• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[24.06.1972] Sauriel & Victoria | Fade away

[24.06.1972] Sauriel & Victoria | Fade away
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
27.09.2023, 15:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:02 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

There's time on the wall, but no one around
His will is numb, he's half in the ground
If all we are is all we were
Then he'd soon pass on without a whisper
And life goes on

Czas tykał.

W życiu człowieka zdarzały się chwile, kiedy trzeba było ścigać się ze wskazówkami. Uciekały, a ty je goniłeś - jak opętany. Wyliczałeś prawie każdą sekundę, a każda z tych sekund przyśpieszała w rytm twojego serca. Przynajmniej biło. Przynajmniej miało po co bić. Anna dobrze wiedziała, że jeśli miałaby szukać syna to u Victorii albo Stanleya. Eryk Rookwood miał do czynienia z takimi sytuacjami nie raz. Nie było w nim paniki, nie było zbędnych słów czy gestów. Ta starsza wersja Sauriela, który był do niego obłędnie wręcz podobny, nie podejrzewała jednak, że poziom adrenaliny w jego krwi zostanie podniesiony przez wspinający się po kręgosłupie strach. Ale o tym nikt by nie pomyślał.

Sauriel również o tym nie myślał. Nie myślał w zasadzie o niczym konkretnym. Siedział na ławce w swoim ulubionym parku i spoglądał na kompletną ciszę miasta. O tak wczesnej godzinie nikt nie chodził tutaj na spacery, nie wyprowadzał piesków i nie rozkładał kolorowych koców w groszki, żeby urządzić sobie piknik. Było pusto, a ta pustka całkowicie mu odpowiadała. Opierał się łokciem o wezgłowie ławki, obok leżała otwarta paczka papierosów, a na niej zapalniczka, której nawet nie używał. Jeszcze obok różdżka, która mogłaby być całkowicie zbędnym elementem, gdyby nie to, że stanowiła prawdziwy "it's a prank, bro!". Nie było w tej chwili, w tej scenie, zupełnie niczego nadmiernie wyjątkowo, nadmiernie specjalnego. Tylko miejsce było niezwykłe. Lubił tu przychodzić kiedyś wieczorami i o porankach, żeby obserwować budzące się do życia miasto i świat. Zacierała się wtedy magiczna granica między tym, co było zadziwiająco łatwo przyswajalne dla ludzi a tym, co ich odpychał i budziło w nich strach. Strach przed ciemnością i śmiercią nigdy nie gościł w sercu Sauriela.

To nie było wcale tak, że w jego sercu gościł nieskończony smutek. Nie był wcale smutny. Dawno został przepchnięty przez tę linię i czasem tylko było mu po prostu tego wszystkiego żal. Włączając w to samego siebie. Żal tego pechowego życia, pechowego urodzenia i rodziny, która spychała go na dno, zamiast pomagać iść w górę. Co bardziej spierdoleni powiedzieliby, że to "ich wina", ale kiedy poczucie winy znikało to zaczynałeś widzieć bardzo dokładnie, że winy w tym twojej nie było żadnej. Po prostu miałeś pecha. Konstelacje się nie ułożyły tak, jak potrzeba, czy ki chuj... po prostu na ciebie padło. Nieodpowiednią osobę w nieodpowiednim czasie, nieodpowiednim miejscu. Cud narodzin życia był sekretem od lat.

O wiele łatwiejsza w zrozumieniu była Śmierć.

Siedziała tu obok i wcale nie była zgniłym tworem z samych kości. Była piękna. Pani Zmierzchu, ale wyglądała jak sam Poranek tego dnia. Rude włosy, niebieskie oczy, mały zgrabny nosek i piegi na policzkach. Pełne usteczka. Wzrok skierowany dokładnie tam, gdzie twój. Siedzieliście sami, bo niepotrzebna była widownia tej małej randki. Powiedziała ci szeptem, że od dzisiaj nie ma jutra. Nie musiało być. Nigdy nie latałeś w chmurach, żeby spaść z wysoka, to było tak samo naturalne jak podmuch wiatru na policzkach. Chłodnego przebudzenia świtu, który był wzburzony chyba strzepnięciem kołdry przez wstającą Dzień. Jeśli słowa miały tutaj padać to padałyby chyba tylko prawdy dawno już poznane. Nie, nie mieli nic do dodania. Jesień miłości już nadeszła, chociaż... ach, ta miłość poświęcona Życiu i tak była miłością straconą. Od początku skazaną na szafot. Miała po sobie zostawić tylko niedopaloną paczkę tych fajek i kilka uroczych, miękkich pluszowych misiów w piwnicy starej posiadłości Rookwoodów. Życie więc postanowiło zostawić żywego trupa ze Śmiercią, bo nie było już czego ratować. To Śmierć widziała ratunek. To jej zimne ramiona miały być ratunkiem, w końcu obiecanym spokojem. Tą ostatnią nicią, z której chciał spaść.

Oparł głowę na zgiętych palcach, spoglądając na pierwsze promienie słońca powoli wpełzające na niebo. Piękne... Lśniły w niebieskich oczach Śmierci jak tysiące diamentów. Takie... paradoksalnie żywe, wypełniające pierś czymś dobrym. Spokojem. To było wyzwolenie. Powoli wyciągane w jego kierunku ramiona wyzwolenia.

Wspinające się powoli w górę świata promienie słońca nie padły jednak na wampira.

Zatrzymały się na drzewie, które wzrosło w powietrze parę metrów przed nim, rzucając długi, gęsty cień ze swoimi gałęziami bujnymi w liście, a które pojawiły się zaraz po trzasku teleportacji, stworzone sprawną ręką Eryka Rookwooda.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
27.09.2023, 18:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2023, 18:34 przez Victoria Lestrange.)  

Została wyciągnięta z łóżka w środku nocy. Postawiona do gotowości przez swoją skrzatkę, która oznajmiła jej, że Anna Rookwood czeka na dole w salonie i wręcz błagała o obudzenie Victorii. Z początku nie miała pojęcia o co chodzi, ale kiedy starsza kobieta wyjaśniła jej, że od kilku dni Sauriel zachowuje się nadzwyczaj dziwnie i nie przyszedł na umówione z Erykiem spotkanie, to zaczęli się niepokoić… czy nie wie co jest grane. To ciemnooką zmartwiło, bo miała bardzo złe przeczucie od kilku dni, po tej okropnej rozmowie, która była raczej oznajmieniem, a nie faktyczną rozmową "o nas" jak to miało być. Victoria nie rozumiała dlaczego Sauriel pokazał jej swoje przedramię, skoro i tak chciał to wszystko zakończyć… ale myślała o tym dużo. Bardzo dużo. Że nie zgadzały jej się rzeczy. Tak jakby Rookwood podejmował decyzje w biegu, a nie z rozmysłem. Tak jakby poddawał się emocjom w najmniej odpowiednim momencie. I to, jak do niej mówił. Że może "zabrać ze sobą" Isabellę… ze sobą. I żeby pozwoliła mu odejść. A przecież miał wolną wolę, przecież go nigdzie nie przykuła na siłę… tak. Niepokoiło ją to. Więc kiedy Anna w środku nocy powiedziała jej że Sauriel zachowuje się bardzo dziwnie i czy nie wie gdzie jest… co prawda wyjaśniła kobiecie, że nie rozmawiali ze sobą od kilku dni, że trochę się… trochę się pokłócili (chociaż nie było żadnych krzyków, były tylko łzy…), ale zaraz szybko się ubrała, żeby pomóc Annie go szukać. Przecież nie chciała dla niego źle. Chciała dla niego jak najlepiej. I widziała, że Anna również – chociaż z Saurielem nie dogadywała się wcale, głównie dlatego, że on nie potrafił swojej matce wybaczyć. Nie potrafił bardzo wielu osobom wybaczyć, bo doznał od nich okropnych krzywd… i dusił w swoim sercu bardzo wiele żalu, złości i nienawiści. Victoria nie mogła go o to winić. By dostrzec w swoim sercu światło… przy czymś takim potrzeba było trochę więcej niż kilku miesięcy.

Takim sposobem jeszcze przed świtem trafiła do rezydencji Rookwoodów, próbując się dowiedzieć gdzie go już szukali. Victoria miała kilka propozycji – wszystkie z nich okazały się równie nietrafione co te, które już sprawdzili, prócz jednej. Właściwie to przedostatniej – bo Lestrange przypomniała sobie o tym parku. O tym, co jej w nim powiedział, kiedy siedzieli na ławce i jeśli babeczki, które upiekła bo przegrała zakład.

Miało się okazać to miejscem trafionym.

Siedział tam. Na tej samej ławce co wtedy. Obok niego tylko papierosy i różdżka, opierał głowę na dłoniach i patrzył w przód. Piękny jak zawsze. Victoria poczuła ucisk w sercu, bo oto Sauriel wybrał Śmierć i czekał na pierwsze promienie słońca. Czekał na swój koniec. Ale Eryk zareagował bardzo szybko. Tylko zobaczył swojego syna, zrozumiał, że tym razem trafili w dobre miejsce – chyba w ostatniej chwili, i w ojcowskim odruchu zasłonił go drzewem. A Victoria? Victoria niewiele już w tym momencie myślała, albo raczej… myślała bardzo dużo i intensywnie, tak dużo, że wszystko jej się zaczęło zlewać. Ona sama teleportowała się obok ławki, znacznie bardziej precyzyjnie niż Eryk.

– S-sauriel – to nie był krzyk. Lewie ciche uświadomienie sobie, że to właśnie on. Była gotowa zasłonić Sauriela własnym ciałem przez tymi śmiercionośnymi dla niego promieniami, ale nie trzeba było. Zamiast tego, bo bardzo krótkim zawahaniu, zajęła miejsce na ławce. Nie zamierzała go karcić, mówić, że co on sobie w ogóle wyobraża. Rozumiała. Naprawdę rozumiała. Kiedy jest za dużo, kiedy nie potrafisz sobie już poradzić sam… – Przepraszam, nie upiekłam dzisiaj babeczek – to był szept. Serce mówi szeptem.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
27.09.2023, 19:55  ✶  

Eryk przemierzał park szybkim krokiem, ale kiedy słońce zaczęło bajecznie błyszczeć w gęstej koronie drzewa zatrzymał się. Jego czarna szata poruszana wiatrem dawała znaki tego, że on sam, mężczyzna w kwiecie wieku, nie był tylko wytworem wyobraźni czy szalenie dokładną rzeźbą jakiegoś artysty, który zapomniał zabrać swojego dzieła ze sobą. Gdyby się przypatrzyć to nawet widać byłoby, że oddycha. Dość szybko. Z szokującym wręcz przyśpieszeniem jak na tego stoika... kiedy akurat nie był w trakcie kolejnej awantury ze swoim synem. Ale teraz panowała tutaj cisza. Nawet słowa Victorii były takie ciche, że nie dotarły do jego uszu, kiedy kobieta pojawiła się tuż przy Saurielu i usiadła obok niego. Zatrzymał się i spoglądał na scenę, która wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby dotarli tutaj chociaż minutę później... Nagle to nie była kwestia tego, czy by syn odszedł i wyjechał. To była kwestia tego, że... nigdy więcej by go nie zobaczył. Nigdy. Więcej.

Kolejny trzask i ciche słowa. Subtelne, kiedy on czuł się zawiedziony i trochę oszołomiony. Gdzie ta urokliwa, ruda panna? Nie było jej, była za to Królowa Nocy. Nie powinno jej tu być. Wszak wstawał poranek. Zawód sięgał tak głęboko, że przenikał chłodem na wskroś. Prawie poczuł gęsią skórkę na ciele, ale ta się jednak nie pojawiła. Prawie poczuł łzy w swoich oczach, ale te nie mogły się pojawić. Nie było w nim krwi, nie było tlenu, nie było łez. Był pusty. Jedyne, czym potrafił się wypełnić, to gniew. Słodycz z zabijania. Tylko wtedy czuł, że żyje naprawdę, czyż nie? Wtedy wszystko miało wyraz, ostrość... ale to właśnie Victoria sprawiała, że wszystko było łagodniejsze. Victoria, Nora, Fergus, Stanley, Augustus, Ulysses... były osoby, które mógł wymieniać, a o które chciał dbać. Na swój własny, pokrętny sposób, bo nie potrafił funkcjonować normalnie w społeczeństwie, nie potrafił funkcjonować normalnie w związkach międzyludzkich. Nie czuł, że musi się dopasować. Czuł od tych osób, że wystarczyło, że jest sobą, bo przecież każda z nich mogła na niego liczyć. W tym całym spierdoleniu... po prostu lepiej tu będzie beze mnie. Czy tak miał myśleć? Nie. Mi lepiej będzie po drugiej stronie. A jedyne, o czym pomyślał, to o tym, że Victoria przynajmniej będzie mogła przekroczyć nad tym wszystkim dalej. Święty, zasłużony spokój dla wszystkich...

Ale słowa o babeczkach coś w nim złamały. Coś rozkruszyły. Nie lubił tego uczucia. Rozpad rzeczywistości - jak stłuczona na podłodze filiżanka z porcelany, tej taniej, więc jej odpryski lecą we wszystkie strony i martwisz się, że zaraz jeden z nich wbije ci się w stopę. Zadrżał, zadrżała mu warga i brwi nieco opadły w dół. Nie spojrzał na nią. Przez cały ten czas nawet na nią nie zerknął, a teraz jego spojrzenie powędrowało w dół, kiedy uniósł ręce, pochylił się, zaciskając palce na swoich włosach. Ten spokój prysł. To zbawienne poczucie poukładanego świata rozmyło się i znów był tylko chaos.

Uniwersum napotkało supernove.

Sauriel wydał z siebie dźwięk, jakby nabierał powietrza w płuca, kiedy uniósł szybko głowę i opuścił ręce, żeby zacisnąć je na krańcu ławki. Miałaś pozwolić mi odejść. Więc czemu teraz tutaj siedzieli przed pięknym, wysokim drzewem, w którego liściach szumiał wiatr? Coś w nim utknęło, to chyba te fragmenty filiżanki przytkały mu przełyk i nie mogły ani zostać zwrócone, ani pchnięte w dół do końca. Co to w ogóle było za miejsce, co to był za moment? Jakie niepoprawne skazanie boskie, a może diablęcia, ściągnęło tu Victorie i... kogoś... Sauriel jeszcze nie zdawał sobie nawet sprawy z obecności ojca. Wydawałoby się, że wszystko zaraz rozejdzie się po kościach, że ten wybuch zatonie w czasie i przestrzeni, jakby miał miejsce pod wodą, która stłumiła całą jego siłę i zabrała ją na swoje fale.

- Pozwól... mi... odejść... - Czy nawet to było za dużo? - Będziesz miała spokój, ja będę miał spokój, to ostatnia dobra rzecz, jaką mogę zrobić, potem będzie za późno... - Pokręcił głową, ściągając brwi w wyrazie tego wewnętrznego rozdarcia, kiedy uniósł głowę ku niebu. Z jakiegoś powodu nie spadały z niego anioły. Nie zbierało się nawet na deszcz.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
27.09.2023, 22:30  ✶  

Miała na oku Eryka, wiedziała, że tu był, ale Sauriel chyba nie zdawał sobie sprawy z jego obecności – cichej jak duch. Nie wiedział, że to Eryk, nie Victoria, zmusił drzewo, by zasłoniło Sauriela przed morderczym dotykiem promieni słońca. Ale póki Eryk sam nie chciał podejść do Sauriela, to sama nie zamierzała (przynajmniej na razie) zdradzać jego obecności. Najwyraźniej potrafił się poruszać równie cicho, co Sauriel… Delikatnie westchnęła, cichutko wypuściła powietrze przez usta. Starała się uspokoić. Starała się myśleć trzeźwo, mieć sytuację pod kontrolą.

Dała mu czas. Tę chwilę, w której zapanowała pomiędzy nimi cisza. Nie pytała „dlaczego?”, bo to pytanie wydawało się być zbędne. On na nią nie patrzył, ale Victoria na niego – już tak. Widziała, jak zadrżał. Jak drżały mu ręce, usta, jak spojrzał w ziemię, a po chwili pochylił głowę, wczepiając dłonie i palce w kosmyki niesfornych, kruczoczarnych włosów. Na chwilę. Zaraz wszystko się zmieniło i Sauriel już siedział wyprostowany, zaciskając dłonie na ławce. Victoria nawet nie zdążyła unieść ręki, by delikatnie położyć mu ją na ramieniu, chcąc dodać otuchy. Więc nie zrobiła tego. Nadal mu się jednak przyglądała. Wydawał się być rozczarowany, smutny… To była chyba mieszanina emocji przeróżnych. Zaś ciemnowłosa… ona czuła, że ktoś musi to dźwignąć, bo Sauriel już zwyczajnie nie jest w stanie. I czuła strach – o niego. Miała uniesione brwi w wyrazie zatroskania. I gdyby Sauriel się przyjrzał, to zauważyłby, że nie była w żadnej sukience czy spódnicy, jak zwykle, nie. Była w spodniach… I to takich, które wyglądały jakby mogły być spodniami od piżamy – bo zakładała na siebie byle co, kiedy na szybko się ubierała po prośbie Anny.

– Nie będę miała spokoju – jak mógł w ogóle tak myśleć. Przeżyła już śmierć jednego narzeczonego, i to takiego, którego szczerze nie znosiła. Miała więc przeżyć śmierć kogoś, kogo naprawdę, naprawdę lubiła? Kto był dla niej ważny? Pozostawiłby tylko ziejącą dziurę w sercu. – I ty też byś go nie miał – mógł w to nie wierzyć, ale Victoria… Victoria była pewna, że to wcale nie tego chciał Sauriel. Że wcale nie chciał… czekać. Na innych. – Masz całe życie przed sobą i możesz zrobić mnóstwo dobrych rzeczy. Ciągle je zresztą robisz – ciągle mówiła cicho, ale nie musiała wcale głośniej. Obawiała się zresztą, że jeśli powie coś chociaż ton głośniej… nie chodziło, ze Eryk mógłby usłyszeć, ale że… jakiś czar pryśnie. Że spłoszy Sauriela – to ostatnie co chciała zrobić. – Zmuszasz mnie do wyjścia ze strefy komfortu, myślisz, że kiedykolwiek piekłabym babeczki gdyby nie ty? Albo robiłabym czekoladę? Albo chodziła oglądać gęsi? Albo pić na cmentarzu? Uśmiechałabym się jakieś… siedemdziesiąt dwa razy mniej. Nie pytaj jak to obliczyłam – uśmiechnęła się przy tym pod nosem. – Świat będzie dużo smutniejszym miejscem, gdy ciebie zabraknie i wcale nie przyniesie to żadnego spokoju. A na pewno nie tym osobom, dla których jesteś bliski. Kocie… Mówiłam ci, naprawdę tym razem nie jesteś z tym wszystkim sam, to się nie zmieniło – chciała go dotknąć, chciała złapać go za rękę, ale bała się, że to za szybko, że jest zbyt rozemocjonowany.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
28.09.2023, 11:12  ✶  

Sauriel naprawdę sądził, że nie jest zdolny do płaczu. Opuścił znów głowę, chowając twarz w dłoniach. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał. Kiedy te emocje były zbyt wielkim natłokiem, żeby... a może sam po prostu sobie to wszystko wmawiał? Może nie chciał pamiętać, może był o wiele słabszy, niż sam o sobie myślał, niż jemu się wydawało? No bo w końcu to mu się wydawało. Wmawiał sobie wiele rzeczy, ale o większości po prostu nie myślał, bo tak było prościej, wygodniej i bardziej komfortowo. Gdzie nie było myśli, tam nie istniał problem. Gdzie był problem, tam mogłeś go pokonać dusząc go własnymi rękoma. Świat kładł się u stóp - bardzo prosty.

Ale Sauriel wybuchnął płaczem.

Ze zgarbionymi ramionami, kryjąc swoją żałosną twarz w dłoniach wybuchnął płaczem głośnym i żałosnym nad sobą, nad Victorią, nad Stanleyem i Fergusem. Nad tym popierdolonym światem, w którym nacisk nie pozwalał żyć i sprawiał, że młode pokolenie stawało się dokładnie takie, jak te starsze. To było pojebane. Sauriel nie poczuwał się do roli osoby zmieniającej świat, ale chciał zawsze chociaż pomóc tym, którzy byli obok. Słuchał. Ciągle słuchał i słuchał, w końcu miał dość słuchania. Ale to wcale nie znaczyło, że zaczął mówić. Zaczął za to odsuwać wszystko to, co powinno było zostać powiedziane. Nie chciał o tym myśleć, więc jak mógłby chcieć o tym mówić? A teraz płakał. Nie, ten płacz już nawet nie był płaczem - on ryczał. Jego bezradny krzyk w tym wszystkim brzmiał jak strzał karabinu wymierzony w winnego. Albo niewinnego? Kto oceni, kiedy społeczeństwo nie potrzebowało prawdy - potrzebowało tylko ofiary. Kogoś, kto zapłaci za grzechy i czyny, za spisane straty. Sauriel był jednym z nich - przecież nie potrzebował rachunku sumienia, by zdecydować o czyimś życiu czy śmierci.

Trząsł się od tego płaczu, a w końcu odciągnął trochę dłonie od twarzy, by zobaczyć, jak są mokre. Od łez, które sądził, że nie miały prawa pojawić się na jego skórze. A jednak. Świat wcale nie był kiedyś lepszym czy gorszym miejscem, był ciągle taki sam. To nie on się zmienił - to ty sam. Twoje poglądy, twoja sprawiedliwość, twoja bardzo wielka wina. Przyjęta gdzieś do serca, potem spalona wraz z nastaniem nowego poranka, bo kiedyś trzeba było przeżyć zmierzch własnego istnienia. To nie było żadne katharsis, to było po prostu śmieszne. Choć niektórzy powiedzieliby raczej, że tragiczne. I może nawet on by dzisiaj o tym powiedział..?

To trwało. Ten jego płacz. Osiągnął swój punkt kulminacyjny, a potem zaczął maleć, ale Eryk nie poruszył się przez ten cały czas nawet o krok, żeby podejść do swojej latorośli, położyć dłoń na jego ramieniu. Nie zrobił żadnego gestu - tylko słuchał i spoglądał trzymając ciągle różdżkę w dłoni, by móc zareagować w każdej chwili na jakąś... głupotę. Ale głupoty żadnej nie było. Sauriel miałby się teraz szarpać z Victorią, przerzucać zaklęciami? Nie mogli go upilnować każdego dnia, nie miałoby to więc żadnego sensu. Byłoby tak desperackie, że nijak nie wpasowywałoby się w... w jego samego. Jej słowa przedzierały się przez te dziury jego rzeczywistości i rozbrajały te zasieki, te wilcze doły, przeganiały jego ucieczkę. I go w końcu dogoniły. To nie emocje tej chwili go pokonały i sprawiły, że upadł. To słowa, które zostały w niego wycelowane i podcięły mu nogi, nie pozwalając dalej biec. Wylądował na tej drodze swojego życia i nagle został zmuszony do słuchania o tym, o czym nawet nie chciał słuchać. I jednocześnie w lwiej części właśnie o tym, co usłyszeć potrzebował.

W końcu płacz zaczął przemijać i pozostawił po sobie tylko popiół.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
28.09.2023, 16:57  ✶  

Nie myślała, że jej słowa doprowadzą go do płaczu. O ile to nie były jej słowa? Może to był cały ciężar wszystkiego, co spoczęło na jego barkach, czego nie mógł już udźwignąć, i po prostu… pękł? Teraz, dzisiaj, kiedy nie pozwoliła mu odejść. Siedział tu koło niej i po prostu… to wszystko się z niego wylało. Widziała tego przedsmak nim zaczęła mówić, a potem ukrył twarz w dłoniach, pochylając się znowu do przodu i…

Tama w końcu puściła. Prędzej czy później musiała, skoro od lat nie była doglądana i naprawiana. Była przeżarta przez korniki, zgniła leżąc w tej wodzie, naruszona. Tak to było, kiedy za dużo nagromadziło się w głowie, kiedy nie dawało się temu upustu, kiedy nie chciało się absolutnie z nikim rozmawiać – nawet ze samym sobą. Kiedy problemy spychało się butem i dusiło obcasem, przywdziewając na twarz uśmieszek, i innych traktowało się dokładnie w ten sam sposób, co samego siebie: niedelikatnie, szorstko, po prostu źle.

A płacz bardzo szybko przerodził się w ryk. Wtedy już Victoria odwróciła delikatnie tułów w stronę Sauriela i leciutko położyła zimną dłoń najpierw na jego ramieniu, żeby zaraz przejechać nią na jego plecy, na wysokość łopatek, chcąc mu dodane otuchy tym malutkim ciężarem własnego ciała, miała nadzieję, że lekkim jak piórko, kiedy go tak głaskała – o ile jej rzecz jasna nie odgonił ręką. Nie zamierzała go oceniać, wskazywać palcem czy jest winny czy nie… nie o to w tym wszystkim chodziło. Jej drugą dłoń gładko wsunęła się na jego udo; nie chciała łapać go za dłonie, odciągać ich od twarzy, kiedy ewidentnie potrzebował… potrzebował się wykrzyczeć. I wypłakać.

- Może tego nie dostrzegasz, ale ja naprawdę się cieszę, że cię poznałam i że pojawiłeś się w moim życiu. Może i początek nie był zbyt wesoły, ale uważam, że wniosłeś do tego mojego nudnego świata bardzo dużo światła. I słodyczy – bardzo cichutko zachichotała. Sauriel w końcu regularnie przynosił jej jakieś łakocie. - Nie da się zbawić całego świata. Nie wymagaj tego od siebie. W tym najbliższym naprawdę robisz różnice, bardzo pozytywną. Przez ostatnie tygodnie zresztą… to ty mnie najbardziej trzymałeś do kupy. To chyba nie jest złe? – nie sądziła, że jej odpowie. Gadała żeby… chociaż trochę ukoić ból jego duszy. Starała się zresztą moich najłagodniej jak się da. - Ćććśśś – to był szept, kiedy jej dłoń przesunęła się po jego plecach na drugą stronę. - To nic złego. Chodź do mnie – chciała go przygarnąć do siebie, był taki biedny, taki samotny, taki… to nie był smutek. A Victoria wręcz czuła ten jego ból, taki który gdyby tylko potrzebował oddychać, zapierałby mu dech w piersi. - Nie jesteś sam. I nie jesteś beznadziejny. Nie jesteś niepotrzebny – mówiła do niego dalej.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
28.09.2023, 23:16  ✶  

Nie odtrącił jej, nie próbował uciec, nie miał sił i możliwości czegokolwiek powiedzieć, bo przecież jego gardło zajęte było płaczem. Tak jak cały on, cała jego siła i energia, która mogłaby zostać przeznaczona na coś innego. Zazwyczaj przeznaczona na to, żeby myśleć o pierdołach i sypać żarcikami, by swoje żarty zamieniać w cynizm i uśmiechać się bezczelnie pod nosem, by nosić głowę wysoko i z góry patrzeć na innych. Dokładnie tak - miażdżyć pod swoim obcasem tak, jak sam był miażdżony. Wraz z wiekiem rosła depresja i rosła paradoksalnie siła do tego, żeby się szamotać. Sinusoida doświadczań, nigdy nie było tutaj niczego pomiędzy, a balans to tylko jebana bujda na kółkach. Nie było w jego życiu miejsca na balans i raczej nie miało go być. Nie przy tym wszystkim, co robić zamierzał, jak miało toczyć się jego życie, jak miało się wywracać i pętać w te wszystkie wyhodowane latami winorośla. Jeśli rodziły owoce to tylko przegniłe.

Nie, to nie był smutek, zgadza się. Już nie. Sauriel przekroczył próg smutku i znalazł się w miejscu, gdzie rzeczywiście zrobiło się całkiem wygodnie. To nie tak, że potrzebował koniecznie ludzi blisko siebie. On wręcz nie chciał nikogo za blisko. Przeminął ten najważniejszy punkt, w którym możliwe było zawrócenie i odkupienie swoich win. Co wcale nie znaczyło, że chciał zostawać sam i że chciał zostawiać osoby, które mógłby określić mianem swoich przyjaciół. Nie, samotność była drogą do klęski, jak dokończony papieros, którego spaliłeś po sam filtr i zaczął cię palić w opuszki palców. Dał się objąć Victorii i z tą schowaną w dłoniach twarzą ułożył się tak, by było im jakoś komfortowo, chociaż w miarę.

Czy on naprawdę o sobie tak myślał? Czy wszystko było naprawdę taką gnojówką, taką absolutną i beznadziejną czernią? Tak, rzeczywiście tak było... ale to rok temu, może parę chwil wcześniej. Teraz wszystko stało się zupełnie szare. Idealnie szare, pozbawione jakichkolwiek odcieni, bieli, czerni, żółci czy błękitu. Żadnych zieleni ani brązów. To był dobry świat - bo stabilny. W tym świecie kotwicą był dźwięk słów Victorii i świadomość, że właściwie granice każdy wyznaczał sobie sam. To co możesz albo czego nie możesz nie było tylko i wyłącznie naznaczone dłonią osób, które potrafiły cię kontrolować. Są pewne decyzje, które pozwalały właśnie tobie kontrolować ich życiem. To jak obracanie ról, kiedy z pionka zamieniasz się w gracza. Przez moment tak miało być. Kiedy myślał o tym, żeby przecież naprawdę wyrwać się z tej dziury, żeby dognieść i swojego ojca i tego śmiecia... i po co? Po chuj cały ten gniew i tak nienawiść?

Odsunął się powoli od Victorii po dłuższej chwili ciszy i spokoju ze swojej strony, zaczynając ocierać swoje policzki i oczy dłonią. Krzywiąc się lekko jakby z niezadowolenia, czy jakiegoś zawodu samym sobą... nie, to żadne z tych. Po prostu miał mokrego ryja i to wcale nie było przyjemne uczucie, kiedy piekły cię oczy i zlepiały się rzęsy. To wszystko przechodziło bardzo powoli, jak rytmiczny przypływ morza kontrolowany przez zew księżyca. Nie było wielkich skoków i zmian nastroju, a ruchy naznaczone były flegmatycznością swojego tempa.

Sięgnął w końcu lekko drżącą dłonią do fajek, żeby jedną z nich wyciągnąć i zapalić.

W tej też chwili dłoń Eryka oparła się na barku Sauriela. Ale wcale nie była ona ciężka, kiedy czarne oczy napotkały te same, czarne, na swojej drodze. A w końcu Sauriel spojrzał na Victorię. I tak milczał przez dłuższy moment, nawet kiedy dłoń Eryka zsunęła się z jego ciała. Przyglądał się jej, choć nie szukał tym spojrzeniem niczego konkretnego - zmęczonym, ale całkowicie spokojnym spojrzeniem.

- Lepiej żebym tego nie pożałował. I żeby naprawdę nam się udało. - Wygrać wszystko to, czego chcieli. Zwyciężyć z własną rodziną i pójść swoimi drogami, jakich potrzebowali. Znaleźć szczęście.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
28.09.2023, 23:57  ✶  

Nie była przesadnie gadatliwa, ale mówiła do niego, chcąc go tym samym, swoim spokojnym głosem, uspokoić. Uświadomić mu, że jest jakąś stałą, kotwicą, podporą, której może się złapać, żeby się z tej szalonej toni wynurzyć. Każdy zasługiwał w swoim życiu na coś, co było dla niego takim światłem, słońcem. Albo na kogoś, kto kimś takim był. Victoria nie miała już pojęcia kim ona jest dla niego, ale miała nadzieję, że mu to światło dawała. Że widział w niej kogoś dobrego w tym swoim życiu. Tak, życiu. Po śmierci też ono istniało.

Pozwoliła mu się o nią oprzeć, objęła go i ułożyła brodę na jego włosach, głaszcząc go przy tym cały czas po plecach, w ten leciutki, uspokajający sposób. Miała nadzieję, że to działa, że to coś daje. Że chociaż odrobinę będzie mu lepiej. Z całego swojego serca mu tego życzyła – żeby się szczerze uśmiechał, żeby był szczęśliwy. Nieco egoistycznie chciała, by był szczęśliwy przy niej, ale ostatnie czego mu życzyła, by było to na siłę.

Nie trzyma go mocno, więc gdy tylko poczuła, że Sauriel gotowy jest się wyprostować, równie delikatnie go puściła, chociaż jej dłoń ciągle spoczywała na jego plecach, ześlizgując się po nich pomalutku. Przyglądała mu się z uwagą i współczuciem, kiedy ocierał twarz, oczy… Victoria złapała za swoją różdżkę, którą ciągle miała na kolanach po aportacji, machnęła niedbale i podała Saurielowi wyczarowaną chusteczkę, by mógł sobie wytrzeć twarz. Nie powinna być zdziwiona, że sięgnął po papierosy – nieco jednak to zdziwienie okazała, kiedy Eryk nagle położył dłoń na ramieniu syna. Nawet nie słyszała jak się przemieścił, ani kiedy – po prostu nagle był obok i bez słów przekazywał zdaje się, że swoje zmartwienie… Bo nie widziała, żeby był zły. W ogóle przez cały ten czas kiedy razem z nim teleportowała się po różnych miejscach szukając Sauriela, widziała w nim zdenerwowanie, ale nie gniew, nie złość, która miałaby popchnąć go do tego, by Sauriela skrzywdzić.

Ale nie chciała ryzykować. I już postanowiła, że tego dnia nie odstąpi Sauriela na krok – by się upewnić, że nikt nie podniesie na niego ręki.

– Sauriel… – powiedziała cicho, kiedy w końcu się odezwał po tych bardzo długich minutach ciszy z jego strony. „Żebym nie pożałował” zadźwięczało jej w głowie. Nie chciała, żeby żałował. Chciała, żeby zobaczył, że naprawdę świat nie musi być wcale taki zły, że nie jest sam, że ma ludzi, do których może się zwrócić… – Nie ma rzeczy niemożliwych – słowa jej babci od początku czerwca dźwięczały jej w głowie. O tym, że wszystko można odczynić, wszystko można odkręcić, wszystko można osiągnąć. Walka z rodziną to jedno, ale kiedy za plecami miało się tak duże i potężne rody, w pojedynkę można było co najwyżej… Ach. Można było naprawdę niewiele. Zaś szczęście… Wydawało jej się, że je znalazła już jakiś czas temu. I dlatego tak jej serce stanęło, gdy ono prawdziwie próbowało odejść.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
29.09.2023, 12:21  ✶  

- Są. - Odpowiedział Sauriel w myślach, ale nie powiedział tego. Nie było nadziei w jego oczach, kiedy podniósł się z ławki, spoglądając na siedzącą tutaj Victorię. Nie było wiary w lepsze jutro, ale też nie było tam rozpaczy. Czarne oczy Sauriela po prostu nie mieściły w sobie teraz niczego prócz dystansu i zmęczenia. Dystansu do tego, co się tu stało, do tego, co miało się wydarzyć i do tego, jaki los gotował dla nich przyszłość. Bo ponoć nie ma rzeczy niemożliwych - a jednak były. Było ich za dużo. Nawet nie chodziło o to, że nie istniało żadne rozwiązanie - mogło istnieć, jasne, tak jak dowiedzieli się, że istniał lek na wampiryzm. Tylko jaką cenę należało za to zapłacić? Sauriel uważał, że Victoria była naprawdę naiwna, że miała zbyt wielkie serce i będzie z tego powodu cierpieć. Że go idealizowała i że stawiała go w o wiele jaśniejszym świetle, niż stawiać powinna. To była chyba jednak jego wina, że do tego dopuścił. Tyle go zapewniała, że to nie problem, że faktycznie wszystko można ugrać, że sam w to uwierzył i postanowił wędrować z prądem tej rzeki. Nigdy więcej w taki sposób, na takich zasadach. Dotarło do niego, że należy trzymać dystans i nie przesuwać się za daleko, żeby nikomu nie robić nadziei i sobie samemu... kłopotu. Jakże wielkim niedopowiedzeniem, pomyleniem, było to słowo. Jak wiele mu umykało i jak dużo pozwalało przeskoczyć pełni problematyki tego wszystkiego, co ich połączyło.

A może było zupełnie na odwrót - to on siebie samego nie doceniał.

Podniósł się z ławki, przyciągając magią do siebie różdżkę, żeby ją schować do kieszeni i fajki. Spojrzał znów na Eryka, który stał za ławką z niezmiennie kamiennym wyrazem twarzy, która nie wyrażała niczego - gniewu, zmartwienia, żalu, czy radości. Było tylko intensywne i uważne spojrzenie podkrążonych oczu. Tak jakby nie mieli sobie niczego do powiedzenia, lub tych rzeczy było tak wiele, że nawet nie było wiadomo, od czego zacząć. Sauriel nawet nie miał ochoty go uderzyć. Próbował znaleźć w sobie chociaż cień tego napędzającego go gniewu i nienawiści, który był paliwem do działania i motywacją do tego, żeby zmieniać swoje życie, ale teraz nawet tego tam nie było. Zupełna pustka i obojętność opadła na jego ramiona i okryła wnętrze jak zimowy płaszcz okrywał ciało. Ten stan na pewno przeminie. Rozpuści się z zimowym śniegiem, bo przecież mieli wiosnę w rozkwicie. Sekundy rozpuszczały się dokładnie tak samo, gdy każda z chwil przeciągała się i rozciągała, ale we wszechświecie Sauriela było teraz czas na wszystko - tylko nie na pośpiech.

- Jesteś... upierdliwa. - Zwrócił spojrzenie na Victorię. I to miał być tak żartem. Nawet chciał się uśmiechnąć, tylko jakoś i na to zabrakło tutaj energii. Przesunął na moment spojrzenie w bok, nim znów spojrzał w jej oczy i wyciągnął do niej dłoń, by pomóc jej wstać. - To miał być żart. - Wyjaśnił, bo zdawał sobie sprawę z tego, że jego ton wcale nie brzmiał teraz, jakby było mu do śmiechu. W zasadzie nie było, ale chciał przerwać ciszę. Powiedzieć cokolwiek, bo na "dziękuję" zdobyć się nie mógł. Nie widział, żeby było za co dziękować. Jeszcze było na to za wcześnie. Teraz czuł tylko utrapienie, że w ogóle tutaj się zjawiła, w dodatku z Erykiem i że ta męczarnia jeszcze musiała się trochę przeciągnąć.

Tylko kto wie, co przyniesie jutro..?

- Zapraszam na śniadanie, Victorio. - Zwrócił się Eryk do niewiasty. - Anna będzie zachwycona. - Jaki ojciec, taki syn, co? Bo tak samo Eryk wcale nie brzmiał ciepło czy sympatycznie. Miał zimny, klarowny głos, który rozpływał się w uszach jak cienie oplatające kostki, gdy światło padało na człowieka zza licznych przeszkód. Albo kiedy płomień świecy migotał niewyraźnie, to powodując pogłębienie ciemności, to bardziej ją rozpraszając.

Sauriel objął Victorię ramieniem i pogładził ją parę razy dłonią po ramieniu. Będzie dobrze.

Musiało być dobrze.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
29.09.2023, 19:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2023, 10:34 przez Victoria Lestrange.)  

Nie oczekiwała od niego, że w chwilę zmieni patrzenie na rzeczywistość. Że w sekundę zobaczy coś, co ona widziała od dawna. Brak nadziei, jaki widziała w jego oczach, wcale jej nie zaskoczył – uważała, że na to będzie potrzeba czasu. Na to… i na wiele innych rzeczy, by pokazać mu, że można patrzeć inaczej, czuć inaczej, że nie musi otaczać się tą aurą beznadziei i samych złych myśli. Miał ją za naiwną? Zbyt ufną? Może taka była, może się myliła. Ale po stokroć wolała być naiwna, ale pozytywnie patrzeć przed siebie, dostrzegać na swojej drodze miejsca, gdzie świeci światło, niż nie widzieć ich w ogóle. Może i go idealizowała, może stawiała go w jaśniejszym świetle, niż był rzeczywiście natomiast… to była jej perspektywa i miała do niej pełne prawo. I to też nie tak, że robiła to bezrefleksyjnie i że była zaślepiona. Obserwowała go i myślała bardzo dużo, uważała, że dostrzega rzeczy, których on już po prostu nie widział, albo nie chciał widzieć bo tak mu było wygodniej. A był uparty. Był bardzo uparty i w tym uporze nie chciał dostrzegać niczego poza. Ale Victoria też była uparta. Nie pokazywała tego na każdym kroku, ale fakty były dokładnie takie. Nie zamierzała przyjąć do wiadomości, że dystansowanie się od ludzi jest właściwym wyborem, że to, że druga osoba ma względem jego jakieś emocje i uczucia, to coś złego – nie jeśli to nie powoduje nikomu żadnej szkody, a wręcz przeciwnie. Uważała wręcz to: że sam siebie nie doceniał i dlatego od czasu do czasu starała się mu przypominać, że nie jest wcale tak źle jak mu się wydawało. Być może mówiła mu to jednak zbyt rzadko, zbyt mało dobitnie… dzisiaj jednak powiedziała mu to bardzo dokładnie. A mogłaby i pewnie dużo więcej. Starała się być jednak delikatna i łagodna – czyli jak zawsze, ale na tyle stanowcza by coś… cokolwiek do tej upartej głowy dotarło. Sauriel był prawdziwie synem swego ojca. Nie tylko skórą z niego zdjętą, tak podobni jeden do drugiego, ale z charakteru… Eryka znała bardzo mało, lepiej znała Annę, bo Eryka głównie z opowieści, ale to co widziała do tej pory… No gdzieś tam się sklejało, że cholera jasna, byli do siebie podobni bardziej, niż pewnie chcieliby przyznać.

Przez moment obserwowała jak ojciec i syn mierzą się spojrzeniami – zmęczonymi, spokojnymi, pełnymi niewypowiedzianych na głos słów. Ale fakt był taki, że Eryk szukał go całą noc. Całą cholerną noc – oczywiste wiec, że był zmęczony. A Sauriel? Jakie emocje popchnęły go do tego, że był gotowy tutaj spłonąć? Również na pewno był zmęczony i potrzebował oczyścić głowę. Sen może nie wpływał na jego kondycje fizyczną, ale psychiczną – jak najbardziej.

Zmarszczyła nieco brwi, kiedy tym bezbarwnym, zmęczonym głosem powiedział jej że jest upierdliwa. Zamrugała kilka razy… ale się nie zdenerwowała. Chociaż miała jakieś niejasne wrażenie, że to on jest na nią zły. Trudno, niech będzie zły. Powtórzyłaby to za każdym innym razem, szukałaby go, próbowałaby mu przemówić… może nie koniecznie do rozsądku, co po prostu uświadomić to wszystko, co dzisiaj do niego mówiła. Ale za chwilę okazało się, że jednak błędnie oceniła wypowiedź, bo to miał być żart. Patrzyła w te jego czarne oczy, bezdenną otchłań i to ona się uśmiechnęła. Nieznacznie.

– Dopiero mogę zacząć być upierdliwa – bo nawet się nie starała. Ale to tez miał być żart. Przyjęła za to pomoc we wstaniu z ławki; może tego wcale nie potrzebowała, ale widocznie Sauriel potrzebował teraz tych gestów. Więc zimna dłoń złapała zimną dłoń… – Och – wyrwało jej się na nagłe słowa Eryka. – Oczywiście. Będzie mi bardzo miło – odparła i w zasadzie uważała, że to bardzo dobry pomysł, bo to oznacza, że będzie miała ich wszystkich na oku.

To był moment nieuwagi, kiedy nagle Sauriel ją objął, a ona ze zdziwieniem zerknęła na niego, jak zwykle zmuszona zadzierać głowę, by na niego spojrzeć. Oczywiście, że będzie dobrze. Oczywiście, że musiało być dobrze. W odpowiedzi leciutko prześlizgnęła dłoń wokół jego pleców, by objąć go w pasie, chciała go zapewnić dokładnie o tym samym. W drugiej dłoni trzymała różdżkę.

– Idziemy? – zapytała po chwili, mając na uwadze, że najbliższy kominek był kawałek stąd, Sauriel nie potrafił się teleportować, a najlepiej byłoby, gdyby zakrył swoje widoczne części ciała na wszelki wypadek, jakby miało na niego paść to słońce. – Czy chcesz jeszcze chwilę zostać?

W końcu jednak poszli.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (2767), Sauriel Rookwood (3226)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa