Rolph nie miał zamiaru pozbywać się swojego obuwia. Nie miał zamiaru dopuścić do kontaktu stóp z podłogą, na której nie wiadomo co robiono. Gdy Morpheus wszedł więc do środka, Rodolphus z gracją położył dłonie na parapecie i podciągnął się, by przerzucić nogę i znaleźć się obok mężczyzny. Nawet się nie zachwiał, zupełnie jakby jednak zdarzało mu się korzystać z okien jako z wyjścia ewakuacyjnego. Lonbgottom znalazł pułapkę, więc on nie zamierzał na razie oświetlać sobie wnętrza przy pomocy różdżki. Odczekał stosowną chwilę, by jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku, a potem wstrzymał powietrze, które przed chwilą wciągnął w płuca.
Rodolphus gwizdnął ni to w wyrazie podziwu, ni zaskoczenia. Podszedł do regału, na którego półkach znajdowały się rzędy słoików z parafiną. W środku pływały organy różnej wielkości - mniejsze, większe, całe i przepołowione. Chore i zdrowe. Rodolphus z fascynacją rozpalił różdżkę, by móc ocenić, do kogo należały. W świetle lumos Morpheus mógł dostrzec zupełnie inną twarz młodego Lestrange'a. Jeżeli do tej pory mógł uważać, że chłopak był wyzuty z emocji i pretendował do miana Pracownika Roku Z Kijem W Dupie, tak teraz miał szansę zmienić zdanie. Na gładko ogolonej twarzy Rodolphusa widać było wyraźną fascynację, niezdrowy i niepokojący zachwyt wręcz - z całej jego postawy nie biło obrzydzenie, które powinno bić u zdrowo myślącej osoby.
- Są tu ludzkie i zwierzęce - powiedział po chwili, oceniając dobrą minutę dwa słoiki. Przez chwilę można by myśleć, że te mniejsze mózgi należały do... Mniejszych przedstawicieli ich gatunku, ale nie. - Ten jest najprawdopodobniej małpy. Wyglądają niemal identycznie, ale różnią się detalami w budowie.
Wyjaśnił, wskazując na dwa słoiki, stojące obok siebie. To, co jednak było niepokojące, to cała półka pustych słojów z parafiną. Wyglądało na to, że czekają na swoich mieszkańców. Rodolphus odwrócił się i dopiero wtedy dostrzegł przepowiednie. Zmarszczył brwi i oświetlił wnętrze chaty, obracając się lekko w bok.
- Skąd ona może to mieć? - zapytał Morpheusa, podchodząc do narzędzi. Niczego nie dotykał, ostrożnie też stawiał stopy, by przypadkiem nie zdradzić zbytnim przesunięciem czegoś ich obecności. Bo przecież nie będą tu na nią czekać, prawda? Czy może powinni, by nie dopuścić do ataku, przed którym zdążyli? Oczywiście Rolph miał na myśli przepowiednie. Połyskujące kule powinny znajdować się wyłącznie w Departamencie Tajemnic, przynajmniej wedle jego wiedzy. Nikt też nie mówił, że coś im zginęło. Więc... Co do chuja? - Zgubiliście coś u siebie, panie Longbottom?
Byłoby naprawdę kiepsko, gdyby wyszło na jaw, że ktoś okradł Ministerstwo Magii. Ale z drugiej strony Lestrange nie miał pojęcia, czy w innych krajach przepowiednie nie były przetrzymywane w podobny sposób. Mogło przecież tak być, nie musiała być to własność londyńskiego Ministerstwa.