• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[12 maja 1972] Family line

[12 maja 1972] Family line
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
20.07.2023, 23:31  ✶  
Scattered 'cross my family line
I'm so good at telling lies
That came from my mother's side
Told a million to survive
Scattered 'cross my family line
God, I have my father's eyes
I can run, but I can't hide
From my family line

Eryk przyszedł po swojego syna na drugi dzień. Albo i nawet ten sam, w zależności od tego, jak patrzeć na przypływ i odpływ nocy. Nie było uścisków, ale nie było też krzyków ani negatywnych gestów. Było chłodne przywitanie obu panów i dumne odejście w stronę kominka, kiedy pieniądze się posypały, żeby wyciągnąć niepokornego chłopaka z ciupy.

Zielone płomienie obmyły atmosferę i pozwoliły, żeby ogień wybuchł na dobre.

I było to dziwne, było to niezrozumiałe, bo przecież ktoś taki jak Sauriel powinien po prostu walczyć o swoje. Pokazać, że ma też tutaj wiele do powiedzenia, udowodnić, że może nawet więcej niż tylko się bronić. Nie było tak? Wystarczy zrobić pierwszy ruch i pierwszy krok. Ale nie potrafił. Nawet kiedy wrzała między nimi kłótnia, latały kurwy, były krzyki, nawet jak był zalążek rękoczynów, wymian między nimi, to potem trafiał w punkt ponownego przyparcia do ściany. I nie potrafił. Był tak mocno sparaliżowany, że ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a w myślach tylko drżał. I tu nie było inaczej, kiedy spoglądał w czarne oczy swojego ojca. Człowieka, którego przypominał bardziej, niż widział to kiedykolwiek wcześniej - teraz dopiero wiedział. Wiedział, że jest jego kopią. I nigdy nie ucieknie od tej przeklętej krwi. Mógłby uciec do tego Meksyku, z którego tyle żartował, ale nie zmieni swojej krwi. Tego, co teraz przenosił na Victorię i gdyby kogokolwiek innego dopuścił tak blisko to i na nich by to wylewał. Wymówki? Nie, dajcie spokój. Wszystko skazane było na równą porażkę. Takie samo, beznadziejne dno. Z poziomu podłogi jednak ciężko unieść się dumą i zacząć walczyć o swoje.

Victorie powitała cisza i spokój domu Rookwoodów. Tutaj zawsze było chłodno, albo tak tylko wydawało się Saurielowi. Oczywiście zaraz wyszła do niej Anna, uśmiechając się z lekką wstrzemięźliwością, ale nadal serdecznie. Była napięta i w stroju, który wskazywał na to, że niekoniecznie spodziewała się gości - przyodziała szlafrok, żeby w pełni zasłonić swoją koszulę nocną.

- Dobry wieczór, Victorio. Nie spodziewałam się ciebie o tej... godzinie. Sauriel nie wspominał, że przyjdziesz. - Wytłumaczyła się od razu, spoglądając na ciebie badawczo, trochę ostrożnie, jakby spodziewała się, że przyjmiesz to jakoś źle. I jakby się trochę tego obawiała, że przyjmiesz to źle. Zakłopotanie było dobrym opisem jej stanu.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
21.07.2023, 00:09  ✶  

Niby mogła tę kurtkę oddać jeszcze tej samej nocy… ale bała się, że jeśli będzie blisko celi, gdzie siedział Sauriel, to zrobi jakąś głupotę – bo była trochę roztrzęsiona po zupełnie niepotrzebnej i niezaplanowanej wyprawie na Nokturn. Na szczęście w Biurze nic takiego się nie działo, a Victoria odhaczyła to jako krótki, niezapowiedziany patrol. A i tak została przez to nieco dłużej niż powinna – żeby to odrobić. Miała za to o czym myśleć nad papierami. O tych wspomnieniach, o limbo… o prababci. Czy to faktycznie były jej wspomnienia?

Pomyślała sobie, że chyba pora zacząć pisać pamiętnik, przelewać gdzieś swoje myśli i wspomnienia. Może tak… Może tak nie zwariuje. Albo będzie to po prostu trwało dłużej. Zaczęła niemal od razu jak tylko wróciła do domu – by w miarę na świeżo przelać ten dzień, wyjątkowo długi, na papier. A później się położyła, wypiła eliksir nasenny i… tylko dzięki temu przespała ten dzień.

Nie musiała długo myśleć nad tym, że chciałaby się zobaczyć z Saurielem. Porozmawiać z nim… Zobaczyć jak się ma. Oddać kurtkę – powinna. Pytanie tylko czy ktoś go wyciągnął z aresztu? A no wyciągnięto, tego się przynajmniej dowiedziała, kiedy na moment pojawiła się w pracy – tylko po to. A skoro tak, to…

Udała się do Rookwoodów. Tak, niezapowiedzianie. Tak, bardzo rzadko tam bywała, raczej włóczyli się po restauracjach, albo (zwłaszcza od czasu Beltane) przesiadywali u niej – ale to nie bez powodu, od czasu zaręczyn miała naprawdę gorący czas i przez kilka dni w ogóle wolała się nigdzie nie pokazywać. To był więc pierwszy raz, kiedy od czasu zaręczyn pokazała się w Little Hangleton. Zimna jak codziennie. Ale choć ona nie miała pojęcia co się działo u domowników w ostatnim czasie, tak oni mogli sobie poczytać o niej – i o tych wszystkich sensacyjnych wieściach odnośnie Zimnych – w gazetach.

Victoria wyglądała na odrobinę zagubioną i zmęczoną, ale kiedy zobaczyła, że to Anna wyszła jej na spotkanie, nawet jeśli w szlafroku, to uśmiechnęła się do niej.

- Dobry wieczór. Przepraszam, wcześniej jakoś nie było czasu – Victoria nie przyjęła tego źle, nie było się czego obawiać. Raczej to ona spodziewała się, że być może Anna ją wyprosi o tej godzinie. Ale znowu – Sauriel z kolei bywał u niej ostatnio o naprawdę dziwacznych godzinach, więęęc… - Miałam w nocy dyżur, nie miałam jak przyjść wcześniej – ani tym bardziej się z wampirem umówić. - Sauriel jest w ogóle? Czy wyszedł? – z nim to nigdy nie było do końca wiadomo, miała jednak nadzieję, że uda się go złapać. - Chciałam… oddać – ruszyła ramieniem, na którym miała przewieszoną jego kurtkę. Sama była w dość prostej, chociaż dopasowanej do niej sukience. - Jeśli go nie ma, to po prostu zostawię… - było późno, noce były chłodne, ale sama nawet nie miała na sobie płaszcza ani żadnej kurtki. Odkąd ciągle było jej zimno to odkryła, że nie ma sensu ich póki co nosić, bo nie zamarzałam, zimniej jej się nie robiło, ani po prostu nie czuła żadnej różnicy. - Przepraszam za tę godzinę, naprawdę… Mogłabym wpaść któregoś dnia o jakiejś lepszej godzinie? Do pani. Mój ogród nie przeżył wichury – wyjaśniła zaraz… miała nadzieję, że Anna to akurat zrozumie.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
21.07.2023, 10:05  ✶  

Anna trzymała dłonie na swoim ciele, przytrzymując szlafrok, którego przytrzymywać nie musiała. Był zawiązany pasem, trzymał się bardzo dobrze. Spoglądała czujnie na Victorię. Och tak, oczywiście, że słyszała, czytała i była zaintrygowana. Choć w jej wypadku zaintrygowanie przyjmowało formę zaniepokojenia, kiedy teraz przyszło jej stanąć przed niewiadomą. Bo tym Victoria była.
Jej nerwowość jednak składała się na kilka czynników i posłyszane i przeczytane opowieści nie były tutaj jedynym ani nawet głównym wyznacznikiem. Miały swój wydźwięk w pierwszym momencie, kiedy takiej nieprzygotowanej przyszło jej się zetknąć z kobietą. W rodzinach niedaleko zazwyczaj padało jabłko od jabłoni, ale Anna wiedziała, że Victoria nie może być podobna do swojej matki - inaczej Sauriel by jej tak nie polubił i wiele rzeczy wyglądałoby inaczej. Mogła nie utrzymywać bardzo bliskiego kontaktu z synem, ale stykała się z nim prawie codziennie i - Boże - wychowała go przecież. Znała go być może lepiej, niż on znał samego siebie.

- Na bogów, zaharują was w tym Ministerstwie, mój mąż też ostatnio po nocach pracuje... proszę, wejdź. - W końcu puściła szlafrok, przynajmniej jedną dłonią i gestem zaprosiła Victorię, by przeszła dalej, a nie tkwiła w korytarzu. - Nie musisz mi wyjaśniać, praca to praca. Dajesz z siebie wszystko i to jest ważne. - Uśmiechnęła się do Victorii. Nie prostowała się dumnie, miała lekko opuszczone ramiona do przodu, żeby wręcz nie mówić o przygarbieniu, podkrążone oczy, jakby noce były jej tak samo niemiłe i ciężkie jak te, które przeżywała Victoria. - J-jest. Jest. - Kobieta zawahała się przez króciutki moment. - Nie, nie, proszę... zaprowadzić cię? - Zaproponowała zaraz. Bo może i to nie był dobry pomysł, miała wrażenie i nieprzyjemne odczucie strachu, że Sauriel będzie na nią zły, ale z drugiej strony... kto mógł mu poprawić chociaż trochę noc, jeśli nie osoba, która zajmowała mu tyle myśli i czasu? Anna była naprawdę wdzięczna Victorii. Widziała aż za wyraźnie to, czego Victoria dojrzeć szansy nie miała - jak jej syn się zmienił od czasu, kiedy zaczął się z Victorią spotykać. I czuła tak ulgę jak i jednocześnie współczuła kobiecie, która zostanie wydana za jej syna. Nie było tu prostych i jednoznacznych uczuć.

- Tak, tak... Sauriel wspominał, przygotowałam ci kilka sadzonek. Późno-wiosenne kwiaty, akurat na lato, bo... jak rozumiesz, mogłoby to zaszkodzić innym roślinom, musimy poczekać na jesień, żeby bezpiecznie wykopać sadzonki... Jeśli będziesz miała ochotę przyjdź proszę na herbatę, może przeszczepimy ci parę krzewów? - Uśmiechnęła się ciepło do Victorii, bardzo wyraźnie tutaj nabierając na ożywieniu. Temat, który ewidentnie był dla niej czymś dobrym, ciepłym i bezpiecznym. - Nie spodziewałam się, że dzisiaj się zjawisz, ale w tym czasie... zapakuję ci je? - Wskazała tutaj dłonią kierunek, w którym szły, sugerując że w czasie spotkania może je po prostu przygotować. W końcu jak to sadzonki - nie mogły i tak za długo czekać, żeby czasem im się nic nie stało więc na dniach i tak musiałyby opuścić dłonie Anny.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
21.07.2023, 14:03  ✶  
Lubiła Annę. Była jedną z tych nielicznych osób od Rookwoodów, które faktycznie lubiła. Nie znała jej jakoś świetnie, nawet nie dobrze, ale zawsze była miła i nigdy w żaden sposób odpychająca. Wiedziała od Sauriela, że nie zawsze robiła wszystko dobrze, że zawiodła syna na więcej niż jednym polu, ale miała w sobie po prostu coś takiego… sympatycznego. Nikt nie był przecież idealny, a nie dało się ukryć, że Anna, pomimo popełnionych błędów, nadal się starała – dla syna. Kto wie, może to on był powodem, dla którego każdego dnia wstawała i żyła? Pomimo.
  Victoria z kolei nigdy nie była nazbyt wylewna osoba, nie pchała rąk do ludzi to i łatwiej przyszło jej trzymanie rąk przy sobie, pilnowanie by przypadkiem nie dotknąć drugiej osoby i tym samym nie sprawić dyskomfortu swoim chłodem. Sauriel był… w tym wypadku naprawdę wyjątkiem, który by się nie wzdrygnal na jej przypadkowy dotyk. Co zabawne – Tori była podobna do swojej matki. Może nie skóra zdjęta z człowieka, ale faktycznie były podobne do siebie z wyglądu. Obie o ciemnych oczach, ciemnych włosach, podobnie prosty nos, nawet usta. Nieco bardziej oliwkowa skóra była jednak z pewnością po linii ojca od przodków wywodzących się z Francji. Jednak nie, z charakteru… nie były takie same. Ale czy na pewno? Na pewno miały zupełnie różne podejście do życia.
  - Nie przeszkadza mi to aż tak – przyznała Annie zresztą zgodnie z prawdą. Całkiem lubiła nocne dyżury. Zresztą była bardzo obowiązkowa i serio podchodziła do… chyba wszystkiego, czego się podejmowała. - Chyba wszędzie wszyscy robią teraz nadgodziny – jej ojciec w Mungu to samo. Nawet Isabella kilka razy dłużej zostawała w Ministerstwie, choć jej praca w Departamencie Skarbu nie mogła się równać zapierdolu jaki mieli w szpitalu i w Departamencie Przestrzegania Prawa.
  Widziała, że Anna jest trochę spięta. Mogła się tylko domyślać, że musiało chodzić o Sauriela, zwłaszcza wtedy, kiedy się zajaknęła. Nie wiedziała, ile wiedziała Anna – o tym, że Victoria wiedziała, że Sauriel odwalił i skończył w areszcie, ba, że sama otwierała jego celę i że to ona wysyłała do nich sowę. Za to była pewna, że nie wiedziała, że Sauriel przyznał się Victorii do tego, jak traktuje go ojciec, co dzieje się w domu, dlaczego został wampirem… bo tak po prawdzie to nie wątpiła, że już jednak rodziny wiedziały, że ona wie. A na pewno wiedziała Isabella – po tej kłótni jaka miała z Saurielem w salonie domu nawet się nie łudziła, że Isabella nie wiedziała. Tutaj za to było ciągle to o co się obawiała: o to, co zgotuje synowi ojciec po tym, jak już wyciągnie go z aresztu. Czy raczej – co zgotował o ile cokolwiek… ale znając temperament jednego i drugiego, coś na pewno się wydarzyło. I to było coś, co też zaprzątało myśli Victorii. Kiwnęła więc tylko głową na propozycje Anny, by ją zaprowadziła – nie chciała się tu jakoś kręcić sama, za mało znała ten dom.
  - Nie wiedziałam, że coś mówił. To bardzo miłe – uśmiechnęła się nawet, czego być może matka Sauriela nie widziała. Kwiaty były dla niej naprawdę ważne, a tyle sezonów pracy poszło się… - Och, bardzo chętnie. Znaczy bardzo chętnie przyjdę na herbatę – i po kwiatki rzecz jasna, ale no… pewnie miałoby było spędzić chwilę czasu z Anną. Nawet jeśli gdzieś tam w tle miałby się czaić zwykle naburmuszony wampir. To nawet… nawet urocze. - Nie trzeba dzisiaj, już i tak nadwyrężam gościnność – mogła wpaść po nie na przykład jutro, już normalnie umówiona. No chyba że Anna chciała, to kim była by jej tego odmawiać. - Mogę po nie przyjść jutro, albo w jakimś innym odpowiedniejszym momencie – zaproponowała.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
21.07.2023, 14:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.07.2023, 14:34 przez Sauriel Rookwood.)  

- Tak... chyba tak. - Anna zerknęła na Victorię, kiedy ta wspomniała o tym, ze teraz każdy robi dyżury. Wydawało jej się, że nawet nie trzeba na głos niczego dodawać. Że to było, do pewnego stopnia, wręcz boleśnie oczywiste. - Cieszę się, że wyglądasz na... zdrową... - Dobrała ostrożnie słowo, nie bardzo chcąc urazić Victorię. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że była w centrum zainteresowania wielu. I bardzo wielu pewnie pokazywało ją palcami i pytało z uśmiechem "a jak to jest..?". Zero wyczucia, zero ludzkiego podejścia. O tak, Anna również była ciekawa, ale miała takt i przede wszystkim ta ciekawość nie była przesłonięta przez zwykłe, ludzkie podejście do tego, co ta kobieta mogła odczuwać i jak ciężko mogło jej być. A wyglądała... zadziwiająco normalnie jak na to, ile pisali. Sauriel nic nie mówił, albo niewiele, a dopytywanie go uporczywe... tego nie chciała ryzykować. Lata mijały i Sauriel nie stawał się mniej swoim ojcem. Stawał się nim tylko bardziej. Anna przez długi czas sądziła, że Victoria będzie również podobna nie tylko wyglądem do swojej matki. Ludzie potrafili jednak zaskakiwać.

- Co mnie cieszy. - Dodała gładko po stwierdzeniu Victorii, że to miłe. Bo to było dla niej istotniejsze niż same podziękowania. - Każdy ogród zasługuje na drogie życie, nie przejmuj się, wystarczy kwiatów i krzewów dla nas obu. - Uśmiechnęła się życzliwie delikatnie ruszając dłonią w geście takiego uspokojenia, pokazania, że to nic nie szkodzi, że stało się, ale to można odnowić, odbudować. - Może ja powinnam przyjść? Czy to za duże wpraszanie się? Mogłabym ci pomóc przy ogrodzie. - Anna troszkę szybko wypowiedziała pierwsze pytanie, a potem zreflektowała się, że może jednak nie wypada, że to narzucanie się, że nieuprzejme. Więc i poleciało potem te dwa zdania, nim zamknęła swoje usta i aż się wzdrygnęła nerwowo. - Nie, nie, cieszę się, że Sauriel w końcu znowu spotyka się z ludźmi... - Zaprzeczyła zaraz, żeby naprawdę Victoria nie pomyślała, że to problem. A Anna martwiła się, że może tak pomyśleć. - Przepraszam, to Beltane i problemy... jestem przez to trochę... na szpilkach. - Kobieta uśmiechnęła się krótko, przepraszająco. - Dobrze, dobrze, spokojnie... możesz przyjść jutro, jeśli tylko masz ochotę. To naprawdę nie problem. - Zeszły do piwnicy, ale kobieta zatrzymała się kilka kroków przed pokojem.

- Poczekaj proszę chwilę. - Poprosiła i sama zapukała, po czym weszła po chwili ciszy do pokoju, zamykając go za sobą. Chwilę trwało, nim wyszła, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Uśmiechnęła się zachęcająco. - Dziękuję za odwiedziny. Naprawdę bardzo się cieszę. - I tak było. Bo nie sądziła, że ktoś mógł pomóc jej synowi, jeśli nie ta kobieta, której tak dobrze z oczu patrzyło. Tych zmęczonych oczu, które jeszcze wczorajszej nocy były tak skonfundowane.

Sauriel wychodził ze swojej sypialni - otworzonych drzwi, które oddzielały ten jego fantazyjny pokoik, w którym było zdecydowanie za dużo mugolskich rzeczy, jeśli tylko potrafiło się ich dopatrzyć. Bo nie był tak odważny, żeby trzymać je zupełnie na widoku. Dopinał trzęsącymi się rękoma koszulę, które próbował kontrolować - marszczył brwi przeklinając w duchu to, że w ogóle mu się trzęsły. W końcu darował sobie zapinanie guzików. Dwa zapięte musiały chwilowo wystarczyć. Podparł się o framugę, patrząc zmęczonymi oczami na Victorie.

- Oszalałaś? Wycieczka na Nocturn? - To były słowa, które powinien wypowiedzieć krzycząc, ale miał tak słaby głos, że były prawie jak szept. Kręciło mu się w głowie na tyle, że musiał zatrzymać się przy framudze, zanim miał podjąć dalszą wędrówkę do kanapy. - Rozbujaj mi rękę, to jednak ci przyłożę... dostaniesz klapsa.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
21.07.2023, 17:25  ✶  

- Ciągle się przyzwyczajam – słowa Anny były bardzo wymowne, ale Victoria nie miała ich za złe. Już rzeczywiście się trochę przyzwyczaiła – do tego wzmożonego zainteresowania, do nagłej rozpoznawalności. Rozumiała ciekawość, bo ta nie miała granic – wiedziała to też po sobie, bo ciekawość i pragnienie wiedzy pchało ją do przodu. - Nic mi nie jest – to akurat było kłamstwo. Fizycznie może i nic jej nie było, poza tym zimnem, ale do niego Anna musiała być już przyzwyczajona biorąc pod uwagę Sauriela. Ale psychicznie… Victoria nie była w najlepszej kondycji, a nocna wyprawa na Nokturn ją przeorała w zupełnie inny sposób, niż można było w ogóle oczekiwać.

Wiedziała, że Anna chyba równie mocno co ona kocha kwiaty i to trochę był taki pomost… wspólny temat, na który mogły rozmawiać, gdyby inne były zbyt trudne bądź robiło się niezręcznie. Uśmiechnęła się na myśl, że starsza kobieta chce się podzielić choć częścią kwiatów.

- Skąd, zapraszam – to nawet nie brzmiało za bardzo jak wpraszanie się. - Jest co robić, dosłownie wszystko zdmuchnęło, a ostatnio nawet widziałam, że gnomy próbują się wprowadzić. Z nimi sobie poradzę… – mruknęła już pod nosem. Nie była w najlepszych stosunkach z lokalnymi szkodnikami. Victoria starała się zachować kamienną twarz – wiedziała, że Sauriel się odsunął od ludzi. Że robił to celowo, ją też próbował trzymać na dystans, co powodowało takie głupie szarpanie się. - Niee, nic nie szkodzi. Wiem, wiem… – nie miała powodu uważać, że Anna kłamie, wiele ludzi było nerwowych po tym, co wydarzyło się na Beltane, wielu się bało, panika… ach.

Grzecznie poczekała przed pokojem Sauriela w piwnicy. Chłód… naprawdę przestał jej przeszkadzać. Stała tam i zastanawiała się, czy on kaprysi czy raczej nie czuje się za dobrze, że to tyle trwa. Kiedy Anna wyszła, to nieco zaskoczona odpowiedziała jej, że:

- Nie ma za co – i weszła do pokoju Sauriela, cicho zamykając za sobą drzwi. Wtedy się odwróciła się i dopiero go zauważyła. A pierwsze co rzuciło jej się w oczy to jego trzęsące się dłonie. Że trzęsły mu się tak bardzo, że… ach. Koszula. Oczywiście, że zerknęła, nie dało się nie, skoro ledwie dwa guziki udało mu się zapiąć i było widać, że w końcu się poddał, a ostatecznie ciężar swojego ciała powierzył framudze drzwi. Victoria nie musiała pytać co się stało, było dla niej jasne jak na dłoni. Szczegóły… Nie były istotne. Ważniejsze było dla niej to, że… no żył. Trzymał się na nogach. I był w stanie jakoś wstać. Nic więcej.

- Dziękuję za kurtkę – odpowiedziała mu na pytanie – jak sądziła retoryczne i rozejrzała się szybko po pokoju, by ostatecznie uznać, że odłoży mu kurtkę na oparcie kanapy. Pytanie, które okazało się tak słabym szeptem, że serce musiało jej się ścisnąć. - Zasłużyłam sobie, co? – nawet nie próbowała się wypierać, ani mówić mu, że to nie moment na te świńskie żarty, bo tak to zabrzmiało. Ale czuła się winna. I była zła na siebie – że była taka durna, że tak o zebrała się, by pognać na Nokturn, jakby od tego zależało jej życie. Nie zależało. I było to wszystko zupełnie idiotyczne. Odłożyła jego kurtkę i bez słowa i bez pytania po prostu ruszyła w jego stronę, ostatecznie wyciągając do niego ręce. - Chodź, pomogę ci – przecież widziała, że potrzebował pomocy. Że ledwo się trzymał na nogach. A oboje widzieli się już w momentach…. Gorszej formy więc chyba nie było się czego wstydzić?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
21.07.2023, 18:10  ✶  

Przyłożył głowę do framugi, podnosząc na nią spojrzenie i skupiając się na zbieraniu obrazu. Bolało go. Bolało go całe ciało, bolała go głowa, kurwa, krańce włosów chyba nawet go bolały i rzęsy. Ale to chyba nie było tylko światło z korytarza - to Zjawisko, które wkroczyło do jego pokoju. Jego malutkiej przestrzeni, gdzie chociaż w małej części można było być sobą. Gdzie chociaż w części uciekało się przed oczami. Nie, to nie było światło lamp. W tym małym saloniku, albo pokoju muzycznym, półmrok rozświetlała ledwo jedna stojąca lampa w rogu pokoju. Przez klosz wszystko miało bardziej pastelowy kolor, a blask rozlewał się na ściany. Nie było tu jasno. Mimo to Słońce weszło. Zadrżały mu wargi, kiedy się uśmiechnął do Niej - z powodu własnych myśli. I tego, jak dobrze się poczuł, że tutaj była.

- Masz... masz szczęście, że nie uszkodziłaś. Nie uszkodziłaś? - Właściwie w ogóle o tym nie myślał i nie miało to znaczenia. Po prostu sobie gadał - jak to on. Przesunął ręką po drewnianej ramie drzwi i lekko wypchnął się od niej do przodu, żeby skierować kroki do sofy. A szedł nawet prosto. Tylko wolno. Jedna noga. Stop. Druga. Starał się iść prosto, tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Miało - dla niego samego. Ale ten krok sprawiał, że jego oczy nawet robiły się zamglone. - No... zasłużyłaś... - Szepnął.

I wyciągnął do niej ręce szukając pomocy.

Jak coś tak drobnego i delikatnego mogło przynosić tyle poczucia bezpieczeństwa?

Przez moment nie ruszył się z miejsca, przytulając ją do siebie. Albo raczej siebie do niej. Może trwało to pięć sekund, a może pięć długich godzin - wszystko się mieszało, kiedy słabość poganiała słabość, a wspomnienia mieszały się z tymi, które wydarzyły się przecież tak wiele lat temu. W rzeczywistości to była bardzo krótka chwila, nim się przesunął, żeby rzeczywiście po kilku krokach dosięgnąć do kanapy i z wyraźną, wymalowaną wręcz na twarzy ulgą - usiąść na niej. Odchylił głowę w tył i przymknął oczy, kontemplując ten moment rozluźnienia mięśni, nim potrząsnął głową, żeby znów odszukać wzrokiem Victorii.

- Nie wypaliłas mi fajek, co? Wypaliłaś pewnie... - Wymacał skórę i zaczął obszukiwać kieszenie. A jak to w kieszeniach, zwłaszcza, że trochę ich było - całkiem sporo pierdół można było tam znaleźć. Od nic nie wartych pseudo paragoników, poprzez jakieś szybko bazgrane notatki, aż do drobniaków czy chustki, która normalnie służyłaby do wytarcia nosa. A do czego była wampirowi to nawet Sauriel tego nie wiedział. - Następnym razem poczekaj na mnie. Czemu tak się śpieszyłaś? Nocturn to... spierdolone miejsce.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
21.07.2023, 18:53  ✶  

Rozumiała to jak bardzo źle musiał się czuć, że ledwo stał. Jeszcze półtorej tygodnia temu była na jego miejscu, słaba, obolała, po wielogodzinnej nieprzytomności i bólu. I tak samo cieszyła się, że go widzi. Że jest obok. Nawet jeśli pomiędzy nimi panowała cisza – to wtedy w sercu robił się spokój. Victoria nie widziała jakoś świetnie w tym półmroku, ale na tyle, by widzieć pewne szczegóły. Może nie wszystkie, ale te najbliższe… Odwzajemniła za to uśmiech Sauriela. To, że w jego stanie światło mogło na niego działać drażniąco, jak na każdego bardzo obolałego człowieka, też rozumiała.

- Skąd. Nic jej się nie stało, mi zresztą też nie. Ale się na pewno przydała – pogłębiła wrażenie, że jest wariatką, ale tak po prawdzie to sama się o to najlepiej zatroszczyła – łażąc tam i z powrotem i trzymając się za głowę, a Brenna wcale nie wyglądała wtedy lepiej. Naprawdę, pasowały tam idealnie. I nikt nic nie chciał. - Wiem – powiedziała bez sensu.

Nie spodziewała się, że Sauriel się przytuli. Bardziej myślała, że złapie ją za ręce, ona się wtedy odwróci, przytrzyma go i pomoże mu iść. Zamiast tego poczuła jak jego ręce zamknęły się za jej plecami z ledwością, a kawał chłopa trochę ciężaru na nią zrzucił, ale to nic. Zaskoczona, bardzo delikatnie przejechała dłońmi po materiale koszuli na jego plecach, chcąc mu w ten sposób dodać otuchy. Sauriel się do niej nie przytulał. Zwykle… Trzymał jak największy dystans się w danej sytuacji dało – dlatego czuła to: jest źle. Bardzo źle. Serce zrobiło jej fikołka. Powinna była przyjść tutaj wcześniej? Powinna być przy nim? Źle zrobiła, że przyszła dopiero teraz? Przecież chciała być przy nim wcześniej.

Nie do końca go puściła, kiedy poczuła, że jego uścisk zelżał. Zgodnie z pierwszą myślą, złapała go w pasie, bardzo delikatnie, pozwalając mu żeby się na niej oparł i tak już sobie podreptali niespiesznie do kanapy. Chwilę później Victoria siedziała obok niego.

- Nie wypaliłam – to były bodaj najmniej ważne rzeczy, czy zniszczyła mu kurtkę i czy wypaliła papierosy. - Chcesz zapalić? Odpalić ci? – był tak słaby, że miała wątpliwość, czy w ogóle będzie w stanie zaciągnąć papierosa, by ten się zapalił, a nie zgasł od razu, ale jeśli chciał… Jeśli czuł potrzebę, by zapalić, to mogła mu trochę pomóc. - To akurat… Powiedziałabym, że tracę rozum, ale to byłoby wielkie spłycenie tematu i problemu – najpierw uśmiechnęła się do niego przepraszająco, a potem po prostu westchnęła. - Tłumacząc o co chodziło… No to przypomniało mi się coś, co nie miało prawa mi się przypomnieć, bo nie miało miejsca – cicho parsknęła. Wiedziała, że mu wcale nie pomaga, ale nie wiedziała jak ma mu to w ogóle wyjaśnić. - Po prostu… Wygląda na to, że wizyta w limbo nie skończyła się tylko nagłą utratą ciepła – zakończyła kulawo. Nie była pewna, na ile w ogóle Sauriel był w stanie temat udźwignąć, więc… nie rozwijała go za bardzo. Chyba, że będzie dopytywał. Ostatecznie… według Brenny nie powinna za bardzo przebywać sama, biorąc pod uwagę co się stało. A skoro trochę swojego czasu z Saurielem spędzała, to wypadałoby, żeby wiedział co może się stać. Tak… Chyba powinna mu powiedzieć wprost. Ale nie wiedziała, czy lepiej gadać teraz o niej, czy… może o nim? - Jak ty się czujesz? – chujowe pytanie. Widziała przecież, że okropnie. - Potrzebujesz jakichś eliksirów? – chciała mu pomóc. Naprawdę bardzo chciała.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
21.07.2023, 23:23  ✶  

Powoli przesunął po niej spojrzeniem, ale nie było w tym niczego wulgarnego. Szukał prawdy w jej słowach. W zapewnieniu, że jej się nic nie stało, bo kurtka tak naprawdę nie miała znaczenia. Mogła ją przynieść w strzępach, na pewno by pomarudził, ale koniec końców - to tylko kurtka. Może i tę konkretną lubił, była zresztą już trochę znoszona, bo swoje przeżyła. Ustawicznie naprawiana po przeróżnych przygodach, które w strzępach ją powinny zostawić. Mieliśmy zaklęcia, ten świat był ciągłym cudem. Nie dało się jednak tak łatwo naprawiać ludzi. A ona..? Zmęczona - ale ona prawie zawsze wyglądała na zmęczoną. Jej nieszczęsna klątwa z wiecznym niewysypianiem się... Teraz w zasadzie żałował, że wszystkiego nie pierdolnął tamtego drugiego dnia tego felernego maja i nie został z nią. Łatwo płakać za rozlanym mlekiem, bo refleksja przyszła szybko - nie, przecież to nie tak, że nie chciał zostać. Nie mógł. Albo nie chciał? Nie mógł i nie chciał? Nie podjąłby wtedy innej decyzji, a teraz, prawie dwa tygodnie później, czuł się jakiś mądrzejszy i bogatszy. W wiedzę? W spokój. Wszystko było teraz bardziej rozmyte, miałkie, łatwiejsze do przyswojenia. Prawie wszystkiemu można było przytaknąć. Nawet jeśli było to tak bardzo żałosne.

- Tak? - Zabrzmiał na zaskoczonego. - To dobrze. Jak zbroja. Polizana, odstrasza, bo moja. - Pogadał sobie dalej jakieś głupoty, które jako pierwsze wskoczyły do obolałej głowy. Jakby była napuchnięta, jakby mózg chciał mu wylać się przez uszy. A temperatura była przecież ciągle taka sama - chłodna. Zostawił tę kurtkę na oparciu, nie sprawdzając żadnej innej kieszeni. Tylko wyciągnął te fajki. - Ta Brenna. Ufasz jej? Chyba fajna babka, co? - Na pewno zapadała w pamięć. A już na pewno bardzo mocno zapadła w pamięć przez to, że chyba była pierwszą osobą, nie licząc Fergusa, która kojarzyła mugolskie teksty. I to jeszcze takie wspaniałe dzieło, jakim było dzieło pana Tolkiena! Jeśli to nie zasługiwało na szacunek, to ja nie wiem, co zasługuje. I w zasadzie nie, to nie było teraz ważne. Bo jednak ta wędrówka na Nocturn, to dziwne spojrzenie, jakie przez moment miała... Nie znał Victorii z takiej gwałtownej strony. Że leci. I to w TAKIE miejsce. To nie było żelazko zostawione na gazie.

Nawet nie podjął się próby odpalania tylko podał jej trzęsącą się ręką fajki. Między powolnymi i ostrożnymi, słabymi ruchami były jakieś tiki nerwowe i drgnięcia mięśni, które na ułamki sekund przerywały ten jakże pozorny spokój. Sielankę przesiadywania na kanapie. Rozmowa wampira i Tej, Która Przeżyła. Albo może Tej, Która Umarła.

- Aha... - To nie było pełne zwątpienia aha. To było wydobycie z siebie dźwięku potwierdzenia, że słucha i że nie rozumie. Bo wyjechała z wysokiego C... czy jakkolwiek się to mówi. Chyba tracę rozum. Nie, bez chyba. To "chyba" dopisał jego mózg, żeby nie brzmiało tak strasznie i tak... abstrakcyjnie. To był taki cios, co spada, nie spodziewasz się i nagle musisz się przystosować do nowej rzeczywistości. Ale Sauriel teraz działał w bardzo ślimaczym tempie. - Wizyta w... gdzie? - Widać było po nim, że próbuje nadążyć i chociaż było pozornie mało informacji to został nimi w zasadzie zasypany. I nie nadążał. Trochę się skrzywił, ale to nie był ten wyraz niezadowolenia - ta krzywizna była przekaźnikiem bólu przez nerwy, które przewędrowało przez jego ciało od głowy. - Tracisz... pamięć? - Spróbował złożyć w całość to, czego się dowiedział. No bo skoro przypomniało jej się coś, czego nie było... a Limbo, no tak, normalnie by to połączył, zrozumiałby. Ale teraz nie było normalnie. Mimo to próbował.

- Nie. - Znowu kąciki ust mu zadrgały w uśmiechu, takim sympatycznym. - Świat magii... nie zna na to leku. - I chyba dlatego Cruciatus był najbardziej obrzydliwą z klątw, jaka była stosowana. Bo nie można było się przed nią bronić, a ludzie tracili od niej zmysły. - Mooże byyć. - Zabrzmiało to nad wyraz wręcz leniwie i prawie beztrosko. Szczególnie z tym uśmiechem. Spróbował lekko wzruszyć ramionami, ale w efekcie tylko przesunął ręce i trochę się zsunął z oparcia. - Teraz jest dobrze. Możesz mnie pogłaskać, będzie jeszcze lepiej. - Tak, Sauriel stawał się tykalski tym bardziej, w im gorszym stanie był. Bo przestawał się pilnować. Nie spinał się, nie uważał, nie złościł się. Wszystko było wtedy prostsze. - Cieszę się, że cię poznałem, Viki.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
22.07.2023, 01:10  ✶  

Naprawdę nic jej nie było. Nawet nie wyglądała na przesadnie zmęczoną – wstała nie tak dawno temu, a spała, bo wypiła eliksir. Ostatnio częściej po niego sięgała… Zazwyczaj nie miała po nim nieproszonych snów. Ale jak to ona – po prostu nie tryskała energią na lewo i prawo, ewidentnie kumulowała ją w sobie, by nagle kiedy trzeba przyspieszyć tak, że tym, co ją znali, oczy wychodziły z orbit, jak wczoraj w areszcie.

Musiało być z nim naprawdę źle, widziała to, bo już po jednym razie znała symptomy. Sauriel nie pyskował i mało marudził, kiedy czuł się tragicznie. Moment burczenia był tym, w którym wiesz, że ewidentnie mu się polepsza. Jednak patrząc na to w jakim był stanie – Victoria nie liczyła na to, by nastało to szybko. I oczywiście, że się zastanawiała co oni mu do cholery jasnej zrobili. Biorąc pod uwagę zachowanie Anny i to jak wyglądał Sauriel – nic miłego. A bardziej: coś paskudnego. I nawet bez tego ciągnącego ją do niego uczucia cholernie by się o niego martwiła, to wrażenie absolutnie nic nie zmieniało – też by przyszła, bo chciałaby się z nim zobaczyć wiedząc jak reaguje jego ojciec. Też ściskałoby jej się serce. Też… chciałaby go dotknąć. Dotyk drugiej osoby potrafił zdziałać cuda, kiedy czuło się jak gówno.

- Tak, jak zbroja – ale w tamtym wypadku nie była to zbroja przeciwko ludziom. Była to zbroja przeciwko złu świata, którą ona po prostu się opatuliła dla nabrania otuchy. - Przyjaźnimy się od czasu Hogwartu i to pomimo tego, że ja byłam w Slytherinie, a ona w Gryffindorze – odparła Saurielowi. - Zawsze była wulkanem energii. No i znamy się już długo, jej rodzina mieszka w Dolinie jak ja, więc nie mamy do siebie daleko. Czasami na siebie wpadniemy… - i większość durnych pomysłów wpadała do głowy kiedy były koło siebie. - Wtedy kiedy wpadłeś do mnie, kiedy czułeś, że coś mi się może stać… Byłam wtedy z Brenną w lesie. Jakiś mugol uciekał w popłochu i krzyczał o stworach z zębami – mugol, bo w Dolinie Godryka prócz czarodziejów mieszkali też mugole. - To było stado wkurzonych błotoryjów – nic wielkiego. - Ale tak, ufam jej. To naprawdę kompetentna brygadzistka, zakochana w swojej pracy. No i ma przez to niezwykły talent do pakowania się w różne dziwne sytuacje – Viki uśmiechnęła się pod nosem. - Chyba zresztą sam zauważyłeś jak to u niej działa – bo Victoria na ten przykład… Najpewniej uznałaby, że nie widzi tej bójki, w końcu była po pracy. Chyba, że miałaby jakąś korzyść z tego, by przeszkodzić, albo gdyby było już naprawdę, NAPRAWDĘ gorąco.

Gadała, bo coś jej mówiło, że Saurielowi łatwiej jest teraz słuchać niż mówić samemu. Że może świadomość obecności drugiej osoby, która nie jest mu wroga, sama w sobie przyniesie mu pewną ulgę. Delikatnie zabrała od niego paczkę papierosów, wyciągnęła jeden z nich, po chwili wydobyła też swoją różdżkę, by od niej zapalić fajkę, którą sama się zaciągnęła – wszystko po to, żeby odpaliła i żeby Sauriel mógł w spokoju sobie… pielęgnować swój nałóg. Wątpiła by był w stanie się teraz zaciągnąć, ale może zrobi mu się lepiej od samej myśli, że ma w ręce papierosa i że może sobie go trochę popalić… Więc zaraz wręczyła mu tlącą się fajkę, gotowa ją złapać, gdyby miała wypaść mu z palców i miałby sobie coś przypalić.

- W Limbo – powtórzyła i uśmiechnęła się do niego smutno. Nie wierzyła, że nie słyszał. Nie wierzyła, że nie widział, co pisali w gazetach. Nie wierzyła, że nie wiedział, że w Limbo stanęła naprzeciwko Voldemorta i jakimś cudem ludzie się o tym dowiedzieli. - Nie, nie tracę – na szczęście. Chyba nie traciła. Raczej… zyskiwała – i się wylewało, a ona tonęła. - Wydaje mi się, że moje własne wspomnienia mieszają się z czyimiś. Kogoś, kto już był w Limbo – to było jedyne logiczne wytłumaczenie i Brenna miała tutaj rację. - To z Nokturnem… To było właśnie takie echo. Ubzdurało mi się, że koniecznie w tej chwili muszę tam iść, bo inaczej stracę dużo zainwestowanych pieniędzy. A kiedy już tam byłam… Zapomniałam po co w ogóle tam przyszłam. A potem przypomniałam sobie, że miałam coś odebrać. I za chwile, że jednak już to przecież odebrałam i jest w domu. A potem, że tego w domu wcale nie ma – Victoria westchnęła. - To było… Takie żywe. Takie rzeczywiste. Jak moje własne. Ale teraz zaczynam widzieć pewne niepasujące elementy. Nadal odczuwam to jako moje, ale wiem, że to nie mogłam być ja – nie chciała mu zamieszać, ale to było tak pojebane i jej samej się ulewało, że nie wiedziała jak to prościej wyjaśnić. - Brenna uważa, że jak najmniej czasu powinnam spędzać sama, w razie gdyby to się powtórzyło – i miała rację. Tylko komu miała powiedzieć, swojej matce? W akcie desperacji chyba. Może ojcu, ale się z nim minęła.

Naprawdę, serce się krajało, gdy tak na niego patrzyła – a patrzyła ciągle! Uważnie! Był taki biedny. Ciągle miała w głowie to co jej kiedyś powiedział, że „na wampirze wszystko się goi tylko nadal boli” – nie tymi słowami, ale taki był właśnie przekaz. Nie przyszło jej jednak do głowy, że to był Cruciatus. Powinno. Ale nie przyszło. Ależ była głupia! Za to nie musiał jej namawiać, już dawno chciała to zrobić, więc wyciągnęła do niego rękę i bardzo delikatnie pogładziła go po głowie przy skroni i kawałek niżej, już po twarzy.

- Lepiej? – pewnie nie, nie miała rąk które leczą, ale sam ją sprowokował. - Nie wolisz się położyć? Mogę ci użyczyć kolan – nie miała pojęcia czemu to powiedziała, ale było już za późno. I w sumie to nie miałaby nic przeciwko. Mogłaby go wtedy głaskać… O czym ty myślisz? Ale z tego dziwnego rozmyślania wyrwało ją stwierdzenie Sauriela. Stwierdzenie, które stało w sprzeczności z tym co mówił, kiedy zbierała go z Pokątnej. - Tak? Ja też się cieszę – nie sądziła, że polubi kogoś, kogo podsuną jej rodzice. Być może sami nie sądzili. Bardziej jednak zupełnie ich to nie interesowało, tylko sam biznes. Nie sądziła, że ktoś, kto pozornie w ogóle nie pasował do jej życia, stanie się dla niej taki ważny. - Nie jesteś rynsztokiem.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (4883), Sauriel Rookwood (3908)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa