W ogrodzie stał stolik. Okrągły, na wijących się jak łodygi nogach. Z liśćmi. Metalowymi, rzecz jasna. A mimo to one delikatnie podrygiwały - jak kwiaty właśnie. Ponieważ Anna, właścicielka główna tego stolika, bardzo kochała kwiaty. Tak i stolik stał z krzesełkami w ogrodzie i stała też tutaj kawa. I mleko. Sauriel wolał pić mleko z kawą, niż faktyczną kawę, a dzisiaj nawet przyniósł ciasteczka. Ale nie piekł ich sam. Tym nie mniej nadal były ciepłe - niedawno wyciągnięte z piekarnika. Nawet sięgnął po jedno i ugryzł.
To nie było wystawne przyjęcie ani wystawne spotkanie. Siedzieli przy tym stoliku, daleko od posiadłości, zagubieni w kwiatach, przy nikłym blasku płomieni padających z małych, zaczarowanych koksowników. Owady kręciły się wokół nich, ale komary na szczęście nie były zbyt dokuczliwe dla takiej dwójki, jak oni. Właściwie to komary były kompletnie nimi niezainteresowane. Normalnie powiedziałby, że to miłe spotkanie. To nie tak, że teraz nagle jej nie odwiedzał, że odeszli daleko od rutyny sprzed rytuału. Nie. Choć w ostatnich trzech dniach faktycznie się do niej nie odzywał. Dopiero dzisiejszej nocy posłał sowę, że może jednak by się spotkali. Może pora pogadać.
To gadanie wyglądało jak na razie tak, że milczeli. Ale Saurielowi ta cisza nie przeszkadzała. Wsłuchiwał się w nią i zastanawiał, co w zasadzie powiedzieć kobiecie, której nie mógł zadowolić. A może kieeedyś by ją pokochał? Kto wie? Po szalonych latach? Gdyby ona miała moc, gdyby on miał moc, żeby to szaleństwo przerwać, gdyby mogła go wyciągnąć... ale to wszystko było za daleko. Zbyt głęboko. I nie wiedziała nawet połowę tego, co powinna wiedzieć, podejmując tutaj przeróżne decyzje dotyczące własnego życia. Pewnie dlatego się tak upierała. Z tym, jak bardzo chciała pomóc. Naprawdę teraz było już za późno... Może jeszcze te dwa miesiące temu, gdyby... gdybać sobie można. Nie była za niego odpowiedzialna. To były "jego' decyzje. I "jego" życie. O ile to życie kiedykolwiek należało naprawdę do niego.
- Nie chcę cię krzywdzić. Wiesz o tym, prawda? - Spojrzał na nią ulotnie. Na jej twarz. Tą rozmową też nie chciał jej krzywdzić. Ale chyba najwyższy czas przestać się miotać i pewne rzeczy powiedzieć. I... podjąć pewne decyzje. - Już wiemy, że krzywda i tak będzie, czy nam się to podoba, czy nie. - Ugryzł ciasteczko, spoglądając na ogród przed nimi. - Nie wiesz nawet połowy tego, co powinnaś wiedzieć, kiedy mówisz, że z tego da się wybrnąć. Że ja się mogę z tego wytoczyć. - Sauriel zjadł ostatni kęs ciastka i zaczął powoli rozpinać mankiet koszuli. - Więc może zanim przejdziemy do jakichkolwiek rozmów i jakichkolwiek "nas" podniosę twoją świadomość. - Podciągnął rękaw i położył przedramię na blacie. Czaszkę z wijącym się wężem, która paliła niemiłosiernie, nie pozwalając zignorować wezwania. Był spokojny, kiedy spojrzał na Victorię. Był zadziwiająco spokojny nawet w tonie, który nie był mrukliwy, a wręcz zadziwiająco klarowny jak na niego.
Położył tę rękę całkiem cicho, a jednak brzmiało, jakby grzmot przeszył niebo.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.