• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[16 maja 1972, wieczór] Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu | Sauriel & Victoria

[16 maja 1972, wieczór] Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu | Sauriel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
22.07.2023, 21:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:51 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Pierwsze koty za płoty, Tuż za Dziurawym Kotłem).

„Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu, gdy staniesz na drodze, nigdy nie wiadomo, dokąd cię nogi poniosą”
16 maja 1972, wieczór
– Victoria & Sauriel –



- Nie rozumiem jednej rzeczy w tej twojej książce – rzuciła, kiedy wyszli z kawiarni. Victoria, po nocnej wizycie u Sauriela faktycznie wzięła książkę, o której ten tyle gadał i tak ją zachwalał. I rzeczywiście zaczęła ją czytać, chociaż z początku z oporami i nie rozumiała o co tyle krzyku kiedy przez kilkanaście pierwszych stron były to jakieś… nakreślenia świata i opisy usposobienia jakichś śmiesznych niskich ludzików z owłosionymi stopami. Kobieta kilka razy wzdychała wtedy teatralnie, nawet pomimo tego, że zaczęła to czytać u siebie w pokoju, z dala od wścibskich oczu swojej matki, która by chyba na zawał zeszła, gdyby się dowiedziała, że jej córka czyta jakieś mugolskie książki. Mugolskie cokolwiek w ich domu??? Ta. Więc zaczęła czytać w samotności. I… Musiała przyznać, że nawet się wciągnęła. Normalnie poszłoby jej to nawet szybciej, ale jednak nie zamierzała przerywać swojego życia, rzucać wszystkiego i czytać książkę, bo jednak miała co robić: przypilnować eliksirów, w tym jednego naprawdę trudnego, do którego przez ostatnie dni gdzieś przy okazji kompletowała składniki, chodziła też do pracy, no i przyjęła u siebie Annę, kiedy ta jednak zdecydowała się ją odwiedzić i posiedzieć z nią w ogrodzie. Czy raczej… jego pozostałościach, a było co robić. - Dlaczego oni na nogach idą na drugi koniec kontynentu? Przecież mają w drużynie czarodzieja. Nie mógłby im, nie wiem, zaczarować miotły do latania? – Victoria zmarszczyła brwi i poprawiła pasek torebki na ramieniu, by wygodniej leżał, a następnie wygładziła materiał sukienki sięgającej do kolan, a która nijak nie skrywała jej kształtów.

To był całkiem miły wieczór. W kawiarni Victoria ze smakiem zjadła ciastko, wypiła herbatę i uśmiechała się do siebie na myśl, że Saurielowi zrobiło się już lepiej. Bo choć kiedy był w tak złym stanie, to był wtedy najmilszą wersją siebie, to myśl, że nic m u nie jest i wrócił do siebie, była tą najważniejszą – nawet jeśli kosztem tego, że znowu zaczynał być markotny, chamski i… No był sobą. Nawet pogoda tego dnia dopisywała i Victoria zaproponowała, żeby to wykorzystali i się po prostu przeszli; nie padało, nie wiało, a ciepło i tak nie dane jej było być, więc w ogóle zaczęła pomijać ten aspekt. Gdzieś z tyłu głowy miała obawę o to, że co będzie jeśli ktoś ich zauważy, rozpozna ją i zaczną tym bardziej grzebać co to za mężczyzna, z którym spędza czas, ale uznała, że – no cholera, ma teraz się zamknąć w domu, byle tylko prasa nie dowiedziała się o istnieniu kogoś takiego jak Sauriel Rookwood? Prędzej i później i tak się do niego dokopią.

- Albo nie wiem. Nie mogą się tam teleportować? Czemu ten czarodziej tego pierścienia nie wziął i nie zrobił kilku…nastu skoków teleportacyjnych, żeby się go pozbyć? Albo ten… ten stary elf. Przecież on też jest czarodzejem i był w tej górze, wiedział gdzie to jest i jak wygląda. Nie mógł on się teleportować? – ewidentnie Victoria nie potrafiła się pozbyć myślenia, w którym to magia, jaką znała, grała pierwsze skrzypce i powinna działać na dokładnie takich samych zasadach w jakiejś mugolskiej książce.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
23.07.2023, 09:16  ✶  

Sauriel przyglądał się właśnie zakupionemu w kawiarence lizakowi w kształcie stokrotki z uśmiechem, która zresztą poruszała się na wszystkie strony świata i uśmiechała albo szerzej, albo mniej szeroko. Marszczył trochę przy tym brwi, jakby chciał z każdym mocniejszym ruchem tego słodkiego, zaczarowanego kwiatka pacnąć go w łeb. Bo się ruszał. Jak się ruszał, znaczy że zabawka. Lizak był zapakowany w przejrzysty papierek, bardzo ładnie, idealnie na prezent. I był to prezent, ale na razie Sauriel trochę bardziej sprezentował to sobie samemu, bo dziwne ruchy tej stokrotki były absolutnie absorbujące.

- Tylko jedna? - Zainteresował się, odrywając spojrzenie od lizaka i spoglądając na swoją towarzyszkę zbrodni. Z którą popełnił zbrodnię tak normalnego wieczoru, że... że aż było to dziwne dla niego do pewnego stopnia. Okej, nie to, żeby nie przychodził spotkać się z jakimiś znajomymi do knajpy, ale nie pamiętał, żeby był na takim... całkowicie NORMALNYM spotkaniu w kawiarni. Na kawie. Nawet sam się pokusił o wypicie kawy. - Aaa, no widzisz... - Odezwał się z zadowoleniem, niemalże dumnie wypiął i pogładził dłonią po brzuchu. - To zupełnie inna magia niż ta, którą my mamy tutaj. Magia również nie jest tam taka prosta jak to, co my tutaj mamy. Nie wystarczy pokręcić pałeczką, żeby zaczarować miotłę i latać. - Sam fakt, że sięgnęła po książkę był miły. To, że ją czytała i ewidentnie jej się do jakiegoś stopnia spodobała, taką nadzieję miał Sauriel, był w ogóle... wspaniały! Jak chyba zawsze kiedy okazuje się, że z osobą, którą lubisz, łączy cię teraz więcej niż dotychczas. Victoria mogła też być po prostu uprzejma, albo robić to z litości... ale Sauriel nie chciał samemu sobie psuć humoru pytając o to. Liczył na to, że ona by czegoś takiego nie zrobiła. Taka mu się wydawała - szczera. Bo gdyby powiedziała, że jej się nie spodobała to by mu nie sprawiła przykrości, zrozumiałby to w pełni.

Zgadza się, że Sauriel wrócił do siebie i proces zatoczył koło. Wydawałoby się, że powinno być na odwrót, chorzy i źle czujący się ludzie byli bardziej marudni i było im niedobrze i w ogóle. Jak jednak dobrze wiemy - co kraj to obyczaj, a co człowiek to... to człowiek.

- Ten pierścień to samo zło. Gandalf nie wytrzymałby jego wpływu, dlatego nie chciał i nie mógł go przyjąć. Dalej jest pokazane trochę przykładów, że nawet najmądrzejsi i najstarsi mają problem z tym pierścieniem. I w tym świecie teleportacje to tak nie bardzo. Chociaż... chociaż dalej jest takie jedno pytanie... a, zobaczysz! Ale ta góra jest broniona, to nie tak że każdy sobie może tam wleźć. - Nigdy by nie sądził, że będzie z Victorią omawiał Władcę Pierścieni... proszę bardzo, jak świat może zadziwić! - Mugole są zajebiści, tworzą rzeczy na medal. Zabiorę cię kiedyś na jakiś ich koncert, zupełnie coś innego od tego co my tutaj... no od naszych muzyków. A wiesz jakie mają dojebane muzeum z dinzaurami? Łoooh! - Chłopcy chyba zazwyczaj dzielili się na tych, których bawiły autka albo dinozaury w dzieciństwie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
23.07.2023, 11:56  ✶  

Przez moment i ona przyglądała się ruszającemu się lizakowi i widziała, jak oczy Sauriela wodzą za stokrotką – jak u prawdziwego kota, który wyłapał ruch, obserwuje i jest gotowy do ataku. Albo chociażby faktycznego pacnięcia łapą. Typowy facet, który znajdował zabawki we wszystkim – nie ważne, czy nimi było, czy nie. I rzeczywiście: jakże to typowo kocie.

- Nie no… Jest ich więcej, ale póki co ta się wysunęła na takie mocne prowadzenie – prawda, Victoria była póki co przy końcu pierwszej książki, na drodze miała jeszcze dwie wielkie kobyły, ale się nie uskarżała. Być może pod koniec znajdzie też odpowiedź na to dręczące ją obecnie pytanie, które musiała wyrzucić z siebie, bo drapało ją to wewnętrznie. Również ten jej pomysł z lotem na miotle – jakież to musiało być w ogóle frustrujące dla osoby, która cierpiała na lęk wysokości!

To wyjście było całkowicie spontaniczne i podyktowane było potrzebą… spędzenia takiego normalnego wieczoru z kimś… Kimś. Nie z byle kim. Chciała spędzić czas z Saurielem, nie umiała tego nie przyznać nawet przed sobą, więc… zaproponowała mu wyjście. I w ten sposób skończyli na Pokątnej. Strach, jaki zafundował jej własny umysł kilka dni temu, ciągłe napięcie, kiedy kobieta przygotowywała się na wywinięcie kolejnego numeru przez dziwne podszepty wspomnień pojawiające się w najmniej spodziewanych i odpowiednich momentach… Ostatnie dni była napięta jak struna. A przy Saurielu… uspokajała się. Bo puzzle trafiały na swoje miejsce, bo była przy osobie, przy której chciała być. I potrzebowała tego – tego całkowicie normalnego wyjścia, z dala od domu, w którym tyle siedziała, z dala od pracy, która przypominała jej o Beltane, o stratach jakie ponieśli i o tym, co poczuła na własnej skórze w Limbo.

- Nie rozumiem. Magia to magia – lata spychania mugoli w swoich miejscach na zaszczytne ostatnie miejsce w hierarchii ważności w swojej głowie zrobiły swoje. Victorii trudno było pojąć, że pozbawieni magii ludzie, nie wiedzący o istnieniu ich świata, fantazjowali o niej i wymyślali ją po swojemu, wedle swojej wyobraźni, nadając im jakieś zasady i że et zasady były zupełnie inne od prawdy. Całe życie wychowania w świecie magii nie pozwalały tak o zapomnieć o wszystkim, co ona sama brała za logiczne – a co zupełnie inaczej działało w jakiejś mugolskiej książce. - Tak jak dwa plus dwa to cztery – nie czytała tej książki z uprzejmości czy litości, absolutnie nie. Czytała ją… z ciekawości, a ta ciekawość pchała ją przez życie i była napędem do wielu rzeczy, które lubiła. Nie rozumiała o czym Sauriel gadał z Brenną i jakoś… od słowa do słowa samo wyszło. To był trochę taki zakazany owoc. - Okej, to rozumiem – ten pierścień… Był jak taki przeklęty przedmiot, trzymający w sobie cząstkę duszy kogoś bardzo złego. Był jak kotwica, która utrzymywała jego jestestwo przy życiu w świecie materialnym. Czego za to Victoria nie wiedziała, to że w świecie magii istniało coś podobnego: horkruksy i robiły z człowiekiem dokładnie to samo. - Co to za świat bez teleportacji – westchnęła. No niedawno mieli taki świat bez teleportacji, bez proszku fiuu… Ale świstokliki działały. - Koncert? W jaki sposób innego? – no jeśli chodziło o muzykę… To musiała całkowicie zawierzyć Saurielowi, z ich dwójki to on był ten muzyczny, on się znał, on miał artystyczną duszę i Anna w ogóle się nie pomyliła, kiedy na spotkaniu zapoznawczym stwierdziła, ze jej syn to romantyk. Bardzo to ukrywał i chyba sam o tym zdążył zapomnieć, ale to była sama prawda. - Muzeum? – z dinozaurami? Och. No to… to ją akurat bardzo zainteresowało. No bo jakoś nie wpadła na pomysł, żeby w muzeum trzymać dinozaury. DINOZAURY?? Ale… Sauriel nie mówił o czymś w stylu zoo, prawda?

- Patrz, kotek – Victoria zatrzymała się i wskazała ręką w zaułek na lewo od nich, gdzie faktycznie siedział kot. Ten ewidentnie mył sobie łapę, po czym nagle wstał, zjeżył sierść na grzbiecie, który wygiął w łuk, syknął i… puścił się biegiem. I wtedy usłyszeli pisk, ewidentnie dziecięcy. Lestrange nie trzeba było długo namawiać, po prostu pobiegła w stronę krzyku.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
23.07.2023, 15:33  ✶  

Inna percepcja, inne postrzeganie - widział to samo, co Victoria. To było inne uniwersum, świat, gdzie nagle wszystko miało funkcjonować zupełnie inaczej niż ten świat, który znaliśmy i był nam bliski. Trzeba mieć naprawdę plastyczny umysł, żeby od tak nad tym przeskoczyć i wędrować dalej - na oślep. Bardzo mocno na oślep, bo tyle to Sauriel wiedział, że Victoria nie interesowała się mugolami. On sam, interesując się, doznawał zdziwienia, kiedy czytał rzeczy i niektóre rozwiązania wydawały się takie oczywiste!

- No właśnie nie. To... zupełnie inny świat, nie przekładaj naszych zasad na tamtejsze, bo wtedy puuuf! - Przyłożył ręce do głowy i zrobił gest przypominający wybuch. Wybuch głowy. No po prostu jedno z drugim do siebie nie pasowało w wielu warunkach - świat ichniejszy i ten fikcyjny, stworzony przez pana Tolkiena. - Ay, dwa plu dwa to cztery, ale u nas są inne dwa i w Śródziemiu są inne dwójki. Albo inne zasady matmy. - Spojrzał na nią z takim powątpieniem, czy rozumie, bo nawet we własnym mniemaniu powiedział coś na tyle zaplątanego, że mogło to wcale nie ułatwić pojęcia innego uniwersum, a wręcz przeciwnie. - To inne uniwersum, no zasady naszej magii i tamtejszej magii są po prostu inne. - Ciężko tu tłumaczyć, dlaczego i po co, ale... mugol nie znał nawet ich świata, ciężko by więc było, żeby coś z tym kombinował. I tak, zdaniem Sauriela, nieźle mu poszło. - Świat bez teleportacji, szok, nie? Strasznie musi być ciężko nie umieć się teleportować... - Uśmiechnął się szeroko, cynicznie, tak jak i jego słowa były cynizmem, chociaż nie oczywistym w tonie. Był uparty jak osioł jeśli o teleportowanie się chodzi, chociaż chodziło mu po głowie zmusić się do nauki i zrobić licencję, bo to naprawdę było problematyczne. Utrudniało bardzo wiele rzeczy. Chociaż czasem przez to ucieczki były zabawne - ktoś cię goni, znikasz mu i słyszysz: teleportował się, cholera! A ty siedzisz pod jakimś stołem czy w innej szafie... - Grają nawet inaczej. Wszystko wypracowują tymi ręcoma. - Podniósł dłonie i pozginał paluszki. - Nikt im tam nie pomoże z magicznie zaklętymi instrumentami czy nie zaklnie sceny, więc... wolę mugolskie koncerty od naszych. - Nachylił się do Victorii, żeby powiedzieć te słowa tak pół konspiracyjnie. - Ay, muzeum. A byłaś kiedyś w mugolskim zoo? Widziałaś mugolskie zwierzęta? Pawiany są super. Mam trzy ulubione - Ed, Edd i Eddy. Nie nazywają się tak, ale ja tak je nazwałem... - Przy reszcie słów spowolnił i je ściszył, bo jego wzrok też natknął się na kota, którego Victoria wskazała. - E... ej! - Zawołał za Victorią, która ruszyła biegiem w uliczkę. Nie zastanawiając się wiele - ruszył za nią. - Viki! - Dogonienie jej nie było problemem, ale przez moment sam się wystraszył tego jej zrywu. Znowu - zbyt gwałtownego jak na nią!



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
23.07.2023, 16:58  ✶  

Sauriel interesował się mugolami, lubił ich chyba nawet, a na pewno doceniał niektóre rzeczy ich dotyczący. Wiedziała to i widziała. I czy to było coś złego…? To chyba zależało – nie wydawało jej się, by Sauriela ciągnęło do świata mugoli samego w sobie. Victoria… Przez pracę w Magicznym Pogotowiu napatrzyła się już na mugoli i byli jej całkowicie obojętni tak długo jak nie próbowali pchać się do ich świata i zostawali w swoim. Bardziej jednak podchodziła z dystansem do mugolaków, którzy nie potrafili odpuścić i ciągnęło ich do jednego i drugiego, czyniąc krzywdę w obu światach – tego nie umiała szanować. Ale nie dało się ukryć, że Victoria, wychowana w proczarodziejskiej rodzinie, nigdy nie pałała jakąś wielką miłością do mugoli, nigdy się nimi przesadnie nie interesowała, ale nie była tak całkowicie nieświadoma ze względu na pracę, jaką wykonywała i to przez bite cztery lata – po takim czasie można się było pewnych rzeczy po prostu nauczyć. Więc teraz by się nie zdziwiła na widok tostera na przykład.

- To tak jakby uważać, że dzień nie zaczyna się po nocy – jak miała nagle porzucić całe myślenie, wszystko czym żyła? To nie było takie proste, a przynajmniej nie dla niej. – Nie no, nie może być innego wyniku – matma to matma… Tego nauczyła ją matka. Ale chyba rozumiała, co miał na myśli. - Rozumiem co chcesz mi powiedzieć. Ale to nie jest takie proste – porzucić wszystko, na czym opierała się jej własna codzienność i uznanie, że gdzieś działa to inaczej, bo tak sobie ktoś wymyślił. - Tak, straszne. Mógłbyś się tak nie upierać, ułatwiłoby ci to życie – odparła i spojrzała na niego z ukosa, bo musiała jednak zadzierać głowę, by spojrzeć na jego profil. - Wiem, że się boisz rozszczepienia. Ale widziałam to tyle razy, medycy z Pogotowia są w stanie naprawdę poskładać potem do kupy, nie ma strachu. Nie byłbyś w ogóle zależny od świstoklików ani kominków – pewnie, że to wszystko wiedział, ale czasami trzeba było drugą osobę zachęcić. - Mogę podpytać, czy znajomi nie znają jakiegoś dobrego instruktora gdybyś chciał – żeby nie robić z tego żadnej oficjalnej sprawy Rookwoodów.

Pokiwała głową, bo nigdy nie patrzyła na to pod tym kątem, że mugole musza się bardziej namęczyć, bo nie mogą zakląć magią instrumentów… ale nie uważała, że to jest bardziej prawdziwe i przez to bardziej wartościowe. Po prostu… inne.

- Pod kątem widowiska? – zapytała jeszcze bo nie była pewna co dokładnie miał na myśli. I poczuła… Że gdyby Sauriel ją na taki koncert wyciągnął… to nawet by się zanadto nie opierała. I ten wniosek ją zaskoczył. - W zoo? Nie. Naprawdę myślisz, ze byłam w mugolskim czymkolwiek z powodów prywatnych a nie zawodowych w pracy, bo trzeba było coś doprowadzić do normalności, wyczyścić komuś pamięć albo wytłumaczyć przerażonej matce, że ma dziecko-czarodzieja i jak wygląda nasz świat? – przeceniał ją jeśli sądził, że sama z siebie była w zoo. A przecież rodzice ją nie zabrali na wycieczkę w wakacje. - Czemu mnie nie dziwi, że nazwałeś obce zwierzęta – kącik ust drgnął jej lekko.

Rzeczywiście, jej zachowanie mogło być niespodziewane i zastanawiające biorąc pod uwagę, że trzeba było mieć ją na oku i ją pilnować… Ale tym razem to była ona sama, nikt inny. Pobiegła za krzykiem, jak jej się wydawało, krzykiem dziecka i musiała się zatrzymać i rozejrzeć… i dopiero wtedy dostrzegła przejrzystą postać która… biegła za kotem – ten jednak uciekł. Duch dziewczynki przebiegł przez Victorię, która… nawet się nie wzdrygnęła jak normalnie, bo nie poczuła się wcale zimniej, a dziewczynka w końcu się zatrzymała i rozejrzała. Trzęsła się – z emocji chyba. A może z zimna? Czy duchom mogło być zimno? I wtedy jej oczy padły na Sauriela.

- Mój kootek. Mruczek! Ciągle przede mną ucieka! Złapie mi go pan? Pro-oszę – pociągnęła nosem i ewidentnie zapłakana, zwróciła się do wampira, który pognał za Victorią.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
23.07.2023, 20:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.07.2023, 20:33 przez Sauriel Rookwood.)  

Zgadza się, nie ciągnęło go do mugoli jako takich. Nie do ludzi. Do ich twórczości jak najbardziej, ale nie do samych artystów. W pewnym sensie nawet z czystego rozsądku nie chciał próbować takich relacji nawiązywać i tworzyć. Były niebezpieczne. Mugole byli zainteresowani ich światem, a odkrycie pewnych rzeczy było niedopuszczalne. Bo ktoś mądrzejszy tak powiedział. Zrozumiałe - Sauriel się akurat z tym nie zamierzał kłócić. "Akurat" z tym, cóż... Proces akceptacji tego, że ktoś może ci wybombić w ryj bez żadnego urządzenia petardę, mimo nie posiadania petardy, że może cię zamienić w ropuchę samą myślą i wiele innych przerażających rzeczy mógł być trudny. Nawet awykonalny. Znajdzie się paru, co zrozumie. Potem znajdą się ci, co nie zrozumieją za nic. A mimo magicznych pałeczek czarodzieje wcale nie mieli zniewalającej przewagi nad przeciętnymi śmiertelnymi. Proces poznawania swoich poglądów na temat podejścia do mugolów i spoglądania na nich oraz ogólnej możliwości zmiany perspektywy musiał jednak poczekać na lepsze czasy i bardziej podatne podłoże. A zmusił ich do tego kot.

Nie łapał Victorię za ramię, kiedy biegła, ale znał te okolice dostatecznie dobrze, żeby wiedzieć, że nie powinna tu biec sama. I że nie powinni biec o wiele dalej. Może i za dnia Nocturn nie był taki straszny, ale nocą można tam było spotkać wiele niebezpiecznych osób. Nie chodzi o to, że gotowi byli ci zrobić krzywdę na miejscu. Nie. Chodziło natomiast o to, że mogło się jednemu czy drugiemu wpaść w oko, albo coś, co sie nosiło i potem mogło się różnie potoczyć. Nawet jeśli nie dzisiaj, nawet jeśli nie na Nocturnie... W pierwszym momencie naprawdę się trochę przestraszył, bo nie wiedząc, co nagle pchnęło ją do biegu pomyślał, że znowu jakieś... wspomnienie. Pamiętał bardzo dobrze, o czym rozmawiali, chociaż zgodnie z przewidywaniami Victorii - zachowywał się, jakby się to nie wydarzyło i wszystko było totalnie jak zawsze. Ani to sprzed paru dni ani z wtedy, jak ją... pchnął. Chociaż, jak na siebie, miał zdumiewający dobry humor. Tak szybko, jak wystartowali, tak szybko się zatrzymali. Ten krzyk, szloch, ten... dźwięk, jaki wydało z siebie dziecko powinien go jakoś zmotywować do działania. A uspokoił go. Że to "tylko dziecko", a nie jakieś wspomnienie Victorii. Naprawdę - sam nie wiedział, kiedy stał się aż tak nieczuły.

- Co... jaa? - Pokazał na siebie, patrząc na dziecko, które sobie... przeniknęło przez Victorię. Spojrzał na nią, potem na tego bachorka... trzęsącego się chyba z zimna - mimo tego, że była duchem. Zamarzła tutaj? Aż sam poczuł chłód na karku mimo tego, że jego jeszcze dziecko nie dotknęło. I żeby temu zapobiec to nawet zrobił krok w tył. - Czy ja wyglądam na hycla? - Zapytał, patrząc na Victorię i do niej, nie do dziewczynki, kierując swoje pytanie. Ale zaraz opuścił głowę na dziecko. - Jeśli ja go złapię i go przyniosę to znowu ucieknie. - Wyjaśnił jej "uprzejmie". - Jak chcesz, żeby z tobą został, to musisz go oswoić. Za kotami się nie biega, one tego nie lubią. Musisz być cierpliwa. Sam wtedy do ciebie przyjdzie. - W zasadzie nie podobało mu się to, co jej mówił, bo czuł się, jakby mówił o sobie.

Dziewczynka opuściła głowę, miała takie smutne, samotne oczy. Ale Sauriel na to patrzył i jakoś... bardzo mało go to dotykało. Coś jednak się przedarło do jego wnętrza, jakieś minimum. To tylko duch. Duch, który powinien ruszyć dalej. Nic dziwnego, że kot przed nią uciekał. Kto by lubił obecność... zmarłych? Prawie się wzdrygnął na tę myśl. Dziewuszka dmuchnęła w swoje dłonie, jakby chciała je ogrzać.

- Ale on jest taki ciepły... - Ile dziecko może zrozumieć? Nie był pewien. Pamiętał jak to jest marznąć, głodować. Dziewczynka nie miała na sobie pięknych, królewskich szat. Kiedy w ogóle tutaj zaginęła? To był straszny los dla każdego - utknąć jako duch. A dla dziecka? Śmierć dzieci zawsze była czymś o wiele bardziej okrutnym i strasznym, niż być powinna.

- Jakbyś znalazła dla niego dobrego tuńczyka to by przyszedł i cię ogrzał. - No, dobra, to przynajmniej już nie było o nim samym. Poniekąd. Bo on też działał na dobre jedzonko... ale to za życia. Teraz go to już nie obowiązywało.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
23.07.2023, 20:53  ✶  
Odwróciła się w miejscu, żeby mieć dziewczynkę na widoku. Victoria miała takie dziwne wrażenie, że ta mała nie zarejestrowała tego, że umarła. Może dlatego ciągle się tutaj błąkała – kto wie jak długo już to trwało? Nigdy wcześniej jej nie spotkała, a nie pierwszy raz była na Pokątnej i w okolicach. Ale zrobiło jej się żal. Taki maluch, być tutaj samej, umrzeć nie mając obok się je nikogo bliskiego… jak jej się teraz tak przyjrzała to miała wrażenie, że duch dziewczynki ma na sobie raczej… zimowe niż późnowiosenne ubrania. Bardziej co prawda były to szmaty niż poprawmy płaszcz, wszystko miała dziurawe i postrzępione… teraz już też pomyślała, że trzęsła się jednak z zimna, nie emocji. Chyba nie zauważyła nawet, że nie było nigdzie śniegu, nie było zimy. Interesował ją tylko ten kot.
  - Tylko jego mam – wyszeptała, a głos miała urywany przez płacz.
  Ciekawe czy to faktycznie był jej kot czy po prostu… skojarzył jej się z jej starym przyjacielem?
  Victoria w końcu uniosła spojrzenie na Sauriela.
  - Wyglądasz jak ktoś, kto jest w stanie dogonić kicię – odpowiedziała mu na pytanie i po raz kolejny obiecała sobie, że naprawdę będzie musiała poćwiczyć bo jej własna kondycja wołała o pomstę do Merlina. Ale uśmiechnęła się lekko, kiedy Sauriel gadał dziewczynce o oswajaniu kotów. Brzmiało… znajomo, choć była to metafora. - Chodź, poszukamy go. Poczekasz tutaj, maleńka? – Victoria zwróciła się do dziewczynki i lekko się schyliła, żeby choć trochę zrównać się z nią wzrostem. Duch tylko pokiwał głową, co Lestrange wzięła za dobrą monetę i ruszyła do Sauriela, złapała go za ramię i pociągnęła w kierunku, w którym zniknął kot. - Zastanawiam się czy jeśli przyniesieniu jej tego kota, to ona zniknie, czy to nie mogłoby jej pomóc – powiedziała do niego, kiedy już się kawałek oddalili i go puściła. - Ona chyba nie wie, że umarła.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
23.07.2023, 23:29  ✶  

Victoria wydawała się przejęta. Nie że dogłębnie poruszona, ale wydawało mu się, że ta sytuacja nie była dla niej obojętna. I nie podobało mu się to. Z roztargnieniem schował lizaka i cofnął się dwa kroki, żeby w końcu obrócić i razem z szatynką wyjść kawalątek z tej uliczki. Nie omieszkał się obejrzeć, chyba zresztą jak i Victoria. I nie to, że wkurzał go sam fakt zainteresowania dzieckiem Victorii. Raczej to, że... no dobra, może faktycznie to to. Ganianie za kotem dla ducha. DUCHA. Kogo obchodził ten duch? Dziewoja już i tak zdechła, dla niej było za późno. Kiedyś przejmował się dziećmi o wiele bardziej i... może powinien się skupić na tym wspomnieniu po prostu. Victoria mogła poczuć pod swoją ręką, że Sauriel znowu się napinał, w jego wypadku była to w zasadzie norma. W końcu wiecznie coś tam mu się nie podobało i wiecznie coś tam mu nie pasowało. Tylko po prostu nie zawsze marudził na wszystko i nie zawsze dawał o tym znać, ale jak już wielokrotnie powiedziane było - ukrywanie emocji szło mu kiepsko, a im więcej widziało się ruchów ciała i czuło, tym bardziej było to oczywiste.

Zatrzymali się, a on spojrzał na nią czarnymi oczami. W te brązowe oczy. Nie przeglądał się w nich - szukał w nich jej samej. I bardzo rozważał, co teraz chciał powiedzieć. Czy raczej - co powinien powiedzieć. Prawdę? Powinien być szczery? Szukał odpowiedzi na to pytanie. Czy jeśli pokazałbyś jej wszystko, byłaby w stanie z tym żyć? Przyjąć to i nadal spędzać beztroskie wieczory przy kawie i ciastku? Czy może powiedzieć to, co powinno się powiedzieć, to, co powiedziałbyś kiedyś? Albo jeszcze coś innego? Ona chce pomóc. Chce pomóc temu dziecku. Spoglądasz na bachora, który tam stoi i nie, no jednak nie możesz nic poradzić - chuja cię to obchodzi i w ogóle frustruje, że jednak musisz się tym przejąć. To znaczy - nie musisz, ale Victorii chyba na tym zależy.

- Dobrze, złapię dla ciebie tego kota. - Tak jak się czuł, tak i zabrzmiał. Ale to nie było tyle wysiłku, żeby nie mógł tego dla Victorii zrobić. Natomiast - robił to dla niej. Nie dla tego ducha. Rozejrzał się za miałczącym obiektem, który teraz spoglądał na nich z dachu. - Ej, mały skurwysynie... cho no tu. - Sauriel spojrzał na ziemię szukając czegoś, z czego mógłby wleźć na górę, a że nie znalazł to wybił się z parapetu jedną nogą, złapał się dachu i gładko podciągnął w górę. Przykucnął, sprawdzając, czy kot będzie chętny sam do niego podejść z tylko lekko wystawioną dłonią. Bo gonitwa za kotem? No dajcie spokój... ale nie. Kot nie był chętny. Miałknął i potuptał sobie dalej. Sauriel spojrzał na dół, z wyraźnym wyrzutem, na Victorię, wstając. I potuptał za kotem. - Nadam sobie imię sEddy i dołączę do grona pawianów w zo... - Mogła dosłyszeć Victoria, kiedy Sauriel ruszył za kocurem.

Wyglądało to... raczej komicznie. Szedł kot - za nim Sauriel. Kot dołem, Sauriel górą. Kot wąskim przejściem, Sauriel z rozbiegiem. I to wszystko tak, że Sauriel nie rzucał się w te pędy za futrzakiem, bo ten, niechętny podejść, tylko by spierdalał szybciej. A nie, mimo wszystko nie był AŻ TAK szybki, żeby dogonić kota! Więc był to istny popis akrobacji ze strony wampira, przy której to zabawie zapomniał nawet, że w sumie to był zdenerwowany, że w ogóle musiał zacząć. Nie trwało to okropnie długo, ale jednak zajęło chwilę i wymagało kooperacji ze strony Victorii, żeeby jednak w niektóre miejsca kot nie wszedł i żeby zastąpiła mu drogę. Na przykład do piwnicy - bo jedno okienko było uchylone... No i próby pod tytułem: ŁAP GO! PRAWIE GO MASZ! Tak, zdeycdowanie nie mogło tego zabraknąć. Ale kot, W KOŃCU, W KOŃCU skończył w ramionach Sauriela, kiedy ten, siłą rzeczy ufajdany, podszedł do Victorii.

- Ooo, ale jestem słodki i kochaany, taki wybiegany taaak? - Mruczał do kociaka. Obrót o 180 stopni od "mały skurwysynie?" Nie. Skądże. Miział kocura po pysku, a ten wykładał się w jego rękach mrużąc oczy i mrucząc z rozkoszy.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
23.07.2023, 23:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.07.2023, 00:19 przez Victoria Lestrange.)  

Wiedziała, że Sauriel nie do końca jest dobrym gościem. Dobrzy goście nie chodzili w skórach na Nokturn, nie pili na prawie każdym wyjściu whisky, nie palili non stop fajek i nie okładali po mordzie klienteli z knajpy, dla której to całkowita codzienność. Nie – Victoria nie miała złudzeń i po części rozumiała, że kiedy Sauriel nazywał samego siebie rynsztokiem, kiedy mówił, że nie chce, by szła za nim na śmietnik – to nie mówił tego dlatego, że zależało mu, by ona zaprzeczyła. Dobry gość nie wszcząłby bójki w Dziurawym Kotle, nie uderzyłby kobiety i nie skończyłby w areszcie. Naprawdę to wiedziała. I jednocześnie Victoria nie miała wyjścia jak to zaakceptować. Albo bardzo pomalutku namawiać go, by spróbował czego innego. Mógł przecież robić co tylko chciał – pieniądze w tym wypadku nie były przeszkodą, już o tym rozmawiali. Po ślubie jej pieniądze będą jego pieniędzmi. Gdyby chcieli, mogliby nie pracować do końca życia – co w przypadku Tori nie wchodziło w grę. Więc akceptowała to, że Sauriel to klasyczny bad boy. I jednocześnie głównie obchodziło ją to by ją i jej bliskich traktował dobrze, z szacunkiem. Szacunek – na tym zależało jej najbardziej. Widziała też, że Sauriel po prostu potrzebuje wsparcia, dobrego słowa, zachęty, nie krzyków i bicia po głowie, bo to miał całe życie, a Victoria pragnęła rodziny, której mogłaby okazać ciepło, przeciwność do własnego domu.

Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, kiedy na nią spojrzał. I ten uśmiech nie zszedł nawet wtedy, kiedy stwierdził, że to dla niej tego kota złapie. Tyle jej wystarczyło. Nie wymagała, by teraz pochylał się nad każdym potrzebującym i cierpiącym, ona tego na pewno nie robiła i nie o to w ogóle chodziło. Patrzyła więc jak Sauriel wspina się na dach, a potem jak goni za mruczkiem. Kilka razy się zaśmiała, żałując, że nie ma jak uwiecznić tego obrazka, kiedy kot spierdalał przed Saurielem, a ten go gonił. Wciąż – nie przypominał jej żadnej małpy. Kilka razy rzeczywiście robiła za wsparcie mentalne podpowiadając gdzie jest kiciuk i zachęcając, bo już praaawie się udało!

I w końcu nastąpił sukces.

- Widzę, że jesteś rasowym kocim tatą – stwierdziła, kiedy Sauriel niosąc kota w ramionach, głaskał go i mówi do niego jak do dziecka. To było absolutnie rozczulające, bo i ona oczu oderwać nie mogła od zadowolonego kitka. - Ale naprawdę jest słodki.

Miała nadzieję, że złapany kot pomoże dziewczynce. Wrócili na miejsce, gdzie Victria poprosiła ją by poczekała i… Faktycznie tam była

- Mruczek? – uniosła głowę. Dziewczynka trzymała teraz w dłoni pudełko zapałek i właśnie wyciągnęła jedną z nich – zapewne po to, by się ogrzać. Pewnie to samo robiła za życia. Odpaliła ją i  ogień, maleńki, zafalował, Victoria zapatrzyła się weń, zupełnie jak w ognisko na Beltane, dym uniósł się w górę… Victoria poczuła nagły ból głowy, podobny do tego, kiedy kłóciła się z Saurielem i pomasowała sobie skroń.


Pulchna, dziecięca rączka mocno zaciskała pióro jakiegoś ptaka, mocno zaostrzone na końcu, by nadawało się do pisania po pergaminie. Pergaminie, który leżał na stoliku i prezentował szereg „zagadek” matematycznych, takich jak 11+9, 123-29, 4*6 i tak dalej, napisanych pięknym, równym pismem. Dla tej rączki, to brzmiało jak prawdziwa czarna magia, kiedy lewa dłoń, wyprostowana, leżała na kartce ewidentnie ją podtrzymując i to w takiej pozycji, jakby blat stołu był trochę za wysoko.

- No dalej, ile można na ciebie czekać? – kobieta, zdecydowanie wyglądająca bardzo podobnie do Victorii-teraz, patrzyła srogo na pergamin, wprost na dziecko, które trzymało pióro i ewidentnie zastanawiało się co ma zrobić. Kleks atramentu przy 123-29 to nie była dobra odpowiedź. - Zobacz co zrobiłaś! Nigdy nie trzymaj pióra zamoczonego w atramencie na pergaminie, jeśli nie masz nic do napisania, wszystko jest teraz nim przesiąknięte – kobieta podeszła dwa kroki, złapała za lekko zwijający się rulon pergaminu u jego góry i pociągnęła, zręcznie wysuwając go spod niezbyt mocnego uścisku dziewczynki, żeby odwrócić go i pokazać wszem i wobec, że plama owszem, była tam, przebita na drugą stronę. - Zepsułaś całą rolkę – punkt widzenia teraz zmienił się, dziecko musiało opuścić głowę, by wbić spojrzenie w stół. Równie ubrudzony atramentem. - Nic nie osiągniesz w życiu jak będziesz taka niechlujna. Inne dzieci w twoim wieku już potrafią płynnie liczyć, a ty co? Sto dwadzieścia trzy odjąć dwadzieścia dziewięć to ile?

Pióro wylądowało w kałamarzu, a płasko rozłożone dłonie, na które teraz był widok zaczęły się ruszać. Jeden, dwa, trzy, cztery…

- Co ja ci mówiłam? Płynnie! Nie na palcach! – paluszki zwinęły się w piąstki, które lekko zadrżały.

- Mm – głosik był zdecydowanie dziecięcy. - S-sto sześć?

- Pytasz czy odpowiadasz? Nie masz zgadywać tylko wiedzieć – na widoku znowu była kobieta, a po jej minie było widać niezadowolenie.

- S-sto… Nie. D-dziewięćdziesiąt. Trzy. D-dziewięćdziesiąt cztery – odpowiedziała w końcu i po chwili napięcia zobaczyła kiwnięcie głową. Znaczy, że dobrze.

- Siedem razy osiem? – dłonie z blatu schowały się pod stół i zacisnęły. - Na widoku. Nie chowaj rąk, chcę je widzieć – piąstki ponownie spoczęły na blacie. Zapadła jednak pełna niezręczności cisza.

Ciszę tę przerwało mocne uderzenie dłonią w stół, kiedy kobieta się zbliżyła, a widok nieco się rozmazał, przez pojawienie się pierwszych łez.

- Jesteś do niczego.


Wspomnienie się rozmyło i Victoria znowu widziała dziewczynkę. Sama zacisnęła powieki – to było tak żywe, jakby dopiero wczoraj. I jakże bez sensu obudziło w niej znowu te smutne uczucia, tę presję, by być jak najlepsza, bo „inne dzieci w jej wieku…”. Teraz wiedziała, że było to kłamstwo. Inne dzieci w jej wieku dopiero uczyły się czytać.

- Co jest… - mruknęła, patrząc na dziewczynkę. Jej zapałka się dopaliła.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#10
24.07.2023, 12:51  ✶  

Miał okropny problem z kotami. Nie taki, że je uwielbiał. Taki, że uciekały od niego. Prawie każdy kot od niego spierdalał z prostego powodu - wyczuwały, że coś jest nie tak. Zimne ręce, trochę inny zapach. Więc każdy, który jednak dawał się popieścić był po prostu istnym zbawieniem dla Sauriela i zostawał wtedy oblewany całą miłością, jaką tylko potrafiło wyprodukować jego upadające serce. Ten kocur chyba był przyzwyczajony do chłodu dziewczynki. I może bardziej w ogóle chciał się bawić niż faktycznie bał jej? Nie wiedział, jak reagują koty na duchy, ani czy w sumie ten kot był jakkolwiek z dziewczynką powiązany. Nie znał się na tym. Historia jednak wyglądała na bardzo smutną - jakby ta dziewuszka zmarła nie tak dawno temu i jeszcze jej koci towarzysz się tu ostał... A może po prostu duch sobie znalazł kota i stwierdził, że jej się podoba, więc postanowiła sobie go przywłaszczyć. Sauriel nie planował zgadywać, chociaż naturalnie się jakoś nad tym zastanawiał.

- Koty mnie nie lubią. Ku mojemu utrapieniu. Nie pasują im zimne łapska. - Co trup to trup. Zimny, bez tętna, dziwny. Koniec końców tak to było pisane - albo go drapały, kiedy już chciał je głaskać, bo się zbliżyły, albo po prostu spierdalały, zanim dobrze zdołał je musnąć. Odsunął się od Victorii, chcąc postawić kota przed dziewczynką. Zdążył zrobić tylko jeden krok, podnieść wzrok. Wtedy jego perspektywa zmieniła się całkowicie. Zdążył tylko wyłapać odpalaną zapałkę, nim zamiast buźki przejrzystego ducha dojrzał dłonie małej dziewczynki.

Był tym dzieckiem. Dziewczynką. Kobieta - Victoria? Nie, to nie była Victoria? A to dziecko? To ja. Nie, to nie ty! To ktoś inny! Ale te emocje, te uczucia, zapach, kolory... to wszystko było całkowicie żywe. I realne. Zapomniał o sobie samym - przypomniał sobie jak to jest brać oddech i jak boleśnie potrafi ściskać się serce. Jak krew potrafi szumieć w uszach. Choć to wszystko, co teraz się kłębiło w małym brzuszku niekoniecznie było chciane. Niekoniecznie było pozytywne. Stres i nacisk, pragnienie rozwiązania zadania, chociaż przez presję to wcale nie wychodziło. Nie tak, jak powinno. A przecież potrafisz, przecież umiesz, więc czemu to ucieka..?

Sauriel nie wiedział, ile to trwało, co się wydarzyło i kim dokładnie był przez tę chwilę. Co to było za wspomnienie. Ale powrót do własnego ciała, do innej perspektywy, był zupełnie wytrącający z równowagi. Kot wygramolił się z jego rąk i sam zeskoczył do dziewczynki, żeby położyć się obok niej, machając krańcem ogona i patrząc na zbiorowisko. Dźwięk głosu Victorii dotarł do niego, ale był przytłumiony jego własnym szokiem.

Zamrugał.

- O kurwa... - ... ale odlot, chciałoby się dopowiedzieć.

- Mruczek wrócił, ale nadal mi jest zimno... Tak mi zimno... - Odetchnęła dziewczyneczka, szukając kolejnej zapałki.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (4991), Sauriel Rookwood (3981), Pan Losu (265)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa