Lestrange był pierwszą osobą o której pomyślała. Działała szybko, miała świadomość, że nie ma zbyt wiele czasu. Mugole nie będą na nią czekać wiecznie. Postanowiła więc działać impulsywnie, aportowała się przed domem kuzyna. Nie chciała pojawić się w jego sypialni. Z Rabastanem nie miała tego problemu, bo jednak byli ze sobą dużo bliżej. Lou wolała nie nachodzić, aż tak. Był jednym z jej najwspanialszych kuzynów, jednak wolałaby nie zastać go w jakiejś dwuznacznej sytuacji. Kto właściwie wiedział, czym się zajmował w czasie wolnym, w środku nocy. Być może miał tu jakąś orgię, czy babę, wolałaby mu nie przeszkadzać w trakcie takich zajęć.
To był powód przez który aportowała się przed drzwiami wejściowymi. Nie zwlekała zbyt długo. Zaczęła pukać, chociaż pukanie to bardzo delikatnie powiedziane. Waliła w drzwi całą swoją siłą, gdyby jednak spał, czy coś. Potrzebowała go teraz, w tej chwili. Musiał jej pomóc i miała nadzieję, że w ogóle zastanie go w domu.
Nie zamierzała też tłumaczyć całego planu, w skórcie jedynie opowiedzieć do czego jest jej potrzebny. Wiedziała, że wspiera Czarnego Pana swoimi działaniami tak mocno jak ona. Powinien więc jej pomóc, w ogóle nie zakładała, że może być inaczej.
- Lou, Lou, otwieraj. - Nie przestawała uderzać w drzwi. Jakby to mogło przyspieszyć jego reakcję, pobudkę, czy po prostu podejście do drzwi. Istotne dość było to, że nie wyglądała jak ona, miała nadzieję, że ją rozpozna mimo wszystko. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy nie widział jej w tej postaci, ale nie potrafiła sobie przypomnieć. Najwyżej wspomni mu o tym, co zrobili z pewną dziennikarką i nie będzie miał żadnych wątpliwości z kim ma do czynienia. Niech no tylko podejdzie do tych drzwi.