04.04.2023, 21:23 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2023, 20:23 przez Lyssa Mulciber.)
Obudziła się w złym humorze. Zmęczona, skonsternowana, ale i też wyraźnie zmartwiona. Chłodne powietrze przedpołudnia zakradało się do pokoju i otrzeźwiało. No właśnie... chłodne powietrze. Lyssa spojrzała w kierunku okna, którego ramy otwarte były na oścież, a zasłony poruszały się lekko pod wpływem wiatru. Przez moment leżała tak, wpatrując się przez nie w miejski krajobraz, który znajdował się po drugiej stronie, by wreszcie odrzucić kołdrę i szybkim krokiem podejść do okiennic i zamknąć je szczelnie. Przycisnęła je ręką, zaciągnęła nawet mocniej klamkę, potem ciągnąc za nią i chcąc upewnić się, że to nie otworzy się znowu, mimo że na pewno zostało zamknięte. Poprzedniego dnia machnęła na nie różdżką, ale może to w tym tkwił problem?
Zmarszczyła brwi, sięgając do dziwnego snu, z którego nie tak dawno się wybudziła. Nie wiedziała co było dziwniejsze, same słowa mężczyzny, czy cała jego prezencja; jego ubranie, nie mówiąc już o myśliwskiej strzelbie, którą trzymał w dłoniach. W całej swojej niecodzienności jednak, nie wyglądał na kogoś, kogo powinna się bać. Bardziej alarmujące były jego słowa...
Ubrała się i wyszła z pokoju, swoje kroki kierując najpierw do kuchni, gdzie naparzyła sobie lawendowej herbaty, zagryzając co chwila wargi przez gonitwę myśli i roztrząsanie tego, co właściwie działo się poprzedniego dnia. Przywoływała każdy moment, każdy detal, z dokładnością odtwarzając w głowie poszczególne etapy od opuszczenia mieszkania, aż do jego powrotu i pójścia spać. Im dłużej jednak nad tym myślała, tym bardziej zdawała się być przekonana, że nie powinna zatrzymywać tego tylko dla siebie. W końcu jej ojciec był tym Dolohovem. Może jej prześladowca miał więcej wspólnego z nim samym, niż z nią?
Weszła do gabinetu, wiedziała jednak, że go tam nie zastanie. Wyjechał nagle i wciąż czekali na jego powrót. Ona i Trelawney - jej spojrzenie padło na jego sylwetkę. Na moment zawahała się. Mężczyzna nie był jej ojcem, ale z drugiej strony... czasem odnosiła wrażenie, że był tym elementem, który łączył Dolohova z ziemią. A w tej sytuacji mogło się to wydawać o wiele bardziej pomocne.
- Dzień dobry - przywitała się z nim, zamykając za sobą drzwi i zajmując miejsce siedzące. Próbowała się do niego na dobry początek uśmiechnąć, ale minę miała nietęgą, więc zaraz po tym dmuchnęła ostrożnie w parujący kubek i upiła mały łyczek herbaty. - Jakieś ciekawe plany na dzisiaj? - podobno rozmowy wypadało zaczynać od uprzejmości, więc Lyssa nie zamierzała sobie tego odpuścić, przynajmniej do momentu kiedy nie poukłada sobie w głowie chociaż odrobinę tego, co chciała właściwie powiedzieć.
Zmarszczyła brwi, sięgając do dziwnego snu, z którego nie tak dawno się wybudziła. Nie wiedziała co było dziwniejsze, same słowa mężczyzny, czy cała jego prezencja; jego ubranie, nie mówiąc już o myśliwskiej strzelbie, którą trzymał w dłoniach. W całej swojej niecodzienności jednak, nie wyglądał na kogoś, kogo powinna się bać. Bardziej alarmujące były jego słowa...
Ubrała się i wyszła z pokoju, swoje kroki kierując najpierw do kuchni, gdzie naparzyła sobie lawendowej herbaty, zagryzając co chwila wargi przez gonitwę myśli i roztrząsanie tego, co właściwie działo się poprzedniego dnia. Przywoływała każdy moment, każdy detal, z dokładnością odtwarzając w głowie poszczególne etapy od opuszczenia mieszkania, aż do jego powrotu i pójścia spać. Im dłużej jednak nad tym myślała, tym bardziej zdawała się być przekonana, że nie powinna zatrzymywać tego tylko dla siebie. W końcu jej ojciec był tym Dolohovem. Może jej prześladowca miał więcej wspólnego z nim samym, niż z nią?
Weszła do gabinetu, wiedziała jednak, że go tam nie zastanie. Wyjechał nagle i wciąż czekali na jego powrót. Ona i Trelawney - jej spojrzenie padło na jego sylwetkę. Na moment zawahała się. Mężczyzna nie był jej ojcem, ale z drugiej strony... czasem odnosiła wrażenie, że był tym elementem, który łączył Dolohova z ziemią. A w tej sytuacji mogło się to wydawać o wiele bardziej pomocne.
- Dzień dobry - przywitała się z nim, zamykając za sobą drzwi i zajmując miejsce siedzące. Próbowała się do niego na dobry początek uśmiechnąć, ale minę miała nietęgą, więc zaraz po tym dmuchnęła ostrożnie w parujący kubek i upiła mały łyczek herbaty. - Jakieś ciekawe plany na dzisiaj? - podobno rozmowy wypadało zaczynać od uprzejmości, więc Lyssa nie zamierzała sobie tego odpuścić, przynajmniej do momentu kiedy nie poukłada sobie w głowie chociaż odrobinę tego, co chciała właściwie powiedzieć.