięcy wobec włożonego w to wszystko wysiłku - było to praktycznie niczym, biorąc pod uwagę, ile to wszystko tak naprawdę powinno było służyć – I owszem, część rozwiązań mogę nawet... – urwała, tknięta myślą. Może to jednak był głupi pomysł. Tak, część wnętrz w tamtym domu była tylko dla niej, ale czy jednocześnie przeniesienie tamtych rozwiązań nie będzie nieustannym przypomnieniem o tym, co było, a co nie jest i nie będzie?
- Albo i nie – skwitowała, wzruszając ramionami – W każdym razie w istocie wiem, jak to wszystko powinno wyglądać – potwierdziła, po czym uśmiechnęła się całkiem ciepło.
- Nie wiesz, w co właśnie się wpakowałeś – rzuciła lekko, żartobliwym tonem, zapewne tym samym sugerując, że takich wycieczek po draperie i inne rzeczy może być… bardzo dużo.
- Doskonały pomysł – uznała, praktycznie bez namysłu – Znam dobrą restaurację na Pokątnej, chyba że masz inny pomysł? – dodała, po czym skierowała się ku wyjściu. Decyzja została podjęta, reszta to już tylko formalności… i wpuszczenie odpowiedniej ekipy do środka.
Nie o to wszak chodziło – została wypchnięta z rodzinnego gniazda, wbrew własnej woli. Przymusowy lot nie skończył się najlepiej, jednakże nie miała zamiaru ponownie do gniazda wracać.
Za późno na to.
Teraz musiała względnie samodzielnie – względnie, bo trudno mówić, żeby samodzielnie dysponowała rodzinnymi zasobami majątkowymi – stanąć na własnych nogach. I spróbować znaleźć własną ścieżkę w życiu…
… chyba że nie zdąży i ojciec ponownie wymyśli sobie wydać ją za mąż. Czego nie będzie mogła odmówić.
- Drobiazg – rzuciła pozornie lekkim tonem. Bo to jednak nie był drobiazg – to stanowiło kolejny, mały wprawdzie, ale jednak, krok w głąb grona popleczników Czarnego Pana. Łatwo wszak mówić, że popiera się tego czy tamtego, że coś powinno mieć kształt taki, a nie inny. Łatwo, dopóki nie przychodziło przejść od słów do czynów - te drugie bywały o wiele trudniejsze, stanowiąc nierzadko swoiste przypieczętowanie wyrażanego poparcia.
- Tak, też tak myślę, że to najlepsze rozwiązanie – przytaknęła, jeszcze raz rozglądając się po pokoju. Dopiero co poświęciła całkiem sporo czasu na urządzenie domu przy Alei Horyzontalnej. Dopiero co – i nawet nie zdążyło się jej to wszystko opatrzeć. Parę miesięcy wobec włożonego w to wszystko wysiłku - było to praktycznie niczym, biorąc pod uwagę, ile to wszystko tak naprawdę powinno było służyć – I owszem, część rozwiązań mogę nawet... – urwała, tknięta myślą. Może to jednak był głupi pomysł. Tak, część wnętrz w tamtym domu była tylko dla niej, ale czy jednocześnie przeniesienie tamtych rozwiązań nie będzie nieustannym przypomnieniem o tym, co było, a co nie jest i nie będzie?
- Albo i nie – skwitowała, wzruszając ramionami – W każdym razie w istocie wiem, jak to wszystko powinno wyglądać – potwierdziła, po czym uśmiechnęła się całkiem ciepło.
- Nie wiesz, w co właśnie się wpakowałeś – rzuciła lekko, żartobliwym tonem, zapewne tym samym sugerując, że takich wycieczek po draperie i inne rzeczy może być… bardzo dużo.
- Doskonały pomysł – uznała, praktycznie bez namysłu – Znam dobrą restaurację na Pokątnej, chyba że masz inny pomysł? – dodała, po czym skierowała się ku wyjściu. Decyzja została podjęta, reszta to już tylko formalności… i wpuszczenie odpowiedniej ekipy do środka.
Koniec sesji