• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[16 maja 1972] You're loosing your memory now

[16 maja 1972] You're loosing your memory now
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
26.07.2023, 15:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:52 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Tuż za Dziurawym Kotłem).

Wake up, it's time; little girl, wake up
All the best of what we've done is yet to come
Wake up, it's time; little girl, wake up
Just remember who I am in the morning

Oczywistości leżały jak placek na talerzu - bo skąd ktoś ma wiedzieć, co widziałeś, skoro... nie wie, co widziałeś. Ponoc nie ma głupich pytań a tylko głupie odpowiedzi, ale skąd! Nieporozumienia tak się rodziły. To nieporozumienie było jednak dyktowane kompletnym wariactwem, jakim było to gówno, z jakim się spotkali. To, które całkowicie zwichrowało im miły wieczór. Gówno w postaci dziecka, co chciało kota i wspomnienia.

Dane czy nie dane - nieistotne. Sauriel w chuju miał, co dokładnie ten duch zrobił. Za to chciał jakiegokolwiek wyjaśnienia na to, co widział, co czuł i co znowu zrobiło mu papke w głowie. Po raz kolejny. Jakoś przy nikim innym nie miał takich przygód, nie tego typu! Ale to właśnie było to - bzdurne zaangażowanie, w które się nigdy nie pakował, bo dobrze wiedział, że tylko będzie męczące. Albo nie, to jednak nie to. Bo w zasadzie nie odczuwał, żeby Victoria była męcząca. I nie było ani jej winą, że im namieszał rytuał Beltane, ani jej winą, że spotkali jakiegoś zasranego dzieciaka.

- Nigdy więcej nie będę pomagał jakiemuś obsmarkanemu smarkaczowi, tym bardziej duchowi! - Trzasnął niemal drzwiami, kiedy wkroczyli do domu Victorii. Tak, tak, tego "zapasowego domu", jak to go określał, którego trochę nie rozumiał. Bo objęcie mózgiem, że można sobie trzymać mieszkanie "w zapasie" trochę przekraczało jego możliwości. Jak na to, jaką mamonę sam trzymał w kieszeni. Czyli żadną. I racja, że proponowała mu, że nawet może go używać. Nie zrobił tego jednak. To było jej mieszkanie i nie zamierzał tutaj zanadto... nadużywać gościnności. Pamiętacie wielką rozmowę o długach? Więc gdzieś tam podświadomie jednak to respektował. Gdzieś tam miał takie poczucie, że przecież nie powinien. Nawet jeśli ona daje taką możliwość, nawet jeśli nie chciałaby, żeby czuł się zobowiązany. Chyba najbardziej była to kwestia dumy.

- Kto normalny pomaga duchom? I kogo obchodzi, czy będzie tu krążyć czy nie? Co to w ogóle było? - Może właśnie... kto normalny zostawia dziecko w potrzebie? Sauriel nie unosił jednak mocno głosu, niee był... tak podkurwiony, żeby buzował. Czuł się zmęczony tym doznaniem. Zaczął obmacywać kieszenie, opadając na kanapę, z której uprzednio zostało ściągnięte prześcieradło. To była dobra kanapa. Z całkiem miłymi wspomnieniami. - Widziałem ciebie jako dzieciaka i twoją matkę. Potem jak ci "przedstawili" narzeczonego i tego... potem konną wycieczkę do "ukochanego". - Przedstawił w turbo skrócie, bo może wcale nie było potrzeby tego wszystkiego wyjaśniać. Może widziała to samo, bo chyba coś widziała, skoro miała miejsce ta cała rozmowa... Jeżeli takie jazdy Victoria przeżywała teraz po Beltane to... jasny chuj. Nic dziwnego, że to było niebezpieczne. Paradoksalnie to chujowe przeżycie pozwoliło mu lepiej wleźć w jej buty. Zrozumieć ten ciężar, kiedy czyjeś wspomnienia cię zalewają i wydaje ci się, że to TY.

- Masz. Był dla ciebie. - Wymacał w końcu lizaka, ale teraz... przy tej całej pogodzie się trochę połamał. Tak czy siak kwiatuszek, na pocieszenie, został wyciągnięty w kierunku Victorii.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
26.07.2023, 19:10  ✶  

W zasadzie to cieszyła się, że nie jest teraz sama, a z Saurielem. Przede wszystkim naprawdę mocno bolała ją teraz głowa. Mogła się też trzymać Sauriela i złapać równowagę – głównie psychiczną, bo to z tą był teraz problem, nie z ciałem czy jego odruchami. Więc trzymała się Rookwooda, kiedy tak szybszym krokiem szli Pokątną – prosto do jej mieszkania, bo było w tym momencie najbliższą i zdecydowanie najwygodniejszą opcją. Tam też będą całkowicie sami, nikt nie będzie im przeszkadzać, nikt nie będzie podsłuchiwać.

Machnięciem różdżki zapaliła światła w mieszkaniu, kiedy do niego weszli – a dokładniej do salonu. I również jednym machnięciem zasłoniła okna, po co ktokolwiek miał możliwość tutaj w ogóle zerkać, kiedy tu byli?

Mogła mieć nawet kilka mieszkań i nie zrobiłoby to na niej żadnego wrażenia. Nie miała ich za to, bo nie widziała potrzeby. Ta jedna kamienica jaką kiedyś kupiła, w zupełności jej wystarczała – lokalizacja była naprawdę bardzo dobra, w Londynie w końcu naprawdę dużo się działo i jednocześnie Victoria o niej właściwie nikomu nie mówiła, bo po co, skoro tam nie mieszkała na stałe. W pewnym sensie można było o tym miejscu pomyśleć, jak o jakimś azylu.

- Pomiziałeś kotka – przypomniała mu, chcąc podkreślić, że przecież to nie tak, że nic z tego nie miał i że to pomaganie obsmarkanemu smarkaczowi przyniosło mu coś naprawdę miłego. Victorii też – miała niezłe widoki.

- Hmm… Bałam się, że przyczepi się tak jak tamte dwa duchy… - tamte dwa – znaczy piła do małżeństwa duchów, które spotkali na cmentarzu i nie zniknęli póki nie skończyli gadać i się kłócić ze sobą. - Że będzie za nami łazić, póki nie zrobimy czego chce – więc kto normalny pomaga duchom? Ten, kto chce mieć święty spokój, a ten sobie Victoria bardzo ceniła akurat. - I najwyraźniej zniknęła, jak już się pobawiła – skrzywiła się wyraźnie. Victoria była akurat przekonana, że ten rozsadzający ból głowy i wspomnienia, które migały jej przed oczyma, rozgrywane na nowo, to była sprawka ducha – skoro trzy razy stało się dokładnie to samo po zapaleniu zapałki… - Albo po prostu się ogrzała, a ja mam paranoję – bo druga sprawa, to sam ogień… Płomień, w który spojrzała – jak wtedy na Beltane, kiedy doświadczyła… wizji. Czy czegoś. - Och… - to było jedyne, co jej się wyrwało, gdy Sauriel przyznał, że widział… jej wspomnienia. Sądziła, że tylko ona tego doświadczyła, ale dlaczego w takim razie Sauriel siedział na ziemi? Potem pomyślała, że może też coś widział – ale może swoje wspomnienia… Ale teraz… Teraz już nie miała co się łudzić. Zmieszana odwróciła wzrok, zupełnie nie gotowa na rewelację o tym, że widział jej wspomnienia. Że widział te momenty z jej życia, o których sama z siebie nie powiedziałaby na głos, bo… wstydziła się ich. Nie że sama zrobiła coś złego, ale… stawiały ją w roli przedmiotu tylko i wyłącznie. - No to… Doświadczyliśmy w takim razie tego samego. Bo ja też to widziałam – wzięła głęboki wdech i równie głośno wypuściła powietrze z ust, nadal na niego nie patrząc. A usiadła tuż obok i teraz mocno ściskała swoje splecione ze sobą dłonie. - Ale to ostatnie – zaczęła ostrożnie. - Wydaje mi się, tak sądzę, że to nie było moje. Znaczy… Nie mogło być. Ja nie… Nie znam nikogo o tym imieniu, nie jeżdżę konno bo po co – wymamrotała. - Nie kojarzę też służby innej niż skrzaty, może oprócz ogrodnika, którego odprawiliśmy… - potarła swój policzek, nieco nerwowo. - Ale nie miał na imię Philip – no i nie miała żadnego ukochanego, to na pewno. Nie przypominała sobie – a chyba by o tym nie zapomniała? Czemu mu się tłumaczyła? Czuła, że powinna, że jest mu to winna.

Odwróciła się do Sauriela, kiedy zobaczyła wyciągniętą w jej kierunku rękę z lizakiem. Kobieta najpierw spojrzała na kwiatek, potem na Sauriela… Nie było w niej złości, że się połamał, było raczej po prostu zaskoczenie, bo nie sądziła, ze to było dla niej. Zaraz go jednak wzięła w ręce i położywszy go na swoich udach, uśmiechnęła się.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
26.07.2023, 23:12  ✶  

I znów - dziękować bogom wszelakim za różdżki. A o tych można było sobie teraz poczytać. O różnych przesądzach, o jakichś bajkach, o wierzeniach - wszystko to nagle stało się super istotne w gazetach i wyleciało z ostatnich stron zaraz obok "karty powiedzą ci przyszłość". Tzn nie to, że nie szanował wróżek. Przepowiednie były dla niego ciekawe, bo takie, z braku słowa, egzotyczne. Między ciekawością a wiarą była duża przestrzeń. Tak jak między tym, co czytał w gazetach a to, czemu ufał. Mogliby mu przedstawiać tam nie wiadomo jakie dowody z Beltane, że "bogowie są wśród nas, ale jednak nie". Czy ktoś im wierzył? Na pewno. Ludzie doszukiwali się znaków tam, gdzie była prosta prawda: ingerencja człowieka. Voldemort, jego przeciwnicy, magia. Koniec. Świat był nadal pełen nieprzebranych sekretów i bytów, z którymi czasami najstarsi czarodzieje się nie zetknęli, ale żeby od razu mówić o "bogu"? A jednak! Dzięki bogom, właśnie im, za to, że z kawałka gałązki pozwolili zrobić coś tak dojebanego, jak różdżka. Chociaż Sauriel właściwie używał jej dla zmyłki, ale była po prostu całym symbolem magii. Zabawne było to, że Sauriel zazwyczaj dziękował za magię właśnie wtedy, kiedy można było bez wysiłkowo posprzątać. Zupełnie tak jak teraz. Nie martwisz się nadmiarem kurzu, nie wkurwia cię kaszel czy katar. Niby jego to nie dotyczyło już, ale i tak potrafiło mu się kręcić w nosie od nadmiaru syfi w powietrzu. No i śmierdziało. Pozostało przyzwyczajenie. I jego święte prawo marudzenia.

- Always on the bright side? - Nawet nie zapytał tego sarkastycznie. Gdyby humor mu dopisywał to by się nawet uśmiechnął. No fakt, pogłaskał kotka. Nawet samo wspomnienie sprawiło, że widocznie się uspokoił. Przymknął oczy, podpierając bolącą głowę na dłoni. - Nie chciałbym tego przeżyć jeszcze raz. - Nawet za cenę, jaką jest możliwość pogłaskania kociaka. Nie, to jednak nie było tego warte. Z całą miłością do kotów. Prychnął cicho pod nosem. - Ay. Pobawiła się. - Do śmiechu mu jednak nie było. Aktualnie był na etapie prowadzenia ze sobą dysputy, że nie stało się, koniec końców, nic strasznego. Niczego wielkiego nie widział, niczego wielkiego nie doświadczył. Może poza tym ostatnim. I to nie dlatego, że było to wspomnienie Victorii, tylko właśnie dlatego, że NIE było. Zostało jednak zmodyfikowane tak, jakby ta osoba Victorią była. To było tak popierdolone, że na samą myśl się trochę krzywił i robiło mu się w niemalże ludzki sposób niedobrze. Ponieważ to mówiło, że ktoś, lub coś, próbuje manipulować umysłem Victorii, wypaczać jej wspomnienia, wciskać jej coś, co nie należy do niej. Już przecież mieli podobną rozmowę za sobą, tylko do Sauriel krzyczał, że go WKURWIA, że ktoś mu coś wciska. I, o borze stary i zielony, mógł nie być jebanym empatą, ale rozumiał ten problem aktualnie jak nikt inny! Chociaż chyba akurat dla Victorii nie to było najgorszym problemem...

- No nie było twoje, chyba że o czymś nie wiem. - Opuścił rękę z twarzy, żeby na nią spojrzeć. I nie, nie powiedział tego agresywnie. Nie w ten sposób, którego można by się było spodziewać po swoim... narzeczonym. Bo Sauriel tak jak nie czuł się przywiązany związkowo do Victorii, tak i w drugą stronę - nie widział powodu, dla którego Victoria miałaby się czuć. Pierścionek dla niego jeszcze niczego nie zmieniał. Większy problem robił się dopiero po ślubie. W każdym razie to w ogóle nie było jakimkolwiek problemem. Nawet to, że do niego powiedziała takim a nie innym imieniem. Zgrozo, jeśli Victoria przez tyle lat się nie zakochała nawet trochę, to była naprawdę smutną kob... oh wait. To by przyganiał kocioł garnkowi, taaa... - Tak to wygląda? Te wspomnienia, które właśnie mówisz, że się pojawiają? Masz wspomnienia jakiejś randomowej wampirzycy? - Jakoś Sauriel nie miał żadnych wątpliwości, to było dla niego oczywiste. To był wampir. No dobra, może nie to, że żadnych, ale nie na tyle duże, żeby tego nie stwierdził z przekonaniem. - Za każdym razem jak tak odlecisz to zawsze się zatrzymaj. No kurwa, żadnemu człowiekowi w końcu nagle się tak... nie przypomina cała kawalkada pierdół... - Czy Sauriel właśnie nazwał tą pogoń za miłością, nadzieję i złamane serduszko pierdołą? No... tak. Tak zrobił właśnie on. - Almo możesz sobie poamciać. Do zastanawiania się. - Zachęcił ją. Może to było głupie, ale... tak, chciał jej pokazywać swoją sympatię, że o nią dba i myśli. Żeby nigdy nie zwątpiła, że nadal może być... nawet jeeśli nie całkiem dobrym, to przynajmniej przyzwoitym facetem. A wszystko to przez tę jedną chwilę w restauracji. Parę wypowiedzianych słów.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
27.07.2023, 09:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.07.2023, 22:36 przez Victoria Lestrange.)  
- Nie. Jestem realistką – czy ona wyglądała jak wulkan pozytywnej energii? W ogóle jakiejkolwiek energii? W ogóle jak wulkan? Nie. Była jedną z tych spokojnych, często cichych osób, o ile nie miały nic do powiedzenia. Wolała stanąć z boku, przeanalizować sytuację i dopiero mówić o swoich wnioskach. Ale przy tym na pewno też nie przejawiała pesymistycznych myśli, nie wylewała ich na zewnątrz. Właściwie to zawsze starała się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie na sprawy, które otaczały ją i jej bliskich. Bałagan zaczynał się tam, gdzie tego wyjaśnienia znaleźć nie potrafiła. - Duchy mnie chyba lubią… albo po prostu nas. Trzy spotkania rozciągnięte na dwa miesiące to całkiem dużo – cmentarz, posiadłość po środku niczego i teraz to. Duchy. Dużo duchów. - Ale to chyba jednak ja – bo było jeszcze Limbo i kolejny… nie, to nie był duch. To była… dusza? Może te duchy chciały jej coś powiedzieć. Żeby żyła tak, by nie mieć żadnych niedokończonych spraw, żadnych żali – bo skończy jak one? Westchnęła.
  - Nie – zmarszczyła brwi. Zaręczyny czy ślub – jaka to była różnica dla osoby, która nie chce i jest zmuszana? Jedno i drugie mogło znaczyć niewiele, być jedynie środkiem do tego, by rodzina się odpierniczyła. Można było mówić jedno a na boku i tak uciekać do kogo innego. Tym niemniej, Victoria… nie wiedziała na jaki sposób do Sauriela była przywiązana. Przyjęła "jego" pierscionek, i to było takie… jednocześnie byli i nie byli w związku. To było trudne do objęcia myślami. Inaczej – byli, ale nie emocjonalnie. Ale Victoria była na tyle porządną czarownicą, że nie robiłaby niczego takiego na boku, bo tak jak nie chciała być w ten sposób traktowana, tak nie chciała tak traktować drugiej osoby. I tworzyłoby to tylko i wyłącznie rozłam w sercu i ból. Rozmowa zatoczyła koło, bo gdy na zaręczynach Sauriel opowiadał jej o Norze i gadającym kocie, powiedział jej wtedy, że nie ma żadnego romansu – a tak właśnie pomyślała po sposobie w jaki o niej mówił. Aranżowane małżeństwa i uczucia ulokowane gdzie indziej to zawsze był problem. Victoria jednak nie uważała się za smutną kobietę. Czasami miała momenty słabości, kiedy sama siebie pytała przed czym tak się wzbrania ale potem sobie przypominała i… no. Tak było lepiej. Dla wszystkich. Nie angażować się w coś, co i tak miało się skończyć bo rodzina dokona innego wyboru i wciśnie ją w objęcia innego mężczyzny. Ten mężczyzna siedział teraz obok. - Tak. I chyba… układają się w jakąś historię. To jest tak jakby przypominały mi się różne rzeczy, o których akurat zapomniałam. Dla mnie to subtelne, ale Brenna od razu połapała się, że coś jest nie tak. Tak jak ty się połapałeś – Victoria znowu głośniej odetchnęła. - Nie lubię myśli, że ktoś może mi grzebać w głowie, głównie dlatego nauczyłam się oklumencji. Ale ona też nic nie daje. Jakby.. jakby to było tam od zawsze. W Limbo też się pilnowałam i nawet nie poczułam, żeby ktoś próbował coś majstrować – w ogóle tego nie czuła, przez całe Beltane, a było jak było. - W Limbo… spotkałam moją babcię – powiedziała w końcu. - Namawiała mnie żebym tam została i poczekała z nią na innych. Dotknęła mnie nawet. Chciała mnie tam zatrzymać i wtedy się… – wtedy poczuła energię. Krążący wir, wspomnienie – czerwony kamień, radość i jakiegoś mężczyznę. - Wtedy… – zawahała się i zmarszczyła brwi. Brenna mówiła, że to kogo tam spotkała, może być wskazówką odnośnie tego, czyje wspomnienia ogląda. To była wskazówka. I jednocześnie nie miało to sensu. Jej babcia umarła ze starości, nawet tam w Limbo zobaczyła staruszkę opierającą się o lasce… a tutaj… Sauriel mówił o wampirzycy. - Ooooo kurwa – wymamrotała i podparła głowę na czole dłonią, po chwili jednak wstała i zaczęła krążyć tam i z powrotem przed kanapą. - Ooo… ale to jest spierdolone. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że to wspomnienia mojej babci. Ale to nie ma sensu, w Limbo widziałam ją jako staruszkę, chodziła o lasce zresztą tak ją pamiętam – krążyła dalej. - Myślisz, że..? Nie no. Nie no. Bez sensu. Ale może…? – ten przedmiot… ten przedmiot który był dla niej taki ważny – Victoria miała wrażenie że to był klucz żeby zrozumieć o co tutaj chodzi. Ten przedmiot. Przez który wylądowała na Nokturnie. Który ktoś zabrał. Który zabrała jej matka? Ale matka kogo? Matka wampirzycy? Znowu rozbolała ją głowa, bo nie umiała sobie przypomnieć.
  Nawiedziła ją ta szalona myśl: czy jednak wampiryzm dało się jakoś odwrócić?
  - Wydaje mi się… że moje i jej wspomnienia się jakoś.. jakoś połączyły. Tam w Limbo też zobaczyłam coś dziwnego – powiedziała po chwili wyjaśniając swój tok myślenia a przynajmniej jego część. Czuła się wtedy jakby uchodziło z niej życie, jakby wciągało ja coś, miała tam zostać a ona tak bardzo nie chciała – przecież miała po co żyć! Więc walczyła i wtedy… czy to był ten moment? Pasażer na gapę? - Zawsze przypominało mi się dużo pozornie niepowiązanych rzeczy – powiedziała na swoją obronę. Victoria naprawdę... Czasami miała milion myśli na minutę. Głównie dlatego była taka ciekawa wszystkiego. Albo raczej to przez własną ciekawość?
  Uśmiechnęła się do niego kiedy powiedział to ostatnie. Nie miała go za złego faceta. I wiedziała, że się stara – no do cholery, przylazil prawie codziennie i wiedziała, że się o nią martwi. Tylko może niekoniecznie umiał to odpowiednio okazać.
  - Dzięki – znowu wzięła do ręki różdżkę, by dotknąć zapakowany lizak i poskładać go do kupy.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
27.07.2023, 13:28  ✶  

Głaskanie kotka w takiej sytuacji - dla jednego to realizm, dla drugiego to pozytywne myślenie. Sauriel należał do drugiej grupy. Bo fakt pogłaskania zwierzaka był żadnym wynagrodzeniem za takie doznanie. I to był jego realizm. Kwestia perspektywy, jak to mawiają, bo dla każdego świat owiany był innym barwami. Ten Victorii był znacznie cieplejszy od Sauriela, więc nie dziwne, że jej realizm miał troochę ładniejsze barwy od tych, na które spoglądał Sauriel. Chyba mogli się tu też uzupełniać, nie? Dla Sauriela Victoria była jednym wielkim pozytywem. Jej codzienność, jej sposób myślenia, były jak miód, który łyżeczką jest dokładany do ciepłego mleka, żeby potem lepiej zasnąć. Żeby gardło przestało tak drapać i boleć, zdarte przeżyciami dnia.

- Myślisz? A miałaś z nimi takie problemy, dopóki mnie nie spotkałaś? - Sauriel nie do końca wierzył w to, że przynosi nieszczęście. Już nie. Kiedyś był tym przerażony, czasami nadal potrafił się pogrążyć w pesymizmie tej myśli, kiedy wszystko wydawało się walić, zapadać, było złe, niedobre i bolesne. Nie było to tu i nie było to teraz. W gruncie rzeczy nie uważał, żeby PECH tak bardzo prześladował osoby, z którymi się zetknie. Nie miało to jakoś przełożenia na realia. Jego ojcu, na ten przykład, przędło się dobrze. Jakoś Norka też nie narzekała? O ile faktycznie nie narzekała. Nie miał z nią też jakiegoś przewlekłego kontaktu. W każdym razie - nie, nie był chodzącym omenem. Tutaj po prostu stawał w sprzeczności z jej smutnym stwierdzeniem, że to o nią chodzi. Pesymistycznym, tym razem, dla niej. To tak w sumie apropo tego, czy mogli się uzupełniać względem swojego spoglądania na świat, w obu przypadkach, według nich samych, realistycznym. Mogli. Bo mając różne punkty widzenia, dostrzegali trudności w innych miejscach i ich brak - w drugich.

- Co? Podnieciła cię myśl, że istnieje lek na wampiryzm? - Sauriel wyciągnął fajkę z paczki i zaciągnął się dymem, patrząc na kobietę z lizakiem w ręku. Który właśnie został naprawiony, dzięki czemu kwiatek znowu się kiwał, bujał i uśmiechał. Tak, zapatrzył się na tego kwiatka przez zbyt długi moment. Nie podzielał tego entuzjazmu. Jeśli to było autentyczne wspomnienie, a jakoś Victoria była bardzo szybka w ufaniu temu, że to się działo naprawdę, że to wspomnienia tej babki, czy tam prababki, a nie jakieś czary mary chuje węże, bo oklumencja na pewno ją ochroni. Ją. W Limbo. W pieprzonych zaświatach, gdzie może być wszystko. Wszystko i nic. Nie byłby cynikiem, gdyby nie patrzył na to krzywo i przez palce. Nie miał zaufania do takich... czarów. Do sporej ilości innych czarów również nie. - Nawet jeśli to był i został użyty. O ile w ogóle istniał, o ile to prawdziwe wspomnienie, o ile naprawdę mowa o wampiryzmie a nie dziwnej klątwie. Czy tam chorobie. - Tak, no wydawało mu się, że jednak o to chodzi, ale właśnie - ten świat był tak napakowany cudami i rzeczami niepoznanymi, że w zasadzie jak tu być czegokolwiek pewnym na sto procent? To było to - że owszem, był pewny, ale to nie tak, że w ogóle nie miał żadnych "ale". - Dzięki. - Za co? Za jej reakcję. Za to, jak zareagowała, jak się rozbudziła, jak rozbłysły jej oczy. Sauriel miał takie przeczucie, że to już nie jest tylko jej ciekawość. Że to była jej taka myśl, że "jest nadzieja". Nadzieja dla niego. Że to naprawdę można odwrócić. Dziękował za to, że poczuła tę nadzieję za ich dwójkę.

- Pozornie niepowiązanych... myślałaś o tym, żeby to spisywać? Może wtedy widziałabyś więcej powiązań. - Pewnie pomyślała, ale czasami dobrze było, jak ktoś przypomniał. Albo dał takiego kuśkańca. Bo myśl była, ale jakoś zabrakło rozpędu. - W ogóle masz pewność, że to akurat była twoja krewna? Skąd wiesz, co siedzi w tym przeklętym miejscu? Mało jest istot tutaj u nas, które podają się za ludzi, a nimi nie są? Które przybierają formę człowieka będąc potworem? - I niekoniecznie miał tutaj na myśli akurat wampiry.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
27.07.2023, 20:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.07.2023, 22:36 przez Victoria Lestrange.)  

Głaskanie kota w tamtej sytuacji było po prostu stwierdzeniem faktu. Nie optymizmem, nie pesymizmem – po prostu tak było i przecież było pozytywnym doznaniem. Nic więcej.

- Problemy… Problem miałam z tym dzisiejszym. I tym w tym pieprzniętym domu – o, to był problem. Bo tamten „żart” nie był przyjemny. Pomijając już to, jak ona się czuła będąc tam i patrząc co robi Sauriel ku własnej uciesze, ale problem to się zaczął wtedy, gdy dom okazał się ruderą a był poranek i Sauriel musiał siedzieć w jakimś kącie uciekając przed promieniami słońca. To był problem. Para na cmentarzu to było… Bzdurka. - Cokolwiek sugerujesz, to nie masz racji – wyłapała sugestię. Czarny kot co przynosi pecha, bla bla. Gówno prawda. Zupełnie się z tym nie zgadzała. Prawdą jednak było, że się uzupełniali, tam gdzie jedno z nich miało braki, drugie radziło sobie całkiem nieźle i właściwie było to widać, kiedy chwilę się porozmawiało z obojgiem z nich w komplecie.

Gdyby miała przy sobie numer Proroka Codziennego, to strzeliłaby nim Sauriela w łeb. Nie za to, że wyciąga papierosa w jej salonie, a za słowa, które powiedział. I nie mocno, tylko na tyle, by zaznaczyć, że głupio gada. W zasadzie to miał rację, ale mógł to powiedzieć ładniej, mniej nieprzyzwoicie. Zamiast tego po prostu się zatrzymała i spiorunowała go wzrokiem.

- Tam od razu podnieciła – nie, nie podnieciła, to na pewno nie było słowo, którego by użyła i który oznaczałby stan faktyczny sytuacji. - Jeśli był, to znaczy, że można to zrobić. Jeśli był i jeśli to właśnie to. Ale nie wiem. Nie umiem sobie przypomnieć. Jak byłam na Nokturnie… Wiem, że byłam w dobrym miejscu i jednocześnie go nie poznawałam, jakby zmieniło się zbyt dużo rzeczy odkąd byłam tam ostatnio – skrzywiła się. - I widziałam też pomieszczenie w domu, raczej takie… w starym stylu – przynajmniej to było spójne. Nie całkowicie z dupy. Rozumiała skąd tutaj pesymizm Sauriela, sama przecież też nie była pewna. Za to nie wydawało jej się, by to było oszukane wspomnienie. Chyba, że było oszukane już u osoby, od której pochodziło – nie miała tego poczucia, że to na jej głowie robiono eksperyment. Nie umiała tego wyjaśnić, tego co wydarzyło się w Limbo, ale w jakiś sposób… Biorąc pod uwagę, że były tam jeszcze dwie osoby, z czego Mavelle zareagowała… Zareagowała jakby nie wierzyła – to mówiło jej, że to nie może być ściema. Nie taka. No i… Jeszcze to co słyszeli wcześniej, a co jak podejrzewała Victoria, mówiła do nich Matka. O próbach. I ze jeśli przejdą je zbyt dobrze, to mogą stracić połączenie z tym co żywe… - Za co mi dziękujesz? – no właśnie. I nawet nie udawała, że jest zaskoczona, bo rzeczywiście zdziwiło ją to, co powiedział. Przecież nic nie zrobiła. - Popytam… Popytam o nią w domu. Może się dowiem trochę więcej – tak dla spokoju, żeby wykluczyć albo potwierdzić jaką osobą była jej babcia.

- Kiedyś nie. Po prostu przychodziło mi do głowy mnóstwo rzeczy i nie wszystko nadaje się do wypowiedzenia na głos – bo nie wypada, bo po dłuższym namyśle to jednak głupie. Miała na przykład mnóstwo pytań do Sauriela dotyczących wampiryzmu bo interesowało ją dużo rzeczy, ale nie zadawała ich, bo nie chciała być natrętna. - Ale po tamtym… Zaczęłam pisać pamiętnik – po tamtym czyli po tym dziwacznym wyskoku na Nokturn. - Tak, mam. Dziwie się, że nie połapałam się wtedy gdzie jesteśmy, ale teraz to takie jasne, że to było Limbo. Cykl. Ciągle coś przypominało o cyklu, o wracaniu do niego. Łatwo było rozróżnić tych, którzy tam wtargnęli nieproszeni od tych, którzy są tam, bo tam jest ich miejsce – Matka – naprawdę sądziła, że to było jej ciało, tak szybko porastało mchem i roślinami. Wróciło do cyklu, by stać się jego częścią. Nie – ona była jego częścią cały czas. Matka była cyklem. Tak teraz myślała Victoria. - Jestem pewna, że to była babcia, a raczej jej dusza – było kilka teorii co dzieje się, gdy czarodziej umrze. Ale Victoria już teraz wiedziała, która z nich jest prawdziwa. I nic dziwnego, że ludzie z kowenu tak się interesowali ich przypadkiem. - Wrażenie tam… Coś czaiło się w mroku. Ale ona z niego nie wyszła. Była płomieniem, czymś jasnym – a Voldemort później z tego ognia czerpał. Nie, Victoria była pewna. Ale tego o Voldemorcie nie powinna mu mówić.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
27.07.2023, 20:54  ✶  

Nie od razu załapał, o co chodzi z "pieprzniętym domem". Pierwsza co pomyślał, tak naturalnie, to że chodziło o wizję po prostu z domem. Jedna z tych, które już miała, zaatakowały ją i pozostawały taką... bezradną. Rozbrojoną. Bo jaki człowiek jest, kiedy nie wie, kim jest? Co się wtedy z nim dzieje? Czy Victoria mogła się bronić, kiedy wizja znikała i ona niby łapała już rzeczywistość, a jednocześnie wcale nie? Bo nazywała go innym imieniem, albo rzucała się nagle w pogoń za czymś, co niby utraciła, a tak naprawdę ciągle to miała? Nie, człowiek nie był wtedy zdolny do tego, żeby o siebie walczyć. Żeby dbać o innych tym bardziej. Na szczęście teraz rozumiał lepiej. Na nieszczęście - wcale mu się to nie podobało. To, co słyszał, też nie. Wychodziło na to, że a i owszem, Victoria potrafiła złapać, co się dzieje, ale dopiero po dłuższej chwili. I wcale nie była też do końca pewna. Miała problem z odróżnieniem, co jest jej, a co jest tego... czegoś. Tej babci, z braku lepszego określenia na to tałatajstwo.

- Widzisz? Sugeruję, że pierdolisz. - Bo nie, nie brał tutaj wielkiej winy na siebie. Jakoś zresztą od tego Beltane wszystko było o wiele prostsze w tym wypadku. I w zasadzie to powinno go to niepokoić. To wszystko, co się działo, powinno go wystraszyć. Tamten ból, tamto zimno. Wstrzymałoby mu dech, gdyby tylko musiał oddychać. Może powinien z tym o kimś porozmawiać, zwierzyć się. Victorii? Ciekawe, jak to wyjaśni. "Słuchaj, bo mordowałem, byłem zły, bo to takie przyjemne kiedy życie uciekało z oczu i chyba zepsuło mi to duszę". No, tak. W zasadzie to wydaje mu się, że by wyglądała całkowicie spokojnie. Może w pierwszym momencie by coś było widać, może drgnąłby jej głos w pierwszej chwili, czy złożyłaby ręce. I tyle. Żadnego krzyku. Wcześniej czuł się źle, że coś przed nią ukrywa. Teraz... co było teraz? Z jednej strony chciał, żeby mu zależało, z drugiej... oh kurwa, jakie to było wygodne! Nie czuć. Nie czuć się źle, nie czuć się winnym, nie bać się ciągle. I móc być... bliżej niej. Gdybyś nie miał sekretów, czy wasza relacja byłaby lepsza? - Chodzi mi o to, że to nie jest twoja wielka moc do przyciągania duchów. Takie mamy razem szczęście. Albo takiego pecha. Tyle. Przygody chodzą po ludziach, zwłaszcza w magicznym świecie. - Ale jeszcze mu zależało, prawda? Jeszcze coś czujesz. Bo na niej ci zależy. Na Fergusie. Na Stanleyu. Nadal potrafiłeś czuć się źle. Tak, w takim razie nadal jesteś człowiekiem. I nie ma co nad tym dumać, prawda? Uśmiechnął się półgębkiem na jej reakcję.

- Za to, że masz nadzieję i cieszysz się nią za nas dwoje. - Wyjaśnił jej spokojnie te podziękowania. Może i brzmiało gburowato, ale Sauriel... nie lubił ani dziękować, ani przepraszać, ani prosić. Ale był naprawdę wdzięczny. To, co mówiła teraz i jej autentyczna, żywa reakcja... znowu poczuł się tak, jakby dotknął go promień słońca. Nawet wszystkie mięśnie Sauriela się na ten moment rozluźniły, jego twarz stała spokojniejsza. Przymknął oczy w dziwnie łagodnym, jak na siebie, uśmiechu. - Może tego nie widzisz, ale ucieszyłaś się. Tylko dlatego, że pojawiła się jakaś mała, niewyraźna wizja nadziei. To bardzo miłe. Mógłbym się kąpać w tym uczuciu jak w ciepłym jeziorze... - Jego głos łagodniał, był tak mrukliwy, jak kot, który położył się na ciepłym piecu i teraz mruży swoje oczy, mrucząc z zadowoleniem. Tak on wygrzewał się w tym dobrym uczuciu, w jej obecności i jej słowach. Fakt, sam przed sobą już nie przyznawał, że był romantykiem. Może i nie był kochliwy, może i tylko słabo się zauraczał, a jego zauroczenia to były po prostu jego muzy, a nie osoby, które mógłby pokochać. Ale Sauriel nadal tym romantykiem był. Kimś, kto tworzył, pisał piosenki. Choć... dawno już żadnego utworu nie napisał. Nie miał do tego serca. Ale może dziś...

- Meeh... kobieto, nie ma takich słów, które musisz przy mnie stopować. Najwyżej pośmiejemy się razem. Weź przykład ze mnie, zazwyczaj pierdolę głupoty. - Sauriel wiedział, że to była jego forma odreagowywania. Kiedyś dużo milczał. Dusił w sobie dużo rzeczy, za dużo. - Wiesz, że kiedyś pisałem dzienniki? Potem dobrała się do nich jedna laseczka, która mnie nimi szantażowała. Spaliłem wszystkie. - To nie było dobre wspomnienie, ale dziś nie robiło już na nim wrażenia. - Hym... słuchaj... nie chcę, żebyś odebrała to, że ci nie wierzę. Jestem sceptykiem. Wierzę w to, co mówisz, ale to trudne do pełnego zrozumienia i zaakceptowania. - Zszedł ze swojego zwyczajowego tonu i nawet poddał się powadze tematu. Rzadko to robił, bo mu się po prostu nigdy nie chciało. Bo nie lubił poważnych tematów, ot co. Więc i bardzo rzadko poważnie rozmawiali. Jeśli już to się kłócili, bo Sauriel zaczynał wypluwać z siebie nerwy. Wtedy też było poważnie - tylko inaczej. - Wróże się komunikują z duchami z Limbo. Pomyślałaś, żeby spróbować się skomunikować ze swoją babką?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
27.07.2023, 22:16  ✶  

- Nie – nie pierdoliła. W żadnym znaczeniu tego słowa, które mogłoby Saurielowi przyjść do tej łepetyny. Mogła się pomylić, ale sposób, w jaki Sauriel powiedział tamto zdanie sugerował właśnie to, że może to jednak on przynosił pecha. O tym właśnie mówiła: o sugestii. A ona tam była. Nie miała Sauriela za niewinnego chłopaczka, absolutnie nie. Domyślała się, że z jego szafy wysypują się trupy, że ma swoje za uszami. Roztaczał wokół siebie taką aurę, widziała jego nerwy, że nie do końca panuje nad agresją. To równanie naprawdę nie było trudne. Ale… ach. No kimże była, by to oceniać. Każdy robił co mógł, by przeżyć, jedni mieli lepsze perspektywy, drudzy gorsze. A Sauriel… Nie dość, że lubił iść pod prąd, to naprawdę nie miał w życiu lekko, a pomyślałby kto, że byłoby inaczej, skoro to synalek czystokrwistej rodziny. –Och, wiem, że nie. Mówiłam to trochę ironicznie. Wcale nie myślę, że przyciągam do siebie duchy – po prostu… Los tak chciał. Może to była wiadomość z zaświatów. A może właśnie budziło się w niej trzecie oko – cokolwiek się działo, nie uważała, żeby tak po prostu przyciągała duchy (ani pecha). - Wiem. Jak mówiłam, jestem realistką – trzeba było naprawdę czegoś wielkiego, żeby Victoria poddała się pesymizmowi. Gdy obudziła się w polowym szpitalu… wtedy trochę tego w niej było. Wtedy czuła, że to wszystko jej wina – bo gdyby nie ona, to nie weszliby w ogień. Ale po obudzeniu była słaba, była naprawdę obolała, nie wiedziała co się dzieje… To sprzyjało naprawdę fatalistycznym myślom.

Zamrugała i przestała sterczeć przed kanapą, skoro już i tak przestała krążyć. Tak, burza mózgów, kiedy na coś wpadała – to pobudzało ją do działania i wtedy robiła się znacznie bardziej ruchliwa niż na co dzień, kiedy można było odnieść wrażenie, że nie potrafi nawet biegać. Więc usiadła obok Sauriela, odwracając się teraz do niego nie tylko twarzą, ale też częścią tułowia.

- Jestem żywym i zimnym dowodem, że możliwe jest wszystko, nawet to co się ludziom nie śniło – magia była… miała swoje zasady, ale byli czarodzieje, którzy przekraczali jej granice. Victoria więc nie zamierzała mówić, że wszystko jest całkowicie niemożliwe. Może więc i wampiryzm dało się odkręcić? Albo chociaż ułatwić wampirowi funkcjonowanie w tym świecie? - Nie ma za co. Może i jestem aurorem, ale przede wszystkim jestem Lestrange. Pochodzę z rodziny alchemików, a to podobno w niej ukryta jest tajemnica wiecznego życia. Jakbym wierzyła, że możliwe jest tylko to, co poznane, to czarodzieje donikąd by nie zaszli, nadal żylibyśmy w lepiankach – posłała mu lekki uśmiech. On już chyba stracił nadzieję, może nigdy jej nie miał. Ale Victoria miała bardzo otwarty umysł. Teraz zaś po prostu widziała, że Sauriel… potrzebował pomocy. W jego życiu było tak wiele negatywów, że druga osoba, która po prostu brała pod uwagę różne opcje, wydawała mu się… uważał to za miłe. - Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała w końcu, opierając się ramieniem i bokiem o kanapę, by mieć widok na wampira.

- No dobrze. To proszę bardzo. Ale będziesz tego żałować. Cały czas się zastanawiam… Zobacz, bo jesteś wampirem. Mówiłeś, że po jedzeniu chce ci się rzygać, ale normalnie pijesz kawę i alkohol. I co potem się z nim dzieje? Wyparowuje ci przez skórę? Jesteś jak odwrócona roślinka? W tym sensie, że rośliny do wzrostu potrzebują wody i słońca, wzrastają kiedy padają na nie promienie, są dla nich pożywieniem w wielkim uproszczeniu. Ty więc wyparowujesz z siebie płyny, a słońce jest dla ciebie szkodliwe? Czyli wampir to odwrotność kwiatka? – proszę bardzo, oto tok myślowy Victorii. Potrafiła skakać od tematu do tematu, a potem zamknąć je zgrabnie. I nie było to ni cholery mądre w tym wypadku, ale musiała. - A skoro tak, to czy można by się było upić przebywając w twoim pobliżu kiedy trzeźwiejesz? – teraz to już robiła sobie z niego jaja. - To też jakiś sposób. Spisać swoje myśli i puścić je z dymem. Niektórym pomaga, może działać oczyszczająco – ona nie miała takiej potrzeby. Pisała, żeby uporządkować swoje myśli. Żeby łatwiej odróżnić własne wspomnienia od tych, które nie były jej. - Wiem, zauważyłam. Ale będąc tam… zrozumiałam dlaczego ludzie poszukują sposobu, by oszukać śmierć. Tam można tylko obserwować i czekać na bliskich – oni też chcieli ich tam zatrzymać. Babcia mówiła: poczekać tam na innych. I gdyby nie ten cholerny pierścionek, który miała na palcu, to kto wie jakby się to skończyło? Był kotwicą. - Nie pomyślałam… Ale może…? Hej, to wcale nie jest zły pomysł. Hmm… Poszukam kogoś. Albo może ty kogoś znasz?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
27.07.2023, 22:53  ✶  

Uniósł jedną brew, kiedy Victoria tak stanowczo temu zaprzeczyła. To znaczy - gładko, ale jednak było to stanowcze. Właściwiei dopiero teraz przez to przyszło mu to drugie, bo zbereźne, znaczenie. Się powstrzymał, nie powiedział, dzięki temu wypadł grzeczniej. Bo nie całkowicie grzecznie, na to było za późno, ale grzeczniej. Przy tej kobiecie ogólnie się bardziej starał. Nic dziwnego, że potem wywracała oczami, kiedy wychodzili do ludzi i Sauriel wracał do swojego chamskiego i beznadziejnego stylu bycia.

- No to dobrze. - Skoro nie trzeba było tego tłumaczyć... a umówmy się, Sauriel nie był dobrą osobą do tłumaczenia. Nie nadawałby się na nauczyciela, nie próbował nawet uczyć. Ale miał słabość do dzieci. Przynajmniej kiedyś, bo dziś nawet duch dziewczynki go za mocno nie poruszał. Ale też nie to, że wcale. Nawet jeśli się denerwował to też nie tak, że kompletnie była mu tamta scena obojętna. Gdyby była nie miałby jej w głowie. I chociaż nie ruszała jak kiedyś to była, kurwa, zwyczajnie smutna. Porzucone dziecko, a może zgubione... Dziecko, które szuka wspomnień innych, żeby się ogrzać.

Dobrze było wierzyć w siebie. W swoje nazwisko, swoje możliwości... smirknął pod nosem, bo w zasadzie też był pewny swoich. Wiedział, że nie jest debilem, że potrafi przywalić, że potrafił się aż zbyt cicho skradać i wciskać miejsca, gdzie nikt by nie podejrzewał, że tak bezszelestnie taki wielki gość się dostanie. Kto potrafił słuchać, ten słyszał - Sauriel może i wydawał się niechlujny, ale chód miał żołnierza. I to nie takiego, którego stawiali przy pomniku do pilnowania czy wysyłali na pochód w święta.

- Pomóc? - Tak, Victoria chciała pomóc. Mówiła to już chyba nie raz? Albo przynajmniej tak to dawała odczuć. Otworzył powieki i spojrzał na kobietę, która przestała się bawić w obijającego się o ściany bąka. Przez moment ta cisza była przyjemna. I Sauriel znowu się trochę napiął i spokój z jego twarzy zniknął, jakby w ogóle go nie było. - Lepiej powiedz, jak ja mogę pomóc pani-jeszcze-Lestrange, żeby przekonać wszystkich, że kamień filozoficzny istnieje. - Rzucił z tym kamieniem tak bardziej żarcikowo, no bo skoro już mowa o cudach, przywracaniu martwego do życia i nieśmiertelności... to jaka legenda pasowałaby tutaj najlepiej, jeśli nie to? Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak blisko był! I jednocześnie - jak daleko. - Viki, mi... - Tak, zdawałoby się, że jak zawsze pominie temat i uda, że go nie było. Ale tak poczuł... poczuł, że w zasadzie jest jej winien powiedzenie tego. - ... mi się naprawdę nie da pomóc. Ty sobie nawet nie wyobrażasz, jak bardzo, bardzo głęboko jestem udupiony. - A może podejrzewała, może sobie wyobrażała. Tylko czy w takim razie naprawdę mogliby rozmawiać we właśnie taki sposób? Napiął się mocniej, poruszył niespokojnie ramionami, poprawił się na siedzeniu, zaciskając na brzegu kanapy palce. Chwila przeciążenia, nim przysłowiowo odetchnął. Miał taką chęć... zbierała się w nim. Chęć wyrzucenia z siebie wielu rzeczy. Najlepiej tak, żeby ze wszystkim zrobili już porządek.

- Chce mi się rzygać. Ale to nie jest wynik wampiryzmu. - Wyjaśnił. - To trauma po przemianie. Na początku rzygałem też krwią. - Wyjaśnił jej bez żadnych problemów, bez żalu, bez zdziwienia, że w ogóle o to pyta. - Mój organizm nie działa. Null, off. Krew się we mnie nie utrzymuje, jedzenie też nie, wszystko znika w kurwa czarnej dziurze. W sumie nie wiem, był taki jeden, co chciał mnie z ciekawości żywcem kroić, na szczęście Eryk się z nim nie ułożył. - Uśmiechnął się wesoło. - Wyparowywanie to nie jest. Ale nie wiem jak działają roślinki, więc nie wiem, czy tak czy nie. - Nie dziwiły go te pytania i się z nich nie śmiał. Jeśli więc to miał być żart to przeleciał mu nad głową. No i skoro nie parował, to nie można się było upić. Uznał, że już odpowiedział w takim wypadku na to pytanie. - Te dzienniki mogłyby mi narobić problemów. Więc tak, dobrze że jako gówniarz się ich pozbyłem. Niepotrzebny balast. - Wspomnienia, których się nie chciało wspominać. Emocje, do których nie chciało się wracać. - Hmph. Widzisz, a ja próbowałem popełnić samobójstwo. - Pokazał kły w uśmiechu. - Nie znam, a nawet jakbym znał, to w życiu bym ci nie polecił. Przypominam, że moja dzielnica to Nocturn. Nie Pokątna. - Więc to polecanie... może jakby ktoś szukał złych wróżb albo niebezpiecznych doznań. Albo śmierci - to tak, wtedy może by polecił.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
27.07.2023, 23:39  ✶  

Kiwnęła głową. Tak, pomóc. Tak po prostu po ludzku i prosto z mostu o to zapytała, bo choć miała jakieś swoje podejrzenia, choć wiedziała, że choćby z ulżeniem mu z wampiryzmem nie bardzo mu nikt pomagał, to czasami uszczęśliwiać na siłę naprawdę nie było sensu. Zapytać wprost było… Trudno i łatwo jednocześnie. Dwa miesiące temu by nie zapytała. Ale dzisiaj było dzisiaj. Widzieli się wzajemnie w tak różnych sytuacjach… serce ciągnęło, ale teraz starała się je ignorować – było to tym łatwiejsze, że po prostu siedzieli tak blisko siebie, jak na ironię łatwiejsze.

- A po co ich przekonywać. Kto będzie chciał, to będzie go poszukiwał – nie było jej rolą przekonywać cały świat o jego cudach. „Jeszcze-Lestrange”, tak – ciekawe na jak długo. Rodziców mieli nazbyt upartych. Ale w sercu, z urodzenia, przecież zawsze będzie Lestrange. A później… po prostu wyciągnęła do niego rękę, żeby lekko dotknąć jego policzka i delikatnie go popchnąć, zmuszając, żeby na nią spojrzał. - Wyobrażam sobie. Kojarzę tylko jedną osobę, którą określiłabym jako straconą – i miała na myśli rzecz jasna Voldemorta. - Ty nią nie jesteś. Ludzie robią różne rzeczy, żeby przeżyć – i nie wątpiła, że Sauriel robił swoje rzeczy właśnie z tego powodu. Był jak zaszczuty pies. Nie wiedziała do jakiego poziomu zaszczuty, ale domyślała się, że robił rzeczy… złe. Nie domyślała się, że ma coś wspólnego z Voldemortem, ale to nie miało i tak w tym momencie znaczenia.

- Nie myślałeś, żeby małymi kroczkami spróbować to przepracować? Żeby nie wymiotować? – przekrzywiła odrobinę głowę, patrząc tak na niego. No tyle wiedziała, wspominał już jej kiedyś, że to coś w nim, nie wampiryzm. - Wierzę, ze to nie jest przyjemne – może wtedy żyłoby mu się odrobinkę lepiej. - Och, rozumiem. Znaczy nie rozumiem, ale to nie jest bardzo istotne. Dobrze, że cię nie pokroili – uśmiechnęła się do niego lekko, chcąc mu przekazać, że to nie jest bardzo ważny temat. Znaczy był bardzo ciekawy, w końcu kołatało jej się to po głowie, była zainteresowana. Zapytała go, bo być może wiedział jak to działa, ale skoro nie – to nic się przecież nie działo. - W skrócie, rośliny pobierają wodę, a potem dzięki słońcu zamieniają wszystko na… hmm… tlen i cukier. Ale to w takim razie skoro płyny nie parują z ciebie przez skórę, to to nie to samo, masz rację. Przyznasz jednak, że to całkiem ciekawa wizja – to był i nie był żart – oba jednocześnie. Victoria mentalnie wykreśliła pytanie z całej listy pytań i rzeczy, które wpadły jej do głowy. - Teraz już wiesz. Mam właśnie takie zagadnienia w głowie.

Przytaknęła mu, że dzienniki bywały zdradliwe. Mogły być pomocą, powiernikiem, ale też strasznym paplą, zwłaszcza jeśli czytał je ktoś, kto nie powinien. Czasami na papier przelewało się zupełnie nieprzefiltrowane myśli, niekoniecznie prawdziwe. Victoria była pewna, że gdyby jako dziecko prowadziła pamiętnik i teraz by go przeczytała, to umarłaby ze wstydu.

Rozszerzyła oczy, a potem na moment zakryła sobie usta dłonią.

- Przykro mi. Przykro mi, że próbowałeś. Dobrze, że nie wyszło – nie miała powodu mu nie wierzyć. Ale nie sądziła, by był szczęśliwy z tego, że może… być. I czekać. Chuj wie na co.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (6701), Sauriel Rookwood (6907)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa