• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[20.06.1972] Sauriel & Victoria | Pray

[20.06.1972] Sauriel & Victoria | Pray
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
23.09.2023, 23:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:02 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

I pray to God I don't die in my sleep
And now I'm sick of all the secrets I keep
I pray to God, let me die in my...

W ogrodzie stał stolik. Okrągły, na wijących się jak łodygi nogach. Z liśćmi. Metalowymi, rzecz jasna. A mimo to one delikatnie podrygiwały - jak kwiaty właśnie. Ponieważ Anna, właścicielka główna tego stolika, bardzo kochała kwiaty. Tak i stolik stał z krzesełkami w ogrodzie i stała też tutaj kawa. I mleko. Sauriel wolał pić mleko z kawą, niż faktyczną kawę, a dzisiaj nawet przyniósł ciasteczka. Ale nie piekł ich sam. Tym nie mniej nadal były ciepłe - niedawno wyciągnięte z piekarnika. Nawet sięgnął po jedno i ugryzł.

To nie było wystawne przyjęcie ani wystawne spotkanie. Siedzieli przy tym stoliku, daleko od posiadłości, zagubieni w kwiatach, przy nikłym blasku płomieni padających z małych, zaczarowanych koksowników. Owady kręciły się wokół nich, ale komary na szczęście nie były zbyt dokuczliwe dla takiej dwójki, jak oni. Właściwie to komary były kompletnie nimi niezainteresowane. Normalnie powiedziałby, że to miłe spotkanie. To nie tak, że teraz nagle jej nie odwiedzał, że odeszli daleko od rutyny sprzed rytuału. Nie. Choć w ostatnich trzech dniach faktycznie się do niej nie odzywał. Dopiero dzisiejszej nocy posłał sowę, że może jednak by się spotkali. Może pora pogadać.

To gadanie wyglądało jak na razie tak, że milczeli. Ale Saurielowi ta cisza nie przeszkadzała. Wsłuchiwał się w nią i zastanawiał, co w zasadzie powiedzieć kobiecie, której nie mógł zadowolić. A może kieeedyś by ją pokochał? Kto wie? Po szalonych latach? Gdyby ona miała moc, gdyby on miał moc, żeby to szaleństwo przerwać, gdyby mogła go wyciągnąć... ale to wszystko było za daleko. Zbyt głęboko. I nie wiedziała nawet połowę tego, co powinna wiedzieć, podejmując tutaj przeróżne decyzje dotyczące własnego życia. Pewnie dlatego się tak upierała. Z tym, jak bardzo chciała pomóc. Naprawdę teraz było już za późno... Może jeszcze te dwa miesiące temu, gdyby... gdybać sobie można. Nie była za niego odpowiedzialna. To były "jego' decyzje. I "jego" życie. O ile to życie kiedykolwiek należało naprawdę do niego.

- Nie chcę cię krzywdzić. Wiesz o tym, prawda? - Spojrzał na nią ulotnie. Na jej twarz. Tą rozmową też nie chciał jej krzywdzić. Ale chyba najwyższy czas przestać się miotać i pewne rzeczy powiedzieć. I... podjąć pewne decyzje. - Już wiemy, że krzywda i tak będzie, czy nam się to podoba, czy nie. - Ugryzł ciasteczko, spoglądając na ogród przed nimi. - Nie wiesz nawet połowy tego, co powinnaś wiedzieć, kiedy mówisz, że z tego da się wybrnąć. Że ja się mogę z tego wytoczyć. - Sauriel zjadł ostatni kęs ciastka i zaczął powoli rozpinać mankiet koszuli. - Więc może zanim przejdziemy do jakichkolwiek rozmów i jakichkolwiek "nas" podniosę twoją świadomość. - Podciągnął rękaw i położył przedramię na blacie. Czaszkę z wijącym się wężem, która paliła niemiłosiernie, nie pozwalając zignorować wezwania. Był spokojny, kiedy spojrzał na Victorię. Był zadziwiająco spokojny nawet w tonie, który nie był mrukliwy, a wręcz zadziwiająco klarowny jak na niego.

Położył tę rękę całkiem cicho, a jednak brzmiało, jakby grzmot przeszył niebo.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
24.09.2023, 12:09  ✶  

Potrzebowała czasu, żeby sobie te wszystkie emocje przemyśleć. Wspomnienie babci rozstroiło ją kompletnie – i oczywiście, że trafiło do pamiętnika, by łatwiej było jej rozdzielić emocje babci płynące z tego, jak czytała list, a tego, co czuła sama Victoria. To nie było proste zadanie, szczególnie, że wszystko łączyło się, mieszało… Czy te wspomnienia pojawiały się ze względu na silne emocje, które sama odczuwała? Czy to dlatego, że pod pewnymi względami życie Victorii i Elisabeth było… zbieżne?  Bo gdzieś w punktach ich życia miały miejsce podobne sytuacje? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie – czy to dlatego widziała te wspomnienia akurat w tych momentach. Może był to czysty przypadek. Ale ten czas, kilkudniowy, by emocje oddzielić od siebie, był bardzo potrzebny. Też do tego, żeby sobie część rzeczy przemyśleć. Jak to dlaczego tak mocno ją trafiły słowa Sauriela. Wiele z nich.

Nie próbowała się z nim skontaktować przez ten czas i pewnie nie próbowałaby dalej, gdyby sama nie dostała sowy od Rookwooda. Nawet miała czas… czy raczej odsunęła inne rzeczy, na priorytet biorąc jednak jego i zjawiła się w Little Hangleton tak jak chciał. Wyglądała… Jak zwykle? Nie sprawiała wrażenia mocno przybitej, z zapuchniętymi oczami ani nic z tych rzeczy, ale dało się wyczuć, że nie tryska swoją standardową energią – po prostu gdzieś tam mogła sprawiać wrażenie zmęczonej. I była zmęczona, tylko, że nie fizycznie – a psychicznie.

Milczeli. Victoria popijała tę kawę, również z mlekiem i patrzyła jak ćmy i komary latają wokół światełek. Wdychała zapach kwiatów, jakie nocą, w tym chłodzie, tutaj pachniały. Ciasteczka były dobre i była pewna, że to nie Sauriel je piekł, chociaż się odgrażał jeszcze w kwietniu, że się nauczy.

– Wiem – powiedziała z westchnięciem. Już jej udowodnił, że nie chce jej krzywdy, widziała to i mu ufała – jak wtedy, kiedy wkradł się do jej pokoju i Brenna myślała, że się na nią rzuci, a tego nie zrobił. I jak później przez kilka dni… mieszkali ze sobą w Londynie, jak pilnował, żeby mogła spokojnie spać, albo jak musiała go prosić, żeby posmarował maścią jej bliznę na plecach, bo nie była w stanie sama tego zrobić.

Że jakaś krzywda będzie… Oczywiście, że sobie z tego sprawę zdawała. Na tym świecie nie było ludzi idealnych, ona też nie była, a ta nieidealność sprawiała, że ludzie się krzywdzili nawet wtedy, kiedy wcale tego robić nie chcieli. A czasami… Nie mieli na to nawet wpływu, tak jak winą Sauriela nie było, że został wampirem, i Victoria naprawdę doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przechyliła się nieco w stronę stolika, na moment opierając na nim łokieć. Nie miała na sobie ani płaszcza, ani swetra – ot, sukienkę z bardzo krótkim rękawem, sięgającą kolan. Miała zresztą założoną nogę na nogę.

Miała mu ochotę odpyskować, że skąd ma wiedzieć, skoro jej nie mówi i cały czas bazowała na tym, co sama widziała i słyszała, a poza tym, to jedyną osobą która nie ma szans się z „rynsztoka” wytoczyć jest Voldemort, ale ugryzła się w język. Może i dobrze – bo Sauriel mówił dalej. Ściągnęła nawet łokieć ze stolika, kiedy stwierdził, że „podniesie jej świadomość” i nieco zdziwiona oglądała jak rozpinał guziczki na rękawie koszuli. Trzymała właśnie filiżankę kawy w dłoni, kiedy Sauriel położył przedramię na stoliku. Ciemne oczy Victorii spojrzały najpierw na jego twarz, później na rękę…

I zamarła. Nie było nerwowego sięgania po różdżkę, kawa nie wypadła jej z rąk brudząc wszystko dookoła – chociaż dłoń lekko jej zadrżała, ale tylko lekko. Mroczny Znak. Tego symbolu nie dało się pomylić z niczym innym. Poza tym Victoria wiedziała, że Śmierciożercy go mają, kilku przecież złapano i widziano, i…

Serce to jej chyba przestało na moment bić i przyłapała się na tym, że wstrzymała oddech. Powolutku odłożyła filiżankę na spodek.

Czy była zdziwiona? Była. Czy powinna być? Chyba nawet niekoniecznie, ale. To nie miało sensu. Nie miało kurwa sensu. Sauriel. Śmierciożerca. Nienawidzili mugoli. Mugolaków. A co robił Sauriel? Kurwa czytał mugolskie książki. Grał mugolskie piosenki. I kumplował się z czarodziejami półkrwi (technicznie nie byli problemem, bo to postulaty o mugolach i mugolakach były w mocy, ale nie byli też czarodziejami czystej krwi i mieli w rodowodzie mugola… gdzieś tam). Więc spojrzała niemalże z jakimś takim oburzeniem na tatuaż na jego przedramieniu, i nawet się wyprostowała, nadal z nogą założoną na nogę, nadal siedząc.

– Co ty mi tu. To jakiś żart? – nie, nie żart i widziała dobrze, że to nie żart, ale TO NIE MIAŁO SENSU. – Zamierzasz się wytłumaczyć z tego? Jakieś „dlaczego”?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
24.09.2023, 12:26  ✶  

Wiedział, ze komu jak komu, ale akurat Victorii nie trzeba było tłumaczyć tego, co widnieje na jego ramieniu. Tka bardzo wymownego, w pewien sposób wyrażającego o wiele więcej, niż wyrazić mogły słowa. Ale nie wyrażało wystarczająco dużo, żeby w pełni objąć problem. Życie, które przeminęło i teraz Sauriel zbierał jego pokłosie. Teraz już wręcz machinalnie. Czasem ze złością. Czasem wywracając oczami. Chcę, nie chcę, marzenia, pragnienia - nic z tego nie miało najmniejszego znaczenia. Wszystko było przytłoczone ciężarem tatuażu, który wypalał jego skórę. I może gdyby lepiej znał transmutację to nawet spróbowałby się go pozbyć, ale nie znał. A nawet gdyby to..? Co dalej? Magiczna przyszłość nie była bajką, nawet z tą piekącą potrzebą, żeby w końcu pozbyć się ojca. Bo bez niego na pewno byłoby lepiej - przynajmniej jemu. I pod warunkiem, że tego miejsca wtedy nie zająłby ktoś inny.

Nie spoglądał na nią ani na swoją rękę. Zacisnął kilka razy palce, jakby testując siłę własnych mięśni, kiedy Victoria powoli przetrawiała to, co widzi. Dopiero, kiedy się odezwała, sam spojrzał na to czarne znamię. Całkiem kozackie, w przeciwieństwie do tych szlafroków, jakie nosili. Nie żeby design miał tutaj kluczowe znaczenie. Znaczenie miało to, że wezwania tego znaku nie dało się zignorować.

- Wyglądam, jakby zbierało mi się na żarty? - Wyjątkowo: nie. Wyjątkowo Sauriel był całkowicie poważny i nie w głowie były mu bzdury, które kompletnie z niczego potrafiły ten mózg nawiedzać. Zastanowienia o tym, czy nie lepiej Śmierciożercom byłoby w różowych jednorożcach, czym się różni kasza od mannej, albo jak długiego penisa trzeba mieć, żeby skakać na nim jak na szczudłach. A to ledwo powłoka tych bzdur, którymi się zajmował, żeby nie zaglądać pod powierzchnię. To, co wartościowe, oddzielone było cienką płachtą, a na płachcie leżał cały ten bezwartościowy syf. Takie zabawki dziecka, porozrzucane po całym pokoju. Dzisiaj zabawki były pochowane. - Mój ojciec i Josep od początku podążają za tą ideologią. Zresztą - koniec końców wszyscy umierają tak samo. Czystokrwisty, mugol... nie ma znaczenia. - Podniósł swoją rękę, żeby przyjrzeć się znakowi przed sobą, nim przesunął rękaw po białej skórze z rysującymi się pod nią fioletowymi żyłami. - Mówiąc, że małżeństwo ze mną cię unieszczęśliwi miałem na myśli coś więcej niż problemy emocjonalne. Rozumiesz? - Mówił z pełną powagą. I z pełną powagą na nią spoglądał. Takiej twarzy siebie jeszcze Victorii nie pokazał. Zazwyczaj rozmawiał tak z ludźmi, z którymi robił interesy - choć dla Victorii był z milion razy łagodniejszy. Bo ludziom z Nocturnu mógł przyjebać za krzywe spojrzenie. Victorii by tego nie zrobił nawet za przykre słowa.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
24.09.2023, 13:28  ✶  

Rzeczywiście, to wyrażało więcej niż tysiąc słów, ale też generowało strasznie dużo pytań i nierozumienia. Bo na ile zdążyła poznać Sauriela… Nigdy źle nie wypowiadał się o mugolach, wręcz gorzej gadał o czarodziejach czystej krwi, nie chciał przebywać w ich towarzystwie i tak dalej. To się nie kleiło najzwyczajniej w świecie. Bycie Śmierciożercą, oddanym sługą Czarnego pana, który uważał czarodziejów czystej krwi za lepszych, a mugoli i mugolaków za ściek… Mord i przemoc, by osiągnąć własne cele… Victoria miała wrażenie, że jej mózg właśnie doznał jakiegoś totalnego resetu, ktoś nacisnął przycisk i rzytrzymał go 10 sekund, żeby przywrócić wszystko do ustawień fabrycznych. Dlatego siedziała tak w bezruchu i… i… i mrugała. Jak ryba wyciągnięta z wody.

To chyba jakiś zły sen.

Ale to nie był też koszmar. Victoria nie była teraz w pracy i Sauriela aresztować nie zamierzała, zawsze dość wyraźnie to rozgraniczała, natomiast na pewno nie stawiało jej to w jakiejś świetnej pozycji. Mówiła już Saurielowi, że rodzinie się pomaga, a nie wtrąca do więzienia… ale kim dla niej był Sauriel? I kogo uważała za swoją rodzinę?

Nie uznała za konieczne odpowiadać, że nie wyglądał, jakby żartował, zresztą miała wystarczająco oleju w głowie, żeby mieć tego świadomość. A później z jej ust wydobyło się coś na kształt… prychnięcia, parsknięcia – ale cichego, kiedy stwierdził, że jego ojciec numer jeden i ojciec numer dwa podążają za tą ideologią. To już wszystko rozumiała. Eric pewnie faktycznie wierzył w wyższość czystej krwi, zresztą był zjebany, skoro jego własna żona będąc z nim w ciąży próbowała przed nim uciec. Joseph… pewnie „wyznawał” ideologię z nudów. A kiedy ojciec numer jeden jest na coś zafiksowany, a ojciec numer dwa chce się pobawić… Oto był efekt. Synek siedział z Mrocznym Znakiem na ręce. Sytuacja rzeczywiście się komplikowała – nawet bez tego, że i tak wszyscy umierają, więc Saurielowi wszystko jedno.
[a]Ja pierdole.

Tak, rozumiała już, że miał na myśli więcej niż problemy emocjonalne. I w tym wszystkim… Przyszło jej do głowy, że ma niesamowitego pecha. Jej poprzedni narzeczony… nigdy tego nie stwierdzono oficjalnie, ale został znaleziony martwy w domu mugoli. Czystokrwisty czarodziej, w domu mugoli, martwy po ataku Śmierciożerców – a nie należał do żadnych służb. Wnioski można było więc zacząć wyciągać samemu, chociaż nie było ku temu żadnego potwierdzenia. Teraz Sauriel. Victoria od początku, odkąd dowiedziała się, że jest wampirem, zastanawiała się o chuj chodzi jej rodzicom, ale teraz… Teraz to dopiero zaczęła mieć wątpliwości. Nie do Sauriela, nie. Do swojej rodziny. I coś z tego musiało odbić się w jej twarzy, bo nie próbowała ukryć emocji za oklumencją – a więc to, że musi myśleć właśnie bardzo intensywnie i że wnioski jakie ma nie są specjalnie wesołe.

– Czyli chcesz mi powiedzieć, że nie dość, że zmusili cię do tego – wskazała głową po prostu na niego. – To jeszcze do tego – kiwnęła głową w kierunku jego ręki. – A ty grzecznie wykonujesz rozkazy, bo co za różnica kto je wydaje? – co za… absolutnie spierdolona relacja. Ta w jego domu. I to coś, co w głowie miał Sauriel, chociaż po części rozumiała, że po koszmarze, jaki mu zgotowała rodzinka, to chciał się po prostu chronić. Przed bólem. Zadawał więc ból innym. – Tak, rozumiem. Ale to nie ja podjęłam decyzję o tym za kogo i kiedy chciałabym wyjść za mąż – więc cóż z tego, że to małżeństwo ją unieszczęśliwi? Przecież to nie był jej wybór. A jedyne co chciała, to żeby to małżeństwo nie było dla niej takim koszmarem, jak mogłoby być, kiedy jeszcze na domiar wszystkiego nie dogadywałaby się z mężem i była w jego życiu niechcianym elementem.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
24.09.2023, 14:04  ✶  

Uciec. To tak słodko powiedzieć. Odejść. Do miejsca, w którym możesz być po prostu sobą i nikt ci poleceń nie wydaje. Nie takie, które gwałciłyby twoją wiarę w ten świat. Było już za późno. Każde kolejne wydarzenia jego życia łamały jego wiarę w to, że kiedykolwiek mógłby uciec, odejść i po prostu żyć. Najpierw to była zwykła nadzieja, że naprawdę on się zmieni. Potem był strach, że ktoś ci bliski ucierpi. I tak po kolei odpadały kawałki układanki. W końcu on sam bliskich zranił, odepchnął, odsunął. Zasłaniał się wampiryzmem - nie była to pusta zasłona dymna, ale ten strach wkradał się o wiele dalej i głębiej. Bo kiedy nauczył się nad sobą panować to wcale od razu nie zaczął wracać do ludzi, których nawet lubił. To wszystko powoli nabierało na mroku. Miała rację - zaczął przekierunkowywać agresję, której doznawał, na innych. I w tym pojebanym świecie nawet nauczono go tego lubić. Skoro kiedy robiłeś, co do ciebie należy, to nawet był spokój. Wystarczyło... to robić. Problemy się wtedy rozmywało. Nawarstwiały na rachunku sumienia, ale w końcu i ten można było spalić. Aaach... co za przegrane życie... Dobrze byłoby się z tego obudzić. Nie modlić się co noc do Boga o to, żeby w końcu cię zabrał, bo tak sam z siebie to jakoś ciągniesz tę pajacerkę, jaką było to życie. Te głupoty, jakie wygadywał, te żarty, to, jak nie chciał być zawsze poważny. Jak ta powaga była męcząca. Sauriel tego nie dźwigał na swoich ramionach. To wszystko się wysypywało z wozu doświadczeń, który ciągnął za sobą.

- Nie mam ochoty słuchać komentarzy na ten temat, uwag i ocen. - Wiedział, jakie to było wszystko popierdolone, a nawet nie chciał tego tłumaczyć. Nie chciał opowiadać o tych wszystkich krokach, które wykonał i przez jakie został przeciągnięty za szmaty. Nie potrzebował opinii osoby trzeciej, chociaż nie dało się przecież nie powiedzieć, że wzbudzało to żal, rozczarowanie, szok. I może to, jak łatwo było przyjąć pod swój dach kogoś, kto... no właśnie - co zrobił? Bo to, co robili Śmierciożercy było przecież jasne dla świata. Zamaskowani, kryjący swoją tożsamość. Równie dobrze można było sobie pomyśleć, że był jednym z tych umykających na Beltane. - Zabiłem wielu ludzi. Bardzo wielu ludzi. - Bo że kilku... to było niedomówienie. Śmierć przysłaniała jego dłonie. To nie on nosił tam białe rękawiczki pracując dla Chestera i Roberta. - I zabiję pewnie więcej. Już nie czuję nawet wyrzutów sumienia. - Więc to, co działo się na początku, jak rozwijało się w trakcie, naprawdę nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, co działo się tu i teraz. Przyszłość, jaka ich czekała. - Lepiej nie będzie. - Nie wyobrażał sobie nawet tego, że mógłby żyć tak całkowicie normalnie. To znaczy - wyobrażał. Częściowo. Widział siebie gdzieś na jakimś zadupiu, nad morzem, w knajpce, może pracującego jako ochroniarza, a może za barem. Ale to była jakaś śliczniusia utopia, a nie plany. Może i nie miał wyrzutów sumienia, ale nadal zależało mu na tych kilku osobach. Bez nich... bez Victorii nic by z niego już pewnie nie zostało. - Mówiłem poważnie o tym, że możemy przerwać zaręczyny. Ale musisz pozwolić mi odejść. - Bo Victoria była... głupiutka. Kochana, ale w swojej mądrości, inteligencji - łatwowierna. Choć nie, to złe słowo. Nie nazwałby jej tak. Ale tak strasznie chciała czegoś lepszego, że chyba za bardzo się w tym gubiła. Za mocno się temu oddawała. Tak jak w niego zbyt mocno wpadła. I to była też jego wina - naprawdę uwierzył, że jest dla niego szansa i nadzieja, kiedy Victoria tak przed nim rozbłysnęła - ciepła i... prawdziwa. Teraz to... teraz chyba największym problemem było to, żeby Victoria miała siłę wyszarpnąć dla siebie coś z tego całego wydarzenia i pozyskanych informacji.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
24.09.2023, 15:04  ✶  

To wszystko co dla niego chciała: żeby mógł żyć dokładnie tak, jak chce. Nawet po prostu grać na tej swojej gitarze za marne grosze – nie miałoby to znaczenia, skoro to ona miała pieniądze i niczego by mu nie brakowało. Tak, było jej go żal. Bo pomimo tego, że robił to, co chciała jego rodzina, to oni dalej go… Dalej go karali. Jak wtedy, po areszcie. Victoria nie wiedziała co mu zrobił ojciec, ale Sauriel wtedy ledwo trzymał się na nogach i nagle nie był taki niedotykalski. Wtedy w pełni zrozumiała jak bardzo ten człowiek potrzebuje pomocy – i ze jej nie ma w swoim domu, u bliskich, u których powinien ją mieć. Miała tego sygnały już wcześniej, ale wtedy zobaczyła to tak w pełni. I jak miałaby mu nie pomóc? Jak miałaby przejść po prostu obojętnie, skoro przez kilka miesięcy Sauriel stał się dla niej naprawdę bliski?

– A na co masz ochotę? – więc miała tylko słuchać i potakiwać? Nie miała nawet prawa do komentarza, do uwagi, do niczego w zasadzie. A potem… Ach. Co miała odpowiedzieć na to, co powiedział później? – Aha – było jedynym co wydostało się z jej gardła. Bo znowu… zabrakło jej słów. Rzeczy jakie jej mówił… Jak ona to miała przyjąć do wiadomości? Jak miała to sobie poukładać w głowie i żyć dalej?

Powoli oparła się o oparcie krzesła i splotła ze sobą dłonie na udach, żeby jakoś powstrzymać to, że się trzęsły.

– I nie możesz przestać? Musisz to nadal robić? – zabijać tych biednych ludzi znaczy się. To że nie czuł wyrzutów sumienia to jedno… Ale to czy chciał to robić to drugie i właściwie kluczowe. – Ale nie musi być też gorzej – bo przecież mogło być gorzej.

A wiedziała już jak to jest, kiedy zabijało się ludzi. Nie jednego, nie dwóch, nie trzech. Brak wyrzutów sumienia to jedno. Usprawiedliwienie tym innych rzeczy to drugie. A myśl o tym, że można zabić ukochaną osobę, bo jej życie do czegoś się przyda, to trzecie. Widmo składnika kamienia filozofów zawisło jej gdzieś w głowie. Legendarna substancja… Mogąca uczynić człowieka nieśmiertelnym. Cóż, nic nie było na tym świecie za darmo, czyż nie?

– Tego właśnie chcesz? – właściwie to pierwszy raz wprost padło zdanie o zerwaniu zaręczyn. „Musisz pozwolić mi odejść” – tak jakby trzymała go gdzieś na siłę. Przecież go do niczego nie zmuszała, wręcz przeciwnie. Rzadko się skarżyła, nawet jeśli coś jej się nie podobało. Sauriel tak naprawdę miał wolną rękę do wszystkiego – jedynym warunkiem postawionym w maju było to, że nigdy więcej ma nie podnosić na nią ręki. Tak, chciała mu pomóc. Ale nie na siłę, nie kiedy jej pomoc miał odtrącać. Nie chciała nic robić wbrew niemu. – Sauriel, ja cię przecież do siebie nie przywiązałam żadnym łańcuchem – tak jakby to od niej zależało… A chyba nie zależało? Nie tak do końca?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
24.09.2023, 16:50  ✶  

Na co miał ochotę? Znalazłoby się parę rzeczy. Umoralniania czegokolwiek, krytyki i ocen nie było wśród tych rzeczy. Wolał, żeby ich tutaj nie było. Victoria była rozumiała, aż zbyt. Sam już nie wiedział, jak bardzo sam zjebał, czy mół cokolwiek lepiej, czy mógł gorzej, czy mógł być odważniejszy... Jasne, że mógł, zawsze można zrobić coś lepiej wiedząc, jakie będą tego konsekwencje. Nic jednak nie było czarno białe i tak proste, żeby to umniejszać do "to był prosty wybór". Słyszał już "mogłeś uciec". Jasnee. Bo to w końcu też było zero-jedynkowe, prawda? Victoria sama doskonale sobie zdawała, jakie to proste "móc uciec". I nie trzeba było mieć aż tak patologicznej rodziny, jaką miał on. Każdy człowiek w końcu zostaje doprowadzony do progu, w którym ma dość. Gdzie wszystko cię przerasta i pochłania, pożera żywcem. Victoria, jego zdaniem, zbliżała się do progu, gdzie wszystko będzie już dla niej "zbyt wiele". A nie mieli pojęcia, co jeszcze ją czeka. Więcej wspomnień? Może zacznie naprawdę "być" swoją babką? Może stanie się jeszcze coś dziwniejszego? Nie odpowiedział na to pytanie, bo było raczej jednym z tych retorycznych. Przynajmniej on tak sądził.

- I według ciebie, gdybym przestał, to nie byłoby gorzej. Błąd. Byłoby. - Bo żeby przestać, trzeba było jeszcze zawalczyć o możliwość zaprzestania. O taki sakryfikant, jak wolna wola. Całkowicie. A nawet i z tym nie wiedział, czy naprawdę mógłby przestać. To w zasadzie dość zatrważające, kiedy o tym pomyślał. Że przecież z niecierpliwością niemal czekał na kolejną możliwość dobrania się do czyjejś skóry. Żeby zabić? Niekoniecznie. Żeby wyrządzić krzywdę? Oj tak. To było satysfakcjonujące. Widzieć w końcu innych pod swoim butem, a nie samemu pod nim być. Sauriel wyciągnął piersiówkę z kieszeni kamizelki, odkręcił ją i nalał sobie do kawy. Albo raczej - zapełnił filiżankę tym alkoholem, bo tej kawy to tam w zasadzie już nie było. Podobno tak pili? Irish coffee? Czy jakoś tak... Schował pierściówkę, elegancko wziął filiżankę, napił się. W zasadzie całkiem niezłe. Taka whiskey ze słodyczą... Odstawił filiżankę i wyciągnął fajki.

- Nie. Mnie nie przywiązałaś. Ale ty przywiązałaś się do mnie. Bardzo się przywiązałaś. - Po tamtej rozmowie sprzed paru dni doskonale to zrozumiał. Uśmiechnął się lekko pod nosem, ale to nie był kpiący uśmieszek czy cyniczny. Nie zrozumiała, o czym mówił, ale to nic. Może to nawet wygodniej. Oparł się łokciem o stół, unosząc tego papierosa, jeszcze nie odpalonego. Lubił nocne widoki, ale widok słońca był czymś, za czym się tęskniło. Na szczęście nie to, że nieosiągalnym, bo nadal możliwe było przemykanie za dnia. Tylko nieszczególnie było to przyjemne doświadczenie. - Wiesz, że... mógłbym zabrać twoją matkę. Mógłbym się pozbyć Isabelli. - To była straszna i okropna propozycja, która pewnie nie powinna nigdy paść z jego ust. Ale padła. W zasadzie musiał zapytać. Wtedy byłaby wolna. - Pomijając moją bezczelną propozycję to zastanawiam się, czy sobie poradzisz. Z Izką. Żebyś znowu nie wpadła w sidła kolejnego zajebistego małżeństwa.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
24.09.2023, 17:40  ✶  

Tak szczerze to nie chciała mu prawić żadnych morałów. Chciała po prostu zrozumieć, ale w tych niedopowiedzeniach, w tym co zostało powiedziane, a co zawisło gdzieś między wierszami zdaje się… że odczytała wszystkie powody. I niestety… ale je rozumiała. Rozumiała to już dawno temu. Że nikt w domu nie okazywał mu ani trochę dobroci, że traktowali go nawet nie jak psa, a robaka. I dlaczego? Czym zawinił? Tym, że się urodził? Przecież to absolutnie nie była jego wina.

– A dlaczego jeśli przestać robić coś co jest złe, to ma być gorzej? Gdzie tu sens i logika? – nie rozumiała go, chociaż bardzo się starała i bardzo zrozumieć chciała. Tak jak chciałaby, żeby tyle nie pił, bo niczego to nie polepszało. Chciała spokojnej rozmowy, skoro Sauriel zdecydował, że potrzebują w końcu poważnie porozmawiać. Ale nic nie powiedziała, tylko przyglądała się z pewnym smutkiem, jak nalewa sobie whisky do filiżanki. A potem jak wyciąga paczkę papierosów.

– Oczywiście, że się przywiązałam – to, jak on to powiedział brzmiało niemalże jakby zrobiła coś złego, coś nielegalnego, coś czego nie było w umowie. Ale nie było żadnej umowy, a ona nigdy nie kryła, że się przywiązała, tylko być może Sauriel tego nie zauważał. – To coś złego? Przywiązać się do kogoś, kogo się lubi i z kim spędza się sporo czasu? – tak samo była przywiązana do innych osób. Może nie było ich zatrważającej ilości, ale istniały w jej życiu.

I Sauriel w zasadzie miał rację – Victoria zbliżała się do momentu, w którym wszystko to będzie dla niej już „zbyt wiele”. Wręcz zaczynała się ocierać już o burtę tego statku. Nawet nie wiedział jak bardzo. Wystarczyło tylko na niego wejść, i to bez wiedzy, że właśnie płynie wprost na górę lodową, której nie sposób ominąć.

– Nawet o tym nie myśl – w jej głosie słychać było ostrzegawcze tony, po prostu chociaż teraz… sądziła, że mówił poważnie. Ale ta wizja nie była ani trochę kusząca. Miała z matką relację jaką miała, ale zabić ją? Nie. Nawet jeśli nie własnymi rękoma, a jego? Po stokroć nie. Kolejne zajebiste małżeństwo. Czyli faktycznie o tym myślał, żeby zerwać zaręczyny. Właściwie to brzmiało już jakby podjął decyzję, to po cholerę w ogóle z nią o tym rozmawiał? Żeby co? Żeby się nie zdziwiła? Żeby poczuć się lepiej? Bo jeśli o to chodziło, to Victorii wcale nie było lepiej. Było jej niezmiennie chujowo. Nie raczyła mu odpowiedzieć, ale już dawno sobie powiedziała, że to ostatnie takie narzeczeństwo. Że nie chce przez to przechodzić po raz trzeci – przez poznawanie, docieranie się, sprawdzanie czy się polubią, czy nie, czy coś zaskoczy czy nie, by po raz kolejny być przedmiotem transakcji, po której twój światopogląd całkiem się rozpierdoli. Żadnych więcej ustawianych małżeństw. Ale wtedy myślała tak… bo nie sądziła, że w ogóle będzie musiała nad tym znowu myśleć i znowu to przechodzić. Miała dość tego, że rodzina ustawia jej życie i robią to tak, że tylko ją ranią. Że tylko boli. Tak jak teraz bolało – te wszystko informacje, słowa, jakie Sauriel do niej powiedział. Bolało. Oczywiście, że bolało. – Jedyne co chciałam – powiedziała cicho, mając wrażenie, że głos ją zaraz zdradzi, już zresztą zabrzmiała w nim fałszywa nuta. – To oddać ci trochę ciepła, bo wiem, że go w domu nie masz. Ja też nie mam. To wszystko – czuła, że szczypią ją oczy i bardzo nie chciała się teraz rozkleić.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
24.09.2023, 23:10  ✶  

Czym zasłużyła Victoria, żeby trafić do szponów takiej Isabelli? Niczym. Po prostu miała pecha urodzić się z jej łona i lędźwi swego ojca. Świat nie potrzebował mieć na to powodów, nie musiał mieć podpisanego zezwolenia proboszcza i kilku pokoleń wstecz. Tak się działo - tyle. Wiara w reinkarnację? Kto wie. Może to się naprawdę działo. A może Limbo było nieskończoną dziurą, do której wrzucano kolejne dusze. Dla Sauriela to była jedna wielka pierdolona czarna magia. Nawet dalsza, bo nekromancja wcale mu daleką nie była. Sprawiedliwość istniała tylko wtedy, kiedy potrafiłeś sobie ją wyszarpać z rąk ludzi dookoła własnymi rękoma. Nie było na to złotej odpowiedzi.

- Zabijanie to moja robota, kiedy inni mają białe rękawiczki. Nikt nagle nie powie "okej", kiedy oświadczę, że szukam zmiany i poprawy. - Nie mówił tego ironicznie, to było jednak bardzo duże uproszczenie całej sytuacji, całej sprawy, co było chyba jasne. Ucieczka z Nocturnu pewnie nie byłaby taka problematyczna i to nie nią się przejmował. Ucieczka od Śmierciożerców? Ha... Oczywiście mógł to próbować wyjaśnić bardziej, wypowiadać szerzej, ale nie chciał jednej rzeczy - żeby szukała w tym usprawiedliwiania go i rozgrzeszania. Bo rzeczywiście, tak naprawdę nie spodziewał się wielkich morałów, ostracyzmu od jej osoby, choć nie był pewien, czy po tych wiadomościach tego nie osiągnie. Bardziej jednak nie chciał, żeby starała się go usprawiedliwiać, nawet we własnych oczach. W końcu było w zasadzie nawet gorzej niż to, co jej opowiadał. - Jest gorzej, niż to, co mówię. Naprawdę. Jest w kurwę gorzej. - Ale nie chciał o tym wszystkim mówić... Victoria przecież nie była głupia. Pracowała jak auror, wiedziała, czym jest zabijanie ludzi, z czym się wiąże. Czym jest czarna magia. Jak bardzo człowiek potrafi upaść, kiedy magia znaczyła jego duszę i rozkładała ją na części pierwsze.

- Pewnie, że nic złego. Ale niebezpiecznego już tak. - A musisz być dzielna, Różyczko. Dzielna, silna i kwitnąć. Przy kimś, kto zasłuży na twoją miłość i kto ciebie również będzie kochał. Nie powiedział nic na jej ostrzeżenie, żeby o tym nie myślał. Pomyślał. Czy byłby w stanie zabrać ją ze sobą? Na pewno. Ale tego nie zrobił i nie zrobi. Ta kobieta musiała poczekać na miejsce w piekle, dopóki ktoś inny jej nie zabierze. Isabella była jaka była, ale to jednak była matka... tak i dla niego ważna była Anna mimo wszystkiego, co mówił i co potrafił robić. To nadal była matka. Szkoda tylko, że Isabella tak krzywdziła swoją córkę przy tym wszystkim nie licząc się z jej uczuciami.

- Dałaś. Dałaś mi nawet więcej. Wiem, że to nie to chciałaś ode mnie usłyszeć parę dni temu, ale mówiłem szczerze. - Nikt nigdy mnie tak nie zainspirował do życia, jak ty. Oto i była ta słodko-gorzka prawda. Zapalił papierosa. Krew nie miała przetoczyć kofeiny, serce nie miało bić mocno jak werbel. Płuc nie miał wypełnić dym. Panowała cisza. Jego ciało nie reagowało. Spojrzał na Victorię z uśmiechem. - Pora, kurwa, zawalczyć w końcu o swoje miejsce na tym pieprzonym świecie, Viki. Niech się staruszkom nie wydaje, że nic nie możemy. - Tylko mnie puść. I pozwól mi odejść. - Obiecasz mi to? Że staniesz do walki?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
24.09.2023, 23:46  ✶  

– A kto mówił o tym, żeby to oświadczać wszem i wobec? Jak się chce uciec to po cichu, a nie rzucając swoje plany wszystkim dookoła – mruknęła pod nosem. Victoria cały czas czekała na dobry moment, żeby go wyrwać z domu i uważała, że najprościej byłoby to zrobić po ślubie, nawet bardziej oficjalnie. Ale jeśli wcześniej to tylko po cichu. Spakować go niepostrzeżenie i po prostu… Zabrać. Nawet do pierdolonego Londynu. Kto by go tam szukał od razu? Nikt. A to dałoby czas na inne rzeczy jak… Na przykład zmienienie tożsamości. Victoria znała Potterów. Mogłaby im zapłacić za to, żeby go trochę… przerobili.

Nie szukała w tym usprawiedliwienia ani rozgrzeszenia. Po prostu… Każdemu należała się szansa na lepsze życie, nie? Widziała czym się zajmuje i para już dawno temu i to… przełknęła. Bo co miała innego zrobić? I przede wszystkim poznała go trochę. Po prostu go polubiła. Przywiązała się… Może nawet więcej.

– Sauriel. Nie oceniam cię. Nie wiem co to znaczy, że jest gorzej, zresztą… – przerwała i westchnęła. Co miało być gorzej od „jestem Śmierciożercą”? Chyba nic, bo z tym szedł cały pakiet innych rzeczy. Tak, czarna magia przeżerała duszę… I jego też pożerała. Tylko chyba jeszcze nie tak do końca. Ciągle się wahał… Więc co. Miała patrzeć i pozwolić na to jak spada na dno dna? Nie wyciągnąć do niego ręki? – Jest gorzej. Ale jeszcze nie najgorzej, nie? Widzę to przecież. Czuję. Wierz mi… To co mi babcia zgotowała… Jeszcze tam nie jesteś – a była pewna, że nie jest bo widziała go. Widziała jego wzrok. Widziała jego zachowanie. I słyszała co do niej mówi. Ciągle się hamował. Ciągle… gdzieś tam było jeszcze odrobinę miejsca na światło. Ale walka o duszę to nigdy nie była prosta walka. A toczona w pojedynkę praktycznie prosiła się o przegraną. Więc miała go zostawić samemu sobie by stoczył się na samo dno?

Była dzielna. Była cholernie dzielna. Siedziała w gnieździe żmij  i wychowywana była również przez żmiję. Oklumencji nie nauczyła się przecież do CV, a dlatego, że czuła na to potrzebę. Była bardzo, bardzo dzielna. Tylko, że wypadki ostatniego półtora miesiąca ją zaczynały zwyczajnie przygniatać.

– Tak, nie to – przyznała cicho, chyba nawet jeszcze ciszej niż to, co mówiła mu przed chwilą. Sauriel wypuścił dym przez usta, a Victoria niedbałym ruchem wytarła swój policzek. Czuła się żałośnie. Czarownice nie płakały. – Przecież walczę od półtorej miesiąca. Myślisz, że dlaczego nie chowam się przed dziennikarzami? Sława nie uderzyła mi do głowy. Robię to właśnie po to – więc co mu miała obiecać? I czemu w ogóle miała mu to obiecywać? Chciał żeby go puściła, ale ona go wcale nie trzymała. Czy raczej to on się trzymał i czekał, aż go wyrzuci, żeby z… czystym sumieniem mógł zrobić coś absolutnie głupiego?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (2887), Sauriel Rookwood (2987)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa