• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[28.06.1972] Trzymaj ręce przy sobie

[28.06.1972] Trzymaj ręce przy sobie
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
03.10.2023, 20:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:52 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Tuż za Dziurawym Kotłem).

Ostatnie kilka dni było trudnych. Victoria zamartwiała się nie na żarty po tym, jak szukała Sauriela po całym Londynie z jego ojcem. Wrócił z nią do domu, siedziała przy nim dłuższy czas, ale zwyczajnie bała się, że będzie chciał to powtórzyć – a przecież nie o to chodziło, żeby go teraz pilnować dzień i noc. Potrzebował swobody, potrzebował miejsca na rozłożenie skrzydeł… Więc bała się, że może znowu wpaść na jakiś taki pomysł, który absolutnie nikogo nie uszczęśliwi. Poprosiła go nawet, żeby napisał do niej sowę, gdyby coś się działo. Albo żeby po prostu przyszedł do niej – nie muszą rozmawiać. Ale żeby po prostu nie siedział sam. Bardzo, bardzo się o niego martwiła, gdzieś na bok przy tym wszystkim zepchnęła też własne skołatane emocje, które ostatnimi czasy robiły też spustoszenie w jej własnym sercu – ściskały je mocno. A właśnie mijały dwa tygodnie od tego, jak zerwali więź, jaka była skutkiem rytuału Beltane. I wszystko wskazywało na to – że klątwołamaczka okazała się być rzeczywiście skuteczna. Nikt tylko nie mówił, że zerwanie więzi skończy się tym, że z jej oczu spadną też kolorowe łuski, które do tej pory skutecznie przesłaniały jej wizję. I to taką głównie na siebie, na swoje uczucia, na to co próbowała zepchnąć gdzieś w kąt, nie zastanawiając się bardziej na przykład nad tym, dlaczego tak ją irytowało, kiedy Rookwood na jej oczach flirtował z inną kobietą. Ale teraz… Teraz już rozumiała. I nie było wcale łatwiej. Znowu od tego uciekała, zamiast pomyśleć o sobie, myślała o nim. O tym, co się stało, o tym jak zareagował. O znaku, jaki nosił na przedramieniu – piętno, którego chyba nigdy nie zmaże.

Z pewnym zdziwieniem przyjęła, że Sauriel nagle zaproponował spotkanie. Na Pokątnej, w knajpce jego znajomej, o której wspominał kilka razy. Victoria nie wahała się długo, by się zgodzić; dłużej zastanawiała się po prostu czy zrobiło mu się cokolwiek lepiej, czy chciał pogadać o czymś poważnym, czy raczej zupełnie lekkim, a może gadać nie chciał wcale i po prostu… Potrzebował z kimś posiedzieć? Nie wiedziała. Ale zgodnie z umową pojawiła się na Pokątnej, przy przejściu przy Dziurawym Kotle, a kiedy zobaczyła Sauriela całego i zdrowego – po prostu się uśmiechnęła. Starała się być taka jak zawsze, żeby jej zmartwienie nie wylewało się na boki, i żeby Rookwood jakoś… zaraził się uśmiechem.

– Dobry wieczór – przywitała się z nim, gotowa do drogi. Była ubrana jak to ona – ciemna sukienka, torebka na ramieniu. Dzisiaj włosy miała związane w luźny warkocz, na końcu zebrany ciemną wstążeczką, przez co wyglądała bardziej dziewczęco.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
04.10.2023, 15:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2023, 18:13 przez Sauriel Rookwood.)  

Od tamtego dnia był osowiały. Milczący. Tak cholernie spokojny, że było to nienormalne, niepokojące. Było tak tamtego dnia, nocy i tak każdej kolejnej. Nic go nie wytrącało z równowagi, jakby wszechświat w końcu pojął, że każdemu potrzeba jest odrobina spokoju. Że każdy potrzebuje wciśniętej pauzy, żeby móc funkcjonować jakkolwiek dalej. Tylko że ta pauza nie została wciśnięta na programie życia. Ona została wciśnięta na emocjach Sauriela. I wcale mu to nie przeszkadzało. Wszystko wydawało się lekkie, trywialne... w ogóle niewarte dostatecznej uwagi, żeby się przy tym zatrzymać. Zatrzymywał tylko z jakichś wspomnień konieczności o tym. Że tak się robiło, tak wypadało, że tak to życie biegło. Nawet nie przejmował się darciami japy na Nocturnie ani tym, jak jeden z chłopaków sobie troszkę pograbił i wydarł japę konkretnie na niego, pyskując. Cisza, jaka po tym nastąpiła była dziwna. Ale jeszcze dziwniejsze dla wszystkich było to, jak Sauriel nie zareagował. Jak po prostu dolał sobie whiskey, wstał i wyszedł. Paradoks ciszy. Kiedy to cisza i brak reakcji były bardziej przerażające, niż standardowe złamanie nosa. Bo do tego wszyscy byli przyzwyczajeni. Do tego nawykli.

Sauriel nie potrafił na niczym położyć faka.

- Hej. - Przywitał się zachrypniętym głosem, spoglądając na kobietę. Sam był ubrany całkiem porządnie, zadziwiająco porządnie jak na siebie. Koszula, proste spodnie, cienki płaszcz. Oczywiście wszystko utrzymane w czerni i na krawat nie można było liczyć. Ani na to, że uczesze porządnie włosy. Victoria za to prezentowała się dobrze za ich dwoje. - Idziemy?

Siedzenie w jednym punkcie nie było wcale nęcące. A Victoria... może nie mógł jej powiedzieć, że ją kocha, ale była dla niego jedną z najważniejszych osób jego życia. Może nawet najważniejszą. I wiedział, że się martwi. Padło między nimi sporo słów. Może nawet o kilka za dużo. Nie miało to dla niego żadnego znaczenia, kiedy szli sobie przez Pokątną. W ciszy. Spokojnie. Sauriel nie potrzebował słów, każde z nich też teraz było zbędne. A to też było w końcu... takie nie w jego stylu. Żadnych żarcików, głupich tekstów, świńskich żartów i sarkazmu. Nic. Największym poruszeniem były światła laterenek i ludzie przesuwający się po letnich ulicach i uliczkach. Było ich tutaj niemało - tych czarodziei. Pogoda w końcu sprzyjała, by bawić się wieczorną porą.

- Ładnie wyglądasz. - Odezwał się w końcu.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
04.10.2023, 18:06  ✶  

Zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu, ale nie po to, żeby skomentować że się źle albo właśnie odpowiednio ubrał. Nie miało być żadnego komentarza o niesfornych kruczoczarnych włosach, których nie zadał sobie trudu ułożyć – rzadko kiedy ułożone były i zdążyła już do tego przywyknąć, wręcz uważała, że taki jego urok. Tak jak nie przeszkadzały jej liczne pierścionki czy kolczyki – które pewnie wkurzyłyby niejedną babcię, gotową utyskiwać, że mężczyzna nie powinien się tak nosić i ubierać, i inne tego typu. Braku krawata nawet nie zauważyła. Zanotowała za to zachrypnięty głos, jakby w ogóle się jeszcze dzisiaj nie odzywał. Albo jakby nie odzywał się też wczoraj… i przedwczoraj. Uśmiechnęła się i ruszyła obok niego przez Pokątną. Bo przecież nie będą tutaj stać, chyba nie taki był plan?

Nie próbowała przerwać tej ciszy przynajmniej nie w tej chwili, pozwalając Saurielowi przez chwilę pomilczeć i po prostu… nacieszyć się towarzystwem? O ile w ogóle się cieszył. Bo Victoria – tak, cieszyła się, ze go widzi. Że ma ku temu jeszcze okazję. Że nie ponowił próby odejścia stąd raz i na zawsze.

– Hmm? Dziękuję – przerwał ciszę i jednocześnie zaskoczył Victorie, bo to była chyba ostatnia rzecz jaką spodziewała się usłyszeć. Aż spojrzała po sobie, po ciemnej sukieneczce, po pantofelkach na szpilce… Uśmiechnęła się delikatnie. – Ty też dobrze wyglądasz – dodała, bo uważała, że Saurielowi cholernie dobrze w koszulach, lepiej nawet niż w skórach i przetartych spodniach.

To milczenie jakie między nimi zapadło, bo Sauriel nie rzucał żadnych chamskich tekstów ani innych świńskich żartów, nie było z rodzaju tych niezręcznych – jak ostatnio gdy siedzieli w ogródku Rookwoodów, panowała cisza, a ona płakała. I wcale jej nie dziwiło, że Sauriel milczał, że nie zagadywał. Victoria sama nie należała do tych przesadnie gadatliwych, zwłaszcza w obcym towarzystwie raczej milczała i słuchała. Ale Sauriel nie był obcy. I po chwili się odezwała; nie po to by zabić ciszę, ale żeby wlać pomiędzy nich tę odrobinę normalności. Zaczęła mu więc opowiadać jak spędziła dzisiaj dzień, co niedawno napisała jej Cynthia i że dzisiaj w biurze była świadkiem tego, jak pewna starsza kobieta przyszła złożyć zawiadomienie o tym, że pies sąsiadów nagminnie sra jej do doniczek i że ten pies to tak naprawdę animag.

- Wyobraź sobie minę osoby, która to zgłoszenie przyjmowała – rzecz jasna nie robili tego autorzy, a brygadziści, ale Victoria po prostu była coś załatwić i akurat natknęła się na tę scenę. Wyobraźnia pogalopowała sama i teraz trudno było to wyrzucić z głowy. Więęęc… musiała się tym podzielić z milczącym Saurielem.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
04.10.2023, 18:38  ✶  

Trzymał jeden pierścionek, srebrny, tak w ramach śmiania się w twarz przesądom, i obracał go w palcach. Z jednej na drugą, z prawo na lewą... Zwykła obrączka - nie posiadała na sobie żadnych wielkich ozdobników, jedynie kilka wyżłobionych kresek tworzących symetryczny rys. Nie było to nerwowe. Raczej całkiem leniwe. Monotonny, powtarzalny ruch, który teraz wyglądał prawie jak zaklinanie, czy pocieranie lampy dżina. Proszę, proszę, spełnij życzenie. Takie myśli jednak nie przecinały jego głowy. Żadna myśl za bardzo tej głowy nie barwiła. Zastanawiał się trochę nad tym, że naprawdę powinien upiec ciasteczka. I że mieli chyba zdobyć przepis na czekoladę od Nory. Albo to on miał? Czekolada... żadna nie będzie tak dobra jak u tej cukierniczki. Ale robienie babeczek wtedy... było zabawne. I chociaż smakowo tych Nory nie przebijały to w pewnym sensie były najlepszymi babeczkami na świecie.

Spojrzał na nią z ukosa, kiedy powiedziała, że też dobrze wygląda, a potem na samego siebie. Może powinien tak już chodzić? Może czas... dorosnąć? Zmienić jakoś swoje życie? Niby że "na lepsze"? Stać się bezpośrednim powiernikiem tej wielkiej wiary w świat czystej krwi, skoro był tak głęboko zanurzony w sprawy Śmierciożerców? I takim sposobem z "na lepsze" przechodziliśmy na początkowe "niby". To, co lepsze dla jednego niekoniecznie było lepsze dla drugiego. Ale nad tym czarnowłosy nie dumał. Fakt jednak był taki, że chyba naprawdę warto było sięgnąć po... cokolwiek. Dążyć do celu. A ten zdawał się całkiem na wyciągnięcie ręki - gdyby tak zamiast ciągle pod kimś służyć... sięgnąć po władzę? Zabrać dla siebie część Nocturnu, na trwałe odcisnąć tam swoje kocie łapy?

- Mówisz... - Mruknął w zamyśleniu. Na jego ręku wisiała bransoletka od Victorii. Zawsze tam była. - Może powinienem tak zostać. - Podzielił się przemyśleniem, które mu wpadło do głowy. Tak zostać - znaczy przy takim stylu, nie że w tych samych ciuchach już na zawsze. Ygh. To by było obrzydliwe. Nawet jeśli wampiry się nie pociły.

Słuchał jej. Tę apatię przecięło zainteresowanie i spoglądał na nią, kiedy szli spokojnie uliczką wcale nie śpiesząc się do samej Nory. To nie było ważne, czy opowiadanie o dniu dzisiejszym akurat było pasjonujące, czy mówiła, że zjadła dżem, który chciały jeść langusty, ale nie mogły. A kiedy dotarła do ostatniego i puenty to jego twarz nawet przyozdobił uśmiech i prychnął cicho, przymykając na moment oczy.

- Ja pierdole... - Ciężko było mu sobie wyobrazić taką sytuację, ale już miny osób, które takie zażalenie przyjmowały były w jego zasięgu. - O kurwa... - Uniósł dłoń do twarzy, by położyć ja na niej z cichym plaśnięciem, bo to był facepalm w slow motion. - Sra do doniczek... animag... może to Brenna. - Zsunął palce z powiek i zerknął na towarzyszkę z lekkim smirkiem, takim zaczepnym. No w końcu psem to była, więc... może po prostu kogoś nie lubiła? Żeby tylko jemu na wycieraczkę nie nasrała...



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
04.10.2023, 19:24  ✶  

Jej pierścionek leniwie zdobił palec serdeczny, jak zwykle od dwóch miesięcy. Przywykła już do niego, czasami okręcała go nerwowo wokół palca, ale zazwyczaj leżał sobie spokojnie, jedyna ozdoba jej dłoni. Sądziła, że nie przyzwyczai się do pierścionka – ten poprzedni więcej ściągała niż nosiła, nie znosiła wszystkiego co z nim związane, ale ten… Nawet jeśli wiedziała, że był wybrany przez jej rodziców, a nie przez mężczyznę, który szedł właśnie obok, to jakoś… przedmioty związane myślami z konkretnymi osobami nie niosły ze sobą aż tyle ciężaru. Zastanawiała się czasem, czy może nie kupić sobie jeszcze innych pierścionków, nosić na przykład na palcu wskazującym, albo środkowym drugiej ręki – ale jakoś nigdy nie było czasu, ani nie była to potrzeba na tyle mocna, by wprowadzić ją w życie.

Sauriel wyglądał jak młodzieniec, przecież nie na swój wiek (a i stary nie był), zatrzymany w czasie, kiedy wampir położył na nim łapy. Czy musiał dorastać? Już dawno nie był małym chłopcem, może nawet nigdy nim tak do końca nie był… Miał swój styl i wygląd buntownika, ale czy to wszystko znaczyło, że miał się już zatrzymać w rozwoju? Czy nie dostał szansy na drugie życie, na to, by ciągle być tylko lepszą wersją siebie? Tylko od niego zależało jak tę szansę wykorzysta. Nikt nie kazał mu do końca swoich dni ubierać się ciągle tak samo, nikt nie kazał mu tkwić w miejscu, nigdy nie zweryfikować poglądów…

– Mhm – mruknęła, zerkając na niego kątem oka. Gdyby ją ktoś pytał o zdanie… a może właśnie pytał. Czy zagajenie Sauriela nie brzmiało właśnie jak pytanie jej o zdanie? – Mi się tak podobasz – powiedziała i dopiero kiedy słowa wyleciały z jej ust dotarło do niej znaczenie. Nie chciała go wprawić swoim zdaniem w dyskomfort, bo tutaj nie było żadnego drugiego dnia. – Znaczy… Uważam, że bardzo dobrze wyglądasz w koszulach – poprawiła się, chociaż… Ach. No pytał się już kiedyś, czy jej się podoba i znał odpowiedź: że tak. Nie było sensu zaprzeczać, tym niemniej… Nie chciała zostać źle zrozumiana bo przekaz nie był absolutnie dwuznaczny. Victoria nie była na to w nastroju a i była wręcz pewna, że Sauriel też nie był.

Cel został osiągnięty, bo swoim paplaniem sprawiła, że Sauriel wydobył z siebie nieco więcej słów. Usłyszała nawet prychnięcie. Czuła w kościach, że ta idiotyczna historia z życia wzięta go minimalnie rozrusza – a przynajmniej miała pewność, że ją w ogóle słuchał.

– No. Babka potem się upierała, że to mąż sąsiadki i że widziała, jak się przemienia w nocy i biegnie nago do domu. A później przysięgała, ze to musi być niezarejestrowany animag – puenta historii była wręcz… komiczna. I nieprawdopodobna. Ale jednak. – Eeej, mówiłam ci już, że to wilk, a nie pies – ale rozumiała żart z psem, sama go też nawet raz popełniła w stosunku do Brenny; Longbottom wspominała o czworonożnych psach w domu, a Victoria pomyślała o jej rodzinie w mundurach. Cusz. Ale roześmiała się przy tym do Sauriela, spoglądając na niego, nie patrząc za bardzo na okolicę. Wokół tyle się działo, ludzie, gwar, wieczór, ale jej świat w tym momencie ograniczał się właściwie tylko do mężczyzny, który szedł obok i do tego, żeby poprawić mu humor. Nie zauważyła nawet, że jej torebka nie była zamknięta, że wystarczyło wsadzić do niej rękę i…
[a]Poczuła delikatne popchnięcie, lekko się zatoczyła i wpadła na Sauriela.

– Uh, przepraszam, ja… HEJ! – w pierwszej chwili nie była pewna, czy straciła równowagę na tych szpilkach, czy co się stało, nie chciała wpadać na Sauriela, lecieć mu w ramiona i tworzyć niezręczną sytuację, ale wtedy dostrzegła chudego mężczyznę, który biegł co sił w nogach, popychając ludzi, a jej torebka… dyndała smętnie, otwarta. – STÓJ! – sięgnęła do torebki by wydobyć swoją odznakę aurora i wtedy poczuła… że nie ma jej portfela. Rzuciła się do przodu, co musiało być bardzo spektakularne, bo była na szpilkach.

W tym nie biegało się dobrze, ani szybko. A złodziejaszek biegł w stronę Nokturnu.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
04.10.2023, 20:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2023, 20:18 przez Sauriel Rookwood.)  

Jeszcze nie odbył rozmowy na temat pierścionka, który Victoria nosiła, ze swoim ojcem. Nie dlatego, że coś się w jego poglądzie na sprawę zmieniło. Nie myślał o tym. Ich rozmowa, jej łzy, kiedy siedzieli w tym ogrodzie przy kawie, ciastkach i whiskey (nigdy więcej kawy z taką ilością alkoholu, obrzydliwe), to wszystko coś znaczyło. Przekonywało do tego, że nie mogą tak żyć. I z całą pewnością nie mogą dopuścić do tego ślubu, bo to było jak samobójstwo. A przynajmniej nie dopóki miało to tak chory wydźwięk i wyraz, jak teraz. Małżeństwo z wampirem było chore i zwyrolskie od samego początku, ale potrzebna była odwaga, siła i uświadomienie sobie tego, jak bardzo jest to złe, żeby naprawdę zdecydować się na prawdziwą walkę. Już tamtego dnia, kiedy się o to pokłócili, kiedy wykrzyczał, że idzie zerwać zaręczyny pomyślał właśnie o tym - żeby się zabić. Że wtedy znikną wszystkie problemy. Caluśkie. Świat stanie się chociaż trochę lepszym miejscem. Tym nie mniej było jak było. Wszystkie przyszłe plany musiały cierpliwie poczekać na swoją kolejkę, bo tak jak w jeden dzień Rzymu nie zbudowali, tak ten mały świat musiał powstać ze swoich ruin.

- Ay, Różyczko. Czaję. - Nie wyłapał tego, że to zabrzmiało jakoś niepoprawnie, nie miał do tego głowy, nie trzymał go nastrój - jeszcze. Ale kiedy tak się poprawiła to pojawił się przebłysk uśmiechu na jego facjacie. Mógłby powiedzieć, że przecież zawsze wyglądał dobrze, albo że już mu mówiła, że on się jej podoba, więc nie było teraz czego się wstydzić, ale nie, nie tym razem. Rzeczywiście niekoniecznie panowała tutaj atmosfera całkowicie głupkowatych i pozbawionych jakichkolwiek granic żartów. Dobrze jednak wyczuła, bo może nie było to z jego strony bezpośrednie pytanie, ale skoro się dzielił myślą to w zasadzie zagajał ją też o to. Czy to faktycznie dobry pomysł. I tak, robił to Sauriel, który w piździe miał zdanie całego świata, a jak coś się komuś nie podobało i po jednym ostrzeżeniu dalej krytykował to miał łamany nos w najlepszym wypadku. Ale słowa Victorii wziął sobie do serca. Na pewno wyglądał tak poważniej. Może to naprawdę dobry krok, zostałby takim... ojcem chrzestnym. Stworzyłby swoją własną, mało-wielką mafię. Całkiem fajna idea.

- Może ten mąż uciekał z jej sypialni, jakoś musiała wyjaśnić sąsiadce, że tak naprawdę mąż jej nie zdradza. - Albo raczej - wcisnąć kit tej sąsiadce. Jeśli zamiarem Victorii było sprowokowanie mózgu Sauriela do tego, żeby wypełnił się kolejnym połaciami syfu, dziwnych myśli i skojarzeń to jej się to udało! Rzeczywiście go tą bzdurą obudziła, nie bez powodu czytał te dziwaczne czasopisma mimo tego, że nawet nie wierzył we wróżby i wszystkie te inne pierdy. Ona się zaśmiała, a on uśmiechnął szerzej, odpowiadając na jej spojrzenie. Lubił jej uśmiech. Lubił jej śmiech i to, jak błyszczały jej wtedy oczy. Chciał, żeby była zadowolona, szczęśliwa. Żeby pozostała tym jasnym promykiem i...

I złapał ją delikatnie za ramiona, kiedy tak na niego poleciała, niekoniecznie wzruszony ciężarem tej kruszynki. Zatrzymał się, spoglądając jednak nie na nią a na prowodyra tego zamieszania. Victoria krzyknęła "STÓJ", a chłopak się nie zatrzymał. Za to Sauriel puścił Victorię i wyrwał do przodu za złodziejem.


Na Sauriela
Rzut PO 1d100 - 27
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 95
Sukces!


Na złodzieja
Rzut PO 1d100 - 43
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 33
Slaby sukces...


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
04.10.2023, 21:07  ✶  

A cóż tu nie było złe. Czy to, ze to rodzice decydowali o szczęściu lub nieszczęściu własnych dzieci, nie licząc się z ich chceniem albo jego brakiem nie było gorsze? Czy wybieranie im ścieżki życiowej, partnera, a nierzadko również zawodu nie było złe? To, ze nie pozwalało się im mieć własnego zdania? I masz je prawdziwie dopiero, kiedy możesz kierować własnymi dziećmi. To, że istniejesz tylko po to, by te dzieci płodzisz… Victoria uważała, że to było sto razy gorsze od ślubu z wampirem. Bo wampir czy nie wampir – przestało to mieć dla niej znaczenie, patrzyła na niego jak na osobę. Przy nim… jakie były oczekiwania? Chyba nie takie, że urodzi gromadkę dzieci, co? Bo było to niemożliwe. Zresztą nie trzeba było być wampirem, albo żoną wampira, by dzieci nie mieć, niektóre pary jakoś nie mogły zajść w ciążę, niezależnie od starań ich samych i magimedyków, tak się czasami po prostu działo. Tak samo jak Lestrange zdawała sobie sprawę, że mając męża skończą się kombinacje, albo przynajmniej zmaleją. A jeśli rodzice będą chcieli rozwodu… to będą się mogli cmoknąć w nos, a nie nią kierować. Bo przecież już zrobiła co chciała i spełniła swoją rolę. Ale tak naprawdę to nie było wcale proste, bo wiązało się to z mnóstwem wyrzeczeń. Victoria jednak w swojej głowie była pewna, że wszystko da się wypracować. Sauriel mógł ją sobie nazywać naiwną i łatwowierną, ona swoje wiedziała. A kiedy sobie coś ubzdurała, to trudno było zmienić jej zdanie. Co nie znaczyło, że nie zaczęła kroków mających na celu zyskać dla niej niezależność od rodziców, niezależnie od ślubu czy jego braku. Zaś w jego przypadku nie zamierzała pozwolić, żeby Rookwoodowie roztrwonili jej naprawdę niemałe pieniądze.

To fakt, zawsze wyglądał dobrze, w wydaniu badboya w skórze również, ale jakoś w tych koszulach, wyprasowanych spodniach wyglądał… jak ktoś, z kim należało się liczyć. Więc tak, był to dobry pomysł, ale nie sądziła, że jakikolwiek pomysł faktycznie był.

Teraz przyszła jej kolej na parsknięcie, kiedy Sauriel podsunął pomysł, że to wcale nie był mąż, a kochanek kryjący się przed mężem. Tylko czemu srał do doniczek? Nie zdążyła tego wymyślić (i może wcale nie chciała, pewnych rzeczy naprawdę lepiej było nie wiedzieć), bo zapatrzyła się w uśmiech Sauriela, a potem…

Potem potoczyło się już szybko. Kruszynka jaką była dla Sauriela… ostatnio była nią nawet bardziej, bo po sprawie z Beltrane trochę zaniedbała regularne posiłki, a ostatnimi czasy bywało z nimi jeszcze gorzej, z pewnością więc straciła odrobinę na wadze. Ja jednak nie o tym… Kieszonkowiec przodem, Sauriel wystartował za nim, a Victoria na samym końcu. Zniknęli jej z pola widzenia bardzo szybko, zasłonieci przez ludzi i zaułek – a ona próbowała biec na paluszkach, aż w końcu przystanęła i warknęła, zamaszystym ruchem ściągając szpilki ze stópek. Złapała je w ręce za pięty i pobiegła na boso, ze zbolałą miną.

– Ał, ał, ał, ał, ał – wyrzucała z siebie co kawałek, kiedy co i rusz deptała jakiś kamyczek, a było ich po drodze sporo. Absolutnie nie była tak szybka jak złodziej i Sauriel, nie poruszała się jednak aż tak bardzo wolno – czego akurat można się było po niej spodziewać i po jej statycznym trybie życie. Poważnie wzięła się do treningów i te zaczęły przynosić jakieś efekty. Zobaczyła ich. Sauriel bardzo szybko dogonił młokosa, a Victoria z kolei czuła, że frustracja w niej narastała, najpierw te szpilki, potem ich brak i zdecydowanie bolące stopy. A poza tym musiała gołymi nóżkami dotykać brudnej ulicy – obrzydliwe. – Mówiłam STAĆ – krzyknęła kiedy ich zobaczyła, przystanęła i ze złością nawet rzuciła tą szpilką w ich stronę. Potrzebowała się zatrzymać, żeby wyciągnąć z torebki tę nieszczęsną odznakę, ale wcale nie była pewna czy zaraz znowu się coś nie odwali. Miała tylko nadzieje, ze skoro Sauriel go dogonił, to go chwilkę chociaż… przytrzyma.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
04.10.2023, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2023, 22:23 przez Sauriel Rookwood.)  

Puścił się biegiem za złodziejem. Gdyby tak szybko nie uciekał pewnie ograniczyłoby się do "kolego, przeproś"... Sauriel się przyzwyczaił do tego, że zazwyczaj przepraszali i nieszczególnie musiał się starać. Zakazana morda robiła swoje. Może nienajbrzydsza, przynajmniej w oczach Victorii (na szczęście), ale nadal - zakazana. Ale nie ograniczyło. Ten uciekał, a Sauriel w zasadzie nie zdążył dobrze zaskoczyć co się dzieje i o co chodzi, ale znał aż za dużo takich numerów. Potrącają kobietę, myśląc, że niewinna - oo, tutaj... o ja pierdole, kolego! Ale ty będziesz miał dzisiaj chujowy dzień. Kradzież portfela był zupełnie niewart tego, że pewnie zapamięta to spotkanie do końca swoich dni. Może zmieni pracę? Zawód? Oby zmienił. Albo oby go Victoria aresztowała. Ach, ten paradoks, kiedy ratunkiem było dla ciebie więzienie... jedna osoba już z tego ratunku skorzystała i nie wróciła na Nocturn. Niestety jego koledzy nie byli tak mądrzy, żeby oddać się w ręce prawa.

Tego samego przedstawiciela prawa, który właśnie w swojej złości rzucił za nimi butem.

Odległość była błyskawicznie zmniejszana i Sauriel już dobrze wiedział, gdzie mężczyzna biegł. Chudy szczur mógł się ukryć tylko na Nocturnie. Naprawdę czarnowłosy nie miał ochoty tam wpadać a potem jeszcze nie daj Merlinie straciłby go z oczu w tych gównianych alejkach, których tam było w pizdu, albo w tych kanałach,  gdzie kwitło życie mimo wszelkiej logice, że ludzie przecież w takich warunkach taplać się nie powinni. I kiedy złodziejaszek już chciał skręcać w kolejną alejkę Rookwood wpadł na niego z całym ciężarem swojego ciała. Złapał go i siłą rozpędu polecieli na ziemię. Gdyby ktoś pytał, czemu wszystkie dżinsy Sauriela były poprzecierane to nie było to celowe niszczeni krawca, tylko tak się to właśnie miało - w końcu wampir lądował na kolanach z jakiegoś powodu i zaczynała się szarpanina... Więc tak, tym razem również przejechał na kolanach kawałek, lądując na mężczyźnie. Chciał mu przypierdolić od razu w ryja, ale ten był zadziwiająco wręcz zwinny. Mężczyzna zrzucił z siebie Rookwooda i kopnął go pod żebra, wyzwalając się całkowicie z jego uścisku. Zabolało. Na tyle, że czarnowłosy przez jedną sekundę został na ziemi, kiedy tamten już skoczył na równe nogi.


Sauriel
Rzut PO 1d100 - 76
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 40
Slaby sukces...


Złodziej
Rzut PO 1d100 - 94
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 69
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
04.10.2023, 22:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2023, 22:48 przez Victoria Lestrange.)  

Piękny, czarny bucik potoczył się ulicy, złodziejaszek miał szczęście, że Victoria w niego jakimś zrządzeniem losu nie trafiła. Ale zaraz szpilkę podniosła. Widziała za to, że Sauriel doganiał gnojka. Znowu na moment zniknęli jej z oczu, by kiedy wypadła zza zakrętu zobaczyć ich na ziemi. Szamotali się ze sobą, Sauriel przygniatał chłystka do ziemi, ale tamten jak szczupak jakoś się…  wyślizgnął z uścisku i nawet sprzedał czarnowłosemu kopniaka. Wyglądał na takiego, który mógł zaboleć – a na pewno zabolałby ją.

I to sprawiło, że miarka się przebrała. Bo nikt nie będzie na jej oczach robił krzywdy Saurielowi. Aż się zagotowała. Sekundę później miała różdżkę w ręce i celowała w typa, który już się podniósł i złapał równowagę. W moment jego ciało oplotły liny, mocno i ciasno zaciskając się na jego tułowiu, przyciskając doń ręce, ściskając nogi, tak, że mógł zapomnieć tym, żeby się ruszyć i o ile nie potrafił korzystać z magii bez różdżki – no to faktycznie miał przechlapane. Bo Victoria, zła jak osa, chwilę później się z nimi zrównała.

– Ależ wdepnąłeś. Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów – wycedziła, celując różdżką w spętanego jegomościa. Wypuściła z dłoni buty, które gruchnęły o bruk, zanurkowała wolną dłonią do torebki i wyciągnęła odznakę aurora, którą podsunęła złodziejowi pod nos, żeby mógł sobie zobaczyć i przeczytać. Trudno ją było pomylić z czymkolwiek innym. Odznaka zaraz znalazła się z powrotem w torebce, a Victoria bezceremonialnie zaczęła przeszukiwać mężczyźnie kieszenie, patrząc na niego wymownie i ze złością. – Nie wygląda jak twoje – warknęła, wyciągając ewidentnie damską, złotą, wysadzaną brylantami bransoletkę. – I to też nie – skomentowała na widok ewidentnie złotego zegarka. – I to również – warknęła, kiedy zgarnęła swój portfel, który zaraz wylądował w torebce.

Bez słowa odwróciła się do Sauriela, żeby naprawić jego spodnie po tym, jak już się podniósł z ziemi i podeszła do niego, chwilowo ignorując złodzieja.

– Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? Bardzo ci dziękuję – dodała jeszcze, miękko, uśmiechając się do niego przepraszająco. – Dasz mi dwadzieścia minut? Muszę zgarnąć naszego koleżkę do aresztu i zafundować mu niezapomnianą noc – nie chciała rezygnować z tego spotkania, nawet jeśli mieliby tylko siedzieć i sobie milczeć. Nie zamierzała się bawić w przesłuchiwanie gościa… to znaczy zamierzała, tylko nie od razu. Chciała poprosić kogoś, by go przetrzymał i sobie grzecznie poczekał, aż ona znajdzie dla niego czas w swoim CZASIE WOLNYM który zamierzała spędzić na WOLNYM a nie na pracy.


Kształtowanie
Rzut PO 1d100 - 88
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 87
Sukces!
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#10
05.10.2023, 11:55  ✶  

Wyglądało to gorzej, niż miało się w rzeczywistości, bo Sauriel zdążył napiąć mięśnie, żeby but złodzieja nie wbił mu się w bebechy i nie wywołał przysłowiowego (przynajmniej przysłowiowego dla wampira) bezdechu. I tak wystarczyło, żeby na moment zamarł i podniósł się z opóźnieniem. Nie zrobiło to i tak większej różnicy. Zajęty szamotaniną złodziej nie zobaczył nawet, kiedy w jego kierunku poleciało krępujące zaklęcie, które skutecznie zatrzymało go na miejscu.

Sauriel podniósł się powoli. Można było mówić o adrenalinie wywołanej pogonią, ale nią nie było. Eskcytacja? Chyba też nie? Na moment był ten zryw. To specyficzne uczucie, kiedy chcesz dopaść obiekt, który przed tobą ucieka i nie było to zwieńczone już nawet szlachetną myślą o dopadnięciu złodzieja. Była gazela i był lew. Była młoda antylopa i była czarna pantera, w którą Kot chciał bardzo wbić swoje pazury. To czysty instynkt pozbawiony finezji. Ale polowanie zakończyło się bardzo szybko i pozostało otrzepanie dłoni i spojrzenie na swoje ubranie i ubrudzone nogawki. Kiedy Victoria więc podeszła i zaczęła wytrzepywać ze złodziejaszka przedmioty, on zajął się ogarnianiem samego siebie. Zaczął otrzepywać spodnie, kolana, przeczyścił zaklęciem zabrudzenia i upewnił się, że materiał się nie uszkodził, poprawił koszulę i nawet przejechał palcami po włosach, żeby je zagarnąć w tył, dotykając drugą ręką miejsca, w które oberwał. Nawet siniaka z tego nie będzie. Ale to dlatego, że na jego ciele siniak się nie miał prawa pojawić.

- Ay. Wszystko gra. - Zapewnił ją, wciąż czując stygnące i schodzące z jego ciała wrażenie, którym był ten krótki pościg. - Nie ma za co. - Spojrzał przez moment na Victorię, ale zaraz przeniósł wzrok na złodzieja. Jego gazela. Było coś ciągnącego w tym nieprzyjemnym uczuciu, że miała ona zostać zabrana. I to było widać w jego spojrzeniu. Było niemal namacalne w tej atmosferze, która się zmieniła wraz ze zmianą spojrzenia. Jak opadała z apatii, kiedy czarna magia owijała się wokół niego jak perfumy, kiedy intencja była całkiem jasna, z którą spoglądał na mężczyznę. Nie było w nim złości, gniewu czy głodu krwi. To był głód zupełnie innego rodzaju. Pragnienie przelania krwi nie dlatego, że głód podchodził pod gardło, a dlatego, że ziemia się tego domagała. Dla zasady. Tylko dlatego, że... Sauriel odetchnął i przechylił głowę to w jedną to w drugą stronę, przestając wpatrywać się w mężczyznę, żeby zwrócić znów uwagę na Victorię. - Jasne. Poczekam już w Norze? - To było pytanie, bo w zasadzie to wolał sobie klapnąć i coś wypić, niż stać na ulicy i... stać na ulicy... i czekać, aż Victoria to załatwi i ogarnie, a jak wiemy czasami potrafiło się to rozciągnąć. Kiedy chociażby leciało się na Nocturn, bo wspomnienia się kompletnie pomieszały i znów stworzyły kolejny chaos i problem. Zapytał o to całkowicie spokojnie. I nawet ta sytuacja zdawała się nie naruszyć tego dziwnego spokoju, w jakim tkwił. Spojrzał w dół na buty Victorii... buty Victorii? - Może złapię ci bryczkę do Ministerstwa. - Zaproponował, patrząc na jej stópki.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (2886), Sauriel Rookwood (2833)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa