Wstęp
Hala widowiskowa mieszcząca się przy ulicy Horyzontalnej, z zewnątrz nie wyglądała jakby miała pomieścić wszystkie osoby z wydłużającej się z godziny na godzinę kolejki. Wszystko za sprawą sprawnie funkcjonujących zaklęć kształtujących, ale w głównej mierze transmutacyjnych, nałożonych na to miejsce. Przy każdorazowym wydarzeniu odbywającym się na hali, wynajmujący przestrzeń mógł ustalić z obsługą obiektu wszystkie swoje wymagania, a wówczas wnętrze było dostosowane tak by spełnić oczekiwania klienta. Tak było i tym razem. Dzisiejszego wieczoru pojedynek, na własne oczy, miało obejrzeć około 250 czarownic i czarodziejów. Dla ponad dwustu z nich przygotowane zostały schodkowe trybuny, rozmieszczone równomiernie po hali. Jednak dla gości specjalnych, dla tych którzy posiadali unikatowe zaproszenie, oraz dla tych których stać było na wykupienie najlepszych miejscówek, była przygotowana specjalna wydzielona strefa. Wygodne i obszerne loże wyposażone w wentylację oraz zaczarowane popielniczki oraz drużyna kelnerska dostępna na jedne skinienie. Jednak przywileje płynące z bycia VIP-em można było odczuć praktycznie od pierwszych chwil. Dla wybranych zostało przygotowane osobne wejście, bez kolejki, bez oczekiwania na wybicie godziny otwarcia bram. Już po przekroczeniu progu, elegancko ubrana obsługa oferowała skromny aperitif. Wyróżnionych nie dotykał również obowiązek zostawienia w szatni odzienia wierzchniego, zamiast tego hostessy kierowały po czerwonym dywanie najkrótszą drogą do wydzielonej strefy.
Pomieszczenie właściwe miało kilka metrów wysokości i było naprawdę przestronne, a ponadto doskonale zaaranżowane. Odpowiedni balans światła i cieni razem z oprawą oświetleniową wprowadzał atmosferę wieczorowej gali. Niezbyt głośna, ale wprowadzające odpowiednie wibracje muzyka potęgowała uczucie rosnącego napięcia. Całe pomieszczenie było przyozdobione nienachalnymi akcentami zaczerpniętymi z estetyki rodowej, korzystając po równo z symboliki rodziny Lestrange oraz Nott. W centralnym punkcie, w samym centrum, znajdowała się całkiem sporych rozmiarów, na podwyższeniu, okrągła arena. Z całych przygotowań to ona pochłonęła najwięcej czasu i uwagi. Na arenie o średnicy około 20 metrów, rozmieszczone były niezbyt trwałe makiety, sztuczne atrapy zasłon za którymi zawodnicy będą mogli jednorazowo ukryć się przed wymierzonym zaklęciem. Chociaż nie było to wydarzenie pod którym podpisywał się klub pojedynków, bo panowie postawili bardziej na formułę showmatchu, to regulamin został przeniesiony właśnie ze Srebrnych Różdżek.
Do otwarcia wydarzenia pozostawały jeszcze z niecałe dwa kwadranse, a ludzi ciągle napływało. Louvain kończył podpisywać ostatnie autografy, ściskał ostatnie dłonie czarodziei którzy życzyli mu powodzenia i powrócił do wydzielonej strefy, by oczekiwać na swoich pierwszych gości. Starszy gentelmen stojący w progu i pilnujący przejścia do pierwszych rzędów, zrobił dla niego przejście, na moment zdejmując z haczyka długie, czerwone i wiszące liny odgradzające sektory. Louvain miał na sobie założoną długą szatę do złudzenia przypominającą taką, którą zwykło się nosić na spotkaniach klubu pojedynków, jednak ta była przyozdobiona w insygnia rodowe Lestrangów. - Jak forma? - rzucił w stronę Atreusa, być może delikatnie stremowany, ale bynajmniej przerażony. Kiedy nie stał już w otoczeniu nieznanych mu z imienia kibiców, z twarzy nie schodził mu zadziorny i niepokorny uśmieszek. Zdążył nieco odwyknąć od zagradzających mu drogę, grupek fanów i fanek, ale dzisiaj dobrze sobie przypomniał czym była popularność. Choć od czasu do czasu pojawiały się nieprzychylne okrzyki sugerujące bardzo dobrą znajomość matki Louvaina z właścicielem krzyku, to bardziej go to pobudzało, niż wywoływało stres. - Trochę jakbyśmy zaraz znowu mieli wylecieć na szkolne boisko i skopać gryfonom dupska... też to czujesz? - dorzucił rozglądając się szyderczym spojrzeniem za ich rywalami. Chociaż ostatnie swoje mecze rozgrywali prawię dekadę temu, to tego typu skoki adrenaliny były mu znajome. Tak jak wtedy, tak i dzisiaj miał zamiar nie odstąpić ani centymetra pola walki, a po wygraną sama znajdzie się w zasięgu ręki. Kelnerzy i kelnerki rozmieszczeni w kilku miejscach oczekiwali na pierwszych VIP-ów stojąc za mini-barami na kółkach z tacą pełną wypolerowanego na błysk szkła.